Jak wiadomo, Psychiatryk24 nigdy nie cieszył się moją sympatią. Kiedy grupa uczestników odeszła by założyć własne „tekstowisko” ucieszyłem się, bo to oczywista szkoda dla Igora Janke, ale mój stosunek do nowej platformy blogowej jest złożony.
Czy życzę jej dobrze? To nie ma znaczenia. Nawet mi się nie chce nic życzyć albo i nie życzyć. Zbyt głęboko jestem przekonany, że to się nie ma prawa udać. Cała idea tej platformy polega – jeśli to dobrze rozumiem – na tym, że żeby być wolnymi i niezależnymi od wszelkich nacisków i manipulacji, trzeba płacić za prowadzenie bloga i za prawo do komentowania. W dzisiejszym Internecie, w którym wszędzie bez trudu znajdziemy darmowe platformy blogowe (darmową pocztę, darmowy hosting, darmowe komunikatory…) to po prostu nie ma prawa przetrwać.
Rzecz jasna, w kapitalizmie za darmo to jest tylko ser w pułapce na myszy. Blog na bloksie jest „darmowy”, bo muszę za to znosić upierdliwe fleszowe reklamy kiedy się loguję, a w dodatku zgadzam się z tym, że mojej wolności słowa nie ogranicza już tylko konstytucja i umowy międzynarodowe, ale widzimisię admina (zdanie przerobione po sugestiach komentatorów – WO).
W dzisiejszych czasach takie transakcje robimy codziennie. Na ulicy jestem wolnym obywatelem z prawem do manifestowania poglądów politycznych. Ale na ulicy jest zimno i ponuro, więc w taką pogodę spacer po sklepach wolę odbywać po centrum handlowym – w którym moje prawa zależą już od widzimisię ochroniarza. Bo nie jestem już w miejscu publicznym, jestem na czyimś terenie i jak będę chciał manifestować jakiekolwiek poglądy, mogą mnie wypieprzyć.
Oczywiście, w praktyce nie zechcę więc mi to nie przeszkadza. Podobnie z blogiem – w praktyce jako tzw. porządny obywatel nie spodziewam się, bym kiedykolwiek popadł w konflikt z regulaminem. Staram się jednak być na tyle uważnym obserwatorem przemian cywilizacyjnych, by przynajmniej robić to wszystko świadomie – świadomie obserwować, jak stopniowo rezygnujemy z naszych praw takich jak wolność słowa, prywatność, tajemnica korespondencji czy swoboda manifestowania poglądów politycznych, bo tak jest taniej, bo tak jest wygodniej, bo na forach są fajniejsze smileye niż w Usenecie.
Sam nie zamierzam walczyć z tym zjawiskiem, bo jestem przekonany o jego cywilizacyjnej nieuchronności („no man can fight the future”, jak zauważył przywódca Syndykatu) – ale to akurat jedna z tych sytuacji, w których chciałbym się mylić w swoich prognozach. Nie życzę więc źle „tekstowisku”, niech się bawią jak najlepiej przez te kilka miesięcy, które im zostały.
PS. Dopiero komentarz Marcina Jagodzińskiego sprawił, że wywaliłem fragment o własności intelektualne, bo warunki tekstowiska są – paradoksalnie – gorsze od warunków oferowanych przez komercyjne platformy blogowe. Uczestnik tekstowiska " udziela Portalowi bezpłatnej i bezterminowej licencji na publikację każdego własnego wpisu i/lub komentarza wyłącznie na łamach Portalu". To naprawdę jest oferta skierowana dla uciekinierów z psychiatryka – przecież wynika z tego, że nie wolno nawet skasować swojego bloga z Tekstowiska i przenieść go na inną platformę razem ze starymi notkami!
Obserwuj RSS dla wpisu.