Mieliśmy w firmie interesujące spotkanie z Wybitnym Publicystą Telewizyjnym. Niestety nie był to mój idol z klipu powyżej, a w dodatku nie powiem kto, bo nie chodzi mi o celebrity gossip, tylko o bardzo ciekawe zjawisko, o którym nam mówił.
WPT przemówił do nas z pozycji kogoś, kto nam ogólnie dobrze życzy, ale jest zrozpaczony naszą telewizyjną indolencją. Dlaczego gdy w programie „Teraz My” ma być mowa o lustracji Wolszczana spierają się ze sobą Wildstein i Najsztub? – zapytał WPT. Dlaczego w roli „anty-Wildsteina” wystąpił dziennikarz niszowego „Przekroju” a nie ktoś od nas?
Według WPT, „Gazeta” po prostu nie ma atrakcyjnych telewizyjnych dyskutantów. Skrytykował naszych autorów pojawiających się w telewizji (zwłaszcza skłonność Ewy Milewicz do uśmiechania się w milczeniu i swobodny strój Piotra Pacewicza). Zasugerował, że „Dziennik” zdołał opanować telewizyjną publicystykę nie tylko dzięki przychylności Wildsteina i Urbańskiego, ale też dlatego, że autorzy „Dziennika” zawsze chętnie przyjdą i będą pod krawatem – podczas gdy dziennikarzy „Gazety” trzeba do telewizji wołami zaciągać, a do tego przychodzą w tiszertach.
Co zaś najgorsze – nie potrafią „odegrać podejścia bardziej emocjonalnego niż mają w rzeczywistości”. Cytuję słowa WPT z pamięci, ale mam nadzieję, że wiernie. Chodzi o to, że gdy oponent reprezentujący poglądy konserwatywne powie, że jest za kastracją pedofili, nie wolno przed kamerą odpowiedzieć na to spokojnym tonem o prawach człowieka, bo w oczach publiczności przez telewizorami wygra wtedy nakręcający emocje konserwatysta. Zwłaszcza jeśli będzie miał krawat.
Według WPT, „Gazecie” potrzeba kogoś, kto na takie dictum odpali czymś równie emocjonalnym, co powinno raczej brzmieć „gdyby ktoś skrzywdził moje dziecko, to ja bym go [tu WPT sugerował, że w wizjach kastrowania i wieszania należy przelicytować Tuska i Kaczyńskiego razem wziętych], ale…”. I dopiero po tym „ale” wolno być obyczajowym liberałem.
Porady WPT przyjęliśmy raczej nieufnie, z sali padały pytania typu „po co nam w ogóle obecność w telewizji?”. WPT odpowiadał, że mamy ewidentny problem wizerunkowy, jesteśmy postrzegani przez Szarego Człowieka jako oderwani od życia aroganci. My na to replikowaliśmy, że mimo niewątpliwego uroku fryzur redaktora Karnowskiego, to jednak my sprzedajemy pięć razy więcej egzemplarzy, a więc telewizyjna obecność jest overrated.
Nie wiem, czy ta rozmowa coś zmieni w praktyce, ale była dla mnie bardzo ciekawa jako dla telewidza. A właściwie byłego telewidza, bo mój kontakt z telewizją coraz bardziej wycofuje się w stronę niszowych kanałów tematycznych. Od kiedy w „Szkle kontaktowym” wprowadzili telefony od widzów, zupełnie przestałem oglądać TVN24, a co do „Wiadomości” i „Faktów”… to już nawet nie pamiętam, kiedy oglądałem ostatni raz.
Rozmowa z WPT pozwoliła mi zrozumieć, co mnie od telewizyjnej publicystyki odrzuca – nudzi mnie właśnie jej symulowana emocjonalność w tabloidowej stylistyce. Aktorskich emocji szukam w Canal+ i HBO, a publicystyki na zadrukowanych płachtach papieru.
Obserwuj RSS dla wpisu.