Przykro mi, że ponownie zanudzam tematem afery urodzinowej, ale to jest naprawdę wyjątkowy odcinek sitcomu o prawicowych blogerach. Nie doceniałem tego serialu snując prognozy co do puenty w poprzedniej blogonotce.
Puentą okazał się proces cywilny, który prawicowi blogerzy wytaczają Igorowi Janke – swemu ojcu chrzestnemu, który stworzył Salon24, z którego wypączkowały drogą kolejnych rozłamów różne prawicowe platformy, w tym odpowiedzialne za Jubelgate Blogmedia24. Rzecz jasna, zamiar złożenia pozwu ogłosili również w Salonie24 (i dopiero wtedy wykasowano ich konta).
To jest dobry moment by przypomnieć, dlaczego tę platformę zwykłem zwać „Psychiatrykiem”, bo cała afera urodzinowa wywodzi się bezpośrednio ze skłonności polskiej prawicy do życia w świecie urojeń.
Prawicowe blogerki nakręciły ją rzekomo po to, by Annę Walentynowicz „wydobyć z cienia”. I tu się zaczyna problem: nikt przy zdrowych zmysłach nie powiedziałby, że Anna Walentynowicz jest postacią jakoś szczególnie przemilczaną. Volker Schloendorff nakręcił o niej biopic, mistrz Wajda obsadził ją w roli „as herself” w filmie nagrodzonym zasłużoną Złotą Palmą i regularnie powtarzanym w TVP.
A jakby tego było mało, jubel solenizantce wyprawił sam prezydent Kaczyński – gdyby w ogóle impreza Blogmediów doszła do skutku, byłaby mocno redundantna.
Ale wizja skazania Walentynowicz na zapomnienie doskonale pasuje do prawicowej mitomanii – bo przecież Walentynowicz jest prześladowana przez Układ i Ubekistan, Majestic 12 i Lożę Minus Pięć, Gromosława Czempińskiego zakładającego PO oraz oczywiście Lesława Maleszkę, członka ścisłego kierownictwa mającego wpływ na kształtowanie linii redakcyjnej (osobliwie gdy chodzi o agregaty prądotwórcze).
Niechęć prawicy polskiej do mierzenia się z realnym światem dobrze ilustruje popularność mitu o tym, jakoby PiS miał przeciw sobie media – w rzeczywistości rząd Kaczyńskiego podporządkował sobie państwowe radio i telewizję, w „Dzienniku” redaktor Karnowski pisał rzygotliwe reportaże o żelaznym kanclerzu i jego dzielnym wice, „Fakt” i „Super Express” prześcigały się w chwaleniu Ziobry za ściganie kardiologów, a na deser jeszcze kaczyści schrupali „Rzeczpospolitą”.
Jeśli więc ktoś na serio wierzy w wrogość mediów wobec PiS, to musi być pieprznięty w czółko – a oni wszyscy w to wierzą równie gorąco, jak w potrzebę wydobywania z cienia Anny Walentynowicz. I całe szczęście, bo od czasów Alojzego Pietrzyka wiadomo, że nic tak dobrze nie robi lewicy, jak szaleństwo prawicy.
Obserwuj RSS dla wpisu.