Co oni mogą zrobić?


Mam w pracy kolegę, który gorąco sympatyzuje z poglądami Jarosława Lipszyca na prawo autorskie. Zresztą, mam ich w pracy więcej, dlatego te poglądy regularnie są nagłaśniane. Ale ten konkretny do którego piję mówił mi niedawno o swoim wielkim odkryciu, jakim jest programik do obchodzenia zabezpieczeń Google Books – zabezpieczenia pozwalają na przeczytanie tylko fragmentu książki, ale programik sprytnie udaje osobnych użytkowników i ściąga całość.
„Co oni mogą zrobić, żeby to zablokować?” – pytał ów kolega, a mi dreszcze przechodziły z wrażenia, bo jajakomarksista generalnie spoglądam na kapitalizm tak, że z góry zakładam, że oni tak w skrócie to mogą wszystko. Powinniśmy się zawsze cieszyć, że ludzki koncern nie zabił, a miał brzytwę.
Więc gdy ktoś zadaje pytanie „co oni mogą zrobić”, boję się, że oni zaraz udzielą odpowiedzi, tyleż precyzyjnej co bolesnej.
W tym przypadku odpowiedzią jest ekranik, który się pojawia, gdy ktoś u mnie w pracy chce skorzystać z Google Books. Nie wiem jaki będzie dalszy ciąg, ale każdy scenariusz będzie dla zwykłego użytkownika przykry. Albo Google Books nigdy tu nie będzie działać (bo co nas zdejmą z czarnej listy, to ktoś znowu zapuści sprytny programik). Albo administratorzy użyją jakichś brutalnych metod zaradczych. Albo w ogóle skasują publiczne WiFi.
Tak czy siak, znowu filozofia „co oni mogą zrobić?” doprowadziła do nieszczęścia.
Przy okazji zamknięcia serwisu „odsiebie”, Jarosław Lipszyc ponownie wyłożył w „Gazecie” swoje credo – że większość internautów chce łamać prawo autorskie i nie zamierza z tego rezygnować, więc „biznes, dopóki tego nie zrozumie, wciąż będzie na kursie kolizyjnym z użytkownikami kultury”.
Biznes to rozumie od początku, nie rozumieją tego jeszcze wszyscy politycy. Im dokładniej Lipszyc im wyjaśni, że wybór jest prosty, albo swoboda internautów albo interesy koncernów – tym gorzej dla swobody internautów.
Prawdopodobnie rzeczywiście wygląda na to, że bez brutalnego odcinania od poszczególnych usług, a w ostateczności w ogóle od Internetu, interesów przemysłu medialno-rozrywkowego nie da się zabezpieczyć. Kto wierzy, że politycy się powstrzymają przed wprowadzeniem takich przepisów, ten jest osobą tak naiwną, że mam jej do zaoferowania wysoką kolumnę w centrum Warszawy, na szczycie której stoi pomnik jakiegoś kolesia. Naprawdę tanio sprzedam, Jarku.

Obserwuj RSS dla wpisu.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.