En lecture (102)


Roman Polański odgrywa ostatnio niepokojąco dużą rolę w moim życiu. Najpierw zachwycił mnie jego „Ghost Writer”, a teraz płyta jego małżonki, na której występuje w duecie „Qui etes vous?”.
Treść piosenki dobrze przedstawia sam jej tytuł. „Kim pan jest i co pan robi w moim łóżku?” – pyta oburzona kobieta. Mężczyzna (Polański) na te pytania odpowiada mniej więcej tak, że jest narzeczonym owej kobiety i prawi jej ze zwrotki na zwrotkę coraz bardziej wieloznaczne komplementy.
Kobieta coraz bardziej oburzona każe mu się wynosić i grozi wezwaniem policji, ale jakoś ciągle tego nie robi. Z kwestii mężczyzny wynika zaś, że jednak chyba łączy ich jakaś zażyłość, bo podejrzanie dużo o niej wie.
Kontrast zmysłowego głosu Emmanuelle Seigner i znudzonego barytonu Polańskiego to nawiązanie do duetów Serge Gainsbourga. Powtarzał się w nich podobny schemat: głos męski prawie w ogóle nie śpiewa, często po prostu seksownie mruczy „moi non plus”, cały wysiłek spada na kobietę.
Co się kończyło źle, gdy kobieta nie umie śpiewać (wersja „Je t’amie z Bardotką”), albo zmuszało Gainsbourga do modyfikacji tego schematu jak w „Comic Strip”. Tutaj to on bierze na siebie śpiew, ale na poziomie wlazłkotka; głos kobiecy z kolei nie śpiewa, ale mnóstwo ekspresji wkłada w komiksowe onomatopeje.
Niestety, „Qui etes vous”? Seigner nie ma w jutubce, wklejam więc „Comic Strip”. Jak to z pewnością można daje się zauważyć na moim blogu, mam graniczący z fetyszyzmem stosunek do języka francuskiego – uderzyło mnie niedawno, że Gainsbourg miał podobny stosunek do angielskiego. Z jakim namaszczeniem on traktuje słowa typu „jukebox”, „ford mustang” czy „comic strip”!
A przecież właśnie formuła takiego zmysłowego duetu ze znudzonym barytonem i podekscytowaną kobietą jest chyba nieprzekładalna na inne języki? Od razu przychodzą mi do głowy inne przykłady, jak dawny przebój lata „Monaco” czy duet Etienne Daho z Charlotte Gainsbourg. Ale jak by to wszystko głupio brzmiało po polsku czy angielsku…
Puenta notki będzie niestety całkowicie od czapy, ale znalazłem się w sytuacji trochę jak z powieści Lodge’a, gdyby bohaterowie Lodge’a pisali blogi. Zostałem poproszony po zajęciach na SWPS, bym przekazał na swym blogu następujący mesydż dla pewnej stałej komentatorki: „La-breithe mhaith agat!” (nie rot tylko gaelic). No to ode mnie też…

Obserwuj RSS dla wpisu.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.