Prawica od początku nie szanowała żałoby, wykorzystując ją do pijarowych pomysłów z pogrzebem na Wawelu i durnych nagonek typu „czy odwołacie, czy przeprosicie”. Osobiście nie zamierzam odwołać ani jednego złego słowa, które napisałem na temat Lecha Kaczyńskiego – po prostu w odróżnieniu od prawicowych chamów, wypisujących plugastwa po śmierci Kuronia i Geremka, szanowałem okres żałoby.
Szczęśliwie mamy ją wreszcie za sobą. Życie wraca do normy, a więc możemy spokojnie podsumować tę przedwcześnie zakończoną kadencję.
Uważam, że Lech Kaczyński był złym prezydentem – i jako gospodarz kraju i jako gospodarz miasta, w którym upływa większość mojego życia. To charakterystyczne, że próbując wyliczyć jego osiągnięcia jako prezydenta Warszawy, nawet jego zwolennicy wymieniają w pierwszym odruchu muzeum powstania i… potem mają problem.
Bo co właściwie dała stolicy ta prezydentura, poza tym jednym muzeum? Inni prezydenci zostawili po sobie mosty, tunele, rozbudowę metra. To miasto tak rozpaczliwie potrzebuje obwodnicy, drugiej linii metra, nowych przepraw przez Wisłę – a dla Kaczyńskiego ważniejsze były puste pijarowe gesty w rodzaju wyliczania Niemcom strat za Powstanie.
Muzeum dyrektora Ołdakowskiego zamierzam bojkotować dopóki nie zostanie przecięta wstęga na trasie Mostu Północnego. Jego budowę Lech Kaczyński obiecał warszawiakom w swojej kampanii wyborczej. I skłamał. Zamiast budowy była seria nieudanych przetargów, które ciągle unieważniano z powodu szkolnych błędów robionych przez jego urzędników.
Szefem tej ekipy nieudaczników był Andrzej Urbański, który u Kaczyńskiego odpowiadał za inwestycje. W tym: za wieloletni paraliż skrzyżowania Marynarskiej z Wołoską poprzez ślamazarną budowę węzła. Będę mu to wypowiadać do samego końca (mojego lub jego).
Wygląda na to, że mój bojkot Muzeum Powstania Warszawskiego nie będzie już trwać długo. Gdy patrzę, jak na budowie Trasy Mostu Północnego uwijają się w świątek i piątek, nabieram szacunku dla Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pamiętam jakim dramatem dla moich znajomych o centrolewicowych poglądach była ta konieczność wyboru między nią a chłopakiem Isabel – wszyscy, którzy uznali panią od Ducha Świętego za mniejsze zło, mogą sobie teraz pogratulować.
Jako prezydent kraju Kaczyński miał mniej okazji, by zabłysnąć budową mostu czy autostrady. Ale nie zabłysnął – w moim przekonaniu – niczym. Jego polityczne awantury na forum międzynarodowym budziły we mnie zażenowanie. Mam nadzieję, że następny prezydent będzie więcej pary puszczać w koła, a mniej w gwizdek.
Od polskich polityków oczekuję działań na rzecz modernizacji Polski. Nie jakiejś dziwacznej „konserwatywnej modernizacji”, którą sobie teraz wymyśliła Krytyka Polityczna, tylko takiej po prostu.
Chodzi mi o rozwój infrastruktury komunikacyjnej, telekomunikacyjnej, społecznej i instytucjonalnej. O metro, lotniska, szybkie koleje, współcznynnik scholaryzacji i parki technologii. O pomoc dla samotnych matek i autostrady, po których pomykać będą lśniące nówki. Bez korków, bo rozsądni ludzie i tak wybiorą szybki i nowoczesny pociąg.
Że przy rozbudowie infrastruktury jakiś Kulczyk coś zarobi? Trudno. Wolę wątpliwą etycznie autostradę niż nieskazitelny moralnie korek na starej krajówce. Rządząc Polską i Warszawą obaj Kaczyńscy pokazali, że do infrastruktury mają podejście Kononowicza: nie będzie korupcji, nie będzie autostrad, nie będzie niczego.
Są oczywiście w Polsce ludzie, którzy uważają, że ważniejsze jest wznoszenie pomników dla martwych niż obwodnic dla żywych. Szanuję ich prawo do tego poglądu. Chcę podobnego szacunku dla mojego.
Oni już mieli prezydenta i dwóch premierów. Teraz my musimy się zmobilizować, żeby kampania oparta o „smutne oczy Kaczyńskiego w sepii” nie dała im następnej kadencji. Muzeów i pomników w tym kraju mamy już naprawdę dość dużo, przydałoby się teraz coś na to stulecie.
Obserwuj RSS dla wpisu.