Po raz kolejny przepraszam czytelników za to, że polityki u mnie na blogu tradycyjnie za dużo – ale bzdury wypisywane przez prawicowych publicystów na temat „tysiąca kilometrów dróg obiecanych przez Komorowskiego” zmuszają mnie do skomentowania.
Wbrew temu, jak zrealacjonowały to prawie wszystkie media – wypowiedź Komorowskiego nie była obietnicą. „W ciągu pierwszych 500 dni kadencji rozpocznie się budowa tysiąca kilometrów nowych dróg: autostrad, dróg krajowych i lokalnych oraz obwodnic miast” to po prostu stwierdzenie faktu, o czym wiedzą wszyscy ludzie interesujący się infrastrukturą.
Wśród takich ludzi jest niejaki Toonczyk, który na odpowiednim forum regularnie uaktualnia wykres pokazujący, ile dróg samochodowych (autostrad + ekspresówek) jest w tej chwili w budowie, a ile w eksploatacji.
Notkę ilustruję wykresem Toonczyka – mam nadzieję, że wybaczy taki fair use? – brzydko przeskalowanym i opatrzonym przeze mnie komentarzem o tym, kto w której fazie był u władzy i komu zawdzięczamy lot krzywej ku wyżynom lub jej załamanie. Polecam łaskawej uwadze zwłaszcza załamkę 2006/2007.
W tej chwili w Polsce w budowie mamy 932 km autostrad i ekspresówek. W zaawansowanej papierkologii (przetarg w toku) mamy dalsze 725 km. Te, które są teraz w fazie przetargu, raczej na pewno w ciągu najbliższych 500 dni będą już w budowie.
Nie śledzę statystyk budowy innych dróg, ale zapewne spokojnie w innych fazach zaawansowanej papierkologii znajdzie się te dodatkowe 300 km, które dają ten tysiąc. Reasumując: Komorowski niczego nie obiecał, po prostu opisał obecne tempo budowy.
Wystarczy, że Platforma je utrzyma – bo jakby miała jeszcze przyśpieszyć, to się zacznie już betonowanie parkowych alejek.
Przypomnijmy podstawowe fakty: budowa drogi od rozstrzygnięcia przetargu do przecięcia wstęgi typowo trwa trzy sezony budowlane. Na razie trwamy w dołku wynikajacym z tego, że w roku 2007 rządzili nami nieudacznicy, którzy budowę dróg wręcz spowolnili (widać na wykresie).
W przyszłym roku – mam nadzieję, że przed wyborami – oddawane będą pierwsze inwestycje platformiane, czyli A1 Toruń-Grudziądz i pierwsze odcinki obwodnic Wrocławia i Warszawy. Dopiero w 2012 czeka nas rekordowy rok, w którym sieć drogowa wydłuży się o kilkaset kilometrów.
To wszystko jest tak zaawansowane, że nawet gdyby PiS objął władzę w 2011 i znowu zaczął sabotować drogownictwo, już dużo nie napsują. Cała planowana sieć autostrad powinna być wtedy w budowie lub w eksploatacji. Co w połowie będzie zasługą rządów PO – drugą połowę zbudowały inne rządy zajmujące się tym na ziemiach polskich, od NSDAP przez PZPR po PiS.
Obserwuj RSS dla wpisu.