Znów poszedłem się pogapić na obrońców krzyża. Padał niesympatyczny jesienny kapuśniaczek i po raz pierwszy wszystkich zrobiło mi się ogólnie szkoda.
W gronie obrońców dominowali starsi ludzie. I to tacy naprawdę starsi, już z widocznym zniedołężnieniem. Nie te rumiane staruszki z reklam, którym wnuczki kupują Biovital. To staruszkowie, którzy utracili kontakt z XXI wiekiem, bo wnuczków albo nie ma w ogóle albo się straciło z nimi kontakt za sprawą beztroskiego rozwodziku sprzed lat.
Z najsławniejszej pierwotnej grupy obrońców wypatrzyłem tylko gwiazdę hip-hopu z Ostrowi Mazowieckiej, uwielbianego przez internautów Sałaciaka. Też przyczyniał się do ogólnej melancholii krajobrazu.
Żal mi też było moich kolegów po fachu, kryjących się przed deszczem pod balkonikami i w wozach transmisyjnych. Kręcili bez przekonania jakieś setki, których nikt nigdy nie nada, bo co to za nius, obrońcy trwają któryś tam dzień, poza tym – nic się nie dzieje.
Najbardziej w tym zawodzie frustrujące jest to, że różne rzeczy robi się ze świadomością, że najprawdopodobniej będzie to kawał solidnej, nikomu niepotrzebnej roboty. Bo tekst nie pójdzie, setki nie puszczą, dokładnie ten sam efekt zawodowy osiągnęłoby się chowając przed deszczem w pobliskich przytulnych Zakąskach.
Jest chociaż jeden wygrany w tej całej aferze. To wypożyczalnia podnośników koszowych Klimex. Kamerom na podnośniku od Klimexa zawdzięczamy najfajniejsze ujęcia z nocnej uroczystej inauguracji zapateryzacji 9/10 sierpnia.
Podnośnik stoi zaparkowany w pogotowiu w pobliskiej uliczce. Faktura ciągle rośnie, ale kontrahent pewnie nie chce go zwracać, bo w końcu kiedyś ten krzyż przeniosą, a wtedy znowu będzie co kręcić. Zamarzył mi się w związku z tym odczapistyczny reportaż o najnowszej historii Polski widzianej z punktu widzenia firmy Klimex. Gdyby te podnośniki umiały mówić…
Obserwuj RSS dla wpisu.