Histerię związaną z dopalaczami obserwuję z niesmakiem, tak dużym, że początkowo nawet nie chciałem tego komentować. Czasem jednak trzeba Dać Świadectwo (hurtowo nadrabiając: Irvinga wpuścić, bo wolność słowa; za tortury CIA ścigać, bo prawa człowieka).
Idea zapobiegania narkomanii poprzez ustalenie listy substancji zakazanych ma mniej więcej ten sam feler, jak zapobieganie przeklinaniu przez ustalenie listy słów zakazanych. Nawet jeśli spróbujemy ją ułożyć i bezwzględnie egzekwować zakaz wypowiadania zabronionych słów, to po prostu ludzie zamiast „dupa” będą mówić „pupa” i wyjdzie na to samo.
Podobnie jest z narkotykami. Zabronić posiadania amfetaminy nie sztuka, ale przecież farmacja zna gazylion substancji o podobnym działaniu. Nie można ich tak wszystkich po prostu hurtem zakazać, bo to zarżnęłoby rynek farmaceutyków i parafarmaceutyków.
Załóżmy jednak, że machniemy ręką na ten rynek. Po co nam lekarstwa na kaszel, depresję czy zaburzenia łaknienia. Obejdziemy się bez nich w imię ratowania naszej młodzieży. Pozostaje jeszcze ważniejszy problem: nie da się zatrzymać największej fabryki chemicznej, jaką jest flora, bezczelnie panosząca się po lasach, łąkach i nawet miejskich trawnikach.
Rośliny cały czas produkują substancje psychoaktywne. I dotyczy to nie tylko specjalnych roślin, które potrafią rozpoznać policjanci, ale także byle jakich chwastów, jak szałwia wieszcza czy bieluń dziędzierzawa.
Tę pierwszą dopisano na zakazaną listę w tej bezsensownej nowelizacji ustawy z 2009 roku, przygotowanej w pośpiechu przez posłów ulegajacych klasycznej panice moralnej z cyklu „szybko, coś trzeba zrobić!”. Chciałbym zobaczyć policjanta, który na pierwszy rzut oka odróżni susz Salvia divinorum od suszu Salvia officinalis.
Konsekwentne zwalczanie w przyrodzie wszystkiego, co może być psychoaktywne, wymagałoby regularnego opryskiwania herbicydami każdego zielonego skrawka, bo cholera wie, czy nie zalęgły się na nim niedozwolone grzybki, zioła czy krzaczki. Oraz wykreślenia niektórych ziół z kuchni, bo najarać się można byle kocimiętką.
Powiedzmy jednak, że uznamy to za warte szlachetnego celu ratowania naszej młodzieży przed zgubą. Poradzimy sobie bez syropku na kaszel, poradzimy sobie i bez przypraw ziołowych. Pozostaje jeszcze chemia przemysłowa i chemia gospodarstwa domowego.
Wszystkie chemiczne rozpuszczalniki – nie tylko eter! – gdy wdychane, zaburzają przewodnictwo nerwowe, a więc mogą wywołać takie czy inne otumanienie. Jak sobie wyobrażacie życie bez klejów, farb, paliw i lakierów?
Pośpieszne dopisywanie kolejnych substancji przyniesie więcej szkody niż pożytku – będzie blokować rozwój również rodzimej farmacji, a młodzież szukająca chemicznych podniet będzie się przesiadać z roślin mniej szkodliwych (szałwia) na bardziej szkodliwe (bieluń).
Albo będzie wąchać klej, jak za mojej młodości. I to dopiero tragedia, bo to już ordynarne mordowanie komórek nerwowych, a nie jakieś tam łaskotanie synaps transmiterami.
A wszysto w dodatku z góry skazane na porażkę, bo kompletnej listy Wszystkiego Co Psychoaktywne po prostu nie da się ułożyć. Nie wiem, jak to wytłumaczyć posłom, żeby do nich dotarło?
Rozwinę analogię ze wstępu do tej notki. Dlaczego nie da się ułożyć kompetnej listy Wszystkich Możliwych Brzydkich Wyrazów? Bo nie dość, że zawsze mogą wymyślić jakieś neologizmy (patrz: „Szewcy” Witkacego), to jeszcze ogromne są możliwości gry półsłowek (murwa kać).
Podobnie jest z farmacją – często środek psychoaktywny zachowuje z grubsza swoje właściwości, gdy zmienimy jeden podstawnik. Stąd liczne pochodne amfetaminy, które działają podobnie, ale formalnie są inną substancją.
Widziałbym więc wyjście w rygorystycznym pilnowaniu, żeby rekreacyjne dragi trafiały tylko do świadomego, dorosłego konsumenta (nie mam nic przeciwko podbiciu progu do 21 lat). Oraz bardzo poważnym ograniczeniu ich reklamowaniu, m.in. uniemożliwiającego reklamę trafiającą do młodzieży. No i surowej skarbowej kontroli wszystkich, którzy czymś takim handlują. Czyli: w podobnych obostrzeniach, jakim jest poddawany etanol – nasz ulubiony legalny narkotyk. A nawet jeszcze radykalniejszym.
Ale zapobieganie narkomanii przez wydłużanie listy zakazanych środków to pomysł chory i przeciwskuteczny.
Obserwuj RSS dla wpisu.