Wirusy komputerowe miewają chore poczucie humoru. Jeszcze długo po śmierci Doroty Terakowskiej dostawałem „od niej” maile wysyłane przez cybernetyczne robactwo.
Teraz w Halloween dostałem pośmiertny list od Zbigniewa Basary, polskiego dziennikarza mieszkającego w Nowym Jorku. Bardzo go osobiście lubiłem, starałem się z nim spotkać ilekroć delegacyjne wiatry rzuciły mnie do Wielkiego Jabłka. W mojej książce nawet znalazły się podziękowania dla Basary za wspólne spacery szlakami różnych popkulturowych wątków.
Poprosiłem go kiedyś o spacer po okolicach Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodych Mężczyzn. Doświadczyłem wtedy tego, co polscy prawicowy prozaicy opisują jako najpotworniejszy koszmar, czyli próby podrywu (!) ze strony nowojorskiego geja (!), jakiegoś znajomego Basary, który nas obu spotkał w tamtejszej knajpie.
Zbyszek, być może przerażony tym, jak zareaguje gość z Polski, zaczął mnie natychmiast energicznie przepraszać. Mnie z kolei cała ta sytuacja niebywale rozśmieszyła, bo teksty jego kolegi były na swój sposób urocze („nie wiedziałem, że w Polsce mają tak przystojnych chłopaków”), a jednocześnie kompletnie do mnie nie pasujące (chłopak! przystojny! było trochę ciemno, ale przecież nie aż tak?).
Rozmowa toczyła się więc w absurdalnym trójkącie, w którym Zbyszek usiłował przeprosinami zakrzyczeć komplementy swojego znajomego, a ja byłem tak rozbawiony, że nie byłem w stanie wyjść poza monosylaby (powiedzmy sobie szczerze, piliśmy w tej knajpie nie tylko wodę Poland Spring). W sumie: rozkoszne wspomnienie ze świata Village People.
Nie wiem, czy Zbyszek sam był gejem – nigdy nam jakoś rozmowa nie zeszła na ten temat. Na pewno miał w tym środowisku wielu znajomych, bo odegrał pewną rolę w tym, że Brendan Fay – gej z orędzia Kaczyńskiego – tak szybko dowiedział się, że jest „gejem z orędzia Kaczyńskiego”.
Skoro Zbyszek sam nie mówił o swoim życiu osobistym – to ja nie dopytywałem. I tak mieliśmy zwykle mnóstwo tematów podczas tych sporadycznych spotkań: kino, literatura, co słychać w NYC, co słychać w stolycy.
Jak bym zareagował, gdyby nagle, między opinią o nowym Allenie a cytatem ze starego Scorsese, Zbyszek dodał „a tak poza tym umieram, są przerzuty, lekarze nie dają żadnych szans”? Nie wiem. Jestem straszliwym panikarzem, nie mogę znieść myśli o zastrzyku, a co dopiero o chorobach, na które zastrzyk już nie pomoże.
Zachował to dla siebie. Może bał się tego, jak gość z Polski zareaguje na taki coming out? Zdaje się, że to był jego sposób na chorobę: jak najdłużej żyć tak, jakby nigdy nic. Za życia podziwiałem go za mnóstwo różnych rzeczy, doszła mi jeszcze jedna: podziwiam odwagę kontynuowania normalnego życia na przekór wrednej tkance.
Obserwuj RSS dla wpisu.