W ramach dylogii o Tomku Kwaśniewskim – teraz coś, z czym się zgadzam. Celna była jego uwaga w felietonie „Szczęściarze” o pokoleniowej barierze widocznej między pokoleniem z grubsza naszym (z grubsza, bo oczywiście Tomek jest jeszcze po dobrej stronie czterdziestki) a pokoleniem z grubsza pięćdziesięcioparolatków.
Kiedy moje pokolenie wchodziło w dorosłość, obserwowałem formowanie się tej bariery. Jej pamiątką jest dla mnie niewielki tekst w pierwszym numerze „Lewą Nogą”, który powstał zapewne w roku 1991 lub 1992 (przez jakiś rok to pismo było tylko teczką pełną maszynopisów – nawet nie wydruków).
Anna Jozwiak, która potem zupełnie zniknęła z publicystyki (przynajmniej lewicowej) w tekście „Dziewczyny i chłopaki” analizowała modele genderowe w peerelowskiej popkulturze młodzieżowej. Oczywiście, nie używaliśmy wtedy jeszcze pojęcia „modele genderowe” – mówimy o czasach, w których nowe płyty jeszcze wypuszczali The The, Nirvana i The Art Of Noise.
W młodzieżowych powieściach z PRL wszechobecny jest model, który Tomka zdumiewa u dzisiejszych mniej więcej pięćdziesięciolatków, którzy w dorosłość wchodzili gdy Małgorzata Musierowicz kończyła właśnie „Kwiat kalafiora”.
W tej powieści pani Melania Borejko, porte parole autorki w kwestiach rodzinno-obyczajowych, deklaruje: „owszem, pracy, którą wykonuje, nikt sobie nie ceni. Ale ona wcale nie chce, żeby ją ktokolwiek cenił, tę pracę. Dzieci mają prawdziwy dom, mówiła mama, mogą sobie kwitnąć w jego cieple. Nie ma piękniejszej pracy społecznej niż wychować dziecko na porządnego człowieka, mówiła mama, kategorycznie odrzucając rzucenia tych garów”.
Panią Melanię z domu może wyrwać tylko prawdziwy kataklizm – zauważa autorka „Lewą Nogą” – który się zresztą w końcu wydarza. „Niespodziewanie musi spędzić pewien czas w szpitalu, co załamuje funkcjonowanie mechanizmu. Bez mamy rodzina nie jest w stanie wykonywać najprostszych czynności domowych, a pan domu kategorycznie odmawia nawet myślenia o tym”.
Tutaj bariera objawia się tak wyraźnie, że niemalże można ją dotknąć. Prywatnie też uważam, że nie ma nic wspanialszego, niż wychować dziecko na porządnego człowieka. I właśnie stąd moje lekceważenie wobec złamasa takiego jak Ignacy Borejko, który kiedy żona jest w szpitalu, to potrafi tylko bezradnie rozłożyć ręce – „córeczki, zastąpcie ją jakoś, bo ja to nawet herbaty nie umiem sobie zrobić”.
Prawdziwą masakrą jest powieść Ireny Jurgielewiczowej „Inna?” z 1975 roku, pokazująca model obyczajów, w którym „ojciec nie musi w domu robić nic, a chłopcy – jest ich dwóch – mogą najwyżej skoczyć do sklepu, wyrzucić śmiecie lub nakryć do stołu. W gorącym okresie przedświątecznym wszystkie prace wykonuje matka (w czasie wolnym od pielęgniarskich dyżurów) i zaproszona dziewczynka. Wkład pana domu ogranicza się do strofowania dziewczynki (która jest przecież gościem!) za to, że na chwilę wyszła, zamiast pomagać małżonce w kuchni”.
Tę asymetrię najwyraźniej pokazuje „Dziewczyna i chłopak” Hanny Ożogowskiej – choćby ze względu na obiecujący symetrię tytuł. Punktem wyjścia fabuły jest tytułowa zamiana ról – ale w PRL to było niemożliwe.
„Tosia umie gotować i prowadzić dom, podaje posiłki ojcu i bratu, zmywa, pakuje plecak swojego brata. Nikt się nie troszczy o to, żeby jej w czymkolwiek pomóc, a dla niej naturalne jest to, że po wyjeździe matki musi się wszystkim zająć. Ojciec beztrosko obarcza ją wszelkimi domowymi pracami, nie zmywając nawet naczyń po sobie”.
Zamiana ról? Chyba na Maku. W jej wyniku „Tosia nabiera wielu 'męskich’ zalet, staje się odważniejsza, twardsza, uczy się rąbać drzewo. Tomek natomiast zdobywa wielką popularność nie zyskując ani jednej 'kobiecej’ umiejętności. Wniosek jest jednoznaczny: mężczyzna poradzi sobie zawsze, wystarczy odrobina bezczelności i wdzięku. Kobieta – tylko jeśli stanie się mężczyzną”.
Jest rok 2011. Może nie jesteśmy jeszcze Szwecją, ale model rodziny – przynajmniej w wielkomiejskiej klasie średniej – odszedł już daleko od wzorca Borejków. Zanika na przykład przekonanie, że „gary” są wyłączną domeną jednej płci, wychodzącą nawet poza tradycyjnie pojmowaną gościnność. Teraz gdy jedno małżeństwo odwiedza drugie, już nie jest tak, że wyłącznie panie nakryją i posprzątają, to odchodzi z pokoleniem, jak to opisał Kwaśniewski, „tych starszych, powiedzmy po pięćdziesiątce”.
Być może najlepszą rzeczą, które udała się naszemu pokoleniu – pierwszemu pokoleniu młodych ludzi w 3RP – jest rozpoczęcie deborejkizacji polskiej rodziny.
Obserwuj RSS dla wpisu.