W Brukseli znalazłem tak piękną wizualizację upadku prasy papierowej, że aż pozazdrościłem belgijskim kolegom.
Większość redakcji i wydawnictw historycznie miało swoją siedzibę na ulicy Piasków, czyli Rue des Sables / Zand Straat. Nowoczesność wymusiła porzucenie secesyjnych kamienic na rzecz przeszklonych architektonicznych koszmarków dalej od centrum, gdzie w openspejsie nikt nie słyszy twojego krzyku.
Budynki przy ulicy Piasków porzucono, w latach 80. popadały w ruinę, potem zaczęła się gentryfikacja między innymi za sprawą pojawiających się tu muzeów komiksu. Jedno to słynne na cały świat Belgian Comic Strip Center, drugie to skromniejsze muzeum poświęcone jednemu twórcy, Markowi Sleenowi – położone vis a vis.
Muzeum Sleena mieści się w dawnej redakcji prasy lewicowej, o czym do dzisiaj świadczy przepiękny napis „LA PRESSE SOCIALISTE COOPERATIVE” na balkonie. Jest komiksiarzem szalenie popularnym we Flandrii, wpisanym do księgi Guinnessa jako najbardziej pracowity autor wszech czasów za tworzenie serii „Przygody Nerona i spółki” nieprzerwanie od 1947 roku bez pomocy asystentów.
Powiedziano nam podczas wizyty w muzeum, że żeby zrozumieć Sleena, trzeba zrozumieć anarchiczny charakter Flamandów (i odwrotnie). W tych komiksach politycy i policjanci to kretyni, bogacze to złodzieje, a król to zdemenciały obibok (co Jego Królewskiej Mości nie przeszkadza być fanem Nerona).
Sleen wywodzi się z flamandzkiego proletariatu, a Herge z walońskiej klasy średniej i podobno zrozumienie antagonizmu „Tintin kontra Nero” to z kolei klucz do zrozumienia korzeni belgijskiego komiksu. Or so I’m told.
Zabawnie z tym koresponduje dedykacja, którą dostałem od autora w albumie „Duch z ulicy Piasków”. Słysząc, że jestem z Polski, Marc Sleen wygłosił pochwałę żubrówki i wpisał mi dedykację „I love caviar and vodka”, dopisując informację, że żubr to po flamandzku „wisent”.
Obaj byliśmy już trochę wstawieni i po tej dedykacji to chyba widać. Podkreślam, że mówię o panu, którego datę urodzenia ciocia Wiki podaje na 1922 – oto sekret diety, pozwalającej dożyć w pełni sił dziewięćdziesiątki: troszkę piwka, troszkę żubrówki, troszkę kawioru i będzie dobrze.
W komiksie główny bohater – też wstawiony – błąka się po ulicy Piasków i na widok opuszczonego budynku redakcji mówi, że tutaj właśnie wymyślił go w 1947 jego duchowy ojciec. W ruinach Nero spotyka ducha dawnego pracownika Spółdzielni Prasy Socjalistycznej, który skarży się na fatalny los straszącego na ulicy, na którą już nikt nie zagląda.
Wypowiadając magiczne zaklęcie, duch zamienia się miejscami z Neronem i wybiega w ludzkim ciele na piwko, o którym marzył od 30 lat. Neron jako duch tymczasem zajmuje się bandytami, którzy w tych ruinach ukryli pieniądze zrabowane w banku.
Na koniec wrabia w straszenie na ulicy Piasków swojego sąsiada, który jest snobem i mówi złym flamandzkim, pełnym francuskich naleciałości. Żeby zrozumieć ten żart, trzeba to czytać w oryginale, bo – jak nam wyjaśniono w muzeum – cały ten problem flamandzko-waloński jest fundamentalnie nieprzekładalny na cokolwiek, nawet na francuski czy holenderski.
Ciekawe kto będzie straszył w Polsce w naszych ruinach po upadku prasy papierowej?
Obserwuj RSS dla wpisu.