Polecam książkę „Słyszałem, że malujesz domy” wszystkim blogobywalcom. Każda książka, w której występują Jimmy Hoffa, Sam Giancana, Santo Trafficante, bracia Kennedy, John N. Mitchell i Richard Nixon po prostu musi być dobra, bo to jakby James Ellroy napisał specjalny odcinek „Sopranos”.
„Słyszałem…„ to biografia Franka Sheerana, mafijnego zabójcy, który – jak twierdzi autor książki – zlikwidował Hoffę na polecenie rodziny Bufalino. Przedtem „pomalował domy” ponad dwudziestu osób na zlecenie samego Hoffy, który uważał go za najlojalniejszego przyjaciela. Ale mafijne egzekucje z powodów pragmatycznych przeważnie wykonuje przyjaciel ofiary.
Książkę napisano na podstawie przedśmiertnego wywiadu-spowiedzi Sheerana, wtedy już zniedołężniałego staruszka. Brandt to prawnik, który przekwalifikował się na dziennikarza śledczego (jeszcze przed kryzysem w branży, he he – ciekawe, jak bardzo tego teraz żałuje). Wywiad prowadzi bardziej jak prokurator niż jak człowiek mediów.
U szczytu kariery Sheerana ludzie mediów zresztą go raczej unikali, niewielu dziennikarzy ma samobójczą odwagę Mariusza Zawadzkiego. W sposobie narracji tej książki widać prokuratorskie zacięcie do ustalenia prawdy materialnej.
Ilekroć mamy tu opis mafijnej egzekucji, autor stara się odtworzyć detale typu „kto zlecił, kto wykonał, kto w jaki sposób mu pomagał”, jakby każdemu bohaterowi książki od razu przypisywał konkretne paragrafy.
To szczególnie fajne w przypadku śmierci Hoffy, bo na ten temat przeczytałem już dużo mniej lub bardziej fantastycznych hipotez. Hoffa pojawia się w mojej książce, pojawia się też w filmie Danny’ego De Vito (powyżej), pojawia się we wszystkich opowieściach o mafii, Kennedych, FBI i związkach zawodowych, ale to wszystko w sumie legendy o ufoku z Roswell.
Brakowało mi takiej porządnej, prokuratorskiej rekonstrukcji – jak to możliwe, że sławny człowiek, rozpoznawany przez przechodniów na ulicy, mógł się rozpłynąć bez śladu w restauracji? Zresztą: przy Telegraph Road, ulicy znanej z piosenki Dire Straits, z czego buduję naciąganą konstrukcję w książce.
Jak zniknął – i dlaczego zniknął? Może jako arcywróg Kennedy’ego coś wiedział o jego śmierci? Może jako przyjaciel Nixona coś wiedział o Watergate? Ach, ile już spiskowych teorii tego typu czytałem. Miło dla odmiany przeczytać coś po prokuratorsku rzetelnego.
Hoffa to prawdziwy amerykański bohater. Nie hollywoodzki, tylko właśnie amerykański. Gdy się czyta prawdziwe biografiie ludzi takich jak Kennedy, Nixon, Hoffa, Jobs czy Zuckerberg widać, że to ich marzenie o hollywoodzkiej czarnobiałości to sublimacja rozpaczliwego braku wyraźnego kontrastu dobra i zła w realnym życiu.
Hoffa to człowiek, którego można oskarżyć o współprawstwo kilkudziesięciu zabójstw, oraz niezliczonych pobić i zastraszeń. Ale z drugiej strony robił to wszystko w sprawach, które ja bym nazwał słuszną sprawą.
Joe Biden to na przykład współczesny amerykański polityk, którego cenię i szanuję. Jego karierę zapoczątkował wybór na senatora w 1972 roku. Kulisy kampanii wyborczej pojawiają się w tej książce.
Biden spotkał się ze związkowcami i przedstawił im siebie jako przyjaciel ludzi pracy. Był na tyle przekonujący, że potem z kolei Frank Sheeran użył całej swojej mocy perswazji, żeby pewnego liczącego się w tym stanie wydawcę prasy nakłonić do rezygnacji z druku antybidenowskiej broszury (opłaconej przez konkurencję). Sheeran okazał się skuteczny jak zawsze.
Amerykański system wyborczy i prawny działa tak, że każda gra o dużą stawkę musi się toczyć bardzo brutalnie. W Europie staramy się cywilizować konflikt praca-kapitał prawem pracy – w USA zamiast tego jest tylko ustawa Tafta-Hartleya, która najważniejsze kwestie pozostawia wolnej amerykance, pun intended.
W Europie praca i kapitał tańczą walca wiedeńskiego, w którym każdy krok opisują przepisy. W Ameryce to jest pogo, w którym wygrywa ten, kto ma twardsze glany. Związkowcy tam muszą mieć po swojej stronie jakiegoś Franka Sheerana, bo pracodawcy swoich będą mieć na pewno. Cóż, na starość robię się eurocentrycznym szowinistą.
Obserwuj RSS dla wpisu.