Ciągle nie mogę się zebrać, żeby obejrzeć film „Sucker Punch”. Wszystko wskazuje na to, że jak go już obejrzę, to będzie mi się bardzo podobał – ale w cywilizacji ciągłego nadmiaru jak nie zdążę czegoś obejrzeć po ludzku w kinie (gdzie trzeba jednak zostawić laptopa i wyłączyć ajfona), to przegwizdane, DVD będzie sobie leżało na stosie i czekało na święty nigdy.
Wiem więc o filmie tyle, że to opowiesć fantasyczna zbudowana z halucynacji bardzo nieszczęśliwej pacjentki szpitala psychiatrycznego. I wiem, że bardzo mi się podoba soundtrack, zbudowany z coverów znanych przebojów (Emiliana Torrini is my love as stated above). A w tym soundtracku – „Love Is The Drug” Roxy Music.
Bardzo lubię wersję oryginalną. Bardzo lubię cover Grace Jones. Bardzo lubię kosmiczny remiks Todda Terje. Ale ten nowy cover dociera do sedna pierwowzoru.
Jak wiadomo, słynny rockowy krytyk Lester Bangs miał swojego dziwnego bifa na punkcie Roxy Music (a właściwie chyba osobiście do Bryana Ferry). Przez wiele lat go nie umiałem zrozumieć. Szanuję twórczość Bangsa, ale bardzo lubię też Bryana Ferry.
Cover z filmu „Sucker Punch” uświadomił mi, że Roxy Music nawet gdy jeszcze twardo stało tam, gdzie wtedy stał art rock, miało w swojej muzyce zawsze pierwiastek lounge. Te dwie estetyki w czasach rockowej ortodoksji postrzegano jako skrajnie przeciwstawne.
Rock to żywiołowy taniec, to pogo na które lepiej iść o pustym żołądku, to realna możliwość, że się dostanie w zęby, więc trzeba się ubierać z myślą o ewentualnej bijatyce albo szybkiej ewakuacji.
Lounge odwrotnie, to koncert na który się należy wystroić jak na premierę w teatrze. To filet mignon na talerzu i chateau de quelque-chose w kieliszku. To strzelający korek szampana i napiwek dla szatniarza, który pomaga założyć szanownemu panu płaszcz, a szanownej pani futro z ginących gatunków.
Zacieranie granic między tymi estetykami to dopiero fenomen czasów najnowszych. Gdyby Lester Bangs dożył „Nouvelle Vague” i Senora Coconuta, to by i tak tego nie przeżył. Bryan Ferry przeczuwał jednak takie zatarcie granic już w 1975.
Obserwuj RSS dla wpisu.