Bycie brzuchatym starszym panem ma tę zasadniczą zaletę, że się słucha muzyki dla przyjemności, a nie żeby być cool. Dla hipstera słuchanie Dire Straits jest faux pas co najmniej tak wielkim, jak dla doktoranta niezacytowanie Bourdieu i Badiou.
Albumem „Communique” Dire Straits uciekli spod łopaty „syndromowi drugiej płyty”. Świetnie zniósł próbę czasu, zwłaszcza otwierająca go piosenka „Once Upon A Time In The West”.
Słuchając jej można zrozumieć, dlaczego znawcy nie lubią Dire Straits. Strukturalnie piosenka bliska jest bluesowej balladzie, ale aranżacja jest zdecydowanie rockowa.
To nie jest ani ortodoksyjny blues, żeby bywalcy delty Missisipi pokiwali głowami, ani typowy rock. Zwłaszcza nie przypomina to tego, co wtedy uważano za najbardziej nośne tendencje w rocku – ani to ciężkie granie, ani punkowe „trzy akordy, darcie mordy”.
Tekst jest intrygujący i wieloznaczny. Refren nawiązuje oczywiście do klasycznego westernu Sergio Leone „C’era una volta il West”, w którym zapożyczone z angielskiego słowo „west” podkreśla, że nie chodzi o azymut, tylko o miejsce, a właściwie stan umysłu.
Popkulturowy topos krainy, w której nie wiadomo, co jest dobre a co złe, co jest zgodne z prawem a co jest przestępstwem. Ufać można tylko swojemu wiernemu six-shooterowi.
Ale jak ta kraina ma się do tekstu piosenki? Pierwsza zwrotka od razu wyklucza przeniesienie akcji na Dziki Zachód, a przynajmniej w czasy Wyatta Earpa i Billy The Kida.
Pierwszy wers przynosi kpinę z kierowców, którzy szukają tanich dreszczy w nieprzepisowej jeździe i straszeniu przechodniów. Na prawdziwym Dzikim Zachodzie ciężko się straszy przechodniów, a przekraczanie limitu prędności na pustej i prostej drodze jest mało ekscytujące.
„Niedzielny kierowca, który nigdy nie przeszedł [prawdziwego?] testu – pewnego razu na Dzikim Zachodzie” – podsumowuje podmiot liryczny i przechodzi do drugiej zwrotki, w której przypomina, że bywają w życiu takie konflikty, w których trzeba się opowiedzieć – jesteś z tymi czy z tamtymi.
Możesz udawać, że nie wiesz o co chodzi, ale to cię nie uchroni przed wciągnięciem w konflikt. Kulkę możesz dostać nawet od sił pokojowych – cynicznie przypomina podmiot liryczny, i tym razem rymuje dziki zachód z klatką piersiową, w który ta kula może trafić.
Trzecia zwrotka jest już tak niejasna, że nie pokuszę się o streszczanie – ale wygląda na to, że przypomina ona, że owe krwawe konflikty mogą się wydarzyć także tutaj, w krainie obfitości. No i co wtedy wybierzesz, żeby wyszło jak najlepiej – pyta podmiot liryczny, po raz ostatni rymując coś z dzikim zachodem.
A może jednak wcale nie z dzikim?
Obserwuj RSS dla wpisu.