Rok pożegnam blogonotką, którą obiecałem Pohjois jako zadośćuczynienie za mój nieuzasadniony optymizm w kwestii A1 między Toruniem a Włocławkiem. Niestety, myliłem się, bankructwo wykonawcy wszystko opóźniło na rok.
To zła wiadomość dla Polaków jadących ze Śląska nad morze, albo z Gdańska w góry. Ten nowy odcinek, który oddano, niewiele daje. Nadal trzeba się przeciskać przez Włocławek. Realna poprawa nastąpi dopiero gdzieś pod koniec przyszłego roku, kiedy już będziemy się teleportować z Sopotu do Łodzi.
Na mapce na czarno zaznaczyłem drogi ekspresowe i autostrady, które już są. Na brązowo te, których się spodziewam do końca roku. Na czerwono – oczekiwane do końca 2014.
Tradycyjnie przypominam, że to, że między kolorowymi odcinkami zostaje szara kreska z wikipediowego szablonu nie oznacza jeszcze, że autostrada się urywa w szczerym polu. Między nimi są te drogi, którymi jeździliśmy dotąd, czyli np. gierkówka albo krajowa siódemka.
Pod koniec 2013 pojawi się na mapie całkiem solidna sieć drogowa północnej Polski, obejmująca Poznań, Warszawę, Łódź, Gdańsk, Zieloną Górę i Toruń. Stosonkowo nieźle przy tym skomunikowana z Bydgoszczą, Olsztynem i Białymstokiem – oraz (przez gierkówkę) z już istniejącą południową siecią wzdłuż A4.
Gęstość sieci drogowej na kilometr kwadratowy już teraz mamy na przyzwoitym europejskim poziomie, do 2014 przyzwoicie to będzie wyglądało także per capita. I jak by nie patrzeć, to jest zasługa Platformy – zastała Polskę offroadową, zostawiła autostradową.
Nie, nie mówię, że chcę na nich zagłosować. Mój bonusowy głos za autostrady już dostali i nie sądzę, żeby do wyborczego sezonu 2014-2015 (czeka nas interesujące kombo euro-samorządowo-prezydencko-parlamentarne) zasłużyli na następnego bonusa.
Ponieważ jednak widzę to akurat w tej kwestii, którą się interesuję, podejrzewam, że podobnie jest w innych – peron już od dawna odjechał polskiej publicystyce. Jej czołowi przedstawiciele praktycznie bez zająknienia przeszli od „autostrad się nie buduje” do „a po co nam tyle autostrad”.
Na własne uszy usłyszałem niedawno w TOK FM, że autostrady po wybudowaniu trzeba było „zamykać”. Absurdalna plotka, że autostrady „zamkną po Euro”, mająca za jedyne źródło agencję JP2P (Jeden Publicysta Drugiej Publicystce), doskonale sobie poradziła z tym drobiazgiem, że żadnej nie zamknięto. „Wszyscy pamiętamy, jak było”.
To smutny fakt, który pokazuje, że politykom się nie opłaca starać. Nawet jeśli im się coś uda, nie przebiją się w tym w coraz bardziej kretyniejących mediach, które zawsze większą klikalność zyskają materiałem „nowa droga do poprawki” niż rzetelnym tekstem o inwestycjach.
Czy infrastruktura będzie miała jakiś wpływ na wyborcze combo 2014-2015, tego nie wiem. Ale wiem, że ten wpływ będzie oderwany od faktów i przesycony idiotyzmami typu „drogę otworzyli, ale muszą dokończyć, skandal!”, a jak nie tym, to w zamian „już dawno temu mogliby otworzyć, ale czekają na całkowite dokończenie, skandal!”. I nic się do 2015 tu też raczej nie poprawi…
PS. Na mapce co brzydko i niedokładnie pociągnięte Paintbrushem – to moje, co ładne, dokładne i przemyślane to wikipedysta Jacek Śliwerski