Nie masz w Rzeczpospolitey mniejszości srodzej prześladowanej niżli rzymscy katolicy. Tę prostą prawdę ponad wszelką wątpliwość wykazały pióra tak znakomite jak Terlikowski, Lisicki czy Pospieszalski. Byłem trochę zaskoczony, gdy swoje trzy grosze postanowił dołożyć do tego Jerzy Sosnowski, który obiegł ostatnio media ze swoją skargą na ateistów, którzy go prześladują za wiarę.
Zarzuty Sosnowskiego są tyleż emocjonalne, co niekonkretne. Nie wiadomo, których konkretnie ateistów ma na myśli (w miarę konkretnie wskazuje tylko Jacka Dehnela).
Czy ma na myśli także mnie? Tego wprost nie mówi, ale odniosłem takie wrażenie.
Najbliżej konkretu Sosnowski jest wtedy, gdy określa jaka forma ateizmu jest dla niego akceptowalna. Otóż może łaskawie dopuścić istnienie „ateistów argumentujących jak Iwan Karamazow”.
To bardzo interesujący wyjątek. Iwan Karamazow jest postacią fikcyjną, wymyśloną przez Dostojewskiego w jednym celu: jego światopogląd ma ulec w finale spektakularnej kompromitacji.
Iwan Karamazow jest dla chrześcijanina wygodnym workiem treningowym. Jego argumentacja jest groteskowo niespójna. Tak naprawdę nawet nie jest ateistą, najsłynniejszy rozdział tej powieści to „Wielki Inkwizytor”, w którym Iwan przedstawia Aloszy swój poemat o Chrystusie (helou?) i spiera się z nim o to, jaki jest Bóg (HELOU?).
Nigdy nie będę „ateistą argumentującym jak Iwan Karamazow”, bo – o ile mi wiadomo – nie jestem postacią literacką napisaną przez mistycyzującego chrześcijanina. Dosyć już tej dostojewszczyzny, użyję metafory odwołującej się do gier komputerowych.
Występują w nich postacie niegrywalne – „non player characters”, swojsko zwane enpecami. Dobrze skonstruowane enpece możemy bardzo lubić, ale ich zadanie jest proste: mamy je albo zabić, czasem uratować, czasem ominąć.
Nie wolno im prowadzić samodzielnej gry. W końcu to nie one płacą.
Człowiek, który się za bardzo przyzwyczaił do grania w fabularne single playery, czasami odczuwa dyskomfort w multiplayerach. Poniekąd sam kimś takim jestem, więc doskonale rozumiem Sosnowskiego.
Jak fajnie jest walczyć z Iwanem Karamazowem! W finale Katarzyna Iwanowna wyrywa mu serce, toż to babality!
Mimowolnie Jerzy Sosnowski pokazał słabość publicystyki katolickiej w Polsce. Od dziesięcioleci grają na cheacie. Papież im dał IDDQD, konkordat im dał IDKFA, przechwycenie mediów daje im NOCLIP.
Ateiści tacy jak Urban, Hartman czy Palikot doskonale się do tego nadawali. Ich głupkowaty ateizm jest samo-deprecjonujący, łatwiej ich ośmieszyć od Karamazowa.
Są jako ten NPC, który chodzi w kółko według algorytmu, więc tak łatwo go zajść od tyłu. Z ateistą takim jak Dehnel to już nie jest takie proste. Nie można zanajfować nooba, w każdym razie, bez obrazy, nie na tym skillu.
Sosnowski ciska te swoje najpotężniejsze bronie, które kiedyś dostał dzięki cheatowi. Odpala „PORÓWNAM WAS WSZYSTKICH DO PRL”. Dodaje combo „I Z TEGO WYCHODZI MI ŻE JESTECIE GORSI OD PRL” (kopipasta verbafuckingatim z jego tekstu: „Komuniści, jak się okazuje, byli lepiej wyedukowani od dzisiejszych nowych ateistów…”).
Kastuje spella „Zasługi Kościoła dla Narodu!”. Ładuje działa ekstrapenetracyjną amunicją JP2!
I nic! „Puff” zmokłego kapiszona. Ateiści nie chcą paść na kolana i się rozpłakać na łonie Katarzyny Iwanownej.
Ateista w Polsce z konieczności musiał się stać weteranem multiplejerów. Gdybyśmy się przejmowali tym, że ktoś nas obraża za nasze poglądy – musielibyśmy oszaleć albo wejść w jakiś ketman. I pewnie wielu tak zrobiło.
Kiedyś ogłosiłem na blogu początek zapateryzacji. Młodzież może nie kojarzyć tego pojęcia, chodzi o premiera Hiszpanii z lat 2004-2011, który zerwał ze starymi kompromisami państwo-kościół i zapoczątkował otwartą laicyzację.
Laicyzacja oznacza koniec single playera z cheatem. GAME OVER. To se ne vrati. Deal with this.
Jerzy, witaj w świecie moim, w świecie Jacka Dehnela, w świecie innych moich przyjaciół. Nasz światopogląd obrażany jest codziennie w prime-time, na pierwszych stronach gazet, przez tzw. Autorytety. Przyzwyczailiśmy się, ty też dasz radę, jesteś dużym chłopcem.
Może chciałbyś, żeby nikt nikogo nie obrażał? Świetny pomysł! A gdyby tak, na początek, powstrzymać się przed porównywaniem oponentów do funkcjonariuszy zbrodniczego reżimu?