Pożegnałem już Maćka Parowskiego w „Gazecie”, ale jeszcze chcę to zrobić na blogu. Przeczytałem inne pożegnania i mam ochotę na meta-pożegnanie.
Parowski był postacią nietuzinkową – to banał. Ale uderzyło mnie to, że mimo jego wyrazistego światopoglądowego zaangażowania: właściwie wszyscy o nim mówią dobrze.
To wcale nie jest oczywiste. W czasach wojny Pisu z Antypisem, jedni buczą na drugich nawet podczas pogrzebu.
Na Parowskiego nikt nie buczy, ale też i nie ma tego lukru, że wszyscy nagle udają, że się z nim nie kłócili. No pewnie, że się kłóciliśmy (przyznają to, ku mojemu zdumieniu, także prawicowcy) – ale z szacunkiem i sympatią.
Może na tym polega bycie autorytetem? Za życia nigdy bym tak o Nim nie powiedział. Zresztą, cały czas nie mam pewności: czy autorytetem może być ktoś, z kim się nie zgadzasz?
Jeśli nie, to potrzebujemy specjalnego słowa na kogoś, z kim się nie zgadzasz, ale chcesz poznać jego racje i przedstawić mu swoje. Nie mam tak, powiedzmy, z Patrykiem Jakim – nie dręczy mnie pytanie „dlaczego on wierzy w to co wierzy”, wystarcza mi odpowiedź brzytwy Hanlona.
Z Parowskim mi to jednak nie dawało spokoju. Dlaczego niegłupi facet, który czytał te same książki, wyciągnął z nich radykalnie inne wnioski? Dlaczego Vonnegut, „Paragraf 22”, Orwell i komiksy nie zrobiły z niego lewicowego ironisty, jak ze mnie?
Pytałem go o to parokrotnie. Nie robiłem notatek, to były towarzyskie spotkania, pozwolę to sobie teraz zrekonstruować stronniczo i subiektywnie, z pamięci.
Był z pokolenia 1968. Szedł inną drogą niż Michnik (acz Michnika też przecież mocno zniosło na prawo) – ale doświadczenie strajków studenckich i „marcowego gadania” było dla niego formacyjne.
Na progu dorosłego życia zobaczył, że system, w którym przyjdzie mu żyć i tworzyć, jest zły, zdolny do najgorszego. Można z nim walczyć tylko partyzancko, bo jawnego oponenta zmiażdży – ale niejawny przemyci antykomunisyczne aluzje w tekście o „Gwiezdnych Wojnach” czy w komiksie o galaktycznym detektywie.
To odwrotnie niż moje pokolenie. My z 1989 wynieśliśmy ogólny optymizm, z którego wysnuliśmy prawo do ucieczki w prywatność.
Ja popkulturę chłonę po prostu dla przyjemności. Mogę snuć marksistowskie analizy „Gry o Tron”, ale wiele seriali oglądam totalnie apolitycznie (np. „Killing Eve”).
Partyzanckość Parowskiego śmieszyła mnie i wielu moich rówieśników. Dla niego WSZYSTKO było wojną ze Złem, które definiował jako szeroko rozumianą lewicę. Wpadały mu do tego i PZPR, i zachodnie feministki, i spisek ekologów, i satanistyczni ateiści (mówiłem, że się z nim nie zgadzałem?).
Kolejnym formacyjnym doznaniem był dla niego propagandowy „Niemy krzyk” z 1984. Dla mnie był to (i jest) raczej materiał do beki, dla Niego to był ostatni kamyczek układanki, który Mu połączył feminizm z totalitaryzmem.
Tylko że z Nim można się było o to kulturalnie pokłócić, nawet jeśli się miało przeciwstawne poglądy. O kim jeszcze można dziś to powiedzieć?
Z zasługami redaktorów jest ten problem, że nigdy nie ma pewności, czy teksty które zamówili czy zainspirowali, nie powstałyby i bez nich. Może bez Parowskiego Sapkowski, Dukaj, Białołęcka, Szostak (etc.), i tak by to wszystko napisali?
Prywatnie wątpię, choć oczywiście tego nie udowodnię. Jeśli zaś uwzględnimy „drugą generację” kul bilardowych inspiracji, wystrzelonych przez Parowskiego (np. Parowski > Sapkowski > Brzezińska albo Parowski > Kołodziejczak > odrodzenie polskiego komiksu, zgadzam się z Aragornem) wyjdzie nam, że On naprawdę pośrednio maczał palce we wszystkim, co wydarzyło się w polskiej popkulturze.
Wliczając w to zjawiska robione wbrew niemu, w kontrze do niego, w polemice z nim. Been there, done that, got the royalties.
Jego śmierć uświadomiła mi, że tacy ludzie są dziś dobrem rzadkim. Kto jeszcze może to o sobie powiedzieć, że w razie czego może zadzwonić i do tych z Pisu, i do tych z Antypisu, bo wszędzie ma przyjaciół?
Na pewno nie ja. Chyba też nikt z PT blogobywalców. Ale jeśli zabraknie takich ludzi, co nam zostanie poza przemocą?
KO „Dla niego WSZYSTKO było dla niego”
A co do meritum – szok, niedowierzanie. Ale jak to? Przecież planowałem się z Nim spotkać na Festiwalu Fantastyki w (nie)Nidzicy.
Smutek…
Dzięki za notkę (i za pożegnanie w GW również; pełna zgoda: dla polskiej popkultury to była postać na miarę Giedroycia). Maciek Parowski w znacznej części ukształtował mój gust literacki. W sumie komiksowy i filmowy również.
Dwadzieścia kilka lat temu jako student współorganizowałem jakąś imprezę filmową, na której Maciek był jednym z prelegentów. Po jego wystąpieniu poszliśmy na pizzę i piwo. Dla mnie, wówczas zahukanego i biednego studenta, a jednocześnie nałogowego czytelnika fantastyki, było to wydarzenie kosmiczne: piłem piwo z REDAKTOREM PAROWSKIM. Na dodatek szybko przeszedł ze mną na ty. Pogadaliśmy, usłyszałem kilka anegdot, było miło.
Natomiast najciekawsze zdarzyło się później. Po jakiejś godzinie w lokalu pojawił taki wannabe pisarz. Czasy były raczej przed e-mailowe i przedkomórkowe, więc zdaje się w rozmowie telefonicznej kilka dni wcześniej zapowiedział, że zjawi się na imprezie. Maciek wyciągnął z plecaka teczkę z maszynopisem jego długaśnego opowiadania fantasy i zrobił godzinny wykład na temat błędów, które tam znalazł („efekt Parowskiego” też się pojawił). Na szczęście mogłem zostać i posłuchać. Było to absolutnie fascynujące. Chłopak nie miał zbyt wielkiego talentu literackiego. Z tego co zobaczyłem (przez ramię Maćka) i usłyszałem wychodziło, że było to raczej na granicy grafomaństwa. Tymczasem dostał uczciwą i rozbudowaną recenzję swojej roboty z bardzo dużą ilością konkretnych rad. Bez żadnego wyśmiewania, wyższości czy protekcjonalizmu. Do tej pory podziwiam, że Maćkowi chciało się to robić. Kiedy wiele lat później zacząłem pracować ze studentami piszącymi prace licencjackie, to był dla mnie wzór postępowania.
Akurat ideologicznie było mi z nim po drodze, ale również dostrzegam jego specyfikę. To był ciekawy i uczciwy człowiek, który miał wyraźne poglądy, ale zarazem miał w nosie wszelkie barykady, potrafił słuchać i – z prędkością karabinu maszynowego – dyskutować z każdym. Ktoś taki to faktycznie rzadkie dobro.
Z Parowskiego wypisałem sobie kilka lat temu cytat, jaki zrobił mi mindfucka (źródłem miała być rozmowa z Wojtkiem Sedeńką, ale jedyna guglalna, jaką teraz znajduję, nie ma tego fragmentu):
„Z Dukajem było tak, że kiedy przyszła „Złota Galera”, zgłupiałem. Mnie się ona wydawała za dobra jak na licealistę. Zresztą nie wierzyłem, że on jest licealistą, myślałem, że ma więcej lat Po dwóch, trzech latach uwierzyłem w niego jako licealistę, bo przyjrzałem się jego tekstom i nie było w nich seksu, nie było w nich kobiety. ”
Parowskiego na żywo widziałem raz, w CSW, podczas panelu o cyberpunku zorganizowanym bodaj przez przez redakcję polskiego „Magazine of F&SF“. W którymś momencie zaczął zachwalać przedwojenną popkulturę (nawet wojenną, bo jednym przykładem była „Casablanca“, drugim „Pamiętnik pani Hanki“ Dołęgi-Mostowicza, świeżo chyba przerobiony na Teatr TV), która miała, i owszem, być prostsza w założeniach i kreśleniu wizerunku świata, ale odwoływać się do wrażliwości, jaka jest cenna właśnie przez ten brak „przekombinowania“.
Kiedy jakoś próbuję ugryźć ten światopogląd jako całość, przychodzi mi na myśl, że Parowski ideowo czuł się po prostu pogrobowcem II RP (trochę zresztą jak Lem, ale „kiedy dwóch robi to samo…“). Takiego typu pamięci historycznej nijak nie dało się skorelować z doświadczeniem Michnika.
@ WO
„Może na tym polega bycie autorytetem? Za życia nigdy bym tak o Nim nie powiedział. Zresztą, cały czas nie mam pewności: czy autorytetem może być ktoś, z kim się nie zgadzasz?“
Zasadę, że autorytetom nie wierzy się na słowo, tylko ich słowa weryfikuje, uważam literalnie za najważniejsze założenie poznawcze, jakie przyszło mi zastosować w życiu. Myślę zatem, że odpowiedź jest twierdząca.
„Dlaczego Vonnegut, „Paragraf 22”, Orwell i komiksy nie zrobiły z niego lewicowego ironisty, jak ze mnie?“
A kogo „Paragraf 22″ zrobił z Jęczmyka? (Kreist…) Orwellowi hołdowniczy wiersz poświęcił Herbert (w którym to wierszu udowadnia, że wspomnienia i eseje też zna, nie tylko Folwark i 1984). Opracowuję teraz artykuł o książce Dukaja „Po piśmie“ i szczerze mówiąc, jestem trochę przerażony, bo to będzie przypominało reportaż z pogrzebu. Łapałem się za głowę, jak czytałem, co on potrafi napisać np. o intersekcjonalności czy przywłaszczeniu kulturowym. Albo jak z pełnym namaszczeniem cytuje Zuckerberga przewidującego, że cały Facebook przeniesie się do VR.
W filmie „Syndrom asteniczny“ jest taka staruszka, która zastanawia się, czemu cała ludzkość nie może po prostu przeczytać Czechowa, bo wtedy wszyscy staliby się dobrzy. Łatwiej jest powiedzieć jak sztuka nie działa, niż jak działa.
„Jego śmierć uświadomiła mi, że tacy ludzie są dziś dobrem rzadkim.“
Nekrologi Sapkowskiego (odpukać!!!) będą wyglądały identycznie, mark my words. Obu zresztą połączyło to, że załapali się na pewien okres formacyjny. Załapali się oczywiście aktywnie, współtworząc go. Po tym się chyba poznaje kanoniczność w kulturze: mamy pewien fundament, przeciwko któremu można oponować, odrzucić w całości się nie da.
„Kto jeszcze może to o sobie powiedzieć, że w razie czego może zadzwonić i do tych z Pisu, i do tych z Antypisu, bo wszędzie ma przyjaciół? Na pewno nie ja. Chyba też nikt z PT blogobywalców. Ale jeśli zabraknie takich ludzi, co nam zostanie poza przemocą?“
U Karela Capka jest taki piękny passus: „Tak i nie nie mogą się połączyć, ale ludzie, którzy mówią „tak“ i ci, którzy mówią „nie“, mogą.“ Nie wiem, jak wysoko ustawiasz poprzeczkę ( i czy chodzi ci o partyjnych w znaczeniu formalnym), ale, owszem, udawało mi się np. jednego miesiąca pożyczyć pieniądze od obu grup. W życiu bym o sobie nie powiedział, że „wszędzie mam przyjaciół“, wręcz przeciwnie, dużo osób zraziłem, a jeżeli mówić z perspektywy formowania się kółek towarzyskich, to matematycznej większości pozostałem obojętny. Kluczowym aspektem wydaje mi się, o czym z kim rozmawiasz (nie w sensie ukrywania poglądów – dla korwinobalcerystów jestem czerwony, bo mówię o redystrybucji i prawach pracowniczych, „na lewackiej polonistyce“ (jak całkowicie nieironicznie napisał jakiś czas temu jeden z „gulity as charged“ doktorantów wydziałowych) dostałem odwrotną łatkę za konsekwentny i integralny antykomunizm), a przede wszystkim, czy masz coś wartościowego do dodania w temacie. Jak na tym blogu, panie, jak na tym blogu…
Hmm. Jak nazwać autorytet z którym się kompletnie nie zgadzasz? Autyzm podpowiada: „antyrytet”, doświadczenie: „Autorytet”, przez egzaltowane wielkie A.
Poza tym wychodzi na to, że potrzebni są ludzie, którzy nie tylko coś mówią ale również potrafią to powiedzieć w sposób kulturalny. Mam wrażenie, że ta sztuka zanikła. Tak po ludzku, jaskiniowego antykomunistę wierzącego w „niemy krzyk” i femi-raczej może nie nazistki, ale blisko, nazwałobym po prostu z*bem. Parowskiego nie, nawet kiedy żył, więc to raczej nie chodzi o „szacunek dla zmarłych” którego nie posiadam.
@pak
„Opracowuję teraz artykuł o książce Dukaja „Po piśmie“ i szczerze mówiąc, jestem trochę przerażony, bo to będzie przypominało reportaż z pogrzebu.”
A gdzie to się ukaże? Ja właśnie swoje napisałem do „GW” (jak nie pójdzie, wrzucę tutaj). Też jestem zdruzgotany tą książką i poziomem argumentacji.
„„Jego śmierć uświadomiła mi, że tacy ludzie są dziś dobrem rzadkim.“
Nekrologi Sapkowskiego (odpukać!!!) będą wyglądały identycznie, mark my words. ”
Absolutnie nie. Sapkowski, m.in. przez swoją złośliwość, na pewno nie będzie życzliwie wspominany przez Ziemkiewicza, Grzędowicza czy podobnych.
Dzięki. Chyba najlepszy tekst pożegnalny dla NUMPa, jaki czytałam, ale też po Tobie nie spodziewałabym się niczego mniej.
@wo
„Z zasługami redaktorów jest ten problem, że nigdy nie ma pewności, czy teksty które zamówili czy zainspirowali, nie powstałyby i bez nich.”
I tu jednak widać pewne starania, żeby ciszej nad tą trumną. Wszyscy z uznaniem wspominają odkrycie i wypromowanie Ewy Białołęckiej, Jacka Dukaja czy Sapkowskiego, a taktownie przemilczają, że jako redaktor NF dopuszczał też do druku rzeczy skrajnie obrzydliwe (po których, w większości przypadków, na szczęście, ślad zaginął, chociaż przynajmniej jeden z tych koszmarów został przez niego umieszczony w specjalnym zbiorku jako „The best of”).
@krystyna.ch
„taktownie przemilczają, że jako redaktor NF dopuszczał też do druku rzeczy skrajnie obrzydliwe”
Nie wiem czy masz na myśli felietony Grzędowicza i Piekary w „Nowej Fantastyce”, ale jak je sobie przypomnę to jak-mu-tam mi się przewraca.
@TerryPratchettsTerriblePosterchild
Podejrzewam, że nazi-opka Barnima Regalicy.
„Podejrzewam, że nazi-opka Barnima Regalicy.”
Jak-mu-tam wręcz mu zawirował.
@ausir
„Podejrzewam, że nazi-opka Barnima Regalicy.”
Tak, i „Marcepanowy tancerz”, i „Ujawnienie Roberta Cavaliera Sieur de la Salle juniora” Solskiego. Przeczytałam to, mając kilkanaście lat i spędziłam kolejne kilkanaście, próbując zapomnieć.
Ostatnio Parowski pracował nad „Leksykonem moich autorów”.
Obawiam się, że teraz nikt nie dokończy tego dzieła, a szkoda.
Chętnie bym przeczytał, co ma do powiedzenia o gospodarzu, czy tym bardzie o mnie.
Wydawca zapowiada, że leksykon się ukaże, nawet jeśli nie będzie w 100% kompletny.
link to facebook.com
@KCh
„I tu jednak widać pewne starania, żeby ciszej nad tą trumną. Wszyscy z uznaniem wspominają odkrycie i wypromowanie Ewy Białołęckiej, Jacka Dukaja czy Sapkowskiego, a taktownie przemilczają, że jako redaktor NF dopuszczał też do druku rzeczy skrajnie obrzydliwe ”
No bo to jak z tą instrukcją Żdanowa do radzieckich filmowców: róbcie wyłącznie dzieła wybitne. To jasne, że jego obsesje prowadziły go TAKŻE na manowce i chyba to jasno wynika z zastrzeżeń typu „często się z nim nie zgadzałem”.
@posterchild
„Absolutnie nie. Sapkowski, m.in. przez swoją złośliwość, na pewno nie będzie życzliwie wspominany przez Ziemkiewicza, Grzędowicza czy podobnych.”
Nie tylko przez nich. Sapkowski generalnie lubi(ł) obrażać ludzi. Jego śmierć wielu będzie próbowało taktownie przemilczeć, a część zacznie buczeć. W tym zapewne część tzw. naszych z lewicy, bo Sapkowski miał w nosie nasze „content warnings” (ja na pewno nie, ja go i tak uwielbiam).
To przez niego polska fantastyka jest seksistowska i mizoginistyczna, czy to parszywa natura Sci-Fi w rzeczy samej? Niektórych rzeczy Snerga i Zajdla nie da się czytać, inne od biedy, ale często słabo się robi. Nowszych rzeczy nie czytam, bo po kilku próbach miałem niestrawność mentalną. „Lód” Dukaja to przegadana, pretensjonalna, pseudofilozoficzna bzdura z fajnym pomysłem i całkowicie zwalonym wykonaniem, ale przynajmniej kojarzę, inne szybko wyparłem.
Wiem, wiem, Dick był uber mizoginem, a i Lem czystego sumienia nie miał, ale trudno przypuszczać, by Parowski miał na nich jakikolwiek wpływ, raczej odwrotnie.
Ciekawa sprawa z tą fantastyką swoją drogą. Znacie jakiegoś sensownego „lewicowego” autora, czy to się wzajemnie wyklucza?
@bartolpartol
„„Lód” Dukaja to przegadana, pretensjonalna, pseudofilozoficzna bzdura”
Zasadniczo wymieniłeś wszystkie punkty, dla których czytam Dukaja, a w szczególności za przegadanie, bo flow ma zajebisty, a od strony lingwistycznej to właściwie taka pornografia trochę. Do tego realia bardzo udane. Nie wstydzę się, że uwielbiam Dukaja (a Lód przede wszystkim).
Nie wiem jak „Po piśmie” – ostatnio trochę po Aksolotlu się zniechęciem. Przeczytałem fragment i faktycznie cosik leży w zestawieniu z realem, jakby napisał sf o jakimś filozofie z alternatywnej rzeczywistości, który robi publicystykę, a zakładam, że nie taki był cel.
@bartol
„Ciekawa sprawa z tą fantastyką swoją drogą. Znacie jakiegoś sensownego „lewicowego” autora, czy to się wzajemnie wyklucza?”
Co za głupie pytanie, oczywiście China Mieville. W Polsce Sapkowski i Brzezińska, ale oboje unikają prozy zaangażowanej („literatura to nie jest skrzynka po jabłkach”).
@prawicowa fantastyka w Polsce
Dukaj kilka lat temu napisał bardzo dobrą analizę tego, że polska fantastyka jest w ogromnym stopniu prawicowa i że jest to coś nietypowego, bo na świecie ten gatunek jest ponoć zdominowany przez lewicę. Nie pamiętam już szczegółów, muszę ten tekst gdzieś znaleźć. To jest chyba to, ale głowy nie dam, bo oczywiście na portalozie po kilku latach ślady o autorstwie wyparowały:
link to ksiazki.wp.pl
Oczywiście ten przechył na prawo nie oznacza, że nie ma w ogóle autorów lewicowych (ci najlepsi są w końcu lewicowi). Poza tym w ostatnich latach coś się chyba zmieniło.
@bartol i „lewicowy” autor/ka
N.K. Jemisin
@Leksykon
W połowie lutego M.P. tak pisał, prosząc mnie o dane: „Rzecz się rozrasta
padam na pysk pisze dniami i nocami. Mam 114 hasełek, ale to jest dopiero jakieś 66%.”
Le Guin przecież chociażby; w dużym stopniu na pewno Pratchett. Ogólnie w fantastyce anglosaskiej wśród laureatów najważniejszych nagród raczej obecnie wygrywa lewica, a prawica jest w odwrocie mimo akcji typu Sad Puppies.
I nie powiedziałbym, że to „przez Parowskiego” jest ten seksistowski przechył w polskiej fantastyce, raczej jest pod tym względem jego emanacją niż powodem. Aczkolwiek współcześnie się to jednak zmienia, patrz też choćby zdominowane przez kobiety (z których niejedną określiłbym jako lewicową) tegoroczne nominacje do Zajdla.
@leksykon
Nie zdziwię się, jeśli brakującą część, której Maciek nie zdążył napisać ostatecznie wydawca zdecyduje się wypełnić wspomnieniami autorów o nim.
„wydawca zdecyduje się wypełnić wspomnieniami autorów o nim.”
To chyba mogłaby być (powinna być) osobna książka, zarówno z autorami umieszczonymi w Leksykonie jak i pozostałymi?
@bartol
„Ciekawa sprawa z tą fantastyką swoją drogą. Znacie jakiegoś sensownego „lewicowego” autora, czy to się wzajemnie wyklucza?”
Dodałbym Ann Leckie. No i zabawne. Odświeżając od czasu do czasu różnych autorów wydawanych w PRL i tuż po sięgnąłem po Clifforda D. Simaka. Niestety się mocno zestarzał i jest po prostu taki… jak sobie w latach 50′ wyobrażano przyszłość. Poza naukowym mambojambo czytałem go jakbym czytał jednak współczesnego autora lewicującego. Taka atmosfera po czasach Ike’a? Choć stosunek do kobiet to machismo.
„bo na świecie ten gatunek jest ponoć zdominowany przez lewicę.” Potwierdzam, to, że jestem lewicowcem to w dużym stopniu zasługa tego, że zamiast polskiego szitu, czytałem i oglądałem to co powstało na zachodzie. Nawet w jakiś produkcjach klasy b typu Sliders była bardzo wyraźna krytyka rasizmu, fanatyzmu religijnego, a Thatcher była kolaborantką humanoidalnych najeźdźców:D
Przykładów jest znacznie więcej, od gwiezdnych wojen gdzie można łatwo zauważyć wpływ rewolucji lat 60, przez Kinga po siostry Wachowskie. Są jeszcze x meni z wyraźną krytyką nietolerancji, Alan Moore, dzień w którym zatrzymała się ziemia i filmy Burtona poruszające problem odmienności. Jest świetny dokument pt.Nightmares in Red, White and Blue: The Evolution of the American Horror Film po którym można dojść do wniosku, że horror to wręcz ostoja „bolszewizmu” 🙂
Jest tego dużo więcej, jeśli to kogoś znacznie bardziej interesuje mogę podać więcej tytułów, także z japońskiej popkultury i gier komputerowych.
Co do kwestii polska fantastyka, a prawica to odpowiedź jest prosta. Po prostu dopiero w ostatnich latach wychodzimy z poziomu lepsiejszej Ukrainy czy Serbii, to jak ma powstać coś progresywnego na peryferiach? Są tylko kompleksy i fantazje o dawnej potędze. Dopiero teraz coś się zmienia.
P.S w przypadku Fantasy rzeczywiście możemy mówić o pewnym przechyle w prawo, także na zachodzie. Memy z orkami komentujące napływ uchodźców czy przywódca VOX Santiago Abascal, który w spocie wyborczym bawi się we Władcę Pierścieni link to m.youtube.com
@bartolpartol
„Znacie jakiegoś sensownego „lewicowego” autora, czy to się wzajemnie wyklucza?”
Kim Stanley Robinson, Octavia Butler, Joanna Russ, z nowszych Peter Watts, Emma Bull, Charles Stross, John Scalzi, Richard Morgan, Cory Doctorow, Ian MacLeod, Michael Swanwick, Iain M. Banks, Samuel Delany, Ken MacLeod, Mary Robinette Kowal, z bardzo nowych Becky Chambers.
Z polskich Anna Kańtoch, Krzysztof Piskorski, Michał Cholewa, Greg Wiśniewski, Przemysław Zańko.
@krystyna.ch
„taktownie przemilczają, że jako redaktor NF dopuszczał też do druku rzeczy skrajnie obrzydliwe”
Pytanie, ile ciekawych tekstów wylądowało w koszu ze względów ideologicznych? Parowski mocno zwalczał Bohdana Peteckiego za jego nieprawomyślność. Petecki swego czasu był uznanym pisarzem sf, ale gdy polska fantastyka dokonała ostrego zwrotu w prawo, popadł w zapomnienie. Naiwnością byłoby sądzić, że to jedyna „ofiara”.
@Froz
„Dukaj kilka lat temu napisał bardzo dobrą analizę tego, że polska fantastyka jest w ogromnym stopniu prawicowa”
Przy czym Dukaj sam się wywodzi z prawicowych kręgów. W podlinkowanym wyżej artykule, „Weekend w Spestreku” nazywa świetnym opowiadaniem. Pomimo tego, że to już nie jest ten sam pisarz, który napisał „Czarne oceany” (na ostatnim WTK powiedział, że to jego najgorsza książka), to jednak te korzenie czasem z niego wyłażą. Jakiś miesiąc temu w Wyborczej ukazała się rozmowa Dukaja z Orbitowskim, w której Dukaj porównuje nadciągającą katastrofę klimatyczną do religijnych proroctw końca świata.
@bartolpartol
„Znacie jakiegoś sensownego „lewicowego” autora, czy to się wzajemnie wyklucza?”
Dużo tego ukazało się w serii „Uczta wyobraźni” wydawanej przez Maga. Choćby otwierające tę serię antykapitalistyczne „Wieki światła” MacLeoda. Dodaj do tego ekofantastykę Bacigalupiego, twarde sf Wattsa, czy fantastykę z wątkami LGBT+ w wydaniu Kiernan i Okorafor.
@WO
„Gdzie to się ukaże?”
Jeżeli pójdzie zgodnie z planem, to w „Małym Formacie”. Możliwość dłuższego rozpisania się będzie wtedy wykorzystana do bólu, tyle powiem.
@Sapkowski & stypa po nim
IMO myślicie prezentystycznie trochę. Np. wspomniany Ziemkiewicz potrafił z szacunkiem pożegnać Korę Jackowską, just sayin’. AS w Walhalli będzie przede wszystkim autorem największego sukcesu eksportowego popkultury III RP. Mniejszą czy większą bucówę oczywiście mu wyciągną, ale Parowski też miał trochę za uszami.
Ręka mi nieco drży także przed jednoznacznym nazwaniem go lewicowcem. W Pirogu nazwał welfare state „filisterskim ideałem”, po latach, jak Bereś mu dziurę w brzuchu wiercił, przyznał, że to jest niejako wzór państwa. Ale w tej samej rozmowie popiera karę śmierci i powszechny dostęp do broni.
(Przepraszam za drugi komec, ale odnoszę się do tego, co było niewidoczne przy pisaniu pierwszego.)
@ Pavel Konter
” (…) jednak te korzenie czasem z niego wyłażą. Jakiś miesiąc temu w Wyborczej ukazała się rozmowa Dukaja z Orbitowskim, w której Dukaj porównuje nadciągającą katastrofę klimatyczną do religijnych proroctw końca świata.”
Nie w „Wyborczej”, a „Książkach”, chyba jeszcze można dostać. „Po piśmie” to jest właśnie takie puszczenie się poręczy: all hail korporacjonizm, autyzm to epidemia, progresywizm to w sumie folklor społeczny a rasa czy seksualność drugorzędne pierdoły.
„Pytanie, ile ciekawych tekstów wylądowało w koszu ze względów ideologicznych?”
Sądzę, że niewiele.
Z przyczyn ideologicznych w Nowej Fantastyce ukazało się raczej słabe i nielogiczne opowiadanie, które na siłę można wyinterpretować jako budzenie się lesbijskiej tożsamości.
Maciek tak to wspomina – przyszła autorka z jakimś stereotypowym tekścikiem, a w rozmowie okazało się, że jest lesbijką. „Dziewczyno, z nieba mi spadasz, napisz o tym opowiadanie, wydrukuję”
„Parowski mocno zwalczał Bohdana Peteckiego za jego nieprawomyślność.”
Mógłbyś podać namiary?
@”dobry, lewicowy pisarz SF-F” – biorąc pod uwagę, że uprzednie wpisy z kategorii „Pop” były poświęcone, kolejno: przewidywaniu, co się wydarzy w „Grze o Tron”, Czarnobylowi, i finalnym wrażeniom z „Gry o Tron”, dziwi trochę kompletna absencja nazwiska GRRM.
(I wracam pod kamień).
@janekr
Mógłbyś podać namiary?
Proszę bardzo: link to sedenko.pl – „Jego tłumaczenie było takie, że Petecki – w odróżnieniu do zdecydowanej większości autorów – był w obozie władzy, nie kontestował jej i dawał temu wyraz w swych książkach. Że on sam (Maciej) nie mógł czytać opisów wypraw mięśniaków w kosmos, bo jawili mu się jako ubecy w kosmosie, że to, co działo się na ulicach Polski, stan wojenny, śmierć górników w Wujku, zakatowanie Przemyka, było wówczas tym, co miało na nich, w redakcji „Fantastyki”, wielki wpływ. A każdy przejaw poparcia dla systemu nieprawości, wywoływał w nich sprzeciw.”
Jak SF wchodzi grę, to jeszcze dorzucam Stephena Baxtera, bo ostatnio czytam. W kwestii komentarza społecznego nie jest jakoś szczególnie głęboki, ale wyraźnie przechyla się w lewo.
@janekr
„Pytanie, ile ciekawych tekstów wylądowało w koszu ze względów ideologicznych?”
„Sądzę, że niewiele.”
Żeby daleko nie szukać: AFAIK z przyczyn, które można by uznać za ideologiczne, odrzucił debiutanckie opowiadanie Anny Brzezińskiej „A kochał ją, że strach” (naprawdę fajna humoreska, opublikowana później w „Magii i Mieczu” dostała Nagrodę Zajdla). Z tym że tutaj nie chodziło o ideologię w sensie prawicowo-lewicowym, raczej o niechęć Parowskiego do fantastyki rozrywkowej, której nie cenił, bo uważał, że fantastyka powinna Realizować Misję.
@pak
„Jeżeli pójdzie zgodnie z planem, to w „Małym Formacie”. Możliwość dłuższego rozpisania się będzie wtedy wykorzystana do bólu, tyle powiem.
”
Hesus, nie od razu zrozumiałem. Myślałem że chodzi o zmniejszony „Duży Format” (w którym z kolei ma iść mój tekst o Dukaju – pozbawiomy możliwości rozpisania się, bo wszystko zmniejszono, więc próbowałem okiełznać krótką formę – krótszą od mojej typowej blogonotki).
@pak
„W Pirogu nazwał welfare state „filisterskim ideałem”,”
On uwielbia ostre słownictwo, ale przecież to prawda. Filisterski = drobnomieszczański = klasośredniowy.
Sapkowski nie jest ideałem lewaka w roku 2019, ale jednak jak na tamte czasy był jednak mocno po lewej stronie polskiej fantastyki. Zresztą w kwestiach ekonomicznych to w ogóle w latach 90. większość z tego, co nazywała się lewicą była średnio lewicowa i raczej panował (niestety) wśród większych partii lewicowych na świecie konsensus trzeciej drogi.
Boy wygrał kiedyś proces z wydawcą, który w felietonach zmieniał mu np. „pinda” na „kobieta”. Pisarz wie, jaki efekt chce osiągnąć słowem.
@lewicowi autorzy
Jeszcze Michael Moorcock do kompletu (ciekawe, czy dalej uważa, że Sapkowski go splagiatował).
A Sapkowskiemu Parowski bez konsultacji pozmieniał np. „arogancję” na „pychę” czy „inteligencję” na „mądrość” bo „podówczas tak nie mówiono”. Procesu mu nie wytoczył tylko poprawił w wydaniu książkowym i wspomniał o tym w przedmowie.
@ ausir
Wiem, wiem (przykłady z „Drogi, z której się nie wraca”), odnosiłem się do argumentu o filisterstwie.
@PAK
Tak podejrzewam, że sporo osób tutaj wie, uznałem, że w tym kontekście warto przypomnieć.
@bartolpartol
„Znacie jakiegoś sensownego „lewicowego” autora…”
W tej kategorii moim zdaniem niepokonany jest nadal Karel Čapek i jego „Válka s Mloky” (dość niefortunnie tłumaczona jako „Inwazja jaszczurów” – raczej coś jak „Płazia wojna”). Krytyka Polityczna powinna to wydrukować bez żadnych komentarzy jako bieżącą publicystkę – jest tam wszystko: kapitalizm, globalizacja, imperializm, neoliberalizm, ekologia…
@WO
„Dlaczego Vonnegut, „Paragraf 22”, Orwell i komiksy nie zrobiły z niego lewicowego ironisty, jak ze mnie?”
Moim zdaniem dlatego, że Ty czytałeś te rzeczy w ich zachodnim kontekście, a dla Parowskiego były one ornamentami inteligenckiej biografii głębiej niż Twoja zakorzenionej w PRL i mocniej kształtowanej przez ówczesne środowiskowe presje. Parowski należał w latach 70-tych do grupy zadziornych felietonistów piszących dla inteligenckiego czytelnika w czasopismach do pewnego stopnia odstających od oficjalnego partyjnego tonu. Tak jak np. u Michała Radgowskiego w „Polityce” czy Waldemara Łysiaka w „Stolicy” czytelnik szukał u nich dystansu i krytycznego spojrzenia, które zresztą niekiedy bywało stricte lewicowe w dzisiejszym sensie, np. filipiki Łysiaka na niedomagania PRL-owskiej urbanistyki to były manifesty „polityki miejskiej” jakie rządząca partia pozwalała publikować w niskonakładowym stołecznym tygodniku (bez znaczącego wpływu na rzeczywistość). Podobnie felietony Parowskiego z „Politechnika” i „Razem” operowały w obszarach popkultury i obyczaju z tym samym krytyczno-ironicznym nastawieniem, a ich ówcześnie wydany zbiór („Bez dubbingu”, KAW 1978 r.) może być stawiany obok takich klasyków jak „Zając transferowy” Radgowskiego. Późniejsze zaś sprawicowienie takich autorów jak Parowski czy Łysiak, a także młodszego narybku sf z lat 80-tych, wydaje mi się wytłumaczalne głównie środowiskową deklasacją (nazwijmy ja „syndromem niezaproszenia”), jaka dotknęła ich już w III RP, w chwili gdy wydawałoby się właśnie sięgali szczytów. Ostatnia dwie dekady PRL to okres, kiedy w wyposzczonym ekonomicznie, lecz z wolna liberalizującym się kulturowo systemie, pewne zjawiska pop kulturowe np. radiowa Trójka, czasopismo „Non Stop” Tylczyńskiego i Manna, program telewizyjny „Non Stop Color” itd. zyskiwały kultowy status windujący ich autorów do nieformalnego inteligenckiego parnasu, dawały środowiskowy sukces ich autorom. Przełom roku 1989 oznaczał dla większości tych zjawisk albo kres, albo komercyjną „zdradę ideałów” (jak w przypadku festiwalu w Jarocinie) albo wreszcie – jak w przypadku „Fantastyki” – przetrwanie okupione obniżeniem miejsca w hierarchii kulturowego prestiżu. Zamiast wykupowanego z kiosków czasopisma o statusie młodszej siostry „Literatury Na Świecie” stała się skomercjalizowana „Nowa Fantastyka” po prostu jednym z wielu czasopism rozrywkowych. Jak pamiętam, było to przedmiotem nieustannych sporów pomiędzy Parowskim a jego autorami, którzy ową „rozrywkowość” przyjmowali z mniejszymi niż on rozterkami. Dla nich wszystkich jednak źródłem dyskomfortu i buntu było zaszeregowanie fantastyki jako literatury niższej rangi niż ta tworzona przez promowanych w „Gazecie Wyborczej” i „Polityce” autorów „mainstreamowych” (inny termin jaki pamiętam z ówczesnych dyskusji). Gdyby wówczas autorów fantastyki w owych czołowych inteligenckich pismach bardziej hołubiono, gdyby zapraszano na łamy obok Głowackiego i Andermana, pewnie nie sprawicowieli by aż tak masowo i doszczętnie. Parowski w „Polityce” piszący o popkulturze? – czemu nie, robił to w latach 70-tych. Łysiak w „Gazecie Stołecznej” grzmiący na reprywatyzatorów? Do wyobrażenia – w karnawale „Solidarności” w „Stolicy” piętnował partyjnych notabli przywłaszczających atrakcyjne domy… Oczywiście te alternatywne scenariusze nie miały szansy realizacji ze względu na środowiskowe relacje i zaszłości. By stać się – perspektywicznie – autorem „Wyborczej” Ryszard Kapuścinski już w połowie lat 80-tych przezornie zaczął ostrożną migrację z wydawnictw partyjnych ku opozycyjnym elitom (co ojcobójczo zrelacjonował potem Domosławski). Autorzy sf nie mieli tej zapobiegliwości, niektórzy z nich byli zbyt mocno rodzinnie osadzeni w inteligenckiej tkance, by mieć czułość Kapuścińskiego-prowincjusza na takie trendy. Inni, dopiero dołączający z prowincji, nie mieli wystarczającej giętkości i siły przebicia, a swoje wynikające stąd lądowanie na peryferiach parnasu legitymizują dziś prawicową ideologią. Tak w każdym razie: sprawicowieli, bo ich nie zaproszono, a nie: nie zaproszono ich, bo sprawicowieli – widziałbym sekwencję wydarzeń.
Co zresztą na marginesie daje asumpt do scenariusza: starzejący się Lem jako publicysta narodowo-katolicki. Niewyobrażalne? Moim zdaniem było o włos. Gdyby anonimowy partyjny decydent nie zablokował druku „Astronautów” w odcinkach w „Żołnierzu Polskim” (co było już uzgodnione z sekretarzem redakcji: Józefem Henem), Lem zostałby od debiutu związany z innym środowiskiem, niż to do jakiego ostatecznie trafił. Jego biografia twórcza mogłaby do pewnego momentu przypominać tę Wojciecha Żukrowskiego czy Tadeusza Brezy – pisarzy afirmujących władzę i przez nią promowanych. Po przekroczeniu zaś jakiegoś progu wrażliwości (np. w 1968 czy 1981 r.), jedyna droga ewakuacji wiodła by przez kruchtę…
@awal
„Krytyka Polityczna powinna to wydrukować bez żadnych komentarzy jako bieżącą publicystkę – jest tam wszystko: kapitalizm, globalizacja, imperializm, neoliberalizm, ekologia…”
Cytuję z pamięci – pojawienie się jaszczurów polska prasa uznała za dowód, że należy wrócić do granic z roku 1772, Niemcy zaczęli zaś pracę nad Ersatzem jaszczura.
„Parowski należał w latach 70-tych do grupy zadziornych felietonistów piszących dla inteligenckiego czytelnika w czasopismach do pewnego stopnia odstających od oficjalnego partyjnego tonu.”
Podobnie to interpretuję w notce – dla nich wszystko się sprowadzało do drobnych podsrywek systemowi (do pewnych rozsądnych granic). Szlag mnie więc trafił przed laty od tej polskiej adaptacji „Paragrafu”, w którym wszystko sprowadzono do aluzji o komunizmie.
” Lem zostałby od debiutu związany z innym środowiskiem, ”
Nie sądzę, on publikował gdzie się dało i raczej jest odwrotnie: nie przypadkowo to właśnie środowisko TP się okazało najbardziej otwarte, wybaczające (w końcu ich zdradził w pewnym momencie!), pojemne. Z Goryllium nie mogłeś współpracować na zasadzie przyjaznej kontry, a Lem nie umiał stać karnie w szeregu (i za to go kochamy).
@WO
@posterchild
„Absolutnie nie. Sapkowski, m.in. przez swoją złośliwość, na pewno nie będzie życzliwie wspominany przez Ziemkiewicza, Grzędowicza czy podobnych.”
„Nie tylko przez nich. Sapkowski generalnie lubi(ł) obrażać ludzi. Jego śmierć wielu będzie próbowało taktownie przemilczeć, a część zacznie buczeć. W tym zapewne część tzw. naszych z lewicy, bo Sapkowski miał w nosie nasze „content warnings” (ja na pewno nie, ja go i tak uwielbiam).”
Lubił, owszem, pamiętam z jakiegoś konwentu jak na początku zabawy w kalambury z udziałem pisarzy sf-f powiedział, że zawsze takie rzeczy robi się przeznaczając pieniądze na jakąś dobroczynność, na przykład dzieci niepełnosprawne, o, choćby takie co tu lata (i wskazał na paroletniego wówczas synka Artura Szyndlera, tego od „Kryształów Czasu”). Needless to say, po czymś takim Szyndler nigdy nie będzie fanem Sapkowskiego.
Co powiedziawszy, Sapkowski najczęściej obrażał ludzi których nie szanował. Dziennikarzy, którzy nie znali literatury („to Mickiewicz?” na cytat z Sienkiewicza) i nie przestrzegali elementarnych zasad dziennikarstwa i elementarnej kultury („ile pan zarabia?”). Autorów, którzy kiepsko pisali (ziemkiewiczowskie „Skarby Stolinów” i felieton „Piróg”). I tak dalej. Widać to było przecież w jego wywiadach: byle kto dostawał w nich po głowie (i stąd potem „Największy bufon polskiej literatury”), ale te które przeprowadzałeś Ty albo ktoś z „Mówią Wieki”, gdzie było i o historii, i o popkulturze, i o fantastyce, a wszystko grzecznie i, nie ukrywajmy, z odrobiną pomasowania ego Sapkowskiego – te wywiady były rewelacyjne, otwierał się wtedy i opowiadał mnóstwo ciekawych rzeczy.
@Piotr Kowalczyk
„Ręka mi nieco drży także przed jednoznacznym nazwaniem go lewicowcem. W Pirogu nazwał welfare state „filisterskim ideałem”, po latach, jak Bereś mu dziurę w brzuchu wiercił, przyznał, że to jest niejako wzór państwa. Ale w tej samej rozmowie popiera karę śmierci i powszechny dostęp do broni.”
Pamiętaj o kontekście: kiedy się wychował, kiedy uformował światopoglądowo, kiedy przeprowadzony był wywiad. To tak jak z Chmielewską, ona jak na swoje czasy była bardzo feministyczna i liberalna obyczajowo, ale żarty z gejów w 2009 roku odbierane były już nieco inaczej niż, powiedzmy, w 1993 roku. Proste szufladki tu nie pasują.
@WO
„Lem nie umiał stać karnie w szeregu…”
Jednak Żukrowskiemu – kiedy już go zweryfikowano jako dobrego towarzysza – władza nie kazała wcale karnie stać. Wysłała go na placówkę do Indii, gdzie napisał „Kamienne tablice” z wątkiem węgierskiego dyplomaty śledzącego z dala wydarzenia w Budapeszcie 1956 r. – utrzymanym w tonie gorzkiego pogodzenia się z losem, wypracowanym już na tę okoliczność przez Andrzejewskiego, oraz z epickim wielokulturowym tłem, mierzącym w Noble. Lem by pewnie raczej utonął w jakimś sanskrycie i poznalibyśmy go jako badacza mitów – krytyka religii, a nie fantastę. O lojalność systemowi upomniano by się dopiero z czasem, może dopiero w stanie wojennym, jak właśnie w przypadku Żukrowskiego. Oczywiście nie ma co ciągnąć spekulacji nad miarę, to tyle w ramach przyjaznej kontry.
@TerryPratchettsTerriblePosterchild
„To tak jak z Chmielewską, ona jak na swoje czasy była bardzo feministyczna i liberalna obyczajowo, ale żarty z gejów w 2009 roku odbierane były już nieco inaczej niż, powiedzmy, w 1993 roku.”
W latach 90. wydała poradnik „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą”, w którym dowodziła, że kobiety są z natury niezdolne do rozumienia matematyki i pracy z liczbami, a mimo to we wszystkich urzędach i biurach rachunkowych siedzą kobiety i ona doprawdy nie wie, kto to wymyślił – jakiś zaprzysięgły antyfeminista?
Takie drobiazgi jak powtarzanie do urzygu, że mężczyzna powinien być zdobywcą, a kobieta zdobyczą, ponieważ tak to natura mądrze urządziła – wniosek wyciągnięty z obserwacji zachowania kotów na podwórku, nie, nie żartuję, naprawdę tak było napisane – nawet mnie nie zdziwił, ale ta wstawka o matematyce była wyjątkowa, nawet jak na mroczne lata dziewięćdziesiąte.
>>>Partyzanckość Parowskiego śmieszyła mnie i wielu moich rówieśników. Dla niego WSZYSTKO było wojną ze Złem, które definiował jako szeroko rozumianą lewicę.
Trochę mi się to kłóci z pierwszą wielką spiną NUMP konta fandom, czyli słynnemu sporowi „fantastyka problemowa czy rozrywkowa”, gdzie po stronie „rozrywki” trochę przypadkiem znaleźli się Ziemkiewicz i Brzezińska, ludzie przecież ideologicznie z innych parafii.
Wydaje mi się, że jemu raczej chodziło ogólnie o Coś, o Sprawę, żeby literatura i kultura fantastyczna nie było tylko mieleniem na nowo kolejnych opowieści o laserach albo smokach. Może obawiał się, że Zło będzie chciało ludzi uśpić, rozleniwić i wtedy zapanuje? Tymczasem młody fandom wolał (z całym szacunkiem) jednak odłożyć Zajdla na półkę i po prostu cieszyć się fajnymi tekstami… Komuna upadła i już nie wraca przecież. Partyzanckość NUMP-a była niedorzeczna nawet dla tych z sercem po prawej stronie.
Głupio mi, że ostatnio nie czytałem jego publicystyki, więc nie wiem jak opisał na obecne tendencje wsród światowej „lewicy” aby kształtować nawet na najbardziej oklepane historyjki o superbohaterach tak, aby były dostatecznie dobrym nośnikiem dla licznych Spraw, z którymi się zapewne nie zgadzał. Jak by nie było: jego na wierzchu, fantastyka nie ucieknie od bycia „problemową”, a zwłaszcza ta bardzo rozrywkowa i masowa.
@krystyna.ch
„W latach 90. wydała poradnik „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą”
Dla ścisłości – wspomniane zdanie pochodzi z poradnika tejże autorki: „Jak wytrzymać z mężczyzną” A oto i ono:
„Tu należy podkreślić zjawisko zadziwiające i niepojęte. Na sto kobiet liczyć umie przeciętnie jedna, bywa zatem, że w którejś setce dwie, na stu mężczyzn liczyć umie dziewięćdziesięciu ośmiu. Wyjątki potwierdzają regułę. I we wszelkich rachubach, kasach, bankowościach, księgowościach i innych placówkach matematycznych siedzą kobiety.”
@krystyna.ch
„z przyczyn, które można by uznać za ideologiczne, odrzucił debiutanckie opowiadanie Anny Brzezińskiej „A kochał ją, że strach” (naprawdę fajna humoreska, opublikowana później w „Magii i Mieczu” dostała Nagrodę Zajdla). Z tym że tutaj nie chodziło o ideologię w sensie prawicowo-lewicowym, raczej o niechęć Parowskiego do fantastyki rozrywkowej”
Podejrzewam, że @Pavel Konter pisząc o tekstach odrzuconych z przyczyn ideologicznych miał jednak na myśli tę klasyczną ideologię polityczną.
Nie ulega wątpliwości, że wśród tekstów odrzuconych przez M.P. znalazły się też rzeczy dobre – lepszy od wielu wydrukowanych. Znane są przykłady opowiadań odrzuconych przez NF i wydrukowanych z sukcesem u konkurencji, a nawet z nagrodami. Ale które z nich odrzucono z przyczyn ideologii politycznej?
@Piotr Aleksander Kowalczyk
„Boy wygrał kiedyś proces z wydawcą, który w felietonach zmieniał mu np. „pinda” na „kobieta””
Dla ścisłości – dziwka -> kobieta, pederaści i lesbijki -> dziwne postacie.
„Pisarz wie, jaki efekt chce osiągnąć słowem.”
To chyba przesadny optymizm. Nie ma tak dobrego pisarza, któremu nie przydałby się doświadczony, pracowity redaktor. Można mieć co najwyżej pretensję, że zmieniano teksty bez konsultacji z autorami.
@ „lewicowi” autorzy
Dzięki! Aż za dużo. Poprzyglądam się, choć będę musiał odsiać fantazy, bo nie lubię. Owszem Pratchett styka czasem dla rozrywki, a „Amerykańscy bogowie” Gaimana podobali mi się całkiem, całkiem, ale fantazy mnie nie bawi i już. Sapkowskiego nie czytałem, bo z przekory nie czytałem rzeczy modnych w moim środowisku (wolałem eksplorować Wellsa, Huxleya, których wygrzebywałem z zapomnianych półek szkolnych bibliotek, i Lema, którego sporo miałem w domu rodzinnym), ale nie mam wrażenia bym coś stracił, gdybym miał, to bym przeczytał.
No to Kim Stanley Robinson to najtwardsze z twardych SF, a Iain M. Banks to najbardziej operowa ze space oper. Ani jeden ani drugi się specjalnie nie zestarzeli. No dobra, trylogia Pacific Coast KSRa trochę trąci myszką, ale jego późniejsze rzeczy są super, a Banks jest ponadczasowy i jest jednym z głównych autorów mojego zlewaczenia.
Charlesa Strossa też bym polecał w sumie, z jego czysto SF-owych rzeczy to Glasshouse, Singularity Sky/Iron Sunrise, Saturn’s Children/Neptune’s Brood oraz Halting State/Rule 34.
Cykl o Takeshim Kovacsie („Altered Carbon” i reszta) Richarda K. Morgana też w sumie podchodzi jako mocno lewackie SF.
@ro
„Trochę mi się to kłóci z pierwszą wielką spiną NUMP konta fandom, czyli słynnemu sporowi „fantastyka problemowa czy rozrywkowa”, gdzie po stronie „rozrywki” trochę przypadkiem znaleźli się Ziemkiewicz i Brzezińska, ludzie przecież ideologicznie z innych parafii.”
Niezupełnie, bo Parowski przede wszystkim nieuczciwie zdefiniował płaszczyznę sporu (więc był to tak naprawdę meta-spór). Ziemkiewicz często pisał fantastykę propagandową jak cholera („Żywa gotówka” to fabularyzowany wykład korwinizmu). Brzezińska jest apolityczna (chyba że samo przedstawianie kobiecego punktu widzenia uznamy za polityczne), ale przecież przedstawianie jej prozy jako „czysto rozrywkowej” jest absurdem, to już prędzej lubieni przez Parowskiego autorzy ze stajni Fabryki Słów.
@Leslie
„Banks jest ponadczasowy i jest jednym z głównych autorów mojego zlewaczenia”
Próbowałem ostatnio znowu coś podczytać i mi tam pachnie takim duchem lat 90., cała Kultura to taka implementacja idei końca historii, najdoskonalszy możliwy ustrój i dalej już nic. Banks oczywiście sam z tym dyskutuje, ale czasy, w których tę ideę traktowało się serio, chyba już minęły.
Co do zlewaczenia, to oczywiście Kultura jest również implementacją W Pełni Automatycznego Gejowskiego Kosmicznego Komunizmu, ale jak kiedyś zauważył chyba Dukaj w dyskusji na syffie, najciekawszego Banks nie opisuje: jak do tego stanu doszło? Kogo trzeba było stłamsić, żeby zapanowała szczęśliwość ogólna? Jak zdołano zaprogramować Umysły tak, aby były „dobre” i w ogóle chciało im się trzymać inne istoty w roli zwierzątek domowych?
@ TerryPratchettsTerriblePosterchild
Dla porządku: Piotr Kowalczyk to szef działu muzycznego w „Dwutygodniku“, starszy ode mnie o kilka lat.
Odpowiem najpierw bardziej ogólnie, do dotykasz szerszego problemu przez argument „takie były czasy“, którego refutację w ostatnich miesiącach czytałem wielokrotnie. W skrócie: nie dosyć, że jest on obraźliwy w tym sensie, że wszystkich naszych praszczurów hurtem kwalifikuje jako rasistów, homofobów et consortes, to pomija kluczowy fakt; w przeszłości pewne wypowiedzi czy zachowania nietolerancyjne mogły być częściej akceptowane, czy normalizowane, ale nie były neutralne. Byli i „podówczas“ ludzie wzywający do tolerancji, byli tacy, których brak RiGCZu był przegięciem nawet wtedy (jak Lovecraft). Inaczej ktoś kiedyś może uznać naszą współczesność za „takie czasy“ dla antyszczepionkowców czy alt-rightu (o neolibie nawet nie wspomnę…). Dubeltowo niezręczny to argument, jeśli zastosowany do żyjącego człowieka, bo sugeruje, że umysł delikwenta nie jest w stanie przeprocesować nowych informacji, delikatnie to ujmując.
Rok 2005 pamiętam dobrze, kupiłem książkę zaraz po premierze. Kara śmierci może sobie wracać od czasu do czasu w publicystyce, kiedyś Lech Kaczyński odgrażał się z jej powrotem, ale legislacyjnie to jest temat (nomen omen) martwy od lat. A dostęp do broni to zawsze była jakaś korwinowska egzotyka. Sapkowski mówi o tych sprawach z retoryką i emfazą bardziej pasującą do południowego republikanina.
Tutaj przejdę do sedna: ASa uważam bardziej za kogoś w rodzaju liberalnego radykała. Porównałbym go do Franka Zappy, tyle, że Zappa był libertarianinem, Sapkowski IMO ląduje jednak bardziej po lewej stronie spektrum. Jak się bliżej przyjrzymy „Historii i fantastyce“, to autor argumentuje za trzema poglądami:
a) Syn nie ma prawa mówić, że ojciec wygaduje bzdury (nawet jeśli tak jest istotnie), bo jakaś hierarchia musi na tym świecie być.
b) Oczekiwanie jakiejś głębokiej mądrości od starców to idiotyzm, bo nadają się tylko do siedzenia na werandzie i puszczania wiatrów.
c) Dom starców to nie jest jakieś okropne miejsce zesłania, tylko przestrzeń, gdzie staruszkowie wreszcie zażywają życia, mając spokój od „zasranych dzieci panoszących się po domu w poczuciu wszechwładzy“.
Jak dla mnie to jest odwołanie się do trzech różnych systemów wartości. Podobnie w wywiadzie heheszkowy, „zdroworozsądkowy“ antykomunizm łączy się z antyklerykalizmem w duchu wymienionego wprost Urbana. Taki eklektyzm co najmniej. W ogóle jeśli czyta się Sapkowskiego jako eseistę/publicystę (jako ja kiedyś uczyniłem), uderza, ile on potrafi zrobić dla czystego efekciarstwa, poświęcając spójność czy konsekwencję wywodu. Nie mam pod ręką tekstu „Świata króla Artura“, ale zdaje się, że jest tam fragment, gdzie na dwóch sąsiadujących (!) stronach przedstawiono kompletnie sprzeczne poglądy na temat pozycji kobiety w średniowieczu.
Dręczy mnie też cały czas pytanie, czy do czasu rozmowy z Beresiem zmienił poglądy na karę śmierci, jakie wyłaniają się z „Wieży Jaskółki“ (rozmowa Geralta z Arteveldem, z rozdziału piątego, a zwłaszcza motta tegoż rozdziału). Jeżeli tak, to może po prostu co jakiś czas ewoluuje ideowo. Jeżeli nie, i uznał, że taka tyrada w wykonaniu wiedźmina będzie po prostu odpowiednio ładnie i „humanistycznie“ wyglądać… Cóż, nie bardzo u mnie zapunktowałby w w tym momencie.
„Co powiedziawszy, Sapkowski najczęściej obrażał ludzi których nie szanował.“
Albo którzy zarobili na Geralcie więcej od niego. Przepraszam, musiałem.
@Janekr
„Dla ścisłości – dziwka -> kobieta, pederaści i lesbijki -> dziwne postacie.“
Dziękuję pięknie za doprecyzowanie, cytowałem za Słonimskim. Może ten też się ocenzurował?
„To chyba przesadny optymizm. Nie ma tak dobrego pisarza, któremu nie przydałby się doświadczony, pracowity redaktor.”
Tutaj konkretnie chodziło mi o to, że celowo wybrał określenie obraźliwe zamiast neutralnego (tak samo, jak kogoś piszącego, że małżeństwa jednopłciowe to „pedalski ideał“ nie uznałbym za sympatyka LGBT), ale co do ogólnego wniosku, to oczywiście zgoda. Cykl wiedźmiński miał redaktorkę, Danutę Górską. Nie pamiętam jak z husytami, ale Żmiję i Sezon burz Sapkowski sobie „zredagował“ samodzielnie. Z efektem wiadomym.
@WO
„Brzezińska jest apolityczna (chyba że samo przedstawianie kobiecego punktu widzenia uznamy za polityczne), ale przecież przedstawianie jej prozy jako „czysto rozrywkowej” jest absurdem, to już prędzej lubieni przez Parowskiego autorzy ze stajni Fabryki Słów.“
Dla ścisłości: Runa pod koniec istnienia (próba ratunku?) wydała trochę „fabrycznych” autorów, m.in. Ćwieka i Kozak. A wcześniej np. horrory, które strasznie schlastano choćby w „Esensji“. A jak o Runie i lewicowcach mówimy, to strasznie mi smutno, że nie padło jedno nazwisko: Tomasz Pacyński.
Piotr Aleksander Kowalczyk
„A jak o Runie i lewicowcach mówimy, to strasznie mi smutno, że nie padło jedno nazwisko: Tomasz Pacyński.”
Bardzo Ci jestem wdzięczny za ten wpis, jak o nim prawie zapomniałem a „Wrzesień” i „Sherwood” były dobre i świeże.
@pak
” Byli i „podówczas“ ludzie wzywający do tolerancji,”
Ale pojemne słowo „tolerancja” obejmuje także spektrum postaw typu „a niech sobie żyją, ale słyszeliście ten dowcip, że murzyn i pedał wchodzą do baru”. Że należy unikać takich żartów (albo takiego języka), to wynalazek najnowszych czasów.
„Tutaj konkretnie chodziło mi o to, że celowo wybrał określenie obraźliwe zamiast neutralnego”
Ale on wybiera obraźliwe wobec wszystkich, i w tym sensie jest neutralny.
„przedstawiono kompletnie sprzeczne poglądy na temat pozycji kobiety w średniowieczu.’
Ba, w samym średniowieczu były kompletnie sprzeczne ze sobą sytuacje.
” strasznie mi smutno, że nie padło jedno nazwisko: Tomasz Pacyński.”
Mieli być żyjący, bo z nieżyjącymi to już po prostu za łatwe.
@ WO
„Że należy unikać takich żartów (albo takiego języka), to wynalazek najnowszych czasów.“
Wiesz, dla mnie argument, że kara śmierci jest m.in. po to, by wyprowadzać skazańców na egzekucję płaczących i błagających o litość, to trochę inny kaliber niż rasistowskie dowcipasy. Jakiś czas temu ukazał się na Popmodernie dwuczęściowy artykuł Michała Ochnika o Robercie E. Howardzie. Howard był jednocześnie: rasistą, człowiekiem, który z czasem nabrał dystansu i obrzydzenia do swojego korespondenta, Lovecrafta, feministą i chłopakiem bardzo progresywnej działaczki antyrasistowskiej. Wątpię czy tę ostatnią (walczącą z rasową przemocą fizyczną i morderstwami) bawiły „barowe“ dowcipy.
„Ale on wybiera obraźliwe wobec wszystkich, i w tym sensie jest neutralny.“
Jeżeli „filister“ to synonim bekaesia, to w jakim sensie jest obraźliwy dla Kulczyka? Z eseju nie wynika też, by za filistra uważał się sam autor.
„Ba, w samym średniowieczu były kompletnie sprzeczne ze sobą sytuacje.“
Znalazłem ten fragment, okazał się bardziej dotyczyć współczesności.
„Dlaczego lubimy Ginewrę i Izoldę? Czy przypadkiem nie dlatego, że w obu tych postaciach pobrzmiewają celtyckie echa, echa bliskie i miłe nam, ludziom wyemancypowanego wieku dwudziestego, którym (nie wszystkim, nie wszystkim) wstrętny jest męski szowinizm i dyskryminacja płci pod każdym względem?“
A stronę dalej:
„(…) pozamałżeńskie afery Ginewry i Izoldy stały się w średniowiecznych wersjach „ ̇ciężkimi grzechami”, bombami z opóźnionym zapłonem, które muszą doprowadzić do tragedii i zagłady. A ponieważ — zwłaszcza w odniesieniu do równoprawności płci i niezależności kobiet — średniowiecze wciąż trwa, średniowieczna forma legendy wciąż jest klasyczna (…)“
To w końcu zmieniło się coś od średniowiecza, czy nie?
„Mieli być żyjący, bo z nieżyjącymi to już po prostu za łatwe.“
Nie ma takiego zastrzeżenia u bartolpatrola, a w polecankach przewinęli się już m.in. Pratchett, Le Guin czy Banks.
@pak
„Wątpię czy tę ostatnią (walczącą z rasową przemocą fizyczną i morderstwami) bawiły „barowe“ dowcipy.”
Niewykluczone. Julian Tuwim raczej nie był rasistą (w sensie zwolennikiem prześladowań), ale „Murzynek Bambo” na dzisiejsze kryteria jest rasistowski. Brak uwzględnienia uwarunkowań historycznych skazuje cię na wpadanie w pułapkę pt. „Marks był antysemitą”.
„To w końcu zmieniło się coś od średniowiecza, czy nie?”
Nie mówi o rzeczywistości, tylko o legendach, które różni odbierają różnie (stąd dodatek „nie wszystkim”).
„Nie ma takiego zastrzeżenia u bartolpatrola,”
Jest czas teraźniejszy. Królowa Bona nadal nie żyje.
@ WO
„Nie mówi o rzeczywistości, tylko o legendach, które różni odbierają różnie (stąd dodatek „nie wszystkim”).”
W pierwszym cytacie wiek XX jest przeważająco emancypacyjny, w drugim to mizoginiczna kopia średniowiecza. Albo „średniowiecze wciąż trwa”, albo seksiści to mniejszość.
„Jest czas teraźniejszy.”
Nie ma, jest pytanie o naturę gatunku. „To przez niego [Parowskiego] polska fantastyka jest seksistowska i mizoginistyczna, czy to parszywa natura Sci-Fi w rzeczy samej? (…) Ciekawa sprawa z tą fantastyką swoją drogą. Znacie jakiegoś sensownego „lewicowego” autora, czy to się wzajemnie wyklucza?”
@pak
” Albo „średniowiecze wciąż trwa”, albo seksiści to mniejszość.”
Nie widzę sprzeczności – zwłaszcza gdy mówimy o legendach, a nie bronimy pracę doktorską pt. „Oszacowanie liczebności seksistów”.
@rpyzel
„Bardzo Ci jestem wdzięczny za ten wpis, jak o nim prawie zapomniałem a „Wrzesień” i „Sherwood” były dobre i świeże.”
Z polskich autorów celowo wymieniłam tylko żyjących (tak sobie założyłam, w sumie nie wiem czemu, być może po to, żeby uniknąć problemów z klasyfikacją Wnuka-Lipińskiego). „Sherwood” faktycznie był dobry, ale z tego cyklu tylko on. Ja się zachwyciłam i rzuciłam się na pozostałe tomy jak szczerbaty na suchary, a dalej była przepaść. Jeśli ktoś, czytając Sapkowskiego, miał wrażenie, że bohaterowie czasem po prostu nieprzytomnie ględzą, to niech nie czyta reszty, bo „Maskarada” i „Zła piosenka” go wykończą.
Ale on pisze przecież o całym modelu stosunków społecznych: „zwłaszcza w odniesieniu do równoprawności płci i niezależności kobiet — średniowiecze wciąż trwa”.
@pak
„Ale on pisze przecież o całym modelu stosunków społecznych: ”
Ale nadal nie jest to tekst na seminarium z socjologii. Jest taki błąd stylistyczny, który na swój użytek nazywam Stylem Pretensjonalnego Doktoranta – jest charakterystyczny dla tekstów pisanych przez milenialsów, którzy wszystko i wszędzie chcieliby pisać w identycznym stylu, w jakim pisali prace zaliczeniowe (dodając nawet przypisy w kwadratowych nawiasach), w ogóle nie dopuszczając takiej myśli, że gdy ktoś pisze o legendach i o fantasy, może swobodnie podchodzić do „modelu stosunków społecznych”.
„Ha ha, wykryłem sprzeczność, autor raz pisze, że średniowiecz trwa, a raz że się skończyło”, to właśnie typowe dla publicystyki Pretensjonalnych Doktorantów. Apeluję o zaprzestanie na moim blogasku, to w sam raz na tekst demaskujący Sapkowskiego na jednym z licznych serwisów typu doktoranci.org.
@wo
„w ogóle nie dopuszczając takiej myśli, że gdy ktoś pisze o legendach i o fantasy, może swobodnie podchodzić do „modelu stosunków społecznych””
To raz, ale argument kol. PAKa nawet przy założeniu jakiegoś akademickiego podejścia nie trzyma się kupy.
To jest przeciez proste zadanie ze zbiorów. Trzeba sporo złej woli, żeby zestawić „nie wszystkich” z „wciąż trwającym średniowieczem” i zarzucić dzielenie przez zero, gdy oba zdania są prawdziwe. To tak jak z tym dowcipem, „jak daleko to jest w ch*?” Każdy może sobie wyobrazić dowolną odległość, ale faktem jest, że współczesność charakteryzuje się zarówno szeroko rozpowszechnioną tolerancją, jak i powszechnym kultywowaniem mizoginistycznych tradycji.
@lewicowa fantastyka
Nieodmiennie w odpowiedzi na to pytanie polecam twórczość Joanny Russ – trzeba się trochę zakrzątnąć żeby pozyskać, bo to trochę zapomniana autorka (np. świetną powieść „We who are about to…” znalazłem tylko w odcinkach w starych numerach „Galaxy”). Jest znakomita, tylko, uwaga, bywa bardzo trudna językowo.
@lewicowa fantastyka
Dzień dobry wszystkim. Skoro przedpiśca już wspomniał o starych numerach Galaxy, to zwrócę uwagę na opublikowaną w nich na początku lat 50. powieść „Gravy Planet” autorstwa Pohla i Kornblutha. Bardziej lewicową beletrystykę trudno znaleźć, tam jest wszystko: wszechwładza korporacji, wyczerpywanie się zasobów naturalnych, totalny leseferyzm gospodarczy, brutalny wyzysk klasy robotniczej, wszechobecne inwazyjne reklamy, paranoiczna walka z podziemiem komunistycznym, zastępowanie funkcji państwa ubezpieczeniami komercyjnymi…
Mocna rzecz i dobrze napisana. Można ją znaleźć w reedycji książkowej z tytułem zmienionym na „The Space Merchants” (w polskim wydaniu „Handlarze kosmosem”), z pewnymi zmianami edycyjnymi w stosunku do oryginału (zdaje się, że z wersji książkowej wyrzucono np. idiotyczny happy end dopisany cichaczem przez zasłużonego skądinąd rednacza Galaxy, Horacego. Golda).
@awal
To interesujące. Podobny wątek w swej biografii opisuje Rafał Matyja. Pytany czemu w latach ’90 związał się z prawicą, odpowiada, że był to bunt wobec liberalnego salonu.
Jako znacznie od nich wszystkich młodszy anonimowy łoś z Internetu również miałem w tym czasie na pieńku z liberalnym salonem. Zastanawiam się co spowodowało, że przez myśl mi wtedy nie przeszło by buntować się na prawo. Czy był to brak reakcji alergicznej na słowo lewica uosabiane wówczas przez postkomunistów (mimo późnego urodzenia niedostatki lat ’80 pamiętam dość dobrze)? Czy dość silna alergia na Kościół katolicki, z którym prawica była związana znacznie mocniej? Nie chce mi się wierzyć, że jako znacznie lepiej ode mnie obyci nie wiedzieli, z jakimi wartościami wiąże się prawica. Czy myśleli, że mogą w niej bezpiecznie pobrodzić nie ryzykując utonięcia w faszystowskich miazmatach, które ja widywałem wtedy dość często na ulicach?
Mnie jeśli coś odstraszało od polskiego „liberalnego salonu” to właśnie w dużej mierze jego konserwatyzm i klerykalizm, tylko że łagiewnicki zamiast toruńskiego. Ale zapewne inaczej to działa w przypadku ludzi w wieku Parowskiego.
W numerze 6/2019 Nowej Fantastyki, kupionym jeszcze za życia, w „Alfabecie moich autorów” M.P. pisze o Bogusławie Polchu. Zacytuję fragment zgodny z refleksjami gospodarza:
„Kłócimy się z Bogdanem politycznie. On POpapraniec, ja PISior – doprowadzało to do krótkotrwałych ochłodzeń. Raz doszło do zerwania z jego inicjatywy, ale nie wytrzymaliśmy nawet pół roku. Okazało się, że są ważniejsze sprawy od polityki”
@steelman
„Nie chce mi się wierzyć, że jako znacznie lepiej ode mnie obyci nie wiedzieli, z jakimi wartościami wiąże się prawica. Czy myśleli, że mogą w niej bezpiecznie pobrodzić nie ryzykując utonięcia w faszystowskich miazmatach, które ja widywałem wtedy dość często na ulicach?”
Kwestie środowiskowo-towarzyskie odegrały w tej historii większą rolę niż ideowe. Użyję przykładu Waldemara Łysiaka, poniekąd najbardziej spektakularnego. Przez lata 70-te i 80-te czołowe państwowe wydawnictwa PRL (KAW, Iskry, Czytelnik, PAX…) publikowały w wysokich nakładach jego książki: tryptyk napoleoński, „Asfaltowy salon”, „Flet z mandragory”, „MW”… Jego pisarstwo stało się jednym z tych niszowych zjawisk kultury, które w izolowanym od Zachodu społeczeństwie ogniskowały zainteresowania czytająco-słuchającej publiczności. Przyjmował w nim niekiedy optykę odkrywcy sensacji historycznych, niekiedy buchającego sprawczością „menadżera gierkowskiej modernizacji” (pisząc o konserwacji zabytków), a niekiedy zgorzkniałego „Hemingwaya RWPG” (co jednak lepiej wychodzi w warunkach zgniłych przyjemności Zachodu niż w przyziemnych realiach gospodarki niedoborów). Nie były to wcielenia szczególnie prawicowe, a zdarzały się mu przebłyski zdecydowanie progresywne np. feministyczne kameo Sylvii Plath w „Wyspach bezludnych”. I nagle po zmianie ustroju to wszystko się skończyło. Po reedycji „MW” w 1990 r. przestał być wydawany, bo stare wydawnictwa podupadały, a nowe wolały wypuszczać Ludluma ze złotymi tłoczeniami na okładkach. Łysiak nie zadbał też w swoim czasie o zdobycie pozycji w nowych, wyrosłych z opozycji elitach medialno-recenzenckich – tak jak to uczynił Ryszard Kapuściński, również czytelnicza gwiazda późnego PRL, pisarz operujący dość podobną do Łysiaka koloryzującą manierą. Kapuściński-ostrożny prowincjusz, świadomy kruchości fortuny, w odpowiednim momencie opuścił swoich PRL-owskich protektorów, okazał się sympatykiem opozycji i w efekcie zagościł w nowych realiach drukowaną w „Wyborczej” książką „Imperium” o upadku ZSRR. Łysiak zaś, zaniedbawszy takiego przebrandowienia, z dnia na dzień stał się niemodny, nabrał cech swoistego Andrzeja Rosiewicza literatury. Objaśnił to sobie w tonach manichejskich jako „odrzucenie przez salon” i zaczął wyznawać tę religię w jej ówczesnej kaplicy: „Gazecie Polskiej” Piotra Wierzbickiego. Wykonana wtedy światopoglądowa wolta jest zdumiewająca. Świat zaczęły mu tłumaczyć konstrukty antysemickie, mizoginistyczne i antyelitarne, np. ci sami Miłosz i Szymborska, których cytował na pierwszych stronach „MW”, teraz stali się obiektami jego ataków jako polakożercy… Jestem jednak przekonany, że gdyby go w swoim czasie, gdzieś u progu lat 90-tych, zaproszono do pisania np. impresji o malarstwie w „Dużym Formacie”, dziś broniłby III RP i bezwzględnie smagał Kaczyńskiego, deklasując w tym i Tomasza Wołka i Michała Kamińskiego…
@Awal
Bardzo ciekawe jest to co piszesz i zasadniczo wydaje mi się to prawdziwe!
@Awal Biały
W zestawieniu Łysiak – Kapuściński warto jednak pamiętać, że w 1989 roku ten drugi był nie tylko „sympatykiem opozycji”, ale także autorem mającym już przekłady i rozpoznawalność zagraniczną. W takiej optyce to echt „warszawiok“ Łysiak okazał się większym prowincjuszem. (Dręczy mnie pytanie, czy nie chciał albo nie mógł sprzedać np. napoleonianów na Zachodzie?) Twoja teza mnie częściowo przekonuje: WŁ wydał w 1990 roku „Lepszego“, pamiętnik o przejściach z cenzurą, który momentami wygląda jak próba wybadania terenu w nowym układzie. Na przykład przemilcza tam albo szyfruje nazwiska ludzi, którzy są adresatami polemik (nawet komunistów, rzecz absolutnie nie do pomyślenia później), rant na Michnika (pierwszy!) utrzymany jest w tonie pamfletowej frywolności (Łysiak udaje, że pisze o późnym Mickiewiczu) i przeprowadzony jeszcze z pozycji „Dlaczego on to robi, skąd ta zmiana?“, a nie „Ten zdradziecki, różowy drań!“
WŁ jest jednak w 1990 roku otwarcie i mocno człowiekiem Wałęsy, co ( z obu stron) mogło utrudniać zaproszenie go do „Wyborczej“. Przez okres grudzień 1990 – listopad 1991 pisze powieść „Najlepszy“: otwarcie prolustracyjną, prowałęsowską i antymichnikową. Wychodzi na początku 1992 roku, w pamiętnym czerwcu Łysiak decyduje się stanąć po stronie Olszewskiego i jest, jak mówią Czesi „v prdeli“. Niedługo potem wylatuje z polibudy, rok później dołącza do „Gazety Polskiej“. „Reszta nie jest milczeniem“, jak to ujął Fortynbras.
Inny kontekst: WŁ rozwiódł się w 1988 (mocno sugeruje, że żonę stracił na rzecz informatora bezpieki), wtedy też zaczyna pisać „Statek“, odtąd już żadne motywy feministyczne nie są w jego twórczości możliwe (najwyżej milczenie w jakiejś alternatywnej rzeczywistości). Dlatego jestem też w stanie uwierzyć, że „Dobry“ istotnie powstał w PRL – u; w tej książce (jak i „Milczących psach“) postacie kobiece są traktowane jeszcze z sympatią i czułością. Motyw „zdradzającej, niewdzięcznej suki“ pojawia się pierwszy raz w „Najlepszym“, pisanym równolegle do „Statku“.
Szymborską to i dzisiaj zdarza mu się zacytować (zwłaszcza przywołać „Dwie małpy Breugla“), bo deklaruje, że oddziela u niej talent i poglądy. (Z wiadomych powodów nie zapomniał jej jednak „Nienawiści“ i roku 1992.) W sprawie z Miłoszem IMO najbardziej kompromitujące było nie to, że przepisał bzdury z książki Majdy, tylko fakt, iż pośrednio świadczy to o tym, że wiersze i eseje noblisty zna najwyżej po łebkach. Inaczej (nawet zakładając u niego złą wolę) wiedziałby, że podkłada się jak dziecko.
@pak
„(Dręczy mnie pytanie, czy nie chciał albo nie mógł sprzedać np. napoleonianów na Zachodzie?) ”
Czy tu jest w ogóle jakieś pytanie? To jak niemożność sprzedania tekstów Kałużyńskiego o popkulturze. Autorzy popularni w czasach PRL korzystali z tego przywileju, że mogli swobodnie podchodzić do źródeł, PRL-owski czytelnik miał małe szanse sprawdzić coś np. we włoskiej bibliotece. Zachodni czytelnik by jednak uznał te książki za słabo udokumentowane, z pasażami na granicy plagiatu. Z tego samego powodu szeroki świat niespecjalnie jest zainteresowany esejami Herberta o kulturze Zachodu.
Kapuściński miał ten przywilej, że w Nowym Jorku też mało kto się znał na Etiopii (ale tylko do czasu).
A Lem miał ten przywilej, że do informacji o myślących oceanach na obcych planetach miał dostęp tak samo dobry jak zachodni autorzy.
@awal
To może być dość trafna odpowiedź na pytanie: dlaczego W.Łysiak i inni nie załapali się do liberalnego salonu GW? Nie rozumiem jednak czemu skręcili akurat w prawo skoro za schyłkowej PRL (jak rozumiem) nie przejawiali wybitnie antykomunistycznych postaw. Wątki biograficzne wspomniane przez PAK tłumaczą drogę W.Łysiaka ale niekoniecznie innych. Czy to, że ich bunt nie przybrał form lewicowych (socjalizm, anarchizm &c) to tylko wynikało jedynie „kompromitacji lewicy” w PRL? Przecież tę „kompromitację” lansował właśnie salon i w kontrze do tego lansu można było(?) działać.
@ausir
„A Lem miał ten przywilej, że do informacji o myślących oceanach na obcych planetach miał dostęp tak samo dobry jak zachodni autorzy”
No nie tylko – Lem, zainspirowany przez Choynowskiego, miał świadomość luki lekturowej, dzielącej go od zachodnich autorów i robił co się da, żeby ją nadrobić. W związku z tym mógł być nawet bardziej na bieżąco od nich, bo dla niego „Herald” czy „Scientific American” były zdobywanymi z trudem skarbami, a dla nich wczorajsza gazeta była już śmieciem, jak dla nas dziś, a uwierzcie mi, panie i panowie, jak w PRL ktoś trafił na „Newsweeka” z zeszłego roku, to czytał OD DESKI DO DESKI.
Ja dostawałem „Time’a” i „Newsweeka” od kolegi, który dostawał od (…) od księdza, któremu w prezencie zaprenumerowała Polonia. Dotarcie do mojego ogniwa trwało ok. miesiąca, więc byłem prawie na bieżąco.
@steelman
„Nie rozumiem jednak czemu skręcili akurat w prawo”
Bo tylko prawica miała wówczas zasoby do budowania swojego kontr-salonu (m.in. dzięki przechwyceniu TVP).
„Bo tylko prawica miała wówczas zasoby do budowania swojego kontr-salonu (m.in. dzięki przechwyceniu TVP).”
Właściwie dlaczego nie utworzył się kontr-salon wokół NIE? Środki były.
@janekr
Urban nigdy nie był zainteresowany kulturą – w „Nie” informacja kulturalna pojawi się tylko jeśli znany aktor się upije albo PiS kogoś ocenzuruje. Pojawiła się taka inicjatywa za Dejmka, stąd m.in. Wiadomości Kulturalne, w których pracowałem przed przejściem do „GW”, ale było już zwyczajnie za późno. Prawie wszystkich artystów około 1995 zagospodarował obóz postsolidarnościowy – albo z krakowsko-warszawskiej osi E-77, „GW”/”TP”, albo z prawicowej kontry.
Te podziały nie do końca zreszta dziś się przekładają na PiS/Antypis, na przykład Rafał Grupiński był wtedy w obozie „antymichnikowskim”. To bardziej była kwestia – jak to świetnie ujął Awal – złości na niezaproszenie.
@steelman
„Czy to, że ich bunt nie przybrał form lewicowych (socjalizm, anarchizm &c) to tylko wynikało jedynie „kompromitacji lewicy” w PRL? Przecież tę „kompromitację” lansował właśnie salon…”
Jednak „liberalny” jak mówisz dzisiejszym językiem salon był wówczas określany jako „lewica laicka”. Obejmował on zarówno środowiska opozycyjne (KOR, Tygodnika Mazowsze, Więź), jak i aspirujące elity SLD (gdzie każdy w którymś momencie miał zdjęcie z Kuroniem albo Giedroycem). Kto się tam z jakieś przyczyny nie zmieścił, temu zazwyczaj okazywało się po drodze z kościelną prawicą, jako takim naszym defaultowym polskim „światopoglądem tła”. Odnaleźć się na tym tle było po prostu łatwiej niż szukać wspólnego języka z niszowymi środowiskami literackimi lewicy, w istocie jeszcze bardziej parnasowymi niż wiodący salon, takimi jak np. środowisko „FA-Artu”. Zaś podjęta za czasów pierwszego rządu SLD próba wydawania adresowanych do szerokiego czytelnika „Wiadomości Kulturalnych” upadła (zgodnie oprotestowana przez salon i prawicę jako podnoszenie głowy przez „postkomunę” – w osobie ministra Kazimierza Dejmka…).
Jednakże, owszem, dałoby się wskazać jedno pismo literackie, które w okresie przemiany ustrojowej oferowało literaturę – fantastykę! – o wydźwięku zasadniczo lewicowym. Była to młodzieżowa wersja „NF” pod tytułem „Mała Fantastyka”, wydawana w latach 1987-1990. Wśród jej autorów i autorek były (ówczesne i późniejsze) gwiazdy książki dziecięcej, jak Marta Tomaszewska czy Grzegorz Kasdepke, zaś przesłanie publikowanych opowiadań było zazwyczaj humanistyczne, solidarystyczne i ekologiczne. Mam wrażenie, że gdyby trochę popytać, to aktualne młode nominantki Zajdla mogą się okazać wychowankami tego pisemka, oraz ogólne współczesnej polskiej literatury młodzieżowej, zazwyczaj mniej lub bardziej otwarcie lewicującej (więc jednak jest nadzieja).
@Awal Biały
„Mała Fantastyka”
Opowiadanie „Katalizator katastrof” pamiętam do!tej!pory!, co jest zjawiskiem absolutnie unikalnym w moim prywatnym malutkim wszechświecie.
Kto nie czytał, ten trąba.
@awal
„Zaś podjęta za czasów pierwszego rządu SLD próba wydawania adresowanych do szerokiego czytelnika „Wiadomości Kulturalnych” upadła”
…bo była zwyczajnie spóźniona. W 1995 prawie wszyscy byli już „zagospodarowani”, albo kleronacjonalistyczni, albo gazetowyborczy. „Gazeta” zresztą zareagowała wrogo na budowę kolejnego kontr-salonu, dział kultury dużo uwagi poświęcił na zwalczanie „Wiadomości Kulturalnych” (czego ubocznym, acz wielce dla mnie fortunnym skutkiem było to, że wpadłem w oko).
@ steelman
„Nie rozumiem jednak czemu skręcili akurat w prawo skoro za schyłkowej PRL (jak rozumiem) nie przejawiali wybitnie antykomunistycznych postaw. Wątki biograficzne wspomniane przez PAK tłumaczą drogę W.Łysiaka ale niekoniecznie innych. ”
Łysiak to w ogóle szukał jakiejś trzeciej drogi. Nie wstąpił do PZPR ani żadnej organizacji afiliowanej (co jednak dla akademika było decyzją niełatwą), po stanie wojennym zrezygnował z publikowania w prasie. Myślę, że historia o udziale w procesie KPN jako mąż zaufania oskarżonych też może być prawdziwa (bo powołał się na nazwiska konkretnych ludzi, a AFAIK żaden nie ogłosił dementi). Nie ma mimo tego (poza paroma artykułami) bliższych związków z podziemiem. „Dobrego” napisał niech będzie, że i w 1986, ale najwidoczniej przetrzymał w szufladzie. Po fiasku kombinacji z Wałęsą próbował też być jakiś czas korwinistą, bo publikował równolegle w „Najwyższym Czasie”.
@PAK
„Łysiak to w ogóle szukał jakiejś trzeciej drogi.”
Proszę potraktować wszystko co pisze Łysiak w swoich wspomnieniach po 1989 r. jako studium autokreacji. Był „mężem zaufania” w czasie procesu KPN, czyli znajdował się na sali jako publiczność (wątpię, by skład orzekający zdawał sobie sprawę z jego obecności i roli). Za młodu był wśród strajkujących studentów na Politechnice, w związku z tym dziś uważa się za „organizatora i spiritus movens” tego protestu (jak napisał w „Lepszym” – czego jednak nie pamiętają członkowie faktycznego komitetu strajkowego). Ponadto zaś trzymał kiedyś jakiś karabin w ręku i w związku z tym „dyskutował z kubańskimi doradcami wojsk czerwonej Angoli za pomocą ołowiu” (jak napisał w Gazecie Polskiej w swoim artykule rozwodowym z Wierzebickim), itd.
Nie trzeba uprawiać dziennikarstwa śledczego, aby zweryfikować te twierdzenia. Łysiak opublikował wiele artykułów w latach 70-tych (ich wybór pt. „Łysiak na łamach” ukazał się w 1988 r.) Na ile twórczość ta dotyczyła profesjonalnych zainteresowań Łysiaka: urbanistyki i konserwacji zabytków (a nie historii), dominował w niej ton „menadżera gierkowskiej modernizacji” – swoista korporacyjna retoryka heroicznej walki o racjonalizację systemu, jaka się wówczas objawiła zarówno w prasie, jak i w kinie czy TV (np. serial „Dyrektorzy”). Do dobrego tonu w owej retoryce należało pomstowanie na fragmenty systemu nienadążające za wytycznymi centrali – zwłaszcza lokalne kadry i ogólnie „prowincję”. Łysiak czuł się częścią tej fali, taki był m.in. wydźwięk jego głośnych „Raportów o stanie zabytków”, gdzie piętnował PRL-owską bylejakość w ochronie zabytkowych budynków i nierealizowanie konserwatorskich wytycznych tow. Gierka. W innym, mniej chwalebnym, swoim tekście z tego czasu pomstował na prowincjonalną nauczycielkę zmuszoną (co już wówczas było ewidentne) do napisania listu do redakcji polemicznego z jego własnym artykułem – ktoś o autentycznie opozycyjnej biografii miałby więcej empatii dla takiej szarej ofiary systemu.
@ Awal
„Proszę potraktować wszystko co pisze Łysiak w swoich wspomnieniach po 1989 r. jako studium autokreacji.”
Zdaję sobie przecież sprawę, dlatego w ogóle nie próbowałem wspominać o takich rzeczach jak Namibia, barykada na Tamce czy rzekoma kradzież maszynopisu „Dobrego”. Po prostu widzę w jego postawie za PRL-u (zwłaszcza w zerwaniu z prasą) jakąś próbę manewrowania między konformizmem a opozycyjnością.
@pak
„jakąś próbę manewrowania między konformizmem a opozycyjnością.”
Literalnie KAŻDY (z członkami KC PZPR włącznie) przedstawia we wspomnieniach swoją postawę jako „jakąś próbę manewrowania między konformizmem a opozycyjnością”.
Przy czym owo manewrowanie Łysiaka było standardowe dla jego środowiska: warszawskiej inteligencji z rodzin po-AKowskich – czy szerzej: potomków inteligenckich elit II RP. Po wojnie środowisko to zajęło się „pracą dla Polski” w nieeksponowanych, lecz społecznie szanowanych rolach zawodowych: inżynierów, architektów, lekarzy, tłumaczy. Pozostawanie w cieniu oficjalnych inteligenckich autorytetów namaszczonych przez PZPR kompensowano wewnętrzną środowiskową hierarchią, uznawaną wśród swoich za jedynie obowiązującą. Kto w tym środowisku miał talent pisarski, korzystał z niego w „bezpiecznych” obszarach typu historia średniowieczna (np. Bratkowski), podczas gdy inni po prostu starali się prowadzić użyteczne życie zawodowe, niekiedy przykładając rękę do PRL-owskich projektów modernizacyjnych. Tym torem poruszał się też Łysiak – ekspert konserwacji zabytków, napoleonista, jakoś też kupiony dla gierkowskiej retoryki reform. Unikający zaangażowania w zorganizowaną działalność opozycyjną i dzięki temu korzystający z otworzonych za Gierka możliwości podróży po świecie (Włochy, USA, Afryka) – co z kolei dawało mu możliwości pisania esejów podróżniczych (począwszy od „Wysp Szczęśliwych”), popularnych na wyposzczonym czytelniczym rynku. Ten typowy przedstawiciel swojego środowiska, prowadzący PRL-owski żywot, który nie był ani heroiczny ani haniebny, całkiem standardowo zareagował też zarówno na karnawał „Solidarności” (publikując wcześniej wstrzymywane tytuły) jak i na stan wojenny i „powojenny”: unikając oczywistego wspierania władzy publicystyką, a skupiając się na przygotowaniu kolejnych książek i scenariuszy – dla państwowych wydawnictw i państwowej telewizji. Związki z opozycją jakie wówczas przejawiał, typu publikowanie pojedynczych artykułów w drugim obiegu, to był środowiskowy standard. W jego optyce to wszystko stawiało go w pozycji zasłużonego dla nowej Polski, w optyce tych którzy wówczas rzeczywiście działali w podziemiu, np. wydając Tygodnik Mazowsze a potem „Gazetę Wyborczą”, był jednak kimś z innej bajki. Mógł się tanio wkupić jak Kapuściński, lewica KOR-owska rozumiała bowiem swoje osamotnienie w narodowo-katolickim społeczeństwie i wszędzie szukała sojuszników. Jakiś jednak towarzyski tryb nie zatrybił i Łysiak stał się wrogiem III RP i demaskatorem „zdrady elit”
Notabene, jak już kiedyś pisałem, owa zdrada – czyli podzielenie się władzą w kraju przez PZPR – początkowo miała nastąpić na rzecz środowisk narodowo-katolickich właśnie: z nimi Jaruzelski szukał kontaktu w swojej Radzie Konsultacyjnej i PRON. Jednak w spacyfikowanym stanem wojennym kraju pod tym adresem nie było wystarczająco sprawnego partnera do rozmów. Był on wśród dawnych partyjnych rewizjonistów, cechujących się środowiskową spójnością i przećwiczoną praktyką konspiracyjną. Gdyby jednak stanu wojennego nie wprowadzono, narodowo-katolicki ruch jaką w swej masie była „Solidarność” dogadywałby się z partią w połowie lat 80-tych co do programu stopniowych reform na wzór chiński. Kaczyński byłby ministrem u premiera Mariana Piłki, lecz wkrótce z nim pokłócony zakładałby Koalicję Obywatelską pod hasłami wejścia do Europy i demokratyzacji. Zaś Łysiak przypomniałby sobie jak był przywódcą strajku przeciw wprowadzeniu kościelnego kuratora na politechnice (może tą alternatywną historią zakończmy wątek o Parowskim).
P.S. Wszystkim młodym, którzy nie pamiętają pierwszej „Solidarności” polecam samizdatowy komiks Jacka Fedorowicza, swoisty dokument epoki stworzony na świeżo po wydarzeniach karnawału i pokazujący kto wtedy grał pierwsze a kto drugie skrzypce, kto zaś „przebywał w pomieszczeniu”: [sierpien1980.pl/s80/czytelnia/7218,Solidarnosc-500-pierwszych-dni.html]
@alfabet autorów
„Wasz cyrk, moje małpy” czyli chronologiczny alfabet autorów już jest w sprzedaży (na razie tom I), także jako e-book. Tom II ma być za kilka dni.
O gospodarzu notka na kilka stron.
@alfabet autorów
Tom II też już jest. Także w wersji elektronicznej, jak kto nie ma miejsca na półkach.
„Wasz cyrk, moje małpy”
Doczytałem. Miejscami bardzo przygnębiająca lektura. Ta polityka…
Lekko surrealistyczne opinie o Gospodarzu z czasów, gdy był licealistą niech już sam Gospodarz prostuje.
O Parowskim nie mam zbyt dobrej opinii, gdyż był on politycznie bardzo naiwny i miał takie pojęcie o USA jak każdy mało wykształcony Polak, który tam był czy szczególnie nie był. Chciał, aby napisał do „Fantastyki” artykuł „Lem a Ameryka” i był bardzo zawieziony, kiedy mu wyjaśniłem, co Lem myślał tak naprawdę o USA.
Awal Biały” wysunął tu hipotezę, że ponieważ podobno jakiś anonimowy partyjny decydent zablokował druk Astronautów w odcinkach w Żołnierzu Polskim, którego to pisma Hen był wówczas sekretarzem redakcji, to gdyby to nie nastąpiło, to Lem zostałby wówczas od debiutu związany z innym środowiskiem, niż to do jakiego ostatecznie trafił i że biografia twórcza Lema mogłaby do pewnego momentu przypominać tę Wojciecha Żukrowskiego czy Tadeusza Brezy – pisarzy afirmujących władzę i przez nią promowanych a po przekroczeniu zaś jakiegoś progu wrażliwości (np. w roku 1968 czy 1981), jedyna droga ewakuacji wiodła by przez kruchtę. Jednakże oczywiste jest, a o czym piszę w mojej biografii Lema, że Lem bywał bardziej pro-reżymowy niż Żukrowski czy Breza.
@wo 6 czerwca 2019 o 10:07 @awal
Znasz to:
<>
Stanisław Lem „Czas nieutracony” Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1957 (tom II „Wśród umarłych” str. 215-216, rozdział „Karol Włodzimierz Wilk”).
Nie, panie Lechu, zupełnie tego nie znam. Dysponuje pan unikalnymi dokumentami, do których żaden biograf Lema przed panem nie dotarł. Szkoda marnować pańskiej wiedzy na tego skromnego blogaska, serdecznie nakłaniam by się pan z nią przeniósł w miejsca adekwatne dla Pana.
1.
@WO
„(…) W tym zapewne część tzw. naszych z lewicy, bo Sapkowski miał w nosie nasze „content warnings” (ja na pewno nie, ja go i tak uwielbiam)”
Ja lubię twórczość i gdy czytałem „historie i fantastykę” naście lat temu wydawał mi się b rozsądnym człowiekiem, ale czytając jakieś bardziej aktualne wypowiedzi stworzyłem pojęcie „Lech Wałęsa polskiej fantastyki”
2. @bartolpartol
” Zajdla się nie da czytać za seksizm”
W czym np? Ja po przeczytaniu najważniejszych powieści Zajdla miałem jedynie problem z tym że to wszytko jest o tym samym ( Avatar i pocahontas). Imo wystarczy Limes inferior i cała prawdę o planecie xsi przeczytać i zna się cała twórczość Zajdla. Ale chętnie „change my mind”
@wo
Czyli gdzie? Poza tym, to są ogólnodostępne teksty…
@Mistrz Analizy
„W czym np?”
Nie pamiętam tytułów, ale generalnie mam ciągle nieodparte wrażenie, że kobiety były u niego tylko i wyłącznie przedmiotami użykowymi.
„Ja po przeczytaniu najważniejszych powieści Zajdla miałem jedynie problem z tym że to wszytko jest o tym samym”
O, dokładnie.
@Lech Keller
„Czyli gdzie?”
To już nie moja sprawa, wielce szanowny panie Lechu. Papatki.
@bartolpartol
Wsyki wykorzystywania kobiet Pamiętam bodaj z całej prawdy o planecie Ksi i cylindra Vam Troffa, ale ja to odbierałem właśnie jako ukazanie bestialstwa, ze zwierzęce nia ludzi w świecie post apo (#takbedxiewakapie), stąd wydziel to dla mnie miało well – antyseksistowski. Poza tym Watkow relacji płci nie pamiętam.
@mistrz analizy
Przecież cały wątek życia erotycznego Adiego – kluczowy dla „Limes Inferior”, bo stąd się bierze Alicja – to właśnie taki naiwny akapowy seksizm.