Nie dał nam przykładu Bonaparte

Arcydzieła literatury mają to do siebie, że wciąż odkrywamy w nich nowe treści. Z poczciwą „Lalką” Prusa zetknąłem się po raz pierwszy w liceum, na temat bonapartyzmu Ignacego Rzeckiego pisałem chyba jakieś wypracowanie – i traktowałem to wtedy jako przejaw jego zdziwaczenia.

Potem, gdy więcej czytałem o historii Francji i Europy, zmieniłem zdanie. W 1878, gdy zaczyna się akcja powieści, bonapartyzm był już przegrany – ale w sposób oczywisty tylko dla czytelników „Lalki” 10 lat później.

Ówczesnym obserwatorom mogło się jednak wydawać, że francuska III Republika podzieli los poprzednich dwóch. Po kilku latach parlamentarnych sporów ktoś znowu dokona zamachu stanu – i właściwie czemu nie miałoby się to skończyć po raz trzeci objęciem tronu przez kolejnego Bonapartego?

To było tym bardziej prawdopodobne, że pierwszym prezydentem III Republiki został jej ideowy przeciwnik: zaprzysięgły monarchista, markiz MacMahon. W pierwszych wyborach monarchiści zdobyli większość (396 na 638 mandatów).

W odróżnieniu od swoich dwóch poprzedniczek, III Republika miała być tworem tymczasowym. Zgodnie z zasadą „nie ma nic trwalszego od prowizorki”, przetrwała 70 lat.

Monarchiści byli podzieleni na legitymistów i orleanistów. Ze swoimi 20 mandatami bonapartyści byli czymś w rodzaju centrum: ni to monarchicznego, ni to republikańskiego.

W 1877 MacMahon podjął nieudaną próbę monarchicznego zamachu stanu, o którym Rzecki wspomina na początku powieści. Jego nadzieje, że to wstęp do intronizacji Napoleona IV, były oczywiście płonne, ale nie aż tak idiotyczne, jak mi się wydawało w liceum.

Dzisiaj, gdy wraz ze swoim pokoleniem osiągnąłem wiek „starego subiekta”, widzę inny wymiar jego bonapartyzmu. Wrzuciłem to już na fejsa, w postaci ironicznej przeróbki stosownego fragmentu – w którym Ignacy Rzecki snuje nadzieje na powrót Donalda Tuska z wygnania z Brukseli.

Z okazji rocznicy 4 czerwca pół fejsa miałem zawalone wspomnieniami, jak ktoś rozklejał plakaty. Gdyby tak przywrócić energię i optymizm sierpnia 1980 i czerwca 1989… zjednoczeni autorytetem papieża i Wałęsy obalimy PiS, a Donald Tusk wstąpi na tron.

Kochani pięćdziesięciolatkowie: to niemożliwe. Tamta „Solidarność” jest dziś martwa jak bonapartyzm w 1878.

Sam działam w „Solidarności” i mam wrażenie, że historyczne dziedzictwo raczej przeszkadza niż pomaga w realizowaniu statutowych celów.

Od 1976 do 1989 mieszkańców PRL dręczył systematyczny spadek poziomu życia. System po prostu pożarł proste rezerwy i nie miał realistycznej ścieżki rozwoju – ludzie go mieli dosyć, bo nie dawał im nadziei na nic, na mieszkanie, na papier toaletowy, na remont drogi.

W efekcie przeciętny Kowalski miał już po prostu dosyć tego systemu. Nie interesowało go naprawianie go, chciał się go pozbyć, żeby było „jak na Zachodzie”.

Czy dzisiaj tak samo ma dosyć kaczyzmu? No pewnie że nie.

Poziom życia Kowalskiego od 2015 systematycznie się podnosi. Bo transfery socjalne, bo dobra koniunktura, bo rynek pracy mniej przechylony na stronę pracodawcy.

Nie wiem, co w tej sytuacji opozycja powinna zaproponować Kowalskiemu. Ale niezdecydowane stanowisko wobec transferów socjalnych (które opozycja potępia, deklarując równocześnie, że je zostawi, a nawet zwiększy), na pewno nie ułatwia jej zadania.

I na pewno nie uratuje jej Lech Wałęsa, leśny dziadek, którego co bardziej ekscentryczne wypowiedzi – o potrzebie likwidacji Unii Europejskiej albo o kontaktach z obcymi cywilizacjami – nawet jego wyznawcy starają się puszczać mimo uszu, ewentualnie wzdychają, że „zrobiło się z nim ostatnio coś niedobrego”, bo nie przejdzie im przez klawiaturę banalna konstatacja, że ZAWSZE BYŁ TAKI.

Sierpnio-czerwcowa nostalgia nie jest programem politycznym na dziś. Moje pokolenie dopadła po prostu tęsknota za tym sokolim wzrokiem, za tym lipidogramem, za tym ciśnieniem rozkurczowym, jakie mieliśmy w latach 80. (a Rzecki podczas Wiosny Ludów).

Bonaparte już nie wrócił na tron. Słabą pociechą jest to, że nie wrócili także Bourboni. Byli tak pochłonięci sporami o to, kto jak kogo skrzywdził w latach 1791-1848, że nie zauważyli, jak we Francji wyrasta zupełnie inna siła.

Może to nas też teraz uratuje? Choć swoją potęgę Kaczyński zawdzięcza transferom socjalnym, zdaje się tego nie zauważać, i bez sensu znów zaczął kłamać o Okrągłym Stole („mój brat nie pił wódki w Magdalence!”). Czym ośmieszył się chyba trochę także przed swoimi wyborcami.

Oby i u nas pojawił się wreszcie jakiś Gambetta.

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

88 komentarzy

  1. KO: „o którym Rzeczki wspomina na początku powieści”
    O dekonstrukcji mitu Solidarności pisano już 10 lat temu doktoraty… Szkoda, że nadal nie widać żadnej alternatywy do „S”. Ja osobiście uczestniczyłem w dwóch strajkach organizowanych przez „S” już po 2003 i prawdę powiedziawszy, nawet jak nasz lokalny lider związkowy faktycznie nas wspierał, tak centrala szybciutko poszła na ugodę z dyrekcją firmy i pozamiatane. Taki związek jak ver.di z chęcią bym wsparł swoimi składkami, ale takich w Polsce nie ma.

  2. KO:
    1) „próbę monarchicznego zamachu stanu, o którym Rzeczki wspomina” – Rzecki
    2) „Tamta „Solidarność” jest dziś martwa jak bonapartyzm w 1887.” – czemu akurat 1887, skoro zamach był 1877, a powiesć wyszła 1878?

    Nie pierwszy raz dobrze się czyta Gospodarza analogie historii francuskiej i teraźniejszości polskiej. Od siebie merytorycznie mogę dodać, że mniejszą szansę na „sierpnio-czerwcową nostalgię” i gloryfikację Wałęsy, mają ludzie z takim czy innym tłem PZPR-owskim. Że wielu z nich znosi w stronę PiS, to inna sprawa; niemniej niektórych nie znosi i wykazują całkiem trzeźwy osąd. Plus zdrowy cynizm, bez tej wysoko nastrojonej retoryki, którą prawi weterani S lubią epatować. Ogólnie: Kto nie był entuzjastycznie nastawiony do 3RP u jej zarania, ten później mógł mniej się nią rozczarować.

    Plus jeszcze taki wykwit myśl po notce: Populiści postulują powrót do „starych, dobrych czasów” (przeważnie nigdy nieistniejących zresztą). Wielu ich przeciwnikom chodzi również, „by było jak dawniej”, różnica tylko w tym, że ich dawniej leży dużo bliżej, jest konkretem, a nie Arkadią. Tym sposobem nie wygrają, Arkadii nie sposób przelicytować powrotem do stanu sprzed lat pinciu, który wszyscy już raz widzieli.

  3. KO:
    „Nie wiem, co w tej sytuacji opozycja powinna zaproponować Kowalskiemu. Ale na pewno niezdecydowane stanowisko wobec transferów i „rozdawnictwa” (…), nie ułatwia jej zadania.”

    Nie potrzeba przecinka po nawiasie.

    Co powiedziawszy, w ogóle zmieniłbym to drugie zdanie, bo konstrukcja „na pewno nie” wchodzi w mózg z automatu, a potem się okazuje że to zmyłka. Nie „czyta się”.

  4. „skoro zamach był 1877, a powiesć wyszła 1878?”

    E, przynajmniej według wiki w odcinkach publikowana od 1877 od 1889, wydanie książkowe 1890.

  5. @lupus
    „nawet jak nasz lokalny lider związkowy faktycznie nas wspierał, tak centrala szybciutko poszła na ugodę z dyrekcją firmy i pozamiatane. Taki związek jak ver.di z chęcią bym wsparł swoimi składkami, ale takich w Polsce nie ma.”

    Ja jeszcze raz przypominam, że takie są związki, jakie prawo pracy. Nie wiem, kim w tym komentarzu jest „wasza centrala”, co do zasady to zależy przecież od lokalnej komisji. Nie uczestniczyłem nigdy w negocjacjach strajkowych, ale w negocjowaniu warunków zwolnienia zbiorowego czasem spotykamy się z pretensjami typu „dlaczego nie wywalczyliśmy więcej”.

    Alternatywą jest zwolnienie na zasadach ustawowych, dużo mniej korzystne. Zawsze jest ryzyko negocjacyjnego przestrzelenia – zwłaszcza przy strajku, gdzie masz groźbę zakończenia strajku bez wywalczenia czegokolwiek i bez wypłaty za okres strajku.

    Nie możemy mieć związków takich jak Niemcy z prawem takim jak w Polsce.

  6. @wo
    A jak w ogóle wygląda prawo związkowe w niemczech? Jakie są kluczowe różnice? Próbowałem coś wyguglać, ale znalazłem tylko info, że wszędzie są układy zbiorowe (z którymi umowa o pracę nie może być sprzeczna) i że nie ma płacy za okres strajku.

  7. @zefir
    „Jakie są kluczowe różnice?”

    W Niemczech zwolnienie zbiorowe byłoby negocjowane jeszcze ZANIM zapadnie decyzja o nim – na etapie rady nadzorczej/zarządu, z reprezentantami pracowników.

  8. „…nawet jak nasz lokalny lider związkowy faktycznie nas wspierał, tak centrala szybciutko poszła na ugodę z dyrekcją firmy i pozamiatane…”

    Doświadczyłem zwolnienia zbiorowego z udziałem związków zawodowych.

    Zakład produkcyjny w Polsce, niegdyś Polski potem skandynawski. Zarząd w polskiej fabryce po paru latach od kupienia w pełni stamtąd. Stamtąd czyli Norwegowie, Szwedzi, Duńczycy. Polskiemu zarządowi dano ze 3 lata na pociągnięcie biznesu. Nie dali rady, więc po kolei spadały głowy. W końcu zrobili inwazję, ale i tak kilkadziesiąt osób mniej lub bardziej szeregowych zwolniono. Ponieważ w polskiej filii nie było żadnych związków, więc w imieniu polskich pracowników w Norwegii, norwescy związkowcy z norweskim zarządem negocjowali dla nas warunki zwolnienia grupowego. Warunki były godne i we wogle. Takie tam cywilizacje śmierci i komuchy.

  9. @wo

    …Od 1976 do 1989 mieszkańców PRL dręczył systematyczny spadek poziomu życia. System po prostu pożarł proste rezerwy i nie miał realistycznej ścieżki rozwoju – ludzie go mieli dosyć…

    Truman, Truman rzuć ta bania, bo tu jest nie do wytrzymania. Tak w głębokim stalinizmie mówiono. Że może być apokalips? Co tam. Wszystko lepsze niż to co jest. W 89 też tak to wyglądało. Cokolwiek byle nie to co jest.

    …Czy dzisiaj tak samo ma dosyć kaczyzmu? No pewnie że nie…

    No i lipa. Kaczyzm mnie mierzi, ale chyba rzeczywiście czas powoli przyzwyczajać się, że te umownie nazwane kodowskie klimaty odchodzą do lamusa. Andersa na białym koniu nie będzie. Tusk chyba już to wie.
    No tak, ale III republika, jeżeli bierzemy taką paralelę, to również sprawa Dreyfusa, która przefasonowała światopogląd przynajmniej połowy Francuzów. To niesamowity rozwój francuskiej nauki i przemysłu. To w końcu belle epoque, do dzisiaj wspominany jako najszczęśliwszy okres we francuskiej historii. Oczywiście ważne jest to, co dzieje się w globalnej polityce i takie porównanie może być nieuprawnione. Ponoć historia lubi się powtarzać, ale jako parodia. Jednak nie upadajmy na duchu jak Rzecki, który nie dożył swojej napoleońskiej Solidarności bis, bo nie musi być tak źle. Róbmy swoje, szukajmy swojego Dreyfusa i Emila Zoli. Ha, a może mimo wszystko też trafi nam się nasze bell epoque?

  10. @”szukajmy swojego Dreyfusa i Emila Zoli”

    w Polsce świństwo zrobione uczciwemu człowiekowi nie oburzy połowy narodu na tyle, by coś się zmieniło. Wyborcza co najmniej raz w miesiącu publikuje artykuł o tym, że ktoś, gdzieś został bardzo skrzywdzony przez państwo. Może pióra nie tak dobra jak u Zoli, ale częstotliwość większa. I nic.

  11. „szukajmy swojego Dreyfusa” – nie zdziwiłbym się, gdyby tę rolę miały odegrać ofiary reprywatyzacji („czyścicieli”) kamienic. W tej chwili chyba jedynym prawomocnie skazanym w procesach wokół reprywatyzacji jest Jan Śpiewak, który sprawę nagłaśniał (za zniesławienie jednego z reprywatyzatorów).

  12. @mw
    „Jednak nie upadajmy na duchu jak Rzecki, który nie dożył swojej napoleońskiej Solidarności bis, bo nie musi być tak źle.”

    Do wyborów opozycja nie zdąży już wyjąć głowy z bioder. Ostatnią szansę na przedstawienie konkretnych propozycji Tusk właśnie zmarnował swoim idiotycznym przemówieniem o papieżu i Wałęsie. Obawiam się, że ci szaleńcy przed wyborami zrobią sobie zdjęcia z Lechem w nadziei, że to zadziała jak 30 lat temu.

  13. Jest dobra koniunktura, rekordowo niskie bezrobocie to jakim cudem PiS ma stracić władzę? Żadne hiper duper startegie nie pomogą. Trzeba czekać, albo za kilka lat ludzie będą traktować 500+ jako coś oczywistego i zapomną o wdzięczności i jako aspirujący do klasy średniej nie będą chcieli być kojarzeni z partią biedaków. Domosławski pisał o tym w artykułach objaśniających triumf prawicy w Ameryce Łacińskiej. Drugą opcją jest kryzys i wzrost bezrobocia, co w końcu musi kiedyś przyjść, największym problemem jest to, że zyska na tym też skrajna prawica.

  14. Sorry za dubel post, ale intensywnie myślę, jest jeszcze trzecia opcja, czyli 68. Młodzi, którzy wyrośli w pisowskim dobrobycie i są lepiej wykształceni, liberalni i obyci że światem mają dosyć konserwatywnej stagnacji i są aktywni w polityce, sztuce itp. Kulminacją tego wszystkiego jest konwencja PiS w Kielcach, która kończy się kilkudniowymi zamieszkami. Skompromitowany rząd przegrywa wybory.

  15. Ja tak z trochę innej beczki: Jerzy Sosnowski publikuje swoje audycje z serii „Pociąg do przeszłości” w Audiotece (mam nadzieję, że WO wybaczy mi reklamę „konkurencyjnych” mediów). Można tam znaleźć m.in. wywiad z Jakubem Wygnańskim o czasach poprzedzających wybory z 4-go czerwca i zaraz po. Polecam przesłuchać, bo to kolejne źródło odmalowujące obraz ekipy postsolidarnościowej (o ile wolno mi ekstrapolować wspomnienia i manierę jednego z bohaterów tamtych czasów na cały obóz). Moje odczucia są takie, że człowiek zapytany o to, jak wyglądały nastroje opowiada głównie o sobie (ja to, ja tamto, ja… ja… ja..). Wylewa z siebie całe potoki słów, które dałyby się streścić w kilku zdaniach. Opowiada m.in. o tym, jak opozycja pracowała zespołowo i jakie to było dla nich wielkie doświadczenie (mnie, jako BKS-ia z ponad dwudziestoletnim stażem jednakowoż śmieszą opowieści o tym, że nagle trzeba pracować w kilkudziesięcioosobowym zespole — trzeba, samemu to można prowadzić drobne usługi, a nie organizować kampanię wyborczą na szczeblu krajowym). Potem była opowieść o zaskoczeniu opozycji, po zwycięstwie w wyborach do Senatu (i to mówi socjolog z wykształcenia). I na koniec pan Wygnański wyraża pogląd, że czeka nas kryzys tudzież bunt ludzi młodych, cytuję z pamięci, „nabitych w wykształcenie”. I tu nie wytrzymałem: przepraszam, czeka?! Halo, ziemia do pana Jakuba, proszę wydobyć głowę z czeluści swego ciała!

    To nie jest tak, że oni oderwali się od rzeczywistości ostatnio. Tego kontaktu nigdy nie było. To byli ludzie z akademii, których historia wrzuciła w sam środek wydarzeń, a im się nadal wydawało, że mogą funkcjonować jak do tej pory, w zaciszu swoich uczelnianych gabinetów.

  16. @Nankin77:
    „Kulminacją tego wszystkiego jest konwencja PiS w Kielcach, która kończy się kilkudniowymi zamieszkami. Skompromitowany rząd przegrywa wybory.”

    W moich fusach pojawiła się wersja mniej optymistyczna: młodzi, którzy mają dość stagnacji, są malutką mniejszością, gdyż demografia. Dochodzi do niewielkich zamieszek, ale media publiczne ładnie wszystko pudrują a z pomocą przychodzi im kampania w internecie kierowana przez wysokiej klasy speców od wizerunku itp. („kapitaliści sprzedali nam sznur, na którym powiesimy opozycję”?). Wszystkiemu winni okazują się być: wichrzyciele finansowani przez UE, Soros, Michnik, LGBT, Układ skądś, niepotrzebne skreślić. W rezultacie śruba się przykręca a władza się nie zmienia.

    Poza tym młodzi mają zawór bezpieczeństwa: emigracja. Ciśnienie nie wzrośnie powyżej krytycznego. Masowych zamieszek nie będzie.

  17. [załączam jeszcze raz wpis, który utonął w spamfolderze – eksperymentuję z linkami w innej formule]

    @WO
    „Tamta „Solidarność” jest dziś martwa jak bonapartyzm w 1878.”
    „Z okazji rocznicy 4 czerwca pół fejsa miałem zawalone wspomnieniami, jak ktoś rozklejał plakaty.”

    Dla historycznej ścisłości można dodać, że pierwsza „Solidarność”, wielomilionowy ruch społeczny, była już odległą przeszłością w końcu lat 80-tych. Zniszczył ją stan wojenny, pozostawiając – jak mówił Karol Modzelewski – kadrową grupę opozycjonistów, żywiącą się tym mitem. Odrodzenie zapewniły strajki robotnicze i studenckie roku 1988, prowadzone w dużej mierze przez młodych ludzi nie biorących udziału w pierwszej „S” – można rzec, solidarnościowych bonapartystów (był wśród nich Schetyna). Pamięć rozklejania plakatów jest właśnie ich udziałem, choć tylko dla części z nich wiąże się ona dzisiaj z auto- identyfikacją z III RP. Owszem, jeżeli plakaty były rozklejane na Żoliborzu przez pięciu kolegów o nazwiskach takich jak Wajrak czy Saramonowicz, to będą oni dziś chętnie wracać do tych wydarzeń [1]. Warto by jednak ich historię skontrastować z opowieścią tych wówczas rozklejających, którzy dziś głosują na PiS lub w nim działają (np. nowa minister pracy i jej zastępca: członkowie regionalnych struktur „S” na Śląsku i Podbeskidziu w 1989 r.) – zapytać ich, jaki mają stosunek do swojego ówczesnego zaangażowania: naprawdę uważają, jak wmawiają im dzisiejsze PiS-owe tuby, że wzięli udział w „zdradzie elit” i „magdalenkowym spisku”? Czy widzą coś, co z wtedy wywalczonej III RP (oficjalnie ustanowił ją w grudniu 1989 r. sejm kontraktowy) należy bronić? Takie może byłoby najbardziej sensowne wykorzystanie tej rocznicy we współczesnym kontekście.

    Notabene, niedawno zdałem sobie sprawę z pewnego znaczącego varsavianum: skwer Jolanty Brzeskiej, tragicznej ofiary afery reprywatyzacyjnej, znajduje się przy ul. Iwickiej 19, dokładnie naprzeciw dawnego żłobka znanego jako pierwsza siedziba „Gazety Wyborczej”, wywalczonej na okres wyborów czerwcowych. Symboliczne zestawienie tego, co te wybory w Polsce załatwiły, a czego nie…

    [1] link w formie antyspamfolderowej: „warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,24846406,zoliborska-piatka-jacka-kuronia.html”

    @Nankin77
    „Młodzi, którzy wyrośli w pisowskim dobrobycie i są lepiej wykształceni, liberalni i obyci że światem mają dosyć konserwatywnej stagnacji i są aktywni w polityce, sztuce itp. Kulminacją tego wszystkiego jest konwencja PiS w Kielcach, która kończy się kilkudniowymi zamieszkami.”

    Tak było w USA, lecz już w Hiszpanii po dekadach obyczajowego odklejania się kraju od zachodniej Europy (i narastającego zmęczenia wszystkich „katolickim państwem narodu hiszpańskiego”) opóźnione ewolucyjne reformy wprowadził dopiero namaszczony przez Franco monarcha. Hiszpańska złota młodzież nie buntowała się, bo miała się gdzie wyszumieć (na studiach w Rzymie, w Paryżu), zanim wracała do rodzinnych fortunek wyrosłych u boku reżimu. Właśnie wchodzi w dorosłość pokolenie naszej złotej młodzieży dziedziców Wilczkowo-Balcerowiczowskich fortunek – obserwuję to na co dzień, widzę ich postawy. Jeżeli PiS nie wprowadzi podatku spadkowego (a Gowin jest tam po to, aby nie wprowadził) to z ich strony niewiele im grozi. Bardziej liczyłbym na wewnętrznych dysydentów – synów PiS-owskich ministrów, redaktorów – prędzej oni będą pisać swoje „listy do partii”.

    @WO
    „Do wyborów opozycja nie zdąży już wyjąć głowy z bioder.”

    Te wybory to było w mniemaniu elit partyjnych PiS i PO starcie technologiczne. W PO panuje przekonanie, że PiS wygrał, bo miał lepszego głównego analityka danych (Piotra Agatowskiego), więc jak oni teraz znajdą jeszcze lepszego, to się odbiją. W PiS jest tak samo zresztą: szukają swoich „swing powiats” i „soccer moms”. Wojna pozycyjna, niech już ten balon Gambetty wystartuje znad okopów…

  18. @Bardzozly @Awal Biały rozumiem wasze wątpliwości i przyznaję, że nie uwzględniłem niektórych kwestii, takich jak np. demografia. Mimo wszystko wciąż uważam, że to nie jest taki nieprawdopodobny scenariusz. We Francji, Stanach, Japonii i Meksyku ówczesny bunt też był dziełem mniejszej części społeczeństwa, czyli studentów. Jak pokazuje historia żeby zmieniać kraj wystarczy właśnie zmobilizowana mniejszość. Tak było z walką o prawa czarnych, rewolucją obyczajową czy prawem do aborcji, które wciąż jest bardzo opornie przyjmowane przez amerykańskie społeczeństwo. Zresztą doskonale znamy to z Polski gdzie przez dekady rządziła polityka zaciskania pasa i „wolny rynek, zausz firme”, a PiS pokazał, że Polacy chcą wyklinanego „rozdawnictwa”.
    Może rzeczywiście za bardzo posunąłem się z analogią do USA, jednak nie wziąłeś pod uwagę, że w Hiszpanii także był pokoleniowy bunt pod nazwą La movida madrilena. Fascynujący się homoseksualizmem i wszystkim co na marginesie ówczesnego społeczeństwa, pokazujący środkowy palec katolickim wartościom i wyzwolony obyczajowo. W tej kontrkulturze wielu widzi źródło wyjątkowego liberalizmu Hiszpanów. Dokładniej to opisała w swojej książce Weronika Bryl-Roman.
    Nie wiem jak będą wyglądały polskie lata 60, ale nie trudno zauważyć, że coś się zmienia. Walka o prawa osób LGBT, dadaistyczne prowokacje w stylu tęczowej Maryji są pierwszym poważnym konfliktem kulturowym w naszym kraju. Pytanie czy to odpowiednik walki o prawa czarnych z początku lat 60 (jest sporo analogii np. duża agresja i opór ludzi z jakim spotykają się aktywiści, zaangażowanie ludzi spoza mniejszości itp) czy to jednak te ruchy są odpowiednikiem tego wyczekiwanego 68 Odpowiedź poznamy raczej za 10 lat.

  19. @Nankin77

    „La movida madrilena…”

    Tylko to już zaistniało po śmierci Franco, jako jeden z objawów ewolucyjnej modernizacji. Oczywiście wszystkie analogie są jakoś zawodne, myślę jednak że jeżeli PiS zdoła w Polsce utrwalić swój establiszment z właściwą mu obyczajowością, to bunt przeciw niej wyjdzie spośród dzieci establiszmentu, mających zbyt wiele do stracenia w strategii emigracyjnej, a jednocześnie poczucie względnego bezpieczeństwa, gdy w ramach systemu zażądają więcej oddechu.

    Tymczasem jako swój wkład do samizdatowego śpiewnika, pozwalam sobie zamieścić kontynuację cyklu „adrianików”, rozpoczętego na poprzednim blogu WO:

    Polska się słania w PiS-u okowach,
    Warszawa, ostatnia baza,
    gdzie się Schetyny gromadka chowa,
    ale w Warszawie – zaraza!

    Marazm, niepewność, omdlałe dłonie,
    oczy zasnute trwogą,
    znikąd pomocy, statek nasz tonie,
    te druhy nic już nie mogą!

    Lecz na Służewie co tam wyrasta,
    jakiż to kształt niewidziany?
    Balonem pofrunie nadzieją miasta
    Adrian Zandberg wybrany!

    Będzie lądował w miastach i siołach,
    podrywał ducha, grzał serca,
    stuoka wstrzymać warta nie zdoła,
    Adriana, co mury przewierca!

    „Równość, braterstwo, i lokatorów
    i pracowników prawa!”
    Ze stu się piersi, z ulic i forów
    okrzyk ten wznosi i wzmaga!

    Adrianie, powiedź ludu szeregi,
    gdzie przyszłość zobaczą jasną,
    poprowadź Polski dziejowe biegi
    ku azaliowym brzaskom!

  20. @awal
    Bardzo przepraszam za maniery filtra spamowego – chętnie bym zrobił jakiś whitelist, że jak od Ciebie, to z automatu nie jest spam, ale, mehemm, nie umiem. A wyłączyć nie chcę, bo już mam pseudokomentarze SEO.

    „Takie może byłoby najbardziej sensowne wykorzystanie tej rocznicy we współczesnym kontekście.”

    To jasne, ale tzw. nasi sami zamordowali szansę na wypromowanie rocznicy 4 czerwca, bo od początku było jasne, że jeśli tam przyjdzie ktoś z PiS, to będą gwizdy i okrzyki OTUA!, OTUA!. To nie miało zupełnie sensu, ale opozycja sama sobie strzeliła w stopę, robiąc z tego inicjatywę wykluczającą.

    „W PO panuje przekonanie, że PiS wygrał, bo miał lepszego głównego analityka danych (Piotra Agatowskiego), więc jak oni teraz znajdą jeszcze lepszego, to się odbiją.”

    No masakra, znikąd nadziei. Zero refleksji „a może nasz produkt po prostu nie zaspokaja oczekiwań rynku”, tylko „zatrudnijmy lepszych marketingowców”.

  21. @Awal Biały:
    Dzieci establiszmentu oddech mogą łapać po krótkiej podróży promem/samolotem/autem, jedną granicę dalej. Jak ta hiszpańska złota młodzież, która miała gdzie się wyszumieć. Trochę jak obecnie złota młodzież z China, Arabii Saudyjskiej czy Rosji. Tyle, że łatwiej.

  22. „Tylko to już zaistniało po śmierci Franco, jako jeden z objawów ewolucyjnej modernizacji.” o której możemy też powoli mówić w Polsce, warunki do powstania swojskiej movidy nie są jakoś radykalnie różne od tego co było w Hiszpanii. Też mamy już rozjazd między dekadami dominacji katolicyzmu, a młodzieżą, która ma to gdzieś i chłonie zachodnią popkulturę (widać po badaniach na temat uczestnictwa w praktykach religijnych). Zresztą mamy tez analogię z demokratycznych państw, gdzie pod koniec lat 80 i na początku 90 odreagowano rządy konserwatystów imprezami Rave i muzyką Grunge.
    „to bunt przeciw niej wyjdzie spośród dzieci establiszmentu, mających zbyt wiele do stracenia w strategii emigracyjnej” Coś w stylu synów radzieckich dyplomatów, słuchających zachodnich płyt i noszących dżinsy? vide Wiktor Jerofiejew.

  23. @wo
    Odnośnie filtra antyspamowego: w panelu WordPressa na stronie Settings/Discussion można ustawić, jaka liczba linków powoduje przesłanie komentarza do kolejki moderacyjnej.
    Poza tym polecam (z doświadczenia) plugin „Anti-spam”. Prosty, ma niesamowitą skuteczność i praktycznie żadnych fałszywych pozytywów. Wykorzystuje fakt, że boty zazwyczaj nie są w stanie wykonywać JavaScriptu. Dla użytkownika jest przezroczysty. Po włączeniu go może się okazać, że inne filtry (w tym te blokujące linki) są w ogóle zbędne.

  24. @WO
    „Zero refleksji „a może nasz produkt po prostu nie zaspokaja oczekiwań rynku”

    PO jest jednocześnie Pepsi walczącą z Coke (prawicą nieodróżnialną od drugiej prawicy w ślepej próbie) oraz Nokią, którą zaskoczyły smartfony (lewicowe transfery socjalne). Nie wiem, czy ktoś podjąłby się takiego briefu.

    @Nankin77
    „odreagowano rządy konserwatystów imprezami Rave i muzyką Grunge”

    Kilka imprez zobaczyłem w nowym świetle!

    @Bardzosly
    „Trochę jak obecnie złota młodzież z Chin, Arabii Saudyjskiej czy Rosji.”
    @Nankin77
    „Coś w stylu synów radzieckich dyplomatów”

    Tak, jednak w Berlinie mandaryn, szejk czy oligarchówna zada szyku, a nasz młodzieniec tylko poprzemyka pod ścianą, nie przyznając się że jest z kartoflandii. Znajdą się tacy, którym to będzie doskwierać. Coś w stylu Lityńskiego, Modzelewskiego, Toruńczyk…

  25. @Awal Biały
    „PO jest jednocześnie Pepsi walczącą z Coke (prawicą nieodróżnialną od drugiej prawicy w ślepej próbie) oraz Nokią, którą zaskoczyły smartfony (lewicowe transfery socjalne). Nie wiem, czy ktoś podjąłby się takiego briefu.”

    Dwie znakomite metafory, kradnę na użytek prywatny.

    Zrewanżuję się anegdotką: w Nokii po premierze iPhone miało miejsce iPhone Party na którym celebrowano porażkę Apple’a jakim było władowanie się w ślepą uliczkę smartfonową (bo Nokia już próbowała, ale nie wyszło, więc haha, teraz Apple się na tym przejedzie). Jestem pewien że z tego też dałoby by się ukuć jakąś metaforę…

  26. @TerryPratchett
    ” Jestem pewien że z tego też dałoby by się ukuć jakąś metaforę…”

    A to mi przypomniało z kolei gigantyczne „ufff!”, które poczuliśmy na Czerskiej na widok pierwszego numeru „Faktu”. Takie… nic? Zero zagrożenia!

  27. @WO
    A to mi przypomniało z kolei gigantyczne „ufff!”, które poczuliśmy na Czerskiej na widok pierwszego numeru „Faktu”. Takie… nic? Zero zagrożenia!

    Widać jak trudno zrozumieć wybory innych ludzi. Dla mnie każde wybory są niespodzianką, bo kompletnie nie rozumiem jak może kogoś przekonać taka odrażająca banda jak Jarek i spółka. No ale ja jestem w mniejszości, o czym przekonuję się boleśnie w niemal każdych wyborach. Może jednak nie będzie aż tak źle jak się zapowiada…

  28. Szczerze mówiąc nigdy do końca nie rozumiałem skąd biorą się porównania Polski z Hiszpanią. Niby wydawnictwo Znak z Fundacją Batorego i pośrednio Wyborcza w latach 90 proponowały narrację, że mamy wychodzić z dyktatury na wzór hiszpański (> książka Powrót społeczeństwa obywatelskiego w Hiszpanii), ale im więcej czytałem o Portugalii, tym bardziej Polska pasowała mi do ścieżki, którą kroczył ten mały – na tle sąsiadów – kraj po Salazarze. Ten sam kompleks większych i taka sama prowincjonalność, tylko na innym biegunie. Znacznie mniej karykaturalne wyobrażenie o własnej wielkości – na tej ścieżce chyba najzdrowsi z wszystkich ex-państw-kolonialnych są Niemcy i Holendrzy (może jakoś element protestancki tu pomaga) – i znacznie bardziej wbudowana otwartość na innego (pozytywny spadek po Salazarze).

    Pomijam banały w stylu zbliżeń Bóg, Honor, Ojczyzna do Deus, Patria e Familia (ostatnie nawet dobrze lokujące się w dzisiejszej ikonie polskości sprzedawanej przez prawicę w Polsce). I myślę sobie, że dokładnie tak samo się skończy, jak w Portugalii – każdą władzę w Polsce obalą jakieś symboliczne goździki, nie dlatego, że będą dynamiczne w działaniu, ale dlatego, że wszyscy będą już daną ekipą znudzeni. Żadnego nowego powstania nie będzie – będzie nudne, ewolucyjne wygaszenie.

    Szkoda tylko, że gotujemy gorzej, wino u nas nie rośnie, Fado też się nie dorobiliśmy, a i Wenders nam pomnika nie postawił w jakimś filmie. Nawet muzeum sztuki współczesnej, takiego jak w Lizbonie, nasi miliarderzy nie zbudowali. Gdybyśmy mieli te elementy było łatwiej czekać na koniec każdej władzy, która nam z różnych powodów przeszkadza.

  29. „Deus, Patria e Familia”
    W czasie II WŚ we Francji zamiast rewolucyjnego „Liberté, égalité, fraternité” występującego na dzisiejszych i na przedwojennych monetach tłoczono „Travail, Famille, Patrie”.
    W sumie hasło nie aż tak odrażające, gdyby nie uwzględniać kontekstu.

  30. @astanczak

    Na podstawowym ekonomicznym poziomie można między Polską a Portugalią dostrzec podobieństwa historycznej drogi rozwojowej: oba kraje przeszły płynnie od fazy ekspansji terytorialnej u progu nowożytności do fazy neofeudalnego zastoju pod obcym protektoratem. W Portugalii był to protektorat brytyjski, a kto się chce przekonać o jego zasięgu niech odwiedzi jedną z angielskich posiadłości kolonialnych wokół Lizbony w rodzaju Monserrate Palace. Niezależnie od porywów modernizacyjnych, Portugalia i Polska były do połowy XX wieku krajami rolniczymi, i istotnie uderzające są podobieństwa w opisach stosunków między arystokracją ziemską a chłopstwem utrzymywanym w obu krajach w paternalistycznym poddaństwie za pomocą katolickiego imaginarium. Podobnie również lata 60-te/70-te okazały się, choć w różnych międzynarodowych konfiguracjach, okresem forsownej modernizacji obu krajów, której towarzyszyła opóźniona polityzacja klasy robotniczej. Zarówno na Rewolucję Goździków (oraz jej następstwo: lewicową konstytucję z 1976 r.), jak i na nasz Sierpień 80 można patrzeć jako na krótki epizod zdobycia decydującej roli politycznej przez reprezentację wielkomiejskiej klasy robotniczej. W przemysłowym centrum kontynentu, np. Niemczech czy Francji, reprezentacje takie – partie socjaldemokratyczne – odgrywały kluczową rolę przez dekady i miały czas wypracować wraz z reprezentacją kapitału formy efektywnej negocjacji interesów klasowych. Na peryferiach ten proces został szybko przerwany przez globalizację, i to gdzie się obecnie znajdujemy my, Portugalczycy (ale też np. Grecy, Rumuni, czy południe Włoch) jest w różnych odsłonach efektem braku tego odpowiednio długiego okresu politycznego dojrzewania post-feudalnej klasy ludowej.

    Jeżeli chodzi o fado, to warto zauważyć, że ta portowo-tawerniana muzyka została za rządów Salazara zaadoptowana przez klasy średnią i wyższą, i przez to skojarzona z reżimem jako jego „akustyczna aura”. Co też skutkowało odrzuceniem gatunku w latach 80-tych. „Nowe fado” oznacza dla wielu artystów powrót do jego ludowych korzeni, choć wersja elitarna w stylu „Clube de Fado” też ma swoją publiczność [1].

    [1] antysmapfolderowo: [www.nytimes.com/2011/03/27/arts/music/ana-moura-is-among-singers-reinvigorating-fado.html]; polecam też „Historię fado” (autor Rui Nery Viera), wydaną również po polsku

  31. @ Awal Biały

    Terytorialnie ten brytyjski wpływ jest chyba nawet szerszy. Andaluzja była skrajnie biedna i bardzo podobna do rolniczej Portugalii (i po części do południowych Włoch). Siła oddziaływania Brytyjczyków i związki gospodarcze Giblartar-Andaluzja są ciągle obecne, choć mocno kolizyjne z tym, jak na całość patrzy Madryt. Zresztą, Brytyjczycy nie przypadkowo tak chętnie tam się osiedlają. Dobrze się czują i z racji większego bogactwa jeździli tam od dekad, jak po swoje.

  32. @WO
    „A to mi przypomniało z kolei gigantyczne „ufff!”, które poczuliśmy na Czerskiej na widok pierwszego numeru „Faktu”. Takie… nic? Zero zagrożenia!”

    Pewnie podobnie poczuł się sztab Komorowskiego jak PiS wystawił Dudę…

  33. @awal

    …ta portowo-tawerniana muzyka…

    Sorry, zupełnie nie na temat, ale tak mi się skojarzyło. Mam nadzieję, że gospodarz nie wykopie.
    Portowe klimaty, a co za tym idzie specyficzny folklor, muzyka, półświatek czy lewe interesy, zostały skutecznie zabite przez zwykłą skrzynkę o wymiarach z grubsza 12×2,5×2,5 m,czyli kontener. Nie ma kilkudniowego rozładunku drobnicy kiedy marynarz mógł się zabawić, puścić trochę grosza w mieście tuż za bramą portu ku uciesze tubylców. Nie ma pracy dla tysięcy dokerów którzy przy okazji mogli załapać się na jakiś handelek. Jeszcze w latach 80, jako student przez Bratniaka, zdarzało mi się pracować przy rozładunku w szczecińskim porcie. Robota straszna,ale zawsze coś przyniosłem. Pomarańcze, banany czy dżinsy na handel. He, he, może ktoś z was kupił ode mnie na bazarze Różyckiego albo w Rembertowie modne wtedy dżinsowe marchewy. Kto wie?
    Dzisiaj port przeniósł się kilometry za miasto. Marynarz często nie wie w jakim porcie się znajduje, bo wszystkie wyglądają tak samo, a kilkugodzinny postój nie pozwala na wypady w miasto. Te śródmiejskie porty stały się drogimi dzielnicami jak londyński Canar Wharf, czy hamburski Hafencity, taki trochę Disneyland.
    Łezka się w oku kręci.

  34. Bardzo fajnie to zjawisko (i szersze konsekwencje społeczno – ekonomiczne) pokazuje dokument BBC Four „The Box That Changed Britain”.

  35. Analogię między Portugalią, a Polską? Bardzo wątpię, po pierwsze od czasów wojen Napoleońskich kraina nad Tagiem nie była okupowana i nie było doświadczenia powstań i obu wojen światowych (najwyżej była jakaś ekspedycja). To już jest bardzo dużo, po drugie politycznie całkowicie się rozjeżdżamy. Tam nawet prawica udaje, że jest lewicą vide ta ichniejsza socjaldemokracja. Do tego w kwestii aborcji, polityki narkotykowej czy małżeństw homoseksualnych to oni byli bardziej do przodu nawet od Wielkiej Brytanii. Kulturowo i mentalnie wciąż jesteśmy rolniczymi peryferiami wschodniego imperium, nie ważne białego czy czerwonego. Ot taka Białoruś czy Ukraina w wersji lux i Glamour. To też tłumaczy dlaczego nawet w porównaniu z prowincjonalną Portugalią jesteśmy jakiś zadupiem pod względem kultury. Na szczęście wejście do UE mocno to zmienia i tłumaczy gwałtowność sporów ideologicznych w naszym kraju.

  36. @awal
    Tak, jednak w Berlinie mandaryn, szejk czy oligarchówna zada szyku, a nasz młodzieniec tylko poprzemyka pod ścianą, nie przyznając się że jest z kartoflandii.

    To jest ciekawe. Moim zdaniem siła polskości w takich konfrontacjach, którą nie tyle można nadać szyku, ale brać swoistą pewność siebie z której szyk wynika, pochodzi z polskiej kultury, której oni zupełnie nie poważają. Gombrowicz, Tokarczuk czy Lem, względnie krytyczne podejście do własnej historii a’la Gross dają w zupełności poczucie, że kulturowo jesteśmy częścią tej samej szpicy co Mandaryni czy Niemcy i nie ma powodów do przemykania pod ścianą.

  37. @Nankin77

    „Ot taka Białoruś czy Ukraina w wersji lux i Glamour.”

    Sorry, ale wolę być wyoutowanym biseksualistą w Polsce niż na Ukrainie. Kraje, o których wspominasz to jest wschodnia Słowiańszczyzna, o dużo później wykształconej świadomości narodowej (w przypadku Białorusi – dopiero w XIX wieku) i organizacji państwowej. Warstwą kulturotwórczą było u nich z przymusu chłopstwo, u nas – szlachta (co politycznie nam w końcu wyszło bokiem, żeby nikt nie myślał, że propsuję teraz jakieś „Sarmatia master race” i co alienuje nas także od mieszczańskich Czechów, choć mamy z nimi więcej wspólnego w kwestii doświadczeń istorycznych). Na ich kulturę wpłynęło dziedzictwo rosyjskie, zwłaszcza kwestia samodzierżawia, która jest niekompatybilna i z polską tradycją republikanizmu (Miłosz w „Rodzinnej Europie” ma o tym cały rozdział) i była cały czas mocno odrzucana w okresie zależności. Dla porównania: w Polsce mało kto naprawdę umie mówić po rosyjsku, na Ukrainie masz nawet nacjonalistów, którzy lepiej mówią w języku byłego okupanta niż po ukraińsku.

    „To też tłumaczy dlaczego nawet w porównaniu z prowincjonalną Portugalią jesteśmy jakiś zadupiem pod względem kultury.”

    Patrząc na przykład na listę noblistów, czy ilość nagród filmowych – no jednak nie bardzo.

  38. @ przemykający młodzieńcy

    Jako przedstawiciel kategorii wiekowej under 30 mogę potwierdzić na podstawie własnych doświadczeń, że ta bardziej kojarząca część Zachodniej młodzieży czyta Tokarczuk, Miłosza i Gombrowicza. Lema kojarzy głównie Wschód, ale spotkałem też Niemców, którym nie był obcy. Z produktów eksportowych od paru lat mamy jeszcze Pawlikowskiego, który przez same względy formalne swoich filmów raczej zachęca do refleksyjnego i wyrozumiałego stosunku do polskiej historii. Do tego ci, którzy byli w Polsce, już wiedzą, że tu jest jakaś cywilizacja (infrastruktura, w miarę czysto). Jako ktoś kto poczuwa się do bycia, skromnym bo skromnym, ale jednak ambasadorem tego dorobku, nie miałem wrażenia, że muszę pod niczym przemykać.

    Anekdota: Swoją byłą dziewczynę z Niemiec trochę przez przypadek poderwałem na „bojownika o demokrację”. Rozmawiamy na domówce u znajomego, ona koordynuje młodzieżowe struktury SPD, ja kręcę się wokół paru polskich NGOsów. Tacy wydajemy się do siebie podobni, że aż nudni, więc dla ożywienia nastroju rzucam paroma cytatami z TVP i PiS o moich stowarzyszeniach. Dla mnie to jest materiał o wysokich walorach komicznych, ale ona nie potrafi zrozumieć, że dziennikarz albo polityk może coś takiego powiedzieć o działaczach społecznych. Widzę w jej oczach jak mój seksapil gwałtownie wzlatuje.

    Scenariusz alternatywny: spotykam na domówce u znajomego dziewczynę z Niemiec, dyskutujemy o sytuacji politycznej w Polsce i tłumaczę jej, że Komisja Wenecka, Komisja Europejska, Europejskiej Stowarzyszenie Sędziów i Europejski Trybunał Sprawiedliwości wszyscy się mylą i ktoś ich źle poinformował. Ale let’s go back to my place, babe i pokażę ci w PowerPoincie, jak to jest naprawdę. Co dzieje się dalej?

  39. @Piotr Aleksander Kowalczyk trochę się zagalopowałem, to przez frustrację z rządów PiSu. Rzeczywiście nie jest tak źle w Polsce, ale z kulturą to rzeczywiście jest tak sobie, przynajmniej po 89.

  40. „Analogię między Portugalią, a Polską? Bardzo wątpię,”

    Wszystkie analogie wymagają zastrzeżeń (zwłaszcza takiego: „gdyby to było to samo, to już nie byłaby analogia, tylko utożsamienie). Ale rzeczywiście z wszystkich dwudziestowiecznych faszyzmów, najpodobniejszy do kaczyzmu wydaje mi się reżim Salazara. #mamotymnotke: https://ekskursje.pl/2017/07/czekanie-na-buldogi/

  41. ” Gombrowicz, Tokarczuk czy Lem, względnie krytyczne podejście do własnej historii a’la Gross dają w zupełności poczucie, że kulturowo jesteśmy częścią tej samej szpicy co Mandaryni czy Niemcy i nie ma powodów do przemykania pod ścianą.”

    Oczywiście, nie wiem co czuje młodzieniec – ale jeszcze nim będąc miałem to samo co teraz. Nie uczucie, że się wstydzę polskiej kultury, tylko przeciwnie, że gdy opowiadam Im Tam Na Zachodzie A Nawet W Stanach o Lemie, Sapkowskim czy nawet o komiksach o kapitanie Żbiku, słuchają z zainteresowaniem i zachwycają się kreską Rosińskiego, Polcha i Wróblewskiego, którą im wyświetlam z laptopa.

    Inna sprawa, że z racji zawodowych umocowań, czasem jestem tam na zachodzie na koszt zachodzian, którzy mnie zaprosili, żebym wygłosił taki spicz. No ale to też nie jest tak, że każdej prezentacji na takim evencie słuchają z jednakowym zainteresowaniem. W każdym razie, nigdy nie miałem uczucia wstydy (?), że ja tu z jakimś Sapkowskim, a oni tam ze swoimi wielkimi sławami, mialem uczucie, że gramy w tej samej lidze.

  42. @wo
    „tylko przeciwnie, że gdy opowiadam Im Tam Na Zachodzie A Nawet W Stanach o Lemie, Sapkowskim”

    Ale mi chodzi o coś zupełnie innego chyba. Chyba z nikim w DE nie gadałem jeszcze o Tokarczuk czy Gombrowiczu (z drugiej strony zdarzyło mi się o Grotowskim, który w mojej bańce jest poważany). Ostatecznie mało kogo obchodzą takie rzeczy, a przechwałki z cyklu, że my tu w Polsce mamy Gombrowicza uważam za słabe.

    Mi chodziło o to, że mając w backgroundzie rozumienie w oryginale Gombrowicza czy – hehe – Szczerka, nie musimy przemykać się w międzynarodowym towarzystwie, bo gramy w jednej lidze. To to poczucie dodające szyku o jakim pisał Awal.

    „nigdy nie miałem uczucia wstydu (?)”
    Na stacji w Zbąszyniu jest taki napis na peronie: jadąc na zachód zawsze jesteś tym ze wschodu. I oczywiście coś w tym jest, nikt nie chce być zaliczany do Europy wschodniej, zawsze się zmyślało tę centralną z jakiegoś powodu. Mi też poczucie wschodniości bardzo ewoluowało w trakcie emigracji i bycie w porządku z tą tożsamością zabrało chwilkę.

    @retinger
    hehe, chyba się znamy 😉

  43. Przemykającym młodzieńcem nie jestem. Z czasem też poukładałem sobie poczucie wstydu. Nigdy nie weszło mi ono na osobistą psychikę, ale jeżdżąc na zachód Europy dostrzegam cywilizacyjne różnice (i ich brak tu i ówdzie). Na dziś wnioski mam takie.

    Od zawsze byliśmy cywilizacyjnymi Myciskami. Nie jest to kwestia genetyczna lecz rozwojowa. Rzymianie nie dociągnęli nam dróg do Bałtyku i tak zostało. To utrudniona komunikacja sprawiała, że na kopę Leibnizów i Helmholtzów u nas przypadał jeden Kopernik. Dziś, gdy Polacy mają dostęp do zachodniej kultury, a PISF podsypuje kasę, to się raptem okazuję, że co drugi sezon ktoś przywozi z Berlina jakiegoś niedźwiedzia.

    Wciąż jednak nie czuję, żebyśmy grali w jednej lidze. Problemem, który wydaje mi się, że widzę, jest dużo słabsza kultura ludowa. Nie chodzi Cepelię, tylko o różne drobne tradycje (wiejskie i miejskie) niższych warstw społeczeństwa, które dawałyby nam (warstwom niższym i średnim) poczucie tożsamości. Choć mamy wtłoczonego H.Sienkiewicza, to instynktownie nie czujemy się z nim dobrze. Względnie słabe tożsamości lokalne/regionalne też nam nie pomagają.

  44. Polskadeszczowa
    „Chyba z nikim w DE nie gadałem jeszcze o Tokarczuk czy Gombrowiczu (z drugiej strony zdarzyło mi się o Grotowskim, który w mojej bańce jest poważany).”

    Zabawnie wychodzi, gdy o Grotowskim amerykańska aktorka wie więcej od polskiej aktorki (google po wendzikowska grotowski weaver)

  45. @kontener
    Już na początku lat 70. Per Wahlöö i Maj Sjöwall („Zamknięty pokój” krytykowali kontenery.
    „– Więc w czymże to Kalle Svärd był taki dobry?
    – W rozbijaniu właściwych skrzynek cholernie był dobry. Tylko że najczęściej robił to w godzinach nadliczbowych, żeby czasem ktoś też nie skorzystał.
    W tej robocie rozbicie właściwej skrzyni zawsze było sprawą ważną, trick zawodowy, dobrze strzeżona tajemnica. Wódka, tytoń, produkty spożywcze łatwo ulegają uszkodzeniu przy transporcie.
    …zastanawiał się nad nowoczesnym przewozem kontenerowym, nikt nie zdoła upuścić stalowego kontenera z butelkami koniaku, które można rozbić i ostrożnie zebrać zawartość w wiaderka i bańki. Natomiast gangsterskie spółki mogą teraz przemycać w kontenerach, co im się żywnie podoba, i robią to codziennie, ponieważ urzędy celne całkowicie straciły kontrolę nad rozwojem handlu i zajmują się przeważnie bezsensownym prześladowaniem pojedynczych turystów”

    @Zero refleksji „a może nasz produkt po prostu nie zaspokaja oczekiwań rynku”, tylko „zatrudnijmy lepszych marketingowców”

    No to smutne, bo PIS dysponuje zaspokajającym oczekiwania rynku produktem „nie pozwoliły zamordować Polskiego Górnictwa dla walki z wyimaginowanym globalnym ociepleniem”. Nie bardzo wiem, jaki produkt można zaoferować, żeby tego rodzaju oczekiwania lepiej zaspokoić.

  46. @kontener

    Skoro ten temat nie zdechł, to mam anegdotę.
    W latach 70 w Szczecinie powstała fabryka kontenerów. Dano jej nazwę Fabkon i tak przedstawiano się przez telefon. Wszystko fajnie, tylko jak dodzwonił się jakiś kontrahent anglojęzyczny, to w jego uszach nazwa firmy zabrzmiała jak fuck on, a gdy sekretarka przełykała akurat śniadanie, to i fuck off. Po takim początku rozmowy raczej trudno o jakiś lukratywny kontrakt.
    Nie wiem ile w tym prawdy, ale nazwę fabryki po jakimś czasie zmieniono na Unikon.

  47. @P.A. Kowalczyk

    „Sorry, ale wolę być wyoutowanym biseksualistą w Polsce niż na Ukrainie.”

    To, delikatnie mówiąc, niezbyt mądrze. Ukraina ma społecznie i kulturowo mnóstwo wad, również w kwestii tolerancji do spraw, ogólnie nazwijmy, kulturowych standardów Zachodu, ale nie jest aż tak źle jak w Polsce. Porównaj sobie chociaż, ilu Ukraińców głosuje na nacjonalistów (do kilkunastu procent), a ilu Polaków (w ostatnich wyborach – ponad 50%).

    „Na ich kulturę wpłynęło dziedzictwo rosyjskie, zwłaszcza kwestia samodzierżawia, która jest niekompatybilna i z polską tradycją republikanizmu. (…) Dla porównania: w Polsce mało kto naprawdę umie mówić po rosyjsku, na Ukrainie masz nawet nacjonalistów, którzy lepiej mówią w języku byłego okupanta niż po ukraińsku.”

    Sorry, ale ten argument jest tak niemądry, że aż nie jestem w stanie znaleźć eufemizmu.

    Dlaczego w Polsce ludzie mieliby mówić po rosyjsku, skoro ostatnim razem był to tutaj język urzędowy ponad 100 lat temu, i to tylko na części obecnego terytorium? Tymczasem Ukraina nigdy przed 1991 nie miała swojego niezależnego państwa (pomijając efemerydy za czasów Chmielnickiego i w okolicach 1918 roku) ani specjalnie dobrych warunków do rozwijania swojej kultury.
    A mimo to, przed Hołodomorem nawet W Rostowie nad Donem (mimo że Donbas to jest właściwie odrębna, ani rosyjska, ani ukraińska mikrokultura, która nawet w Moskwie ma swoją własną diasporę), czy w Charkowie, ciężko się było dogadać po rosyjsku. Przypomnę – w ZSRR, czyli w kraju o jednym konkretnym języku urzędowym: rosyjskim. Więc „na ich kulturę” nie wpłynęły jakieś „niekompatybilności”, tylko najbrutalniejsza w historii ludzkości czystka narodowo-kulturowa, której celem było złamanie właśnie specyficznego ducha narodowego osadzonego na bardzo odrębnej kulturze, słyszanej choćby w twórczości Tarasa Szewczenki. Czystka bardzo skuteczna, niestety. Ogromne opustoszałe tereny zasiedlono rdzennie rosyjskimi migrantami z innych terenów ZSRR, obsadzano Rosjanami wszelkie urzędy i wysokie stanowiska, a dodatkowo nastąpiła po niej bardzo konsekwentna, wielodekadowa rusyfikacja wszelkich odmiennych kulturowo i językowo części ZSRR, poprzez krzewienie 'kultury wyższej’ i popkultury wyłącznie po rosyjsku, pozostawiając lokalne języki na poziomie przaśnego folkloru.

    Należy mieć raczej podziw dla dzisiejszej Ukrainy, która pomimo najcięższych doświadczeń nie dała się w pełni zrusyfikować i mozolnie odbudowuje swoją tożsamość, w dodatku wpadając w zdumiewająco łagodne, jak mogłoby się spodziewać po takich traumach, koleiny nacjonalizmu.

  48. @cmos przepraszam za off-topic: na blogu NRD występuje jakiś błąd, który uniemożliwia logowanie:
    Warning: Parameter 1 to wp_default_scripts() expected to be a reference, value given in /homepages/36/d441047049/htdocs/wordpress/wp-includes/plugin.php on line 580

  49. midnight_rambler
    w ZSRR, czyli w kraju o jednym konkretnym języku urzędowym: rosyjskim

    Sprostowanie: rosyjski był językiem urzędowym wszechzwiązkowaym; poza tym status języków urzędowych miały lokalnie co najmniej: białoruski, ukraiński, litewski, łotewski, estoński, gruziński, ormiański, mołdawski, azerski, kazachski, kirgiski, uzbecki, tadżycki i turkmeński. Możliwe, że jakieś jeszcze, bo nie pamiętam szczegółów co do tzw. republik autonomicznych.

  50. @midnight_rambler

    „To, delikatnie mówiąc, niezbyt mądrze.“

    Pomieszkaj sobie parę miesięcy pod jednym dachem z Ukraińcem, który całkowicie niesprowokowany opowiada, że „pedałom rozjebywałby głowy młotkiem“ i ujawnij się w takich warunkach, to pogadamy o standardach mądrości.

    „Porównaj sobie chociaż, ilu Ukraińców głosuje na nacjonalistów (do kilkunastu procent), a ilu Polaków (w ostatnich wyborach – ponad 50%).“

    Kolega od „PiS to Hitlur“? Przepraszam, nie zauważyłem kaszkietu.

    „Tymczasem Ukraina nigdy przed 1991 nie miała swojego niezależnego państwa (pomijając efemerydy za czasów Chmielnickiego i w okolicach 1918 roku) ani specjalnie dobrych warunków do rozwijania swojej kultury.“

    Prisajsli maj faken point, jak powiedziałby pan Sławoj. Napisałem wyraźnie, że nie wyprowadzam argumentu „co za chłopskie ciule, setki lat do tyłu za nami“ tylko „różnice historyczne są tak duże, że porównania wschodniej i zachodniej Słowiańszczyzny (czyli de facto Europy Wschodniej i Środkowej) na dłuższą metę nie mają sensu“.

  51. @Gammon No.82

    Fakt, zagalopowałem się.

    @P.A. Kowalczyk

    „Pomieszkaj sobie parę miesięcy pod jednym dachem z Ukraińcem, który”

    Rany Latającego Potwora Speghetti, dowód anegdotyczny na blogu WO… Chłopcze, ja mam mieszkanie własnościowe we Lwowie i mieszkałem pod jednym dachem z nieco więcej niż jednym Ukraińcem, więc sorry, w angedotkach nie masz szans.

    „Kolega od „PiS to Hitlur“?”

    Kto to, jakiś Turek, z którym mieszkałeś parę miesięcy pod jednym dachem? Nie znam, moją tezą było, że w Polsce ponad 50% w ostatnich wyborach dostali nacjonaliści (tak, PiS to nacjonaliści, jak na standardy europejskie nawet dość skrajni)

    „Prisajsli maj faken point (…)”

    Nie, to zacytowane to nie był mój point, nauczyłeś się trudnej sztuki cytowania od Łukasza Schereibera? Mój point był dalej, tu -> „A mimo to, przed Hołodomorem nawet W Rostowie nad Donem (…), czy w Charkowie, ciężko się było dogadać po rosyjsku.” Chodziło o to, że wcześniej pojechałeś mało rozsądnym porównaniem do Polski (czemy nie Łotwy albo Estonii?) że u nas się nie mówi po rosyjsku, a w Ukrainie tak. No więc pomijając nierozsądność tego porównania, w Ukrainie się mówiło po Ukraińsku, POMIMO tego, że mieli nieporównywalnie trudniejsze warunki do rozwoju swojej kultury, a ich „dziedzictwo rosyjskie” to przede wszystkim brutalny akt ludobójstwa i systemowej rusyfikacji w XX wieku.

  52. @ midnight_rambler

    „Chłopcze, ja mam mieszkanie własnościowe we Lwowie i mieszkałem pod jednym dachem z nieco więcej niż jednym Ukraińcem, więc sorry, w angedotkach nie masz szans.”

    Te o porównywaniu ze sobą parad muszą być szczególnie barwne, oyaji. Dzięki, ale z emigracji nadal nie skorzystam.

    „tak, PiS to nacjonaliści, jak na standardy europejskie nawet dość skrajni”

    Dlatego Uber Eats może teraz najwyżej Ślązaka zatrudnić.

    „Chodziło o to, że wcześniej pojechałeś mało rozsądnym porównaniem do Polski (czemy nie Łotwy albo Estonii?)”

    Uważniejsza lektura mojego komentarza pozwala się przekonać, że była to odpowiedź na czyjś wcześniejszy wpis. Tradycyjne, polonistyczne „odsyłam cię do źródeł” pasuje tu jak ulał.

  53. @Kaczyzm a Salazar.

    Wiem, że to porównanie się nasuwa niejako automatycznie, ale to jednak nie tak. Podstawowa rzecz to fakt że Portugalia była bardzo rolniczo-wiejskim państwem, a… Salazar opierał się w dużej mierze na (zaawansowanych wiekiem) elitach wielkomiejskich (często się używa terminu „mercantile dictatorship”), z ludnością wiejską kontrolowaną przez system kliencki (z silnym udziałem KK oczywiście).

    No, zastanówmy się przez chwilę, dominacja wielkomiejskich elit z systemem klienckim na wsi… to przecież bardzo rządy PO-PSL przypomina. Kto był podstawą KODu – bardziej zaawansowana wiekiem klasa średnia z wielkich miast przecież. Charakterystyczna dla końcówki Salazara była ogromna migracja z Portugalii, znowu, jak u nas za PO-PSL. Tusk chciał polityki ciepłej wody w kranie, reżim Salazara w sumie również, nikt tam Pól Pontyjskich nie osuszał. Portugalczycy umierali w Angoli, a Polacy w Afganistanie. PO-PSL był prounijny, a Salazar zapisał się do NATO i EFTA. I tak dalej, można długo.

    Kaczyzm to jednak coś innego. Kaczyzm to realizacja koncepcji znanej w Polsce od dawna, a mianowicie budowy.. drugiej Japonii.

    Tak, kaczyzm to System 1955 roku w polskich warunkach. Mamy wzrost przełożenia na politykę środowisk wiejskich i małomiasteczkowych, demokratyczne wybory w których „łatwiej” jest partii rządzącej, ale istnieje znacząca, ale niezdolna do przejęcia władzy partia opozycyjna, przy zamykaniu dróg wejścia dla alternatyw. Za obcymi, (zwłaszcza Rosją) się nie przepada, ale USA najważniejszym sojusznikiem. I broń boże uchodźców. I raczej się nie przeprasza za wojennych zbrodniarzy. Gospodarczo zaś ma być wielka, sterowana państwowo modernizacja. W Japonii znakomicie wyszedł program budowy komputerów „Piątej generacji”, u nas równie znakomicie wychodzi budowa „samochodu elektrycznego”.

    Ale trzeba popatrzyć również na podobieństwa, co łączy Portugalię Salazara i Japonię Partii Liberalno-Demokratycznej? Konserwatyzm obyczajowy i niska popularność praw kobiet. Zupełnie jak w POPiSie.

  54. @midnight_rambler
    „To, delikatnie mówiąc, niezbyt mądrze. Ukraina ma społecznie i kulturowo mnóstwo wad, również w kwestii tolerancji do spraw, ogólnie nazwijmy, kulturowych standardów Zachodu, ale nie jest aż tak źle jak w Polsce.”

    Sorry, ale po prostu pieprzysz głupoty. Akurat pod względem bezpieczeństwa osób LGBT to w Ukrainie jest znacznie gorzej niż w Polsce (nawet jeśli nie tak źle jak w Rosji). Zobacz choćby jak wyglądają tam parady równości i kwestie bezpieczeństwa na nich. Sporo osób LGBT z Ukrainy migruje do Polski z podobnych powodów co osoby LGBT z Polski migrujące na zachód, dla nich taka Warszawa jest tym „zachodem”, na którym nie trzeba się aż tak bać.

  55. „Chłopcze, ja mam mieszkanie własnościowe we Lwowie i mieszkałem pod jednym dachem z nieco więcej niż jednym Ukraińcem, więc sorry, w angedotkach nie masz szans.”

    No więc właśnie we Lwowie nie odbyła się jeszcze ani jedna parada równości, a festiwal LGBT 3 lata temu musiał zostać odwołany po takim oto malowniczym incydencie. Jednak wyobraź sobie, że Polsce, zwłaszcza w porównywalnej wielkości miastach, jest znacznie mniej przerąbane.

    https://www.theguardian.com/world/2016/mar/20/lgbt-festival-in-ukraine-abandoned-after-far-right-protest

  56. @PAK

    „Dlatego Uber Eats może teraz najwyżej Ślązaka zatrudnić.”

    Ale wiesz, że nacjonalizm się stopniuje? W najprostszej formie jest on po prostu gloryfikacją narodu i żaden kodeks nacjonalisty nie twierdzi, że trzeba do tego zamknąć granice albo zagazować imigrantów.

    Powiem więcej – współczesny nacjonalizm jest sprytniejszy od starszych nacjonalizmów i wie, że nie może ot tak zdefiniować narodu. Stąd przecież te wszystkie wygibasy z „p.o. Polaka”, bo polskości krwią nie wyznaczysz i potrzebny jest inny wskaźnik – np. taki, że jest się z nami, a nie przeciw nam. Z tej perspektywy nawet Ukrainiec może być Polakiem, o ile oczywiście mówi po polsku i wykazuzje odpowiednie postawy.

    Pewnie, że znajdą się nacjonaliści, którzy nie zaakceptują takiego układu, ale to jest typowy no true Scotsman – fakty są takie, że nacjonalizm obecnie kroczy w Europie podobną ścieżką, co biała supremacja w Stanach, czyli jest ugrzeczniony, ma nowe memy i, przede wszystkim, jest inkluzywny – tam nawet Latynos może walczyć o Białą Amerykę.

    Oczywiście każdy Prawdziwy Biały Szkot zdaje sobie sprawę z tego, że taki stan rzeczy jest tylko przejściowy, a po wysiedleniu całkiem czarnych i średnio czarnych w końcu zajmą się kremowymi, tym niemniej póki co owo małżeństwo z rozsądku istnieje, a twierdzenie, że to nie jest prawdziwa biała supremacja, bo wpuszczają Latynosów jest właśnie podobne do twierdzenia, że PiS nie jest nacjonalistyczny, bo w Warszawie Ukraińcy rozwożą jedzenie.

  57. @cmos
    Strona główna już nie sypie błędem, niestety strona logowania jest zupełnie pusta.

  58. @rozowyguzik

    „bo w Warszawie Ukraińcy rozwożą jedzenie.”

    Kolega widzę nie z Warszawy i nie zczaił bazy. W Uberze wożą nie Ukraińcy a Pakistańczycy. Wyłącznie. I anecdata: dwóch znanych mi osobiście lokalnych działaczy pisu ma firmę która tych Pakistańczyków i Nepalczyków do Polski sprowadza. W większości na lewe „stypendia naukowe”. Morał: pis jedno mówi a dokładnie wręcz przeciwnie robi a ich nacjonalizm sprowadza się wyłącznie do warstwy słowno-propagandowej (co nie znaczy że nie należy mu się potępienie oczywiście).

  59. @janekr
    Janku, ja wiem, ale naprawdę nie mam czasu się tym porządnie zająć, a to nie jest miejsce na roztrząsanie problemów technicznych mojego bloga. Jak mój prywatny projekt zacznie żreć, blog się odhibernuje.

  60. @cmos OK – grunt, że wiesz. Nie miałem innego kontaktu, bardzo przepraszam ogół za wykorzystanie jedynej dostępnej drogi.

  61. @przemykający młodzieńcy

    Dziękuję za ciekawe głosy, które odniosły się do mojego wpisu. Dwa punkty w odniesieniu:

    – Percepcja „jakości” danej kultury przez ludzi z innych kultur nie jest rzeczą sprawiedliwą, ciąży ona raczej ku uproszczeniom typu „rozwinięty Zachód”, „wschodnia barbaria”. Przez wieki Polska podlegała temu drugiemu uproszczającemu osądowi, z którego wyjście jest trudne, lecz możliwe – dowodzi tego przykład hiszpański akurat, „czarna legenda” Hiszpanii („Spanish Black Legend”) jest opisanym w literaturze zespołem uprzedzeń dosyć podobnych do tych jakie dotyczyły Polski, które jednak z czasem uległy osłabieniu i zapomnieniu. Podobny proces osłabiania „czarnej legendy” był widoczny w odniesieniu do Polski w ostatnich dekadach, a uzyskał on swoje apogeum mniej więcej od ok. roku 2010. Widok kraju radzącego sobie w kryzysie, z którego nie dochodziły wieści o społecznych napięciach i krzepnących populistach, prowadził szerokie zachodnie elity ku wnioskowi, że „czegoś nie doceniliśmy w Polsce”. Ta dynamika uznania była na wyrost podobnie jak wcześniej dynamika niechęci, lecz liczyła się ona jako istotny kapitał kraju, była w mojej ocenie warta ok. osiem baterii Patriotów (tyle ich mamy docelowo mieć, żeby wiarygodnie odeprzeć pierwszy rosyjski atak, drugie tyle będzie potrzebne jeżeli mamy doczekać opieszałej odpowiedzi sojuszników – lub będzie mniej potrzebne, jeżeli sojusznicy, traktując nas jako oczywistą część Zachodu, odpowiedzą natychmiastowo). PiS ten kapitał błyskawicznie rozpieprzył, co jest namacalnym faktem dla każdego kto styka się z zachodnimi elitami na poziomie politycznym czy eksperckim, a mówiąc językiem samego PiSu: zdradą interesu narodowego. W kolejnym podejściu będziemy musieli tę stratę odrobić może wolniej, lecz na silniejszych podstawach. Jednym ze zjawisk, jakie się na to złożą może być pojawienie się w najmłodszych polskich pokoleniach naszych „V.S. Naipaulów”, twórców biograficznie i kreacyjnie wplatających polskość w szeroką, globalnie rozpoznawalną mozaikę kulturową. To tego typu zjawiska (obok wielu innych: znanych w świcie muzeów i festiwali, uznanych międzynarodowo wydawców, itd.) obstawiałbym jako klucze do europejskiej przyszłości Polski – powoływanie się na to, że u nas „Neminem captivabimus” i konfederacja warszawska wyprzedziły ich zachodnie odpowiedniki, zaś Gombrowicz wielkim pisarzem był, przy całej słuszności tych tez, rokuje słabiej. Przy czym z kolei bez stabilnej europejskiej przyszłości (w jądrze Europy, jakim stanie się strefa euro) wszystkie zasługi polskiej kultury, jakbyśmy ich nie wyceniali, na niewiele się zdadzą – przyjdzie Putin i wyrówna. Nasz szanse na tej drodze oceniam jako „na dwoje babka wróżyła” – zgadzam się z wskazaniem naszych systemowych słabości przez kolegę steelmana, mówiącego o względnej słabości polskiej kultury ludowej i regionalnej, nie dostarczającej niezbędnego kontrapunktu dla dyskursu elit (to jednak odrębna dyskusja, w której nie uniknęlibyśmy refleksji nad „luką po Żydach”)

    – Natomiast mój powyższy passus dotyczący „przemykającego się młodzieńca” który to nie zada szyku tak jak „mandaryn, szejk lub oligarchówna” dotyczył – przypomnę – dyskusji o dzieciach PiSowskich notabli jako potencjalnych rozsadnikach buntu. Młodzieniec typu Kacper Kamiński, wysłany do Banku Światowego jako kompetentny ekspert bo przecież „mówi językami” (czyli włada angielskim lepiej niż PiSowska średnia) nie ma szansy tam zbudować sobie networku opartego na osobistej wiedzy, a tym bardziej na prestiżu reprezentowanego przez siebie rządu. Już na starcie będzie on na straconej pozycji wobec kolegi z Chin, o którym jego zachodni rozmówcy mogą w ciemno zakładać, iż wywodzi się z decyzyjnego rdzenia partii i przed wysłaniem na placówkę przeszedł rygorystyczną selekcję – zaś po powrocie będzie np. zarządzał prowincją wielkości Holandii. Kontakty z kimś takim są wartościowe, oznaczają zbliżenie się do decyzyjnego centrum kluczowej gospodarki i nadchodzącego politycznego hegemona globu. Kontakty z rosyjską oligarchówną czy reprezentantem którejś z petomonarchii z Półwyspu Arabskiego mają inny posmak, otacza je aura „dozwolonego ekscesu” na jaki ludzie Zachodu ze swoimi sformatowanymi karierami są często łasi: w perspektywie takich kontaktów jest oferta bezpiecznego hedonistycznego wyskoku ponad format, na bazie jakiegoś kontraktu czy stażu zorganizowanego bez limitów wydatkowych jakie mają zastosowanie w Europie. Na tym tle nasz młodzieniec będzie po prostu sympatycznym kolegą z drugoligowego kraju, o którego znajomość nie będzie zabiegał nikt poza może innymi drugoligowcami. Wielu z takich PiSowskich młodzieńców przejdzie nad tym do porządku. Jeżeli jednak młodzian okaże się kimś o umysłowości Karola Modzelewskiego – którego na myślenie kontrsystemowe nakierował staż naukowy w Rzymie – wówczas przepracuje on dojmujące poczucie drugoligowości w działania dysydenckie.

    P.S. Przepraszam, że nie zawsze będę dość prędko odpowiadać na poruszane przez koleżeństwo wątki – mój aktualny tryb zawodowy nie zawsze na to pozwala. Zresztą dyskusja chyba na tym zyskuje.

  62. @embercadero
    „W Uberze wożą nie Ukraińcy a Pakistańczycy. Wyłącznie”

    Mam tylko anecdata, ale kolega stanowczo przestrzelił tym „wyłącznie”. Jeżdżę Uberem właściwie tylko w towarzystwie kolegi z redakcji, który jest dwujęzyczny (polsko/rosyjski). To on zamawia, ja się biorę na doczepkę. W każdym razie, jemu przyjeżdżają zwykle kierowcy z bywszego Sojuza. Istotnie niekoniecznie Ukraińcy, na przykład Gruzin albo Kazach. Kolega nawiązuje rozmowę w swoim drugim (pierwszym?) języku, ja się z rzadka dołączam, kalecząc gramatykę i wymowę.

  63. @wo

    Była mowa o Uber Eats, nie o samochodach. W samochodach faktycznie dominują ludzie z sojuza

  64. @rozowyguzik

    „Ale wiesz, że nacjonalizm się stopniuje?”

    Wiem i właśnie dlatego wrzucanie PiS do jednego wora z Konfederacją uważam za meszuge. A dopowiedzenie emebercadero warto uzupełnić ładnym grepsem Dehnela: nie przyjęliśmy uchodźców, bo to migranci ekonomiczni, ale przyjęliśmy ekonomicznych, bo to nie uchodźcy.

  65. @PAK

    „Wiem i właśnie dlatego wrzucanie PiS do jednego wora z Konfederacją uważam za meszuge.”

    No ale to jest właśnie typowy no true Scotsman. To tak jakbyś mówił, że wysokofunkcjonujący autyk nie jest prawdziwym autykiem, bo prawdziwi autycy to są tylko z dolnych rejestrów spektrum.

  66. @rozowyguzik

    Nie wiem, gdzie konkretnie jesteś na spektrum, ale mógłbyś, na Potwora Spaghetti, dostrzec i ty, zanim kolejny raz zaczniesz się bawić w męczenie buły i przepisywanie książeczki „52 błędy poznawcze”, że odpowiadam na konkretny komentarz (nie twój) w konkretnym kontekście. Twierdzenie, że wyborcy Kaczyńskiego i Grzesia Brauna niczym się nie różną to jest typowe kaszkieciarstwo, udowadniające, że nie zrozumiałeś nawet notki, pod którą komentujesz.

  67. @PAK

    „że odpowiadam na konkretny komentarz (nie twój) w konkretnym kontekście”

    A;e przecież w tamtym kontekście nikt nie twierdził, że chodzi konkretnie o faszystów, natomiast Ty, nie wiedzieć czemu, najwyraźniej tak uznałeś.

    „Twierdzenie, że wyborcy Kaczyńskiego i Grzesia Brauna niczym się nie różną”

    Mam wrażenie, że dyskutujesz z jakimś chochołem.

    Patrz: zbiór A zawiera elementy x i y. x i y mają różne cechy, ale łączy ich przynależność do zbioru A. Nikt nigdzie nie pisał konkretnie o elemencie x czy elemencie y, mowa była cały czas o zbiorze A.

  68. @ rozowyguzik
    „przecież w tamtym kontekście nikt nie twierdził, że chodzi konkretnie o faszystów”

    Nie wiem, czy pisząc o białej supremacji i „zajmowaniu się” mniejszościami rasowymi (czystki etniczne?) miałeś na myśli alt-right, Ku-Klux-Klan czy samych Nazistów z Illinois, ale wrzucanie ich do jednego wora z partią, która w realu cudzoziemców bardziej wpuszcza niż prześladuje, to nadal sakramencki idiotyzm.

    „Mam wrażenie, że dyskutujesz z jakimś chochołem.”

    Ma wrażenie, że kolejny raz dyskutuję z członkiem Zakonu Szparaga. Logika matematyczna jest dla ciebie jakąś królową komunikacji. Każesz sobie wielokrotnie powtarzać rzeczy już wyjaśnione. Masz kłopoty z pojęciami abstrakcyjnymi („Tutaj nie ma definicji głupoty!”) i zauważalnie irytujesz się, kiedy spostrzegasz coś, co ci nie pasuje do wzorku. Pod koniec dyskusji religijnej nie zauważyłeś oczywistego sarkazmu (oczywistego as in „cały komentarz nie miałby sensu, gdyby to było na poważnie“). Interpretacja tekstu literackiego to dla ciebie „proste zadanie ze zbiorów“.
    Znajdź kogoś neurotypowego, kto ci przeczyta tę dyskusję i wyjaśni dlaczego teza „Polacy bardziej popierają nacjonalistów niż Ukraińcy“ to głupota. Albo przeczyta na głos i powoli samą notkę, tłumacząc te wszystkie metafory i dowcipy. Ja w życiu już wystarczająco namęczyłem się z niańczeniem zieleniny.

  69. @ steelman
    Nie bardzo mogę się zgodzić z tezą, że kultura ludowa jest u nas „słabsza” (chyba nie ma jak tego zmierzyć…) Problem polega raczej na tym, że, generalizując oczywiście, Polacy się tej nieszczęsnej kultury ludowej wstydzą. Głównie z powodu szlachecko-inteligenckich korzeni elit – aspirująca do nich klasa średnia instynktownie odcina się od swoich korzeni, próbując udowodnić tym samym swoją nowoczesność.

    @ Awal i fado
    Ciekawa historia! A żeby było jeszcze ciekawiej, tutaj też można doszukać się analogii z naszym podwórkiem. Bo przecież muzyka tradycyjna w Polsce również została „zawłaszczona” przez reżim (chociaż to nie była główna przyczyna jej odrzucenia przez wieś) i tak samo teraz jej odrodzenie następuje poprzez powrót do korzeni, tzn. bezpośredni przekaz od prawdziwych wiejskich muzykantów. Chociaż zespoły pieśni i tańca nadal mają swoich fanów.

    A tak w ogóle to mój pierwszy komentarz tutaj, więc witam wszystkich. Jestem kolejnym przykładem łosia, którego lektura tego bloga (i komentarzy!) zmieniła w lewicowca.

  70. @PAK

    „wrzucanie [nazistów] do jednego wora [z PiSem]”

    Nic takiego nie zrobiłem. To było zestawienie podobieństwa taktyk i PRu białych suprematystów w Ameryce i nacjonalistów w _Europie_, które następnie wykorzystałem jako analogię, a nie bezpośrednie porównanie, w dodatku nie wobec PiSu jako takiego, a wobec twierdzeń o PiSie.

    „Znajdź kogoś neurotypowego”

    Myślałeś może o wzięciu udziału w mistrzostwach w pasywno-agresywnych ad hominemach?

    „teza „Polacy bardziej popierają nacjonalistów niż Ukraińcy“ to głupota”

    Założenie: nacjonalizm obejmuje prawdziwych faszystów i farbowane lisy pokroju PiSu.

    Teza: w Polsce więcej osób głosuje na nacjonalistów niż na Ukrainie.

    Wskaż mi teraz, proszę Cię bardzo, jakie konkretnie obecnie partie (możesz też uwzględnić wybory prezydenckie) na Ukrainie są nacjonalistyczne w sensie ujętym powyżej i których powodzenie przebija powodzenie naszych partii nacjonalistycznych?

    Celowo nie odnoszę się do tego, co zaczęło ten konkretny wątek (czyli większej homofobii Ukraińców), bo uważam, że argument o głosowaniu na nacjonalistyczne partie nie był szczególnie trafny (niezbyt widzę bezpośrednią korelację, a problem jest dużo bardziej zniuansowany, plus dochodzi jeszcze rozkład sił, np. mniejsza liczba homofobów może na danym obszarze aktywniej i brutalniej prześladować większą liczbę osób LGBT, a na innym hejt może być łagodniejszy, za to rozłożony bardziej równomiernie). Co mnie wywołało do tablicy, to Twoja wypowiedź o kaszkietach i zrównywaniu PiSu z Hitlerem, bo nic takiego nie miało w tamtym komciu miejsca. Mam ogólne wrażenie, że specjalizujesz się w agresywnych pojazdach po konkretnych osobach, stosunkowo niewiele czasu poświęcasz samym argumentom, a kolejne ad hominemy i heheszki tylko mnie w tym utwierdzają.

  71. @ausir

    „Sorry, ale po prostu pieprzysz głupoty. Akurat pod względem bezpieczeństwa osób LGBT to w Ukrainie jest znacznie gorzej niż w Polsce (nawet jeśli nie tak źle jak w Rosji). Zobacz choćby jak wyglądają tam parady równości i kwestie bezpieczeństwa na nich. (…) No więc właśnie we Lwowie nie odbyła się jeszcze ani jedna parada równości, a festiwal LGBT 3 lata temu musiał zostać odwołany po takim oto malowniczym incydencie.”

    Sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, żeby ją kwitować „pieprzeniem głupot”. OK, czysto utylitarnie pewnie faktycznie tak jest, ale wynika to w dużej mierze ze słabości instytucji w Ukrainie, w tym policji. Ja się skupiałem bardziej na kwestii ideologiczno-kluturowej, bo taki był wątek. No i wybrałeś Lwów, który jest akurat wyjątkowy, bo chociaż samo miasto jest niezwykle nowoczesne (również kulturowo), to otoczone matecznikiem tych niezbyt licznych w kontekście całej Ukrainy nacjonalistów, a siłą rzeczy wydarzenia typu parada równości mają zasięg reakcji znacznie większy niż samo miasto.

    @PAK

    Rozowyguzik powiedział już większość tego, co sam bym powiedział. Więc tylko do jednego:

    „teza „Polacy bardziej popierają nacjonalistów niż Ukraińcy“ to głupota.”

    Dość kategorycznie wyrażony osąd, jak na jego idiotyzm. I sądząc po Twoich wcześniejszych wykwitach osadzony na 'argumencie’: „nazywanie PiS nacjonalistami to zrównywanie ich z Braunem”. Ja bym osobiście akurat ich tak bardzo nie rozróżniał (Braun jest po prostu znacznie mniej cyniczny), ale to mój osobisty pogląd, przy którym się nie upieram. Upieram się przy czym innym – nacjonalizm PiSu jest bardziej radykalny niż typowych europejskich nacjonalistów (Le Pen, AFD, PVV), oraz że w Ukrainie podobne radykalni nacjonaliści są znacznie słabsi.

    Ale to też na marginesie, bo w sumie to swoim protestem wobec klasyfikacji PiSu jako nacjonalistów „bo Braun” sam się wkopujesz – bo przez analogię w Ukrainie nacjonalistami może być tylko ichni Braun, czyli Prawyj Sektor, a Swoboda już nie. No i zonk, bo Braun dostał w ostatnich wyborach ponad 4%, a Prawyj Sektor 1,8%. A licząc uczciwie ukraińskich nacjonalistów po całości – razem ze Swobodą to 6,5%, a jak ktoś ma poczucie humoru, to doliczy jeszcze Liaszkę i będzie miał 14%. Jeżeli zaś będziesz chciał rozszerzyć ukraińskich przedstawicieli nacjonalizmu na Samompoc czy Poroszenkę, to do polskich już trzeba doliczyć PO i robi się śmiesznie.

  72. @rozowyguzik
    „specjalizujesz się w agresywnych pojazdach po konkretnych osobach, stosunkowo niewiele czasu poświęcasz samym argumentom, a kolejne ad hominemy i heheszki tylko mnie w tym utwierdzają.“

    Sorry, pierwsza nasza dyskusja polegała na tym, że wywołałeś mnie do tablicy, próbując mi najwyraźniej do skutku udowodnić, że apostazja jest moim obowiązkiem moralnym or something. Odpowiadałem piętrowymi konstrukcjami na piętrowe konstrukcje, poświęcając na to tak „niewiele czasu“, że jeden komentarz musiał pójść w dwóch częściach, (puszczając także mimo uszu twierdzenia typu „Jahwe jest bucem“) co trwało aż przyszedł gajowy i nas wygonił. Później rzuciłeś szpetnym tekstem w moją stronę, wiedząc, że nie mam możliwości odpowiedzi. Teraz jeden koleś najpierw nie zauważył w jakim kontekście użyłem pierwszy raz słowa „nacjonaliści“ i będzie mnie egzaminował z tezy, czy Polska jest bardziej zacofana i zruszczona od Ukrainy. Sam najpierw dodał głosy PiS-u i Konfederacji, a teraz mnie pyta, skąd się Braun bierze w moim rozumowaniu. Bo on, panie, ma mieszkanie we Lwowie i wie. Człowiek wyjeżdża za granicę, na swoją własność, to mu same miłe rzeczy mówią, jak wraca do Polski, to mu jakieś k… na złość na PiS głosują. Nie wiedzieć czemu. U nich jeśli jakiegoś geja na śmierć zakatują to dlatego, że policja, panie, za słaba. Nie będę dyskutował z retoryką typu „farbowane lisy“ bo to jest poziom Protokołów Mędrców Syjonu. „Ad hominemy i heheszki“, które z takim uporem wycinasz na rzec wzorków typu „to nie było porównanie tylko analogia, i nie do x, tylko do twierdzeń o x, na którą musiałem wywalić cały akapit, aby Duch Logiki w mojej głowie zaznał spokoju“ nie są ornamentem, tylko wskazówką, której właściwa interpretacja (być może z zewnętrzną pomocą) doprowadzi cię do paru wniosków: Polska nie jest Ukrainą, największym problemem Ukrainy nie są nacjonaliści, ludzie w Polsce nie głosują na PiS, dlatego, że to „nacjonaliści“. Twój sposób dyskusji jest zaś męczący, denerwujący i zważywszy na to, co przypomniałem najpierw, po prostu zakłamany.

  73. @PAK

    Koleś, w kwestii Ukrainy Ty już nawet nie jesteś na poziomie „nie znam się, ale się wypowiem”, Ty jesteś na poziomie „nie zajrzę nawet do Wikipedii, ale się wypowiem”.

    To jeszcze szybki pakiet sprostowań Twoich bzdur:

    „Sam najpierw dodał głosy PiS-u i Konfederacji” – wszystko można dodawać do wszystkiego, zależy w jakim celu. W celu zsumowania głosów na nacjonalistyczne ugrupowania (plus jeszcze Kukiz) na przykład. Można też dosumować jeszcze KE, Wiosnę i LR, żeby podać liczbę wszystkich głosów ważnych. I zawsze może znajdzie się głupek, który uzna, że każde sumowanie = homogenizowanie, i wyciągnie wniosek, że Kukiz i Razem to to samo, olaboga, jaki kontrowersyjny pogląd!

    „Polska nie jest Ukrainą” – eureka, geniuszu

    „największym problemem Ukrainy nie są nacjonaliści” – dokładnie, nie są. Są natomiast największym problemem Polski.

    „ludzie w Polsce nie głosują na PiS, dlatego, że to „nacjonaliści“” – bardzo zabawne jest, że najtęższe głowy politologiczne kłócą się dziś, czemu ludzie głosują na PiS, a Ty to najwyraźniej już wiesz, mało tego – wiesz przy okazji, że w Ukrainie dla odmiany dokładnie każdy głosujący na odpowiednio szeroko przez Ciebie zdefiniowany pakiet partii nacjonalistycznych (hipotetycznie, bo przecież Ty pojęcia nie masz o ukraińskiej polityce i nie wiesz nawet, z czego pakietować) robi to tylko i wyłącznie z powodów nacjonalistycznych.

    W sumie, widząc jak ogólnie działa Twój umysł, nie dziwię się, że jesteś katolikiem 🙂 (a co, jak też umiem adhominemować)

  74. @ midnight _rambler

    ” wiesz przy okazji, że w Ukrainie dla odmiany dokładnie każdy głosujący na odpowiednio szeroko przez Ciebie zdefiniowany pakiet partii nacjonalistycznych (hipotetycznie, bo przecież Ty pojęcia nie masz o ukraińskiej polityce i nie wiesz nawet, z czego pakietować) robi to tylko i wyłącznie z powodów nacjonalistycznych.”

    Pokaż mi palcem fragment, w którym twierdzę coś podobnego. Go ahead.

  75. @PAK

    Nie rżnij głupa – wyraźnie napisałem, i pokazałem na liczbach, że po prostu tylko w ten sposób jesteś w stanie obronić tezę, że w Ukrainie więcej ludzi głosuje na nacjonalistów niż w Polsce – stawiając założenia, które działają tylko w Ukrainie (wolno mieć więcej niż jedną nacjonalistyczną partię / nacjonalizm się stopniuje pozostając nacjonalizmem / elektorat głosujący na nacjonalistów jest z automatu nacjonalistyczny), ale w Polsce już zupełnie, ale to zupełnie nie.

  76. @ midnight_rambler

    Liczbę kilkanaście procent podałeś ty sam. Konfederacja z Kukizem dostała w sumie 8,24%. Możesz się dalej boksować z rzeczywistością, ale konsekwentnie musiałoby cię to np. doprowadzić do wniosku, że Polska jest państwem wyznaniowym, bo w drugiej turze prezydenckich katolicyzm dostał 100% głosów.

  77. @PAK

    Człowieku, co Ty bredzisz? Jakie kilkanaście procent? I czego uciekasz w głupkowate nonsequitury?

    Odzywasz się w temacie, nie podając żadnych konkretów, nie mając, jak widać, pojęcia o politycznej strukturze Ukrainy, nie podajesz żadnych danych ani śladowych argumentów, tylko heheszki o nacjonalizmie PiSu i obelgi, prowadzące Cię do radosnej konkluzji, że Ukraińcy są bardziej nacjonalistyczni niż Polacy.

    Jeszcze raz – jeżeli w Polsce PiSu nie wolno nazwać nacjonalistami, bo Braun jest bardziej, to w Ukrainie nacjonaliści to Prawyj Sektor (1,8%), wszyscy inni są mniej. Moje „kilkanascie procent” było częścią prześmiewczej analizy, w której do nacjonalistów ukraińskich dodałem Liaszkę (który jest kimś w rodzaju Leppera) i kpiłem dalej, że możesz dodać Poroszenkę czy Tymoszenko, będzie jeszcze więcej.

    Prawda jest taka, że nie masz pojęcia o temacie i nawet nie silisz się na argumenty, klasyfikujesz polskich nacjonalistów jak chcesz, o ukraińskich nie piszesz nic (bo nie masz o nich pojęcia), poza ogólnie strasznie silnym przekonaniem, że jest ich jakoś strasznie mnóstwo, no bo musi jakoś wyjść, że dowolnie uargumentowane i udokumentowane przekonanie przeciwne to „głupota”, żebyś nie stracił swojego znakomitego samopoczucia heheszkującego radykalnego ignoranta.

  78. @midnight_rambler

    „Jakie kilkanaście procent? (…) Moje „kilkanascie procent” było częścią prześmiewczej analizy, w której do nacjonalistów ukraińskich dodałem Liaszkę (który jest kimś w rodzaju Leppera) i kpiłem dalej, że możesz dodać Poroszenkę czy Tymoszenko, będzie jeszcze więcej.“

    W tym momencie zmieniasz zeznania. „Kilkanaście procent“ pojawiło się w komentarzu z 17 czerwca, 14:26 bez śladu prześmiewczości, Poroszenko zjawił się dopiero trzy dni później. Z całym szacunkiem, pokazałeś już logikę „Ukraińcy są bardziej tolerancyjni, tylko ich policja gorzej pilnuje“. Nadto, jesteś anonimem, uwierzenie ci na słowo w cokolwiek jest grzecznością z mojej strony.

    „I czego uciekasz w głupkowate nonsequitury?“

    Jeżeli partię, która odwołuje się do elementów nacjonalistycznych wolno nazwać bez wątpliwości „nacjonalistyczną“, to tym bardziej polityka będącego katolikiem można nazwać na takiej samej zasadzie katolickim. Rozbrój ten „non sequitur“, to pogadamy.

    „klasyfikujesz polskich nacjonalistów jak chcesz“

    Tzn, zgodnie z rzeczywistością, nie uprzedzeniami? Na tym polega twoim zdaniem subiektywizm?

    „o ukraińskich nie piszesz nic (bo nie masz o nich pojęcia)“

    Po tym, co widziałem, to zdecydowanie nawet nie chcę mieć, jeżeli tak wygląda ukraińskie „umiarkowanie“.

  79. Wszystko wskazuje na to, że wobec zbliżającego się podziału opozycji na PO i nie-PO, wyborca liberalny nie będzie miał w tych wyborach innego wyjścia jak głosować (zaciskając zęby/ zamykając oczy/ zatykając nos…) na koalicję lewicową. Tylko tak zapewni jej przejście efektywnego progu w kluczowych okręgach [1] i zatem wspólne osiągnięcie przez opozycję większości parlamentarnej. Drodzy liberałowie i centroprawicowcy, to nie czas na głosowanie za niższymi podatkami i kompromisem aborcyjnym. D’Hondt you dare! Nie możecie sobie pozwalać na luksus głosowania zgodnie ze swoimi poglądami, gdy trzeba powstrzymać PiS! Zacznijcie się już zapoznawać z politykami Partii Razem, przy których najłatwiej będzie Wam postawić krzyżyk na lewicowej liście. Zapraszamy i czekamy na Was!

    [1] [wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,24920618,odczepcie-sie-od-d-hondta-nasza-ordynacja-jest.html]

  80. Wyborca liberalny niestety nie ma innego wyboru jak głosować na Razem (i, być może, jeśli jest desperacko antyrazemowy – na Biedronia). A nie ma, gdyż wyborca liberalny może sobie cenić niskie podatki i wyzysk człowieka przez czlowieka (o ile, oczywiście, wyzyskującym jest on), ale jednak wyżej powinien sobie cenić niezamienianie Polski w Saharę, czy inszą Azję Południowo-Wschodnią.

    A niestety, zasadniczo program tak PiS, jak i PO, opiera się na podkręcaniu temperatur w Polsce :/

  81. Z tym bonapartyzmem za III Republiki to było nieco bardziej skomplikowane. Istnieje dość powszechne przekonanie, że Napoleon III miał szanse na powrót do Francji niedługo po końcu wojny francusko-pruskiej, gdyby się nie pochorował, bo III Republika dość boleśnie zawiodła nadzieje właściwie wszystkich grup społecznych. II Cesarstwo pod koniec swego istnienia miało realne bardzo wysokie notowania – wzrost gospodarczy plus ogromna liberalizacja w latach ’60 dawała mu bardzo szeroką legitymizację władzy. Oczywiście, miało radykalnych wrogów – ale każda władza ich ma. Niemniej gdyby nie Sedan, właściwie nie miało szans upaść. A do decydującej roli Sedanu też przyczyniło się kilka spraw, w tym umiejętnie wykorzystanych przez radykalnych republikanów (jak sprawa Victora Noira, zakłamywana do dziś; niewykryte afery szpiegowskie itp.).

    Na dodatek III Republika była tworem mało przyjemnym. To wtedy np. na powrót podniesiono wymiar dnia pracy („Germinal” niby dzieje się za cesarstwa, ale tak naprawdę oddaje realia momentu swojego powstania). A przypisywanie III Republice wzrostu gospodarczego jest trochę jak przypisywanie PRL elektryfikacji wsi, a PiS całej masy osiągnięć, które rozpoczęły poprzednie rządy. Gdyby nie wzrost gospodarczy i niewiarygodnie nowoczesna, innowacyjna gospodarka za II Cesarstwa, III Republika – zwłaszcza po kontrybucji wypłaconej Prusom – ledwie by dychała. Przyszła na gotowe, a na dodatek to w jej czasach wzrósł nacjonalizm i doszła do głosu skrajna prawica.

    I tu pojawia się dramat bonapartyzmu – wszyscy przedstawiciele rodów wcześniej panujących we Francji zostali z niej wygnani, toteż rodzina zasadniczo siedziała za granicą. Dalsi krewni, którzy pozostali we Francji, angażowali się w politykę lokalną, zazwyczaj na pozycjach centrowych. „Czerwony” Bonaparte, czyli Jerome Napoleon, został zmarginalizowany, a po śmierci Napoleona IV nastąpił kryzys w kwestii sukcesji. To wszystko wykorzystali prawicowi działacze we Francji, którzy przywłaszczyli sobie tradycję napoleońską – do niedawna będącą symbolem postępu, liberalizmu i nowoczesnej Europy! Symbolem nie tylko we Francji, ale nawet w Anglii, choć czynniki oficjalne, w tym oficjalnie pisana historia, usiłowały to blokować.

    Oczywiście, II Cesarstwo miało też swoje wady – głównie niezbyt umiejętną politykę międzynarodową i zbytnie uleganie kościołowi. (Choć i tak na tle reszty Europy było tu bardzo liberalnie, a Napoleon III miał problem dość podobny jak nasza opozycja dziś: niby laicyzujące się społeczeństwo, ale zarazem duże przywiązanie niższych klas społecznych do instytucji kościoła; plus miał bardzo postępową jak na ówczesną katoliczkę, ale jednak przede wszystkim bardzo katolicką żonę). Ale i tak było najnowocześniejszym i najliberalniejszym państwem ówczesnej Europy. III Republika pod żadnym względem – oprócz samego ustroju – nie była nowocześniejsza. A bardzo mocny wzrost nacjonalizmu po 1870 przyprawia jej niepiękną gębę.

  82. @Agnieszka Fulińska
    „Z tym bonapartyzmem za III Republiki to było nieco bardziej skomplikowane. Istnieje dość powszechne przekonanie, że Napoleon III miał szanse na powrót do Francji niedługo po końcu wojny francusko-pruskiej, gdyby się nie pochorował,”

    Dziękuję za tę uwagę – wszystko jest bardziej skomplikowane od dowolnego tekstu, tzn. dowolny tekst można napisać dłużej, dodając więcej szczegółów. W 1878 (ta chwila nas interesuje w tym kontekście) jednak było już po prostu po wszystkim.

    Dodając dokomplikowywanie można zauważyć, że gaullizm – przynajmniej do odpadnięcia „lewicy gaullistowskiej” ok. 1970 – można uważać za reinkarnację bonapartyzmu w XX wieku. Zarzucali to generałowi zwłaszcza jego polityczni nieprzyjaciele.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.