Tarcza antypracownicza

Z wszystkich kłamstw reżimu żadne nie wkurza mnie tak jak zapewnienia, że tarcze antykryzysowe mają poparcie związków zawodowych. Którego konkretnie?

Na pewno nie jest to NSZZ „Solidarność”. Wielu ludzi milcząco zakłada, że skoro Duda głosuje na Dudę, to oznacza jakieś hurtowe poparcie związku dla Morawieckiego.

Nic mi o tym nie wiadomo. A jako dziennikarz lubię takie tezy rozstrzygać riserczem antyziemkiewiczowskim, czyli sprawdzeniem dokumentów źródłowych.

Na obrazku mamy fragment opinii NSZZ „S” o projekcie tzw. „tarczy 4”. Nie jestem pewien, czy jest czytelny po przeskalowaniu – oryginał jest na stronie Sejmu jako PDF. Tak jak to zrobiłem w ostatnim „Piąteczku”, przytoczę fragmenty.

Zaczyna się od „Prezydium Komisji Krajowej NSZZ wyraża stanowczy protest…” i potem leci tak: „Propozycja ta jest całkowicie nie do zaakceptowania”, „Niedopuszczalne jest, aby…”, „Szczególnie rażący jest fakt…”, „Prezydium domaga się uchylenia…”. Podpisano: Piotr Duda – przewodniczący, Ewa Zydorek – sekretarz.

W przypadku „tarczy 3” było blisko demonstracji antyrządowej, ale wtedy PiS się wycofał z najbardziej szokujących zapisów. Co do „tarczy 4”, na razie się nie wycofuje.

Może się wycofa? Oby. Ale nawet gdyby tak było, to uporczywe umieszczanie wrzutek odbierających kolejne prawa pracownicze wydaje się rozpoznawaniem bojem. Jakby Morawiecki liczył na to, że „może nie zauważą i tym razem się uda”.

W swoim lewackim serduszku interpretuję to tak, ze dla rządu Morawieckiego pandemia jest tym, czym dla rządu Tuska był kryzys finansowy z 2007. Okazją do przeforsowania rozwiązań, za sprawą których bogaci staną się bogatsi, a cała reszta zbiednieje.

Wygląda na to, że PiS już się wycofał z deklaracji sprzed 5 lat, że „wystarczy nie kraść, a na wszystko wystarczy”. Teraz już ciagle słyszymy, że na takie czy siakie rozwiązania socjalne brakuje pieniędzy – a z projektu „Tarczy 4” wreszcie się dowiedzieliśmy, kto za to wszystko zapłaci. Otóż będą to pracownicy sfery budżetowej.

Dwa miliardy rocznie dla TVPiS oczywiście się znajdą. Pieniądze na dworki Glapińskiego też. Pieniądze na kupienie przyłbic z kolosalną marżą od żony instruktora narciarskiego pana ministra, która sama je kupiła od handlarza oscypków, podobnie jak pieniądze na przepłacone respiratory od kolegi pana ministra, itd.

No na coś w końcu jednak musiało zabraknąć. Traf chciał, że zabraknie na pensje dla około miliona pracowników budżetówki. To oni mają ponosić wyrzeczenia, bo przecież nie bracia Sz. i zaprzyjaźnieni z nimi biznesmeni.

I nie róbcie sobie złudzeń, że „tarcze” przynoszą rozwiązania tymczasowe. Wyrzeczenia, które nam zafundował Tusk 12 lat temu, też w większości zostały na stałe.

Na pytanie „co ja bym zrobił na miejscu rządu”, odpowiem po pierwsze odsyłając do kontrpropozycji przedstawionych przez różne związki zawodowe (nie tylko „Solidarność”). Po drugie, w skrócie: stawiałbym na większą podmiotowość pracowników.

Część może chcieć gwarancji stabilności w zamian za mniejsze wypłaty. Część wolałaby stracić pracę, zgarnąć odprawę i poszukać szczęścia gdzie indziej.

Obecne „tarcze” nie dają ani jednego, ani drugiego. A już cięcia w budżetówce uważam za skandaliczny absurd.

Przecież pandemia przyniosła urzędom więcej spraw do załatwienia, służbie zdrowia więcej pacjentów, edukacji więcej problemów itd. Ostatnie czego teraz potrzebujemy, to wkurzeni i zdemotywowani urzędnicy, nauczyciele, pielęgniarze itd.

Oszczędności w sferze budżetowej trzeba szukać gdzie indziej. Np. w tych dwóch miliardach rocznie, które podarował TVPiS swym hojnym długopisem nasz kochany pan narciarz, w zamian za chwilową iluzję „siły, sprawczości i machtu”.

Starcza na telewizję? To powinno wystarczyć też na podwyżki dla budżetówki.

Nie wykluczam, że gdyby samodzielnie rządziła Platforma, forsowałaby jeszcze bardziej antypracownicze ustawy. Duch prof. prof. Rzońcy i Balcerowicza wiecznie żywy.

Nie ma jednak nawet cienia takiej możliwości. Jedyny w miarę realistyczny scenariusz na odsunięcie od władzy PiS to szeroka koalicja Antypisu: PO-Lewica-PSL.

Jak pokazała niedawna „poprawka antyprezesowska”, Razem jest w stanie narzucać rozwiązania programowe Lewicy. Duchy profesorów Rz. i B. siedziałyby więc w krypcie, gdzie ich miejsce.

Oby przed wyborami dotarło to do zmuszanych do wyrzeczeń pracowników wszelkich branż.

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

157 komentarzy

  1. Demonstracja Solidarności przeciwko tarczy to byłby mocny cios w wizerunek partii i rzadu. Pewnie jakoś się dogadają. Potem przewodniczący poczuje się oszukany i rozłoży ręce.

  2. @bantus
    Niekoniecznie się dogadają. Nie bez przyczyny z tych wszystkich środków antycovidowych niezbyt zamierzają znosić ten o 30 tysiach kary za protest.

  3. @WO

    KO: „kupiła za 52.582” – kupiła za tę kwotę plus za kwotę 70.110 (były dwie faktury). Wciąż zarobiła z imponującym przebiciem.

    „Jak pokazała niedawna „poprawka antyprezesowska”, Razem jest w stanie narzucać rozwiązania programowe Lewicy.”

    Jak zawsze kiedy w dyskusji pojawiał się fascynujący temat kalkulatora podatkowego Razem, powtórzę: Razem jeszcze długo nikomu nie podniesie podatków. Rolą Razem w najbliższych latach jest próbować ograniczać cięcia świadczeń i wynagrodzeń.

  4. KO – „zarobki dworek Glapińskiego”.

    Ponadto, stanowisko Solidarności można znaleźć na stronie Tygodnika Solidarność (Tarcza 4.0 skomentowana nieco łagodniej niż poprzednia, ale większość zarzutów Gospodarza zostało wyrażonych i tam).

  5. Ten cały temat tych różnych tarcz pokazuje niestety jak bardzo cieńcy jesteśmy jako państwo tak ogólnie. Te kolejne iteracje ustaw, żenujące z punktu widzenia programistycznego formularze, definicje w każdym przypadku inne, konkurencja pomiędzy instytucjami pokazują nolens volens działający w tle mechanizm, a mianowicie że gdzieś z wyżyn idzie impuls decyzyjny który spływa w dół nie napotykając po drodze przeszkody w formie niezależnej oceny, korekty, poprawki czy ogólnego dostosowania do użytku. To tak jak ze starym żartem o różnicy w szerokościach torów kolejowych, jak zapytali się cara czy tory mają być szersze odpowiedział „a na c*** szersze” i tak zostało (przypominam że różnica to ok 8-9 cm). Mówię to akurat nie tyle pod kątem etapu parlamentarnego i konsultacji społecznych co już praktycznych efektów na dole, podejrzewam że wcześniej nie jest szczególnie radośniej.

  6. „Jedyny w miarę realistyczny scenariusz na odsunięcie od władzy PiS to szeroka koalicja Antypisu: PO-Lewica-PSL.”

    Sprawdzić czy nie naspidowany poseł Nitras i jego „jak już będziemy rządzić z konfederacją…”

  7. @embercadero
    Pewnie by tak wolał – ale taka koalicja nie ma realistycznej szansy na większość.

  8. @wo

    obyś miał rację. Na szczęście wiem że spora (aczkolwiek nadal mniejszościowa) część platformy też by się na to nie zgodziła

  9. „Nie ma jednak nawet cienia takiej możliwości. Jedyny w miarę realistyczny scenariusz na odsunięcie od władzy PiS to szeroka koalicja Antypisu: PO-Lewica-PSL.
    Jak pokazała niedawna „poprawka antyprezesowska”, Razem jest w stanie narzucać rozwiązania programowe Lewicy. Duchy profesorów Rz. i B. siedziałyby więc w krypcie, gdzie ich miejsce.”
    Lewica narzuciła te rozwiązania Platformie?

  10. KO: W Polsce nie ma służby zdrowia, jest co najwyżej jakiś zdychający system ochrony zdrowia. I większość medyków, zwłaszcza młodego pokolenia bardzo nie lubi tego określenia.
    Na więcej Pacjentów dopiero czekamy (na razie było ich paradoksalnie mniej), ale nie wygląda to dobrze. Środowisko trochę liczy, że różne pomysły wprowadzenia poddańczości (np. ograniczenie do jednego miejsca pracy) jeszcze bardziej obnaży niedobory kadrowe i w końcu obecny system w końcu zdechnie…

  11. @amplat
    „Lewica narzuciła te rozwiązania Platformie?”

    To pytanie jest tak niemądre, że jeśli się Pan chwilkę zastanowi, na pewno sam sobie Pan odpowie. Proponuję np. jeszcze raz przeczytać co napisałem?

  12. Korekta obywatelska:

    „wydaje się rozpoznawniem” – rozpoznawaniem
    „Pieniądze na zarobki dworek Glapińskiego” – chyba miało być bez „zarobki”?
    „Nie wykluczam, gdyb samodzielnie” – „że gdyby”?
    „dotarło to zmuszanych” – „do zmuszanych”
    (dzięki za notkę, peace out!)

  13. „Pieniądze na zarobki dworek Glapińskiego” – chyba miało być bez „zarobki”?
    Obstawiam, że miało być „na zarobki dwórek G.” (wg wiki dwórka – dama dworu, panna dworska)

  14. @wo
    „tarcza antypracownicza”

    Wszystkie działania rządu są obliczone na powstrzymanie bezrobocia. Dlatego przedsiębiorcy dostają dokładnie tyle, żeby nie opłacało im się zamknąć działalności i zarejestrować w UP. Większe firmy dostają pomoc pod warunkiem wstrzymaniem zwolnień. Ty masz z kolei nie próbować szczęścia, bo to wygląda jak bezrobocie w statystyce.

    @Dude Yamaha
    „Ten cały temat tych różnych tarcz pokazuje niestety jak bardzo cieńcy jesteśmy jako państwo tak ogólnie. Te kolejne iteracje ustaw, żenujące z punktu widzenia programistycznego formularze”

    W ogóle się z tym nie zgadzam. Formularze dofinansowania ZUS-u i mikropożyczki były przejrzyste i dobrze opisane. Brzydkie, ale załatwiłem wszystko bez wychodzenia z domu, bez dzwonienia, bez googlania nawet.

  15. @tymczasowe
    „Dlatego przedsiębiorcy dostają dokładnie tyle, żeby nie opłacało im się zamknąć działalności i zarejestrować w UP.”

    Czyli obcięcie wynagrodzeń pracowników bez pytania ich o zdanie. To tak jakby o tym jest ta notka, o ile dobrze się orientuję.

    „Formularze dofinansowania ZUS-u i mikropożyczki były przejrzyste i dobrze opisane.”

    Tylko jakimś cudem urzędy pracy sprawdzają wszystkie wnioski ręcznie, bo ludzie wpisywali w polach formularza co im się podobało i to przechodziło. Opisanie nie wystarczy, konieczne jest sprawdzenie, czy to co użytkownik wpisał odpowiada temu, co w polu powinno być. A tego najwyraźniej zabrakło, więc formularze są do bani.

    Swoją drogą, w związku z koniecznością sprawdzania wniosków, wypłata mikropożyczki zajmuje UP w Gdyni ponad miesiąc, przynajmniej dla wniosków złożonych pod koniec kwietnia.

    @wo
    „poprawka antyprezesowska”

    Co to właściwie było, bo mi coś chyba umknęło.

  16. @tymczasowe

    „W ogóle się z tym nie zgadzam. Formularze dofinansowania ZUS-u i mikropożyczki były przejrzyste i dobrze opisane. Brzydkie, ale załatwiłem wszystko bez wychodzenia z domu, bez dzwonienia, bez googlania nawet.”

    Rozumiem że kolega widział i używał „późnych” wersji formularzy, z końca kwietnia albo nawet z maja? Wtedy zgoda. Te obecne są jasne i proste. Ale pierwotna wersja formularza o pożyczkę z UP była tak wewnętrznie niespójna i niejasna że praktycznie niemożliwa do wypełnienia bezbłędnie (stąd odrzucenie 464 na 464 wniosków we Wrocławiu). A te zusowskie też były dużo bardziej skomplikowane niż teraz (choć przy zus-fu niezbędnym po iluś tam latach „mania firmy” dało się je wypełnić za pierwszym razem).

  17. Ale tak już abstrahując od formularzy dla obywatela tragikomedią jest że i tak dane z nawet najlepszego i najbardziej bezbłędnego formularza są w Urzędzie Pracy przepisywane na piechotę do innego systemu. Wszystkie kilkaset tysiecy wniosków. To jak ma to nie trwać.

  18. Czy ktoś z piszących tutaj, kto aplikował, może nas oświecić czy w tych formularzach wpisuje się nowe informacje, czy też takie które gdzieś już są złożone (US, GUS)? Bo z tego co kojarzę, w UK odbywa się to „na PESEL”, właśnie dlatego że te dane już gdzieś są.

  19. @maciek608
    „Czy ktoś z piszących tutaj, kto aplikował, może nas oświecić czy w tych formularzach wpisuje się nowe informacje, czy też takie które gdzieś już są złożone (US, GUS)? Bo z tego co kojarzę, w UK odbywa się to „na PESEL”, właśnie dlatego że te dane już gdzieś są.”

    U nas te wszystkie dane też gdzie są, ale tak czy inaczej wymagamy uzupełnienia ich wszystkich w każdym oddzielnym formularzu.

    Ma to kilka bezsprzecznych zalet:
    – a nuż się petent pomyli to można bez stresu odrzucić wniosek
    – przećwiczy się petenta w trudnej sztuce aplikowania do urzędu, żeby nie myślał że to takie proste
    – zgromadzi się stosowny stosik papierków żeby ewentualna zgoda była dobrze ugruntowana

  20. @maciek

    W pierwszych wersjach formularzy nie wypełniało się samo nic, nawet imię i nazwisko. W tych „późnych” wczytywane są wszystkie dane o jakich wie twój profil zaufany – czyli de facto niewiele więcej niż imię i nazwisko. Jakiś NIP itp. No ale przynajmniej nie rąbniesz sie w peslu. Części danych, np przychodu, nikt póki co od ciebie nie zbiera i nie ma, więc trzeba wpisać z ręki. Ale w sumie nie to było najwiekszym problemem. Tam na początku była jakaś niesamowita plątanina czekboksów do odpowiedzi tak/nie i opisy do nich były tak bezładne i nielogiczne że sam król salomon by nie podołał. Potem po entej nowelizacji większości się jakoś pozbyli. Poza tym wymagane było niewątpliwe standardowe formularz-fu typu: skoro pytają o PKD to pytają o ten z którego masz najwięcej kasy a nie o główny, jeśli pytają o rodzaj to jesteś mikroprzedsiębiorca – połowa zatrudnionych widząc to pole zaznacza „inny”. Itp itd.

  21. @tymczasowekontonagazecie
    Przecież to jest to samo co napisałem, ale innymi słowami. To polemika czy co właściwie?

  22. @embercadero
    Dziękuję za wyjaśnienie.
    Właściwie sformułowanie „art.15zzzzzo” mówi wszystko o tym jak może wyglądać w szczegółach ten program. A w „Piąteczku” była mowa o sześciu „z”. A jest pięć. I już nieprawda.

  23. @embercardero
    Przychód na dobrą sprawę też jest z JPK VAT, tak to PFR liczy.

  24. @Dude

    No nie bo nie każdy płaci VAT i nie od wszystkiego. Także z JPK mają tylko wycinek całości i dlatego chcą w MF budować obligatoryjną hurtownię do faktur.

  25. No tak, ale dla tych dla których jest to mogłoby zaciągać te dane (oczywiście teoretycznie).

  26. @mikropożyczka
    Wypełniłem formularz dla hecy, bo Andrzej D. powiedział, że to on pamaga mikroprzedsiębiorcom, więc postanowiłem wziąć, skoro on daje, a nie państwo. Nie będę chłopu przykrości robił.

    Więc tak. Formularz był, z tego co pamiętam (wypełniałem 27 kwietnia), dosyć prosty. Nie wiadomo po jaką cholerę trzeba było wstawić doń PDFa z umową, którą trzeba było wcześniej ściągnąć ze strony prowadzącej do formularza. Trochę niejasna była kwestia załączników, bo formularz jedno, a instrukcja drugie. Generalnie, jeśli trzeba pisać instrukcję do wypełniania formularza to znaczy, że formularz jest mocno taki sobie. Przeszedł za pierwszym razem, więc nie wiem jak tam im działała walidacja pól, ale UP się na czacie skarżyło, że „łomatko, formularz przepuszcza bzdury i musimy wszystko ręcznie sprawdzać, więc trzeba czekać”. Jedyna innowacja jaka się pojawiła w połowie maja to informacja na stronie UP, z którego dnia wnioski właśnie rozpatrują.

    Co ciekawe, 1 czerwca kasę przysłali. Ale żandego maila, telefonu, nic. Nie wiem nawet kiedy dyrektor UP umowę podpisał, a od tego zależy kiedy mogę wystąpić o umożenie pożyczki. Co prawda w regulaminie jest, że mają na wypłatę 2 dni licząc od dnia podpisania umowy, ale ja im tam za bardzo nie wierzę.

  27. @maciek608
    „Czy ktoś z piszących tutaj, kto aplikował, może nas oświecić czy w tych formularzach wpisuje się nowe informacje, czy też takie które gdzieś już są złożone (US, GUS)?”

    W PUE ZUS wszystkie dane identyfikacje miałem już wypełnione. W UP coś dopisywałem, ale nie było to bardziej uciążliwe niż zamówienie w sklepie internetowym.

    Nie mam żadnego specjalnego ZUS-fu, ani wielkiego doświadczenia w załatwianiu urzędowych spraw, bo zazwyczaj wszystko za mnie księgowa robi, a pożyczkę i zwolnienie dostałem łatwo, szybko i zdalnie. Raczej byłem pod wrażeniem organizacji. Teraz nawet w ZUS widzę tabelkę dla tarczy antykryzysowej z info, o jakie zwolnienia złożyłem wniosek, a które już dostałem. PUE jest nadal brzydkie, ale w tej chwili lepsze niż na przykład pulpit mBanku.

    No, a że dalej ktoś to gdzieś przepisuje ręcznie, to już możliwe. Nie wiem, nie widziałem.

    @wo
    Tak, taka lekka polemika, że jednak chodzi o stabilność zatrudnienia. Konkretnie o stabilność wskaźnika bezrobocia. I kolejne tarcze imho dość konsekwentnie ten cel realizują.

    @embercadero
    „Rozumiem że kolega widział i używał „późnych” wersji formularzy, z końca kwietnia albo nawet z maja? Wtedy zgoda. Te obecne są jasne i proste.”

    O pożyczkę, tak, występowałem dopiero gdzieś w maju. Natomiast ZUS-u formularz widziałem dość wcześnie. Nie w tej wersji, gdzie trzeba było załącznik dodawać samodzielnie, ale zaraz po po niej.

    To tak jak gospodarz pisze o Apple. Nie kupuje się pierwszej wersji.

  28. @tymczasowe
    „To tak jak gospodarz pisze o Apple. Nie kupuje się pierwszej wersji.”

    To jest chyba najgłupszy komentarz jaki tu ostatnio przeczytałem. Choć pewnie Mateusz M. by się pod nim podpisał, bo on by chciał, żeby państwo było korporacją.

  29. @tymczasowekontonagazecie
    „Tak, taka lekka polemika, że jednak chodzi o stabilność zatrudnienia. Konkretnie o stabilność wskaźnika bezrobocia. I kolejne tarcze imho dość konsekwentnie ten cel realizują.”

    Kosztem krzywdy pracowników.

    „To tak jak gospodarz pisze o Apple. Nie kupuje się pierwszej wersji.”

    Czyli że ty też ich uważasz za wredną, wyzyskującą korporację?

  30. @bartolpartol
    „To jest chyba najgłupszy komentarz jaki tu ostatnio przeczytałem.”

    Chyba się odzwyczaiłem od komentowania w Internecie, bo zamiast ciętej riposty przyszło mi do głowy, że to bardzo nieuprzejma uwaga.

    @wo
    „Czyli że ty też ich uważasz za wredną, wyzyskującą korporację?”

    ZUS? No ba. Ale też wszystkie biurokracje mają ze sobą wiele wspólnego. Te systemy są zbyt złożone, żeby użytkownicy nie dostali bety do ręki.

    Ogólnie, nie rozumiem narzekań na informatyzację Polski. Od dziesięciu lat rozliczam PIT przez Internet, firmę założyłem przez Internet, ostatnio nawet receptę pobrałem z pacjent.gov.pl. I wszystko działa pod Linuksem! Nawet ten koszmarek od Adobe, którego używali do rozliczania PIT-ów na początku, działał. Nie jesteśmy Estonią, ale naprawdę nieźle sobie radzimy.

  31. @tymczasowekonto
    „Chyba się odzwyczaiłem od komentowania w Internecie, bo zamiast ciętej riposty przyszło mi do głowy, że to bardzo nieuprzejma uwaga.”

    To było rzeczywiście niemiłe, ale ze strony kolegi z kolei faktycznie niezbyt madre jest porównywanie państwa do korporacji. Proszę tego nie robić.

  32. tymczasowekontonagazecie ma rację – to wszystko działa w miarę sprawnie. Ktoś, kto narzeka na to, że jakiś formularz jest trudny do zrozumienia, albo że później ktoś, gdzieś coś ręczenie wprowadza chyba nie zbyt pamięta, jak szybko to zostało wdrożone. Takie rzeczy po prostu trudno zrobić szybko (inna sprawa, że jakby robiono to wolno nie byłoby wiele lepiej).

    Inną sprawą jest – a o tym, rozumiem, jest notka – czy dane działania (naprawdę raczej sprawne) są sensowne. I tutaj zgadzam się całkowicie z WO, że to, co jest realizowane jest złe. I że, na pewno tracą biedni, a tracą bogaci.

    W IT ta cała tarcza to jak prezent od św. Mikołaja. 5k dla każdego. ZUS anulowany (ok. trzeba zarabiać poniżej 15k, ale niektórzy tyle zarabiają, a jak ktoś zarabia więcej, to zawsze mógł – powiedzmy w maju – wziąć urlop – żeby przez chwilę zarabiać mniej).

    A tymczasem – z tego co rozumiem – „barista” na umowie zlecenie na żadną pomoc liczyć nie może.

  33. Co do tego czy idzie nam sprawnie i dobrze to… pewnie dlatego mamy Tarczę 4.0, a o kolejnych planach i zmianach dowiadujemy się czasami z dnia na dzień.

  34. @bliobi
    „W IT ta cała tarcza to jak prezent od św. Mikołaja.”

    Mam wielu znajomych dziennikarzy na działalności. Dla nich to faktycznie jak św. Mikołaj albo małżeństwa homoseksualne dla kandydatowej Hołowniowej. Znam ludzi, którzy złożyli wniosek (i niektórzy rzeczywiście chwalą szybkość procesu składania). Nie znam mikroprzedsiębiorcy, który już dostał przelew. A wy? I ile ten ktoś czekał?

  35. @wo
    „niezbyt madre jest porównywanie państwa do korporacji”

    Państwo nie ma żadnych innych narzędzi do tworzenia formularzy niż korporacja. Zresztą, wiele problemów koordynacyjnych jest podobnych od ligii osiedlowej po ONZ. Rząd może nie mieć motywu zysku, ale cierpi na nie tak samo jak korporacja.

    Rozumiem, że Morawiecki był banksterem, ale to dziwna alergia.

  36. @wo „Nie znam mikroprzedsiębiorcy, który już dostał przelew. A wy? I ile ten ktoś czekał?”

    Od 22 kwietnia do 13 maja. Wniosek złożony elektronicznie 22 kwietnia, przelew został zaksięgowany 13 maja, więc zakładam, że data przyznania to 12 maja (co jest istotne dla terminu ubiegania się o umorzenie). Jak już ktoś wyżej wspomniał, żadnej dodatkowej informacji, żadnego powiadomienia, nic, tylko przelew. Zależy od Urzędu Pracy, niektóre są sprawniejsze. Tak jak oddziały ZUS: w niektórych decyzja o zwolnieniu ze składek była dość szybko, w innych znajomi czekali/czekają. Nie wiem, od czego to zależy, może od mocy przerobowych i organizacji pracy.
    Jeśli chodzi o mikropożyczkę, to formularz był do ogarnięcia, ale miałam kilka wątpliwości. Od koleżanek i kolegów wiem, że jeśli coś we wniosku jest niepoprawnie wypełnione, to dzwonią, pytają i proszą, żeby poprawić.
    Generalnie to mam wrażenie ogólnego chaosu, wymyślania przepisów zgodnie z czyimś kaprysem, albo kto głośniej rzucał pomysły podczas thought shower. No i to, co mnie męczy (wynika pewnie częściowo z tego chaosu i nakolanowości, a częściowo z tego, że tak to u nas a ogół jest), to brak jasnych zasad, że jak się spełni to i to, to będzie tamto i tamto. Tylko takie posuwanie się po omacku przez gąszcz.
    I jeszcze jedna refleksja: bardzo przy tym wszystkim widać brak zaufania (czy tam podejrzliwość i niedowierzanie) wobec państwa. Zauważalnie wśród moich znajomych mikroprzedsiębiorców rozważa się, żeby w miarę możliwości zabezpieczyć sobie środki z tych dofinansowań, żeby ewentualnie mieć z czego oddać, no bo „nie wiadomo, co oni tam jeszcze wymyślą”. Myślę, że to jest jedna z najbardziej smutnych i niepokojących rzeczy w tym wszystkim.

  37. @wo
    „Nie znam mikroprzedsiębiorcy, który już dostał przelew. A wy? I ile ten ktoś czekał?”

    ZUS dostałem już dwa razy, pod koniec następnego miesiąca, czyli pod koniec kwietnia za marzec i pod koniec maja za kwiecień. Mikropożyczkę (przelew) dostałem pod koniec maja, wniosek składałem jakoś na początku maja.

  38. @TranquilityBase
    „I jeszcze jedna refleksja: bardzo przy tym wszystkim widać brak zaufania (czy tam podejrzliwość i niedowierzanie) wobec państwa. Zauważalnie wśród moich znajomych mikroprzedsiębiorców rozważa się, żeby w miarę możliwości zabezpieczyć sobie środki z tych dofinansowań, żeby ewentualnie mieć z czego oddać, no bo „nie wiadomo, co oni tam jeszcze wymyślą”. Myślę, że to jest jedna z najbardziej smutnych i niepokojących rzeczy w tym wszystkim.”

    No więc właśnie, i to pewnie warto podkreślać, że nie udało się przy tej okazji zbudować jakiegoś większego zaufania, bo choćby poprzez manewry jak ten poniżej ludzie widzą że po drugiej stronie odbywa się niezła kombinatoryka i jak przyjdzie komuś za to zapłacić to wiadomo że nie kombinatorom.

    https://www.prawo.pl/biznes/zmiana-definicji-msp-w-tarczy-finansowej-pfr-opinia-bartosz,500675.html

  39. @notka, precyzując
    „W przypadku „tarczy 3” było blisko demonstracji antyrządowej, ale wtedy PiS się wycofał z najbardziej szokujących zapisów”

    Z opisywanych na wstępie rozwiązań z tarczy 2.0 (odgórne % zwalnienia z budżetówki – wtedy to wprowadzono, ostatnio tylko rozszerzano) PIS się nie wycofał a żadnych demonstracji nie było, więc.

    W ogóle, gdy za Tuska coś się nie podobało Solidarności, to robiła od razu demonstracje, czasem zamieszki, blokadę sejmu. Teraz… napisała pisemko! LOL
    Nie wspominając, że co do zasady Solidarność robi za torpedujących protesty łamistrajków (np. LOT, nauczyciele).

    Więc oczywiście prawda, Solidarność nie popiera tych rozwiązań z tarczy. Po prostu Solidarność popiera wprowadzających te rozwiązania w tarczach.

    „I nie róbcie sobie złudzeń, że „tarcze” przynoszą rozwiązania tymczasowe. Wyrzeczenia, które nam zafundował Tusk 12 lat temu, też w większości zostały na stałe”

    Jeśli chodzi o podobne rozwiązanie Tuska (odgórne % zwolnienia w budżetówce), to zostało one uwalone przez TK i nigdy nie weszło w życie.
    Obecnie nie ma już TK, bo został on zniszczony przez rządzących z PIS popieranych przez Solidarność (co zresztą ładnie pokazuje, co też może obchodzić TK czy SN zwykłych ludzi).

    @embercadero
    „Sprawdzić czy nie naspidowany poseł Nitras i jego „jak już będziemy rządzić z konfederacją…””
    @wo
    „Pewnie by tak wolał”

    A w rzeczywistości, podczas pyskówki na sali:
    -naspidowana Lewica rzuciła pomysłem o wspólnych rządach PO i Konfederacji,
    -pewnie by tak wolała(?),
    -poseł Nitras w reakcji obśmiał to tym „jak…” (mniej czy bardziej udanie, to inna sprawa).

    PS
    Nie będzie konieczności składania wniosku o umorzenie pożyczki, będzie umarzana z urzędu poradnikprzedsiebiorcy.pl/-umorzenie-pozyczki-z-pup-na-mocy-tarczy-4-0

  40. @invino
    „W ogóle, gdy za Tuska coś się nie podobało Solidarności, to robiła od razu demonstracje, czasem zamieszki, blokadę sejmu. Teraz… napisała pisemko! LOL”

    Rząd Tuska nie chciał ze związkami nawet „wymieniać pisemek”. Po prostu zachowywał się, jakby związków nie było. Dlatego zresztą jako bodajże pierwszy w historii 3RP doczekał się wspólnej demonstracji WSZYSTKICH central.

    Każdy związkowiec woli działać przez „wymianę pisemek”, po inne metody sięga niechętnie i w ostateczności. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to jest idiotą, za głupim na komentowanie na tym blogu, dlatego proszę ew. następne komentarze np. oddać do przeczytania komuś mądremu przed kliknięciem na „opublikuj”.

  41. „W IT ta cała tarcza to jak prezent od św. Mikołaja. 5k dla każdego. ZUS anulowany (ok. trzeba zarabiać poniżej 15k, ale niektórzy tyle zarabiają, a jak ktoś zarabia więcej, to zawsze mógł – powiedzmy w maju – wziąć urlop – żeby przez chwilę zarabiać mniej).”
    To jest coś co powoduje że zakładam koszulkę z Marksem, a międzynarodówka ciśnie mi się na usta. Ludzie, z IT (i nie tylko) którzy przeszli na JDG żeby w dosyć gruby sposób unikać podatków i składek dostają jeszcze za to bonus. A ciekawe kto na to wszystko zapłaci podatki?

  42. @Kosmaty
    „Ludzie, z IT (i nie tylko) którzy przeszli na JDG żeby w dosyć gruby sposób unikać podatków i składek dostają jeszcze za to bonus.”

    No wreszcie się doczekałem. Bo tutaj [większość – edycja] o tym jak szybko wypłacają, a nie o sednie. Większość JDG została założona, żeby nie płacić podatków (albo dokładniej płacić absolutne minimum). To minimum nie obejmuje zupełnie podatku dochodowego. Znam ludzi na JDG, którzy nie zapłacili dochodowego właściwie nigdy w ciągu wielu lat. Zagadką pozostaje dla mnie jak Państwo toleruje działalność ludzi, który przez całe dekady generują straty, albo ledwie równoważą koszty, a żyją. Za co? Ich działalności należałoby zlikwidować z litości, przecież każdy miesiąc to strata. Część z nich zapłaciła podatek dochodowy po raz pierwszy właśnie teraz, bo przy rozliczeniach zdalnych nie da rady „wziąć do łapy bez faktury”, a koszty trudno wygenerować, jak nie można chodzić z rodziną do restauracji i jeździć na wakacje.
    I teraz zadziałała zasada im mniej zapłaciłeś wspólnocie, tym więcej i szybciej dostaniesz. Jeśli zapłaciłeś dużo, stracisz jeszcze więcej. Tracę wiarę w sens uczciwości bycia na umowie o pracę. Po co? Tylko dostaniesz za to po łbie.

    PS: Znajomy, który przeszedł suchą nogą przez 3 miesiące izolacji i obniżenie przychodów o 60% (państwo mu wszystko wyrównało z nawiązką) z ulgą wziął tydzień wolnego (w końcu roboty mniej, a kasy więcej) i pierwsze kroki z rodziną skierował do restauracji… gdzie wziął fakturkę.

  43. @Nemo_666
    Najbardziej mnie ubawiła znajoma posiadająca wysoką wiarę w ludzi, mówiąc, że „przecież nie będą tacy, że jak dużo zarabiają i nie potrzebują to jeszcze pociągną dotacje od państwa w czasach epidemii”. Podesłałem jej linki do forów IT, gdzie „przedsiębiorcy” dopracowywali kalkulacje ile potrzeba wolnego, żeby wykazać odpowiedni spadek dochodów. I na to i na wrzucanie konsumpcji w koszty jest gigantyczne przyzwolenie co widać nawet po kierunku w którym podążyła ta dyskusja. Ale hej, na pewno bili brawo pielęgniarkom!

  44. @Nemo666
    „No wreszcie się doczekałem. Bo tutaj gro o tym jak szybko wypłacają, a nie o sednie. Większość JDG została założona, żeby nie płacić podatków (albo dokładniej płacić absolutne minimum).”

    Myślę, że jest to jednak krzywdząca generalizacja, bo nie wiem, czy „większość”. Mam JDG, bo w mojej branży po prostu właściwie nie ma etatowców. I takich jak ja jest bardzo dużo. I ta pomoc (zwolnienie ze składek ZUS, mikropożyczka) to jest realne wsparcie, bo kwiecień i maj były mocno takiese (w marcu kończyłam zlecenia wcześniejsze, więc coś się uzbierało). Wrzuciłam tryb awaryjny i mam nadzieję, że zacznę zarabiać. A co za tym idzie, też płacić podatki. Bo je płacę, uczciwie, nawet nie wiem, jak mogłabym uniknąć, gdyby mi w ogóle taki pomysł przyszedł do głowy.
    Natomiast zgoda, że jest coś mocno niedobrego w tym, że znajomy programista, który jest na JDG, bo mu się tak bardziej opłaca i który zarabia bardzo dobrze, sam o tym mówi, dostanie to wsparcie finansowe, a pracownicy food courtu w galerii handlowej, często studenci na UZ, nie dostaną nic. Budzi się we mnie poczucie ogromnej niesprawiedliwości i hm… niewłaściwości.
    No i w ogóle nie wiem, co z tą konsumpcją wrzucaną w koszty, czyje przyzwolenie? W życiu tego nie robiłam, czy to znaczy, że to kolejna rzecz, gdzie uczciwi tracą?

  45. @TranquilityBase
    „No i w ogóle nie wiem, co z tą konsumpcją wrzucaną w koszty, czyje przyzwolenie? W życiu tego nie robiłam, czy to znaczy, że to kolejna rzecz, gdzie uczciwi tracą?”

    Ogólnie odradzam. Po pierwsze należy się zastanowić ile obiadków należałoby zjeść żeby zjechać z podatkiem do zera a po drugie pamiętać o tym, że urząd jednak może dopytać z którym klientem to było spotkanie i jakie są ustalenia, bo czasy że takie bezustaleniowe obiadki można sobie było wrzucać w koszty się skończył w roku 2007.

    Największe osiągi w tych tematach to mają ci którzy jadą na fikcyjnych fakturach (albo kupionych albo wystawionych przez zaprzyjaźnione firmy) ale to już zabawa dla hardkorowców powoli zaczyna być.

    Ogólnie też weź pod uwagę że chwalenie się jak to się Państwo czy generalnie wszystkich dookoła przewala jest trochę naszym hobby narodowym. W praktyce jak to wychodzi to często mało kto chce mówić. A z tym bywa różnie.

  46. Uwaga techniczna: proszę u mnie na blogu nie pisać „gro”, chyba że się jest Ślązakiem i chodzi o trzecią osobe od „grać”.

  47. @TranquilityBase, @Dude Yamaha

    Udział w JDG osób pracujących tak uczciwie i tych z pobudek nazwijmy to oszukańczych, oraz tych którzy powinni być na etacie i takich którym JDG pasuje do tego co robią, to oczywiście zagadka. Ani otoczenie prof. Balcerowicza, ani premiera Morawieckiego jest w oczywisty sposób niezainteresowana wnikaniem w to.

    Zacznijmy od tego, nie przeczę, że część osób do JDG pasuje i jest uczciwa (IT freelans, drobni rzemieślnicy, ślusarz, elektryk itp). Nie mam też pretensji, że w trudnych czasach znalazła się dla nich jakaś pomoc. Sam mam w rodzinie kilka przypadków. Wielkie inwestycje i kompletna zapaść. Jednak są pośrednie dowody, na tezę, że pobudki WIĘKSZOŚCI z tej grupy są co najmniej szemrane, a pomoc trafia do cwaniaków. To co mnie oburza szczególnie, to asymetria między pomocą dla jednych – jakaś jest, nawet jeśli niedoskonała i dla drugich: figa z makiem. Przypadkiem ci płacący więcej są tymi poszkodowanymi. Jest to dodatkowo podlane starą demagogią, że to właśnie przedsiębiorcy, w tym JDG, są solą tej ziemi i oni, i tylko oni, budują PKB. Natomiast masy etatowców, to wieczne homo-sowieticus, pasywni, roszczeniowi, wykonujący nic nie warte czynności. Można było mieć nadzieję, że Coronawirus to odwróci, ludzie zobaczą, że pielęgniarka, nauczyciel, ale też śmieciarz to zawody niezbędne, sprzedawca zaś polis, inny pośrednik i couch niekoniecznie. Ale gdzie tam. Kolejne tarcze dobitnie o tym świadczą.

    Co do strony ekonomicznej, to pomoc skierowana szeroko do pracowników, czy raczej bezrobotnych pobudzi popyt i pomoże firmom. Bo firmy do zdrowej działalności potrzebują popytu, a nie kroplówki bezwarunkowych zapomóg, choć oczywiście mówią o pierwszym, a wolą drugie. Poza tym cały transfer do firm odbywa się pod hasłem ochrony pracowników. Widzę tu to samo co w programie Mieszkanie Dla Młodych poprzedniego rządu: „pomóżmy młodym obywatelom dając kasę bankom.” Jak tak dbamy o pracowników, to może pomóżmy pracownikom, tworząc dla nich cywilizowaną siatkę bezpieczeństwa.

    Co do samej JDG: w mojej branży – IT, sprawa zależy od firmy, ale w wielu niemal 100% od pewnego progu dochodów (powiedzmy 10K brutto) przechodzi na JDG i już. To się im po prostu zaczyna opłacać podatkowo – czytaj: płacą mniej podatków. Nie ważne, że fakturę mają jedną co miesiąc taką samą, na urlop i zdrowotne do miesiąca choroby z roku mają gentleman’s agreement z szefem i już. To są pewnie dziesiątki tysięcy najlepiej zarabiających specjalistów w kraju. Znam firmę (ok 200 osób, gdzie niemal wszyscy byli na JDG, ale księgowość tych wszystkich osób była prowadzona przez dwie osoby z ramienia tejże firmy matki. Szef to im dla ułatwienia zorganizował, żeby się nie kłopotali i nie bali. Tacy z nich przedsiębiorcy byli.

    Co do konsumpcji w koszty. Podobnie jak rozliczenia dotacji, to nie to samo co 20, czy nawet 10 lat temu. Ale to jest i to dalej na ogromną skalę, ale to temat tabu (podobnie jak rozliczenia bez faktury). Oczywiście trudno wpisać miesięcznie 10K obiadków rodzinnych i trudno to wytłumaczyć, choć widzę znajomych biorących faktury (chyba nie dla mamy!?). Pierwsze i najważniejsze to auta i paliwo. Najlepiej w leasingu. Wielu ludzi nawet nie zauważa, że to nieuczciwe. Kupują auta i odliczają z paliwem ludzie, pracujący zupełnie stacjonarnie. Np dentysta pracujący w gabinecie wg grafiku (gabinet jest podnajęty od kolejnego biznesmena, a każdy dentysta jest JDG; całość na zewnątrz sprzedaje się jako jeden organizm). Pan dentysta auta potrzebuje TYLKO I WYŁĄCZNIE do dojechania z domu do roboty. Ale auto w leasingu, a za paliwo zawsze jest faktura. Zresztą nie tylko ten przykładowy dentysta bierze, auto mamy też jest na niego w leasingu, tak jak i żony i dzieci. Wszyscy tankują na fakturę. A to już nie są sporadyczne obiadki. Ale ja też jeżdżę autem i co z tego tytułu mam? Parę złotych ryczałtowego kosztu uzyskania? Nic odliczyć nie mogę.

    Dowody? Brak!
    Ale mam mocne poszlaki, przy pięćdziesiątej może, a może setnej okazji kiedy na stacji pani rzuca rutynowe „Faktura?” i na moje „nie” robi minę, jakby dostrzegła ufoludka, w końcu zapytałem:

    – A co? Skąd ta mina, jestem jedyny co tankuje bez faktury?

    Pani odpowiedziała rozbrajająco:

    – Nie, nie jedyny, ale… prawie jedyny.

    Przypominam mamy 16 milionów etatowców i 2 mln biznesmenów, jeśli się nie mylę. Ilu z tych etatowców jest akurat autem od firmy w delegacji!? 90% !?

  48. @Dude Yamaha „Ogólnie odradzam.”
    Ale ja nie mam zamiaru zacząć tego robić, tak jak nigdy nie miałam zamiaru. Zdziwiłam się tylko na to przyzwolenie, bo miałam wrażenie, że to jakiś margines „biznesmenów”, którzy biorą faktury na wszystko i w koszty wrzucają wszystko, ale że to się powoli zmienia i że większa jest nad tym kontrola.

    @Nemo_666
    Myślę, że generalnie dobrze by było, gdyby nie wrzucano wszystkich nie-etatowców do jednego pudełka „przedsiębiorcy”. Ja też zaliczana jestem do przedsiębiorców, a co ze mnie za przedsiębiorca. Ja sobie sama tworzę stanowisko pracy, czyli jestem samozatrudniona, a bliżej mi do lewicowych idei praw pracowniczych i identyfikuję się z prekariatem oraz kibicuję partii Razem i wszelkim tego typu ugrupowaniom, które stoją po stronie tych, którzy faktycznie swoją pracą przyczyniają się do zysku firmy, a bez których jej właściciel, prezes i kto tam jeszcze mógłby sobie mieć wizytówkę i to tyle.

  49. @Nemo
    Wyjdę na moment spod kamienia i jako evil-kuco-IT-JDG chciałbym przeprowadzić małą symulację tych niesamowitych fruktów bycia na b2b o których piszesz. Zakładając całkowity koszt nabywcy/pracodawcy: 284k zł

    UoP
    pracownik ZUS: 44k
    pracodawca ZUS: 36k
    PIT: 41k
    w sumie podatki: 121k
    netto: 163k

    b2b
    ZUS: 17k
    PIT: 37k
    VAT: 52k
    w sumie podatki: 106k
    netto: 178k

    Całe +15k różnicy rocznie – mniej niż równowartość 26 dni urlopu. Deal życia.
    I tak, jestem frajerem, bo mieszkając w obwarzanku warszawskim nie mam auta w leasingu (zbiorkom rulez!!!1!)

  50. @ sonofagun

    Kul fleks bro, ale chyba umyka Ci, że te śmieszne 15 tysi to jest więcej niż pół roku zarobków osoby otrzymującej wynagrodzenie na rękę w okolicach dominanty płac. A już o disposable income nie wspomnę.

    Nawet to Twoje piętnaśnie tysi, bez pozostałych 150, to dla sporej części społeczeństwa byłby „deal życia”.

  51. @TranquilityBase

    Tak, tzw przedsiębiorcy to bardzo niejednolita grupa. Są tam rzesze biednych ludzi wepchniętych na działalność przez cwanych pracodawców, żeby pogorszyć ich pozycję, ale też właściwie wszyscy najbogatsi Polacy. Co do wysokości opodatkowania tych bogatych zapisano już mnóstwo papieru i stron w „Internetach”, szczeczóglnie na lewackich portalach. Generalnie stopa opodatkowania niespecjalnie rośnie wraz z bogactwem, a nawet wprost przeciwnie.

    @sonofagun

    Przyznam, że nie jestem ekspertem w rozliczeniach VAT’owskich, ale 51K VAT w tym przykładzie i niemal tyle samo PIT co z etatu? To by świadczyło faktycznie o niewliczaniu (w tym nie naliczaniu VAT’u zapłaconego) praktycznie niczego. A koszty transportu? A koszty adaptacji i użytkowania mieszkania itp itd? To jakiś optymistyczny przykład, w życiu chyba raczej niespotykany… Przeczy to całemu piśmiennictwu o strukturze podatków.

  52. @sonofagun
    Ale to są jakieś absurdalne wyliczenia. VAT jest neutralny, do porównania bierzesz kwotę netto na fakturze! W rzeczywistości różnica dla podanych kwot to jest około 37tys. I to bez samochodu w leasingu, który powiedzmy sobie jest super popularny na JDG i dodaje jeszcze do tej różnicy.
    https://antal.pl/wiedza/kalkulator

    Powtórzę: ponad 30000 PLN. Rocznie. „Zaoszczędzone” na podatkach. A potem do tego bonus Covidowy. No przecież jako człowiekowi na etacie czuję że mi plują w twarz.

  53. @kosmaty

    Dzięki!

    No właśnie, tu mi to nie grało. Przecież na fakturze jako podwykonawca powiększasz płatność o VAT, po czym twój zleceniodawca go przekazuje dalej, bo też go w większości nie płaci i przekazuje dalej. Płaci go dopiero w całości klient detaliczny na końcu. Stratny jesteś na niskiej emeryturze i ew. świadczeniach np rentowych, ale przy tych kwotach to się po prostu opłaca.

  54. @Nemo_666
    W rzeczywistości różnica jest większa bo należałoby porównać „duże brutto” po stronie pracodawcy, a ten kalkulator chyba tego nie uwzględnia. Ale już pomińmy te drobne kilka tysięcy.

  55. @mcal
    „Kul fleks bro, ale chyba umyka Ci, że te śmieszne 15 tysi to jest więcej niż pół roku zarobków osoby otrzymującej wynagrodzenie na rękę w okolicach dominanty płac.”

    I dlatego głosuję na Razem, bo bardzo chciałbym dożyć czasów, kiedy nie będzie już takich różnic.

    @kosmaty
    „Ale to są jakieś absurdalne wyliczenia. VAT jest neutralny, do porównania bierzesz kwotę netto na fakturze!”
    Oczywiście ten neutralny VAT materializuje się z powietrza i wcale nie wjeżdża na konto US jako podatek.

    „I to bez samochodu w leasingu, który powiedzmy sobie jest super popularny na JDG i dodaje jeszcze do tej różnicy.”
    Nie uwzględniłem tego w wyliczeniach tak samo jak ulg podatkowych dla UoP.

  56. @koszulka z Marksem
    Miałem ci ja lata temu umowę o pracę. Zapanowała jednak moda na cięcie kosztów, outsourcing itp. głupoty (głupoty, jeśli chodzi o moją branżę, może jest to mądre gdzie indziej, nie wiem). Pracownikom złożono więc propozycję: załóżcie działalność, a jak nie, to tam są drzwi. Zabawne, że miałem wtedy epizod związkowy. Przedsiębiorcą zostałem jako ostatni, nie było wyjścia. Podkreślam: nie miałem wyboru. Po pewnym czasie stwierdziłem, że taki układ mi nie odpowiada. Niby przedsiebiorca, niemalże kapitalista, ale faktycznie nadal wyrobnik. Proszę mi nie mówić, że istnieje coś takiego jak PIP, wtedy tak jakby nie istniało. Obecnie staram się mieć jak najmniej kontaktów z instytucjami państwowymi, a powrotu na etat sobie nie wyobrażam, z powodu układów w branży.
    @dofinansowanie
    Złożyłem wniosek, po tygodniu miałem pieniądze na koncie. Małe miasto powiatowe.

  57. @sonofagun
    „Oczywiście ten neutralny VAT materializuje się z powietrza i wcale nie wjeżdża na konto US jako podatek.”
    Oczywiście ten sam VAT twój „pracodawca” odlicza sobie w pełnej wysokości, dlatego kosztem dla niego w przypadku Twojej DG jest kwota netto, a w przypadku UOP „duże brutto”. Jeśli Twoje brutto na UoP zostało przeliczone na „brutto” na fakturze VAT, to ktoś cię nieźle oszukał.

    I nie chodzi o to, że cię potępiam, za to że jesteś na DG. Ale potępiam system który do tego wręcz zachęca. Oraz zaskakuje mnie nieświadomość i spokój z jakim się o tym mówi nawet w tym lewackim bąbelku. Ale może kwestia jest też taka, że ja siedzę w bąbelku IT i widzę to ze zbyt bliska.

  58. > którzy biorą faktury na wszystko i w koszty wrzucają wszystko

    Wrzucanie w koszty wszystkiego skończyło się wraz z doprecyzowaniem niejasnej kategorii „kosztów reprezentacyjnych”, w które jak wieść gminna niesie wrzucano nie tylko obiadki w restauracji ale nawet garnitur łącznie ze skarpetkami. Może część wciąż tak robi z rozpędu i jeszcze się nie nadzieli na żadną kontrolę? Bardzo możliwe, bo skoro nie tylko nagminne naciąganie statusu auta służbowego, ale branie w leasing dla rodziny uchodzi płazem?

    Ale w jedno nie jestem w stanie uwierzyć: żeby można było wrzucaniem „wszystkiego w koszty” zjechać z podatkiem dochodowym do zera. No nie da się i już. To może oznaczać tylko jedno: szarą strefę na pełnym gazie i ukrywanie dochodów (albo fikcyjne faktury).

  59. @Robert Osowiecki
    Zejście z podatkiem do zera to wg mnie trochę miejska legenda. Co nie zmienia faktu, że wiele rzeczy da się wrzucić w koszty. Wystarczy wpisać do działalności gospodarczej, bo ja wiem „montaż pieców” i zakup pieca do domu w koszty da się wrzucić. Ale nawet łagodny przypadek, czyli jeden samochód w leasing i bez lewych kosztów, to są dziesiątki tysięcy rocznie. Sprawa nad którą warto się pochylić.

  60. @kosmaty
    „Oczywiście ten sam VAT twój „pracodawca” odlicza sobie w pełnej wysokości, dlatego kosztem dla niego w przypadku Twojej DG jest kwota netto, a w przypadku UOP „duże brutto”. Jeśli Twoje brutto na UoP zostało przeliczone na „brutto” na fakturze VAT, to ktoś cię nieźle oszukał.”
    Mnie chodzi tylko o to, że pod koniec miesiąca ja ten VAT przelewam do US. Taki był właśnie główny zarzut, że JDG ostro tnie państwo na podatkach. A to czy „pracodawca” sp. z o. o. ma koszty, straty, odlicza VAT, samochody, imprezy integracyjne w nocnych klubach czy „prezenty” dla lobbystów? Nie moja małpa, nie mój cyrk.

    „Ale potępiam system który do tego wręcz zachęca. Oraz zaskakuje mnie nieświadomość i spokój z jakim się o tym mówi nawet w tym lewackim bąbelku.”
    Cóż, cześć tych JDG jako miejskie MC jest grupą docelową lewackich partii. A przecież nie będziesz drażnił swoich potencjalnych wyborców, prawda?

  61. @system, który zachęca

    W omawianych już powyżej odliczeniach paliwa do samochodu: samo istnienie kategorii '50% VAT’ dla auta służbowego wykorzystywanego prywatnie trudno traktować inaczej jak przyzwolenie ustawodawcy na służbowego SUV-a dla dentysty. Rozumiem, że nikt tutaj raczej nie odliczy podobnego samochodu żony/męża (a nawet jeśli: wstyd mu będzie się przyznać) — ale dlaczego miałby się wstydzić praktyki, dla której wprowadzono osobny zapis w ustawie?

  62. @sonofagun

    „Mnie chodzi tylko o to, że pod koniec miesiąca ja ten VAT przelewam do US. Taki był właśnie główny zarzut, że JDG ostro tnie państwo na podatkach. A to czy „pracodawca” sp. z o. o. ma koszty, straty, odlicza VAT,”

    Nie no to nie trzyma się wywodu, porównujemy całkowity koszt zleceniodawcy w wersji „brutto, brutto” na UoP i całkowity koszt faktury (netto) na JDG. Nie ma znaczenia czy to ty zapłacisz do US, a potem odliczy sobie zleceniodawca. Po prostu po jednej stronie równania (czy raczej nierówności) dodałeś co nie trzeba, albo jak napisał „kosmaty”, cwany zleceniodawca cię zdrowo wymanewrował i wrzucił ci swój koszt.

  63. @Robert Osowiecki

    „samo istnienie kategorii ‚50% VAT’ dla auta służbowego wykorzystywanego prywatnie”

    To kategoria wprowadzona ewidentnie w duchu: „skoro oszukujecie i nie macie zamiaru przestać, zgódźmy się na takli deal: my was nie będziemy gonić, jak odpalicie połowę jako działkę i trudno”. Jednak kiepskie to prawo w państwie prawa.

  64. @Robert Osowiecki
    „W omawianych już powyżej odliczeniach paliwa do samochodu: samo istnienie kategorii ‚50% VAT’ dla auta służbowego wykorzystywanego prywatnie trudno traktować inaczej jak przyzwolenie ustawodawcy na służbowego SUV-a dla dentysty.”

    To jest i tak postęp bo wcześniej było 100% VAT.
    I to nie jest taki całkiem absurdalny przepis. Jakiś powiedzmy hydraulik który jeździ do klientów powinien mieć możliwość odliczenia kosztów związanych z samochodem, a jednocześnie trudno wymagać, żeby musiał mieć drugi samochód do użytku prywatnego. Trudno tutaj o przepis który z aptekarską dokładnością określi wysokość podatku. Wydaje się że na początek najlepszy efekt dałoby skasowanie fikcyjnych działalności (i bez znaczenia czy pracownik został na nią wypchnięty czy sam wybrał w celu optymalizacji podatkowej).

  65. @Nemo_666, @sonofagun

    Od wielkiego dzwonu (typu: zakup nowego laptopa) można sobie część tego VAT-u przekierować na stronę swojego zysku, ale w praktyce: jest tak jak Nemo powiada.

    VAT jest w ogóle podatkiem dziwnym, a jeszcze ciekawsze rzeczy dzieją się z nim na granicach państw. Czy w lewicowej utopii funkcjonuje pomysł na zastąpienie go podatkiem obrotowym/przychodowym? Nawet bym poparł…

  66. @kosmaty:
    OIP 100% był tylko dla samochodów „transportowych” (czyli tych wszystkich z tzw. „kratką”), dla reszty: 0% (mówiąc o samym VAT, bo kwotę brutto można było odliczyć). Ktoś być może skalkulował, że za różnicę pomiędzy połową VAT a 19% z PIT dentyści/programiści i prezesi przestaną szpecić swoje fury drucianymi siatkami, a wpływy podatkowe wzrosną.

    A odpowiednikiem „aptekarskiej dokładności” jest drobiazgowo prowadzona kilometrówka, która nadal chyba uprawnia do odliczenia całości VAT-u.

  67. Są całe branże zatrudniające dziesiątki tysięcy ludzi gdzie nie istnieje inna forma zatrudnienia niż JDG. I sa to również branże gdzie zarabia się solidnie poniżej średniej krajowej. No chyba ze zapier…lasz 24/7. To właśnie to mityczne „IT” to jest margines, pare tysięcy oszustów na 2 mln JDG (z których moim zdaniem co najmniej połowa to efekt niemożności zatrudnienia się w jakiejkolwiek innej formie). Do cholery toż nawet sprzątaczki w tym kraju mają JDG (te szczęśliwsze bo te mniej szczęśliwe są w agencji pracy tymczasowej i są dymane przez system jeszcze bardziej). Także ten, adresujcie swój słuszny gniew w odpowiednim kierunku i nie wrzucajcie wszystkich do jednego wora.

  68. @Robert Osowiecki
    „Czy w lewicowej utopii funkcjonuje pomysł na zastąpienie go podatkiem obrotowym/przychodowym? Nawet bym poparł…”

    Podatek obrotowy/przychodowy preferuje duże wertykale. Bez „odliczania” na każdym etapie, im mniej pośredników po drodze tym niższy całkowity podatek. Więc sieć marketów kupująca u producenta, będzie miała jeszcze większą niż obecnie przewagę nad sklepikarzem który po drodze ma hurtownie. Więc to chyba tak średnio lewackie jest? Ale chętnie dam się przekonać.

  69. embercadero
    „To właśnie to mityczne „IT” to jest margines, pare tysięcy oszustów na 2 mln JDG (z których moim zdaniem co najmniej połowa to efekt niemożności zatrudnienia się w jakiejkolwiek innej formie).”

    Więcej niż parę tysięcy to chyba w samym Krakowie jest. Ale trochę przerzucamy się anecdatami. Jedno jest pewne, średnie dochody gospodarstw z JDG są wyższe niż na UoP (te z PIT, a więc już po kilku optymalizacjach). Także ten.

    „Także ten, adresujcie swój słuszny gniew w odpowiednim kierunku i nie wrzucajcie wszystkich do jednego wora.”

    Ale zauważ, że nikt tu nie kieruje gniewu w stronę sprzątaczek na JDG (choć JDG tam to już chyba przeszłość, są lepsze sposoby). Tylko w stronę systemu który z jednej strony wypycha te sprzątaczki na JDG, a z drugiej daje IT możliwość ucieczki przed podatkami. A potem dofinansowuje jednych i drugich.

  70. @embercadero
    „Są całe branże zatrudniające dziesiątki tysięcy ludzi gdzie nie istnieje inna forma zatrudnienia niż JDG.”

    I dzieje się to zupełnie podobnych powodów z jakich IT ucieka na JDG. Ponieważ jest tu spora (i chyba rosnąca) preferencja podatkowa. To tak jakby dać 22% VAT na jedzenie w restauracji, a 3% w Macu i dziwić się, czemu rynek jedzenia na mieście jest zaburzony.

  71. @kosmaty
    A bo ja wiem… Dla drobnych handlarzy byłaby to dodatkowa zachęta do zrzeszania się w spółdzielnie. Duży i tak ma zawsze lepszą pozycję negocjacyjną, nawet pozbawiony korzyści podatkowych. Mnóstwo małych sklepikarzy, z których każdy negocjuje z dostawcami/hurtownikami na własną rękę to raczej ideał rynku spod znaku niewidzialnej ręki.

  72. „Mnie chodzi tylko o to, że pod koniec miesiąca ja ten VAT przelewam do US. Taki był właśnie główny zarzut, że JDG ostro tnie państwo na podatkach. A to czy „pracodawca” sp. z o. o. ma koszty, straty, odlicza VAT, samochody, imprezy integracyjne w nocnych klubach czy „prezenty” dla lobbystów? Nie moja małpa, nie mój cyrk.”

    Ale cóż to za Żelazna Logika? Zostało Ci pokazane na twoim przykładzie, że w ramach JDG fiskus traci przynajmniej ~30k. Nie twoje małpy, nie twój cyrk, nie licząc tego, że to zupełnie przeczy pierwotnie postawionej przez Ciebie tezie (która zaczyna teraz mocno dryfować w jakiś dziwnych kierunkach)?

    @JDK
    JDG to w ogóle ciekawy konstrukt obejmujący wg mnie 4 typy ludzi:
    1) wypchniętych w ramach „śmieciówek”
    2) optymalizujących np. „IT”
    3) przekształconych w ramach zwijania się państwa np. lekarzy POZ
    4) legitną działalność (fryzjerzy)

    „Nie znam mikroprzedsiębiorcy, który już dostał przelew. A wy? I ile ten ktoś czekał?”
    Najzabawniej jest kiedy jesteś zatrudniony na umowę o dzieło. Teoretycznie też przysługuje Ci jakaś pomoc, ale wniosek ma złożyć w twoim imieniu firma, która cię zatrudnia – to jeszcze nie jest śmieszne. Śmiesznie robi się naprawdę, kiedy dostajesz zlecenia od zagranicznej firmy.

  73. @JDG
    Wydaje się, że już samo porządne oZUSowanie JDG (czyli ZUS płacony proporcjonalnie, jak przy UoP, ewentualnie z rozsądnym minimum, poniżej którego nie można zejść niezależnie od przychodów) i zlikwidowanie liniowego PITu mocno ograniczyłoby chęć przechodzenia ludzi na JDG. To jest tak proste, że nie ogarniam dlaczego tego jeszcze nie zrobiono.

    Oczywiście pozostaje problem kombinatorów robiących krzywe koszty, ale do tego wystarczy dobrze zbudowany katalog wydatków, jakie można wrzucić w koszty i sensowna kontrola. Poza tym sądzę, że kombinatorzy to jednak margines. Mi się nawet nie chce domowego biura, internetu i telefonów komórkowych wrzucać w koszty, bo to zawracanie głowy. Choć pewnie jakaś kontrola mogłaby mnie na tym dupnąć, bo często pracuję z domu, korzystam z prywatnego internetu i telefonu i nie płacę od tych niesamowitych korzyści podatku. No, ale na paranoję państwa nic nie poradzimy.

    @sonofagun
    Generalnie zasada jest taka, że na fakturze masz netto to co na umowie o pracę jest brutto-brutto (czyli pełen koszt pracodawcy). VAT, ogólnie rzecz biorąc, jest przejrzysty – dostajesz go jako dodatek do faktury i oddajesz państwu po odliczeniu tego i owego.

  74. @sonofagun
    Wygląda na to, że nie zrozumiałeś krytyki (trochę słabo jak na IT…).
    Aby koszty po stronie pracodawcy były takie same (a chyba tylko tak jest sens cokolwiek porównywać, no nie?) to powinieneś wystawiać fakturę na kwotę uwaga: netto równą całkowitym kosztom UoP. Vat z twojej fry nie jest dla pracodawcy kosztem, bo dostaje za niego zwrot.
    To jedno, a drugie, to brak w tej twojej kalkulacji wrzucania w koszty (nawet tak prostej sztuczki jak 50% koszty dla „twórców”, jakimi są np. programiści, czyli podziel pit przez 2).

  75. @kuba_wu

    „To jedno, a drugie, to brak w tej twojej kalkulacji wrzucania w koszty (nawet tak prostej sztuczki jak 50% koszty dla „twórców”, jakimi są np. programiści, czyli podziel pit przez 2).”

    Gwoli uczciwości, takie sztuczki można już robić dla etatowców, przy szczegółowej inwentaryzacji godzin pracy i wyodrębnieniu części kreatywnej. Dla mnie to dość naciągane, bo przecież chodzi tu o koszt uzyskania (szczególnie istotny dla umów o dzieło), a jaki koszt uzyskania ma etatowiec? Sprzęt, prąd, internet, a nawet szkolenia są od „pracodawcy”. Prywatnie kupowane książki? Nie te czasy. Ale niektórzy już tak robią.

    PS: „Pracodawca” umieszczam w cudzysłowie, bo uważam ten zwrot za lingwistyczne nadużycie (celowe). W stosunku pracy pracę daje pracownik, zatrudniający daje płacę. Więc powinno być „płacodawca” lub po staropolsku stare sprawdzone Chlebodawca.

  76. @bartolpartol
    „Oczywiście pozostaje problem kombinatorów robiących krzywe koszty, ale do tego *wystarczy* dobrze zbudowany katalog wydatków, jakie można wrzucić w koszty i *sensowna kontrola.*”

    Panie, to jest Polska. Do tego, żeby dobrze ustawieni etatowcy nie optymalizowali sobie podatków przy użyciu JDG, już teraz wystarczyłaby sensowna kontrola. Jakoś to się nie dzieje.

    „Poza tym sądzę, że kombinatorzy to jednak margines.”

    Zależy od tego, gdzie postawisz granicę kombinatorstwa.

  77. @Nemo_666
    „Gwoli uczciwości, takie sztuczki można już robić dla etatowców, przy szczegółowej inwentaryzacji godzin pracy i wyodrębnieniu części kreatywnej.”

    To nawet ciężko nazwać sztuczką. To jest jasno usankcjonowane w ustawie, łącznie z wymienieniem programistów jako uprawnionych do korzystania z tego. Też uważam ten przywilej za nieuzasadniony, ale korzystanie z 50% KUP, bo o tym mówimy ciężko nazwać kombinatorstwem przy obecnym stanie prawa.

  78. @Nemo_666
    „takie sztuczki można już robić dla etatowców”
    Można, ale nie trzeba. Moja korpo to wprowadziła, a po paru miesiącach się wycofała (podobno z obawy przed kontrolami w związku z wątpliwą kwalifikacją niektórych wpisów). Programista na DG ma tu chyba prościej – bodajże tylko deklaruje (?) twórczy charakter pracy.

  79. @kuba_wu
    Podwyższone koszty z tytułu praw autorskich nie obejmują JDG.

    Natomiast na ratunek dla wybranych (bo trzeba złożyć do UP indywidualnie rozpatrywany wniosek) przybywa IP BOX z 5% PIT-em, na który notabene ostatnio dostał zgodę CD Projekt – jak wiadomo firma, która wybitnie potrzebuje bodźców na rozwój i innowację.

  80. @krzloj
    A to ciekawe, bo kiedy mnie kuszono, to na pewno w którejś kalkulacji było to odliczenie 50%. Ale może mi się warianty pomyliły.

  81. @kuba_wu
    Nawet jest to logiczne – prowadząc JDG masz opcję odliczenia kosztów poniesionych przy wytwarzaniu dzieła w rozumieniu prawa autorskiego. Natomiast w przypadku etatu i umowy o… dzieło nie ma rubryczki, gdzie dałoby się wpisać tych 50% dochodu, które co miesiąc wydajesz na farby/sztalugi/szkolenia/papier.

  82. Zbiorczo przypomnę, że w idealnej lewicowej utopii temat „ozusowania umowy” nie powinien się pojawić, bo samo oddzielenie składki ubezpieczeniowej od podatku to neoliberalna fanaberia, żebyśmy mieli złudzenie, że „płacimy na siebie” (podczas gdy to zawse działa tak, że młodzi na starych, zdrowi na chorych, itd.). Podatek powinien być unitarny, jak się da.

    No i w Szwecji, Danii (itp) pisarz/dziennikarz może (i powinien móc) wrzucić w koszty elegancką restaurację, w której podejmuje posiłkiem kogoś, kto z nim robi wywiad. I ja tam byłem, snaps i wino piłem.

  83. IP BOX 5%: ogólnie to od początku wyglądało na bonus dla dużych, znajomi średniacy wciąż się borykają z biurokracja (chociaż innowacyjność mają właśnie taką, jak sobie każdy wyobraża, a nie że kolejny program magazynowo/księgowy sprzężony ze sklepem online).

  84. @wo
    „Zbiorczo przypomnę, że w idealnej lewicowej utopii temat „ozusowania umowy” nie powinien się pojawić, bo samo oddzielenie składki ubezpieczeniowej od podatku to neoliberalna fanaberia, żebyśmy mieli złudzenie, że „płacimy na siebie” (podczas gdy to zawse działa tak, że młodzi na starych, zdrowi na chorych, itd.). Podatek powinien być unitarny, jak się da.”

    To by rozwiązało tyle problemów… Czy ktoś ma zbliżone rozwiązanie w programie? Bo nawet chyba Razemki skupiają się głównie na dokładaniu podatków UoP i powiększaniu „kary” za nie przejście na B2B.

  85. @kosmaty

    Zintegrowany podatek pojawił się w zbliżonej formie w PO właśnie wtedy kiedy już przegrywała na ich kongresie, ale z oczywistych względów przepadł w niepamięci.

    PiS na początku, kiedy wystartował z socjalną twarzą taką zmianę zapowiadał i dość nagłośnioniał. Potem jednak tekę ministerialną od finansów przyjął bankster Morawiecki i tak jego i jego otoczenie ten pomysł przeraził, że czym prędzej utopili go w szklance wody.

  86. @wo
    „oddzielenie składki ubezpieczeniowej od podatku to neoliberalna fanaberia, żebyśmy mieli złudzenie, że „płacimy na siebie” (podczas gdy to zawse działa tak, że młodzi na starych, zdrowi na chorych, itd.). Podatek powinien być unitarny, jak się da.”

    Podatek unitarny a oddzielenie składki od podatku to chyba dwie różne rzeczy, ale niezależnie pozwolę sobie zauważyć że nawet w Szwecji tego drugiego nie znieśli…

  87. @Dude Yamaha
    Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale w Szwecji składka jest płacona z podatkiem proporcjonalnie do dochodu. Nawet wpłaca się do urzędu skarbowego a nie do Försäkringskassan. Mały dochód = mały podatek = proporcjonalnie mała stawka.

  88. @maciek608
    Ja zrozumiałem że chodzi o to żeby wszystko wpadało do jednego worka i pieniądze za wszystkie świadczenia szły centralnie z budżetu…

  89. O tym jakimi przedsiębiorcami są ludzie na JDG świadczy cała dyskusja o VAT.
    Panowie informatycy: wasz szef nie płaci vatu. On go rozlicza. On płaci odprowadza do US ten vat, który zapłacili jego odbiorcy, ale najpierw zatrzymuje sobie to, co zapłaci za was. A jak u braknie do mu urząd zwróci różnicę. To ja i inni frajerzy płacimy vat.
    Ten cały „test przedsiębiorcy” wystarczyłoby żeby się składał z jednego pytania: o ptu.
    To co panowie pokazujecie jako rzekoma korzyść oglna z ptu zamiast obrotowego, to jednocześnie największy rak. To ten podatek pozwala na bardziej niż neutralne podatkowo podwykonawstwo.
    Prawda o tym kraju jest taka, że abo kradniesz albo ciebie okradać będą. A zryczałtowane składki służą do utrzymania armii małych przedsiębiorców broniących przywilejów dużych. Większość z nich musiałaby uczciwie zapłacić wyższe składki, bo chyba poza wypchniętymi na działność portierami, sprzątaczkami i salowymi zarabiają więcej niż podstawa śmiesznie niska oskładkowania. (Zresztą ta składka to kolejne pytanie w teście, w dyskusjach przedsiembiorcy zawsze traktują tę składkę jako wyłącznie emerytalną.)
    Żeby było zabawniej to składka skoczyłaby na początku, bo po jej urealnieniu (i zniesieniu ograniczenia) generalnie jej wymiar mógłby spaść.
    Obawiam się jednak, że obecny system wygląda już jak powielenie niepodległej Polski o której mówił w wywiadzie ze Sroczyńskim prof. Leszczyński. Za dużo ludzi ma krótkoterminowy interes w utrzymaniu (i pogłębianiu) tego bagienka, żeby dało się je osuszyć.
    Z góry przepraszam za przydługi cytat:
    ” I nagle słyszysz od kogoś, powiedzmy od radykalnego kolegi swojego syna, dwudziestoletniego smarkacza: uwłaszcz tych chłopów, daj im swoją ziemię. No jak to? Moją ziemię? Ona od pokoleń należała do mojej rodziny! To są najpoważniejsze w życiu sprawy dla takiego właściciela. Ja się więc tej elicie nie dziwię, że była w swojej masie tak zachowawcza. Mogę to zrozumieć. Sęk w tym, że oni wielokrotnie byli stawiani przez historię przed wyzwaniem, które wymagało wyzbycia się takiego zachowawczego podejścia, jeżeli chcieli osiągnąć swój cel polityczny, czyli mieć własne państwo. Stawiani byli wielokrotnie przed dylematem i musieli z czegoś zrezygnować. I nigdy naprawdę tego nie chcieli zrobić. Niekiedy byli bliżej tej decyzji, niekiedy dalej, ale w sumie nigdy to nie wyszło – zawsze byli zmuszani przez siłę zewnętrzną.

    Mamy w naszej historii, jak zresztą w historii w ogóle, do czynienia z racjonalnymi aktorami. Chłopi się zachowywali racjonalnie, kiedy w 1864 roku bardziej wierzyli carowi niż szlachcie, szlachta zachowywała się racjonalnie, ze swojej prywatnej perspektywy, że tej ziemi wcześniej nie chciała im oddać, ale efektem tej całej sumy prywatnych racjonalności był system głęboko nieefektywny gospodarczo, anachroniczny, który utrudniał odbudowę państwa.”

  90. „On płaci odprowadza do US ten vat, który zapłacili jego odbiorcy, ale najpierw zatrzymuje sobie to, co zapłaci za was. A jak u braknie do mu urząd zwróci różnicę.”
    Coś się zmieniło? Dawniej:
    1. Szef przekazywał do US VAT od swoich odbiorców.
    2. US po kilku miesiącach zwracał VAT wypłacony podwykonawcom.
    3. Ale tylko do wysokości VAT przekazanego.
    Teraz jest inaczej (mogę pytać, bo nie jestem przedsiębiorcom, pracuję na etacie)?

  91. Teraz to vat wędruje równolegle do płatnosci głownej. W banku do kazdego konta firmowego jest dołożone drugie – vatowskie, wyplynac z niego moze tylko na płatnosci VAT lub mozna dostać zwrot na rachunek glowny po złożeniu wniosku (taki żart – wężykiem). To sie nazywa płatność podzielona (split payment). Przedsiebiorca nie ma zadnego pożytku z vat ktory przeplywa – nie moze sie nim kredytowac.

  92. @waclaw
    Ale czy „jak u braknie do mu urząd zwróci różnicę”?
    Rozumiem, że autorowi chodziło o sytuację, gdy VAT od nabywców w danym okresie jest mniejszy, niż VAT na fakturach opłaconych.

  93. Taka sytuacja może wystapić, ale w praktyce to problem. Składamy wniosek i czekamy na kontrolę. Długą i bolesną, aby jak najbardziej odłożyć termin oddania podatku. Przedłużaną pod byle pretekstem. Część przedsiebiorcow woli poczekac choćby i pare lat aby vat od odbiorcow był mniejszy od vatu od dostawców i to rozliczyć.

  94. Moze amplat nie jest na bieżąco. Split payment obowiazuje dopiero od paru miesiecy. Nie jest obowiazkowy, ale płacąc tak – chronimy sie przed odpowiedzialnością.

  95. @janekr
    „Czyli kolega amplat lekko przesadził chyba?”

    Nie, no miał rację w tym sensie że VAT co do zasady jest neutralny dla przedsiębiorców. W praktyce to od tego „co do zasady” są duże odstępstwa, ale zasadniczo VAT płaci ostatecznie końcowy konsument, i jest on tylko w dość misterny sposób przekazywany przez długi wianuszek wykonawców/dostawców/producentów do budżetu państwa, można by rzec w odwrotnym kierunku co akumuluje się wartość dodana.

    Szczerze to nie wiem czy to aby na pewno jest najsensowniejszy podatek jaki może być ale różni eksperci tak twierdzą więc co mi tam.

    Podatek od obrotu ma ten podstawowy mankament że zasadniczo jeżeli będzie jedna stawka dla wszystkich, to ten o obrocie 100 i rentowności 50% przy podatku powiedzmy 7% zapłaci 7 i będzie miał wynik netto 43, a ten o obrocie 100 i rentowności 5% zapłaci 7 i wyjdzie na minus. Należałoby więc do tego podatku dołączyć jakiś test na wynik netto ale wtedy to powoli traci sens bo cały sens jest taki żeby zachęcić przedsiębiorców do wykazywania zysku i nie odnosić się do zysku tylko do obrotu (bo znacznie prościej i trudniej obrotem manipulować).

  96. Koledze amplatowi zdarza się przesadzić, ale raczej pisze to, co wie.
    Co do zwrotu ptu, to przecież nawet polemista napisał:
    „Taka sytuacja może wystapić, ale w praktyce to problem. Składamy wniosek i czekamy na kontrolę. Długą i bolesną, aby jak najbardziej odłożyć termin oddania podatku. Przedłużaną pod byle pretekstem. Część przedsiebiorcow woli poczekac choćby i pare lat aby vat od odbiorcow był mniejszy od vatu od dostawców i to rozliczyć.”
    Mam nadzieję, że razem ze mną połączyliście się w smutku nad biednym przedsiębiorcą, któremu US nie wierzy na słowo, ale zwracam uwagę, że co do zasady, urząd zwraca ten vat zwraca. A że czasami sprawdza dlaczego pierdoła nie wypracowała pekabu tylko go przejadła, to chyba nic dziwnego. Chyba co do zasady firma oprócz optymalizowania podatków i generowania kosztów na prywatnej konsumpcji (której odliczenie, urońmy łzę, złe rządy ograniczyły) powinna również wypracowywać wartość dodaną i od niej odprowadzić podatek. Co do zasady firma powinna za więcej sprzedać niż kupiła i co do zasady ptu powinno wyjść na plus.
    A te całe kontrole to obecnie zwykła formalność.
    Sama idea zwrotu vatu jest przecież podstawą jego wyłudzania a to na elektronikę, a to na paliwa a to na złom.
    Kolega amplat pracuje w spółce jawnej, która stała się spółką z o.o. sp.k, a nawet kilkoma takimi spółkami, i księgowa to raczej by się zdziwiła, gdyby us nie wpadł sprawdzić co i jak. Kontrola na duży zwrot była zwykła formalnością i sprawdzeniem dokumentacji. Ja wiem, że polski przedsiembiorca ma problem z papierami, ale to chyba już nie jest problem mój albo urzędu skarbowego. Ja, jak pisze „Imię i nazwisko” to piszę „Zdzisław Nowak” a nie „Imię i nazwisko” ale ja jestem głupkiem na umowę o pracę a nie przedsiembiorcą-solą ziemi.
    A co do samochodów na członków rodziny, to z kontaktów zawodowych znam takie firemki gdzie samochód ma właściciel, jego dwie córki i żona. Ale kosztem podlegającym redukcji był zarabiający minimalną pracownik.
    Co do podatku obrotowego i ptu to, o ile pamiętam, stawka nie była jednolita. Była niższa dla hurtu i wyższa dla detalu. Z sama idea vat ulegała powoli coraz większemu wypaczaniu po każdej fali wyłudzeń i wprowadzaniu na kolejny asortyment odwrotnego obciążenia.
    Teraz problem ma kompleksowo ogarnąć konto vat. I można sobie pooglądać dzięki niemu jaki stosunek do pieniędzy na podatek, które im zostawiamy mają przedsiembiorcy. Jak bardzo według nich to były ich pieniądze. Zresztą, gdy ktoś proponuje mi coś bez rachunku czy paragonu a ja poproszę o podzielenie się tym vatem, co go właśnie sobie chce zatrzymać, to nie wiem, dlaczego patrzy na mnie jak na złodzieja.

  97. @amplat
    „Ja wiem, że polski przedsiembiorca ma problem z papierami, ale to chyba już nie jest problem mój albo urzędu skarbowego.”

    Tylko to jest trochę kwestia proporcji. W przywoływanym przykładzie Wrocławia coś koło 460 przedsiębiorców na 460 miało „problem z papierami” (100% odrzuconych wniosków z przyczyn formalnych). Nie wiem czy koniecznie na tej podstawie należy o nich później pisać per „pierdoły” i „przedsiemborcy”.

  98. @sonofagun
    IT i JDG w Warsiawie i raptem 15k na rękę? Zioooom, ktoś ci wmówił że dead-end job to deal życia czy jak?

  99. @embercadero

    „skoro pytają o PKD to pytają o ten z którego masz najwięcej kasy a nie o główny”

    A widzisz, z kolei w formularzu subwencji z PFR pytają o główny, czyli to co jest w odpowiednim polu w KRS-ie.

    Swoją drogą chciałbym zobaczyć jak ktoś bierze faktury typowej usługowej firmy informatycznej i klasyfikuje ściśle według przychodu do poszczególnych grup działu 62.

  100. @amplat
    Co do zasady nie można zmieniać ordynacji wyborczej na 6 miesięcy przed wyborami. Nie mamy pańskiego VAT-u i co nam Pan zrobi?

    A co do wypracowania PKB i odprowadzaniu VATu – jesli sprzedajmy wyroby medyczne (np. modne ostatnio maseczki), to mozemy wyprodukować ich miliony a nadwyzki VAT i tak nie bedzie i bedziemy musieli prosić o zwrot. Kupujemy materialy ze stawką 23% a produkt gotowy sprzedajemy ze stawką 8%. Można również sprzedawać na eksport i wtedy vat po stronie sprzedaży bedzie wynosić równe 0.0.

  101. @czas pracy
    Przepraszam za offtop, ale co tam, najwyżej gospodarz wywali. Od czasu do czasu nachodzi mnie poniższe pytanie i jestem ciekaw co o tym sądzicie. W fabryce nie mam z kim o tym pogadać, bo tam same kuce są. A więc:

    Czy czas dojazdu do pracy powinien być wliczany do czasu pracy?

    Oczywiście można powiedzieć, że to byłoby dyskryminujące dla osób mieszkających daleko od miejsc zatrudnienia, ale przecież „zasoby” w okolicy fabryki nie są nieskończone, więc zatrudniający musieliby sobie z tym jakoś radzić. Poza tym jak ktoś potrzebuje specjalisty to tym bardziej będzie musiał go szukać na większym obszarze. To by przy okazji znakomicie wpłynęło na uspołecznienie zatrudniających (określenie pracodawca w odniesieniu do zatrudniającego faktycznie jest krzywe), bo musieliby się zainteresować tym, ile czasu pracownicy marnują na dojazdy. I być może zastanowić się, czy umieszczanie firmy w najbardziej zakorkowanym punkcie miasta jest najlepszym rozwiązaniem. Itd., itp.

  102. @amplat

    „Ten cały „test przedsiębiorcy” wystarczyłoby żeby się składał z jednego pytania: o ptu.”

    A co, jak ktoś nie jest VATowcem? Ja np. nie jestem, bo nie muszę, a pytania o jakiekolwiek głębsze technikalia bym pewnie oblał, bo wszystko za mnie robi księgowa, którą wynająłem właśnie po to, żebym nie musiał o tym myśleć.

    Jak dla mnie powinni sprawdzać wyłącznie faktyczny charakter wykonywanej pracy, a nie jakąkolwiek wiedzę.

  103. W mojej branży test przedsiębiorcy byłby stosunkowo prosty: czy ktoś współpracuje z różnymi redakcjami (zleceniodawcami), czy wszystkie faktury wystawia jednej firmie. W tym pierwszym przypadku to śmieciówka, w drugim autentyczna freelancerka.

  104. @wo
    Podobnie jak kolega rozowyguzik sprawy księgowe oddaję księgowej (aby pitem oddać cesarzowi, co cesarskie), nie jestem specem w tych sprawach, ale czy kolejność w przykładzie nie została pomylona?

  105. „Test przedsiębiorcy@”
    W mojej branży (i pewnie każdej innej): już widzę jak firmy dzielą się na dwie, aby swoim jednoosobowym wyrobnikom na DG proponować w miesiące parzyste fakturę na Spółka A a w nieparzyste na spółka B. Albo po dwie faktury w każdym miesiącu, wsio rawno.

  106. „Czy czas dojazdu do pracy powinien być wliczany do czasu pracy?”

    Tak.

  107. @robert osowiecki: Przecież wystarczy wziąć kryterium przynależności do tej samej grupy kapitałowej, żeby zapobiec takim sztuczkom.

  108. @airborell
    MiŚ-ki raczej nie tworzą grupy kapitałowych, a i dla dużych raczej nie będzie problemu powołanie formalnie niezależnej spółki.

  109. @airborell
    „Przecież wystarczy wziąć kryterium przynależności do tej samej grupy kapitałowej, żeby zapobiec takim sztuczkom.”

    Przy czym tutaj kłania się kwestia zintegrowania różnych baz danych o których była mowa wcześniej, a mianowicie że taki test wymagałby porównania danych z JPK (ilość faktur w miesiącu) z danymi z KRS (grupy kapitałowe) i pewnie jeszcze kilku innych baz. Jeżeli mówimy o analizie 2m+ JDG to musiałoby się to odbywać automatycznie czyli jakiś system którego zakładam może obecnie nie być, choć chętnie się przekonam że jest inaczej. No i oczywiście nie jest powiedziane, że jak ktoś fakturuje dwie firmy z tej samej grupy kapitałowej to od razu nie jest przedsiębiorcą.

  110. @Robert Osowiecki
    „W mojej branży (i pewnie każdej innej): już widzę jak firmy dzielą się na dwie, aby swoim jednoosobowym wyrobnikom na DG proponować w miesiące parzyste fakturę na Spółka A a w nieparzyste na spółka B. Albo po dwie faktury w każdym miesiącu, wsio rawno.”

    Takie bieda-przekręciki może robić firma PPHU Transinterjanuszrobert, ale nie poważne przedsiębiorstwo (choćby w formie spółki zoo). Firmy januszowe i tak będą fruwać poniżej radaru różnych funkcji kontrolnych, należy się do tego przyzwyczaić i być może obejmować je jakimiś rozliczeniami ryczałtowymi czy liniowymi. Historia kapitalizmu pokazuje, że jeśli PPHU Transinterjanuszrobert będzie się chciało naprawdę rozwijać, a w efekcie np. zatrudnić kilkaset osób, na dalszą metę nieuniknione jest przeszktałcenie się w normalną spółkę kapitałową, akcyjną czy zoo. Relacjonowana niedawno przez tabloidy „wojna o Drutex” pokazuje, co się dzieje, gdy firma zbyt długo działa na zasadzie „prezes z rodziną”.

  111. @Robert Osowiecki
    „i dla dużych raczej nie będzie problemu powołanie formalnie niezależnej spółki.”

    Problemu – nie. Ale to po prostu będzie zwiększać inne koszty (HRu, księgowości itd.).

  112. Witam wszystkich. Czytam komentarze i tak się zastanawiam:

    @grupa kapitałowa
    Rozumiem, że jak w jednym miesiącu robię projekt dla VW, a w drugim dla Audi [1] to nie przechodzę testu? To przykład jeden z wielu, jaki można podać bez większego googlowanie. Duże firmy w naturalny sposób mają największe zapotrzebowanie na JDG, często są też podzielone. A prawnik, programista, analityk (czy kogo tam jeszcze mogą potrzebować) którzy wykonują dla nich zlecenia są moim zdaniem czystą JDG, w odróżnieniu od przywoływanych tutaj sprzątaczek czy dentystów.

    [1] https://en.wikipedia.org/wiki/Volkswagen_Group

  113. @Michał
    „Tat”.

    O, dziękuję, ktoś jednak się zainteresował.

    @duże firmy
    Zdaje się, że duże firmy zatrudniają działaczy tylko/głównie przez pośredników. I jest im całkowicie obojętne jak pośrednicy rozliczają się z działaczami. A jak chcą jednak mieć pracownika u siebie, to mu proponują umowę o pracę. Tak przynajmniej w mojej okolicy robi Nordea, Jepessen i parę innych. Inne duże firmy po prostu z zasady zatrudniają na umowę o pracę i nie bawią się w januszowanie. Ale być może dotyczy to tylko dużych firm z kapitałem z krajów cywilizowanych.

  114. @api
    „Rozumiem, że jak w jednym miesiącu robię projekt dla VW, a w drugim dla Audi [1] to nie przechodzę testu?”

    To są spółki z osobnymi HR-ami i księgowościami. Ja mam prostszy przykład z własnego życia: inacej się rozliczam z Agorą, inaczej z TOK FM (to są odrębne podmioty, które mają np. inny NIP). Duże spółki mają różne powody, żeby powoływać spółki-córki, ale dla tego typu przekrętu to by się nie opłacało.

  115. @test przedsiębiorcy
    Ciekawe co w przypadku, gdy ktoś jest działaczem, pracuję dla jednej firmy „dla chleba”, a jednocześnie w ramach działalności samodzielnie pracuje nad własnym projektem, który być może kiedyś uda się zmonetyzować? Nie jest przedsiębiorcą?

  116. @bartol
    Jest w tej drugiej działalności. Przecież tak jak można być na dwóch różnych etatach w różnych instytucjach, tak samo można mieć etat i działalność. To częsty scenariusz w świecie akademickim (informatyk, któ®y wykłada na uniwerku + ma firmę konsultingową).

  117. @Januszowanie i JDG

    Jeśli chodzi o dowód anegdotyczny i przypadek optymalizacji dla młodych zdolnych z IT, to np. moja firma nie pozwola na to, żeby będąc zatrudnionym u nich na etacie przechodzić na rozliczenie w formie JDG, bo jak to ustami menadżero zakomunikowała: „fiskus może się przypieprzyć, podobno na takie przejścia zwracają uwagę”, „teraz mamy taki klimat polityczny”.

    Tak więc w przypadku młodych optymalizujących i ich wspólnej umowy z pracodawcą na dymanie fiskusa jestem w stanie uwierzyć, że naprawdę niewiele trzeba (a nawet wystarczy odpowiedni „klimat”), żeby to zatrzymać.

  118. @kosmaty
    „To by rozwiązało tyle problemów… Czy ktoś ma zbliżone rozwiązanie w programie? Bo nawet chyba Razemki skupiają się głównie na dokładaniu podatków UoP i powiększaniu „kary” za nie przejście na B2B.”

    Co zabawne, Platforma miała. Przed wyborami 2015 Minister Szczurek miał projekt który zakładał ujednolicenie wszystkich świadczeń do jednego, które w dodatku miało całkowicie zlikwidować klin podatkowy – czyli jak masz minimalne dochody to nie płacisz podatku ani składki, niezależnie od formy. Czyli zasadniczo tak jak jest w „normalnych krajach” (wiem na pewno, że we Francji tak to działa).
    Fakt, że nie wymyślili tego kadencję wcześniej, jest jednym z moich smutków, bo to był naprawdę dobry pomysł.

  119. @bartolpartol – dojazdy i czas pracy

    Ale jak by to miało wyglądać? Pracownik przed podpisaniem by mówił, ile mu to zajmie i to by się doliczyło? Czy np po zmianie miejsca pracy pracodawca nagle by miał pracownika „więcej pracującego” – bo dojeżdżającego dalej?
    W takim wydaniu – to by było bezsensu.
    Rozważałbym „zryczałtowane godziny na dojazd do pracy” – gdyby w Polsce był poważny problem (wydaje mi się, że nie ma, ale mogę się mylić) z wzywaniem pracowników na krótkie okresy do pracy (np na 3-4 godziny wzmożonego ruchu).

  120. @krzloj

    „Tak więc w przypadku młodych optymalizujących i ich wspólnej umowy z pracodawcą na dymanie fiskusa jestem w stanie uwierzyć, że naprawdę niewiele trzeba (a nawet wystarczy odpowiedni „klimat”), żeby to zatrzymać.”

    Była taka dość słynna (przynajmniej w światku warsiawskiego korpo IT) sprawa za czasów Tuska jak nieistniejące już hape podpadło panu Donaldowi nie chcąc się dalej zgadzać na jakieś siupy w agencji restrukturyzacji rolnictwa (nie znam szczegółów o co konkretnie chodziło) i poszedł mesydż by im domiar dowalić, do hape zawitały wszystkie możliwe służby państwowe z CBŚ włącznie, a szczególnie inspekcja pracy, skontrolowali ich na wszystkie możliwe strony i dowalili jakieś miliony kar, podobnież najwyższe kary w historii polskiego pipu. Także nie dziwię się że jakakolwiek szanowana duża firma nie chce się w takie machloje bawić. Albo pracujesz i masz etat albo biorą podwykonawców ale instytucjonalnych, nie JDG.

  121. @embercadero
    HP akurat w wielu krajach, również w Polsce, smarowało grubą kasę za kontrakty. Nie pamiętam jak to wyszło, ale wyszło, że korumpowali w kilku krajach i wpływali na przetargi.
    Lepiej więc przywołać konkretnie kiedy to było, bo może akurat to jedna i ta sama sprawa.

  122. @haddr

    Nie oni jedyni, ibma czy siemensa też gdzieś-kiedyś złapali na gorącym uczynku. Duże zamówienia publicznne w IT to wszystko jeden kant. Ale z powodu korupcji nie robi się firmie totalnego czesania typu czy płaci kodeksowo nadgodziny itp. Wieść gminna na Mordorze niosla w każdy razie że powodem ponadnormatywnych kontroli było podpadnięcie rządowi. A kiedy to było? Przecież nie pamiętam. Na pewno za Tuska, z 10 lat temu pewnie. Chodzi mi raczej o to że od tamtej pory każdy HR na mordorze o tym kejsie na pewno słyszał. I dziesięć razy się zastanowi zanim pozwoli na machloje. Po co mu to.

  123. @bartolpartol – dojazdy i czas pracy

    „Ale jak by to miało wyglądać? Pracownik przed podpisaniem by mówił, ile mu to zajmie i to by się doliczyło?”

    Proste – czas dojazdu pracownika sezonowego z Ukrainy na _pole_ liczymy od miejsca jego zamieszkania (barak przy polu – po wprowadzeniu tego rozwiązania, zakładam że będą stawiane _na samym polu_). Czas dojazdu prezesa/specjalisty spod warszawskiej wilii/osiedla też liczymy… od miejsca zamieszkania!

    Niestety nasze pragnienia, nawet jeśli mamy najlepsze intencje, kształtowane są przez klasę :/

  124. @embercardo

    „Także nie dziwię się że jakakolwiek szanowana duża firma nie chce się w takie machloje bawić. Albo pracujesz i masz etat albo biorą podwykonawców ale instytucjonalnych, nie JDG.”

    Aż tak dobrze nie jest (przynajmniej nie u mnie), bo koledzy z biurek obok, wykonujący pracę pod nadzorem, w siedzibie firmy i nie ponoszący za tą pracę bezpośredniej, ekonomicznej odpowiedzialności są na JDG. Inny przykład: ostatnio w GW wyciągnął (Rozwadowska?), że w Comarchu zatrudnia swoich programistów na miejscu przez agencję z Libanu, więc twoją opinię uzupełniłbym o to, że w jakie machloje bawi się firma zależy ~głównie~ od klimatu.

  125. @krzloj
    No weź, ale przecież Comarch to od zawsze jest wręcz symbol wąsactwa i januszostwa. Po nich spodziewałbym się akurat absolutnie wszystkiego. Nie mówiłem o firmach polskich, bo jeszcze nie słyszałem o takiej która nie byłaby mniej lub bardziej wąsata, tylko o międzynarodowych korporacjach.

  126. @krzloj
    „ostatnio w GW wyciągnął (Rozwadowska?),”

    No jak „ostatnio”, to na pewno nie Rozwadowska. Nie pisze od początku pandemii.

  127. @WO
    „No jak „ostatnio”, to na pewno nie Rozwadowska. Nie pisze od początku pandemii.”

    A co się stało? :O

  128. @siadczyk
    „Ale jak by to miało wyglądać? Pracownik przed podpisaniem by mówił, ile mu to zajmie i to by się doliczyło? Czy np po zmianie miejsca pracy pracodawca nagle by miał pracownika „więcej pracującego” – bo dojeżdżającego dalej?”

    No jakoś tak. Średni czas dojazdu z uwzględnieniem korków itp. Sądzę, że to do ogarnięcia jest. Teraz pracodawca ma gdzieś ile ludzie dojeżdżają do pracy. Otworzy firmę w najbardziej zakorkowanej dzielnicy miasta, bo reprezentacyjnie, albo gdzieś w krzakach, bo tanio. A ludzie się męczą.

    8-godzinny dzień pracy, to 8 godzin poświęconych na pracę, a nie 8 + ileśtam na dojazdy.

    Zresztą, jestem pewien, że po wprowadzeniu wliczania czasu dojazdu do godzin pracy nagle by się okazało, że jednak jest problem z komunikacją w miastach i trzeba coś z tym pilnie zrobić. Pracowników wszyscy mają w dupie, ale biznesu jakoś nie, a biznes zacząłby głośno drzeć mordę, że przez nieudolnych urzędników ludzie za długo dojeżdżają do pracy.

    Utopia? W jakimś stopniu tak, szczególnie w dzikich krajach, ale zmiany biorą się z myślenia o rzeczach niemożliwych, a nie z akceptowania tego jak jest, bo i tak nic się nie da.

  129. @bartolpartol
    W tych odrobinę mniej dzikich krajach może nie wlicza się czasu dojazdu do czasu pracy, ale jednak jakieś ograniczenia na biznes się nakłada. A to nie może się zlokalizować gdzieś w krzakach, lecz gdzieś w pobliży węzła zbiorkomu. A to musi opracować jakiś plan mobilnościowy dla swoich pracowników i klientów. W Polsce czasami widzimy import tego drugiego w postaci dawania bonusów za dojazd rowerem. Poza tym jesteśmy ostoją wolności.

  130. @śmiecioówki w IT
    Koledze kilka firm wymienionych w artykule Rozwadowskiej [1] złało się w jedną. Firmą od egzotycznych śmieciówek jest Cisco, które chyba w ogóle w Krakowie nie zatrudnia na etat. Znajomy opisywał, że szef, w odpowiedzi na naciski w tej sprawie, obiecywał etat za X miesięcy, a w czasie X-1 następowała zmiana szefa i powtórka cyklu.

    @czas dojazdu
    Przy ostatniej zmianie pracy mam w kontrakcie klauzulę, że muszę mieszkać w odległości 90 minut dojazdu do biura, z automatycznym wypowiedzeniem, gdybym po pół roku nie miał odpowiedniego adresu. Wliczanie dojazdu do godzin pracy przełoży się na podobne zapisy. Problem jest poważny, ale dotyka raczej pracowników fizycznych, którzy są zwożeni w nocy busami, a nie pracowników biurowych.

    [1] – https://wyborcza.pl/7,155287,25496930,placac-wyzsze-podatki-niz-prezes-comarchu-czulbym-sie-jak-frajer.html

  131. @bartolpartol
    „No jakoś tak. Średni czas dojazdu z uwzględnieniem korków itp. Sądzę, że to do ogarnięcia jest. Teraz pracodawca ma gdzieś ile ludzie dojeżdżają do pracy. Otworzy firmę w najbardziej zakorkowanej dzielnicy miasta, bo reprezentacyjnie, albo gdzieś w krzakach, bo tanio. A ludzie się męczą.”

    To się trochę kupy nie trzyma. Gdzie są te drogie nie-reprezentacyjne dzielnice? Albo tanie z dobrym dojazdem? Czy naprawdę istotne zjawisko lokalizowania się w źle (tzn gorzej niż jakaś dostępna alternatywa) skomunikowanych miejscach istnieje?
    Jeśli chodzi o BKŚ to lokalizacja już teraz jest istotna i pojawia się w ofertach o pracę (centralna lokalizacja z dobrym dojazdem, bla bla). Jeśli chodzi o handel i produkcję, to raczej nie zaczniesz ich przenosić w dobrze skomunikowane miejsca „bo tak”. A jak to będzie działało pokazują podwyższone koszty przychodu dla mieszkających poza miejscowością przy braku meldunków. Sporo ludzi zgłasza miejsce zameldowania (czyli pewnie gdzieś u rodziców, bo coraz mniej ludzi się przemeldowuje) a nie zamieszkania. A pracodawca nie ma tego jak zweryfikować.
    Poza tym wtedy biorę pracę na najodleglejszym zadupiu i wreszcie nadrabiam zaległości książkowe!

    „A to nie może się zlokalizować gdzieś w krzakach, lecz gdzieś w pobliży węzła zbiorkomu.”

    Z moich obserwacji w PL to właśnie tam powstają duże kompleksy biurowców… Problem co najwyżej z ilością dostępnego „dobrze skomunikowanego” obszaru.

  132. @kosmaty
    „Jeśli chodzi o BKŚ to lokalizacja już teraz jest istotna i pojawia się w ofertach o pracę (centralna lokalizacja z dobrym dojazdem, bla bla).”
    i
    „Z moich obserwacji w PL to właśnie tam powstają duże kompleksy biurowców… Problem co najwyżej z ilością dostępnego „dobrze skomunikowanego” obszaru.”

    Owszem, ale w godzinach szczytu albo stoisz w dzikim korku (samochodem lub autobusem), albo nie jesteś w stanie wsiąść do kolejki/tramwaju/autobusu, bo tylu ludzi chce jechać. To dotyczy m.in. największego centrum biurowego Trójmiasta na Przymorzu. Pod oknami kolejka i główna miejska arteria (swoją drogą z chyba 2 autobusami na godzinę w szczycie, hell yeah), niedaleko tramwaj i trochę dalej kolej metropolitalna. Ale w godzinach szczytu jest totalne kongo i korki takie, że nic nie jedzie. Do kolejek, autobusów i tramwajów trudno wsiąść.

    „Jeśli chodzi o handel i produkcję, to raczej nie zaczniesz ich przenosić w dobrze skomunikowane miejsca „bo tak”.”

    Zaczniesz, jak będziesz musiał ponosić koszty dojazdu pracowników. Albo sam zaczniesz pracowników wozić.

    „Sporo ludzi zgłasza miejsce zameldowania (czyli pewnie gdzieś u rodziców, bo coraz mniej ludzi się przemeldowuje) a nie zamieszkania. A pracodawca nie ma tego jak zweryfikować.”

    Nie wiem. Może zapis w kodeksie pracy, że podanie złego adresu jest przestępstwem większość potencjalnych kombinatorów ostudzi.

  133. @self
    Zapomniałem dodać, że umiejscowienie firmy w dobrze skomunikowanym miejscu nie oznacza, że się szybko do pracy dojedzie i z niej wyjedzie. W związku z tym, tak jak jak napisałem wcześniej, określenie czasu potrzebnego na dojazd do pracy powinno uwzględniać nie tylko odległości, ale też porę dnia, od której prędkość przemieszczania się bardzo mocno zależy.

  134. @komunikacja i biurowce
    Wszystkim z Warszawy polecam przejechać się ok. 7.00 – 8.00 rano metrem na Wierzbno i spróbować wsiąść do tramwaju w stronę Mordoru. (Wszyscy jojczą – słusznie – na różne stojące Domaniewskie, a przecież korzystanie ze zbiorkomu tamże również dostarcza szczególnych wrażeń).

    Lekarstwo jest jedno – rozrzucenie biurowców po mieście i tworzenie zabudowy mieszanej.

    @wliczanie dojazdów do czasu pracy
    Oczywiście, że powinny być wliczane (np. jakoś ryczałtowo wg jakichś sensownych parametrów). Natomiast w mojej firmie mówi się odtatnio również obonusach dla pracujących z domu (bo to też jakieś tam koszty dla pracownika, no i jest taniej).

  135. @Michał
    „nagle wszyscy mają tyle pytań i wątpliwości, które nie istniały w świadomości gdy był to problem pracownika”

    Hahaha, dokładnie. Ale przynajmniej jest szansa, że sobie uświadomią, że problem nie jest ani wydumany, ani trywialny.

    @s.
    „Lekarstwo jest jedno – rozrzucenie biurowców po mieście i tworzenie zabudowy mieszanej.”

    Albo na jakimś wygwizdowie z doskonałą, wydajną i szybką komunikacją. Tak czy siak, duże galerie handlowe i skupiska biurowców niszczą miasta w sposób koszmarny. I to będzie bardzo trudne do naprawienia.

    „Natomiast w mojej firmie mówi się odtatnio również obonusach dla pracujących z domu (bo to też jakieś tam koszty dla pracownika, no i jest taniej).”

    To swoją drogą. Nie dość, że pracownik prądu i kawy nie pochłania (oraz wielu innych kosztów nie generuje), to jeszcze można ograniczyć powierzchnię biurową. Za to te koszty pracownik bierze na siebie pracując z domu. Ale też nie wydaje na dojazdy. Ja pewnie wychodzę na zero. A już na pewno jestem do przodu czasowo, bo 1,5 godziny dziennie niezmarnowane na dojazdy to ogromny plus.

    Firma, w której pracuję przechodzi właśnie ewolucję: z ogólnej niechęci do pracy zdalnej, przez totalną pracę zdalną, do hybrydy. Tymczasem zespoły spotykają się w biurze raz w tygodniu, docelowo ma być 3 dni w biurze, 2 z domu. Ja pracuję na 4/5 etatu, bo lubię mieć 3-dniowe weekendy, więc pewnie będę pracował 2 na 2, choć może uda mi się zostać przy 1 na 3. To oczywiście dla chętnych, bo są tacy, co z rodziną nie dają rady i wolą przyjść do fabryki. Na razie o hot-deskach nie ma mowy, ale kto wie.

  136. @bartolpartol
    Każda sprawna komunikacja w końcu się zatka jeżeli tych biurowców urośnie dostatecznie dużo (z rozmów z warszawiakami o długim stażu wnioskuję, że jak Służewiec był jeszcze Przemysłowy to jeździło się tam nienajgorzej, nie jest też tak, że tam nie przybywa infrastruktury). Poza tym fajnie jest móc wyskoczyć czasem z roboty i np. coś załatwić na mieście. Do tego jeszcze względy urbanistyczne, infrastruktura na tym wygwizdowie itd chyba lepiej wyszlibyśmy na sensownym rozplanowaniu naszych miast.

  137. Sprawna komunikacja jest horrendalnie droga w budowie i utrzymaniu. Zabudowa mieszanego przeznaczenia ma celu to, żeby owa komunikacja nie była robiona tylko pod obsługę przyjazdu wszystkich na godz. 8 i ich wyjazdu o godz. 16 (lub odwrotnie).

  138. @s. i Lolek
    Ależ ja się z Wami absolutnie zgadzam, że w miastach nie powinno być ściśle wyodrębnionych, dużych enklaw biurowych/produkcyjnych/handlowych, bo to czyste zło na wielu poziomach. Że zabudowa powinna być mieszana funkcyjne i umożliwiać możliwie równomierne rozproszenie mieszkańców i pracowników. I z tym, że dobrze jest mieć gdzie z biura wyskoczyć w trakcie pracy, a nie tylko do fabrycznej kantyny. Tak powinno być.

    Ale z dwojga złego wolę kompleks poza miastem niż w mieście, bo przynajmniej po mieście da się wtedy sensownie poruszać. A jak ludziom nie będzie się chciało stać w korkach dojeżdżając do kompleksu, to poszukają pracy w mieście i kompleks ostatecznie wyludni się częściowo i przestanie być problemem. Lub padnie ku chwale ojczyzny.

  139. @bartolpartol
    „zabudowa powinna być mieszana funkcyjne i umożliwiać możliwie równomierne rozproszenie mieszkańców i pracowników.”
    Sensownie rozplanowanie zawsze ma sens, ale w molochu takim jak Warszawa należy liczyć się z klątwą: „Będziesz miał niezłe mieszkanie i w miarę satysfakcjonującą pracę, ale na pewno na przeciwnych krańcach miasta”

    „Ale z dwojga złego wolę kompleks poza miastem niż w mieście, bo przynajmniej po mieście da się wtedy sensownie poruszać.”
    Wątpię. W takim molochu na wygwizdowie będą pracować ludzie z całego miasta i zablokują całe miasto dojazdem do pracy.

    „poszukają pracy w mieście”
    W obecnych realiach, także w Warszawie, priorytety to: 1. znaleźć jakąś pracę, 2. odpowiednio płatną… a rodzaj dojazdu nie jest już nawet trzeciorzędny.

  140. @biura vs korki
    To sobie koledzy teraz wyobraźcie że w tej chwili wkoło ronda Daszyńskiego i w najbliższej okolicy buduje się lub już istnieje więcej m2 biur niż jest w całym mordorze. I owszem, część pracowników do tych biur dojedzie metrem/tramwajem, które jednakowoż też mają swoje limity o czym świadczy sławny wspominany już tu tramwaj na Wierzbno. Ale istotna część BKŚów będzie czuła przymus przyjechania do pracy samochodem. Na Towarową. Ja sobie tego przyznam nawet nie umiem wyobrazić.

  141. @bartolpartol
    Czas pracy – czas dojazdu

    1. Zakładam, że chodzi nie tyle o wliczanie czasu dojazdu do czasu pracy co wypłacanie ekwiwalentu za ten czas. Literalne traktowanie czasu dojazdu jako czasu pracy miałoby daleko idące konsekwencje (normy dotyczące dobowego odpoczynku, ograniczenia osób niepełnosprawnych) – pracodawca by się zajechał jakby miał grafiki pracowników tworzyć uwzględniając czas dojazdu (powiedzmy, że uśredniony – ale by trzeba bylo jakieś normy wprowadzić, pytanie czy uwzgledniające sposób poruszania się? czy pracownik jedzie zbiorkomem czy rowerem czy samochodem?).
    2. Płacenie za dojazd byłoby problematyczne jeśli pracownik zmieniający miejsce zamieszkania miałby dostawać dodatkowe pieniądze w wypadku wydłużenia się czasu dojazdu. Po pierwsze pracodawcy-janusze pewnie uwzględnialiby to w swoich umowach (premia uznaniowa, którą by stosownie obniżali) ale zakładając nawet że by tak nie było: to by doprowadzało do negatywnych decyzji (wyprowadzę się na przedmieścia, bo tam mieszkanie nie tylko tańsze, ale jeszcze godzinę dłużej dojeżdżam do pracy, 20 dni*2h (dwie strony)*25 zł (godzinowa stawka netto przy 4k na rękę) będę 1000 zł do przodu. Dobra przyczyna by miasta się rozlewały.
    3. Kompleksy pod miastem to moim zdaniem jeszcze większe zło. Oczywiście, że najfajniej jest jak biura są w miarę wymieszane. Natomiast biura poza miastem to a) jeszcze większy przymus jazdy samochodem b) większe korki (bo nagle wszyscy jadą tą drogą do i z biurowców) c) usługi wokół biurowców służą tylko pracownikom (mi się zdarza jednak w Oliwskim Mordorze pójść na sniadanie, w Gdańsku usługi gastronomiczne wokół biurowców się rozwijają dość mocno).

  142. @siadczyk
    „Zakładam, że chodzi nie tyle o wliczanie czasu dojazdu do czasu pracy co wypłacanie ekwiwalentu za ten czas”

    Otóż nie. Chodzi o wliczenie. Idea jest taka, żebyś na robotę poświęcał 8 godzin dziennie brutto, a nie 8 + dojazdy. 8 godzin na życie, 8 na spanie, 8 na pracę dziennie. W dni powszednie oczywiście.

    „to by doprowadzało do negatywnych decyzji (wyprowadzę się na przedmieścia, bo tam mieszkanie nie tylko tańsze, ale jeszcze godzinę dłużej dojeżdżam do pracy, 20 dni*2h (dwie strony)*25 zł (godzinowa stawka netto przy 4k na rękę) będę 1000 zł do przodu. Dobra przyczyna by miasta się rozlewały.”

    No, pracodawca mógłby powiedzieć, że go na Ciebie nie stać. A jeśli nie miałby wyjścia (innych chętnych do pracy), to by nie miał wyjścia, albo zwinąłby interes. W końcu mamy swobodę prowadzenia działalności gospodarczej, nie?

    „Kompleksy pod miastem to moim zdaniem jeszcze większe zło…”

    OK, faktycznie macie (Ty i paru Twoich przedpiszców) rację.

  143. @bartolpartol
    „No, pracodawca mógłby powiedzieć, że go na Ciebie nie stać. A jeśli nie miałby wyjścia (innych chętnych do pracy), to by nie miał wyjścia, albo zwinąłby interes. W końcu mamy swobodę prowadzenia działalności gospodarczej, nie?”

    Czy dyskryminacja ze względu na odległość zamieszkania byłaby dopuszczalna?
    No i faktycznie to silna motywacja do jeszcze większego rozlewania się miast i hodowli „suburbi”.

  144. @kosmaty
    „Czy dyskryminacja ze względu na odległość zamieszkania byłaby dopuszczalna?”

    Czy dyskryminacja ze względu na wymagania finansowe jest dopuszczalna?

    „No i faktycznie to silna motywacja do jeszcze większego rozlewania się miast i hodowli „suburbi”.”

    Nie widzę związku. Ja tam wolę siedzieć w robocie niż w korku w samochodzie lub w dzikim tłoku w zbiorkomie.

  145. @bartolpartol
    No wrzucenie czasu dojazdu do czasu pracy moim zdaniem jest niewykonalne. To znaczy, że jeden pracownik przychodzi na 8h, drugi na 630 a inny na 7.30 (zakładając kwant pół godzinny) w przedsiębiorstwach gdzie jest praca zmianowa, większe współdziałanie – IMHO pracodawca by się zajechał organizując pracę tak by firma działała, każdy pracował tyle ile może i jeszcze przestrzegał norm dobowego odpoczynku. A i w zwykłej pracy biurowej – pojawiałyby się niesnaski (kto ile pracuje itp).
    Jak dodamy do tego normy pracy dla niepełnosprawnych, zakaz nadgodzin dla pewnych grup pracowników – problemów robi się multum.

    Jeszcze inna rzecz, że trudno kontrolować deklaracje pracownika (mieszkać będę dalej w Gdańsku, ale powiem, ze się przeprowadziłem i będę dostawać X kasy więcej) – nie chciałbym dać pracodawcy prawa śledzenia mnie i sprawdzania gdzie faktycznie nocuję.

    Jeśli pracodawca miałby móc zwolnić pracownika z powodu dłuższego dojazdu (bo mu dojazdy dłuższe się zrobiły i się mu nie opłaca dalej zatrudniać) – to przecież teraz pracownik w każdej chwili może też zażądać podwyżki i w razie czego się zwolnić. Jeśli by strony mogły wtedy uznać „ok to ja rezygnuje z dłuższego dojazdu/deklaruje krótszy dojazd” – to mamy poważny wyłom w zasadzie, ze nie można rezygnować z wynagrodzenia za pracę (b. słusznej zasady chroniącej pracowników).

  146. @bartolpartol
    No i IMHO problemy są tak duże, że to rozwiązanie po prostu jest złe. Kłopoty są znacznie większe niż potencjalne zyski.

  147. @siadczyk
    „Kłopoty są znacznie większe niż potencjalne zyski.”

    No przecież zyskiem jest to, że ludzie będą na pracę poświęcać 8 godzin, a nie więcej (np. 9,5 – 10 tak jak ja). Kłopoty to przy tym pikuś. No, ale tu trzeba zacząć myśleć o pracownikach, a nie o biznesie, który i tak sobie poradzi, jak nie będzie miał wyjścia.

  148. @bartolpartol

    Raczej by mieli nadgodziny (bo pracodawcy byłoby trudno organizować pracę w miejscach otwartych „od do”) ewentualnie by nie byli zatrudniani ludzie mieszkający dalej. Mniejszy biznes nic więcej by nie mógł zrobić.
    Duży biznes – cóż na zasadzie SF można by sobie wyobrazić rozkwit „domków robotniczych” – chcesz u nas pracować? O to opcja mieszkania koło biura. Legal-SF jestem w stanie wyobrazić sobie wylobbowany zapis w kodeksie pracy „czas dojazdu dolicza się do czasu pracy, chyba, że pracodawca zaproponuje pracownikowi możliwość zamieszkania we wskazanym lokalu, w takim wypadku czas dojazdu liczy się od zaproponowanego przez pracodawcę lokalu”. „Mieszkania dla BKŚ koło Mordoru” – to nawet ciekawa wizja 🙂

  149. @API
    Gdybyś klepał kod dla VW i Audi, to prawdopodobnie byś był zatrudniony na UoP w firmie, której nazwa zaczyna się od H. Problem solved.

    @zryczałtowane dojazdy
    Jak już ktoś zauważył, pandemia pokazała że wcale nie trzeba BKŚ-ów zaganiać do biur by mogli wykuwać PKB. Praca zdalna, z konieczności, sprawdziła się i są firmy, które już optymalizują powierzchnie biurowe przy okazji mniej lub bardziej przerzucając koszty utworzenia stanowiska pracy na pracowników (są firmy, które zasponsorują krzesło biurowe czy wypożyczą monitory, ale np o dopłacie do abonamentu za Internet jeszcze nie słyszałem, a zaraz może się okazać, że do wygodniej pracy zdalnej trzeba będzie sięgać po droższe pakiety „dla firm”). Pewnie zakończy się to jakąś wersją hot-deskingu lub hybrydy typu: kto chce, pracuje z domu, kto chce z biura, a pożądanym jest, żeby przynajmnije raz-dwa razy na tydzień odmeldował się w siedzibie firmy. Natomiast są też firmy, które wożą swoich pracowników wynajętymi autobusami i dotyczy to nie tylko pracowników fizycznych. Choć to raczej te, które mają fabryki czy biura na obrzeżach miasta.

  150. Przepraszam za kolejny post, ale zapomniałem jeszcze o jednej rzeczy.

    @Zefir
    O ile dobrze pamiętam, to jednolity podatek min. Szczurka nie likwidował dualizmu „frajerzy płacą progresywny”/”kwiat przedsiębiorczości zostaje na płaskiej stawce” i to jeszcze przy zaostrzeniu progresji (co do którego nie mam nic przeciw, póki nie tworzy się takich wytrychów). A pamiętam to akurat całkiem dobrze, bo wkurw jaki mnie ogarnął wtedy prawdopodobnie doprowadziłby mnie do przejścia dla przedsiębiorczą stronę mocy, gdyby ten projekt rzeczywiście stał się faktem.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.