Od kiedy „Piąteczek” zawieszono na wakacje, odczuwam brak platformy na rekomendacje popkulturowe. Dopóki (o ile) mnie nie odwieszą, będziecie je musieli znosić tutaj.
A więc: jeśli ktoś jeszcze szuka fajnego wakacyjnego czytadła kryminalnego, rekomenduję cykl o komisarz Ninie Warwiłow Jędrzeja Pasierskiego. Stosunkowo niedawno wyszedł trzeci tom, „Czerwony świt” – wciągnęło mnie na tyle, że mam nadzieję, że będą następne.
Jak z Harrym Holem, można czytać w dowolnej kolejności, sugeruję jednak czytanie w kolejności wydawania. Niezależnie od poszczególnych intryg kryminalnych, rozwiązujących sie w obrębie pojedynczego tomu, w tle mamy „story arc” z zagadką samej pani komisarz.
Dlaczego ona właściwie ma rosyjskie nazwisko? Ona sama tego nie wie.
Pozornie wie: to nazwisko jej ojca. Tylko że wszystko wskazuje na to, że nieprawdziwe.
Aleksander Sergiejewicz Warwiłow to człowiek-enigma. W niejasnych okolicznościach przeniósł się z ZSRR do PRL i podjął pracę w w wiadomym resorcie. Przy takich ludziach wszystkie elementy tożsamości mogą być legendą i przykrywką.
Jak wynika z retrospektyw był złym, tyranizującym ojcem. Dziś jest starcem na progu grobu, który albo jest pijany, albo pod narkozą w szpitalu, ciężko się więc z nim rozmawia. Córka ma przez niego porypaną psychikę i miota się między odrzuceniem a wybaczeniem – nie chce mieć nic wspólnego z tym, co on sobą reprezentował, i dlatego oczywiście wybrała zawód policjantki.
Ten poboczny wątek się rozwija nieśpiesznie. Nie jestem nawet pewien, czy sam Pasierski już to wszystko wymyślił, czy tylko improwizuje z tomu na tom. Czegoś tam Nina Warwiłow przez te trzy tomy już się o sobie dowiedziała, ale nadal nie zna odpowiedzi na podstawowe pytania.
Zagadki kryminalne, które rozwiązuje, są uczciwie przemyślane. Pasierskim zachwyciłem się już przy debiutanckim „Domu bez klamek”. Była to wariacja na temat bodajże najstarszego schematu opowieści kryminalnej, czyli „zagadki zamkniętego pokoju”. Z taką modyfikacją, że tym pokojem jest oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego.
Wydarzyła się zbrodnia, która nie miała prawa się wydarzyć. Przecież sala jest pod nadzorem. A jednak…
Obiecuję, że rozwiązanie zagadki nie będzie w stylu „to kosmici!”. To uczciwy kryminał, nie powstydziliby się go mistrzowie gatunku.
„Czerwony świt” to wariacja na temat innego klasycznego motywu, doprowadzonego do mistrzostwa przez Agathę Christie, w Polsce spastiszowanego przez Joannę Chmielewską, czyli „wszyscy jesteśmy podejrzani”. Grupa przyjaciół wesoło razem imprezuje, a o świcie okazuje się, że jedna osoba się zezgonowała całkiem dosłownie.
Na pierwszy rzut oka każdy ma alibi, bo bawili się razem. Ale i nikt go nie ma, bo znikali sobie z oczu na minutę czy dwie.
Byli zgraną paczką od dzieciństwa, więc motywu nikt nie miał. Jak poskrobać dokładniej – jakiś motyw miał każdy, jak to między przyjaciółmi bywa.
Do imprezy dołączyła Tajemnicza Nieznajoma, która ulotniła się tuż przed zbrodnią. Teraz goście nawet nie mogą sobie przypomnieć, jak się nazywała i kto ją właściwie zaprosił. Ale to wszystko się wyjaśni, oj wyjaśni.
Najmniej mi się podobały „Roztopy”. Tam mieliśmy zbrodnię w kręgu mieszczuchów, którzy postanowili „rzucić to wszystko i wyprowadzić się w góry”. Intryga tam wydawała mi się nieprzekonująca i źle skonstruowana.
Jak wielu Warszawiaków, mam w głowie tabelkę, ile się tu zarabia na jakim stanowisku. Nie lubię, gdy „excel mi się nie zgadza” – a pewne liczby w „Roztopach” nie miały sensu. I tyle o nich.
Teraz jednak w „Roztopach” widzę drugi tom fajnej trylogii, jestem więc skłonny machnąć na to ręką. Nawet najsłabszą książkę o Harrym Hole (czyli oczywiście „Trzeci klucz”) też warto przeczytać dla ogólnego story arc.
W „Czerwonym świcie” jedna z postaci drugoplanowych ma brzydki warszawski odruch szacowania ceny każdego mijanego samochodu. I akurat tutaj to wścibstwo doprowadza do Przełomu W Śledztwie. Tym razem excel się zgadzał.
Porządny kryminał powinien być portretem środowiska, w którym umieszczono akcję. Warszawa Pasierskiego jest miastem ludzi, którzy nie znają swoich korzeni – bo to miasto niszczy związki. Ich, ich przodków, przodków ich przodków…
Cóż. Coś w tym jest!
Spekulatywna korekta obywatelska: przed „będzie w stylu” powinno być chyba „nie”.
No jasne, dziękuję!
Jako zupełnie niereprezentatywny promil lurkerów uprzejmie wnioskuję o nielimitowane rekomendacje. To jedno z niewielu miejsc w internecie, gdzie z chęcią haczyłbym ptaszka przy propozycji newslettera/subskrypcji/dzwoneczka/lajeczka itd itp. W życiu nie zabrałbym się za perypetie Hola, gdyby nie wyraźne rekomendacje, za które dziękuję, i czekam na wincyj.
@ „Trzeci klucz” jako „oczywiście” najsłabszy Hole
Zaraz, jakie „oczywiście”? Rozumiem, że można narzekać na przekombinowanie obu intryg (osobiście przy czytaniu bawiłem się jak dziecko i kołek do zawieszania niewiary mi nie trzasnął), ale postacie poboczne czy debiut Beate to jest sam miód. Dla mnie najsłabszy („Pancerne serce”) i najlepszy („Upiory”) Hole stoją w cyklu tuż obok siebie. Ósemka dostała u mnie czerwoną kartkę za przegadanie i oparcie fabuły na absurdalnych zbiegach okoliczności (aż zęby bolą w porównaniu z logiką i przejrzystością „Pierwszego śniegu”…). Dosyć rozczarowujący był także „Pentagram” (wtórna motywacja złola, średnio udany oniryzm), chociaż rozumiem, że scena z windą wiele wynagradza.
@pk
„Zaraz, jakie „oczywiście”? ”
Głównym podejrzanym jest – to chyba nie jest spojler – sam Harry. Oczywiście, i tak wiemy, że to nie on, no bo wiemy, że wyszły następne tomy. Więc jak się tu saspensować?
„Dla mnie najsłabszy („Pancerne serce”)”
ALEŻEKIEDYNOBOJAKTO, przecież tam jest to wspaniałe Narzędzie Mordu, a w dodatku cała ta epicka sekwencja z lawiną! Poza tym czymże debiut Beate wobec debiutu Belmana (mojej przeulubionej postaci negatywnej)…
„Dosyć rozczarowujący był także „Pentagram” (wtórna motywacja złola, średnio udany oniryzm), chociaż rozumiem, że scena z windą wiele wynagradza.”
I tu się akurat zgadzam, „Pentagram” też zaliczam do słabszych.
@WO
„Więc jak tu się saspensować?”
Wiedziałem też, że Harrison Ford przeżyje „Ściganego”, ale z nudów nie ziewałem. Mówimy o książce, w której – doliczając wątek Księcia – suspens rozgrywa się na trzech poziomach co najmniej.
„ALEŻEKIEDYNOBOJAKTO, przecież tam jest to wspaniałe Narzędzie Mordu, a w dodatku cała ta epicka sekwencja z lawiną!”
W krótszej i lepiej skomponowanej powieści to by zadziałało, jak powinno. Nie mówię, że tam nie ma dobrych pomysłów (dorzuciłbym jeszcze partie z Konga, w „Trzecim kluczu” jest z kolei Brazylia; Kaję Solness, czy spotkanie Harry’ego z pewnym więźniem). Ale Nesbo za bardzo chciał chyba napisać Kryminał Ostateczny połączony z papierowym filmem akcji. Potem jeszcze otwarcie żałował dawki brutalności w tym tomie (takie Jabłko Leopolda zbliża książkę do klimatów „Piły”). Wcześniej mamy „Pierwszy śnieg” z fenomenalnym złoczyńcą, potem „Upiory”, które elegijność dorównującą „Długiemu pożegnaniu” łączą z udanymi odwołaniami do „The Wire” i „Breaking Bad”.
„Poza tym czymże debiut Beate wobec debiutu Belmana (mojej przeulubionej postaci negatywnej)…”
E tam, Bellman. Ma swoje momenty, ale to zasadniczo po prostu Dupek z Wyższej Klasy (wiem, wiem, „prisajsli bikoz”), Berntsen razem z Isabelle to o wiele ciekawsze literacko postacie.
@pk
„Wiedziałem też, że Harrison Ford przeżyje „Ściganego”, ale z nudów nie ziewałem.”
Muszę przyznać, że to nie jest jakiś bardzo mój ulubiony film.
„spotkanie Harry’ego z pewnym więźniem”
Już nie pamiętam, czy to tam było – ale jest jakiś więzień, który z namaszczeniem wtajemnicza go w, tadaaa, Pradawne Mądrości Sun-Tzu. To jeden z moich najbardziej znienawidzonych stereotypów popkulturowych, że ktoś kogoś w je Wtajemnicza, ten ktoś zamiast jęknąć znudzonym „kurna, co serial czy thriller, to ktoś się na to powołuje”, to oczywiście Harry Hole też jes, jak, „ojacie kręcę, jakie to genialne, nie znałem tego”.
” Ma swoje momenty, ale to zasadniczo po prostu Dupek z Wyższej Klasy ”
WŁAŚNIE TEŻ NIE. Jest z wyższej średniej i ma świra na punkcie wyższej. Trochę jak ja jestem z średniej średniej i mam świra na punkcie wyższej średniej (prawdziwa wyższa jest dla mnie tak niedostępna i niepojęta, że nawet w ogóle o niej nie myślę, tzn. nigdy nie spotkam Solorza, ale kogoś z zarządu korpo już raczej tak).
@WO
„Muszę przyznać, że to nie jest jakiś bardzo mój ulubiony film.”
Ojej, no to Bonda można sobie wstawić. Dobrze było to ujęte w notce dedykowanej, że u Nesbo sama liczba tomów jest spoilerem.
„Już nie pamiętam, czy to tam było – ale jest jakiś więzień, który z namaszczeniem wtajemnicza go w, tadaaa, Pradawne Mądrości Sun-Tzu.”
Nie chcę spoilerować (autor też nie, bo w rzeczonej scenie używa tylko pseudonimu), ale chodziło mi o spotkanie z kolesiem cierpiącym na pewną paskudną chorobę, która w tym tomie sporo go już zdeformowała fizycznie.
„Czerwony świt” miał bardzo zachęcającą recenzję w magazynie „Książki”.
„spastiszowanego przez Joannę Chmielewską, czyli „wszyscy jesteśmy podejrzani”. Grupa przyjaciół wesoło razem imprezuje, a o świcie okazuje się, że jedna osoba się zezgonowała całkiem dosłownie.”
Pasuje doskonale do „Wszystko Czerwone” tejże autorki, w „Całym zdaniu…” takiego motywu nie ma.
To jest bez sensu z tym zawieszaniem audycji sabat symetrystów, projekcje nadaje nadal. Jeśli Cie nie chcą w tokfm to idź do halo.radio 🙂
@piotr
„Potem jeszcze otwarcie żałował dawki brutalności w tym tomie (takie Jabłko Leopolda zbliża książkę do klimatów „Piły”).”
No właśnie. Co ostatnio zerknę na jakiś kryminał, to trafiam na literaturę gore, albo inne gówno. Mam wrażenie, że autorzy kryminałów serwowaniem okropieństw nadrabiają braki w pomyśle na fabułę. Bez sensu. Dodatkowo irytuje mnie niemożebnie gdy seria kryminałów skupia się na zmaganiu „dzielnego, acz zdrowo popieprzonego policjanta” z jakimś totalnym świrem masakrującym kogo popadnie. Prymitywne to i żenujące jest.
Nesbo nie trawię, więc się nie wypowiadam.
@wo
Pasierski potrafi prowadzić sensownie intrygę, czy epatuje okropieństwami jak to modne ostatnio jest?
@bartolpatrol
„Mam wrażenie, że autorzy kryminałów serwowaniem okropieństw nadrabiają braki w pomyśle na fabułę. Bez sensu. Dodatkowo irytuje mnie niemożebnie gdy seria kryminałów skupia się na zmaganiu „dzielnego, acz zdrowo popieprzonego policjanta” z jakimś totalnym świrem”
Z tego też powodu trzy razy się zastanawiam nad sięgnięciem po każdy polski kryminał (i nie tylko polski). Bo boję się że dźwigary do zawieszania niewiary urwą się od kolejnej przegiętej kliszy: seryjny zabójca będący setnym klonem Lectera / policjant z takimi problemami i traumami z przeszłości że starczyło by dla całej komendy stołecznej / mała sielska miejscowość będąca siedliskiem Strasznego Zła.
Ale po polecance – dam szansę Pasierskiemu.
” seryjny zabójca będący setnym klonem Lectera / policjant z takimi problemami i traumami z przeszłości że starczyło by dla całej komendy stołecznej / mała sielska miejscowość będąca siedliskiem Strasznego Zła. ”
Dodajmy: villain o nadludzkich wprost mocach i nieograniczonych dostępnych środkach które pozwalają mu bez mrugnięcia okiem zaplanować i zrealizować każdy nawet najbardziej nieprawdopodobny zwrot akcji. Który dodatkowo w ogóle to planuje 100 ruchów do przodu więc pewnie ma też dar jasnowidzenia. Generalnie to nie spotkałem od dawna autora kryminałów który by przeszedł z sukcesem przez te 4 sita. No być może MIłoszewski, ale czytałem tylko 2 pierwsze. Nesbo – poległem bardzo szybko na opisach jak to Harry zmaga się ze swoim chlaniem i co się z nim potem pod wpływem dzieje, czytanie takich barwnych opisów alkoholizmu sprawia mi normalnie fizyczny ból.
@embercadero
„No być może MIłoszewski, ale czytałem tylko 2 pierwsze.”
Miłoszewski? Przy Bezcennym wymiękłem, takie bzdury, że się słabo robi, Bond wymięka. A potem, to chyba u niego, w kilku książkach jakiś świr znęcający się nad kobierami, którego szczegółowo opisywane hobby absolutnie niczego do fabuły nie wnosiło. Pomijając fakt, że jego funkcjonowanie było całkowicie nieprawdopodobne. Chyba tylko jedną książkę strawiłem w całości, próbowałem chyba 3. Więc nie.
@Sfrustrowany Adiunkt
„policjant z takimi problemami i traumami z przeszłości że starczyło by dla całej komendy stołecznej”
To przy okazji polecę Duńczyka Jussiego Adlera-Olsena. Czytając jego „Kobietę w klatce” przyjemnie zaskoczyło mnie, że motywy, które w kryminałach zazwyczaj są źródłem emo (dzieciaty rozwodnik jako główny bohater, muzułmański imigrant, też zdaje się po jakichś przejściach, jako jego partner) tutaj ukazano ze sporą dawką dystansu i humoru. TBF, całość nie porwała mnie aż tak, by sięgać po resztę cyklu, ale kryminały czytam mocno casualowo.
@Alkoholizm
Ja też nie za bardzo lubię czytać o policjantach-alkoholikach. Taki cykl kryminałów Leif G.W. Persson, w którym komisarz Malin Fors cały czas walczy z uzależnieniem jest – przy wszystkich innych zaletach – nieznośny.
@Miłoszewski
W jednej z książek uwiecznił moją podstawówkę. Młodzież w podziemiach urządziła sobie izbę tortu, gdzie zamęczała koleżanki. A ja o niczym nie wiedziałem…
W ostatniej książce „Kwestia ceny” chyba nie ma przesadnych tortur. Chyba nie będzie przesadnym spoilerem, gdy napiszę, że ma wiele wspólnego z „Cbpmągxvrz” Qnan Oebjan.
Chociaż wymowa moralna jest akurat odwrotna.
@Miłoszewski
Jeśli chodzi o kryminały:
– „Ziarno Prawdy” – not great not terrible – to co mi się spodobało to uchwycenie antysemityzmu na polskiej prowincji, wypełniacz czasu na podróż pociągiem na drugi koniec Polski i nie czułem potrzeby aby sięgnąć znów. „Uwikłanie” – no cóż, najbardziej zapadła mi w pamięć kuriozalna adaptacja filmowa…
Gdy chodzi o thrillery – oba „Bezcenny” i „Kwestia Ceny” cierpią na przekombinowanie fabuł. Tą drugą książkę niedawno skończyłem i zawiodłem się. Mocno musiałem zawiesić niewiarę kilka razy – ok, technothriller ma to do siebie że nadrabia to inaczej…ale tutaj nie spojlerując – nie nadrabia. Do tego grzęźnie w pomysłach, przykładowo
Ancenjqę fcvfxbjpój m gnxvz ynobengbevhz avr olłb fgnć an cbemąqaą ybtvfglxę v bpuebaę? J gnxvz „Envaobj Fvk” Pynapl ebmjvąmnł oneqmb cbqboal jągrx b jvryr ybtvpmavrw.
@janekr
„Pasuje doskonale do „Wszystko Czerwone” tejże autorki, w „Całym zdaniu…” takiego motywu nie ma.”
Opisałem tam konkretne zastosowanie motywu „wszyscy jesteśmy podejrzani” przez Pasierskiego, ale nie musi to być balanga ani przyjaciele. U Agathy Christie np. zazwyczaj dochodziła do tego służba, stąd żartobliwy spoiler: „ZABIŁ KAMERDYNER!”. Motyw polega na tym, że mamy określone grono podejrzanych i zabójca z pewnością jest wśród nich. Każdy niby ma alibi, ale jednocześnie tak naprawdę go nie ma. I to samo z motywem.
Christie to doprowadzila do mistrzostwa, a Chmielewska miała literalnie KSIĄŻKĘ PDO TAKIM TYTUŁEM (że pisarka Joanna najpierw to wymyśla, a potem to się naprawdę wydarza).
@bartolpartol
„Pasierski potrafi prowadzić sensownie intrygę, czy epatuje okropieństwami jak to modne ostatnio jest?”
Absolutnie nie! W przypadku zbrodni, od której się zaczyna „Czerwony świt”, mamy nawet explicite zaznaczone, że ofiara w ogóle nie cierpiała, jej śmierć była na swój sposób przyjemna, o ile to możliwe. Gdyby zrobić Excela z wszystkimi trupami w jego 3 książkach, to będzie ich po pierwsze niewiele, po drugie większość miała stosunkowo szybki zgon typu „kula w łeb”.
@Chmielewska
Zrozumiałem, że chodzi o imprezowanie, nie o zamknięte grono osób podejrzanych.
@janekr
„Taki cykl kryminałów Leif G.W. Persson, w którym komisarz Malin Fors cały czas walczy z uzależnieniem jest – przy wszystkich innych zaletach – nieznośny.”
Drobna poprawka: komisarz Fors to nie u Perssona, tylko Monsa Kallentofta.
Ups, faktycznie Kallentoft. Niedawno czytałem jednego i drugiego. Mora – trzeba WSZYSTKO sprawdzać.
@bartolpatrol
„Miłoszewski? Przy Bezcennym wymiękłem, takie bzdury, że się słabo robi, Bond wymięka. A potem, to chyba u niego, w kilku książkach jakiś świr znęcający się nad kobierami, którego szczegółowo opisywane hobby absolutnie niczego do fabuły nie wnosiło. Pomijając fakt, że jego funkcjonowanie było całkowicie nieprawdopodobne. Chyba tylko jedną książkę strawiłem w całości, próbowałem chyba 3. Więc nie.”
Taż mówię że przeczytałem tylko dwie pierwsze. Uwikłanie mi się całkiem podobało a Ziarno Prawdy w sumie też i nie było w nich żadnej ze wspomnianych dyskwalifikujących cech. Ze potem zszedł na psy? Być może, następnych nie czytałem, ale nie żebym był zaskoczony jeśli jest jak mówisz.
Z anglojęzycznych mam słabość do Deavera, choć najlepsze lata ma on już raczej za sobą i nowsze książki już nie są tak dobre, no i niestety często też cierpi na syndrom supervillaina z jasnowidzeniem. Ale na szczęście nie zawsze.
@wo
„Absolutnie nie!”
No to super. Będę musiał zerknąć.
@embercadero
Tak się zastanawiam, czy jednak niestety z kimś go nie pomyliłem. Tak czy siak, Bezcenny jest beznadziejny.
piotrkowalczyk
„…u Nesbo sama liczba tomów jest spoilerem.”
Tylko co pewien czas ginie ktoś, ze stałej ekipy, co był z nami parę tomów. A już „Nóż” to trup niespodziany mocno.
@Robert Sajdok
„To jest bez sensu z tym zawieszaniem audycji sabat symetrystów, projekcje nadaje nadal. Jeśli Cie nie chcą w tokfm to idź do halo.radio ”
To jest inny projekt z innego budżetu. Dziękuję za miłe słowa oraz cenne porady, ale póki mam ten swój nieszczęsny etat, to dobrowolnie z niego nie zrezygnuję, nie w Dzisiejszych Czasach.
@wo
…To jest inny projekt z innego budżetu…
To może w Nowym Świecie?
Kiedyś mój radiowy rytuał dzieliłem między Trójką a TOKiem. Potem już tylko TOK, ale brakowało muzyki. Dzisiaj mam Nowy Świat i tam twój autorski program, przetkany twoimi muzycznymi fascynacjami, byłby dla mnie wisienką na torcie.
No tak. Patrz wyżej. Nieszczęsny etat. Rozumiem. Nie potępiam.
@mw
„To może w Nowym Świecie?”
Ten sam problem. Musiałbym najpierw się pożegnać ze swoim etatem. Nie wykluczam, że to nastąpi w miarę niedługo z przyczyn ode mnie niezależnych (in fact, najbardziej bym chciał, zeby to szło w trybie ustawy „o przyczynach niezależnych od pracownika”…), ale póki co, sam nie odejdę. Nie w obecnym klimacie na rynku pracy.
Radio Nowy Świat podąża drogą Radia Wnet, tylko w innym kierunku. Kto wie, czy gdyby red. Skowroński nie miał już zajęcia nie wróciłby do Trójki. A tak, było jak było.
Czy proza Pasierskiego jest podobna w charakterze do prozy Nesbo, czy panowie piszą w podobny sposób?
@bartolpartol – też Nesbo nie trawię.
Miałem nieprzyjemność obcować kilkadziesiąt stron z prozą p. Czornyja… Wszystko co najgorsze (od grafomanii po bezsensowne epatowanie przemocą).
I moje niedowierzanie, kiedy z ciekawości czytałem opinie w internecie. Że się ludziom takie gnioty podobają… z drugiej strony chyba dobrze, że czytają?
@MadDog
„Że się ludziom takie gnioty podobają… ”
Daj spokój, w tym kraju rekordy sprzedaży bije niejaki Mróz Remigiusz, który jest uosobieniem większości wad o których tu mówimy a grafomanii szczególnie. Więcej pytań nie potrzeba.
@maddog
„Czy proza Pasierskiego jest podobna w charakterze do prozy Nesbo, czy panowie piszą w podobny sposób?”
Żadnych podobieństw. Już bardziej właśnie Agatha Christie, gdyby jej się chciało bawić w pogłębiony portret psychologiczny Herkulesa P.
@embarcadero
„Daj spokój, w tym kraju rekordy sprzedaży bije niejaki Mróz Remigiusz, który jest uosobieniem większości wad o których tu mówimy a grafomanii szczególnie.”
Proszę wybaczyć, ale to pieprzenie kogoś, kto nigdy nie czytał. To są lekkie, bezpretensjonalne czytadła, ale nie grafomania. Grafomanię się ciężko czyta i ma kilka klasycznych wad konstrukcyjnych typu „nagle się odezwał ktoś, o kim od 20 stron nie było ani słowa”. Proza Mroza (heh) tego nie ma. Główna wada (?) jest taka, że tu wlata tam wylata, następnego dnia już nic nie będziesz pamiętał. Ale to samo powiedziałbym o Lee Childzie, którego też bardzo lubię.
Ja tylko chciałem podziękować za poprzednią polecankę z Piąteczku – „Drugi sen” Harrisa świetny!
@wo
Dziękuję za informację.
Panie Gospodarzu nie porównujmy Mroza do Child’a. Nie bądźmy PEWEX’ami.
@wo
„Grafomanię się ciężko czyta i ma kilka klasycznych wad konstrukcyjnych typu „nagle się odezwał ktoś, o kim od 20 stron nie było ani słowa”.”
Pół żartem pół serio to Alistair Maclean by się pod taką definicję łapał, to był jeden z jego lejtmowytów że bad guy się objawia po 200 stronach nieobecności i człowiek wertuje te kartki wstecz aż się łapie że faktycznie w 3 akapicie na 7 stronie była jakaś wzmianka.
Tak ogólnie byłbym ciekaw jak rozpoznać tę grafomanię by chyba ile osób tyle definicji.
@wo
„Proszę wybaczyć, ale to pieprzenie kogoś, kto nigdy nie czytał. To są lekkie, bezpretensjonalne czytadła, ale nie grafomania. Grafomanię się ciężko czyta i ma kilka klasycznych wad konstrukcyjnych typu „nagle się odezwał ktoś, o kim od 20 stron nie było ani słowa”. Proza Mroza (heh) tego nie ma. Główna wada (?) jest taka, że tu wlata tam wylata, następnego dnia już nic nie będziesz pamiętał. Ale to samo powiedziałbym o Lee Childzie, którego też bardzo lubię.”
Czytałem ze 2 sztuki. W obu rozwiązanie akcji polegało na totalnym dżampnięciu szarka i wyciągnięciu rozwiązania z totalnej dupy. Sorry, może grafomania to nieodpowiednie słowo ale w takim razie jakie jest odpowiednie? Faktycznie czyta się szybko. Lee Childa (nie przepadam) też czyta się szybko ale jednak tego typu uwag do niego bym nie składał.
@Mróz
Czytałem jedną powieść („Ekspozycja” chyba debiutancka). Ok – szybkie czytadło, bez jakiś większych ambicji. Ale jakoś nie zachęciło by sięgać po następne. Lee Child przynajmniej pisze tak, że mam ochotę kupić kolejną. Bez napinki, nie muszę czytać wszystkich, wiem że większość ma ten sam schemat (chyba że de facto prequele – czyli te w których Reacher jeszcze jest w wojsku) ale jednak.
@@MadDog MacPaw
„Że się ludziom takie gnioty podobają… z drugiej strony chyba dobrze, że czytają?”
IMHO – niespecjalnie. Oczywiście istnieje pewien snobizm na czytanie (te wszystkie nieczytaszniepójdęztobą…) ale książki bywają różne. Mogą propagować przemoc, rasizm, seksizm i mizogonię czy research ziemkiewiczowski. I to wszystko będzie uwiarygodnione pozorną wyższością a wręcz elitarnością medium. W końcu lepiej powiedzieć „czytałem w książce” niż „widziałem na filmiku w internetach”
@dude yamaha
„Pół żartem pół serio to Alistair Maclean by się pod taką definicję łapał, ”
Ależ oczywiście! Wielbiliśmy go za komuny, bo przetłumaczono jego ze 3 najlepsze książki.
@embercadero
„Sorry, może grafomania to nieodpowiednie słowo ale w takim razie jakie jest odpowiednie?”
Może po prostu „masówka”, „tandeta”? Grafomania zakłada nieporadność warsztatową. Warsztat Mróz ma mistrzowski. Po prostu się nie przykłada do wymyślania przekombinowanych portretów socjologicznych wielkiego miasta. Jest dla mnie jak hotele Ibis (i to raczej Ibis Budget niż Ibis Styles), żadnych zaskoczeń, ale to znaczy także: zadnych rozczarowań.
No i Lee Child w tej analogii rzeczywiście byłby raczej Novotelem. Też bez zaskoczeń, ale jednak gwiazdka więcej.
@wo
Pozostaje nam agree to disagree. Dla mnie jeśli autor thrillera wymyśla zajebiście skomplikowany plot to jego zasranym obowiązkiem jest też wymyślić jak go zakończyć bez używania szeregu wydarzeń z których każde ma totalnie zerowe prawdopodobieństwo a wszystkie na raz to już w ogóle. To też jest część warsztatu. U Childa byś na pewno niczego takiego nie znalazł, jemu można co najwyżej zarzucić że cały czas pisze jedną i tą samą książkę.
BTW: w międzyczasie zapytałem Kogoś Kto Czytal Mroza Więcej. Podobno miałem pecha bo czytałem jakieś stosunkowo niedawne rzeczy bo te z początków twórczości były dużo lepsze i że wtedy się przykładał a teraz już mu się nie chce. Być może. Raczej nie bedę sprawdzał
„To jest inny projekt z innego budżetu. Dziękuję za miłe słowa oraz cenne porady, ale póki mam ten swój nieszczęsny etat, to dobrowolnie z niego nie zrezygnuję, nie w Dzisiejszych Czasach.”
Zupełnie nie chodziło mi o to, żebyś się zwalniał i szedł do halo radio. Nie wiedziałem, że w Agorze jest taki zamordyzm, że nie można zrobić audycji w innym radiu 🙂
@Robert Sajdok
„Nie wiedziałem, że w Agorze jest taki zamordyzm, że nie można zrobić audycji w innym radiu ”
Zawsze mnie zastanawia, gdzie pracują ludzie, którzy piszą takie rzeczy. Podejrzewam coś w stylu fejsbukowego „szlachta nie pracuje”. To raczej standardowe, ze jak się pracuje w Coca-Coli, nie wypada robić fuch dla Pepsi. „Zamordyzm” to jest tam, gdzie nie wolno o tym nawet publicznie mówić (są firmy, które wymuszają takie zakazy w umowach).
„Zawsze mnie zastanawia, gdzie pracują ludzie, którzy piszą takie rzeczy.”
Ja pracuje od 19 roku życia (bez przerw) i w zasadzie bardzo lubię pracować (lubię to co robię) po prostu zdumiał mnie fakt o którym wspomniałem wyżej. Miałem też styczność z możliwością podpisania umowy o pracę w której były zapisane jakieś dziwactwa o karach umownych i tego po prostu nie podpisałem. Podpisałem umowę o pracę w firmie w której ludzie są normalni 🙂 (przy okazji nie jestem też rentierem i utrzymuje się sam)
@rs
” Podpisałem umowę o pracę w firmie w której ludzie są normalni ”
Ale tam tez równoległa praca dla bezpośredniej konkurencji byłaby traktowana jako coś nienormalnego. I w sumie słusznie, w końcu tym się (powinien) różnić etat od pełnej freelancerki.
„Ale tam tez równoległa praca dla bezpośredniej konkurencji”
W zasadzie to ja to wszystko rozumiem tylko wkurzam się, że do września nie ma czego słuchać (wczoraj była ostatnia audycja Sroczyńskiego) bo korpo zło wie jak się biznes prowadzi 😀 I to czekanie na wrzesień i ta nerwówka, czy moje audycje nadal będą 🙂 Abonament płacę Panie całe lata. To mówię jako klient skoro nie ma audycji to autor ją wystawia w innym miejscu 😉 Płacę żądam 😉 A jak Wy się tam dogadacie między sobą to co mnie to jako klienta 🙂
@WO
„Ale tam tez równoległa praca dla bezpośredniej konkurencji byłaby traktowana jako coś nienormalnego.”
No ale red. Nogaś ma zapewne etat w agorowych „Książkach” oraz stały program („Radio Książki”) w tok.fm, co nie przeszkadza mu rozpocząć ze swoją audycją pt. „Rynek Książki” w Nowym Świecie. To jest robione na zasadzie „współpracy” wydawców, czyli jakiegoś aneksu do umowy chyba?
link to rynek-ksiazki.pl
@kzo
„. Audycja powstanie we współpracy z tym właśnie pismem o książkach.”
Przecież wystarczyło przeczytać własnego linka, cytuję: „. Audycja powstanie we współpracy z tym właśnie pismem o książkach.”, koniec cytatu.
@rs
„Płacę żądam”
Ale przecież nie mnie się płaci, a więc nie ode mnie należy żądać. Ja tu tylko sprzątam (czy mogę mieć prywatną prośbę o oszczędniejsze używanie emoji?).
@WO
Wszyscy po prostu chcielibyśmy słuchać Twoich audycji w jakiejś stałej formule. Nogaś może prowadzić swój program w medium oferującym taką stabilność, bo Agora poszła na „współpracę” polegającą zapewne na wymienieniu nazwy jej magazynu w czasie audycji (bo na czym innym?). Może ten sam patent dałoby się zastosować w innych wypadkach? Takie małe marzenie o ciut lepszym świecie [lurk mode on]
@kzo
„Wszyscy po prostu chcielibyśmy słuchać Twoich audycji w jakiejś stałej formule.”
Bardzo dziękuję za miłe słowa, ja też przysięgam, że bardzo bym chciał je prowadzić. Bycie na etacie ma tę zaletę, że ZUS jest opłacony, ale tę wadę, że się jest zależnym od decyzji kierownictwa.
„Może ten sam patent dałoby się zastosować w innych wypadkach? Takie małe marzenie o ciut lepszym świecie”
Nietruno się domyślić, że zadałem to pytanie bardzo dawno temu: czy dałoby się podobne rozwiązanie zastosować w moim przypadku. Przecież to nie jest tak, że ja NIE CHCĘ mieć audycji.
To praktycznie nigdy nie są moje decyzje. To nie jest tak, że ja sam z siebie mówię „właściwie już mi się znudziło prowadzenie słowniczka neologizmów” albo „mam dosyć tej cytogydniowej audycji”. To są decyzje, które podejmują Ważni Ludzie, a oni je z kolei podejmują zazwyczaj dlatego, że Jeszcze Ważniejsi Ludzie im znowu przycięli budżety. A ja jestem tylko małym korpoludkiem, który usiłuje w tym wszystkim Związać Koniec z Końcem.
@wo
„Sorry, może grafomania to nieodpowiednie słowo ale w takim razie jakie jest odpowiednie?”
„Może po prostu „masówka”, „tandeta”? Grafomania zakłada nieporadność warsztatową. Warsztat Mróz ma mistrzowski.”
Jedna z jego książek („Testament”) zaczyna się od tego, że znany lekarz dostaje od pacjentki dom w spadku, wprowadza się do niego, a potem znajduje jej trupa w piwnicy i zostaje oskarżony o jej zamordowanie. Skoro wcześniej nikt nie wiedział, że ta kobieta nie żyje… to jakim cudem ruszyło postępowanie spadkowe? Czy definicja „mistrzowskiego warsztatu” mieści takie rzeczy? Bo to już nie są błędy, których wyłapanie wymaga jakiejś wiedzy specjalistycznej w stylu „przesłuchiwanie świadków na posiedzeniu Sądu Najwyższego” („Kasacja”), to jest facepalm z irydoplatyny.
@krystyna
…Czy definicja „mistrzowskiego warsztatu” mieści takie rzeczy…
Eee tam. Lem też miał wpadki. Na przykład w Opowieściach o pilocie Pirxie, w opowiadaniu Odruch warunkowy, tak namieszał ze śluzą wyjściową ze stacji na Księżycu, że uważny czytelnik dochodzi do wniosku, że cały ten odruch warunkowy nie ma sensu. Nasz Gospodarz takich smaczków pewnie pokazałby więcej. Czy to znaczy, że Lem to grafoman?
@Remigiusz Mróz
Kiedyś przeczytałem i wynotowałem sobie kilka irytujących błędów:
– na Wawrze, na Ursusie
– manualne skrzynie biegów w autach typu BMW X5 czy Mustang najnowszej generacji (autor lubi frazę „wbiła jedynkę”)
– potężna firma o przychodach jednego miliona złotych rocznie
– Puszcza Augustowska o powierzchni 1000 hektarów (w rzeczywistości 100 x więcej)
– bohaterka w 2016 co chwilę włącza w telefonie transmisję danych, jak chce coś sprawdzić w internecie (nie, nie w roamingu, w Warszawie)
– no i oczywiście wszyscy mają smartfony, które nie są zabezpieczone kodami, czy odciskami palców.
@mw.61
„Nasz Gospodarz takich smaczków pewnie pokazałby więcej. Czy to znaczy, że Lem to grafoman?”
O ile dobrze kojarzę Robinson Crusoe nagi dopłynął do lądu po czym zdarł z siebie ubranie…
Ale właśnie, czy to koniecznie wpadki i nieścisłości są wyznacznikiem grafomanii? Bo mnie to słowo się inaczej kojarzyło.
Lemowi zdarzyło się napisać w „Albatrosie”, że Pirx „cofnął się do tyłu”, ale chyba nie o to chodzi. Mam wrażenie, że WO „mistrzowski warsztat” utożsamił z łatwością czytania. Tymczasem wątpię, czy można w siedem lat napisać ponad 40 powieści i być autentycznym mistrzem (w moim kapowniczku zresztą „mistrzostwo” wyklucza się z „następnego dnia już nic nie będziesz pamiętał”). Cudów nie ma, kreatywność nie jest z gumy. Mroza nie czytałem, więc nie będę wchodził w polemikę, ale podejrzewam, że jest z nim podobnie jak z Pilipiukiem, czyli ma na tyle kompetencji, by sprawnie budować zdania i akapity, a przy tym wymyślić fabułę interesującą dla mniej wymagającego czytelnika.
@ Dude Yamaha
„Ale właśnie, czy to koniecznie wpadki i nieścisłości są wyznacznikiem grafomanii? Bo mnie to słowo się inaczej kojarzyło.”
Warto przypomnieć: grafomania w ścisłym znaczeniu to psychiczny przymus pisania utworów literackich, niezależnie od ich wartości. Wielu wybitnych pisarzy (jak Balzac) było grafomanami. Jako obelgi w polszczyźnie (bo już np. w angielskim nie) zaczęto tego terminu używać w międzywojniu, na dobre spopularyzowała go krytyka socrealistyczna.
DareKK
'no i oczywiście wszyscy mają smartfony, które nie są zabezpieczone kodami, czy odciskami palców”
Spytałem szybko w pokoju, 2 osoby na mają niezabezpieczone tel. Żonę też przekonałem (Iphone) dopiero po paru latach, kwestia bańki.
@Darek ale i trochę rpyzel
…– na Wawrze, na Ursusie…
No masz Warszawiaka. A gdyby akcja odbywała się w Szczecinie, to na Żelechowie czy w Żelechowie, na Pogodnie czy w Pogodnie? W Wawrze czy na Wawrze, dla mnie to ganz pomada.
… manualne skrzynie biegów w autach typu BMW X5 czy Mustang…
W życiu nie siedziałem w BMW X5. Dla mnie to on może wbijać na dzień dobry nawet turbo dopalanie. Znowu ganz pomada.
@piotrkowalczyk
„Warto przypomnieć: grafomania w ścisłym znaczeniu to psychiczny przymus pisania utworów literackich, niezależnie od ich wartości. Wielu wybitnych pisarzy (jak Balzac) było grafomanami.”
OK, to w tym sensie zakładam że Henry James też był grafomanem, w sensie że zapisywał zasadniczo wszystko co mu do głowy mogło przyjść odnośnie dowolnego momentu, tak? Ale czy wtedy nie mylimy trochę opisu zjawiska ze stylem z danej epoki?
A co z pisarzami którzy po prostu mieli nawyk że niezależnie od tego co się działo (i w domyśle czy mieli wenę czy nie) siedzieli te bite x godzin przy stole i pisali, jak np. Tomasz Mann? Wiem że to nazwisko dość absurdalnie wygląda w kontekście dyskusji o grafomanii, ale do takich wniosków mógłby ktoś dojść jakby obrał taką a nie inną definicję. No chyba że przyjmujemy że grafomania to „wszystko to co mi się nie podoba”…
@manualne skrzynie biegów w autach typu BMW X5 czy Mustang najnowszej generacji
No to jest raczej drobne potknięcie, autor pewnie kiedyś jechał BMW X5 pierwszej generacji z manualną skrzynią biegów i założył, że kolejne wersje też sprzedają w kilku wariantach.
@spadek w „Testamencie” – to jest jednak nie do wybaczenia, człowiek najpierw dostaje spadek a później znajduje nieboszczyka – to jest boleśnie nielogiczne nawet dla prostego ludzia jak ja
@Dude
…OK, to w tym sensie zakładam że Henry James też był grafomanem…
A patrząc bliżej, co z Kraszewskim?
@duxripae
„@spadek w „Testamencie” – to jest jednak nie do wybaczenia, człowiek najpierw dostaje spadek a później znajduje nieboszczyka – to jest boleśnie nielogiczne nawet dla prostego ludzia jak ja”
Ale najwyraźniej nie dla redaktora/korektora/edytora/łotewa w wydawnictwie. Bo chyba ktoś w wydawnictwie to przeczytał zanim wydali? Czy tego się już nie robi, bo szkoda kasy i czasu?
Jako że pierwszy chyba użyłem słowa „grafomania” to może wyjaśnię. Ja je rozumiem w sensie potocznym jako to że ktoś czuje silną potrzebę pisania literatury a nie umie tego robić. Może się to objawiać w przeróżny sposób. Innymi słowy moja „grafomania” to zapewne odpowiednik określenia „brak warsztatu” u WO
@ Dude Yamaha
„A co z pisarzami którzy po prostu mieli nawyk że niezależnie od tego co się działo (i w domyśle czy mieli wenę czy nie) siedzieli te bite x godzin przy stole i pisali, jak np. Tomasz Mann?”
Bez kontekstu to jest bardziej kwestia podejścia do technicznej strony warsztatu pisarskiego. Trollope (Saga rodu Palliserów) miał podobno taki zwyczaj, że spędzał codziennie stałą liczbę godzin przy pisaniu, jak w połowie zmiany skończył jedną powieść, to bez przerwy przechodził do początku następnej. Zasadniczo trzeba by np. rozstrzygnąć czy mówimy o sytuacji „zaplanowałem sobie sobie cykl na dokładnie cztery tomy”, czy „będę pisał cokolwiek do dnia, aż mi oczy nie wysiądą”.
„No chyba że przyjmujemy że grafomania to „wszystko to co mi się nie podoba”…”
No bo tak trochę nieśmiało zwracam uwagę, że „grafomania” bez konkretów we współczesnym języku to de facto erudycyjna obelga i niewiele więcej.
@MW.61
„A patrząc bliżej, co z Kraszewskim?”
Przyszedł Sienkiewicz (10 powieści w niecałe trzydzieści lat) i go zjadł na śniadanie. Choć Kraszewski i tak dobrze sobie radził jak na kogoś piszącego na stojąco (!) i bez poprawiania tekstu.
@embercadero
„Jako że pierwszy chyba użyłem słowa „grafomania” to może wyjaśnię. Ja je rozumiem w sensie potocznym jako to że ktoś czuje silną potrzebę pisania literatury a nie umie tego robić. Może się to objawiać w przeróżny sposób. Innymi słowy moja „grafomania” to zapewne odpowiednik określenia „brak warsztatu” u WO”
Tak, tylko to cokolwiek mało ostre pojęcie jest. Bo gdzie ten „warsztat” w zasadzie jest opisany? Jak Faulkner na dziesięć stron jedzie opisem świata z punktu widzenia autystycznego dziecka, gdzie w ogóle nie wiadomo co się dzieje ani o co cho, to gdzie wcześniej było napisane że tak można i należy? A z drugiej strony mało to literatury jest gdzie wszystko po kolei jest wprowadzane jak należy, bohaterowie przedstawiani, wątki rozwijane i kończone, tylko czytać się tego nie da?
@wo Ja bym powiedział, Child to czasem i Hampton by Hilton.
Nowoczesne samochody klasy „premium” – jak to strasznie brzmi – mogą mieć łopatki przy kierownicy do zmiany biegów. Więc teoretycznie można „wbić jedynkę”. Wyłopatkować dokładniej.
Oj dajcie spokój, przecież gdyby traktować kryminały realistycznie, to większość nie mogłaby się wydarzyć. Jest wiele scenariuszy, w których najpierw mamy spadek, a potem zwłoki – w końcu można dzielić spadek po kimś uznanym za zaginionego na podstawie ogłoszeń itd.
A jak ktoś jeździ jak wariat, to albo celowo wybiera opcję z manualem (wiele sportowych marek to oferuje), albo po prostu przełącza na manual. Parę razy miałem z wypożyczalni Mustanga, Camaro czy BMW (ale nie X5, to akurat był 420 cabrio). Mimo automatu, jak najbardziej można było „wbić jedynkę”.
@maddog
„Nowoczesne samochody klasy „premium” – jak to strasznie brzmi – mogą mieć łopatki przy kierownicy do zmiany biegów. ”
Mój nie jest jakoś bardzo premium, ale tak właśnie mam. Co prawda u mnie sama wajcha jest tworem wirtualnym, podobnie jak biegi (to wirtualne „przełożenia” CVT). Ale z tego co pamiętam z jeżdżenia Mustangiem z mechanicznym automatem, to tam można było wajchę mieć na stałe w położeniu „M”. I wtedy się zmieniało biegi przez „góra”/”dół”.
@wo
„przecież gdyby traktować kryminały realistycznie, to większość nie mogłaby się wydarzyć.”
Jasne, ale niemniej jednak przydałoby się trzymanie się realiów i pewnej, nazwijmy to spójności świata. Na zasadzie – przełknąć można umieszczenie akcji w fikcyjnej miejscowości itd. – to norma przecież. Ale już na przykład bohater będący początkującym polskim policjantem raczej nie jeździłby nówką sztuką BMW X5 – chyba że byłoby to uzasadnione np. pochodzeniem z bogatej rodziny i miało by to przecież znaczenie dla fabuły (bez związku z jakąś powieścią czy filmem).
To samo dotyczy na przykład ogólnych procedur policyjnych czy czynności podczas śledztwa (czytam właśnie „Czerwony Świt” i już widzę co najmniej dwie rzeczy które uwierają ale odniosę się po lekturze bo może jednak „tak ma być”/plot device…
@excel i realia finansowe
Przyznam się wam do pewnego zboczenia, które może nawet trzeba leczyć.
Gdy czytam kryminały, w których podana jest kwota, sprawdzam kurs waluty.
Tym sposobem dowiedziałem się, że jeśli na Islandii ktoś wygra milion koron na loterii, to jest to dla niego miłe wydarzenie, ale w sumie wygrał 50 000 zł, kwotę, która nie oszołamia.
Podobnie sprawdziłem, że szwedzka policjantka Malin Fors płacąc w Tajlandii kochankowi 20000 bahtów na remont motocykla dała mu w sumie 3200 zł. No, tu akurat nie jest jasne, czy autor zrobił w tej sprawie research.
Najgorzej ze starymi kryminałami. Nie jest wcale łatwo sprawdzić, ile warte było 50 funtów, które Tuppence dostała na odczepnego od aferzysty.
Oczywiście można z góry założyć, że jeśli akcja powieści toczy się w klasycznym Rzymie, autor pewnie wie tyle samo o wartości sestercji, co ja i nawet nie warto sprawdzać.
@Automatyczne skrzynie biegów.
W większości automatów można zmieniać biegi sekwencyjnie – łopatkami albo wajchą, tylko wtedy raczej nie „wbija się jedynki”.
Lisbeth Salander „Wybrała toyotę corollę z automatyczną skrzynią biegów”, po czym „zmieniła bieg i zamyślona ruszyła dalej”. Mogło, ale równie dobrze autor mógł nie zdążyć zrobić końcowej korekty.
Czekam na kolejny piąteczek, a w TOKFM wciąż Sroczyński nadaje swoje wymądrzenia. Masz dużą siłe rażenia reklamową – kupiłem to o życiu i o kicie, o Musolinim i Drugi sen.
@wo
„Jest wiele scenariuszy, w których najpierw mamy spadek, a potem zwłoki – w końcu można dzielić spadek po kimś uznanym za zaginionego na podstawie ogłoszeń itd.”
Remigiusz Mróz jest też ponadto prawnikiem, dlatego taki scenariusz powinien mieścić się, że tak powiem, w granicach prawa. Otóż zaginionego można uznać za zmarłego czyli rozpocząć po nim postępowanie spadkowe, po 10 latach od ostatnich wiadomości. Jednakże gdyby w chwili uznania za zmarłego zaginiony ukończył lat siedemdziesiąt, wystarcza upływ lat pięciu. No chyba, że zaginął w jakiejś katastrofie. Wtedy zaginiony może być uznany za zmarłego po upływie sześciu miesięcy.
Nie czytałem „Testamentu”, więc się nie wypowiem. Może inni komcionauci doprecyzują czy to w powieści ma jakiś sens. Ale chyba można się zgodzić, że wszystkie scenariusze nieuwzględniające reguł, o których wspomniałem, są dla Mroza jako pisarza-prawnika dyskwalifikujące.
@sfrustrowany_adiunkt
Odezwę się bo jestem zafascynowany tematem „kryminał w Polsce” kontra rzeczywistość. Skoro kryminał to morderstwo. Znakomicie. Wybierzmy Wrocław jako miejsce akcji. W całym dolnośląskim były w 2019 33 zabójstwa. Policja wskazuje na 100% wykrywalności co oznacza niemal na pewno, że zdecydowana większość to były rzeczy nie wymagające Sherlocka Holmesa (ot pijacka kłótnia albo rodzinna zbrodnia w afekcie). Więc można racjonalnie przyjąć, że takich „tajemniczych” zabójstw z „kryminalnym” potencjałem jest w dużym województwie zaledwie kilka. Raczej nie ma więc mowy o „wydziale zabójstw” w komendzie we Wrocławiu a o zwykłej dochodzeniówce z doskoku prowadzącej takie śledztwo. A tu mówimy o fabule na prosty kryminał z pojedynczym trupem. Dobry thriller to już może być cała seria pokręconych zbrodni. W PL to oznaczałoby, nie jakiegoś wymęczonego życiem policjanta/policjantkę z Wrocławskiej komendy, a specgrupę z KG w Warszawie (tudzież pozbieraną z całego kraju).
Konkludując realistyczny kryminał w PL jest możliwy ale fabularnie to raczej okolice stolicy z jej biurokratycznym i kadrowym potencjałem. Reszta kraju wiąże się z zawieszeniem niewiary albo rozbudowaniem wątku jakiegoś ciekawego zaginięcia w typie tego z Sopotu. Ale zdecydowanie bez trupów towarzyszących. Trudne. Więc większość kryminałów robi już za „urban fantasy” tym gorsze im dłuższy cykl autor napisał. Z tym że patrząc na Szwedzkie statystyki to nie jest bolączka tylko Polski. Jesteśmy po prostu bardzo bezpiecznym kontynentem jak na nasze popkulturowe przyzwyczajenia ukształtowane przez Kojaka i Miami Vice.
Ja na lato polecam zapomnianego nieco i dla mnie niedocenianego Hagena/Talko. Zwłaszcza otwierającą scenę pierwszej powieści z „typowym” polskim zabójstwem .
@marchewa
Dobrze kombinujesz. Może sam napiszesz jakiś kryminał?
@Lisbeth Salander „Wybrała toyotę corollę z automatyczną skrzynią biegów”, po czym „zmieniła bieg i zamyślona ruszyła dalej”. Mogło, ale równie dobrze autor mógł nie zdążyć zrobić końcowej korekty.
Polskie tłumaczenie. Po angielsku jest She put the car in drive and pressed on, deep in thought, towards Göteborg.
@marchewa79
„Raczej nie ma więc mowy o „wydziale zabójstw” w komendzie we Wrocławiu a o zwykłej dochodzeniówce z doskoku prowadzącej takie śledztwo.”
Raczej są w każdej komendzie wojewódzkiej (i niektórych miejskich) sekcje a czasem wydziały do walki z przestępczością przeciwko życiu i zdrowiu. I oczywiście – pomiędzy trupem z zabójstwa są pobicia (w tym ze skutkiem śmiertelnym) i reszta przestępstw z odpowiedniej części kk (plus z doskoku inne).
Ale co do samych przestępstw – o ile tabunów seryjnych zabójców nie ma to jednak raz na rok trafia się coś bardziej złożonego, – wystarczy przejrzeć prasę w poszczególnych województwach. Oczywiście – nie zawsze to będzie trup, może to będzie coś innego. Żeby daleko nie szukać – we Wrocławiu kilka lat temu miał miejsce zamach bombowy na autobus. Na szczęście fuksem bez ofiar śmiertelnych. Ale się stało, podobnie jak w różnych miejscach Polski zdarzają się inne skomplikowane sprawy. Więc dałoby się spokojnie co najmniej potencjał na kilka części cyklu wyciągnąć (bardziej 3 niż 13 ale osobiście wolę dobrą trylogię niż sagę ciągniętą w nieskończoność…)
„Polskie tłumaczenie. Po angielsku jest She put the car in drive and pressed on, deep in thought, towards Göteborg.”
Pytanie, czy tak było w oryginale, czy może ang. tłumacz poprawił?
Ja jestem ciekaw, jak Gospodarz bloga znajduje kryminały Szamałka (jeżeli czytałeś), bo to Twoja tematyka, całe te kłopoty z siecią.
@Marchewa79
Duża część skandynawskich kryminałów pisana jest jako świadome crime/political fiction. W cyklu Nesbo ważnym wątkiem fabularnym jest fakt, że w Norwegii nie było do tej pory seryjnego zabójcy, więc policja nie ma procedur na tę okazję. U Mankella („O krok”) Wallander ściga człowieka z bodaj ośmioma ofiarami na koncie, co oczywiście awansowałoby mordercę do skandynawskiej czołówki, gdyby istniał. Mankell był także na tyle uprzejmy, by wskazywać w posłowiach na odstępstwa od rzeczywistości na jakie sobie pozwalał (np. pewne przestępstwo jest możliwe tylko dlatego, że dźwięk je zagłuszający jest głośniejszy niż w rzeczywistości). Traktowałbym więc takie założenia jako część konwencji. (Na podobnej zasadzie trzeba by wyrzucać „science” z każdego science fiction będącego space operą.)
„She put the car in drive and pressed on, deep in thought, towards Göteborg”
To tak a propos grafomanii…
@pk
„W cyklu Nesbo ważnym wątkiem fabularnym jest fakt, że w Norwegii nie było do tej pory seryjnego zabójcy, więc policja nie ma procedur na tę okazję.”
To znaczy, był – bo Nesbo w końcu się załamał i zaczął opisywać klasycznych seryjnych. Ale pierwszym był bodajże dopiero Bałwan. Przedtem to zawsze był albo „Harry Hole w gościnnej trasie po innych krajach”, albo „zabójca mylnie uważany za seryjnego”. No i razem z załamaniem przyszło wymyślanie fikcyjnych jednostek policyjnych, czyli standard.
Tak naprawdę seryjnych morderców jest po prostu za mało, żeby uprawdopodobnić np. cały serial telewizyjny o specjalnej jednostce FBI, która się tylko nimi zajmuje (co tydzień innym). A te seriale i te powieści skądinąd bywają właśnie chwalone za realizm w pokazywaniu procedur.
Realizm w kryminale to ogólnie śliski temat.
@wo
„Tak naprawdę seryjnych morderców jest po prostu za mało”
Z zaznaczeniem „atrakcyjnych” seryjnych morderców bo o tym gościu z Kolumbii czy skąd tam który zabił 300+ dzieci, posiedział kilka lat w kiciu po czym wyszedł i nikt nie wie gdzie jest to jakoś nikomu się serialu pewnie nie chce robić.
@fj
„Ale chyba można się zgodzić, że wszystkie scenariusze nieuwzględniające reguł, o których wspomniałem, są dla Mroza jako pisarza-prawnika dyskwalifikujące.”
No właśnie wcale nie. Wielu niekwestionowanych mistrzów gatunku ma podobne kwiatki. Po prostu NAWET W STANACH masz za mało seryjnych zabójców. Intryga większości powieści Lee Childa odnosi się do rzeczywistych problemów, ale to po prostu nie mogłoby się wydarzyć z wielu powodów – najważniejszym jest taki, że jemu samemu tak się pomyliła chronologia, że z niej już po prostu zrezygnował. Data urodzenia Reachera ciągle się zmienia, bo on ma tyle samo lat od 20 lat.
Mróz ogólnie jest pisarzem, który nie traci czasu ani na risercz, ani na „opisy przyrody”. Gdy jakiś jego bohater jedzie samochodem, Mrozowi się nawet nie chce zastanowić nad charakterystycznymi cechami tego samochodu, to u niego po prostu „luksusowy SUV marki BMW”. Wielu pisarzy by przed czymś takim chociaż przestudiowało katalog albo poszło do dilera na jazdę próbną, żeby sprawdzić, gdzie jest jaka wajcha albo jak się przycisza muzykę (ktoś tu się czepiał manualnej zmiany biegów, a ja z kolei mam wrażenie, że Mróz był radośnie nieświadomy sterowania multimediami z kierownicy w samochodach tej klasy).
Skandynawowie nawet gdy zmyślają, to zazwyczaj zostaje portret Sztokholmu, Oslo, Ystad/Malmo czy Fjallbacka. Aż się chce pójść na spacer szlakiem Holego. Spacer szlakiem Chyłki? Bez sensu. Niby padają tam adresy i nazwy ulic w Warszawie, ale to zawsze generyczne opisy. Mam też wrażenie, że Mróz mógłby umieścić akcję na skrzyżowaniu Broniewskiego i Słowackiego, bo mu się nawet nie chce sprawdzać na mapie, czy takie w ogóle jest.
Dlatego go porównuję do Ibisa – to taki hotel, z którego nic nie zapamiętasz. Ale nie zapamiętasz też przynajmniej że ci kapało na głowę. Nie polecam na rocznicę ślubu, ale na zwykły wyjazd, czemu nie.
WO
„To znaczy, był – bo Nesbo w końcu się załamał i zaczął opisywać klasycznych seryjnych. Ale pierwszym był bodajże dopiero Bałwan.”
„Pentagram” był wcześniej, a opisany tam sposób na „niewidzialność” mordercy jest znany od czasów Sherlocka Holmesa i „Studium w szkarłacie”.
Odlurkuję się na chwilę bo trafiło na mojego konika.
@seryjni mordercy
Problemem jest to, że większość seryjnych nie jest tak widowiskowych i medialnych postaci jak Dahmer, GSK, BTK czy Bundy. Typowy seryjny w USA (bo tam jest ich najwięcej) to ktoś polujący na prostytutki/osoby z marginesu, często jest tzw. „drifterem” co utrudnia połączenie spraw.
Morderstwa takich osób gubią się w „szumie” fali morderstw. Paul Holes (policjant, który złapał Golden State Killera) zaprosił do swojego podcastu przedstawiciela Murder Accountability Project (polecam artykuł o nich w The New Yorkerze). Według szacunków gościa z MAP, aktualnie w Chicago grasuje 3 niezależnych seryjnych morderców. Ofiarami są kobiety z z marginesu, które błędnie zostają zaklasyfikowane jako ofiary wojen gangów. Policja dopuściła się takich zaniedbań jak niepowiązanie dwóch ciał, znajdujących się w „walking distance”, które nosiły podobne ślady i były „ukryte” w ten sam sposób. Było to spowodowane faktem, że obydwie ofiary znajdowały się na terenie rejonów dwóch różnych posterunków policji.
Takie moje 0,03 PLN od miłośnika tych tematów.
@excel i rachunki.
W trylogii Larssona w pierwszym tomie Lisbeth ukradła z banku na Kajmanach „dwieście sześćdziesiąt milionów dolarów amerykańskich, czyli około dwóch miliardów koron szwedzkich.” W trzecim tomie „Przekazałaś mi dwa miliardy czterysta milionów dolarów.”
Ma ktoś oryginał?
@WO:
> „A te seriale i te powieści skądinąd bywają właśnie chwalone za realizm w pokazywaniu procedur.”
Wpadła mi kiedyś na Kindla poradnik-instrukcja, jak wyglądają procedury badania miejsca zbrodni w USA. Wydana na potrzeby autorów kryminałów.
@proporcje morderców:
Inne na co wpadłem — w książce o propagandzie autorzy narzekali, że w produkcjach telewizyjnych mordercy (szerzej: przestępcy) to bardzo często osoby wykształcone, całkiem często też pracownicy uniwersyteccy, choć statystyki pokazują, że są one rzadziej przestępcami niż osoby bez wykształcenia.
Samo powołanie się, prowadziło do wniosku, że to zaburza (anty-elitarnie) nastroje społeczne i postrzeganie osób wykształconych. A ja tylko dodam, że inteligentny przestępca po uniwersytecie jest, zwyczajnie ciekawszy, niż typowy bandzior.
@vantroff
„Typowy seryjny w USA (bo tam jest ich najwięcej)”
A to nie przypadkiem błąd poznawczy wynikający z tego że tam po prostu mają najbardziej zaawansowaną kryminalistykę i najłatwiej wiążą morderstwa ze sobą, choćby na podstawie modus operandi? Pamiętajmy ile czasu trwało wytropienie morderstw GSK i oddzielenie ich od Night Stalkera…
@pak4
O tych nieelitarnych zabójcach też da się językiem filmowym powiedzieć coś ciekawego. przykładem – Złota rękawiczka Akina (trudno go polecić bo to film nie dla wszystkich że względu na poziom brutalności i obrzydliwości, ale ci którzy to przecierpią raczej nie będzie żałować).
@janekkr
„„Polskie tłumaczenie. Po angielsku jest She put the car in drive and pressed on, deep in thought, towards Göteborg.”
Pytanie, czy tak było w oryginale, czy może ang. tłumacz poprawił?”
W oryginale jest „Hon lade i en växel och fortsatte eftertänksamt mot Göteborg.” Słowo „en växel” to przekładnia, ale tez bieg w sensie pozycji wajhy zmiany biegów, wiec jest OK zarowno automatycznej jak i recznej skrzyni biegow. Jak się mowi na to przerzucanie trybu w automatycznej skrzyni? Czy to też jest zmiana biegow czy nie?
Ja bym nie powiedział, że zmieniam bieg, gdy przestawiam dźwignię z Park czy Neutral na Drive.
@wo
„Data urodzenia Reachera ciągle się zmienia, bo on ma tyle samo lat od 20 lat.”
Coś się chyba Gospodarzowi pomyliło. Trzy ostatnio wydane powieści z Reacher’em dzieją się współcześnie, a sam bohater zbliża się do 60-tki. Ogólnie, jeżeli powieść nie dotyczy działalności Jack’a w MP, to czas akcji pokrywa się mniej więcej z datą wydania.
@janekr
„Ja bym nie powiedział, że zmieniam bieg, gdy przestawiam dźwignię z Park czy Neutral na Drive.”
Ale czasami masz tryb manualny. I znow: czasami przełączenie wymaga świadomego działania (czyli zdanie w powieści wyglądałoby mniej więcej „Lisbeth wyćwiczonym gestem pociągnęła dźwignię w kierunku swojego uda”), a czasami jedynkę wrzucasz od razu, na przykład łopatką przy kierownicy. I wtedy ewentualne dodatkowe zdanie w powieści brzmiałoby „literka D na wyświetlaczu zamieniła się w cyfę 1”.
@MadDog
„Trzy ostatnio wydane powieści z Reacher’em dzieją się współcześnie, a sam bohater zbliża się do 60-tki. ”
To może trzy ostatnio, ale przeczytałem je wszystkie i będę się upierać, że nie da się zrobić takiej chronologii, która by pasowała do wszystkich.
@manualnie w automacie
A komuś się w ogóle chce bawić w zmienianie biegów mając automat? Ja się z raz lub dwa pobawiłem odrobinę, jak kupiłem pierwszy samochód z automatem i szybko mi się znudziło, poużywałem czasem do hamowania silnikiem, ale od kiedy mam uturbiony silnik, to dziwnie działa, bo przy redukcji najpierw przyśpiesza, więc przestałem. Poza tym teraz mam 9 biegów, więc w życiu nie będę się bawił, bo za leniwy jestem. No i komputer jest od tego, żeby dobrze wyczuć czego akurat potrzebuję i działa spoko.
@wo
„literka D na wyświetlaczu zamieniła się w cyfę 1”
A to nie jest tak, że gdy samochód stoi, to po przełączeniu w tryb manualny od razu jest 1?
@wo
I to jest magia literatury, bo ja również przeczytałem wszystkie i jestem odmiennego zdania 🙂
@bartol
„A to nie jest tak, że gdy samochód stoi, to po przełączeniu w tryb manualny od razu jest 1?”
Zależy od samochodu. U mnie jest tak, że gdy samochód STOI, to jest literka „P”. Żeby ruszył, musisz zrobić „D”. I dopiero wtedy możesz przełączyć skrzynię biegów w tryb sportowy albo manualny. Przy czym po przekręceniu stacyjki i tak wszystko wróci do trybu podstawowego (domyślnego).
@maddog
„I to jest magia literatury, bo ja również przeczytałem wszystkie i jestem odmiennego zdania ”
Nie mam ich pod ręką, ale jestem pewien, że dałoby się to wykazać tom po tomie. Poza tym sam Lee Child – być może z grzeczności – mi nie zaprzeczył, gdy poruszyłem ten temat w wywiadzie.
link to wyborcza.pl
@wo
To trochę jestem „konfjuzt”. W każdym razie, mnie chronologia wydaje się w miarę spójna.
@wo I jeszcze jedno. Mnie bardziej od omawianej kwestii chronologii razi u Child’a zamiłowanie do umieszczanie raczej nie popularnych modeli broni ręcznej. Szczególnie nadreprezentacja modelu H&K P7. Niby miał być następcą Colta M1911, niby brał udział w konkursie rozpisanym przez amerykańską armię ale ostatecznie przegrał z Berettą 92F. Nie jest to raczej popularna broń.
@MadDog McPaw HK P7
No ale Reacher sam się zastanawia, czy gangsterzy kupili hurtem u jakiegoś skorumpowanego niemieckiego gliny. Też jest to dla niego ciekawostką przez moment, tyle że ma ważniejsze sprawy żeby się nad tym faktem dłużej pochylać. A w realnym świecie Heckler&Koch sprzedawał niemieckie policyjne nadwyżki P7 w USA na rynku cywilnym.
@maddog
„raczej nie popularnych modeli broni ręcznej”
…nad swoim biurkiem (przy którym prowadziliśmy wywiad) Lee Child ma/miał swoją karykaturę, wyciętą z jakiejś gazety. Przedstawiała pisarza, w zamyśleniu gryzącego ołówek, nad którym unosi się dymek: „And then Jack Reacher fired an unspecified weapon”.
Nie czytałem wszystkich powieści z Reacherem, ale jakoś nie zauważyłem nadreprezentacji P7. A sam pistolet był dość popularny – gwoli ścisłości powstał dla niemieckich formacji policyjnych w latach siedemdziesiątych (jedna z wersji faktycznie powstała na konkurs US Army) i był używany przez kilka policji landowych oraz federalną straż graniczną (obecnie Bundespolizei). W USA był mniej popularny na rynku cywilnym z powodu ceny – tam broń od H&K przez wiele lat uchodziła za swoisty symbol statusu (także ze marketingowych a w pewnym momencie z powodu ograniczonej dostępności na rynku cywilnym, tak w skrócie).
@wo
„Żeby ruszył, musisz zrobić „D”. I dopiero wtedy możesz przełączyć skrzynię biegów w tryb sportowy albo manualny.”
No, ale to normalne, że bez przejścia na D nie da się wrzucić trybu manualnego. Chodziło mi tylko o to, że po przejściu w tryb manualny nie da się wrzucić jedynki, bo ona tam już jest, nomen omen „z automatu”. Ale, ok, to takie drobiazgi, że szkoda klawiatury by się nad tym dalej rozwodzić.
@wo Taka karykatura może tylko motywować 🙂
@sfrustrowany_adiunkt Ale jakbym był albańskim lub ukraińskim gangsterem, to nie był by mój pierwszy wybór. P7 miał piękna nazwę – Polizei-Selbstlade-Pistole. Po niemiecku wszystko brzmi jak rozkaz.
@MadDog McPaw
„Ale jakbym był albańskim lub ukraińskim gangsterem, to nie był by mój pierwszy wybór.”
Tylko że nielegalne posiadanie broni wyklucza „wybór”. Używa się tego co jest dostępne bo ukradzione/kupione od legalnych posiadaczy. Skala oczywiście jest różna – od kałasznikowów z magazynów wojskowych w Albanii po ukradzione myśliwym czy sportowcom egzemplarze. W Polsce też się trafiały bardzo różne egzemplarze na nielegalnym rynku, o bardzo różnym pochodzeniu. Sam pamiętam jak jeden z rzeczników policji pokazywał MP5 zabranego bandytom (przełom stuleci jeśli dobrze pamiętam). Więc te P7 jakoś nieprawdopodobne nie są.
@bartol „No, ale to normalne, że bez przejścia na D nie da się wrzucić trybu manualnego.”
To moze u mnie jest nietypowo, bo tryb auto/manual wybiera sie przesunieciem dzwigni w prawo/lewo, wiec na stale – dopoki nie przesunie sie z powrotem, samochod pozostaje w trybie jednym badz drugim. Ale tez to nie Toyota.
@Dude Yamaha
Masz rację, moje stwierdzenie było niepoparte w faktach. Powinno być „zidentyfikowanych seryjnych morderców”.
@grafomania
Podobnie jak gospodarz, byłbym ostrożny z szukaniem Obiektywnych Wskaźników Grafomanii w kryminałach (może poza najbardziej podstawowym, czyli nieumiejętnością składania zdań). Wspomniany tutaj Stieg Larsson ma problem ze strukturą długiego tekstu, pisze bzdury o komputerach, Blomkvist jest Mary Sue, a Sallander jest prawie wszechmocna. I co z tego, skoro czyta się świetnie. Dla odmiany odrzuca mnie od Krajewskiego, który obsesyjnie wszystko planuje.
@bartolpartol
„Chodziło mi tylko o to, że po przejściu w tryb manualny nie da się wrzucić jedynki, bo ona tam już jest, nomen omen „z automatu”. ”
No właśnie nie. Marksizm kulturalny, teoria frankfurcka i ideologia gender sięgnęły już motoryzacji. W wielu współczesnych samochodach (np. w moim) jedynka jest konstruktem społecznym. Skrzynia typu CVT zmienia przełożenia w sposób ciągły, ale fabryka dodała tzw. przełożenia wirtualne dla tych, którzy bardzo lubią zmieniać biegi (albo hamują silnikiem w górach).
Inna sprawa, że napisałem nieprawdę, tryb sportowy można włączyć w położeniu P. Przed chwilą sprawdziłem. Prawie w ogóle go nie używam.
@igor
„Dla odmiany odrzuca mnie od Krajewskiego, który obsesyjnie wszystko planuje.”
Ja z kolei lubię go za Portrety Dawnego Wrocławia, ale z punktu widzenia kanonów gatunku jego intrygi kryminalne to skandal. Rozwiązaniem zagadki często jest właśnie coś w stylu „to byli kosmici” (=”to był Wszechpotężny Zbizeg, którego Mock nie tylko nie rozbił, tylko go promowali za nierozbijanie”).
@sheik
„To moze u mnie jest nietypowo, bo tryb auto/manual wybiera sie przesunieciem dzwigni w prawo/lewo, wiec na stale – dopoki nie przesunie sie z powrotem, samochod pozostaje w trybie jednym badz drugim. Ale tez to nie Toyota.”
Ty masz tak samo jak ja, bo masz mechaniczne przełączanie trybów (wajcha). No i wajcha sama się nie wajcha, trzeba ją ręcznie przesuwać. WO ma, zdaje się, przyciski, więc tam jest trochę inaczej, bo samochód może sobie sam przełączyć to i owo.
Ja mam z innego powodu nietypowo. U mnie od razu wchodzi 2. Nawet nie wiem kiedy samochód jeździ na 1. Może gdybym włączył jakiś tryb jazdy terenowej, albo wymusił ręcznie, żeby bardzo wolno w trudnym terenie jechać. Muszę sprawdzić przy okazji.
@wo
„Skrzynia typu CVT zmienia przełożenia w sposób ciągły, ale fabryka dodała tzw. przełożenia wirtualne dla tych, którzy bardzo lubią zmieniać biegi (albo hamują silnikiem w górach).”
Te wirtualne biegi w CVT to dla mnie zawsze jakiś dziwoląg był, ale faktycznie do hamowania silnikiem mogą się przydać.
@igor
„Wspomniany tutaj Stieg Larsson ma problem ze strukturą długiego tekstu, pisze bzdury o komputerach, Blomkvist jest Mary Sue, a Sallander jest prawie wszechmocna. I co z tego, skoro czyta się świetnie.”
A mnie od tej jego pisaniny zęby bolały – zaprzeczenie zasady „show, don’t tell”. Plus ten jego wybijający z każdego akapitu mesjanizm odnośnie mizogynii. Fabuła jeszcze jak cię mogę ale oprawa…
@Radek
„Ja jestem ciekaw, jak Gospodarz bloga znajduje kryminały Szamałka (jeżeli czytałeś)”
Zważywszy, że sam Szamałek zamieszcza podziękowania dla WO, stawiałbym, że Gospodarz przynajmniej rzucił okiem na efekty owych konsultacji 🙂
@Szamałek
„Zważywszy, że sam Szamałek zamieszcza podziękowania dla WO, stawiałbym, że Gospodarz przynajmniej rzucił okiem na efekty owych konsultacji”
Tak, przepraszam że nie odpisałem na tamten komentarz – podoba mi się, acz mam taki problem, że trochę za bardzo tutaj wiem „kto zabił”, tzn. gdy bohaterka wysłuchuje wykładów o inwigilacji, to ja po prostu wiem, co zaraz ze zdumieniem odkryje. Acz robiłem tu raczej za konsultanta ds funkcjonowania dziennikarstwa niż do spraw IT.
@igor
„Wspomniany tutaj Stieg Larsson ma problem ze strukturą długiego tekstu, pisze bzdury o komputerach, Blomkvist jest Mary Sue, a Sallander jest prawie wszechmocna. I co z tego, skoro czyta się świetnie.”
To ja z kolei przełknąłbym nawet największe fikołki jeśli chodzi o rozwój postaci, ale ta szczegółowość opisu, zbędność i zupełny brak polotu absolutnie zabił dla mnie pierwszy tom.
„Blomkvist nalał ulubionej arabiki do kubeczka model Kavoss i przeniósł go na blat z rozeschniętych sosnowych desek. Ustawił go zaraz obok Powerbooka g4 i słuchał, jak wiatraczek wentylacji chłodzi rozgrzany procesor Power PC. Nie powinno tak być, przecież w domostwie wynajmowanym przez dziennikarza panowało 21 stopni, ale mimo to komputer szumiał. Może przez klienta poczty.”
Dobrze, że powstała ta ekranizacja, to pół strony tekstu dało się streścić dwusekundowym kadrem.
@Piotrek
„„Blomkvist nalał ulubionej arabiki do kubeczka model Kavoss i przeniósł go na blat z rozeschniętych sosnowych desek. Ustawił go zaraz obok Powerbooka g4 i słuchał, jak wiatraczek wentylacji chłodzi rozgrzany procesor Power PC. Nie powinno tak być, przecież w domostwie wynajmowanym przez dziennikarza panowało 21 stopni, ale mimo to komputer szumiał. Może przez klienta poczty.”
No, to jednak Knausgård w „Mojej walce” się streszczał.
@bartolpartol
„No, to jednak Knausgård w „Mojej walce” się streszczał.”
Panie kochany, pan chyba Jo Nesbo nie znasz. U niego jak Harry Hole chce sobie zrobić kawę, to gdy przy węźle Konotopa poweźmie taką ochotę, to gdzieś na Berliner Ring już wciśnie guzik, a usta zamoczy pod Hanowerem (no oczywiście, że tego wszystkiego słucham w audiobukach; chyba że muszę zawodowo, to z PDF-a).
@Larsson i rachunki
„Przekazałaś mi dwa miliardy czterysta milionów dolarów. Zainwestowaliśmy dwieście milionów w fundusze. Resztę dałaś mi do zabawy.”
„W zeszłym roku nie zarobiliśmy większych kwot. Trochę wyszedłem z wprawy i musiałem od nowa uczyć się rynku. Mieliśmy wydatki. Dopiero w tym roku zaczęliśmy notować zyski. Kiedy siedziałaś w pace, zarobiliśmy ponad siedem milionów. Dolarów. […] w pół roku”
„Masz w tej chwili sześciu pracowników w Londynie. Dwóch zdolnych młodych doradców inwestycyjnych i personel biurowy.”
Te liczby wydają mi się podejrzane, ale może ja się nie znam. Pan przez rok wychodził na zero, bo wyszedł z wprawy, a potem uzyskał rewelacyjny zysk w granicach 0.7% rocznie. Przy pomocy dwóch doradców.
Czego nie rozumiem? Czy chodzi o to, że $100k łatwo umieścić na lokacie, a z miliardem trzeba kombinować, żeby ktoś go przyjął?
Nie będę się mądrzyć, ja na pewno bym nie uzyskał nawet takiego wyniku, ale większość z tu obecnych bez trudu.
@janekr
„Czy chodzi o to, że $100k łatwo umieścić na lokacie, a z miliardem trzeba kombinować, żeby ktoś go przyjął?”
Nie tylko przyjmą chętnie, ale i na lepszych warunkach. Nie żebym osobiście próbował 🙂
@ bartolpartol
Takie opisy mają jednak swoje zalety bo dają poczuć klimat czasu i miejsca. Pamietam kiedyś jak z zaciekawieniem przeczytałem książkę Hercules Poiorot: Życie i Czasy Biografia wg Agaty Christie autorstwa Anny Hart bazująca na takich właśnie opisach.
@wo
„Panie kochany, pan chyba Jo Nesbo nie znasz.”
No nie da się ukryć. Jak wspomniałem gdzieś wcześniej nie trawię go, więc nie czytam. Ale z tego co pamiętam z chyba dwóch przeczytanych rzeczy, to faktycznie koszmarnie rozwlekał rozterki i błędy głównego bohatera, co było nieznośne. To nie znaczy wcale, że uważam, że główny bohater rozterek mieć nie powinien, bo tylko głupki nie mają wątpliwości, ale można je opisać ciekawie lub nieciekawie. No właśnie.
@Obywatel
„Takie opisy mają jednak swoje zalety bo dają poczuć klimat czasu i miejsca.”
Widzę, że nie czytałeś Knausgårda. Być moze mój żart był trochę zbyt hermetyczny, bo nie podejrzewam, że wiele osób dało radę 6 grubym tomom życiowej wiwisekcji autora i głównego bohatera w jednym. Ale warto, bo się czyta, choć czasami wkurwia i trzeba sobie zrobić przerwę.
No i jak ktoś lubi oddawanie klimatu opisami, to oczywiście polecam Ulissesa Joyce’a. Smakowite, choć dla zdecydowanej większości próbujących zasmakować podobno niestrawne.
@„brzydki warszawski odruch szacowania ceny każdego mijanego samochodu”
Że niby [xxx] stąd się wziął przełom w śledztwie?
Tak, droga Babciu, ale kurna czemu Babcia od razu nie napisze, kto zabił. Ale owszem, chodzi mi o ten, początkowo POZORNIE nieistotny detal.
Nigdzie nie jest napisane, że on miał taki nawyk, ani że szacował cenę, samochody pomacał, bo był to „chłopak z Dolnego Śląska, z rodziny wiejskich samochodziarzy”. No i to nie jest żaden przypadkowy „mijany samochód”, oni idą specjalnie oglądać [xxx] służbowo poniekąd.
Wyciąłem fragmenty spojlerogenne. Może i nie miał nawyku, ale wreszcie samochodowy excel się zgadzał, a w „Roztopach” nie.
Nie wiem czy można z takimi informacjami, ale zwrócę uwagę, że 2 książki p. Pasierskiego w formie e-booków są w promocji po 10 złotych polskich na Woblink:
link to woblink.com
Dostępne w tej cenie są również „Historie fandomowe” Pindela.