Przepraszam PT blogobywalców że się powtarzam, ta notka dotyczy mojej idee fixe, której poświęciłem już niejeden tekst. Skoro prezydenccy kandydaci zakładają ruchy i szukają pomysłów, nie mogę się powstrzymać przed zasuflowaniem im jej.
Antypis potrzebuje odpowiednika hasła „500+”. Game changera, który stałby się głównym tematem debaty wyborczej, zmuszając polityków PiS najpierw do desperackiej obrony („tak się nie da! inflacja od tego wzrośnie! agencje obniżą nam ratingi! druga Grecja i Wenezuela! krowy przestaną się cielić!”), a potem w końcu do upokarzającej kapitulacji („my też jesteśmy za i obiecujemy, że nie zliwidujemy”).
Oczywistym pomysłem wydaje mi się, jak zwykle, Mitbestimmung. Trzeba by to jakoś ładnie nazwać po polsku, ale na wymyślaniu zgrabnych sloganów to ja już się zupełnie nie znam.
Chodzi po prostu o upodmiotowienie pracowników dużych firm. Zwiększenie uprawnień Rad Pracowników, ustawowe wprowadzenie ich przedstawicieli do Rad Nadzorczych – tak jak to jest od 70 lat w Niemczech.
PiS ma do Niemców stosunek dwuznaczny. Straszy nimi, ale równocześnie uwielbia argument „tak jest w Niemczech”.
W kampanii prezydenckiej obiecali nam, że będziemy zarabiać tak jak w Niemczech. Tylko że PiS traktuje to na zasadzie kultu cargo – brak podstawowej refleksji, dlaczego Niemcy zarabiają więcej od Polaków.
Argument, który był ważny 30 lat temu – że ich firmy są bogatsze i bardziej wydajne, więc „mogą” więcej płacić, jest nieaktualny. Fabryka Volkswagena czy magazyn Amazona w Polsce pracują przecież tak samo wydajnie jak ich niemieckie opowiedniki.
W Niemczech płacą więcej nie dlatego, że MOGĄ tylko dlatego, że MUSZĄ. Każdy korpoludek w Polsce wie, że gdyby nawet jego pracodawca dostał od złotej rybki miliard, on sam zobaczy z tego figę z makiem. Wszystko zgarną udziałowcy (jako dywidendę) i zarząd (jako premie). Zarobki pracowników pozostaną bez zmian.
W Niemczech tak by nie było. Tam przedstawiciele pracowników w Radzie Nadzorczej byliby w stanie wymusić inny podział tego miliarda – taki, w którym coś tego skapnie nawet szatniarzowi.
Od lat wydajność pracy w Polsce rośnie znacznie szybciej niż płace. I to się nie zmieni, dopóki nie wprowadzimy w Polsce takich mechanizmów.
Kaczyński tego nie zrobi. Miał 5 lat i nawet nie zasygnalizował takiego zamiaru.
„Upodmiotowianie” nie jest w stylu PiS. Nawet zwolennicy tej partii przyznają, że ona nie chce żadnej grupie przyznawać nowych praw,
przeciwnie, jest za ich odbieraniem (nauczycielom, dziennikarzom, prawnikom, lekarzom itd.). Tyle że zwolennikowi PiS się to podoba, a przeciwnikowi nie.
Platforma też jest do tego mentalnie niezdolna. Za dużo ją wiąże z kręgami korwinobalcerowskimi.
Hołownia i Trzaskowski mają jednak wolną rękę, przynajmniej teoretycznie. Zatem niniejszym sugeruję to jako moją propozycję programową dla ich ruchów.
Tak najbardziej to oczywiście marzę o wprowadzeniu tego w Polsce przez rząd premiera Zandberga. Ale ucieszę się, jak zrobi to ktokolwiek.
Parafrazując Churchilla, gdyby Szatan zgłosił program upodmiotowienia pracowników, umieściłbym kilka ciepłych słów o piekle w następnej blogonotce. Chwaliłbym za to nawet PiS.
Pandemia to dobry moment na zmianę myślenia o gospodarce. Pierwsze 30 lat kapitalizmu w Polsce wpisywało się w 500 lat tradycji gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej.
Mieliśmy „ludzi sukcesu”, którzy „tworzyli miejsca pracy”. Nie było „my”, byłem „ja” (genialny prezes, który odpowiada za sukces firmy, a więc zasługuje na nagrodę) i „wy” (feudalna czeladź, której firma „daje” pracę).
Pandemia wymusiła w wielu firmach myślenie w kategorii „my”. Okazało się, że za dotychczasowe sukcesy jednak nie odpowiadał sam tylko zarząd, ale firma jako wspólnota.
Ciężko czuć się wspólnotą, gdy prezes zarabia półtora miliona rocznie, a pracownicy kilkadziesiąt razy mniej (tak to mniej więcej wygląda w Agorze). I jeszcze ciągle słyszą od tego prezesa, że na wszystkim trzeba oszczędzać.
Obecny stan prawny nie ma sensu. W wielu ustawach wymagana jest reprezentacja pracowników, która w ich imieniu np. wyraża zgodę na warunki zwolnienia zbiorowego, wybór PPK, zasady działania funduszu socjalnego albo (jak ostatnio) zgodę na obniżkę zarobków o 80%.
Na logikę, to powinni robić ich demokratycznie wybrani przedstawiciele. Ale prawie w każdej ustawie te uprawnienia ma zakładowa komisja związków zawodowych.
Wniosek – skrzyknij się z 9 kolegami i załóż związek. Będziesz w imieniu tysięcy ludzi współdecydować o milionowych funduszach. Tak, polskie prawo jest aż tak durne.
Wielkie centrale związkowe będą zapewne próbowały zawetować zmiany, bo na krótką metę to osłabiać ich pozycję. Osobiście jako lokalny Frank Sobotka jednak z przyjemnością się pozbędę tej „władzy” (serio: na cholerę mi ona?) na rzecz rzeczywistego upodmiotowienia załogi.
Posprzątanie tego bajzlu to nie jest kwestia lewicy ani prawicy, tylko rozumu i godności człowieczej. Ale skoro o tym mowa to przypominam, że w ten sposób CDU zaszło SPD z lewej mańki i zapewniło sobie polityczną hegemonię w RFN.
Po co komu socjaldemokracja, gdy największą zdobycz klasa pracująca zawdzięcza chadecji? Socjaldemokraci go nienawidzą, tym sposobem Adenauer ich uczynił zbędnymi (na 70 lat istnienia RFN, CDU rządzi przez 52).
Tej propozycji nie da się obalić tradycyjnym argumentem „nie stać nas na to, musimy najpierw zbudować kapitalizm, a potem myśleć o socjalu”. Niemcy to wprowadzili w 1951, gdy kraj leżał w ruinie (i poniekąd dlatego właśnie to wprowadzili, żeby pracowników motywować do odgruzowania „swoich” zakładów).
Historia państwa opiekuńczego i społecznej gospodarki rynkowej to mój konik. Ne znam ani jednego przykładu, w którym zbudowano to na takiej zasadzie, że ktoś powiedział „OK, już nas teraz stać, to wprowadzajmy”.
Czy to w Japonii, czy to w Szwecji, czy to Wielkiej Brytanii, czy to w RFN wreszcie, zawsze wyglądało to tak: „kraj jest w ruinie, musimy wprowadzić socjal, bo ludzie żyją w biedzie”.
My nie jesteśmy w ruinie. Ale większość z nas żyje i pracuje w Folwarku S.A.
Pytanie czy w Polsce, gdzie dominują mniejsze przedsiębiorstwa, taka oferta ma szansę być sztandarową? Zwłaszcza, że trafiłaby raczej do i tak już obecnych wielkomiejskich wyborców anty-PiS-u.
Duże firmy zatrudniają także na prowincji. Pracownicy Amazona są też z prowincji, a podejrzewam, że tam PiS mógł mieć duże branie. To też nie jest przecież tak, że Antypis ma 100% w dużych miastach, nawet w Warszawie ktoś głosuje na Jakiego. To mogłoby domobilizować te brakujące 2%, a to wystarczy, żeby kiedyś było wreszcie 51:49 dla nas.
Patrząc na dane to coś słabo te związki negocjowały ostatnio…
link to pl.m.wikipedia.org
„Argument, który był ważny 30 lat temu – że ich firmy są bogatsze i bardziej wydajne, więc „mogą” więcej płacić, jest nieaktualny. Fabryka Volkswagena czy magazyn Amazona w Polsce pracują przecież tak samo wydajnie jak ich niemieckie opowiedniki. W Niemczech płacą więcej nie dlatego, że MOGĄ tylko dlatego, że MUSZĄ.”
W Niemczech płacą więcej dlatego, że ich gospodarka jest oparta o sektory, które generują większą wartość dodaną. VW w Polsce skręca auta, a w Niemczech je projektuje.
„Od lat wydajność pracy w Polsce rośnie znacznie szybciej niż płace.”
To zależy od sektora – generalnie w tych, w których działają wielkie firmy to nieprawda (przynajmniej w ostatnich latach) link to i.wpimg.pl
„I to się nie zmieni, dopóki nie wprowadzimy w Polsce takich mechanizmów. Kaczyński tego nie zrobi. Miał 5 lat i nawet nie zasygnalizował takiego zamiaru.”
Od końca 2015 roku do początku 2020 średnia wynagrodzenie wzrosło o ok. 1400 zł, płaca minimalna o niecałe 900 zł. Sam JK przed pandemią ZASYGNALIZOWAŁ, że w 2023 r. minimalne wynagrodzenie wyniesie 4000 zł.
„Czy to w Japonii, czy to w Szwecji, czy to Wielkiej Brytanii, czy to w RFN wreszcie, zawsze wyglądało to tak: „kraj jest w ruinie, musimy wprowadzić socjal, bo ludzie żyją w biedzie”.
Reprezentacja pracowników na poziomie zarządu/rady nadzorczej nie jest warunkiem niezbędnym państwa opiekuńczego. W UK, Holandii, Belgii instytucja ta nie jest tak ważna jak w Niemczech czy Japonii.
Pomijając powyższe to sam pomysł nie ma potencjału do porwania mas – w dużych miastach duże firmy to korporacje, których pracownicy są już anty-pis i zarabiają powyżej średniej. Z koeli nie mam przekonania, że pracujący po 12h w Amazonie zapaliliby się na pomysł, że 2 czy 3 z nich wejdzie do zarządu i będzie w ich imieniu negocjować wynagrodzenia. Pensja minimalna 4000 zł zapowiedziana przez JK jest konkretem, który przemawia do wyobraźni.
@wr
” VW w Polsce skręca auta, a w Niemczech je projektuje.”
A jednak ten sam Hans Schmidt, robiący to samo (skręcający/projektujący) w Niemczech zarobi więcej od Jana Kowalskiego robiącego to samo w Polsce.
„Sam JK przed pandemią ZASYGNALIZOWAŁ, że w 2023 r. minimalne wynagrodzenie wyniesie 4000 zł.”
Pólgębkiem i się wycofał. Chyba nawet ich elektorat w to nie wierzy.
„korporacje, których pracownicy są już anty-pis ”
Nie wiadomo czy wszyscy.
” zarabiają powyżej średniej”
A tu wiadomo na pewno, że nie wszyscy. W Agorze większość zarabia poniżej średniej. Wielu praxcownikom Agory 500+ uratowało życie. Dlatego jestem cholernie ciekaw, jaki procent ludzi tutaj potajemnie głosuje na PiS.
„Pensja minimalna 4000 zł zapowiedziana przez JK jest konkretem, który przemawia do wyobraźni.”
Nie wierzę, że ktoś w to uwierzył. Zresztą już chyba oficjalnie się wycofali? Poza tym jednak są tu te pozapłacowe aspekty – regulamin pracy, śmieciówki, zasady rozliczania nadgodzin itd.
„A jednak ten sam Hans Schmidt, robiący to samo (skręcający/projektujący) w Niemczech zarobi więcej od Jana Kowalskiego robiącego to samo w Polsce.”
A ten sam Jose Garcia, robiący to samo w fabryce VW w Meksyku, zarobi mniej od Jana Kowalskiego, robiącego to samo w fabryce w Polsce. Podobnie jak np. kasjerka Tesco w Malezji zarobi mniej od kasjerki Tesco w Czechach, chociaż obie robią to samo.
„Pólgębkiem i się wycofał. Chyba nawet ich elektorat w to nie wierzy.”
Całym gębkiem, ale wycofali się faktycznie, przede wszystkim z powodu pandemii. Pewnie 4k do 2023 by nie było, ale pensję minimalną podnosili dość odważnie i te 3,5k za 3 lata było realne.
„Nie wiadomo czy wszyscy.”
No ale jak ktoś po 5 latach PiS ciągle na nich głosuje, to szanse, że zmieni swoje preferencje z powodu reprezentacji pracowniczej na zarządzie oceniam nisko.
„Wielu praxcownikom Agory 500+ uratowało życie. Dlatego jestem cholernie ciekaw, jaki procent ludzi tutaj potajemnie głosuje na PiS.”
Nawet gdyby Mitbestimmung okazało się atrakcyjnym pomysłem dla wyborców i sprawiło, że PiS by zaczął przegrywać w sondażach to ogłosiliby kolejny transfer socjalny tuż przed wyborami – 13 pensja dla zarabiających poniżej średniej, czy cokolwiek.
k.o. w czwartym akapicie pozostał miejscownik z wcześniejszej wersji
Bardzo podoba mi się ten post! To jest te sposób myślenia który może odsunąć PiS od władzy. Jeśli chodzi o koncept Gospodarza, podzielam zastrzeżenia poprzedników. Wydaje mi się on trudny do przełożenia na język marketingu politycznego i słabo rezonujący na prowincji. Jak już szukamy pomysłów dla anypisu to może dorzucę swoje trzy grosze. Oczywiście rozumiem jeśli zostanę odesłany na swojego bloga 🙂
Moim zdaniem opozycja powinna iść w to co jej najlepiej wychodziło czyli inwestycje infrastrukturalne – konkretnie budowę mieszkań komunalnych. Widzę to tak – organizuje się konferencję prasową 5 pięciu prezydentów największych miast z Trzaskowskim na czele i ogłasza – rząd nie daje rady sami wybudujemy razem, strzelam, 100 tyś mieszkań w skali kraju.
Zalety – nie trzeba było czekać 3 lat na realizację, na następne wybory można pokazać wymierne efekty; Mieszkanie Plus to pole gdzie PiS efektownie poległ, stosunkowo łatwo się wyróżnić; mobilizuje elektorat opozycji w metropoliach; przemawia to do tej aspiracyjne części prowincji – dach nad głową to największy koszt blokujący mobilność poziomą a co za tym idzie często też pionową;
Zagrożenia – oczywiście te mieszkania trzeba wybudować, co mogłoby być trudne do wykonania; nie jest to jakoś bardzo oryginalne, przez co może być mniej przyciągające; ten projekt uderza częściowo w interesy obecnego elektoratu opozycji która czerpie korzyści z obecnej sytuacji na rynku nieruchomości;
Nawet jeśli ten pomysł jest kompletnie nierealny tzn. samorządy nie są w stanie wykonać czegoś takiego w trzy lata to próbowałbym szukać coś w tym rodzaju – wykorzystanie wpływów w samorządach do uzyskania synergii która pozwoli połączyć ze sobą inwestycję lokalne w jeden ogólnopolski „projekt”, najlepiej taki który da się zamknąć w jednym haśle.
Witam gospodarza, szanownych komcionautów.
Świetna notka, jak zwykle czytało się świetnie. Pomysł dobry, tylko obawiam się jednego. Mianowicie PiS kieruje transfery pieniężne nie do grup które je potrzebują, tylko do grup które im wychodzą w badaniach. Oczywiście emeryci czy rodzice w trudnej sytuacji to grupy potrzebujące pomocy. Jednak transfery te nie są podyktowane dobrocią serca czy jakąś tam wrażliwością. Każdy pamięta początki 500+ i samotne matki. Stosunek kosztów do zysków się nie zgadzał, więc samotne matki musiały się obejść smakiem. To są precyzyjnie przemyślanie ruchy, skierowane w taki sposób, aby dały na końcu jak najwięcej % przy urnach. Dlatego obawiam się, że @WR ma rację pisząc o transferach last minute. Widzieliśmy to podczas niedawnej kampanii. Znając ich obłudę, są w stanie wspomóc każdą grupę społeczną, jeśli tylko da im to jakąś przewagę. Naprawdę 10k+ dla byłych esbeków by mnie nie zdziwiło, gdyby tylko dało by im to wygraną.
@wo
„ustawowe wprowadzenie ich przedstawicieli do Radzie Nadzorczych”
No to wytłumacz teraz Panu Ziutkowi z Myciśk Dolnych, że zamiast kolejnego 500+ prosto do łapy, wprowadzimy „ustawowo jego przedstawiciela do Rady Nadzorczej”… Come on.
@Pakun111
„ten projekt uderza częściowo w interesy obecnego elektoratu opozycji która czerpie korzyści z obecnej sytuacji na rynku nieruchomości;”
On przede wszystkim uderza w interesy znacznej części aktywu partyjnego PO która nie bez powodu jest przynajmniej w Warszawie nazywana platformą deweloperską. Niejednokrotnie bycie związkiem zawodowym deweloperów jest jedyną aktywnością którą członkowie tej partii wykonują z zaangażowaniem. Wszelka dyskusja o mieszkaniach komunalnych z tymi ludźmi nie ma żadnych szans. Been there, done that. Dlatego uważam że żeby pojawiła się jakakolwiek szansa na antypis, wpier platformę trzeba zaorać. A ziemię posolić. I jeszcze raz zaorać.
@vinidion
„No to wytłumacz teraz Panu Ziutkowi z Myciśk Dolnych, że zamiast kolejnego 500+ prosto do łapy, wprowadzimy „ustawowo jego przedstawiciela do Rady Nadzorczej”… Come on.”
Do wszystkich i tak się nie dotrze. PiS nie wygrywa przez docieranie do gejów. PiS wygrywa przez bardzo precyzyjne zagospodarowanie swoich 51%.
@wr
„A ten sam Jose Garcia, robiący to samo w fabryce VW w Meksyku, zarobi mniej od Jana Kowalskiego, robiącego to samo w fabryce w Polsce. Podobnie jak np. kasjerka Tesco w Malezji zarobi mniej od kasjerki Tesco w Czechach, chociaż obie robią to samo”
Ergo: kto pisze „W Niemczech płacą więcej dlatego, że ich gospodarka jest oparta o sektory, które generują większą wartość dodaną. VW w Polsce skręca auta, a w Niemczech je projektuje.” pisze bzdury. Nie chodzi o sektory, skręcanie i projektowanie. CBDJO.
„No ale jak ktoś po 5 latach PiS ciągle na nich głosuje, to szanse, że zmieni swoje preferencje z powodu reprezentacji pracowniczej na zarządzie oceniam nisko.”
Bardziej chodzi o tych, dla których Trzaskowski nadal był tylko mniejszym złem, więc byli zdemobilizowani, niechętni, w końcu w ogóle nie poszli itd.
@notka
Obawiam się, że ten pomysł spowodowałby dalsze wypychanie ludzi na DG i kontrakty. Lekarze i pielęgniarki już jadą masowo na kontraktach, niedługo dojdą do nic pewnie nauczyciele, ciekawe kiedy urzędnicy samorządowi. Wypchnięcie pracownika przy taśmie na kontrakt to żaden problem. Sądzę, że mnóstwo Januszy uzna, że lepiej załpacić odrobinę więcej ludziom na kontraktach + dołożyć im obsługę ksiegową, żeby się nie bali, niż pozwolić im na przyglądanie się kasie w firmie. Do tego drobne zmiany w przepisach, żeby skarbówka się nie czepiała działaczy z jedną fakturą miesięcznie i będziemy mieli kilkanaście milionów firm w Polsce – coś co się marzy i Morawieckiemu z kumplami i PO.
Sądzę, że do ludzi przemówiłoby prędzej radykalne wzmocnienie PIPu, bo to jest coś co wiele osób odczułoby bardzo szybko. Ale trzeba to zrobić zanim wszyscy wylądują na kontraktach.
@bartolpartol
„Obawiam się, że ten pomysł spowodowałby dalsze wypychanie ludzi na DG i kontrakty.”
Odwrotnie. Dopiero taki mechanizm dawałby jakąś szansę na odkręcanie tego. Przecież przedstawiciele pracowników mieliby realny sposób na blokowanie takiego wypychania, wiążąc np. walkę ze śmieciówkami z premią dla zarządu. W Volkwagenie na przykład zablokowano tak outsourcing sprzątania i cateringu.
„Wypchnięcie pracownika przy taśmie na kontrakt to żaden problem. ”
A przedstawiciele w Radzie Nadzorczej mówią wtedy do prezesa – odebranie ci premii to dla nas też żaden problem.
„Sądzę, że do ludzi przemówiłoby prędzej radykalne wzmocnienie PIPu, bo to jest coś co wiele osób odczułoby bardzo szybko. ”
A to swoją drogą≥
@wo
„PiS wygrywa przez bardzo precyzyjne zagospodarowanie swoich 51%.”
True. Tylko że (tak to rozumiem) sprzedajesz to jako pomysł o tej samej wadze, co 500+. A to zdecydowanie mniejszy kaliber wycelowany w bardzo wąską grupę docelową. W wersji dla neoliberałów ekwiwalentem byłoby coś w rodzaju „obniżymy wam podatek Belki z 19% do 7% od transakcji giełdowych typu SHORT”.
„Nie chodzi o sektory, skręcanie i projektowanie.”
W tym przypadku dokładnie o to chodzi. Niemieckie firmy przemysłowe mają przewagę komparatywną w czynnościach o wysokiej wartości dodanej – R&D i designie. Polskie w montażu, wykorzystując niemiecką technologię.
@wr
„W tym przypadku dokładnie o to chodzi. Niemieckie firmy przemysłowe mają przewagę komparatywną w czynnościach o wysokiej wartości dodanej – R&D i designie. Polskie w montażu, wykorzystując niemiecką technologię.’
Na to mam kontrargument, którego ważność Pan przecież uznał. Przypomnę: „„A jednak ten sam Hans Schmidt, robiący to samo (skręcający/projektujący) w Niemczech zarobi więcej od Jana Kowalskiego robiącego to samo w Polsce”. Nie zaprzeczył pan temu, tylko rozszerzył to o przykłady z kolejnych krajów.
Jeśli pan dalej będzie tak biegać w kółko, wytnę kolejne komentarze.
@vinidion
„Tylko że (tak to rozumiem) sprzedajesz to jako pomysł o tej samej wadze, co 500+.”
Przecież 500+ też nie dało im 99% głosów, tylko 51%. Opozycja nie powinna szukać pomysłów na 99%, tylko na solidne, zmotywowane 51%.
@wo
„Nie zaprzeczył pan temu, tylko rozszerzył to o przykłady z kolejnych krajów.”
Nie rozumiem – w jaki sposób przykłady z kolejnych krajów potwierdzają Pana tezę? One ilustrują dość oczywisty fakt, że poziom wynagrodzenia kasjerki w supermarkecie nie jest zależny od jej indywidualnej wydajności, tylko struktury całej gospodarki. Jak otworzy Pan fabrykę VW w Rwandzie to pracownik montażowy nie będzie zarabiał tyle samo, co niemiecki, czy nawet polski pracownik, wykonujący te same czynności.
Gdyby było inaczej, pomijając wszystko inne, to VW by tej fabryki w PL czy nawet Meksyku, nie otworzył.
Przecież Polaków to nie obchodzi. Szef ma dawać zrozumiałe wytyczne, płacić i nie przesadzać z dyscypliną pracy.
Reprezentant w Zarządzie? It is not sexy.
I ja nie mówię, że to by nie dało dobrych efektów (chociaż wrodzony pesymizm mówi mi, że skończyłoby się jakąś pokraczną upolitycznioną patologią jak większość związków zawodowych w Polsce). Tylko, że to po prostu nie jest interesującego dla zwykłego wyborcy. To jest interesujące dla inteligenckiego wyborcy Razem spędzającego wieczory na wizualizowaniu sobie wspólnoty zakładowej i ostatecznego krachu systemu korporacji.
Witam Gospodarza i komcionautów,
@Pakun111
„Moim zdaniem opozycja powinna iść w to co jej najlepiej wychodziło czyli inwestycje infrastrukturalne – konkretnie budowę mieszkań komunalnych.”
Siedzę dość blisko polityki samorządowej w Trójmieście i chciałbym się odnieść do tego dobrego, ale – niestety – nierealnego pomysłu. Obserwując wypowiedzi proplatformerskich samorządowców zauważymy, że topią nas w morzu słów o wspólnocie ludzi uśmiechniętych, która nikogo nie zostawia z tyłu. Z kolei praktyka polega na oparciu systemu władzy o bliskie związki z deweloperami, jako tymi, którzy rzekomo napędzają lokalną gospodarkę, a w rzeczywistości nakręcają spekulacyjny wzrost cen mieszkań na sprzedaż. Jest trochę osób z rodzin ważnych osób z trójmiejskich magistratów, które świetnie żyją z pracy w takich firmach, czy wręcz zajmują w nich stanowiska prezesowskie.
Samorządy póki co robią wszystko, by wypchnąć dotychczas posiadany zasób komunalny na rynek (tzw. wykupy mieszkań). W liczącym już pewnie pod milion mieszkańców Trójmieście buduje się może 200 mieszkań komunalnych/w TBS rocznie. Tylko tyle, by można wrzucić na fejsika fotkę z wręczania kluczy „szczęśliwym nowym mieszkańcom”. Mimo możliwości terenowych, dostępu do finansowania i ewidentnego potencjału wyborczego, lokalni politycy nie są zainteresowani programem masowej budowy mieszkań.
1) Pamiętam „Trust” Fukuyamy (tak, tego), który wskazując na wyższą pozycję robotnika w Niemczech niż we Francji, zwracał uwagę na zakres nauczania technicznego, oraz tytułowe „zaufanie” do robotnika — jeśli dasz mu droższy sprzęt (ufasz, że da sobie z nim radę), większy zakres kompetencji (j.w.) i zmniejszysz liczbę kierowników (ufasz, że pracownicy dadzą sobie sami radę i nie potrzebują tyle nadzoru), możesz im więcej płacić.
Fukuyama zrobił na mnie wrażenie, choć opisując patologie Europy Wschodniej był baaardzo powierzchowny.
W każdym razie, chcecie większych płac w Polsce, to dbajcie o wykształcenie i wzajemny szacunek.
2) Ideowo jestem za, w końcu czytam regularnie bloga 🙂 ale nie sądzę by to w Polsce było hasło znajdujące szeroki oddźwięk. Raczej jako jakaś fanaberia, niech będzie że i zachodnia, niezrozumiałe dziwactwo. Prawie jak zwalczanie rasizmu, czy prawa LGBT.
@wo
„Ergo: kto pisze „W Niemczech płacą więcej dlatego, że ich gospodarka jest oparta o sektory, które generują większą wartość dodaną. VW w Polsce skręca auta, a w Niemczech je projektuje.” pisze bzdury. Nie chodzi o sektory, skręcanie i projektowanie.”
Ale poziom płac jest ogólnie skorelowany z PKB, czy coś mnie ominęło? A ten poziom PKB jako nomen omen wartość dodana zasadniczo się uzgadnia właśnie do różnicy skręcanie vs projektowanie (a konkretnie sprzedawanie i ściąganie większości marży dla siebie).
link to researchgate.net
@pak4
„Fukuyama zrobił na mnie wrażenie, choć opisując patologie Europy Wschodniej był baaardzo powierzchowny.
W każdym razie, chcecie większych płac w Polsce, to dbajcie o wykształcenie i wzajemny szacunek.”
Tylko że dla Fukuyamy to tytułowe zaufanie było odzwierciedleniem ogółu cech społecznych które dopiero znajdowało odzwierciedlenie w strukturze firm w gospodarce i w stosunkach w nich panujących. Czyli – małe „zaufanie”, rozumiane jako zaufanie tylko do najbliższych – małe firmy albo duże firmy bardzo blisko powiązane ze sobą na zasadzie rodzinnej (eg czebole czy zaibatsu), duże „zaufanie” do osób spoza najbliższego grona – duże korporacje ze zróżnicowanym akcjonariatem. Ale to nie jest kwestia zrobienia „pstryk” i będzie zmiana, to jest po prostu odzwierciedleniem społeczeństwa jako takiego (w ujęciu Fukuyamy naturalnie).
@Pakun111
„Moim zdaniem opozycja powinna iść w to co jej najlepiej wychodziło czyli inwestycje infrastrukturalne – konkretnie budowę mieszkań komunalnych.”
A skąd chcesz wziąć na to pieniądze?
Bo wiesz, zbudowanie mieszkania nawet na swoim gruncie to dalej kilkaset tysięcy złotych. I jedna zadowolona rodzina, której zasponsorowałeś mieszkanie.
Możesz oczywiście budować na lewarze i pożyczyć kasę spłacając z czynszów. Ale wtedy te czynsze zaczną dążyć do rynkowych.
W dzisiejszych covidowych czasach ujemnych stóp procentowych mógłbyś wypuścić obligacje i budować z tych pieniędzy. Ale jeżeli wypuściłoby je miasto to musiałoby uwzględnić w limicie zadłużenia. I nie byłoby pieniędzy na coś innego (a dalej obdarowana byłaby bardzo mała grupa beneficjentów).
Możesz zrobić inżynierię i ukryć to w jakiejś spółce miejskiej. Oczywiście tylko do czasu gdy Sejm zmieni przepisy i wliczy to do zadłużenia miasta. Zgadnij jak szybko to zrobi, jeżeli okaże się, że taki program może pozytywnie rezonować wśród wyborców?
No i last but not least. Wytłumacz mi proszę jak będziesz te mieszkania dzielił. I jak wytłumaczysz swojemu zakredytowanemu do emerytury wyborcy, że to dobrze, że ktoś inny ma takie samo mieszkanie od miasta za półdarmo.
@Dude Yamaha
„Ale poziom płac jest ogólnie skorelowany z PKB, czy coś mnie ominęło?”
Ostatnie cztery dekady w USA pokazują, że płaca realna (median wage) może stać dekadami w miejscu, pomimo bardzo znacznego wzrostu PKB. A więc pekab jest niezbędny, ale nie pomoże w sytuacji, gdy pozycja przetargowa pracowników pogarsza się, bo polityka sprzyja rozwalaniu związków, brakowi regulacji i globalizacji.
@wr
„tylko struktury całej gospodarki.”
A także, od stanu prawnego. Ergo: zmieńmy ustawy, Jan Kowalski będzie więcej zarabiał.
@dude yamaha
„Ale poziom płac jest ogólnie skorelowany z PKB, czy coś mnie ominęło? ”
Z definicji, ale to jest tautologia. Podnieś płace, wzrośnie PKB. Być może wzrośnie także inflacja, to swoją drogą. Zdaje się, że traktujesz PKB jako jakiś Obiektywny Wskaźnik Czegoś Magicznego?
@luster
„Przecież Polaków to nie obchodzi. Szef ma dawać zrozumiałe wytyczne, płacić i nie przesadzać z dyscypliną pracy.”
Och, argument z mentalności. Przypominam, że o Szwedach, Żydach, Japończykach, Koreańczykach i Finach też mówiono, że są z natury leniwi, nieuczciwi, niezdolni, a w ogóle to pijacy i złodzieje. Zmieniono im prawo i magicznie w parę lat stali się sławni na cały świat ze swojej uczcziwości i pracowitości. Tak jak Polacy na emigracji, gdy pracują w innym otoczeniu prawnym.
@wo
„Odwrotnie. Dopiero taki mechanizm dawałby jakąś szansę na odkręcanie tego. Przecież przedstawiciele pracowników mieliby realny sposób na blokowanie takiego wypychania, wiążąc np. walkę ze śmieciówkami z premią dla zarządu. W Volkwagenie na przykład zablokowano tak outsourcing sprzątania i cateringu.”
Oczywiście tak, ale wcześniej, jak tylko pojawi się realna szansa na wprowadzenie takiego prawa, Janusze szybko posprzątają, żeby po wejściu prawa w życie nik nie podskakiwał, że do RN chce wejść. A każdy nowy Janusz już tylko na kontrakty ludzi będzie brał. Tak to widzę.
@Dude
„Ale to nie jest kwestia zrobienia „pstryk” i będzie zmiana, to jest po prostu odzwierciedleniem społeczeństwa jako takiego (w ujęciu Fukuyamy naturalnie).”
Już sobie wyobrażam te kłótnie kto ma siedzieć „przy korycie”. To mogłoby całkowicie sparaliżować powołanie pracownika(ów) do RM, a Janusz by sobie dalej spokojnie rządził po swojemu.
Poza rewolucyjnymi zrywami Polacy są mało skłonni do współpracy pomiędzy sobą. Zresztą te rewolucyjne zrywy momentalnie karleją, gdy się okazuje, że poza zwalczaniem wspólnego wroga, trzeba także zacząć rewolucją zarządzać. Taka kultura, takie społeczeństwo. Brak zaufania widać wszędzie, chociażby na zebraniach wspólnot mieszkaniowych.
@idea
Oczywiście idea jest spoko, ale podzielam pesymizm piszących tutaj pesymistów.
@T-rex
„Obserwując wypowiedzi proplatformerskich samorządowców zauważymy, że topią nas w morzu słów o wspólnocie ludzi uśmiechniętych, która nikogo nie zostawia z tyłu. Z kolei praktyka polega na oparciu systemu władzy o bliskie związki z deweloperami, jako tymi, którzy rzekomo napędzają lokalną gospodarkę, a w rzeczywistości nakręcają spekulacyjny wzrost cen mieszkań na sprzedaż.”
To dotyczy chyba wszystkich miejsc choć trochę atrakcyjnych do życia. W Sopocie i Gdyni jest tak samo jak w Gdańsku. Samorządy myślą tylko o tym, jak ułatwić życie deweloperom. W Wejherowie jeden deweloper od dawna praktycznie rządzi w mieście. A mieszkańców samorządy generalnie mają w głębokim poważaniu. Niestety.
@wo
„Ergo: zmieńmy ustawy, Jan Kowalski będzie więcej zarabiał.”
Dlaczego zatem w Niemczech, gdzie funkcjonuje stan prawny, który mamy kopiować, żeby dobrze zarabiać, od połowy lat 90. do mniej więcej 2010 roku, czyli przez 15 lat pensje nie rosły, pomimo rosnącej produktywności?
@bartolpartol
„każdy nowy Janusz już tylko na kontrakty ludzi będzie brał”
O ile mu na to pozwoli prawo i PIP. Ale przecież zmiany w tym zakresie to też może być część pakietu.
@wo
„Podnieś płace, wzrośnie PKB.”
Akurat te dane które przytoczyłem na samym początku zdają się temu przeczyć, bo Niemcy przestały być chorym człowiekiem Europy po wdrożeniu Agendy 2010, klepniętej zresztą przez rzeczone związki, skutkiem czego koszty pracy praktycznie stały w miejscu przez dekadę, ale przyznaję że miały na to wpływ inne czynniki.
@wr
„Dlaczego zatem w Niemczech, gdzie funkcjonuje stan prawny, który mamy kopiować, żeby dobrze zarabiać, od połowy lat 90. do mniej więcej 2010 roku, czyli przez 15 lat pensje nie rosły, pomimo rosnącej produktywności?”
To argument typu „Szwecja też ma kłopoty”. To będzie ogromny sukces, jeśli osiągniemy zarobki Niemców z połowy lat 90. A potem będziemy się razem z nimi martwili problemami kraju za bardzo rozwiniętego.
Zarządy czy budowa mieszkań to raj dla garstki, która pragnie władzy, tak naprawdę mało kto pragnie władzy i nawet darzy swoich zakładowych przedstawicieli – jeśli ich ma – płytszą czy głębszą nieufnością.
Natomiast ludzie zawsze lubią myśleć, że są kowalami swojego losu, a jednocześnie dostawać rzeczy na tacy – np. takie 500+ to „dbam o dziecko, nic dziwnego, że społeczeństwo wreszcie docenia mój wysiłek”. Inwestycje infrastrukturalne mogą być dobrym pomysłem, który wpisuje się w takie myślenie i ma możliwość przekonania wsi. Wielkimi zmianami infrastrukturalnymi, które ułatwiają życie i współgrają z samooceną indywidualistyczną była kolej, elektryfikacja, pociągnięcie asfaltowych dróg, telefonów, bieżącej wody, autostrad, rewitalizacja komunikacji zbiorowej. Dziś, prócz odwiecznego i nierozwiązywalnego łatwo problemu z przeciążonym leczeniem i odklejonym nauczaniem brakuje ciepłowni. Polityka ciepłej wody w kranie ma sens, jeśli stargetować ją na „swing states”, czyli na stan tych, którzy jeszcze niedawno widzieli swoich reprezentantów w PSL-u i w Samoobronie.
@bartolpartol
„Oczywiście tak, ale wcześniej, jak tylko pojawi się realna szansa na wprowadzenie takiego prawa, Janusze szybko posprzątają, żeby po wejściu prawa w życie nik nie podskakiwał, że do RN chce wejść. ”
To akurat kwestia odpowiedniego napisania ustawy. Próg można ustawić według zatrudnienia np. pół roku temu. Nie przeceniaj wszechmocy Januszy. Nie mogą działać ponad prawem, działają tak jak im prawo pozwala.
„Już sobie wyobrażam te kłótnie kto ma siedzieć „przy korycie”.”
I co, i myślisz, że w innych krajach obeszło się bez kłótni? Przecież w Niemczech też są strajki. Ba: są częściej niż u nas. Kłotnie są dobre. Właśnie źle byłoby, gdyby te stanowiska po cichu zajęło kilka dziwnych osób, o których nikt nic nie wie.
@wo
„To akurat kwestia odpowiedniego napisania ustawy. Próg można ustawić według zatrudnienia np. pół roku temu. Nie przeceniaj wszechmocy Januszy. Nie mogą działać ponad prawem, działają tak jak im prawo pozwala.”
Ja tylko próbuję robić za adwokata diabła. Januszy nie przeceniam, to są z reguły cwaniaczki chamskie wobec pracowników i bardzo uległe wobec jakiejkolwiek władzy, która cokolwiek może (więc np. obecny PIP taką władzą niestety nie jest).
„I co, i myślisz, że w innych krajach obeszło się bez kłótni? Przecież w Niemczech też są strajki. Ba: są częściej niż u nas. Kłótnie są dobre. Właśnie źle byłoby, gdyby te stanowiska po cichu zajęło kilka dziwnych osób, o których nikt nic nie wie.”
Wszystko zależy od tego jak przepisy zostałyby sformułowane. Jak rozsądnie, to oczywiście to by miało szansę zadziałać.
@jednolita umowa o pracę
Tak trochę na boku – a co właściwie dzieje się z tym pomysłem? Kiedyś o tym trochę w mediach było, ale ostatnio jakby umarło. Ktoś coś? Tzn. doskonale zdaję sobie sprawę, że to ostatnia rzecz jaką ktokolwiek poza lewicą mógłby się zainteresować, a już na pewno nie pis i ko, ale sam pomysł w sobie bardzo mi się podoba.
@wo
„To argument typu „Szwecja też ma kłopoty”.”
Nie, to argument typu: jedna instytucja, specyficzna dla kilku krajów rozwiniętych o skoordynowanym mechanizmie rynkowy, nie jest żadnym złotym środkiem, załatwiającym wzrost pensji, zmniejszenie nierówności i powszechny dobrobyt.
„To będzie ogromny sukces, jeśli osiągniemy zarobki Niemców z połowy lat 90.”
Bez przesady, gdyby nie pandemia to za 4-5 lat byśmy osiagnęli poziom zarobków Niemiec z początku lat 90.
@Dude Yamaha:
Też. Generalnie chodzi o „zaufanie do obcych”, bo brak zaufania kosztuje. Na różnych poziomach, i faktycznie, Fukuyama pokazuje problemy z rozbudową firmy rodzinnej (Chińczycy, Włosi, jako społeczeństwa nieufne), ale też to o czym pisałem — nieufność wobec zatrudnionego pracownika, skutkujące rozbudową nadzoru i ograniczeniem dostępnych dla niego narzędzi.
Jako osoba, która miała doświadczenie z przetargami, to dodam, że tam też to widać — nikt nikomu nie ufa, więc trzeba dorabiać sobie różne zabezpieczenia w papierach, co kosztuje więcej niż pracę urzędników.
@wo
„Przecież w Niemczech też są strajki. Ba: są częściej niż u nas.”
Dokładnie, może napiszę trochę, jak to wygląda w fabryce z branży samochodowej, w której pracuję (jako extern). Branża samochodowa to związek zawodowy IG Metall i odpowiednie układy taryfowe.
Strajk, taki na godzinę do czterech jest średnio 2-3 razy w roku (zależnie od tego, co się akurat dzieje). Rada zakładowa musi wyrazić zgodę na zatrudnienie kogoś z zewnątrz (mnie też), co kwartał trzeba zgodę przedłużać, jak firmie idzie gorzej to zgoda jest tylko na absolutnie niezbędnych dla powodzenia projektów (jak ja).
To, że produkcja jest przenoszona do tańszych krajów wszyscy wiedzą, ale od dłuższego już czasu przenosi się również development. Padały tu stwierdzenia, że Niemcy robią „R&D i design” – to też się powoli dezaktualizuje. Jak na razie na przykład większość architektów softu siedzi jeszcze w Niemczech, ale powoli, powoli wzrasta udział tych co są gdzieś indziej. Plany koncernu są takie, że docelowo na miejscu ma zostać tylko management projektów, a wszystko co merytoryczne będzie robione za granicą (co polecam również rozwadze dyskutantów pod notka o emigracji). Ja uważam ten kierunek w dłuższym terminie za samobójczy, w sumie walczy przeciw temu głównie właśnie rada zakładowa.
WR
„od połowy lat 90. do mniej więcej 2010 roku, czyli przez 15 lat pensje nie rosły, pomimo rosnącej produktywności?”
A zjednoczenie Niemiec nie ma z tym nic wspólnego?
@wo
„To będzie ogromny sukces, jeśli osiągniemy zarobki Niemców z połowy lat 90. A potem będziemy się razem z nimi martwili problemami kraju za bardzo rozwiniętego.”
Tylko my już analogiczny sukces osiągneliśmy na starej formule, o ile dobrze pamiętam Polska w latach 2004-2015 rosła najszybciej w OECD i doszlusowaliśmy gdzieś do poziomu 70-80% unijnego z praktycznego bankruta jakim byliśmy na początku lat 80-tych (przypominam default na naszych papierach).
Nie twierdzę że dalej tak musi być czy będzie, ale warto uwzględniać że to się już częściowo wydarzyło.
@rpyzel
„A zjednoczenie Niemiec nie ma z tym nic wspólnego?”
Główny czynnik to ta Agenda 2010 o której pisałem klepnięta w drugiej połowie lat 90-tych raczej jako odpowiedź właśnie na ciężar związany ze zjednoczeniem, związki zasadniczo zaakceptowały bezpieczeństwo miejsc pracy zamiast podwyżek. Wraz z przyjmowaniem euro i braku mechanizmu korygującego o walutę przełożyło się to na dramatyczny wzrost konkurencyjności zewnętrznej Niemiec co można było zaobserwować podczas kryzysu.
O dziwo, nawet w firmach z Silicon Valley zaczynaja sie takie twory pojawiac: link to zdnet.com
@wr
„Nie, to argument typu: jedna instytucja, specyficzna dla kilku krajów rozwiniętych o skoordynowanym mechanizmie rynkowy, nie jest żadnym złotym środkiem, załatwiającym wzrost pensji, zmniejszenie nierówności i powszechny dobrobyt.”
Że żadna instytucja nie jest złotym środkiem, to teza na poziomie banału. Ale ta konkretnie różnica (upodmiotowienie pracowników), przy omawianiu tych różnic między Polską a krajami Starej Unii, ma rangę słonia w pokoju. Se możemy nawet przejść do sektora projektowania nowych elektrycznych samochodów Morawieckiego, a i tak Jan Kowalski będzie przy ich projektowaniu zarabial mało, o ile te samochody będzie produkować tradycyjny Folwark SA.
Zapytajmy zresztą młodego inżyniera, czy projektowanie pociągów w firmie PESA daje ofertę porównywalną z pracą w Niemczech.
„Bez przesady, gdyby nie pandemia to za 4-5 lat byśmy osiagnęli poziom zarobków Niemiec z początku lat 90.”
Wątpię, ale skoro sam Pan twierdzi, że od 1995 jest stagnacja, to pytanie o dogonienie obecnych zarobków jest logicznie tożsame (powiedzmy, bardzo zbliżone do) pytania o dogonienie tych z 1995.
@mieszkania komunalne
nie chcę hajdżakować threada ale to pytanie wymaga odpowiedzi:
„A skąd chcesz wziąć na to pieniądze?”
Odpowiedź znajdziesz w programie Ruchów Miejskich i Razem w Warszawie. Sprzedając deweloperowi działkę należałoby w ramach rozliczenia zamiast kasy zobowiązać go do wybudowania np 10% mieszkań jako komunalne. Ale takie rzeczy to z pewnością nie z platformą. Z pisem zresztą też nie.
„Ale ta konkretnie różnica (upodmiotowienie pracowników), przy omawianiu tych różnic między Polską a krajami Starej Unii, ma rangę słonia w pokoju.”
Upodmiotowanie pracowników jest wartosciowe samo w sobie, ale twierdzenie, że rady pracownicze na poziomie rady nadzorczej/zarządu zbudowały dobrobyt Starej Unii jest nieprawdziwe. Tym bardziej, że nawet nie we wszystkich krajach Starej Unii takie rady mają realne znaczenie. W Niemczech, o których mowa dopiero wprowadzenie pensji minimalnej w 2015 roku poprawiło sytuację pracowników z dolnego 10%. Wcześniej ich realne płace były na poziomie sprzed 20 lat.
„a i tak Jan Kowalski będzie przy ich projektowaniu zarabial mało, o ile te samochody będzie produkować tradycyjny Folwark SA.”
Proszę zdefiniować mało. Jako że ten zawód praktycznie w Polsce nie występuje ciężko o realne liczby, ale z pewnością (zagraniczny) projektant, który składa elektryczne autko dla Morawieckiego tani nie był, a niewykluczone że wziął więcej niż by dostał w zachodniej firmie z tradycjami.
„Zapytajmy zresztą młodego inżyniera, czy projektowanie pociągów w firmie PESA daje ofertę porównywalną z pracą w Niemczech.”
Nie znam sytuacji pracowników firmy Pesa, więc się nie wypowiadam, ale nie wykluczam, że doświadczony inżynier Pesy z Bydgoszczy może mieć realnie wyższe zarobki, biorąc pod uwagę koszty życia i podatki, niż inżynier mieszkający w Monachium. Inna kwestia to poziom innowacyjności Pesy – raczej składają pociągi z gotowych podzespołów niż sami coś wymyślają, więc przykład nie do końca trafny. Lepiej spojrzeć na np. high-skilled services, w IT czy finansach polskie pensje niekoniecznie różnią się od niemieckich, a mogą być nawet wyższe, z powodu niższych podatków i niższych kosztów życia.
„sam Pan twierdzi, że od 1995 jest stagnacja, to pytanie o dogonienie obecnych zarobków jest logicznie tożsame (powiedzmy, bardzo zbliżone do) pytania o dogonienie tych z 1995.”
Pisałem, że stagnacja była do ok. 2010, od tamtej pory średnie płace znowu zaczęły rosnąć, więc to nie jest zbliżone pytanie. W 1995 polska pensja stanowiła 30% niemieckiej, a obecnie stanowi 60%. Nie zrównamy się z niemieckimi pensjami dopóki nie staniemy się innowacyjną gospodarką, niezależnie czy pracownicy będą mieli większą reprezentację na zarządzie, czy nie.
@WR
„Nie zrównamy się z niemieckimi pensjami dopóki nie staniemy się innowacyjną gospodarką, niezależnie czy pracownicy będą mieli większą reprezentację na zarządzie, czy nie.”
Mam niejasne wrażenie, że na innowacyjność znakomicie wpływają stosunki w pracy. M.in. świadomość, że efekty tej innowacyjności trafią również do pracowników, a nie tylko na konto właściciela. Tak że ten.
@embercadero
„Odpowiedź znajdziesz w programie Ruchów Miejskich i Razem w Warszawie. Sprzedając deweloperowi działkę należałoby w ramach rozliczenia zamiast kasy zobowiązać go do wybudowania np 10% mieszkań jako komunalne. Ale takie rzeczy to z pewnością nie z platformą. Z pisem zresztą też nie.”
W źle wspomnianym, również przeze mnie, Gdańsku był podobny przypadek. Za działkę pod biurowce deweloper musiał dać miastu ileśtam mieszkań. W każdym razie to jedyny przypadek jaki kojarzę. Pomijam już fakt, że biurowce staneły w dobrej dzielnicy, a mieszkania są na zadupiu (tzw. miejskich sypialniach).
link to trojmiasto.pl
@bartol
W Warszawie o ile mi wiadomo nie wyszło to poza etap gadania. Nie mam problemu jeśli mieszkania komunalne powstawałyby na zadupiu, szczególnie że warszawska specyfika jest obecnie taka że większość istniejących jest w centrum (na takim np Ursynowie nie ma zdaje się literalnie ani jednego lokalu). Grunt by w ogóle powstawały. Nic nie stoi na przeszkodzie by sprzedając DD czy innemu deweloperowi hektary pustego pola na Odolanach czy Kamionku zarządać od nich w rozliczeniu np 100 lokali. Tyle że musiało by się w tym mieście niesłychanie wiele zmienić (z mentalnością w ZGN-ach na czele) by coś takiego było możliwe.
@wr
„Upodmiotowanie pracowników jest wartosciowe samo w sobie, ale twierdzenie, że rady pracownicze na poziomie rady nadzorczej/zarządu zbudowały dobrobyt Starej Unii jest nieprawdziwe.”
Toteż nikt go nie postawił. Proszę z samym sobą polemizować na swoim blogu. Zwracam panu uwagę na to, że są różne formy upodmiotowienia pracowników. Żadna nie polega akurat na „radach pracowniczych na szczeblu rady nadzorczej”. Rada pracowników to jedno, reprezentanci pracowników w radzie nadzorczej to drugie. To nie muszą być te same osoby (zwykle zresztą nie są).
„Proszę zdefiniować mało.”
Mniej.
„nie wykluczam, że doświadczony inżynier Pesy z Bydgoszczy może mieć realnie wyższe zarobki, biorąc pod uwagę koszty życia i podatki, niż inżynier mieszkający w Monachium.”
A ja wykluczam.
„Inna kwestia to poziom innowacyjności Pesy ”
Poziom innowacyjności najwyższy jest tam, gdzie mamy upodmiotowienie pracownikow. Nie ma innowacji w folwarku (niejako z definicji).
„Pisałem, że stagnacja była do ok. 2010, od tamtej pory średnie płace znowu zaczęły rosnąć”
No proszę, a więc podwójny argument za moją tezą. Nie dość, że upodmiotowienie zbudowało wysoki poziom dobrobytu ok. 1995, to jeszcze od 2010 dalej im rośnie.
embercadero
says:
28 lipca 2020 o 12:29
@mieszkania komunalne
nie chcę hajdżakować threada ale to pytanie wymaga odpowiedzi:
@embercadero
>>„A skąd chcesz wziąć na to pieniądze?”
> Odpowiedź znajdziesz w programie Ruchów Miejskich i Razem w Warszawie. Sprzedając deweloperowi działkę należałoby w ramach
>rozliczenia zamiast kasy zobowiązać go do wybudowania np 10% mieszkań jako komunalne. Ale takie rzeczy to z pewnością nie z
>platformą. Z pisem zresztą też nie.
O i nawet udzieliłeś odpowiedzi dlaczego pomysł nie ma sensu jako lokomotywa wyborcza (a przypominam, że o tym mówimy, a nie o jego sensowności w ogóle). Wystarczy spojrzeć na wyniki Ruchów Miejskich i Razem w Warszawie, żeby widzieć, że daleko na tym nie zajedziesz.
Dodatkowo – 10% z tego co robią deweloperzy na gruntach pozyskanych od miasta (które oczywiście trzeba by im sprzedać odpowiednio taniej dzięki czemu mniej pieniędzy byłoby na na przykład ścieżki rowerowe, czy metro) to jest po prostu mało. Jak na Program Który Zmienia Poglądy Wyborców PiS to po prostu dramatycznie za mało.
@Luster De
Tylko tyle da się zrobić mając do dyspozycji realnie istniejące w samorządzie fundusze (a i tak się tego nie robi, z powodów ideowych). Jeśli mówimy o kampanii ogólnopolskiej opozycji, mówimy o budżecie państwa a to zupełnie inna skala dostępnych pieniędzy. Z pomocą budżetu państwa i we współpracy z samorządami (a nie wbrew nim jak robi pis) jak najbardziej dałoby się zrealizować sensowny i powszechny program budowy mieszkań komunalnych – ale nie zrobi tego platforma bo sama ta idea jest w poprzek ich poglądów na świat. Dlatego (między innymi) szczerze im życzę (samo)zaorania. Z mojej strony koniec tematu bo wątek nie o tym.
@WR:
„ale z pewnością (zagraniczny) projektant, który składa elektryczne autko dla Morawieckiego tani nie był, a niewykluczone że wziął więcej niż by dostał w zachodniej firmie z tradycjami”
Bo za takie projekty się liczy dwa razy więcej z dwóch powodów. Po pierwsze, to jest cena na tak zwane (gospodarz wybaczy bluzg, ale po prostu się nie da bez) „odpierdolcie się”. Mówi się dwa razy więcej niż zwykle jak nam się nie chce z danym klientem użerać. A jak dadzą, no to trudno, (tutaj wizualizacja ocierania łez plikiem banknotów).
„ale nie wykluczam, że doświadczony inżynier Pesy z Bydgoszczy może mieć realnie wyższe zarobki, biorąc pod uwagę koszty życia i podatki, niż inżynier mieszkający w Monachium.”
Strasznie nie lubię tego argumentu, więc padło na ciebie, ale odpowiedź jest zbiorcza. To jest błąd z gatunku „big fish, small pond”. Z tego by wynikało, że zarabiając 100 dolarów w Somalii to realnie żyjemy tak strasznie po pańsku, że po prostu harem i tuzin służących. Moim ulubionym kontr-argumentem jest stwierdzenie, że niestety ale Ferrari wszędzie kosztuje tyle samo. Problemy po prostu się zaczynają kiedy wyjedziemy poza podstawowy koszyk dóbr i wtedy się okazuje, że za moją pensję w takim Monachium mogę sobie kupić 5 dobrych laptopów, a w Bydgoszczy daj boże dwa.
@WR
„Nie zrównamy się z niemieckimi pensjami dopóki nie staniemy się innowacyjną gospodarką, niezależnie czy pracownicy będą mieli większą reprezentację na zarządzie, czy nie.”
Tak patrzę na tę dyskusję i mam wrażenie że hasło innowacyjności jest tutaj przez jednego z komcionautów traktowane na zasadzie kultu cargo. Ma być innowacyjnie i już. Przypomina mi to co działo się w „mojej” branży gdy hasłem nadrzędnym była „profesjonalizacja armii” w znacznej mierze sprowadzająca się do powielania zachodnich buzzwordów i formalnych schematów bez zrozumienia że za nimi kryją się lepsze lub gorsze ale nieformalne mechanizmy i kultura organizacyjna danej instytucji.
Wracając do gospodarki fajnie to pokazuje kolejny cytat
„Inna kwestia to poziom innowacyjności Pesy – raczej składają pociągi z gotowych podzespołów niż sami coś wymyślają, więc przykład nie do końca trafny.”
No więc zarówno Pesa czy Newag podobnie jak praktycznie każdy producent końcowy montuje swoje wyroby z klocków jakie dostarczyli poddostawcy (ew. inne, wyspecjalizowane zakłady w ramach danej firmy) a zadaniem konstruktorów jest „tylko” zrobić z nich działającą całość. Z tym że innowacyjność ( w której i tak dokonano sporego przeskoku – od upadających ZNTK-ów do całkiem dużych producentów) nie dzieje się dlatego że przyjdzie ktoś i powie „macie być innowacyjni, bo inaczej sto batów” tylko na czymś ta innowacyjność wyrasta.
A wyrasta w doświadczonych zespołach konstruktorów i technologów, oczywiście w sprzyjającej temu kulturze organizacyjnej ale..no na czymś te zespoły muszą się uczyć fachu. Wzmiankowanie tu kupienie sobie usług zewnętrznego specjalisty kończy się tak sobie, bo nie tworzy zespołów, nie tworzy bazy doświadczeń, pamięci instytucjonalnej i tak dalej. Ergo: warunkiem innowacyjności w branży kolejowej jest po prostu inwestowanie w kolej (i tu wchodzi całe otoczenie prawno – instytucjonalne). Tak samo jak nie będzie w żadnym innym sektorze gospodarki. Ale to znów wymaga takiego czy innego upodmiotowienia pracowników (szeroko rozumianych) bo inaczej mamy właśnie folwark (w różnych branżach) i blokowanie zmian. Nie zawsze jest to kwestia stricte interesu ekonomicznego a często „zawsze tak było, po co zmieniać”.
@wo
„Poziom innowacyjności najwyższy jest tam, gdzie mamy upodmiotowienie pracownikow.”
Tak, najbardziej w Dolinie Krzemowej i Korei Południowej, a od niedawna w Chinach.
„No proszę, a więc podwójny argument za moją tezą. Nie dość, że upodmiotowienie zbudowało wysoki poziom dobrobytu ok. 1995, to jeszcze od 2010 dalej im rośnie.”
I ci upodmiotowieni pracownicy przez 15 lat godzili się na brak podwyżek, pomimo rosnącej produktywności, a także na reformy, których skutkiem jest de facto rosnącą prekaryzacją pracy (mini jobs, czasowe umowy), rosnąca liczba pracujących biednych i zatrudnionych w low-wage jobs. Z kolei poziom uzwiązkowienia jest najniższy w historii, a nierówności rosną.
@carstein
„Z tego by wynikało, że zarabiając 100 dolarów w Somalii to realnie żyjemy tak strasznie po pańsku, że po prostu harem i tuzin służących. Moim ulubionym kontrargumentem jest stwierdzenie, że niestety ale Ferrari wszędzie kosztuje tyle samo.”
Przecież to bzdura. Mówimy o tym, czy 3-4k euro w Bydgoszczy jest gorsze od 5-6k w Monachium. W obu przypadkach zarobki pozwalają na spokojne życie klasy średniej. Ferrari to oni widzieli na parkingu zarządu.
@sfrustrowany
„No więc zarówno Pesa czy Newag podobnie jak praktycznie każdy producent końcowy montuje swoje wyroby z klocków jakie dostarczyli poddostawcy”
Porównaj nakłady na R&D Alstomu i Pesy. Ci pierwsi wydają rocznie na badania i rozwój tyle, ile Pesa ma przychodu.
@adiunkt
„No więc zarówno Pesa czy Newag podobnie jak praktycznie każdy producent końcowy montuje swoje wyroby z klocków jakie dostarczyli poddostawcy (ew. inne, wyspecjalizowane zakłady w ramach danej firmy)”
No, ok, ale ktoś tym poddostawcom musi powiedzieć co mają zrobić.
„Ale to znów wymaga takiego czy innego upodmiotowienia pracowników (szeroko rozumianych) bo inaczej mamy właśnie folwark (w różnych branżach) i blokowanie zmian.”
Ano. A teraz będzie wielkie PODOBNO oparte na riserczu ziemkiewiczowskim, ale bardzo mi się podoba: pracownicy Tesli nie dość, że dostają opcje (wszyscy), to jeszcze bardzo się ceni ich innowacyjność. Każdy, nawet koleś przy taśmie przykręcający koła, jeśli wpadnie na jakiś pomysł poprawiający jakość/zwiększający wydajność/łotewer jest dobre dla firmy zostanie wysłuchany, a jego pomysł (może dotyczyć czegokolwiek, nie musi być związany z przykręcaniem kół), jeśli faktycznie jest dobry, zostanie wdrożony. I koleś nie usłyszy „nie podskakuj, nie jesteś tutaj od myślenia”. No i to działa.
@wr
„Tak, najbardziej w Dolinie Krzemowej i Korei Południowej,”
Amerykanie i Koreańczycy też mają na to swoje mechanizmy, gorsze niż w Europie moim zdaniem, ale na pewno lepsze niż w Polsce.
„I ci upodmiotowieni pracownicy przez 15 lat godzili się na brak podwyżek, pomimo rosnącej produktywności,”
Oczywiście, przecież nie będą działać na szkodę swoich firm. Nie są prezesami.
„W obu przypadkach zarobki pozwalają na spokojne życie klasy średniej.”
Laptop, samochód, butelka prosecco – wszędzie kosztują mniej więcej tyle samo.
„Amerykanie i Koreańczycy też mają na to swoje mechanizmy, gorsze niż w Europie moim zdaniem, ale na pewno lepsze niż w Polsce.”
Koreańczykom to nawet ostatnio udało się ustawowo obniżyć tygodniowy czas pracy z 68 do 52h.
„Laptop, samochód, butelka prosecco – wszędzie kosztują mniej więcej tyle samo.”
A mieszkanie, jedzenie, kino czy teatr już nie. Podobnie jak butelka prosecco w restauracji. Wynajem większego mieszkania w Bydgoszczy to 600-700 euro, a Monachium 2-2,5k.
@WR
„A mieszkanie, jedzenie, kino czy teatr już nie. Podobnie jak butelka prosecco w restauracji. Wynajem większego mieszkania w Bydgoszczy to 600-700 euro, a Monachium 2-2,5k.”
Ale co właściwie próbujesz uduwodnić, bo się zgubiłem? Że w Bydgoszczy jest raj na ziemi, a inżynier z PESY ma lepszą robotę i życie niż inżynier z Monachium?
@WR
„Porównaj nakłady na R&D Alstomu i Pesy. Ci pierwsi wydają rocznie na badania i rozwój tyle, ile Pesa ma przychodu.”
Ciężko porównywać jabłka i pomarańcze. Koncerny zachodnie w branży kolejowej funkcjonują w skrajnie odmiennych warunkach niż polskie.
@adiunkt
„Ciężko porównywać jabłka i pomarańcze. Koncerny zachodnie w branży kolejowej funkcjonują w skrajnie odmiennych warunkach niż polskie.”
To porównanie ogólnie nie ma sensu, dopóki nie bierze się pod uwagę procentów. Przecież PESA przy Alstomie jest jak mrówka przy słoniu.
Pomysł Gospodarza, choć szlachetny i zapewne słuszny nie ma szans na „motyw przewodni” opozycji. Z powodów innych niż do tej pory padły (co zbudowało niemiecki dobrobyt, czy tylko podzieliło, innowacje itp, to nie o to chodzi). To jest dokładnie ten sam gatunek co razemowskie 35 godzin pracy w tygodniu. Teoretycznie świetne, proste i chwytliwe. Jesteśmy przepracowani (może źródło nieidealne, ale świeże link to nowyobywatel.pl). Zmniejszenie obłożenia godzinowego za tą samą pensję to forma podwyżki, wydajność nie musi spaść itp itd. I co chwyciło? Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że odstraszyło. A przecież w wielu krajach na zachodzie to nie jakaś lewicowa fantazja. A tu mamy pomysł znacznie bardziej zawiły, trudny do wytłumaczenia.
A przyczyną tego, że oba są i tak bez szans by „zaskoczyły” jest fakt, że po 30 latach indoktrynacji polski pracownik myśli, gada, oddycha i śni Balcerowiczem (z wyjątkiem oczywiście górników, ale to wiadomo, starokomuna jest). Pracuję z takimi ludźmi, rekrutuję rozmawiam. Jak się im wciska kijowe umowy, to nie to że oni się jakoś na nie zgadzają. Oni naprawdę wierzą, że tak trzeba, że ZUS to morderca firm, że umowa o pracę to przeżytek, że firma zaraz zbankrutuje od ich podwyżki. Nasłuchali się tyle o przedsiębiorcach uciśnionych zbawcach, sami widzą się w tej roli, a przynajmniej przyjmują ich argumenty. Uznają, że z firmą rozmawiają jak równy z równym, że związki zawodowe to PRL i po ich założeniu firma zaraz zbankrutuje. Jak są negocjacje płacowe, to widzą je jako przeciąganie liny, przy czym firma ciągnie, a oni wręcz pchają. Swoimi prawami pracowniczymi się nie interesują do tego stopnia, że ich nie znają. Tych co znają i próbują walczyć o swoje traktują jak sabotażystów, a znajomość kodeksu pracy sama w sobie jest już zdradą firmy. Pomysł z reprezentacją pracowniczą i partycypacją w zarządzaniu to dla nich coś w rodzaju komunistycznej nacjonalizacji, która nieuchronnie doprowadzi do natychmiastowej nędzy i… oczywiście natychmiastowych bankructw. Uznają, że wszystkie firmy krajowe, założone po 89 to czyjeś samodzielne dzieło, święta własność. Próba wpływania na decyzje właścicieli to jak napaść na święte prawo własności.
A nawet jak przejrzeli na oczy i coś im w tym obrazie się nie klei, to cóż… uruchamia się mentalność chłopa Iwana z bajki. Zapracowany, mądry i dobry to i biedny, bo tak być już musi.
Wydaje mi się, że lepiej by u nas chwycił pomysł, żeby za dodatkowe darmowe nadgodziny dawać jakieś groszowe udziały w firmie tłumacząc, że dzięki tym nadgodzinom ich wartość tak urośnie, że będą bogaci (to już raz chwyciło z OFE). Albo ułatwić pracę na kilka etatów na raz zusem płaconym tylko raz od połowy najmniejszej pensji. To to by chwyciło!
@Nemo_666
To jest błędne koło, małe płace i brak zabezpieczeń socjalnych powodują, że jest się mniej pewnym w starciu z pracodawcą, nie walczy się więc o większe płace i zabezpieczenia socjalne. Żaden mentalny Balcerowicz, po prostu to jest oficjalna ideologia panująca i naturalnie, że nikt nie będzie rekruterowi opowiadał jak bardzo się z nią nie zgadza. Dotyczy to zwłaszcza ludzi z awansu w korpo, dla których alternatywy są gorsze.
Wśród proli nie ma już tej mentalności, bo też perspektywy inne. Bunt przyjmuje formę typową dla folwarku – zaniedbywanie obowiązków, brak inicjatywy, kradzież, czasem aktywne szkodzenie, ale po cichu. Folwark ciężko zreformować, bo napotka to uzasadnioną nieufność. Kulturę organizacyjną buduje się dekadami, ale kiedyś trzeba zacząć, ludzie zmienią swoje zachowania gdy się przyzwyczają.
@Nemo_666
„po 30 latach indoktrynacji polski pracownik myśli, gada, oddycha i śni Balcerowiczem”
„żeby za dodatkowe darmowe nadgodziny dawać jakieś groszowe udziały w firmie”
Pomysł z akcjami to już kiedyś był przy prywatyzacji i efekty dla tzw. samoświadomości były żadne. Zbudowanie uzasadnionego poczucia, że miejsce pracy należy częściowo do pracownika to konieczność jeżeli gospodarka ma się dalej rozwijać ponad to co jest dzisiaj. Inaczej będzie folwark do końca świata. W pomyśle partycypacji nie chodzi tylko o pensje. Raczej kwintesencją byłby strajk w banku w Londynie z „Misia”: „one mają za mało światła”. Kto dzisiaj w Polsce uwierzyłby w taki powód do strajku? A tu krótko mówiąc chodzi o to żeby pracownik miał do kogo pójść z takimi rzeczami. Jak dzisiaj pójdziesz poskarżyć się na światło i nikt cię nie oleje, to jutro pójdziesz ze swoim pomysłem na przestawienie np. szaf serwerów, na czym firma zaoszczędzi miliony. Brzmi prosto ale są opisane przykłady firm które wdrażając takie podejście wyszły na wyżyny i to w USA.
A co do pomysłów na wybory to mam wrażenie, że główna opozycja w postaci PO wrzuca co wybory jakiś pomysł w rodzaju: „a teraz damy tym 1000”, następne wybory: „tamtym damy 950” itd. Czyli wrzucamy pomysł, „no bo wiecie, są wybory” ale nikt nie wierzy że im zależy. Osobiście raczej zagłosuję na każdego kto wyjdzie z sensownie opracowanym pomysłem partycypacji pracowiczej. Ale póki co to PO ma największą szansę na przywrócenie cywilizaji w PL. Pomysł z partycypacją pozwoliłby zbudować im naprawdę fajną bazę pod program. Trzaskowski w ostatniej kampanii w kółko powtarzał „żeby rozmawiać”. W zasadzie nie wiadomo o co mu chodziło. Teraz by mieli konkret i nieograniczone pole do kompatybilnych pomysłów. No bo sorry, na dzisiaj wiem co to jest PiS, wiem co to Lewica, ale co właściwie chce PO poza wywaleniem PiSu, to nie mam pojęcia.
@wo
„Hołownia i Trzaskowski mają jednak wolną rękę, przynajmniej teoretycznie.”
Czy myślimy o tym samym Rafale „hej, ziomki z Konfederacji, mamy przecież takie same poglądy gospodarcze” Trzaskowskim? Tak, wiem, że to była kampania, a w kampanii trzeba się uśmiechać do kogo się da. Tym niemniej PiS dał Trzaskowskiemu prezent na tacy, antypracowniczą tarczę antykryzysową. Aż się prosiło walić w nią tak mocno, jak Duda walił w LGBT. Do tego jakaś śmiała deklaracja o wetowaniu ustaw antypracowniczych, zapewnienia o lobbowaniu za zwiększaniem roli PIP, a przeciwko umowom śmieciowym. Jednak coś nie pykło. Tzn. może Trzaskowski gdzieś się zająknął w tych tematach, ale nie na tyle, żeby temat szerzej wypłynął w mediach.
@WT
„w IT czy finansach polskie pensje niekoniecznie różnią się od niemieckich”
Taki CD Projekt jest uważany w branży IT za wyjątkowo parszywego pracodawcę.
@Nemo
„że po 30 latach indoktrynacji polski pracownik myśli, gada, oddycha i śni Balcerowiczem”
Potwierdzam ze swojego bąbelka. Zapewne to jeden z kluczowych powodów, dla których Trzaskowski wolał się uśmiechać się do kuców niż występować w roli obrońcy praw pracowniczych.
@carstein
„„ale nie wykluczam, że doświadczony inżynier Pesy z Bydgoszczy może mieć realnie wyższe zarobki, biorąc pod uwagę koszty życia i podatki, niż inżynier mieszkający w Monachium.”
Strasznie nie lubię tego argumentu, więc padło na ciebie, ale odpowiedź jest zbiorcza. To jest błąd z gatunku „big fish, small pond”. Z tego by wynikało, że zarabiając 100 dolarów w Somalii to realnie żyjemy tak strasznie po pańsku, że po prostu harem i tuzin służących.”
Popieram, też nie znoszę tej gadki.
A dodam anegdotkę. W końcowych latach NRD władze ogłosiły triumfalnie, że emerytura w NRD ma większą siłę nabywczą, niż w RFN. W pewnym sensie była to prawda – przy obliczeniach według statycznego koszyka z NRD. Bo po wzięciu pod uwagę koszyka z RFN emerytura tamże była kilka razy wyższa.
@WR:
„Przecież to bzdura. Mówimy o tym, czy 3-4k euro w Bydgoszczy jest gorsze od 5-6k w Monachium. W obu przypadkach zarobki pozwalają na spokojne życie klasy średniej. Ferrari to oni widzieli na parkingu zarządu.”
Zacznijmy od końca – Ferrari to przenośnia. W rozmowach ze znajomymi wymieniam inną markę, ale nie będę pisał czym jeżdżę.
Teraz widzę, że pojawiły się kwoty, ale ponieważ nie mamy żadnego wiarygodnego źródła, to zrobię to co mi podpowiada doświadczenie[1] (owszem, nieco już stare) i kwoty urealnie w podanych przez ciebie przedziałach. To nam daje 3k EUR w bydgoszczy i 6k EUR w Monachium. Nawet przyjmując 1/3 na mieszkanie i pozostałe 1/3 wydane na rzeczy typu jedzenie i siedzenie w teatrze po 2 godziny dziennie to nadal nam zostawia 1k vs 2k EUR. Czyli jednak jest różnica. A jak mówi stare powiedzenie – mieć tauzen i nie mieć tauzena to już są dwa tauzeny.
Po części zgadzam się oczywiście ze stwierdzeniem, że to pozwala na relatywnie spokojne życie klasy średniej, ale nie takie było twoje oryginalne twierdzenie. Przypominam, że to było „może mieć realnie wyższe zarobki” – no więc ani realnie, ani nawet względnie ich mieć nie będzie.
[1] Praca w 3 różnych krajach na zbliżonych stanowiskach plus znajomość różnic płacowych w mojej firmie pomiędzy krajami (w tym DE i PL)
@ism
„O dziwo, nawet w firmach z Silicon Valley zaczynaja sie takie twory pojawiac”
No, ale oni nie za bardzo tak sami z siebie. W artykule jest takie coś:
„The European Commission effectively indicates that, for companies that have 1,000 employees or more, a request by 100 employees from two EU countries triggers the process of creating the [works] council.
In addition to representing employees, works councils facilitate information and consultation on certain measures, meaning that the workforce could potentially have a greater say – or at least, more input – into management plans before they are finalized.”
Czy to zadziałało już gdzieś w Polsce? Ktoś, coś? Czy też sprawa rozbija się o to, że polskie oddziały zagranicznych firm i zagraniczne oddziały polskich firm to formalnie osobne byty prawne, więc zasada nie działa? Nie znam się, nie wiem, z ciekawości pytam.
@WR
„Nie zrównamy się z niemieckimi pensjami dopóki nie staniemy się innowacyjną gospodarką, niezależnie czy pracownicy będą mieli większą reprezentację na zarządzie, czy nie.”
@bartolpartol
„Mam niejasne wrażenie, że na innowacyjność znakomicie wpływają stosunki w pracy. M.in. świadomość, że efekty tej innowacyjności trafią również do pracowników, a nie tylko na konto właściciela.”
A także, że lepsza pozycja pracowników oraz wyższe pensje wręcz wymuszają innowacyjność, bo bez znacznej wartości dodanej nie wystarczy na ich pensje.
@doradztwo polityczne
Wracając do głównego wątku, to moim zdaniem opozycja powinna pożyczyć jedną rzecz od pisu czyli nauczyć się patrzeć na wyborców jak na zbiór różnych grup czy segmentów wiekowych czy zawodowych albo geograficznych. Trzeba się nauczyć jak ich badać i wykrywać to co jest tym, co uruchamia poparcie.
Kluczem jest jednak to, że to musi być wiarygodne czyli, jak okaże się, że jakaś grupa społeczna A ma trigger poparcia B to nie ma się co wstydzić i krygować tylko o tym mówić oraz działać. Np. jak się popiera LGBT to trzeba było startować z programem małżeństw i adopcji albo jak się walczy z prawami kobiet to trzeba głosić chęć wypowiedzenia konwencji Stambulskiej i ją wypowiedzieć jak tylko jest okazaj (to akurat w trakcie…..). Inaczej wiarygodności i lojalnosci elektoratu się nie zbuduje, a to proces na lata. Budujemy program dla naszych konkretnych wyborców a nie dla mitycznych Wszystkich Polaków.
Rafał Matyja napisał (1) coś podobnego o lewicy i preferowanych grupach do jakich trzeba/warto uderzyć.
Wyzwaniem jest jednak to, że targetem mogą być tylko duże grupy albo spójna koalicja małych. Inaczej się tych 51proc nie ucuiuła. I grupy dla których nasza partia może być jakoś wiarygodna. Czyli niezależnie od tego czego koledzy i koleżanki partyjni by chcieli (albo poparcia wykluczonych ze wsi albo poparcia młodych zdolnych dynamicznych) to warto spojrzeć na kryterium wiarygodności i realnie ocenić kto można na nas głosować. Nie oznacza to, że trzeba kogoś olewać ale na siłę też nie ma co (przytyk do lewicy….)
Z tego punktu widzenia propozycja WO wymagałaby chyba odpowiedzi na pytanie w jakich firmach to miałoby sens abyśmy zyskali wyborczo. I czy są tam ludzie którzyby tego chcieli i dali nam za to swój głos. Może jakieś centra usług wspólnych albo innego korpoamazony? Tak jak 500 plus było dla niby dla (prawie) wszystkich ale jednak głównie dla określonego elektoratu i tak to było komunikowane.
Moja intuicja mi mówi, że taka forma upodmiotowienia może jednak nie zyskać poparcia. Ja bym szukał raczej takich pomysłów jak wspomniana tu już kwestia prawa do akcji za czym może iść zresztą kwestia miejsca w RN ale tu ważna byłaby zmiana Ksh aby taki członek miał większe prawa wobec zarządu (Np prawo weta wobec jakiś decyzji i mozliwosc zaproponowania alternatywy dla zwolnień) oraz limity proporcji wynagrodzeń zarząd vs reszta. To są takie jednostkowe akcje ale ich potrzeba aby móc wprowadzać bardziej skomplikowane rozwiązania.
Link do arty Matyji
link to krytykapolityczna.pl
@obywatel
„Wracając do głównego wątku, to moim zdaniem opozycja powinna pożyczyć jedną rzecz od pisu czyli nauczyć się patrzeć na wyborców jak na zbiór różnych grup czy segmentów wiekowych czy zawodowych albo geograficznych. ”
Opozycja nie może tego zrobić, bo opozycja nie ma Nowogrodzkiej. PiS może sobie rzeczywiście pozwolić na targetowanie kampanii, bo ma centrum decyzyjne. Opozycja w trakcie wyborów zmieniła głównego kandydata. Tam ciągle nie ma niekwestionowanego centrum ani lidera, nie wiadomo co się teraz wyłoni z przepychanek Budka/Nitras/Trzaskowski, z Hołownią dyszącym im na karku.
„Z tego punktu widzenia propozycja WO wymagałaby chyba odpowiedzi na pytanie w jakich firmach to miałoby sens abyśmy zyskali wyborczo. ”
To jasne, że to jest propozycja tylko dla ludzi pracujących w dużych firmach (i ich rodzin). To nie może być jedyny postulat jakiegokolwiek ugrupowania (nikt tego przecież nie proponuje).
„jednak głównie dla określonego elektoratu i tak to było komunikowane.”
Właśnie nie do końca dla określonego. W dużych firmach (jak np. Agora) masz wielu ludzi zarabiających po dwa z czymś na rękę, dla ktorych 500+ było manną z nieba. To głupi stereotyp, że opozycja nie musi wśród pracowników dużych firm walczyć o poparcie. PiS przecież rozdał tutaj sporo cukiereczków. To samobójcze dla opozycji na dalszą metę, kojarzyć się ludziom jako „partia menedżmentu”.
@WR i temat wydajności/kosztów pracy
– Sytuację pracownika w Polsce od sytuacji pracownika w Niemczech odróżnia przede wszystkim to, kto i jak zarządza tym interesem. Pracując na tej samej maszynie w Niemczech i robiąc to samo (ale w lepszych warunkach i wolniej!) można zarabiać parę razy tyle i uchodzić za tytana pracy. I tu właśnie kłania się temat zarządzania:
Wyższe koszty pracy (i prawnie wymagane lepsze traktowanie pracownika) są świetnym lekarstwem na żałosne zarządzanie. Jeśli głupotę managerii można zaklajstrować poprzez mocniejsze batożenie niewolnika, to głupota managerii zostanie. Jeśli nie wolno batożyć, to głupek spadnie z fotela. (Albo firma padnie a jej udział w rynku przejmie inna, nie zarządzana przez głupków). Więc nawet z perspektywy czysto wolnorynkowej zabranie bata jaśniepanom jest korzystne dla gospodarki.
@bartolpartol
„Poza rewolucyjnymi zrywami Polacy są mało skłonni do współpracy pomiędzy sobą. ”
– I jest to powód, żeby robić mniej, czy więcej w kierunku budowania tej współpracy? (Bo przecież te skłonności nie zostały przyniesione na kamiennych tablicach ze szczytu góry, to się wypracowuje).
@Bardzozły
„– I jest to powód, żeby robić mniej, czy więcej w kierunku budowania tej współpracy?”
Oczywiście więcej. Wyraziłem tylko swój brak wiary w Polaków. Co nie znaczy, że się nie uda, po prostu zadanie jest bardzo ambitne.
@wo
„To jasne, że to jest propozycja tylko dla ludzi pracujących w dużych firmach (i ich rodzin).”
Też nie, zauważ że ogromna większość dużych firm w Polsce to zoo, w zasadzie tylko spółki giełdowe są akcyjne. W zoo nie ma rady nadzorczej i nie bardzo widzę jak ją wprowadzić, to jest jednak ciało typowe dla spółek akcyjnych. Dodatkowo w przypadku oddziałów korporacji lokalny prezes jest przeważnie figurantem, takie decyzje jak grafik płac podejmuje się na wyższym szczeblu. U nas co najwyżej dzielą kto na którym będzie levelu ale ile który level zarobi to decyduje centrala. Różnice między levelami są zresztą przeważnie zaniedbywalne
@embercadero
„Też nie, zauważ że ogromna większość dużych firm w Polsce to zoo,”
Ma ktoś twarde dane?
@WO
Wydaje mi się, że to tak nie działa, że zrobimy od razu dużą partię po 40-50% z centrum o jakim Pan napisał, bo na dziś nie ma chyba nic co by mocno łączyło pozytywnie aż tylu wybórcow. Po ostatnich wyborach widać chyba, że musimy mieć dwa, trzy ośrodki decyzji gdzie te segmenty, grupy itd będą targetować, jak w pisie czy konfederacji. Trzaskowski miał 70 proc elektoratu anty Duda a nie pro Rafał, więc to labilne i niestabilne jest. A on był przecież najlepszym kandydatem opozycji od czasów chyba nawet Kwaśniewskiego w 1995. Więc problem jest głębszy.
To jest marsz na co najmniej kadencję i jak znów zrobimy nową Koalicje Europejską to się nawet programu nie da napisać jak rok temu i Pańskiego pomysłu nie da się tam wpisać . Niech się każdy z tych Budków i Czarzastych zastanowi gdzie ma większe poparcie i gdzie może pozyskać (jak proponuję Matyja dla lewicy) i tam idzie. Ale wiarygodnie i bez krygowania co inni powiedzą. Zresztą Pański pomysł idealnie do tego pasuje, trochę go obrobić i niech ktoś uderza do Agory i jej pracowników. To akurat dobry cel bo uważam, że pierwszym krokiem do sukcesu nowej opozycji musi być „gazetobojstwo” ale to już jest osobny wątek.
@embercadero
„W zoo nie ma rady nadzorczej i nie bardzo widzę jak ją wprowadzić”
To nie do końca prawda. W dużych zoo jest rada nadzorcza (lub komisja rewizyjna). Przy czym „dużość” to kapitał zakładowy (500K) i liczba wspólników. Jasne, dotyczy to pewnie jakiegoś małego procenta (promila?) spółek, no ale nie jest tak, że „nie ma” i się nie da wprowadzić.
@Ghoran
Ok, nie znam się. W każdym razie na pewno trzeba by wprowadzić obligatoryjność istnienia takiej rady również dla dużych zoo.
Co do twardych danych – sam byłbym ciekawy. Pewnie GUS by miał. Wiem tyle że wystawiałem faktury kilkunastu polskim oddziałom korporacji i zawsze były to zoo.
No i na koniec i tak pozostaje problem braku decyzyjności polskich spółek córek. Bo jeśliby rozwiązanie ograniczyć tylko do dużych spółek całkowicie polskich to robi się nam już naprawdę margines.
@embercadero
Mogłem czegoś nie doczytać, bo jednak środek dnia, praca, ale mocno Panowie dyskutują o Radzie Nadzorczej. To trochę nie tędy droga. Radę Nadzorczą w polskich warunkach łatwo sprowadzić do organu fasadowego. Partycypacja pracownicza wymagałaby całego nowego bloku przepisów zarówno co do spółek jak i dużych jednostek organizacyjnych (jedna spółka – dużo fabryk), udziału przedstawicieli w posiedzeniach zarządu (nie Rady Nadzorczej!), formalizacji podejścia do wniosków przedstawiciela załogi (żeby nie można go było z miejsca przegłosować), itd.
@maciek
„Partycypacja pracownicza wymagałaby całego nowego bloku przepisów”
To prawda, a jednocześnie pierwszy krok wydaje się prosty, a jednocześnie rewolucyjny – zastąpienie we wszystkich ustawach, w których wyłączną reprezentacją pracowników są związki zawodowe, tego jednego zdania, że nie związek (związki), tylko rada. Wtedy pierwszoplanowym zadaniem dla związków będzie wygrywanie wyborów do rady. To nagle rozwiazuje nam problemy typu „zakładanie 20 związków w jednej firmie”.
@obywatel
„To akurat dobry cel bo uważam, że pierwszym krokiem do sukcesu nowej opozycji musi być „gazetobojstwo” ale to już jest osobny wątek.”
Mój blog to nie jest dobre miejsce na taki wątek, ale od dawna fascynuje mnie pytanie, czy ci wszyscy, którzy śnią o zabiciu („zrepolonizowaniu”, etc.) „Gazety” biorą pod uwagę taką możliwość, że nie zdążą.
Apropos twardych danych, tyle znalazłem, 2018 rok:
462 firmy powyżej 1000 zatrudnionych (dowolna forma prowadzenia, są w tym też państwowe)
2453 firmy między 250 a 1000 zatrudnionych.
Wszystkich zarejestrowanych spółek jest ok 300 tys z tego SA to poniżej 2% (85% zoo, 11% komandytowe). Czyli akcyjnych będzie ok 6 tys.
Ale przełożenia między pierwszą grupą danych a drugą, tak by zmapować ilość zatrudnionych vs forma prowadzenia działalności to tego znależć nie mogę. Moze komu innemu się uda
embercadero
„Też nie, zauważ że ogromna większość dużych firm w Polsce to zoo, w zasadzie tylko spółki giełdowe są akcyjne.”
Spółek giełdowych jest z 400-500, łącznie spółek akcyjnych na koniec 2019 było 10 tysięcy (spółek zoo 430 tysięcy).
„W zoo nie ma rady nadzorczej i nie bardzo widzę jak ją wprowadzić”
W każdej sp. z o.o. może być rada nadzorcza, tylko nie ma obowiązku jej powołania (obowiązek jest powyżej tych limitów które były powyżej opisane).
@bartolpartol
„Oczywiście więcej. Wyraziłem tylko swój brak wiary w Polaków. Co nie znaczy, że się nie uda, po prostu zadanie jest bardzo ambitne.”
– A, to zwracam honor. Będzie pod górkę, bo z górki to tylko na gorsze się robi.
@Ghoran
„To nie do końca prawda. W dużych zoo jest rada nadzorcza (lub komisja rewizyjna). Przy czym „dużość” to kapitał zakładowy (500K) i liczba wspólników.”
– Jeszcze bardziej skomplikowane: zdarzają się i takie zoo, które mają śmieszny kapitał, ale zatrudniają setkę ludzi, mają duże obroty i są największe w danej branży w kraju.
@Obywatel
„40-50% z centrum o jakim Pan napisał, bo na dziś nie ma chyba nic co by mocno łączyło pozytywnie aż tylu wybórcow”
– Znacznie większy procent wyborców łączy niechęć do bycia niewolnikiem/chłopem pańszczyźnianym. Lub generalnie nieprzyjemnie feudalne relacje w pracy. Takim hasłem z notki mogłoby być coś z tego zakresu, jakieś „nie dla niewolnictwa”, tylko może zgrabniejsze.
@bardzozly
…znacznie większy procent wyborców łączy niechęć do bycia niewolnikiem/chłopem pańszczyźnianym. Lub generalnie nieprzyjemnie feudalne relacje w pracy…
Historyczne konotacje tego tematu, ciekawie zapowiadają się w zapowiedzianej na jesień książce Leszczyńskiego Ludowa historia Polski(kiedyś już chyba rekomendowałem, a i sam czekam z niecierpliwością).
Wywiad Sroczyńskiego z autorem też już kiedyś proponowałem, ale jakby co to mam link
link to next.gazeta.pl
@bardzozly
„– Jeszcze bardziej skomplikowane: zdarzają się i takie zoo, które mają śmieszny kapitał, ale zatrudniają setkę ludzi, mają duże obroty i są największe w danej branży w kraju.”
to ja przebiję. Znam co najmniej 3 przykłady polskich firm zatrudniających setki osób (w jednym przypadku nie wiem czy nie tysiące) a będących jednoosobową działalnością gospodarczą. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego coś takiego jest w ogóle dozwolone.
@embercadero
„Znam co najmniej 3 przykłady polskich firm zatrudniających setki osób (w jednym przypadku nie wiem czy nie tysiące) a będących jednoosobową działalnością gospodarczą. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego coś takiego jest w ogóle dozwolone.”
A dlaczego w sumie nie? Chyba trudniej ucieć z długami z DG niż z zoo, gdzie zasadniczo jedynym warunkiem jest złożenie wniosku o upadłość w odpowiednim momencie i jesteś w gruncie rzeczy czysty. Na DG to musiałbyś zasadniczo majątek przepisać, a i to chyba nie zawsze wystarczy.
@Dude
„A dlaczego w sumie nie? Chyba trudniej ucieć z długami z DG niż z zoo, gdzie zasadniczo jedynym warunkiem jest złożenie wniosku o upadłość w odpowiednim momencie i jesteś w gruncie rzeczy czysty. Na DG to musiałbyś zasadniczo majątek przepisać, a i to chyba nie zawsze wystarczy.”
Mam wrażenie, że ludzie mają tak wielkie DG, bo pozwala to na stosunkowo łatwe wrzucenie w koszty całego życia działacza, rodziny bliższej i dalszej, i dyrektora urzędu kontroli skarbowej. Do tego KPiR, brak kasy i kontroli przepywów na kontach (poza standardową, która dotyczy wszystkich). Ale tylko tak sobie gdybam.
Swoją drogą taka forma działalności jest bardzo ryzykowna w przypadku problemów. I jeszcze niedawno temu nie można było DG odziedziczyć zdaje się, więc śmierć działacza skutkowała likwidacją DG.
@wo
Ale ja nie mówię o repolonizacji czy czymś równie mało mądrym, ba ja uważam że to duży plus dla naszej demokracji ze ileś mediów jest kapitałowo malo zależne do kogokolwiek z PL. Niech Agora istnieje i rośnie w siłę. Mi chodzi o intelektualne wyjście na samodzielność. Ale rozumiem kontekst bloga więc EOT
@bartolpartol
„Mam wrażenie, że ludzie mają tak wielkie DG, bo pozwala to na stosunkowo łatwe wrzucenie w koszty całego życia działacza”
Chodzi o ciągnięcie kasy bezpośrednio z biznesu bez żadnych przystanków po drodze w urzędzie skarbowym. Kasa w DG jest Twoja, kasa spółki jest spółki i zanim będzie Twoja jeszcze trochę się osadzi gdzieniegdzie w postaci podatku od dywidend, wynagrodzeń czy innych podobnych głupot.
bartolparol
„Mam wrażenie, że ludzie mają tak wielkie DG, bo pozwala to na stosunkowo łatwe wrzucenie w koszty całego życia działacza, rodziny bliższej i dalszej, i dyrektora urzędu kontroli skarbowej. Do tego KPiR, brak kasy i kontroli przepywów na kontach (poza standardową, która dotyczy wszystkich). Ale tylko tak sobie gdybam.
Swoją drogą taka forma działalności jest bardzo ryzykowna w przypadku problemów. ”
Oj wydarzyło się w takiej skali, że serial można by nakręcić.
„„Drutex SA oświadcza, że mogło dojść do próby wrogiego przejęcia spółki. Pod nieobecność Pana Leszka Gierszewskiego – założyciela i głównego akcjonariusza spółki, który od prawie 35 lat buduje od zera firmę Drutex oraz samodzielnie decyduje o wszystkich istotnych sprawach dotyczących jej rozwoju – podjęto podstępne działania, których celem było usunięcie Pana Prezesa i przejęcie władzy w firmie. Szczególnie bulwersujący jest fakt, że działania te podjęły osoby z najbliższej rodziny, tzn. córka oraz jej mąż (radca prawny). Na skutek wsparcia lojalnych osób z załogi spółki oraz dzięki pomocy profesjonalnych podmiotów, takich jak Biura Rutkowski (…), udało się zapobiec tragedii i zachować wiarygodność firmy, która jest największym pracodawcą w Bytowie i w regionie. ”
„Pytanie, która rodzina jest obecnie dla prezesa ważniejsza i jakie będą konsekwencje tego wyboru dla całej firmy, zadaje sobie nie tylko córka, syn i ciągle formalna żona, ale także nowa partnerka prezesa i przede wszystkim 3,2 tys. pracowników Drutexu. „
@rapyzel
„Oj wydarzyło się w takiej skali, że serial można by nakręcić.”
No, ale Drutex to akurat SA jest od dawna.
Kumpel zasugerował mi do podrzucenia tutaj alternatywny pomysł na „motyw przewodni” opozycji. Proponuje ustawowe związanie najniższych i najwyższych pensji w przedsiębiorstwie. Jeśli „góra” chciałaby zarabiać dużo, musiałaby podnieść pensje minimalne u siebie w firmie, bo np obowiązywałaby proporcja maksymalna np 1:10. Pomysł nie jest nowy. Stosują go spółdzielnie typu Mondragon (link to pl.wikipedia.org – paragraf ZAROBKI). Mnie na uczelni ekonomicznej na zajęciach z „etyki biznesu” (było kiedyś coś takiego, choć wierzyć się nie chce), że rozpiętość płac większa niż 1:10 jest „nieetyczna”.
Mam co do tego pomysłu wątpliwości, bo choć pomysł wydaje mi się słuszny, to wg mnie jest „niewprowadzalny” z powodów, o których pisałem we wcześniejszym poście. Do chóru ekspertów ekonomicznych i polityków o „stalinowskim zamachu” dołączyła by zapewne ogromna masa szeregowych kuców, a każda partia z takim pomysłem natychmiast zyskałaby łatkę neomarksistów. Ale może się mylę.
PS: Na końcu poprzedniego posta pisałem o przydzielaniu „groszowych akcji” ironicznie, choć być może nie dało się tego wyczuć. Ten mechanizm niby to bycia właścicielem doskonale wykorzystano np w Żabkach (właściciel, który nie ma nic do gadania), czy w budżetach obywatelskich gdzie lud ciemny może głosować na ławeczkę w parku lub przejście dla pieszych, byleby w naprawdę ważnych kwestiach nie miał za wiele do powiedzenia, ale czuł się, że ma wpływ „na sprawy”.
@Nemo_666
Przy okazji którejś wersji tarczy przeszła poprawka ograniczająca wynagrodzenia kadry kierowniczej w firmach korzystających z pomocy publicznej do 4-krotności średniego wynagrodzenia. Znany lewacki dziennik Fakt wystawił wtedy Zandbergowi laurkę[1]. Twój pomysł jest, mam nadzieję, nie aż tak 'niewprowadzalny’ jak piszesz. Tym bardziej, że jeśli zaczniemy mówić o konkretnych kwotach, to tabloidowe nagłówki piszą się same („Budka broni prezesów! 50 tysięcy miesięcznie to ZA MAŁO?” i tym podobne).
[1] link to fakt.pl
W Polsce, po wejściu w życie ustawy regulującej rozpiętość wynagrodzeń w przedsiębiorstwach, ich pierwszym ruchem byłoby wyrzucenie najgorzej zarabiającego decyla na outsourcing oraz zdania pokroju „nie weźmiemy sprzątaczek na UoP, bo musielibyśmy obciąć prezesowi pensję”.
Nie zmienia to faktu, że pomysł mi się podoba i lewica powinna dbać, żeby krążył w umysłach Polaków chociażby jako populistyczny mem. Natomiast wprowadzenia w życie można by dokonać przez podgotowywanie żaby, czyli w pierwszej wersji ustawy dopuszczalna rozpiętość wynagrodzeń w firmie wynosi 1:10000, w kolejnej 1:1000, wreszcie 1:100… łatwiej byłoby to przełknąć kucom.
Nie jestem entuzjastą tego rozwiązania. Dla mnie ideał to ciągle złota era kapitalizmu i społeczna gospodarka rynkowa. A więc jest sobie korporacja, jest w niej jakaś uprzywilejowana grupa akcjonariuszy-założycieli, np. rodzina Porsche-Piech. Są pozostali inwestorzy i kolejny interesariusz: pracownicy. Zarząd musi się ubiegać o głosy wszystkich interesariuszy, oni też wyznaczają jego zarobki. I jeśli pracownicy uznają, że chcą powiązać zarobki prezesa ze swoimi (np. wysokość premii będzie indeksowana według średniej w firmie), to czemu im tego zabraniać?
Szybka ankieta na niereprezentatywnej grupie trzech kuców potwierdza, że większość z nich w ogóle nie jest w stanie zaakceptować tego pomysłu, aczkolwiek ponad trzydzieści procent (he, he…) byłoby w stanie poprzeć rozwiązanie „1:1000”.
@rozpiętość zarobków
Kiedy kilka lat temu w Szwajcarii rozpisano referendum na ten temat, z postulowanym ograniczeniem 1 do 12 i chwytliwym hasłem „prezes nie powinien w miesiąc zarabiać więcej niż jego pracownik przez cały rok”, to inicjatywa przepadła. I to w kraju w którym pensje są raczej dobre. Ponoć Top-managerowie by się zniechęcili j sobie poszli…
@all
Czy ktoś gdzieś widział jakieś kwity na skuteczność tych top-managerów? Poza legendami typu Lee Iacocca? Znane są na pewno liczne przypadki ich nieudolności, skutkującej katastrofą dla firm.
Są niezwykle skuteczni w podnoszeniu sobie wynagrodzeń, to chyba wystarczy?
@wo
Rzeczywiście podniesienie pensji CEO może być racjonalnym wyborem także dla pracowników, tyle że ta licytacja dzieje się już od lat i ze szkodą dla wszystkich. Najpierw zaciskasz kolektywne zęby i płacisz prezesowi bańkę miesięcznie, a za pięć lat okazuje się, że stawka rynkowa to półtorej bańki, bo wszystkie inne firmy też idą w górę. (Z jakiegoś powodu mechanizmy te nie działają tak wyraźnie na niższych szczebelkach hierarchii).
Stałe widełki, np. 1:20, ograniczają nie tylko decyzje interesariuszy, ale też decyzje top menadżerów, bo łatwiej popracować za 100k zamiast miliona, kiedy wiesz, że w żadnej innej firmie nie zarobisz o rząd wielkości więcej, no i wszyscy twoi c-suite koledzy zarabiają tyle samo. Ok, może wykręcisz 110k, ale musisz poprowadzić firmę na tyle dobrze, że będzie ją stać na podwyżki także dla najniżej zarabiających (a w praktyce dla większości firmy).
W Szwajcarii były dwa referenda. Płacy bazowej nie ograniczono mnożnikiem, ale wprowadzono coroczne zatwierdzanie przez akcjonariuszy, oraz nakaz wpisania bonusów okresowych do statutu firmy, bonusy okolicznościowe zlikwidowano.
Reprezentację pracowniczą proponowały Theresa May i Elizabeth Warren i mało kto o tym pamięta. W powojennych Niemczech to był temat nośny bo zarządy wielkich firm wspierały nazistów. Do konstytucji wpisano, że „własność to odpowiedzialność” ale centrale związkowe pod wodzą Böcklera domagały się konkretnych ograniczeń grożąc Adenauerowi strajkiem. Nienaciskana May spełniła obietnicę na zasadzie dobrowolności link to imu-boeckler.de Wprowadziła też obowiązkowe informowanie o rozrzucie płacowym w sprawozdawczości firmy. Na kanwie dyskusji czy nie powinny za tym iść ograniczenia ktoś wykonał badanie mobilności kadry zarządzającej i wyszło, że jest to jedna z najmniej mobilnych grup zawodowych. To daje jakąś odpowiedź na pytanie o skuteczność top-managerów: dużo mówią o uciekaniu do lepszych firm przyznając sobie bonusy, ale rzadko to robią.
@mario
„Rzeczywiście podniesienie pensji CEO może być racjonalnym wyborem także dla pracowników, tyle że ta licytacja dzieje się już od lat”
W Polsce na pewno nie. W Polsce pracownicy po prostu nie mają nic do gadania. Nie mamy praktycznie zadnych mechanizmów partycypacyjnych, jeśli w firmie nie ma związku – często po prostu nawet nikt nie spełnia roli „przedstawiciela pracowników” w rozumiemiu ustawowym, pracodawca jednostronnie podejmuje decyzję.
@wo
Powinienem był po prostu napisać „mogłoby być” zamiast „może być”. Przedmiotem moich rozważań było raczej to, czy dla ustawowo zdefiniowanych widełek zarobków jest miejsce w kraju, gdzie sprawnie działa Mitbestimmung – i moim zdaniem jest.
@mario
„W Polsce, po wejściu w życie ustawy regulującej rozpiętość wynagrodzeń w przedsiębiorstwach, ich pierwszym ruchem byłoby wyrzucenie najgorzej zarabiającego decyla na outsourcing ”
– Co jest argumentem na rzecz oczywistego: jedno odizolowane rozwiązanie niewiele zmieni. Trzeba całego pakietu. Reprezentacja, widełki, fikcyjne samozatrudnienie, raje podatkowe, reanimacja PIP.
@Aoi
„ktoś wykonał badanie mobilności kadry zarządzającej i wyszło, że jest to jedna z najmniej mobilnych grup zawodowych”
– Co jest doskonale logiczne. Docelowym stanem dla prezesa jest zepchnięcie wszystkich obowiązków w dół a samemu tylko branie wynagrodzenia, granie w golfa, molestowanie pracownic, załatwianie etatów dzieciom polityków itd, od czasu do czasu tylko coś podpisując. Zaczynanie ustawiania wszystkiego w innej firmie od zera mu się może nie opłacać.
Jest jeszcze jedno rozwiązanie, które chętnie bym zobaczył w naszym kraju: wprowadzenie jawności wynagrodzeń. Zapewne ze względu na rodo i inne przepisy, pełna jawność jest niemożliwa, ale wystarczyłoby, żeby firmy podawały wynagrodzenia w podziale na dział i szczebel w hierarchii. W wielu korpach i tak pracownicy wiedzą kto ile zarabia, ale w końcu można by było użyć tego jako argumentu przy staraniach o podwyżkę.
@Pavel Konter
„W wielu korpach i tak pracownicy wiedzą kto ile zarabia, ale w końcu można by było użyć tego jako argumentu przy staraniach o podwyżkę.”
Jako związkowiec muszę zaprotestować. Nie ma „argumentu w staraniach o podwyżkę”. Jak ci muszą dać, to ci dadzą. Jak nie muszą, to nie dadzą. W Polsce nie działa „ej, szefie, zasługuję i mam argumenty”.
@wo
„Jak ci muszą dać, to ci dadzą. Jak nie muszą, to nie dadzą.”
A co z zapisami Kodeksu Pracy o jednakowym wynagrodzeniu dla pracowników wypełniających takie same obowiązki? Teraz te przepisy są martwe, przynajmniej w przypadku pracy biurowej. Oficjalnie wynagrodzenia są tajne i każdy zarabia tyle, ile zdoła wynegocjować na rozmowie rekrutacyjnej. Wprowadzenie jawności mogłoby być furtką do uruchomienia tych paragrafów.
Nie zaistnieje antypisowe 500+ – każdą ofertę mogą przebić. W końcu mamy poniżej 60% (oficjalnego) długu + bliżej nieokreśloną ilość ukrytą po różnych funduszach. Włochy chyba 130% i jakoś funkcjonują – dowolną kasę można pożyczyć do rozdania by utrzymać się przy władzy, bo „albo będziemy rządzić albo będziemy siedzieć”
@Pavel Konter
„Teraz te przepisy są martwe, przynajmniej w przypadku pracy biurowej.”
– W przypadku fizycznej często też. Ale to raczej z głupoty/lenistwa. Może być tak, że 90% pracowników ma wpisane „pracownik produkcji” i dokładnie ten sam zakres obowiązków. Ten sam na papierze – w rzeczywistości każdy robi coś innego.
@Andrzej Skalski
Akurat pomysł WO to nie jest typowe „rozdawnictwo”, tylko próba zmiany paradygmatu ekonomicznego. Odwrócić spadek siły pracowników – to jeden z pomysłów na to, jak uciec z pułapki polityki coraz wyższego długu publicznego, który, zamiast pobudzać aktywność gospodarczą, nakręca wzrost nierówności. (Np. wg L.H. Summers i Anny Stansbury malejąca siła pracowników jest przyczyną spadku udziału pracowników w podziale zysków firm w USA z ponad 11-12% w pocz. lat dziewięćdziesiątych do obecnych 5-6%.) Temat odżywa w sytuacji covid-19.
Wiązałoby się to, jak rozumiem, nie tylko z odejściem od polityki niskiej inflacji, ale również niskiego bezrobocia. Czyli jakiś dochód podstawowy musiałby stać się elementem tej układanki.
Jednak, podobnie jak inni komentujący, nie wierzę, żeby to mógł być gamechanger w naszej „debacie” politycznej, choćby w roli języczka u wagi. Nie ma w niej miejsca na większe i skomplikowane idee. Nawet 500+ mogłoby nie chwycić tak ładnie, gdyby to nie było 500, tylko abstrakcyjna kwota powiązana np. ze średnim dochodem.
@Andrzej Skalski
„W końcu mamy poniżej 60% (oficjalnego) długu (…) Włochy chyba 130%” – widocznie Włochy nie mają art. 216 Konstytucji. My tak nie możemy (bez poważnej kreatywnej księgowości).
„Wiązałoby się to, jak rozumiem, nie tylko z odejściem od polityki niskiej inflacji, ale również niskiego bezrobocia.”
O, to jak argumentacja papieża Piusa XII przeciw Mitbestimmung. Swoje rozważania o świętym prawie własności i braku naturalnego prawa do ekonomicznego współstanowienia oplótł w straszenie bezrobociem.
Po jego interwencji chadecy przestali siadać do stołu, a gdy minister Erhard powtórzył ten kawałek z brakiem podstaw w prawie zawiązała się akcja strajkowa.
@Pavel Konter
„Wprowadzenie jawności mogłoby być furtką do uruchomienia tych paragrafów.”
Samo w sobie nie wystarczy, pracodawcy mają mnóstwo sposobów na „wykazywanie”, że to tak naprawdę różne stanowiska.
@Aoi
„Wiązałoby się to, jak rozumiem, nie tylko z odejściem od polityki niskiej inflacji, ale również niskiego bezrobocia.”
O, to jak argumentacja papieża Piusa XII przeciw Mitbestimmung.
Ale to nie jest argumentacja przeciw. Polityka niskich stóp procentowych w połączeniu z regulacjami nastawionymi na niskie bezrobocie (w tym deregulacja rynku pracy i osłabienie siły pracowników) doprowadziły nas tu, gdzie jesteśmy. Jeśli chcemy zmiany, trzeba poluzować politykę pełnego zatrudnienia. Może bezrobocie wzrośnie bardzo, może tylko trochę albo tylko przejściowo. Ale trzeba się na to przygotować.
W każdym razie – w zasadzie pełne zatrudnienie, jakie przed covidem mieliśmy w wielu rozwiniętych gospodarkach (w tym USA), nie przyniosło rezultatu w postaci zwiększenia siły przetargowej pracowników czy istotnego wzrostu wynagrodzeń – oraz idącego za nim wzrostu popytu.
@mbojko
No faktycznie, jest zapis w naszej konstytucji. Rozbawiłeś mnie do łez. A kreatywna księgowość już jest realizowana
„poluzować politykę pełnego zatrudnienia”
Nie mieliśmy w USA pełnego zatrudnienia. To zresztą jest pojęcie o precyzyjnym znaczeniu wprowadzone przez Kaleckiego. Opisał również przyczyny dla których jest nieosiągalne. I znów, papież Pius XII też coś tam plótł o jakimś „pełnym zatrudnieniu” w tym samym swoim wystąpieniu link to jstor.org
„Polityka niskich stóp procentowych”
Fed chciał myśleć, że jest blisko pełnego zatrudnienia (w specyficznym sensie), ale tak nie było. link to forbes.com link to nytimes.com