Eksperyment z bezpiecznymi strefami przyniósł mieszane rezultaty, ale domknę tę trylogię finalnym odcinkiem. Bezpiecznie pogadajmy o Przyszłości.
Dużo mi dał do myślenia esej Krasteva, do którego linka wrzucił jakiś czas temu Awal. Krastev odpowiadał tam na pytanie, które przez pewien czas w każdej lodówce stawiała Anne Applebaum: co poróżniło ją z dawnymi przyjaciółmi, którzy świętowali wraz z nią i jej małżonkiem milenialnego Sylwestra w rezydencji Chobielin.
Wtedy byli zgraną prawicową paczką, teraz są w przeciwległych obozach politycznych. Czy znajomi Radka Sikorskiego od początku byli ukrytymi wrogami demokracji („closeted authoritarians”), czy też się zmienili przez te lata?
Dla mnie to arcboleśnie arcyproste. Polska prawica ma zamordyzm w swoim DNA. Co do tego zawsze rację miał Adam Michnik.
Jedyną zagadką dla mnie było to, czemu Anne Applebaum to odkrycie zajęło aż tyle czasu. I to mi właśnie wyjaśnił tekst Krasteva.
Streszczając: Applebaum i Sikorski należą do pokoleniowej formacji, dla której upadek muru berlińskiego był zakończeniem moralitetu. Happy endem historii.
Dla tej formacji mur berliński upada codziennie. Dzielą świat na „złych”, którzy go postawili i „dobrych”, którzy go obalili – i dziwują się, że ci „dobrzy” nie byliby się dziś w stanie bawić w Chobielinie, jak drzewiej.
Jestem młodszy od Applebaum i Sikorskiego o te krytyczne parę lat. Zimna Wojna, która ich ukształtowała – nie była dla mnie moją wojną.
W latach 80. priorytetem było dla mnie skończyć studia i wyjechać, nie angażując się w wojnę solidaruchów z komuchami. Rok 1989 był dla mnie owszem, przyjemnym zaskoczeniem, ale nie widziałem w nim „końca historii” ani nawet „triumfu naszych na mundialu”.
Widziałem w nim przełom, który unieważnił zimnowojenne podziały – tak jak w XVI wieku reformacja i kontrreformacja unieważniły średniowieczną wojnę gibelinów i gwelfów. Ciągnęła się przez stulecia, a potem nagle pstryk i nie ma.
To mnie uodporniło na niektóre zaskoczenia III RP. Polska prawica i kościół mnie nie rozczarowały, bo od początku nie spodziewałem się po nich niczego dobrego. Nie miałem więc zaskoczeń z serii „jak on mógł, to przecież uczeń Tischnera” ani „co się z nim stało, to przecież krakowski konserwatysta ze znanej krakowskiej rodziny”.
Nowe podziały widziałem gdzie indziej. Z przerażeniem obserwowałem w latach 90. podbój świata przez „konsensus waszyngtoński”. Spodziewałem się niepowstrzymanego pochodu globalizacji, totalnego zglajchszaltowania wszystkich państw według wytycznych Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Nie ja jeden tak sobie wyobrażałem przyszłość – to mam na swoje usprawiedliwienie. Jednak w ostatnich latach Brexit, wojna na Ukrainie i kadencja Trumpa przekreśliły moje wyobrażenia przyszłości.
Że cyberkorpy zacznią blokować konta politykom i dziennikarzom, o tym ostrzegałem w książce z 2013. Ale nigdy nie myślałem, że zrobią to prezydentowi USA – wyobrażałem sobie, że prezydenci zawsze już będą „ich”, a Big Tech będzie żyć w symbiozie ze skrajną prawicą (jak u szczytu gamergate).
Wyobrażałem sobie, że Rosja, Chiny i kraje arabskie w miarę globalizacji będą się upodabniać do euroatlantyckiego modelu kapitalizmu. Myślałem, że wybór Obamy oznacza koniec rasizmu w USA – jedno i drugie było szalenie naiwne.
Czy przegapiłem moment, w którym tym razem MOJA wojna gibelinów i gwelfów uległy unieważnieniu? Boję się, że tak jak Applebaum według Krasteva codziennie patrzy na upadek muru berlińskiego, tak ja wciąż kibicuję antyglobalistom w Seattle w 1999. I to mi nie pozwala zrozumieć wyzwań roku 2021.
Chciałbym więc ogłosić safe space dla wizji przyszłości i interpretacji tereaźniejszosci. Nie będę dyskryminować ejdżystowsko, ale najbardziej jestem ciekaw opinii czytelników młodszych ode mnie.
Czy w konflikcie „prawica kontra cyberkorpy” powinniśmy komuś kibicować, czy raczej zajadać popcorn? Potęga Chin powinna nas cieszyć jako przełamanie hegemonii, czy przerażać, bo to jednak dyktatura? Putin i Łukaszenka „już przegrali”, jak to w kółko piszą nasi publicyści, czy przeciwnie, wyjdą z tego wszystkiego wzmocnieni?
Będę otwarty na wizje nieortodoksyjne, także nie-lewicowe i umiarkowanie spiskowe. Do pewnych granic, do pewnych rozsądnych granic.
Sam czuję się zbyt zdezorientowany, żeby coś o tym wszystkim mniemać. Albo i nie mniemać.
Ja się boję Chin. To totalitarna dyktatura która nie liczy się z losem zwykłych ludzi tak jak tylko w Azji potrafią. Mają bardzo mądre połączenie interwencji państwa wyznaczającego długoterminową strategię i kapitalistycznych firm zajmujących się wykonaniem. Te firmy mają stworzone doskonałe środowisko ale też są pilnowane żeby np. nie tworzyły się monopole. W efekcie są potęgą przemysłową która potrafi wyprodukować wszystko. Świat zachodu jest od nich zależny przemysłowo a niedługo będzie zacofany technologicznie. Technologia jest wykorzystywana przede wszystkim do kontroli populacji na niespotykaną skalę. Wzrost znaczenia Chin oznacza erozję praw człowieka na świecie, w którym jednostki będą pozbawione wpływu na cokolwiek.
Zupełnie nie rozumiem jak można się cieszyć z przełamania hegemonii. Po pierwsze, hegemonia jest przełamana przez państwo gorsze niż to co jest. Po drugie, zmniejszenie hegemonii to krok w stronę „interstate anarchy”: jeśli nikt nie jest w stanie ustalać reguł na arenie międzynarodowej to efektem jest brak reguł i wojna wszystkich ze wszystkimi (przystępne wprowadzenie w temat: link to acoup.blog).
Prawica vs cyberkorpy to w ogóle nie jest istotny problem. Istotne jest czy demokracja będzie potrafiła przetrwać w takim świecie. Jeśli nie przetrwa to zadawanie sobie takich pytań jak w tej notce nie będzie miało znaczenia.
@WO
Dziękuję za wzmiankę i ciekawą notkę. W tej chwili nie mam warunków, by solidnie odpowiedzieć. Przyłączyłbym się zresztą do apelu, aby najaktywniejsi koledzy komcionauci wstrzymali się krótką chwilę. Dajmy wpierw pole dotąd milczącym, młodszym osobom, aby opowiedziały o swoim spojrzeniu w przyszłość. Pewnie dowiemy czegoś i komentować będzie co.
„tak jak tylko w Azji potrafią”
tak?
Lurk mode off
Czytam właśnie Robinsona i może dlatego wydaje mi się, że prawica vs cyberkorpy, chiny, Putin i inne konflikty przywołane przez autora to starcia bez większego znaczenia. Trochę jak konflikt dwóch kapelmistrzów na Titanicu kłócących się o to „co grać”. Prawdziwy problem — jak zmienić kapitalizm i świat, żebyśmy się wszyscy nie ugotowali albo nie obudzili w nowym pseudo feudalizmie. Próba odpowiedzi na pytania na poważnie z kolei wydaje się wciąż interesować coś K20 osób.
Moje wizje przyszłości są więc raczej pesymistyczne. Nie będzie końca historii, raczej postępujący rozjazd na korporacje i autorytarne państwa narodowe. Być może to na tej linii będzie następny konflikt „gwelfów z gibelinami”. W jednych i drugich będziemy jednak mieli (my zwykli ludzie) przekichane, a potem się ugotujemy.
Lurk mode on
Propozycja Awala jest całkiem rozsądna, ale i tak się odzywam, bo za Każdym. Jednym. Razem. wielce triggeruje mnie uznawanie 31.12.1999 za koniec tysiąclecia. No jak, no dlaczego, no po co.
@blaszanyvelocyped
„Moje wizje przyszłości są więc raczej pesymistyczne. Nie będzie końca historii, raczej postępujący rozjazd na korporacje i autorytarne państwa narodowe. Być może to na tej linii będzie następny konflikt „gwelfów z gibelinami”. W jednych i drugich będziemy jednak mieli (my zwykli ludzie) przekichane, a potem się ugotujemy.”
Myślę mniej więcej podobnie, bez pewności czy się ugotujemy, aka geoenginering. Natomiast na krótszą metę zgaduję, że czeka nas 4-5 lat wytchnienia i pewnej nadziei: głębsza integracja europejska, nowe technologie związane z crispr cas9, zmiana na stanowisku prezydenta Rosji, upadek PiSu, jeszcze bardziej lewicujący nowy papież i reforma Kościoła, a w Polsce jego zupełny koniec. Obecny kryzys będzie też asumptem do tego by powrócić do kilku elementów państwa opiekuńczego, a także by zdemonompolizować co najmniej amazon.
Rewolucyjne zmiany na złe i gorsze przewiduję gdzieś w 2025/26: kryzys demograficzny, ostateczne decyzje co robić z globalnym ociepleniem, konfrontacja z Chinami. No ale do tego jeszcze chwilka.
Nie wiem ale się wypowiem, bo jestem młodszy od gospodarza. Jednak nie na tyle, żeby rozpad wizji świata dotychczasowego mnie nie dopadł. Od paru lat dzieją się rzeczy, które wcześniej były nie do pomyślenia. Zarówno w Polsce, gdzie opinie, które kiedyś widziałem wyłącznie na jakimś niszowym forum nawróconych muzyków punkowych, są mainstreamem za państwowe pieniądze, jak i zagranicą (jak wspomniany atak na Ukrainę, Brexit czy Trump).
Jak to sobie tłumaczę? Raczej standardowo, chyba, dekady neoliberalnej polityki gospodarczej doprowadziły do kryzysu gospodarczego, społecznego a w końcu politycznego w Stanach. W wyniku wewnętrznego rozkładu, zwycięzca Zimnej Wojny i światowy hegemon powoli, krok po kroku traci swoje wpływy i kontrolę. Regionalne potęgi takie jak Chiny czy u nas Rosja rozpychają się wykorzystujac każdą nadarzającą się okazję. Ten proces niestety będzie postępował. Niestety bo rozkład naszego ładu wewnętrznego jest Moskiwe bardziej niż na rękę.
Rzeczą nową, która zdominuje przyszłość jest kryzys klimatyczny i jego konsekwencje. Te ostatnie jakoś mam wrażenie wciąż słabo się przedostają do wizji współczesnego świata i jego przyszłości, a zadecydują o wszystkim. Zmiany klimatyczne i odpowiedź na nie to jest rzecz o skali IIWŚ, Zimnej Wojny czy upadku Muru.
Kiedyś fantazjowałem sobie o ludziach w przededniu IIWŚ, którzy mieli świadomość, że wielka katastrofa się zbliża, jakie to musiało być straszne. Ale przecież nie było aż tak jak sobie to można teraz wyobrażać, bo nie wiedzieli, nie zdawali sobie do końca sprawy co nastąpi i jak zmieni ich świat.
Nie wiem co będzie następne, czy upadek systemu monetarnego opartego na petrodolarze czy coś jeszcze innego, ale jedno wiadomo na pewno, temperatura cały czas rośnie. Nie tylko czeka nas coraz więcej gwałtownych zjawisk pogodowych, ale także politycznych i społecznych.
Może czeka nas powstanie nowej „zielonej” religii, może międzynarodowego zielonego ruchu politycznego? Difficult to see. Always in motion the future is.
@k.kisiel
„Zupełnie nie rozumiem jak można się cieszyć z przełamania hegemonii. ”
Nie polemizuję, tylko wyjaśnię. Za sprawą towarzyskich związków z redakcją polskiego wydania „Le Monde Diplomatique” dużo czytam, a niektórych nawet znam osobiście, autorów pochodzących z Ameryki Łacińskiej (albo ogólnie z Trzeciego Świata). Im Ameryka nie kojarzy się z demokracją, tylko z Pinochetem, albo jakimś innym niezbyt sympatycznym reżimem, zainstalowanym przez amerykańską ambasadę. W tych kręgach popularny był komentarz do ataku na Kapitol, że z powodu restrykcji podróżniczych Amerykanie w tym roku postanowili zorganizować u siebie swój tradycyjny zamach stanu.
I o ile oni też nie są entuzjastami chińskiej czy rosyjskiej alternatywy, to często słuchałem ich stanowiska i w końcu zacząłem je podzielać. Z perspektywy kraju takiego jak powiedzmy Boliwia samo ISTNIENIE innego supermocarstwa pośrednio polepsza relacje z supermocarstwem sąsiednim. To tak jak dla mnie samo ISTNIENIE hipotetycznego scenariusza, że odejdę do jakiegoś medium pisowskiego, daje mi poczucie swobody i jakiegoś tam bezpieczeństwa, którego bym nie miał w świecie, w którym wszystkie media należą do Agory. Chociaż skądinąd przecież za żadne skarby bym dla mediów pisowskich nie chciał pracować.
Ogólnie przeraża mnie świat, w którym ktoś taki jak Snowden nie mialby dokąd uciekać. W 2013 wydawało mi się, że ten świat nadejdzie. Teraz już wiadomo, że jednak nie (ale może z kolei znajdziemy się w świecie, w którym nie ma ucieczki przed Chinami? to byłoby jeszcze gorsze).
@hegemonia
Szanując prośby Gospodarza i Awala, powstrzymam się od dłuższego komentarza – ale w kontekście wątków o mocarstwach, hegemonii pozwolę sobie zwrócić uwagę na praktycznie nie zauważony w Polsce poza wąskim gronem specjalistów od #rapiery niemiecko – francuski spór o autonomię strategiczną[1]. W dłuższej perspektywie, to może być równie istotne jak wzrost potęgi Chin. Zwłaszcza gdy USA zajmą się Chinami albo pogrążą się we własnych, wewnętrznych problemach.
[1] ]https://ecfr.eu/article/what-are-we-actually-fighting-about-germany-france-and-the-spectre-of-european-autonomy/]
@sheik
„wielce triggeruje mnie uznawanie 31.12.1999 za koniec tysiąclecia.”
To w sumie jest zupełnie nieistotne. Ludzie mają jakąś ogromną potrzebę opierania się na czymś, choćby to było totalnie abstrakcyjne, jak np. kalendarz. Stąd te wszystkie przełomowe daty, postanowienia noworoczne itp. bzdury. Najwyraźniej ludzie potrzebują wiary. W cokolwiek w co da sie uwierzyć.
A miałem się nie bawić w psychologa. Przepraszam.
@sheik
„Razem. wielce triggeruje mnie uznawanie 31.12.1999 za koniec tysiąclecia. No jak, no dlaczego, no po co.”
To jest umowne. Ludzkość może się umówić, że po 4 października następuje 15 października. Albo że dany rok trwa o sekundę krócej. Czasem istnieją jakieś powszechnie ubowiązujący standard, typu ISO czy SI. Nie ma takiego standardu dla „stulecia” czy „tysiąclecia”, decyduje więc większościowy uzus. Ludzie piszący wtedy, że „wbrew temu, co się wydaje większości, stulecie zacznie się za rok” byli za głupi by dostrzec, że sami sobie przeczą.
@wo „To jest umowne. Ludzkość może się umówić, że po 4 października następuje 15 października. Albo że dany rok trwa o sekundę krócej.”
Oczywiście, jednak każda z tych rzeczy ma/miała konkretny powód. Natomiast system dziesiętny ma swoje dosyć proste reguły. Od 1 do 10, 1 do 100. Ja akurat jestem do nich dosyć przywiązany, ale oczywiście nie będę się kłócił, KJP.
No i zachęciłeś mnie. Czytam tego bloga już jakiś czas, ale nigdy nie doszedłem do wniosku, żeby mój komentarz miałby coś wnieść do dyskusji. Poziom tutaj jest jednak trochę wyższy, niż przy przeciętnych fejsbukowych gównoburzach.
Mam 24 lata i jestem programistą, ogólne położenie życiowe określiłbym jako korzystne, ale jest kilka rzeczy, o które się martwię mniej lub bardziej. Perspektywa indywidualna, bo nie czuję się na wzniosłe analizy socjologiczno-polityczne:
1. Zmiany klimatyczne – zdecydowany faworyt. W pewnym momencie byłem tak przytłoczony informacjami na ten temat, że czułem się na pograniczu tzw. depresji klimatycznej. Całe szczęście mi przeszło, staram się indywidualnie (znaczne ograniczenie spożycia mięsa) i systemowo (oddane głosy w wyborach) pomagać, ale wiem, że ja sam zbyt wiele nie zmienię. Boję się, że serio obudzimy się za późno.
2. Upadek USA/wzrost Chin – mam wrażenie, że jestem w położeniu podobnym do ludzi wchodząch w dorosłość w Polsce lat 70-tych, którzy ułożyli sobie sensownie życie w PRL-u, ale nie potrafili odnaleźć się po zmianie systemu. Co, jeżeli to przebiegunowanie sprawi, że moja znajomość angielskiego oraz doświadczenie pracy w kulturze zachodniej okażą się w pewnym momencie bezużyteczne?
3. Automatyzacja pracy – nie wiem, czy dochód podstawowy przejdzie i czy się sprawdzi. W czarnym scenariuszu możemy mieć fawele w Europie. Teoretycznie jestem bliżej końca kolejki, niż jej początku, ale moja praca też nie jest jakoś wybitnie kreatywna i możliwe, że AI zastąpi mnie szybciej, niż mi się wydaje.
4. Z mojej uprzywilejowanej perspektywy żyje mi się w Polsce dobrze i mógłbym tutaj zostać, ale brunatnienie naszego społeczeństwa mnie męczy. Ciężarówki, homofobiczne cytaty z Biblii na billboardach w Warszawie, dokręcanie antyaborcyjnej śruby – to wszystko powoduje, że czuję się duszno w tym kraju. A jak pomyślę o emigracji, to uświadamiam sobie, że w każdym kraju zachodnim tendencje są podobne – przecież np. AfD czy Le Pen raczej rośnie, niż spada.
Zacznę trochę nie na temat, bo od przeszłości.
Jestem od Gospodarza młodszy o około półtorej dekady. Lata 80. i transformację gospodarczą pamiętam z perspektywy dziecka; antyglobaliści w Seattle roku byli dla mnie jeszcze oszołomami i nie rozumiałem przeciwko czemu protestują. To przyszło później, gdzieś w trakcie wojny w Iraku. Ostatecznym triggerem było jednak Knights of the Old Republic i zastanowienie się nad źródłem i konsekwencjami tego, że na wszystkich planetach mamy biura tych samych firm, a reszta to był tylko koloryt.
Mimo różnicy wieku, pewne elementy układu odniesienia były dla mnie chyba dość podobne, jak u Gospodarza, nawet jeśli przesunięte w czasie. I brak rozczarowania prawicą i kościołem (może to doświadczenie dziecka niechodzącego na religię w latach 90.), i niepokój związany z globalizacją, i zagrożenia internetowe.
Różnicą było chyba mniejsze zdziwienie wydarzeniami po 2015 roku. One oczywiście poruszają i trudno się pogodzić z polityką PiS czy Trumpa, ale od lat przestałem spodziewać się czegokolwiek dobrego.
W przyszłość patrzę więc z lękiem. W skali lokalnej obawiam się polexitu i uwięzienia w brunatnej nie tylko węglem Polsce. W skali światowej bardziej niż Chin obawiam się chaosu w rodzaju wojny 30-letniej. Nie widzę wyjścia z problemów klimatu.
Middle millenial here.
Nie mam dobrych wieści, mój ogląd na świat jest skrajnie pesymistyczny – lepsze jutro było wczoraj, bal na Titanicu, cyberpunk, itd itd.
@korposki
Myślę, że z cyberkorpami i innymi korpami nie da się już wygrać. Nierówność w dostępie do kapitału, w dostępie do informacji, w dystrybucji informacji, w dostępie do ośrodków decyzyjnych i do polityków jest tak duża, że korposki znalazły się poza naszym zasięgiem. Zresztą, kryzys 2008 pokazał, że nawet przy fuckupie o globalnej skali korposkom właściwie nic nie grozi. Rządy pogrożą palcem, naoliwią system hajsem, jakiś EVP dostanie zawiasy. Adam Curtis gadał o tym wielokrotnie na tle archiwaliów BBC – właściwym ośrodkiem decyzyjnym stały się korporacje, szarpane swoimi własnymi problemami – przerośnię†ymi strukturami, brakiem debaty wewnętrznej, nastawieniem na krótkoterminowy zysk.
Równocześnie cyberkorposki absolutnie rozsadzają naszą dotychczasową kulturę. Debata przeniosła się na Twitter, na których 240 znaków pozwala na wyrażenie oburzenia i/lub rzuceniem złośliwością, ale właściwie nic poza tym. YouTube przynajmniej pozwala na upload wykładów, albo i nawet całych kursów z zagranicznych uczelni. Ale hej, to nudne, jakieś gadające głowy, jest TikTok, naszą debatę przejmą tancerze i różne śmieszki. Sieci społecznościowe ewoluują w stronę obsługi coraz prostszych emocji i myśli. Co z punktu widzenia biznesowego jest zrozumiałe, ale dla kultury jako-takiej jest zabójcze.
@Faszyści
Pandemia unaoczniła jedną rzecz – absolutny kryzys przywództwa zachodnich demokracji i to niezależnie, czy w wydaniu okołofaszystowskim jak Trump, PiS czy Orban, czy w wydaniu cywilizowanym, jak Belgia czy Niemcy. Wszyscy mają problemy z oszacowaniem najbliższej przyszłości, wszystkim sytuacja raz po raz wyrywa się spod kontroli, wszyscy mają problemy z zaopatrzeniem instytucji państwowych. Oczywiście wiem, skąd się to wzięło, 40 lat neoliberalizmu, 38 filmów o tym nakręciłem.
Oczywiście, że faszyści mają się coraz lepiej i będą mieli się coraz lepiej. Faszyzm doskonale odnajduje się we współczesnym świecie: udziela prostych, zrozumiałych odpowiedzi, podaje NARRACJĘ, którą daje się opowiedzieć właściwie wszystko, od krachów giełdowych po rosnące ceny nabiału i obsadę seriali na Netflixie. Dostajemy więc wieczną propagandę sukcesu, wojnę kulturową, stos teorii spiskowych i coraz dalsze oderwanie od problemów. Ale hej – ludzie nie są racjonalni i myślę, że wolą żyć w świecie, w którym znają swoje miejsce i który jest objaśniony, nawet przy pomocy kłamstw. Lepiej tak, niż żyć w świecie, w którym trwa ciągła walka i gaszenie pożarów i w którym wszyscy gadają, że świat się i tak zaraz skończy.
Poza tym – co w zamian? Pozbawione jakichkolwiek właściwości centrowe elity? Lewica? 40 lat wolnorynkowej propagandy, a potem okołofaszystowskiej propagandy zrobiło swoje. Lewica nie dostanie szansy w najbliższym czasie.
Czeka nas degradacja państwa do operetkowych regulatorów terytoriów, z jednej strony nad wyraz groźnych dla mniejszości, które aktualnie są wrogiem narracji, a z drugiej strony niezwykle miękkich i słabych wobec prawdziwych globalnych problemów – korporacji, pandemii, globalnego ocieplenia.
@korposki versus faszyści
Można usiąść z popcornem. Korposki chwilowo przykręcają śrubę faszystom, bo nie ma sensu jeszcze grać przeciwko państwom. Sprawy się uspokoją, to śruba zostanie poluzowana. Albo dla odmiany podbiją zasięgi jakimś dźwigom, dla których wszystko jest burżuazyjne, opresyjne i tylko kantony anarchosyndykalistyczne są odpowiedzią.
@globalne ocieplenie i katastrofa ekologiczna
Oczywiście zapowiedziana góra lodowa. Już teraz realizujemy najbardziej pesymistyczny scenariusz, do tego mamy kilka mechanizmów pod ręką, które znacznie mogą przyspieszyć sprawy – CO2 i metan z lodowców, klatraty metanu w oceanach. Człowiek już teraz niszczy CAŁE ekosystemy (cytując za Davidem Attenborough). Już teraz wzrost globalnej temperatury o 3 stopnie jest właściwie pewnością i minimum, w które możemy celować. Myślę, że raczej nie wycelujemy.
@koniec świata
Ulubieniec wszystkich Mark Fisher bardzo często przywoływał film „Ludzkie Dzieci” jako obraz trwania w kryzysie. Myślę, że taki będzie klimat naszego końca świata. Degeneracja państwa, co za tym idzie, spadek parametrów obsługiwanych przez państwo – zdrowia publicznego, edukacji, infrastruktury. Coraz częściej będą nas dotykać zupełnie podstawowe problemy – brak dostępu do wody, problemy z energią elektryczną, drożejąca żywność i coraz uboższa dieta.
Do tego czekają nas też fale uchodźców klimatycznych. Niestety obawiam się, że czeka nas model Festung Europa i większość z nich po prostu utonie w morzu. Mam na myśli – miliony. I wszyscy uznają to za konieczność dziejową.
Wyobraźmy sobie lato w Piotrkowie Trybunalskim, 30 dzień suszy, wodę dowożą beczkowozy, problemy z kanalizacją, prąd jest wieczorem na 3 godziny. Ulice zaczynają patrolować różne towarzystwa strzelectwa sportowego, oczywiście w obronie polskich kobiet przed najeźdźcami z Afryki, którzy jakimś okrężnym szlakiem będą starali się dobić do Europy. Rząd powie, że jest super, że Polska powinna być biała.
Do tego kilka ośrodków bogactwa, ładnych i błyszczących, w którym średnie zarobki będą kilkakrotnie przewyższać średnie zarobki poza ośrodkami (Moskwa, Dolina Krzemowa, Mordor, London City itd). Będzie to okupione pracą na granicy wytrzymałości nerwowej. No ale albo to, albo lato w Piotrkowie Trybunalskim.
@Chiny
Chiny rzeczywiście wydają się najlepiej przygotowane do walki z nadchodzącymi problemami. Ale po pierwsze – jest to budowane w oparciu o mentalność nie do przełknięcia dla współczesnego człowieka zachodu. Po drugie – nie bardzo wierzę w rozwój naukowy Chin, na razie stawiają sobie najszybsze komputery, ale chyba nie mają ich o co pytać. Po prostu nie mają dyskursu naukowego. Oczywiście wiem, że to Chiny, i co to szkodzi skoszarować 10 milionów naukowców w jakiejś zamkniętej strefie wolnego słowa. Państwo już robiło strefy gospodarcze, więc może zrobią sobie też strefy naukowe. Zobaczymy.
@nadzieja
Nadzieję dostrzegam w GenZ. I to nawet nie w nich samych, ale w kulturze Genz, którzy mają zupełnie wywalone na złote cielne poprzednich generacji – na międzynarodowe firmy gen-x’ów i jakieś wojny kulturowe mojego miernego pokolenia. Już teraz genz pokazały, że potrafią zupełnie przejąć całą uwagę (Strajk Kobiet na przykład). Liczę, że będą potrafili to robić dalej i będą w stanie wygrać walkę o narrację. Obawiam się, że jeszcze następne pokolenie już nie będzie miało takiej okazji.
Tyle. Ciesz się tym co masz. Nie planuj za dużo. Dowiaduj się jak najwięcej o świecie, bo to ostatnia taka okazja. Robiąc dzieci skazujesz je na życie gorsze od swojego.
@Jenny Sevitch
” nigdy nie doszedłem do wniosku”
W kwestii formalnej, LUDZIE CZY WY SIĘ UWZIĘLIŚCIE ŻEBYM MISGENDEROWAŁ?
„Co, jeżeli to przebiegunowanie sprawi, że moja znajomość angielskiego oraz doświadczenie pracy w kulturze zachodniej okażą się w pewnym momencie bezużyteczne?”
Śpieszę z dobrą (?) wiadomością. Rok 1989 kompletnie przewalił moje wyobrażenia o przyszłości, ale porządne uniwersyteckie wykształcenie daje elastyczność. Najcenniejsza rzecz, której się nauczyłem na swoich studiach, to umiejętność korzystania z papierowej biblioteki. W dzisiejszych czasach to niby jest przestarzałe, ale na własne oczy widziałem (oraz widuję czasem w komciach na tym blogu) ludzi, którzy potrafią tylko wpisać słowa kluczowe do gugla… i dalej ani be ani me. A oczywiście w dzisiejszych czasach wyszukiwanie jest tak zaspamowane wypozycjonowanymi linkami, że życzę powodzenia komuś, kto by chciał się o tych gibelinach i gwelfach dowiedzieć czegoś więcej, niż hasło w polskiej wiki.
Więc jeśli jesteś po jakimś porządnym wydziale porządnej uczelni, Dasz Sobie Radę nawet po tototalnym przebranżowieniu (typu „z chemika dziennikarzem”).
@WO
„Dla mnie to arcboleśnie arcyproste. Polska prawica ma zamordyzm w swoim DNA.”
Co jest o tyle smutne i tym bardziej niebezpieczne, że polscy demokraci, raczej w DNA mają „terapię szokową” i coś w stylu, że „głupi lud nie może się sam rządzić” niż demokrację.
@krzloj
„Co jest o tyle smutne i tym bardziej niebezpieczne, że polscy demokraci, raczej w DNA mają „terapię szokową” i coś w stylu, że „głupi lud nie może się sam rządzić” niż demokrację.”
Książka Leszczyńskiego (jak już pod poprzednią notką zauważył kol. Unikod) to w sposób rewelacyjny wręcz Wyjaśnia. Ogólnie Się Poleca.
Jestem trochę młodszy niż Gospodarz, tak gdzieś z niedookreślonego okresu przejściowego między Generation X, a Millenialsami/Generation Y. Przyszłość widzę w nader ponurych barwach, chyba jak nigdy dotąd.
Primo, świat zrobił się cholernie nieprzewidywalny. Tu lekturą obowiązkową jest wywiad Sroczyńskiego z Konstantym Gebertem: link to next.gazeta.pl Wyrośnięcie Chin na jednego z dużych graczy wcale nie wróży światu dobrze. Autorytaryzm rozlewa się na całym świecie, i to także w krajach unijnych (vide ostatnie posunięcia ministra spraw wewnętrznych Francji: link to krytykapolityczna.pl ). Korposy są ponadpaństwowymi molochami, które coraz trudniej jest w jakikolwiek sposób regulować i kontrolować. Globalne ocieplenie już daje katastroficzne skutki, odczuwalne w wielu miejscach globu, mniej lub bardziej pośrednio także u nas. Ogólnie, jak to kiedyś napisał Pisarz ze Szczecina, już żyjemy w cyberpunku, po prostu nie zauważyliśmy jak nadszedł.
Secundo, lokalnie jesteśmy w kiepskim miejscu – Polska ma do wyboru tylko Europę albo Moskwę, a niestety ostatnie lata to dryfowanie w raczej nie w tę dobrą stronę. Mieliśmy tu kiedyś dyskusję na temat emigrowania i zdroworozsądkowo, to jak napisał Awal – sensownie byłoby wyjechać na Zachód póki jeszcze można. Nie mam na to cojones, z różnych względów – spędziłem lata poza krajem mieszkając w różnych miejscach, więc wiem że się do tego nie nadaję. Do tego dochodzi pogłębiająca się za obecnych rządów przaśność i zaściankowość naszego kraju (dobre informacje o szczepionkach po polsku można znaleźć na stronie FDA, na stronie polskiego Ministerstwa Zdrowia znajdziemy modlitwę do ducha świętego o uzdrowienie). Dzisiejsza mapka z Airly i znakomity tytuł „Polska rurą wydechową Europy” pokazuje gdzie jesteśmy w temacie czystego powietrza. Mógłbym tak długo wymieniać – jest źle, a kierunek zmian wskazuje że będzie jeszcze gorzej i oby nie skończyło się to drugą Ukrainą lub drugą Białorusią.
Podsumowując, w pierwszej dekadzie tego milenium byłem optymistą – dołączyliśmy do zjednoczonej Europy i cywilizowanego świata, technologie i internet dadzą nam lepszy komfort i zrozumienie świata, w Polsce robi się coraz dostatniej, jest świetnie, będzie jeszcze lepiej (naiwne, wiem, ale tak było). W tej dekadzie mam nieustające odczucie, że lepiej już było i teraz pozostaje się modlić do dowolnie wybranego pomniejszego bóstwa o to, żeby było po prostu gorzej, a nie tragicznie, zarówno lokalnie, jak i globalnie.
Trochę chaotycznie to brzmi, bo wiele wątków mi się w tym splata, ale jak ktoś by chciał, to mogę doprecyzować co miałem na myśli lub spróbować uzasadnić dlaczego coś postrzegam tak, a nie inaczej.
@TPTP
„… sensownie byłoby wyjechać na Zachód póki jeszcze można…”
Czytając zawżdy unijny raporcik dotyczący alternatywnych źródeł energii (w sensie innych niż węgiel) i nadchodzącą katastrofę klimatyczną to bym celował w północną część Zachodu.
@wo
„Ale nigdy nie myślałem, że [cyberkorpy] zrobią to prezydentowi USA – wyobrażałem sobie, że prezydenci zawsze już będą „ich”, a Big Tech będzie żyć w symbiozie ze skrajną prawicą”
Big Tech i prawica – ależ tu nie ma żadnej dychotomii! Cyberkorpy tolerowały prawicowy bełkot, a prawica pozwalała się cyberkorpom paść w nieskończoność. Założę się, że jedna strona szantażowała drugą a to regulacjami i rozbiciem monopoli, a to włoskim strajkiem (rygorystycznym przestrzeganiem martwych na co dzień regulaminów, co poskutkowałoby wyciągnięciem wtyczki prawicowym świrom i hejterom). Nie dajmy się nabrać na mit, że Facebook jest fajny, bo na jego czele stoi Uśmiechnięty Koleś. Owszem pan uśmiechnięty rzuci groszem na biedne dzieci i umie nawijać makaron na uszy, ale dla niego liczą się zyski z hejtu i fejków, w dupie ma interes społeczny.
Trump idealnie wpasował się w ten układ, w końcu obniżył bogaczom z Doliny Krzemowej podatki (abstrahując już od tego, że media – elektoroniczne czy nie – miały na nim dosłownie złote żniwa). Te dwa byty, prawica i Big Tech – żyły (i żyją!) ze sobą w symbiozie. Że w końcu wyciągnęli Trumpowi wtyczkę? No tak – ale dopiero pod koniec jego prezydentury, kiedy wzywał do buntu, zaczął wywracać stolik i zagrażać status quo, to zresztą wyglądało trochę jak wytrącenie broni człowiekowi, który co prawda ma na nią pozwolenie, ale szykuje mass shooting. Zresztą nie zrobili tego sami – jestem pewien, że była to operacja zaaprobowana przez elity i wielki biznes, które przestraszyły się zabójczego dla nich chaosu i podburzania do rewolucji (6 stycznia Trump przestał być dla nich „fajnym gościem” i „dobrym wujkiem”, stał się zagrożeniem). Przez lata cyberkorpy go tolerowały, bo przynosił twitterom wagony forsy, podobnie jak rozmaici siewcy teorii spiskowych.
Już poza wszystkim konto „Real Donald Trump” nie jest świętą krową; jeśli łamie regulamin portalu, to ten ma prawo go wyprosić – i nieważne, czy jest bezdomnym z Wietnamu, czy sułtanem Brunei. Jeśli Biały Dom jest teraz w szoku że och, ojej, skandal, jak tak można, to sam jest sobie winien – dlaczego używał komunikatora prywatnej firmy do komunikacji ze społeczeństwem? Do tego służą kanały oficjalne, a nie jakiś portalik prowadzony przez nie wiadomo kogo i mogący wywalić kogo chce. Zresztą fakt, że wolność słowa spektakularnie dostała w ryj (i być może utoruje ścieżkę dalszym tego typu działaniom), osobiście niezmiernie mnie cieszy. Tam, gdzie nie ma cenzury i panuje wolność słowa, tam pojawiają się rasizm, nawoływanie do ludobójstwa, dziecięca pornografia, filmy z egzekucji, podżeganie do zbrodni, instrukcje budowy bomb i reklamy pompek do penisa. Widać, ze nie uczymy się na błędach, bo wolność słowa była testowana w praktyce już bardzo dawno temu – i wyszedł z tego „Der Sturmer” (owszem, dzisiejsze mutacje „Der Sturmera” nie mogą być wydawane na papierze, ale już po internetach hulają w najlepsze).
@Piotrek Markowicz
„Pandemia unaoczniła jedną rzecz – absolutny kryzys przywództwa zachodnich demokracji i to niezależnie, czy w wydaniu okołofaszystowskim jak Trump, PiS czy Orban, czy w wydaniu cywilizowanym, jak Belgia czy Niemcy.”
Jest to dosyć szokujące, że Zachód sobie o wiele gorzej radzi z pandemią niż choćby kraje azjatyckie. Jest triumf nauki, bo szczepionki, ale już organizacja szczepień leży, poza wyjątkami, praktycznie wszędzie. Oczywiście to jeszcze nie koniec i daleka droga przed nami, a prawdziwy impact poznamy gdy będziemy znali ile nadmiarowych śmierci było w poszczególnych krajach i jakie straty gospodarcze poniosły. Na gorąco to jednak wygląda jak kompromitacja.
@wo
„Ogólnie Się Poleca.”
Nieśmiało zapytam czy będzie jakaś notka? Już chyba wszyscy przeczytali lewackie prezenty spod pogańskiej choinki? Dyskusji jednak poza wzmiankami tu i tam nie ma.
„Już chyba wszyscy przeczytali lewackie prezenty spod pogańskiej choinki?”
Ej no. Dopiero do mnie jedzie. Może tak w lutym notka?
@bantus
„Jest to dosyć szokujące, że Zachód sobie o wiele gorzej radzi z pandemią niż choćby kraje azjatyckie. Jest triumf nauki, bo szczepionki”
Przy czym warto zaznaczyć, że z pandemią kraje rządzone silną ręką jak USA, Rosja, Iran czy Polska radzą sobie gorzej od tych deliberatywnych do bólu Niemiec, rzekomo wiecznie przepraszającej Kanady, czy Finlandii. Pandemia moim zdaniem dowiodła słabości tych wszystkich watażków, a pokazała sprawczość zaufania społecznego, którego silna ręka nie wytworzy.
Nie podzielam pesymizmu ani gospodarza ani komentatorów. Może właśnie z powodu bagażu doświadczeń chociaż też jestem o pokolenie młodszy (no może nieco mniej). Przyznam ze z rzeczy ostatnio przeczytanych najbliższe są mi książki Georga Friedmana „The Storm Before the Calm…” i „Flashpoints…” obie umiarkowanie optymistyczne. Choć ta o USA zauważalnie lepsza. Jeśli pandemia pokazała nam cokolwiek to zaskakującą odporność systemów demokratycznych. Przecież w teorii Macron, Merkel powinni być na ostatnich nogach a ich kraje drżeć w posadach. Tymczasem ofiarą pandemii padł Trump pozornie najlepiej przygotowany do czerpania z niej korzyści. Owszem Polska nie doczekała się przełomu na jaki wszyscy czekali (praktycznie co miesiąc słyszymy że po tym PiS się już nie podniesie) ale też nie mamy do czynienia z katastrofą. A być może pandemia skutecznie zdetonowała niektóre z kryzysów czyhające za rogiem. W dodatku mam wrażenie że jesteśmy zdecydowanie bliżej wzięcia cyberkorpów za twarz niż kiedykolwiek wcześniej.
Pozostaje globalne ocieplenie. Ale przecież daliśmy radę z dziurą ozonową a pół wieku temu mieliśmy wymrzeć z głodu a potem przyszedł Norman Borlaug i kazał potrzymać piwo…
Też pozwolę sobie na odrobinę optymizmu.
1. Cyberkorpom z różnych powodów (bo miejscowy dyktator nie zablokował czy bo moja stara nie ma tam konta) jednak jakaś konkurencja chyba rośnie. Ba, niektórym urzędom antymonopolowym nie podoba się to, że fb poprzejmował te różne whats-upy. W interesie megakorpów jest też zwalczanie co większych wyskoków rasizmu (bo, produktywność może ucierpieć, kiedy pracownicy zamiast grzecznie kręcić kołowrotkami, starają się wysadzić w biurze bombę, żeby ostatecznie rozwiązać problem współpracowników z jakiegoś powodu innych).
2. Pandemia pokazała też miałkość zarówno naszej rodzimej prawicy, która w odpowiedzi zaczęła dręczyć i pałować coraz szersze grupy wyborcze, co poskutkuje trwałą niechęcią, jak i liberałów, którzy doprowadzili swoją wizję do logicznej konkluzji, w myśl której przy okazji pandemii, to tak w zasadzie każdy powinien każdego pozwać o odszkodowanie.
3. W zakresie zmian klimatycznych też chyba jednak zwiększa się udział pomysłów realnych w stylu „Green Public Procurement” kosztem pomysłów naiwnych w stylu „kupuj w lokalnym sklepie”. Owszem, możliwe że za mało i za późno, ale kierunek chyba jednak właściwy. Do tego genZety nie mają ochoty rozkręcać PKBowego kołowrotka, doceniając realny work-life balance, a nie taki w appce.
Powyższe oczywiście nie zmienia tego, że teraz jest nieciekawie.
Putin przegrał, najdotkliwiej na Kaukazie. Okazuje się, że rosyjski sprzęt za grube hajsy, którym dysponowała Armenia jest nic nie wart w starciu z dużo tańszymi dronami. Turcja wysłała do Azerbejdżanu swoje wojska, co oznacza, że obok południowej granicy Rosji stacjonują żołnierze NATO. Białoruś jest dla Rosji przegrana, bo chociaż Łukaszenko zachował stołek, Białorusini odkryli, że nie są Rosjanami, a ich kraj nie musi być rosyjskim obwodem. Z polskiej perspektywy upadek Rosji cieszy. Z perspektywy Armenii jest gorzej niż źle. Sukcesy Turcji zapewne bardzo niepokoją też Grecję.
Drugim przegranym jest pogrążona w stagnacji UE. Rola Unii w konflikcie ormiańsko-azerskim była zerowa, Białoruś nie dostała sensownej oferty. Nawet Macedonia Północna, mimo rozwiązania konfliktu z Grecją, odbija się od brukselskich drzwi, bo coś się nie podoba a to Francji, a to Bułgarii. Zamiast zająć się przyszłością, dyplomaci unijni uwikłali się w gierki z Brytanią. Swoją drogą sam Brexit akurat może mieć pozytywny skutek, powinien odstraszać potencjalnych następców.
W Polsce niby ateizacja postępuje, a strajk kobiet pokazał, że młodsze pokolenia nie są tak bardzo skrzywione konserwatywnie jak mogłoby się wydawać. Tylko to nic nie znaczy, bo rządzi nami banda starych dziadów i nie widać sensownych następców. Mogliśmy sobie dyskutować na temat stężenia konserwatyzmu w poglądach Hołowni, dopóki Hołownia do swego ruchu nie zaczął brać spadów z PO umoczonych w aferze reprywatyzacyjnej. Teraz już nie ma o czym dyskutować. Widać w tym kraju nie da się wybić bez podpisania cyrografu z mafią. Zandberg w Sejmie okazał się być gwiazdą jednego przeboju, a lewica po przegranej Biedronia gdzieś się zawieruszyła. Nawet pomimo tak sprzyjających okoliczności jak fala lewicujących protestów przetaczająca się przez kraj.
Poza tym to niesamowite jak wielkie pieniądze potrafią ładować korposy w reklamy z udziałem internetowych celebrytów przy jednoczesnym cięciu wydatków na pracownikach. Niestety, obawiam się, że to będzie postępować. Pogrążą nas kolejne Ubery prekaryzującę pracę, nawet jeśli będą przynosić straty.
@bantus
„Jest to dosyć szokujące, że Zachód sobie o wiele gorzej radzi z pandemią niż choćby kraje azjatyckie. Jest triumf nauki, bo szczepionki”
Nie ma w tym niczego szokującego. Wietnam, Korea, Chiny – to wszystko kraje o wysokim współczynniku spójności społecznej. Tam liczy się dobro wspólne, dlatego ludzie podchodzą poważnie do zaleceń i zakazów. W Stanach czy w Bolandzie są tacy, którzy podpalą miasto żeby ogrzać sobie ręce – tam nie (albo się dobrze ukrywają). Jeśli władza każe nosić maski i się szczepić – nie ma dyskusji. Jak partia zabrania powtarzania teorii spiskowych (np. o „fałszywej plandemii”, „kagańcach” i zabójczych szczepionkach), to nikt się nie odezwie. Nawet nie tyle ze strachu, co z poczucia odpowiedzialności. I teraz najlepsze: nie wynika to z jakiegoś innego DNA Chińczyków, tylko z tego, że promuje się tam inne wartości. Pod poprzednią notką napisałem o dwóch strategiach przetrwania (kolektywistycznej i indywidualistycznej). W przeoranych neolibem Stanach czy w Bolandzie, w warunkach kryzysu ludzi zainteresuje strategia indywidualnego przetrwania – wówczas następuje rozpad więzi społecznych, armageddon w konsekwencji walka wszystkich ze wszystkimi.
A wracając do tematu notki – co będzie w przyszłości? Obecna pandemia to tylko próbka prawdziwego kryzysu, z którym przyjdzie nam się zmierzyć, gdy zmiany klimatyczne walną nas maczugą w łeb. Choć teoretycznie mogłyby być powody do optymizmu (o czym dalej), to politycznie jestem pesymistą co do przyszłości, przynajmniej jeśli chodzi o przeorany przez liberalną mentalność świat zachodu (szczególnie anglojęzyczny) i Bolandę. Ktoś wyżej wspomniał, że czeka nas latynoamerykanizacja – czyli gigantyczny dobrobyt dla nielicznych magnatów i favele dla reszty. Ja też uważam, że przyszłą historię świata pisze Meksyk i Brazylia (kolekcjonujące polityków i media nieliczne elity manipulujące plebsem dla własnych interesów). Tak jest to zresztą przedstawiane w utopiach w popkulturze; utopie rzadko mówią o totalitaryzmie w stylu północnokoreańskim czy Mad Maxie w rodzaju Somalii – to zawsze jest coś pomiędzy Hondurasem a Ukrainą, gdzie na papierze masz demokrację, wolność mediów i praca człowieka, a w rzeczywistości zza kotary rządzą Don Kołomojski i El Patron Achmetov. Naturalnie pełny portfel nie zapewnia dożywotniej władzy, więc rządy oligarchii będą przeplatane okresowym dochodzeniem do władzy populistów rodzaju Leppera, Chaveza czy Kaczyńskiego (w rzadkich chwilach, kiedy wykluczeni odkryją że ich głos ma znaczenie i akurat nikt nie sfałszuje wyborów) lub zamordystów w rodzaju Putina pod hasłami redystrybucji. Ale i z nimi elity się dogadają, postulowana przez populistów i dyktatorów redystrybucja będzie pozorowana – w końcu nikomu nie zależy na prawdziwej rewolucji społecznej. Dobrze to pokazał przykład rzekomo antysystemowego Trumpa, który w rzeczywistości obniżał podatki swoim kolegom biznesmenom. Świat niby pędzi do przodu, a tak naprawdę od wieków nie zmienia się nic: zwykłym ludiom jak zwykle wciśnie się głodne kawałki, jakieś blablabla o godności, wskaże się kozła ofiarnego do pogromów, ktoś tam wyląduje w więzieniu, a elity zachowają status quo.
A teraz czas na optymizm! Żeby nie było tak smutno, cofnijmy się parę dekad wstecz. Że nawet w najgorszych warunkach i z najbardziej koszmarnym kryzysem można sobie poradzić – pokazała spalona do gołej ziemi Japonia. W momencie kapitulacji większość japońskich miast leżała w gruzach – nie mówię tylko o Hiroszimie, takich przypadków były dziesiątki, z wyludnionym Tokio na czele. Dla ludzi zawalił się świat, masy uciekały na prowincję, na ulicach miast ustawiały się kilometrowe kolejki do jadłodajni po zupę. Przepis na Mad Maxa? Jednak nie – kraj odbudowano, i to w oszałamiającym tempie. Ktoś powie: i co z tego? U nas w Polsce też odbudowano Warszawę, w Niemczech odbudowano Drezno, a w ZSRR Stalingrad. Tyle że Japończycy mieli pod górkę, bo mieszkają w kraju, w którym są same skały, ale pozbawione surowców, za to trzęsień ziemi jest aż nadto, jest ogromne zagęszczenie ludności, ale nie ma za bardzo miejsca pod zabudowę. U nas postawisz parę cegieł czy gierkowską płytę i już możesz mieszkać. Tam nie było to takie proste, a koszt odbudowy japońskich miast był per saldo dużo wyższy. Jednak Japończycy dali radę, a o wiele mniej przecież zniszczone Filipiny (również leżące w strefie wpływów Stanów Zjednoczonych!) odbudowywały się długo i w bólach – slumsy w Manili, najniebezpieczniejsze w całej Azji, straszą do dziś. Dlatego myślę, że NAWET ze zmianami klimatycznymi (i związanym z nimi np. upadkiem rolnictwa) teoretycznie jesteśmy sobie w stanie poradzić. Zaadaptować się. Wszystko zależy od poziomu solidaryzmu, czytaj spójności społecznej. Jeśli jej poziom będzie taki jak w powojennej Japonii, to raczej nie mamy się czego obawiać – bezie biednie, ale da się żyć. Jeśli zaś będzie taki jak w Ameryce Południowej, to cóż – ludzie z konieczności nastawią się na indywidualną strategię przetrwania i czekają nas rządy oligarchów, wstrząsy społeczne, nieliczne pałace otoczone drutem kolczastym pod napięciem i coraz liczniejsze favele. A w scenariuszu apokaliptycznym – czy aż Mad Max? Raczej drugi Bangladesz niż druga Somalia.
Wcześniej już pisałem że pandemia pokazała, jak ludzie są w stanie stworzyć żywą, ludzką tamę przeciw wirusowi (coś, co wydawało się kompletnie nierealne) – potrzebna jest tylko solidarność społeczna, jak w Wietnamie. Gdy jej zabraknie, to leżymy – czy to z wirusem, czy ze zmianami klimatycznymi, czy z rozwarstwieniem, czy z czymkolwiek. Gdy jej nie ma, mamy samych przegranych, a jedynym zwycięzcą są producenci samochodów sportowych.
@unierad
„Putin przegrał, najdotkliwiej na Kaukazie. Okazuje się, że rosyjski sprzęt za grube hajsy, którym dysponowała Armenia jest nic nie wart w starciu z dużo tańszymi dronami. Turcja wysłała do Azerbejdżanu swoje wojska, co oznacza, że obok południowej granicy Rosji stacjonują żołnierze NATO”
Niestety, ale wygrał. Pomijając już #rapiery – Ormianie nie mieli zintegrowanego systemu OPL, tylko kolekcję zestawów, części nie użytych w Górskim Karabachu a Azerowie umiejętnie wykorzystali propagandowo swoje sukcesy to Putin rozdał ostatecznie karty. To rosyjskie wojska teraz jako ekhm, siły pokojowe pilnują choćby jednej z największych zdobyczy Azerów – lądowego korytarza do Nachiczewania. Turcja też nie zajęła takiej pozycji jakiej by się spodziewała – a już na pewno obecności tureckich sił w regionie nie ma co utożsamiać z siłami NATO, zwłaszcza widząc co Erdogan wyprawia.
Wyczuwalny pesymizm
Szwejk mawiał: jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.
Jestem o te krytyczne kilka lat starszy od naszego gospodarza, i chyba łatwiej mi zrozumieć frustrację pani Applebaum. Też robiłem gały, gdy wydawałoby się światli ludzie, dają się wkręcić w tę pisowską, narodową, trumpowską czy jak ją tam nazwać narrację. No, trochę dostałem kopa, ale, tu muszę trochę podkadzić, ten blogasek mocno złagodził moje osobiste kopenwdupen. Wiele zrozumiałem i zweryfikowałem.
A wracając do Szwejka. Rany! Bierzmy z niego przykład. Trochę optymizmu! To przecież nie wielka wojna światowa! No bo zobaczmy. Biden wygrał, problem klimatyczny jest zauważalny i jednak wiele się w tym kierunku robi, nasza młodzież wyraźnie się ruszyła, pisiory i KK robią bokami, a w moim mieście zwężają ulice i stawiają na tramwaj. Jasne, to wszystko za mało, za wolno, ale niestety tak to już jest. Chciałoby się, żeby to było na pstryk, ale to tak nie działa.
Dam przykład. Deklaracja niepodległości USA to 1776, zniesienie niewolnictwa w tym najbardziej demokratycznym kraju to 1863, a rzeczywiste zniesienie segregacji to dopiero lata 60 XX w. a i tak do ideału daleko, no ale progres jest.
Jasne, trzeba cisnąć, ale nie zapominajmy o szwejkowskiej piwnej filozofii. Może więcej wydamy na piwo, ale zaoszczędzimy na psychotropach.
@monday.night.fever tylko bez stereotypów o azjatyckich robotach i w ogóle nie ładujmy Azjatów do jednego wora. Koreańczycy, przynajmniej pod kątem politycznym są bardzo europejscy.
@monday.night.fever:
Jestem za stary by startować w kategorii wizji przyszłości — skomentuję jedynie te obywatelskie cnoty Azjatów. Czytam sobie bowiem Kerra o Japonii. Kerr, z pochodzenia Amerykanin, przeciwstawia podejścia do społeczeństwa i osoby w obu kulturach. I owszem, pokazuje, że Japonia mistrzowsko potrafi podnieść „średnią”, kosztem amerykańskiej „kreatywności” (Japończyk potrafi i akceptuje bycie przeciętnym). Ale Kerr dostrzega też drugą stronę, czyli niemożność rozwinięcia się ruchów, które mają postulaty obywatelskie, takich jak ruchy feministyczne, czy ekologiczne. Nie potrafię więc, tak jednoznacznie powiedzieć, że model dalekowschodni jest bliższy mojemu sercu niż zachodni.
@WO w notce
„Czy w konflikcie „prawica kontra cyberkorpy” (…)”
Nie ma takiego konfliktu? Korpy z definicji idą po linii najmniejszego oporu i największego zysku. Konto typowi wyłączyli, jak widzieli, że idzie na dno (a korpy widzą takie rzeczy wcześniej, niż zwykli zjadacze ziemniaków). Jak zobaczą najlepsze perspektywy w sprzedawaniu e-drutu kolczastego, to zaczną zmieniać kurs w kierunku otwartego wspierania totalitaryzmów.
Skoro już scenariusz na przyszłość. Konflikty będą między państwami (blokami państw) zamordystycznych – i to nie wokół modeli zamordyzmu. Mam nadzieję wylądować w takim zamordyzmie, który będzie albo łagodzony przez bałagan (najweselszy barakowóz w obozie), albo będzie przynajmniej uważał swoją ludność za zasób strategiczny. Zmiany klimatyczne będą katastrofalne, ale zabijać ludzi będą głównie inni ludzie – najpierw bezczynnością, potem aktywniej: odbieraniem zasobów, na końcu odbieraniem życia celem odebrania zasobów.
@bardzo zły
„zabijać ludzi będą głównie inni ludzie – najpierw bezczynnością, potem aktywniej: odbieraniem zasobów, na końcu odbieraniem życia celem odebrania zasobów…”
…tylko wśród plebsu. Gospodarka niedoboru zaowocuje pogłębieniem nierówności i wykształceniem się warstwy neofeudalnej. Będzie to piekło w favelach i raj w zamkniętych, uprzywilejowanych enklawach, w naszych warunkach będzie to połączenie Mołdawii z Hondurasem. Oczywiście – żeby zachować równowagę, trzeba będzie utrzymywać siły porządkowe (najemników na usługach klasy wyższej) i zbudować państwo quasi-policyjne z minimalnym socjalem: zwykły Kowalski dostanie ten swój przydział soylentu paszowego, żeby nie wziął e-wideł i nie pomaszerował na lokalnego magnata. Nie będziesz musiał harować na polu swego pana tak jak kiedyś, ale pozbawiony pieniędzy nie będziesz miał faktycznej ochrony prawnej, socjalnej ani żadnej innej.
Oczywiście możliwy jest inny scenariusz: @wo recenzował niedawno książkę jakiegoś Chińczyka, który napisał głośne s-f o tym, jak zamordyzm w stylu KPCh może wybawić świat od serioznych kataklizmów (chodziło, zdaje się, o mającą nastąpić za kilkadziesiąt lat inwazję obcych – ale równie dobrze można to odnieść do katastrofy klimatycznej). To, naturalnie, świat bez prawa do prywatności; bezwzględna merytokracja, która wie co robi i nie zawaha się poświęcić paru osób, uciszyć siejących ferment dysydentów i tak dalej, a dojrzałe społeczeństwo podejdzie do tego z wyrozumiałością (no bo wyższa konieczność). Dokładnie tak, jak Chiny AD2020 poradziły sobie z koronawirusem.
Skoro wszyscy to ja też. Zacznę od tego na czym znam się stosunkowo najlepiej. Z klimatem jest bardzo źle, ale na szczęście pojawiło się zielone światełko w tunelu. Pod tym względem wygrana Bidena może być najważniejszym wydarzeniem początku 21 wieku. Jesteśmy w tej chwili w sytuacji, w której czysta energia jest już tańsza niż energia z paliw kopalnych, potężny kapitał zaczął w to inwestować na potęgę. Nie bez powodu Tesla ma większą wartość rynkową niż 9 kolejnych koncerny samochodowych razem wziętych. Właściwy impuls ze strony administracji USA, połączenie wysiłków z UE może i powinno wywołać efekt lawinowy – odchodzenie od węgla w energetyce i ropy w transporcie. Nawet jeśli Demokraci mieliby przegrać w 2024 to lawina ruszy. W roku 2030 nie będzie jeszcze dobrze, ale kierunek będzie nieodwracalny.
Kolejna dobra wiadomość – I proszę to potraktować poważnie, bo źródłem jest Michael Mann, bardzo znany klimatolog, ten od kija hokejowego. Z niezrozumiałego dla mnie powodu modelarze klimatyczni robili podobno szkolny błąd w swoich założeniach dotyczących ewolucji klimatu po zejściu do „net zero” – w zły sposób uwzględniano w modelach wymianę CO2 między atmosferą a oceanem. Nie dotarłem do źródeł, ale zrozumiałem, że w modelach przyjmowano, że ocean/biosfera odbiera określony procent CO2 produkowanego przez człowieka. Jak produkcja spadała do zera, to odbiór też spadał do zera. To założenie doskonale się sprawdza przy wykładniczym wzroście stężenia CO2 w atmosferze, ale jak wzrost ustanie, modele rozbiegają się z prawdziwą fizyką – w rzeczywistości wymiana zależy oczywiście od nadwyżki stężenia CO2 nad równowagową. Kiedy przestaniemy produkować CO2 ocean nadal będzie pobierał CO2 proporcjonalnie do nadwyżki. W związku z tym wzrost temperatury zahamuje i zacznie się cofać bardzo szybko po dojściu do net zero.
Mann więcej nie pisał, ale w pierwszym przybliżeniu wnioski są takie, że zasadniczo, jeżeli w tej chwili biosfera pobiera około połowy emisji, to już redukcja emisji do połowy powinna zatrzymać wzrost stężenia CO2, a zejście z emisją do 10% stanu obecnego powinno już dać nam wystarczająco długi oddech by się wywinąć. Z różnych czytanych przeze mnie opracowań wynika, że redukcja do 90% jest w zasadzie od strony technicznej bezproblemowa.
Oczywiście samo zatrzymanie ocieplenia to tylko warunek konieczny i daleko niewystarczający do zatrzymania globalnej katastrofy ekologiczne. Jałowienie gleb, pogarszanie stosunków wodnych, wycinka lasów w skali globalnej, bardzo szybka strata bioróżnorodności – to sie dzieje nadal, ale globalne ocieplenie jest potężnym wzmacniaczem.
Drugi pozytyw, który może być „game changerem” to zmiany demograficzne w USA. Społeczeństwo jest coraz bardziej kolorowe, wśród młodszych pokoleń Republikanie są dużo mniej popularni. Demokraci wygrali w Georgii. Jeżeli uda im się w końcu odebrać Teksas, to dla Republikanów jest game over. Oczywiście Demokraci to dość luźna koalicja, która w skali europejskiej odpowiadałaby koalicji chadecji z SPD w Niemczech. Ale to przynajmniej są ludzie, którzy słuchają ekspertów i nie zwalczają nauki i nie wierzą w teorie spiskowe z d. wzięte. Z perspektywy historycznej może się okazać, że Trump to był taki ostatni atak przed nieubłaganą klęską. Stalingrad. Nie mam dość śmiałości i optymizmu, by twierdzić, że tak będzie. Ale może tak być.
Po trzecie. Właśnie zmarła babcia mojej żony. 98 lat. Urodziła się w II RP, tuż po wojnie polsko-rosyjskiej. W czasie wojny przeżyła okupację sowiecką i niemiecką. W jej domu mieszkali kolejno oficerowie sowieccy, niemieccy, sowieccy. Jej mąż był zaangażowany w ruch oporu, w jaki sposób to do końca nie wiadomo, w rodzinie jest pielęgnowana historia o pracy dla wywiadu londyńskiego. Brata wywieźli na roboty do Niemiec, ojciec (oficer) uciekł z sowieckiego obozu. Potem 45 lat PRLu.
Dożyła do wolnej Polski i przeżyła w spokoju 30 lat. Trochę perspektywy by się przydało w spojrzeniu na współczesność.
Po czwarte – z pandemią poradziły sobie kraje, które miały wcześniej do czynienia z epidemiami. W Azji południowo wschodniej kilka razy udało się stłumić różne SARSy, ptasie grypy itp. Z tego co czytałem, to np. na Tajwanie przy pierwszych próbach wyglądało to równie źle jak teraz na Zachodzie. Ale się nauczyli, wyciągnęli wnioski przygotowali. No i co by nie mówić SARS-2 jest wyjątkowo trudnym przeciwnikiem. Zarażanie przez bezobjawowych. Bardzo duże opóźnienie między zakażeniem a objawami. Bardzo niska śmiertelność w grupach najbardziej roznoszących, bardzo wysoka wśród ludzi starszych (rozpiętość śmiertelności między dziećmi/młodzieżą a 80-latkami jest 1000-krotna. Ludzie w wieku 15-30 lat kompletnie lekceważą zagrożenia – bo dla nich to jest rzeczywiście minimalne. A jednak są kraje Zachodu, które sobie poradziły. Nowa Zelandia – ta sama uogólniona kultura anglosaska co w UK czy USA, tyle że akurat rządziła lewica. Dali radę wymyślić, że jak kogoś wysyłamy na kwarantannę, to trzeba mu dać środki do życia, żeby nie ukrywał choroby tylko poddał się zaleceniom. Niesłychany komunizm.
Od stron optymistycznych:
Pomimo udawania cyrku Monty Pythona przez rząd, Europa zrobiła mocny krok w kierunku glibalizacji. Wyjscie Brytyjczyków i wygrana Bidena powinny grać na dalszą korzyść EU, w której członkostwo, transfery i inwestycje są najlepszym obecnie ubezpieczeniem na utrzymanie nas w orbicie zachodu. A klub EU wydaje mi się globalnie najlepszym miejscem do życia w XXI wieku.
Nawiązując do Awalowych koncepcji kulturowej przynależności do zachodu i ich geopolitycznego wpływu, widzę 2 pozytywne czynniki:
1. Kultura, czyli filmy, seriale, gry, książki, gdzie ostatnio pomimo braku wsparcia rządu, zagraliśmy w lidze światowej.
2. Bezpośredni wpływ nowej emigracji. To nie tylko cenieni rzemieślnicy czy robotnicy. Stawiam na to, że wystarczy zawołać na korytarzu/open spacie w dowolnym dziale R&D czy instytucie badawczym w starej unii „Którędy do kuchni?” po Polsku, a znajdzie się ktoś kto wskaże drogę. Może w elitach kontakty nie są silne, ale na poziomie LC i MC tak, a jednak opinia elektoratu ma znaczenie.
Także tylko do zmiany rządu, potem z górki na arenie unijnej, powrót do normalności będzie ulgą dla krajów wspólnoty.
No i oczywiście aktywność Gen Z i dynamika zmian globalnie, te obecne autorytarne straszaki mogą sie okazać bardzo niestabilne, zwłaszcza na dłuższą metę.
@sfrustrowany_adiunkt
„Niestety, ale wygrał.”
Co wygrał? Oczywiście, porozumienie było tak skonstruowane, żeby Rosja wyszła z twarzą z całej tej draki. I nic ponadto. Sojusznikiem Putina w tym konflikcie była Armenia, która przegrała wszystko. Z pewnością inni „sojusznicy” Rosji wyciągną z tego lekcje. Znaczący jest fakt, że Rosjanie wielokrotnie powtarzali, że to rosyjskie wojska i tylko rosyjskie będą stacjonować w Azerbejdżanie. Erdogan pokazał, że mówić to oni sobie mogą.
@mw.61
„a w moim mieście zwężają ulice i stawiają na tramwaj”
To chyba wyjątek na miarę Jaworzna. Warszawscy radni cały czas wszelkie pomysły ucywilizowania miasta nazywają „bolszewizmem”.
„Kultura, czyli filmy, seriale, gry, książki, gdzie ostatnio pomimo braku wsparcia rządu, zagraliśmy w lidze światowej.”
Rząd bardzo chętnie ładuje pieniądz w gry.
Jak dla mnie (matura 1991) upadek muru berlińskiego, nieudany pucz Janajewa i zjednoczenie Niemiec były sygnałami, że idziemy w stronę pokoju, dobrobytu spokoju i McDonaldowej kapitalizacji. Zjawiskami burzącymi ten spokój były najpierw wybory 1993 wygrane przez post-PZPR (no jakto-to-takto?) upadek moralny Solidarności (np. strajk pracowników TPSA aby NIE przydzielać akcji pracowniczych pracownikom Poczta Polska) przybicie piątki KK w Polsce z każdym obozem rządzącym, a na świecie wojny w Czeczeni, Kosowo w Europie no i 9/11 z całą otoczką Islam kontra McŚwiat.
Dla mnie stresem jest nie klimat ale nie znana mi przyszłość Europy. Jak patrzę na filmy z lat 60-tych do 80-tych to marzy mi się, aby wtedy mieś obene możliwości i zwiedzać Paryż, alpejskie kurorty, Madryt nietknięty wysypem chińskich pamiątek, tłumów turystów (chwilowo nieaktualne) i ogrodzonych pól elizejskich. Podróże lotnicze bez security check, w zadymionym wnętrzu wąskokadłubowca (się rozmarzyłem).
Nieznana mi przyszłość Europy to kontynent zredukowany to Disneylandu atrakcji turystycznych, gdzie tubylcy sprzedają azjatyckim turystom chińskie pamiątki i dowożą jedzenie z sieciowych restauracji. Bez nowoczesnej gospodarki bo ta to albo w USA (jako Silicon Valley albo kompleks militarno przemysłowy) albo w Chinach. Z gigantyczną luką pokoleniową (spadek ilości urodzeń do poziomu jeden pracujący trójka emerytów). Wyludniająca się. Do tego bliskość Afryki gdzie w takiej Nigerii 170 mln ludzi, gdzie 63% w wieku poniżej 24 lat. Nie wiem jak długo Europa będzie płacić Turcji, Libii, Algierii, Tunezji, ale myślę, że przed nami mocne testowanie pojemności migracyjnej Europy. Oczywiście możemy żartować o narodowcach bijących kobiety w ramach bronienia ich przed agresją imigracji, ale bardziej interesuje mnie jakie priorytety będzie miał Polski rząd z premierem – synem wietnamskich imigrantów i sejmem z 15% Ukraińską reprezentacją (nie hejtuję – wyginam i uelastycznia sobie wyobraźnię – jakoś już nie dziwi kto jest Premierem Irlandii albo Burmistrzem Londynu). Jaką redystrybucję podatków uchwali rząd niemiecki, gdy przyjmie następne kilka milionów niezbyt teutońskich imigrantów? Czy pieniądze pójdą na wzmocnienie wschodniej flanki NATO, czy na programy pomocowe dla Afryki, czy może na wdrożenie dochodu podstawowego? Czy imigranci obecnie gromadzący się na Lampedusie będą tłumnie uczestniczyć w oczekiwaniach na cud Świętego Januarego, a potem wracać do swoich małych pizzerii i kafejek? Co będzie produkować południe Włoch?
Czy zakładamy że afrykańscy imigranci a) założą na greckich wyspach urocze hoteliki, b) zaczną pracować jako kelnerzy i pokojówki w wielkich sieciowych molochach Krety i Rodos, c) będą deportowani na najbardziej bezludną i kamienistą wyspę aby nie zakłócać widoku?
NIe stawiam tych pytań w kontekscie kulturowo-rasowym, ale stricte ekonomicznym. Londyn i Nowy Jork zamieniły imigrację w prosperity, Katar i Emiraty w brutalny wyzysk, a Liban w katastrofę humanitarną. Na to nakłada się automatyzacja pracy (samoobsługowe kasy, automatyzacja procesów księgowych, samoobsługowa bankowość), aż się chce poćwiczyć kondycję na rowerze, wrzucić i wrzucić na Stravę gdzie headhunterskie programy Glovo i Ubereats będą łowiły jak obecnie boty na Linkedin. Jestem pesymistą w tym zakresie, kiedy myślę, czy dociągnę do emerytury jako korpo-menago i czy nie będę zazdrościł mojej mamie emerytury i opieki zdrowotnej, jaką ma teraz, pomimo tego że odkąd zacząłem pracować to karmię ZUS, OFE, PPK i co tam jeszcze się pojawiło.
To czy VI flota Pacyfiku będzie miała gwiazdki na niebieskim czy na czerwonym tle mnie mnie mniej.
@pohjois „Kolejna dobra wiadomość – I proszę to potraktować poważnie, bo źródłem jest Michael Mann, bardzo znany klimatolog, ten od kija hokejowego. Z niezrozumiałego dla mnie powodu modelarze klimatyczni robili podobno szkolny błąd w swoich założeniach”
Kompletnie się na klimacie nie znam, ale trudno mi uwierzyć w szkolne błędy tysięcy ludzi, jeszcze do tego wszystkich na raz. Ale barrdzo bym sie ucieszył, gdyby mialo byc tak dobrze.
@bardzozly „Mam nadzieję wylądować w takim zamordyzmie, który będzie albo łagodzony przez bałagan (najweselszy barakowóz w obozie), albo będzie przynajmniej uważał swoją ludność za zasób strategiczny.”
W wesołym baraku, czyli takiej pisowskiej Polsce turbo jeszcze da się żyć, choć źle (cytując Kuce z Bronksu: jeśli się bardzo nie chce brać udziału [w egzekucji] to nie trzeba. Można jeść to codzienne sianko). Gdzie teoretycznie nie wolno, ale jak się bardzo chce, to można.
Pod tym wyględem bardzo obawiam się Chin, których sukces może zachęcić różne szemrane reżimy do naśladownictwa, a które właśnie pokazują, jak totalnie kontrolować obywateli za pomocą ładnych appek w najnowszych telefonach, dodając do kija tylko troszkę marchewki. No i jeszcze docierają do nas przecieki, jak Chiny traktują „bioróżnorodność” wsród swoich obywateli na przykładzie Ujgurów.
@unierad
„Warszawscy radni cały czas wszelkie pomysły ucywilizowania miasta nazywają „bolszewizmem”.”
Radni to tyle mogą ile sobie pogadają. Gorsze jest to że urząd miasta tak się zabiera do wszelkich inwestycji że nic nigdy nie powstaje (no chyba że metro). Wszystko wskazuje na to że planowo game-changingowy projekt budowy dziesiątek km nowych torów tramwajowych skończy się spektakularną klapą zanim się na dobre zaczął i to nie z powodu braku środków, bo to tylko dupokrytka, tylko zwyczajnej urzędniczej nieudolności. I nic nie powstanie.
A co do tematu. Ameryki nie odkryję, obstawiam narastanie autorytaryzmów, tym szybsze im bardziej będzie brakowało wody i im więcej pontonów będzie forsować Morze Śródziemne. UE pewnie zamieni się w Unię autorytaryzmów, a nie demokracji. I tym bardziej warto by jednak być w środku bo ci poza nią będą zapewne traktowani po prostu wrogo. A w jednym klubie z Moskwą, nawet i bez Putina, bo to chyba jego ostatnie dni, wolałbym się nie znaleźć.
Paradoksem jest że moim zdaniem największa nadzieja na przeciwstawienie się faszyzacji to cyberkorpy. Im odpowiada status quo i bardzo nie chciałyby silnej władzy rządów na istotnych rynkach. Więc z pewnością będą grały na utrzymanie tego co jest, a więc przeciwko faszystom. Co do globalizacji to nikt z przedpiśców nie wspomniał o jednej rzeczy na którą Europa jest zupełnie nie gotowa, na stan w którym to my jesteśmy tanią siłą roboczą a kapitał (a co za tym idzie kadra zarządcza) jest chiński i indyjski. To już się zaczyna i będzie za chwilę big time. Nie jesteśmy psychicznie gotowi na pracę w chińskiej korporacji, co potwierdzi każdy kto słyszał anecdaty o pracy choćby w Hujaweju. A to dopiero początek.
@unierad
„Co wygrał? Oczywiście, porozumienie było tak skonstruowane, żeby Rosja wyszła z twarzą z całej tej draki.”
Wygrał to, że siły rosyjskie będą tam jako „mirotworcy” przez co najmniej pięć lat. W dodatku to realnie tylko siły rosyjskie, Turcy to tylko obserwatorzy i mały kontyngent saperów. mało tego niedawno spotkanie w Moskwie odbyło się bez udziału Turcji. Oczywiście, faktem jest że Ormianie przegrali – ale to właśnie aktywność Moskwy uratowała ich od klęski na całego czyli utraty całego spornego terytorium. Oczywiście, Turcy byli aktywni podczas wojny, są przecież zdjęcia F-16 przebazowanych do Azerbejdżanu, ale też znów – po co Erdogan miałby wszczynać wojnę z Rosją? Od której całkiem niedawno kupił system rakietowy, który uznał za na tyle ważny by porzucić dla niego program F-35?
Gdyby Erdogan prowadził prozachodnią politykę, być może mógłby pozwolić sobie na coś więcej. Ale prowadzi taką a nie inną, i to przesądza także o jego pozycji w regionie.
I bardziej ogólnie: jako młodszy mniej więcej o dekadę od Gospodarza planuję jeszcze dłuższą chwilę pożyć, więc i sporo myślę o przyszłości – głównie Europy, bo nie wyobrażam sobie życia gdzieś indziej.
Politycznie naprawdę trudno jest cokolwiek przewidzieć – pół roku temu byłem pewien, że Łukaszenka upadnie w ciągu miesiąca, tymczasem wciąż się trzyma. Ale kto wie, może upadnie akurat od tego, że właśnie zabrano Białorusi współorganizację mistrzostw w hokeju? Mur berliński upadł wskutek dezorientacji Güntera Schabowskiego. Czasem wystarczy taki kamyk.
Ciekaw jestem, jak będzie wygladała wewnętrzna dynamika UE. Merkel własnie zaczyna odchodzić, wybrany wczoraj na nowego szefa CDU Armin Laschett jest mało porywający i raptem kilka lat młodszy, jak się będzie dogadywać z Francją? I kto tam z kolei będzie rządzic, bo niekoniecznie Macron? Jak sobie poradzą stare zachodnie demokracje z faktem, że tworzenie rzadu coraz częściej okazuje się niemożliwe? Pomijając już spektakularny przykład Izraela (czwarte wybory w ciągu dwóch lat) i chroniczny Belgii, ostatnio podobnie było w Hiszpanii, właśnie rozwijają sie kryzysy rządowe we Wloszech i Holandii. Jak rządzić tak głęboko podzielonymi społeczenstwami? Może trzeba bedzie dopasowac ordynację wyborczą? Pójść w model anglosaski albo przeciwnie, nakazać lepienie Wielkiej Koalicji na wzór szwajcarski?
Zarazem jestem umiarkowanym optymistą. Jak bardzo kapitałowi by się nie podobał model chiński, wystarczy spojrzeć na a)Hongkong AD2021 oraz b)zniknięcie twórcy Alibaby Jacka Ma, żeby nie palić się tak bardzo do jego wdrożenia. Może nawet przestać podobac się samym Chińczykom, ktorzy wbrew stereotypom potrafią się buntować (średnio w ChRL rocznie dochodzi do kilkuset lokalnych buntów i zamieszek) i rząd jest bezpieczny tylko tak długo, jak długo zapewnia masom zauważalną poprawę bytu.
Do tego wierze, ze młodzi nie sa tak odurzeni konsumpcją, wbrew dziaderskim stereotypom znacznie bardziej niż generacja X gotowi do działania na rzecz dobra wspólnego i jakoś powoli wyciagną nas z tego bajzlu. A wertykalne farmy genetycznie modyfikowanych brzoskwiń i sztucznych schaboszczaków nas wyżywią.
@embercadero
„i bez Putina, bo to chyba jego ostatnie dni”
W sensie że nas opuści? A skąd kolega ma taką wiedzę? On nie ma nawet siedemdziesiątki. O Ceaucescu też tak gadali, że może to już, że ostatnio jakiś taki blady, że podobno się przeziębił itd, to jest myślenie życzeniowe. Przy dobrych wiatrach Putin może porządzić jeszcze przez co najmniej dekadę, więc nie podniecałbym się tak. Fidel dożył dziewięćdziesiątki na ten przykład.
@pohjois „W związku z tym wzrost temperatury zahamuje i zacznie się cofać bardzo szybko po dojściu do net zero.”
Nie jestem specjalistą ale też trochę siedziałem w temacie i nie jest to prawdą. To o czym piszesz to fakt, że wcześniej modele skupiały się na mierzeniu wzrost temperatury w odpowiedzi na stałą koncentrację CO2 w atmosferze. Wtedy atmosfera ogrzewa się jeszcze przez jakiś czas ze względu na bezwładność cieplną oceanów.
Natomiast nowsze prace badają co się stanie przy jeśli przestaniemy emitować Co2 do atmosfery (net-zero). Wtedy zawartość CO2 w atmosferze będzie stopniowo spadać, ze względu na to że oceany i częściowo biosfera pochłoną antropogeniczny Co2. Te dwa efekty – pochłanianie Co2 i bezwładność cieplna oceanów się mniej więcej równoważą, więc po ustaniu antropogenicznych emisji Co2 temperatura pozostanie mniej-więcej na tym samym poziomie.
To jest oczywiście tylko jeżeli weźmiemy pod uwagę Co2, emisje metanu i N2O też się dokładają do GO i mają coraz większe znaczenie.
@mnf
„A skąd kolega ma taką wiedzę?”
Wiedzę? Wiedzy na ten temat to nie ma prawie nikt, pewnie z 10 osób na całym świecie. Mam przeczucia bazujące na tym że od jakiegoś czasu widać i czuć gnicie, czego wcześniej nie było. Z tym żebyśmy się zrozumieli: zakładam że po nim będzie ktoś jeszcze gorszy. I czeka nas zimna wojna bis full opcja (nie żeby już teraz praktycznie jej nie było)
@embercadero
Bezpośredni cytat z Manna w Guardianie:
„Using new, more elaborate computer models equipped with an interactive carbon cycle, “what we now understand is that if you stop emitting carbon right now … the oceans start to take up carbon more rapidly,” Mann says. Such ocean storage of CO2 “mostly” offsets the warming effect of the CO2 that still remains in the atmosphere. Thus, the actual lag between halting CO2 emissions and halting temperature rise is not 25 to 30 years, he explains, but “more like three to five years”.
This is “a dramatic change in our understanding” of the climate system that gives humans “more agency”, says Mann. Rather than being locked into decades of inexorably rising temperatures, humans can turn down the heat almost immediately by slashing emissions promptly. “Our destiny is determined by our behavior,” says Mann, a fact he finds “empowering”.
Dla mnie to wygląda na takie bardzo okrągłe i „naukowe” przyznanie, że coś było mocno nie w porządku z pochłanianiem CO2 przez oceany w modelach.
Znając trochę od podszewki jak wyglądają wielkie kody naukowe i jak wygląda ich pielęgnacja – to może być prawdopodobne. Bardzo często kody powstają przez pączkowanie. Ktoś zrobił prosty model, ktoś następny poprawił, ktoś inny poprawił w inny sposób i już mamy dwa modele. Pokolenia kolejnych doktorantów dokładały swoje moduły, bez zaglądania do tych, do których zaglądać nie trzeba. Ktoś dawno temu mógł wpisać do procedury liczącej wymianę gazową pochodną stężenia – bo jakoś mu to ze względów numerycznych pasowało lepiej niż samo stężenie. Dla przyrostu wykładniczego to działa, dla stabilnego poziomu działa. A skoro działało, to nikt nie sprawdzał.
To jest moja spekulacja, bo się sam klimatem nie zajmuję, tylko mniej więcej od 10 lat dość dokładnie śledzę popularnonaukowe blogi w tej dziedzinie.
Ale od zawsze miałem wątpliwość co do bardzo długiego opóźnienia między zatrzymaniem emisji a wyhamowaniem wzrostu – bo niby czemu ocean miałby reagować z takim opóźnieniem?
Takie dziwne błędy się zdarzają w nauce. Najczęściej używany w bioinformatyce program, BLAST (łącznie 170 tys. cytowań w literaturze), używa do wyszukiwania białek w bazach danych macierzy podobieństwa aminokwasów BLOSUM, najczęściej to jest BLOSUM 62. Praca w której tę macierz opisano ma „tylko” 7000 cytowań, bo jest takim standardem, którego się już nie cytuje. W oryginalnej pracy opisującej generowanie tej macierzy jest błąd – algorytm zaimplementowany w programie generującemu macierz BLOSUM nie odpowiada temu opisanemu w publikacji. Błąd wykryto po 15 latach. Macierz wygenerowana poprawnym programem różni się trochę od oryginału, ale co gorsza – daje gorsze wyniki. Dlatego nadal w użyciu jest oryginalna – „błędna” macierz BLOSUM 62.
@next_of_kin
OK – ale skąd miał być stały poziom CO2 w atmosferze po ustaniu emisji? To by oznaczało jeszcze dziwniejszy błąd klimatologów. Rozumiem możliwość przeoczenia błędu w procedurze napisanej 50 lat temu, przez doktoranta, który od tego czasu został wielce szanowanym profesorem i autorytetem w dziedzinie.
Jasne jest, że przy stałym stężeniu CO2 temperatura będzie rosnąć tak długo, aż cały układ się zrównoważy cieplnie. Ale nie rozumiem zakładania nierealistycznego fizycznie scenariusza, że CO2 będzie się utrzymywał sam z siebie w atmosferze na stałym poziomie po ustaniu emisji. Skąd takie scenariusze? Przecież to elementarne rachunki, nawet jeśli obciążone potężnymi niepewnościami.
@pohjois
To jakieś nieporozumienie. To że zmiany pochłaniania dwutlenku węgla oraz ciepła przez oceany kompensują się wzajemnie, co skutkuje stabilizacją globalnej temperatury po wyzerowaniu emisji wiadomo od lat co najmniej kilkunastu*, czego konsekwencją jest np. koncepcja „budżetu węglowego” i to jak ostatecznie sformułowano w 2015 roku zapisy Porozumienia Paryskiego. Jest natomiast prawdą, że przez długi czas, z przyczyn technicznych i historycznych, mitygację zmiany klimatu badano w kontekście stabilizacji koncentracji gazów cieplarnianych w atmosferze, a nie stabilizacji temperatury. Nikt jednak nie zakładał, że CO₂ będzie się utrzymywał „sam z siebie” w atmosferze; konstruując te scenariusze dopasowywano emisje tak by dawały, po uwzględnieniu pochłaniania przez oceany i biosferę, docelowy poziom koncentracji w który celowano.
*) Np. link to agupubs.onlinelibrary.wiley.com
„młodzi nie sa tak odurzeni konsumpcją”
Sądzę, że „odurzenie konsumpcją” to taki sam skierowany w pracujących zwrot jak „roszczeniowi pracownicy”
@DS
Doskonale szare?
@mnf
„Big Tech i prawica – ależ tu nie ma żadnej dychotomii! ”
Też tak długo myślałem, ale wydaje mi się, że obecnie ten opis robi się już anachroniczny. Obawiam się, że przy tej postawie skończysz (albo i ja skończę) z narzędziem poznawczym, które nieźle opisywało świat w latach 2010-2019, kiedy Facebook pomagał wygrać Trumpowi i Farrage’owi, ale zdezaktualizowało się w czasach ZOZO i ZOZI.
@optymizm klimatyczny
Nie jestem żadnym klimatologiem, ale miałem na studiach podstawy teorii sterowania, włącznie z laborkami ze sterowników, czyli jakąśtam wiedzę ogólną o zachowaniu systemów posiadłem. No i widzę, że doprowadzenie klimatu do aktualnej dynamiki zajęło ludzkości co najmniej kilkaset lat zespołowego wysiłku. Więc jeżeli ktoś próbuje mnie przekonać, że w góra kilkanaście lat jesteśmy w stanie tą dynamikę zatrzymać, to ja po prostu nie potrafię w to uwierzyć. To by musiało znaczyć, że stałe czasowe układu są mocno różne, zależnie od kierunku zmian. Owszem, mogę sobie wyobrazić takie systemy specjalnie tak skonstruowane (i to z dużymi ograniczeniami co do ich natury), ale nie w taki naturalny. Mówiąc obrazowo: Nie wierzę, że supertankowiec który rozpędza się do prędkości podróżnej w czasie rzędu godzin, da się wyhamować w 10 sekund. Ani nawet w minutę.
Podsumowując: Katastrofy klimatycznej nie da się zatrzymać, i to powinien być punkt wyjścia do snucia prognoz dotyczących przyszłości.
@cmos
To jest zupełnie inna sytuacja. W analogii z supertankowcem – my cały czas wciskamy cała naprzód a tankowiec przyspiesza. Gdy przestaniemy wciskać cała naprzód przestaniemy przyspieszać. Gdy zmniejszymy do połowa naprzód – prędkość się ustali. Gdy wyłączymy silniki zaczniemy hamować. Tutaj analogia się łamie, bo nie wrócimy do zerowej prędkości, czyli stanu sprzed emisji w skali setek a nawet tysięcy lat, ale wrócimy (raczej nasze wnuki) do CO2 na poziomie około 340 ppm (o ile dobrze pamiętam liczby), i odpowiednio cieplejszego klimatu.
@DS – dzięki za wyjaśnienie. Nadal nie rozumiem założeń przy tych scenariuszach stałego CO2. Dużo lepszym założeniem byłoby przyjęcie scenariuszy określonych stałych poziomów emisji – powiedzmy od 200% obecnego do 10% obecnego. Jak rozumiem, środowisko doszło już do tego pomysłu, w szczególności z poziomem zero net włącznie …
@pohjois
Zdaję sobie sprawę, że moja analogia jest ułomna. Problem z klimatem polega na tym, że uruchomione zostały procesy z dodatnim sprzężeniem zwrotnym, typu topnienie wiecznej zmarzliny, emitujące dodatkowe gazy cieplarniane. Nawet gdybyśmy wyzerowali emisje antropogeniczne, zanim trend się odwróci minie wiele dziesięcioleci.
@pohjois
Robi się (od bardzo dawna) różne scenariusze, takie jak postulujesz też. Scenariusze ze stabilizacją koncentracji CO₂ historycznie wywodzą się z symulacji równowagowych, w których zmieniało się jakiś jeden warunek brzegowy i sprawdzało, co zrobi model. Symulacje takie mają jedną podstawową zaletę: są bardzo łatwe w technicznej implementacji (bo to dosłownie jedna linijka kodu), i nie wymagają obecności cyklu węglowego w modelu. Zresztą nawet dzisiaj, w modelach z cyklem węglowym, większość przeprowadzanych symulacji jest „concentration-driven”, a nie „emission-driven”, czyli zakłada się określoną ewolucję składu atmosfery (w odniesieniu do gazów cieplarnianych o długim okresie przebywania w atmosferze, takich jak CO₂), a emisje potrzebne do otrzymania takiego stanu diagnozuje się post factum. Kolejną kwestią jest to, że zaczynanie od emisji, a nie od koncentracji, prowadzi do większych niepewności, co w wielu zastosowaniach i typach badań z użyciem modeli jest niepożądane i utrudnia porównywanie wyników*.
Jest jeszcze jedna rzecz: z perspektywy lat 90-tych czy wczesnych 2000-tych, z CO₂ na poziomie 360-370 ppm i nadziejami na bardziej zdecydowaną globalną politykę klimatyczną, wyidealizowane scenariusze prowadzące do stabilizacji koncentracji na 450, 500 czy 600 ppm całkiem nieźle, przynajmniej przez pierwsze 100 lat, emulowały sytuację w której ludzkość przeprowadza stopniową redukcję emisji.
*) Nie dotyczy to oczywiście sytuacji, w których bada się *akurat* interakcji klimatu i cyklu węglowego, oraz niepewności w prognozach zmian klimatu.
Czy modelarze klimatyczni przewidzieli, kiedy i gdzie temperatura mokrego termometru osiągnie zakres uniemożliwiający przeżycie homo sapiens?
„Czy modelarze klimatyczni przewidzieli, kiedy i gdzie temperatura mokrego termometru osiągnie zakres uniemożliwiający przeżycie homo sapiens?”
Polecam zerknięcie do dowolnego AR IPPC. Zobaczy Pan, że modelarze klimatyczni i modelarze skutków społecznych skutków zmian klimatu to osobne grupy. Oraz, że ta druga grupa od dawna wskazuje miejsca, które potencjalnie staną się niezdatne do życia (bez dużych infrastruktur do klimatyzacji, wody, jedzenia etc. pracujących 24/7). Ba – są nawet prognozy polityczno-wojskowe o tym o będzie jak płw. indyjski przesunie się w tę stronę.
I oczywiście prognozy społeczne są z większym błędem niż prognozy klimatologiczne, ale nadal nie chciałbym testować najgorszych możliwych scenariuszy z symulacji społecznych.
@cmos
Na szczęście te procesy wynikające z dodatnich sprzężeń są, przynajmniej na razie, jeszcze małe w stosunku do naszych emisji. Jeżeli emisje ustaną, to i te procesy wygasną. Chociaż być może niektóre z nich są już nieodwracalne – czytałem doniesienia, że kilka metrów wzrostu poziomu oceanu mamy zasadniczo zagwarantowane. Ale czy to jest przy założeniu stałego poziomu CO2, i czy te symulacje uwzględniały możliwość osiągnięcia „net zero” w roku 2050 to już nie doczytałem. Ale skoro pojawił się wśród komentujących fachowiec, a nie tylko obserwator, to mógłby się wypowiedzieć dokładniej.
@WO
Jeden z ogromnych atutów tego miejsca, to możliwość dowiedzenia się czegoś ciekawego, merytorycznego od komentujących. Rzadko komentuję, ale czytam od deski do deski (prawie). Głębokie ukłony.
@pohjois
D S jest tutaj na moją prośbę (dziękuję!) bo sam nie wiedziałem jak odnieść się do twierdzenia, że modelarze klimatu nie wiedzieli/błędnie zakładali stałą koncentrację C02 w atmosferze. Nie chciałbym tutaj robić więcej off-topu n.t. szczegółowych skutków GO.
Jak już się odlurkowałem to może w temacie: uważam że wyzwaniem na najbliższe dziesięciolecia będą problemy związane z globalnym ociepleniem, coraz mniejszą dostępnością surowców, wyjaławianiem gleb. „Limits to growth” jest zaskakująco aktualne. Cyberkorpów i potęgi Chin też się boję ale mniej.
Nadzieji upatruję potencjalnym upowszechnieniu wielkoskalowych magazynów energii (bo samo wytworzenie energii z OZE już teraz jest często tańsze niż z konwencjonalnych źródeł), firmach wytwarzających alternatywy mięsa/nabiału typu Beyond Meat i coraz większej świadomości młodego pokolenia, że nadmierna konsumpcja zwyczajnie szkodzi.
@kurczące się zasoby
Czy ktoś może wie, jaki byłby uśredniony poziom życia ludzi, gdyby dostępne zasoby podzielić równo? Czy np. obecny poziom produkcji żywności nie jest i nie będzie (przy wygasającym przyroście naturalnym) wystarczający w przyszłości, problem leży 'tylko’ w jej dystrybucji?
Skoro padło wezwanie do „młodszych” czytelników, to pozwolę sobie również wyłożyć swoją mglistą, acz umiarkowanie optymistyczną wizję.
Jako rocznik 1985 PRL-u zaznałem szczątkowo, za to pamiętam świat bez komórek i netu. Nie żebym tęsknił, ale mam do tego pewien dystans i chyba wciąż jeszcze poradziłbym sobie, gdyby ktoś wyciągnął wtyczkę i trzeba byłoby wrócić do analogu.
Z tym wiąże się trochę mój (chyba jedyny) zarzut do GenZ-etów, z którymi stykam się często np. na uczelni jako wykładowca. Niestety mam wrażenie, że większość jest totalnie wkręcona w elektronikę, sieć, media społecznościowe i wszystko, co tak ściśle kontrolują cyberkorpy. Mam taką ideę fix, że czekam od lat na jakąś subkulturę anty-sieciową, zawsze mi się wydawało, że dominacja tego zjawiska (nazwijmy je w dużym skrócie „osieciowaniem”) powinna wywołać jakiś odruch buntu, ale chyba tak nie jest. Dlatego mam wciąż mieszane uczucia, co do tego, czy można na nich liczyć w kwestii zmiany sytuacji w kraju – z jednej strony są faktycznie cudownie lewicowsi i bardziej laiccy niż starsze pokolenia. Z drugiej strony wydają mi się mało czujni na manipulację z góry (cyberkorpy). Ale nadzieja jakaś jest.
Jeżeli chodzi o politykę wewnętrzną, jestem mimo wszystko umiarkowanym optymistą i uważam, że prędzej czy później obecny obóz dostanie bęcki, pytanie tylko, ile zdąży napsuć do tej pory, obawiam się, że dużo. Odkręcanie tego wszystkiego może zająć lata. No i niestety nie wierzę, że w najbliższym czasie lewica nawet w koalicji, urośnie do znaczącej liczbowo siły w parlamencie, a jej możliwości koalicyjne, przy takim przechyle reszty parlamentu na prawo, są jednak nikłe.
Chyba na najbliższy czas pozostaje praca u podstawi i powolne budowanie kapitału, trochę w takim stylu, jak to się odbywa od ostatnich wyborów (vide hiperaktywne posłanki i posłowie Razem). Chociaż pamiętam, że kiedy Krytyka Polityczna była na niezłej fali, a Sierakowski uchodził za niemalże stratega młodszej frakcji SLD (Kiedy to było? Chyba w pierwszej połowie lat 2000), to też była mowa o pracy u podstaw, która się miała przełożyć na stopniowe budowanie świadomości lewicowej w społeczeństwie i co? Już jakby kilkanaście roczników przeleciało, a słupki poparcia dla szeroko pojętej lewicy nie wystrzeliły. Zdaje się, że jednak postsolidarnościowo-liberalna narracja trzyma się mocno. Gdyby chodziło tylko o dziadersów jedną nogą nad grobem, to jeszcze można by poczekać, aż całkiem stetryczeją, ale przy całej armii buldogów w wieku 40-50 lat, trochę słabo…
A na świecie?
Konfliktem „prawica kontra cyberkorpy” jakoś nie potrafię się wzruszyć , ale jeśli już, to kibicowałbym jednak cyberkoropom, z założeniem, że jak już dojadą prawicę, to ich z kolei dojedzie Unia zeswoimi regulacjami, więc ostatecznie wyjdzie na plus, ale to takie jednak myślenie życzeniowe.
Chin się nie obawiam jako rozsadnika autorytaryzmu, bo jednak ich system wydaje się unikatowo powiązany z kulturą i historią, trochę jak w przypadku ZSRR, ta narracja o emancypacji uciśnionych mas totalitarnymi metodami zawsze miała ograniczony zasięg jednak. Na pewno z takimi zasobami, jakie Chińczycy mają teraz, będzie ich stać na to, żeby odgrywać rolę mocarstwa (inwestycje zagraniczne, armia, surowce itp.) ale nie zbliżą się nawet do takiej hegemonii kulturowej, jaką miała zachodnia, głównie amerykańska, kultura po II wojnie światowej.
A że czasem dadzą ptrzyczka w nos USA, którym „powinniśmy” kibicować jako demokratycznemu mocarstwu? No cóż, przykra spawa, ale to chyba dobrze jednak.
Na „bliższym” wschodzie widzę zmiany – mimo wszystko wierzę w transformację na Białorusi, choć trudno wyrokować o jej tempie. Białorusini mają szansę uniknąć modelu ukraińskiego, czyli otwartego konfliktu z Rosją, bo ponoć nie ma u nich prawie nastrojów antyrosyjskich. To powinno pomóc w przypadku wojny hybrydowej czy informacyjnej.
Natomiast Rosja jest niestety stracona na lata. Trudno mi uwierzyć w demokratyczne przemiany w przypadku taki zoligarchizowanego państwa. Tak więc Putin przegrał w tym sensie, że jednak w postsowieckich republikach umacniają się nastroje prozachodnie (Białoruś, Ukraina, albo chociażby ostatnie wybory w Mołdawii), podobnie w niegdyś kumpelskich krajach typu Serbia (za chwilę w UE). Ale w Rosji będzie jak jest.
Last but not least – klimat. Tutaj brak mi wiedzy fachowej, więc mogę co najwyżej surfować po doniesieniach prasowych. Z bliżej niewyjaśnionych przyczyn „coś mi mówi”, że jednak będzie dobrze. To znaczy nie będzie tak źle, żeby nadeszła totalna katastrofa. I to chyba nawet nie dzięki przebudzonej świadomości, chociaż chciałbym wierzyć, że za planami typu Green Deal stoi jakaś „czysta” idea. Ostateczną motywacją będzie jak zwykle pieniądz – kiedy się okaże, a zdaje się, że właśnie powoli się zbliżamy do tego, że energia z wiatru/wody/guana jest tańsza w produkcji niż opalanie elektrowni węglem brunatnym, to po prostu kapitał popłynie w tę stronę.
„coraz większej świadomości młodego pokolenia, że nadmierna konsumpcja zwyczajnie szkodzi.”
Jaka konsumpcja jest nadmierna?
@janekr Jaka konsumpcja jest nadmierna?
Wlasny samochod. Dom jednorodzinny. Kolekcja zegarkow, butow i torebek. Latanie na drugi koniec swiata na wakacje. Jedzenie miesa niemal codziennie.
Co do butow i podrozy pozostaje wprawdzie sceptyczny (w Czarny Piatek 2020 jedyna duze kolejke widzialem przed sklepem Foot Locker, jak mozna kolekcjonowac trampki?), ale co do reszty – jest nadzieja, ze mlodzi nie dadza sie zlapac na rozdmuchiwanie potrzeb tak jak ludzie 30+.
@wojtek
„Czy np. obecny poziom produkcji żywności nie jest i nie będzie (przy wygasającym przyroście naturalnym) wystarczający w przyszłości, problem leży ‚tylko’ w jej dystrybucji?”
To już od dawna. Od kiedy ludzkość potrafi przerabiać azot atmosferyczny na amoniak (nagroda Nobla sprzed 100 lat), wyżywienie każdej osoby na planecie jest technicznie możliwe. Problemem jest dystrybucja, która – gdyby ją próbował zrozumieć kosmita – jest na naszej planecie skopana. Dostarczając gotową żywność krajom Trzeciego Świata, utrudniamy im rozwój własnego rolnictwa, a jednocześnie przemysł robi to, co mu się najbardziej opłaca, czyli produkcję fast foodu do przewyrzygu, przez co Pierwszy Świat cierpi na przejedzenie. Zyskują, jak zwykle, akcjonariusze.
@czlowiektlumacz
„chyba wciąż jeszcze poradziłbym sobie, gdyby ktoś wyciągnął wtyczkę i trzeba byłoby wrócić do analogu.”
To nie jest takie proste, bo wiele technologii dostępnych wtedy straciliśmy razem z postępem bezpowrotnie. Np. w hipotetycznym scenariuszu Padnięcia Internetu (global network blackout) przestaną się także ukazywać gazety papierowe. Pomijając już to, że ktoś, kto ma kaprys takowe czytać, ma coraz większe problemy z ich zakupem.
@konsumpcja
Myślę że z patrzenia na konsumpcję vs brak konsumpcji trzeba raczej się przestawiać mentalnie na konsumpcję vs stabilizację; tzn. niestabilność wydaje mi się kluczową cechą świata na wszystkich poziomach, od globalnego porządku aż po najzupełniej indywidualne codzienne wybory. No i konsumpcja może być taką zapchajdziurą, protezą stabilności, jak z tym samochodem, który ktoś wyżej wymienił jako przykład konsumpcji nadmiernej: no jasne, że samochód nie powinien być potrzebny, ale często jest. No pewnie że zapierdalanie w nadgodzinach nie powinno być potrzebnem ale jeśli to jedyny sposób utrzymania pracy, to będziemy zapierdalać. Bez systemowych zmian w kierunku stabilizacji będzie szambo, no i niestety jestem pesymistą pod tym względem: takie zmiany mogłaby forsować lewica, ale polityka dalej się toczy od neoliberałów do populistycznych konserwatystów, tyle że ci drudzy się coraz to bardziej faszyzują; a ci pierwsi stwarzają warunki dla rozwoju drugich.
@wo
Nie, no jasne, nie wspominając już o systemach bankowych itp. Dosyć ciekawie to było pokazane, na pewno w duzym uproszczeniu, którego wymaga serial fabularny, w „Mr Robot”, chyba najmocniej w 2 i 3 sezonie. Kiedy się okazało, że wysadzenie – i tak chwilowe – wielkiego złego korpa przyniosło chwilę radości, a potem wielki chaos typu bezrobotni, bezdomni, kolejka po zupę i koksowniki na ulicach. A korp i tak powrócił i to jeszcze mocniejszy.
Nawiasem mówiąc chyba do 3 sezonu to wyglądało całkiem realistycznie (zło wygrywa), tymczasem w 4, kiedy wszedł wątek happy endu i pirackiej redystrybucji korpo-majątku to już zaleciało totalną fikcją.
Z analogiem bardziej chodziło mi o to, że jakieś tam, khm, pielęgnowanie umiejętności analogowych stanowi element biernego oporu przeciw cyberkorpom. To trochę jak z GPS-em: chociaż ułatwia życie, to jednak warto umieć czytać papierowe mapy, n’est-ce pas? Bo w razie jak cyberkorp pogrozi paluszkiem albo coś dupnie i system się zwiesi, to jednak nie zostaniemy całkiem w ciemnej d*pie.
@CzlowiekTlumacz
„To trochę jak z GPS-em: chociaż ułatwia życie, to jednak warto umieć czytać papierowe mapy”
Nie wspominając o tym że gdy się np. chodzi po jakimś lesie, dobra papierowa mapa poziomem szczegółowości bije na łeb tę w komórce (choć niestety nie pokaże położenia). Podobnie jak biblioteka bije Wikipedię.
@wo
„To już od dawna.”
A czy nie jest tak też ze wszystkimi dobrami, potrzebnymi do życia? Bo jeżeli jest, a „Zyskują, jak zwykle, akcjonariusze.”, to to powinien być główny punkt przeorganizowania świata i zarazem postulat lewicy. Jesteś akcjonariuszem? Jeżeli, nie, system Cię dyma, tylko zwiększenie podatków poprawi twój byt.
Przy okazji, może jest znany, ale ja dopiero niedawno trafiłem na taki magazyn sieciowy o nauce:
link to quantamagazine.org
@czlowiektlumacz
„Z analogiem bardziej chodziło mi o to, że jakieś tam, khm, pielęgnowanie umiejętności analogowych stanowi element biernego oporu przeciw cyberkorpom. To trochę jak z GPS-em: chociaż ułatwia życie, to jednak warto umieć czytać papierowe mapy, n’est-ce pas? ”
To jest dokładnie moje podejście. Rzeczywiście, staram się np. uzywać GPSa tylko w ostateczności. Unikam chmury i używam tylko na tyle, na ile muszę (bo to już się zrobiło obligatoryjne, np. pewne funkcje MacOS i iOS są niedostępne bez wrzucenia pewnych danych na iCloud). Unikam wszystkiego co jest „smart” i wymaga stałego dostępu do internetu. Muzyki słucham z winyli – itd. Wydaje mi się jednak, że ten neoluddyzm jest czymś raczej typowym dla mojego pokolenia, młodzież raczej chyba nie przyjdzie na „warsztaty z unikania chmury”. Tym bardziej, że to unikanie staje się coraz bardziej symboliczne, np. niektórych map po prostu nie ma na papierze.
@kuba
„dobra papierowa mapa poziomem szczegółowości bije na łeb tę w komórce”
Google maps na pewno. Ale jest sporo map i aplikacji o bardzo dużym stopniu szczegółowości, może nawet przekraczającym papierowe (nie porównywałem). Do wędrówek w nieznanych okolicach używam Locus Map Pro i niczego mi nie brakuje. Poza tym mapy elektroniczne jednak łatwiej się aktualizuje.
@kuba
„Nie wspominając o tym że gdy się np. chodzi po jakimś lesie, dobra papierowa mapa poziomem szczegółowości bije na łeb tę w komórce (choć niestety nie pokaże położenia). Podobnie jak biblioteka bije Wikipedię.”
Z tym też jest różnie. Często właśnie podczas dziwnych wędrówek pieszych czy rowerowych odkrywam szlaki wiadome tylko OpenStreetMap (uaktualnianej przez entuzjastów dziwnych wędrówek pieszych czy rowerowych). No a pewne materiały referencyjne, np. Chemical Abstracts, są już tylko w papierze (i to będzie ciekawa sytuacja po apokalipsie – odtwarzanie nauk ścisłych będzie mozliwe tylko mniej więcej do roku 2010, bo potem wszystko przeszło do internetu i przepadło razem z nim).
@WO
„Nie będę dyskryminować ejdżystowsko, ale najbardziej jestem ciekaw opinii czytelników młodszych ode mnie.”
Ale wodzu, przecież chyba wszyscy ludzie są młodsi od ciebie.
„Czy w konflikcie „prawica kontra cyberkorpy” powinniśmy komuś kibicować, czy raczej zajadać popcorn?”
Ja tam nie ksiądz, zeby [tu scaliłem dwa komcie – WO] dorosłym ludziom mówić, co powinni, a co nie powinni, ale ja kibicuję generalnie kapitalizmowi przeciwko prawicy. Celem korporacja jest – uwaga, teraz będzie epokowe odkrycie – zysk. Pozbawianie się jakiegoś procenta zasobów ludzkich poprzez seksizmu, rasizmu, homofobie i inne zajobie ten zysk zwyczajnie umniejsza. Przy takim nasyceniu rynku korporacje niosą przesłanie „lewicowe”. Świat patriarchalno-feudalny, za jakim wzdycha prawica, jest dla korporacji środowiskiem nieprzyjaznym. Dlatego to wśród nacjonalistów i „libertarian”, cokolwiek to słowo znaczy, coraz częstsze są postulaty… nacjonalizacji, wywłaszczania i dzielenia wśród ludu majątku rządzących światem samowładnie korpoludom. Natomiast lewicowcy sprzeciwiający się korpom będą niedługo takim samym egzotykiem, jak prawicowcy przestrzegający praw i obyczajów.
@zakotem
„Celem korporacja jest – uwaga, teraz będzie epokowe odkrycie – zysk. Pozbawianie się jakiegoś procenta zasobów ludzkich poprzez seksizmu, rasizmu, homofobie i inne zajobie ten zysk zwyczajnie umniejsza.”
Żeby to było takie proste, kapitalizm to byłby całkiem fajny ustrój. Niestety, setki lat jego historii pokazują, że seksizm, rasizm i homofobia zwiększają zyski. Przecież korporacje mamy od ok. 400 lat, a walkę z seksizmem i homofobią od jakichś 40. Korporacje mogą doskonale zarabiać na rasizmie, a nawet nazizmie – Holokaust był cudownym wydarzeniem dla akcjonariuszy IG Farben, bo nie dosyć, że szły zamówienia na Cyklon B, to jeszcze niewolnicza siła robocza pozwalała w raportach dla akcjonariuszy chwalić się obniżeniem kosztów.
@mapy
Dawno nie używałem, ale kiedy jeszcze biegaliśmy po lesie, były takie aplikacje, które wykorzystywały skany map papierowych, plus GPS do określenia położenia na nich. Fajne na różne bezdroża – ja korzystałem na Jurze. Wtedy modne były skany map sztabowych z lekką aktualizacją. Ale fakt, aktualizowanie tego bywa trudne. Z drugiej strony w lesie nie bardzo potrzebne – drzewa jak drzewa, dróżki jak dróżki.
@WO i winyle
Winylomania to trochę snobizm (albo i nie trochę). Kiedy nastąpił cas, bez żalu rozstałem się z moją kolekcją winyli (trochę tak, jak z monitorem z CRT – lubiłem go, ale bez przesady).
@przyszłość
akurat jestem umiarkowanym pesymistą. Obawiam sie, że stosunki społeczne zmierzają w kierunku raczej feudalizmu niż demokracji. Jak jesteś krewnym czy znajomym, nie zginiesz. I w razie klimatycznych problemów, rządzące dynastie zbudują sobie sanktuarium na Antarktydzie. Może się jednak okazać, że walka z kryzysem klimatycznym jest opłacalna – na co ;liczę – i wtedy wszystko się zmieni.
Tylko śniegu żal i nart.
@kuba_wu:
Od jakiegoś czasu chodzę bez map papierowych. Po pierwsze, sporo map wydano w wersji na komórkę. Cenowo… papier jest tańszy, ale można mieć mapy w komórce, a nie kombinować, jakie będą potrzebne przed wyjazdem. (OK, widzę jak większość puka się w czoło, że przecież wie się dokąd się jedzie. Ale znam ludzi „na spontanie”, którzy sobie cenią możliwość kilkusetkilometrowego odskoku, gdy się psuje pogoda na wakacjach.)
Poza tym istnieją rozwiązania oparte na mapach otwartych. Powiedziałbym, że jeśli są one gorsze to minimalnie. Istnieją też rozwiązania firmowe — np. strava (fakt, w wersji płatnej) ma opcję podglądu intensywności poruszania się z gpsem. Często w lesie, z mapą, mam wątpliwość, czy dana ścieżka istnieje na prawdę, czy ktoś jej nie przegrodził, albo czy ktoś nie goni ze sztachetą turystów. To, że inni chodzą jest świetną podpowiedzią.
No i dodałbym trzecią rzecz — w Polsce mapy są popularne i można je łatwo kupić. Kultury czeska czy słowacka są podobne. Ale z szukaniem map dla Rumunii czy Chorwacji to miewałem problemy. Rumunii dopiero niedawno zaczęli wydawać porządne mapy papierowe.
@ZaKotem
„Natomiast lewicowcy sprzeciwiający się korpom”
Przecież nie chodzi o sprzeciwianie się, cokolwiek by to znaczyło, tylko o wymuszenie płacenia podatków oraz przestrzegania zasad.
@człowiek tłumacz
„Zdaje się, że jednak postsolidarnościowo-liberalna narracja trzyma się mocno. Gdyby chodziło tylko o dziadersów jedną nogą nad grobem, to jeszcze można by poczekać, aż całkiem stetryczeją, ale przy całej armii buldogów w wieku 40-50 lat, trochę słabo…”
Zauważyłem, że coraz więcej osób już rzyga postsolidarnościową narracją (pewnie dlatego, że została zawłaszczona przez tandem PiS, z kolei KO kojarzy się z trzęsącą się kościelną galaretą). GenX, któremu rok temu powiedziałbym że byłem czytelnikiem „NIE”, wówczas zaplułby się że skandal, Geobbels, Cywilizacja Śmierci i papieża obrażajo, a dziś (AD ZOZI) ziewa i wzrusza ramionami (ale to tylko anecdata anonimowego łosia z ostatnich miesięcy, mogę się mylić).
@wo
– „Big Tech i prawica – ależ tu nie ma żadnej dychotomii!”
– „Też tak długo myślałem, ale wydaje mi się, że obecnie ten opis robi się już anachroniczny”
Oni (znaczy Zuckerbergi itp.) są jak Abramowicz. Dobrze wiedzą, jak się ustawić do wiatru. Jakiś czas temu przestali pompować skrajną prawicę, bo widzą, że to się powoli przestawało opłacać. Już nawet nie chodzi o Wielką Politykę, ale o to, że chamstwo, które się tam rozpanoszyło, odstrasza ludzi i coraz więcej normalsów ucieka z tego szamba (ja na ten przykład nie zaglądałem na FB już od jakichś 2 lat głównie z powodu nędznej moderacji i błota, które lało się tam strumieniami; konto formalnie istnieje, ale faktycznie zdechło). Na TT od święta wchodzę przez www żeby poczytać niszowe konta. To, co kiedyś generowało ruch (kontrowersyjny kontent, wywoływanie flejmów), dziś już nie działa i ludzie zaczynają zamykać się we własnych bańkach albo w ogóle odchodzą z tego syfu. Kto by chciał siedzieć przy jednym stole z obsranym chamem? Właściciel knajpy myślał, że trzyma mnie za jaja i muszę tam siedzieć, bo jest monopolistą (nie mogę przenieść się do innej knajpy, bo jest tylko ta jedna), ale ja wolę zjeść w domu.
„Z perspektywy kraju takiego jak powiedzmy Boliwia samo ISTNIENIE innego supermocarstwa pośrednio polepsza relacje z supermocarstwem sąsiednim (…) Ogólnie przeraża mnie świat, w którym ktoś taki jak Snowden nie mialby dokąd uciekać.”
Od lat twierdzę, że bez straszaka w postaci komunizmu zachód nie zbudowałby inkluzywnego powojennego dobrobytu. Zachód był lepszy niż w rzeczywistości tylko dlatego, że miał silną i groźną konkurencję. Wyobraźmy sobie świat, w którym ZSRR nie istnieje (swoją drogą – dobry tytuł na kolejną książkę), a więc świat nie miałby żadnych bodźców do zmian. Powojenny Welfare State to dziecko Zimnej Wojny i zbudowany został głównie na strachu przed bolszewizmem (i, żeby było śmieszniej, zbudowany głównie przez chadecję, nie przez socjalistów). Ówczesne elity panicznie bały się wielkiego białego misia, który chciał przytulić cały kontynent swoimi żelaznymi łapkami, więc siłą rzeczy musiały zaproponować solidną redystrybucję, żeby ten przysłowiowy Seba z Marsylii czy Neapolu nie wziął koktajlu mołotowa i nie poszedł palić pałaców czy wieszać burżujów na latarniach wzywając bratniej pomocy ze wschodu. W drugiej połowie lat `40 komuniści mieli we Francji i we Włoszech gigantyczne poparcie (nie mówiąc już o potędze socjalistów w Niemczech czy Wielkiej Brytanii) i wydawało się, że obejmą władzę demokratycznie, nawet bez wszczynania rewolucji. To dało elitom do myślenia. Trzeba było się posunąć, rzucić jakąś kość z pańskiego stołu – i to solidną, nie jakieś okruchy jak wcześniej.
I teraz wyobraźmy sobie świat, w którym pod koniec 1945 roku na Moskwę spada jakiś meteoryt tunguski (albo Stalin zostaje rozstrzelany i Beria zaczyna wojnę domową), ZSRR przestaje istnieć, zagrożenie znika, a w związku z tym zachodnie elity nie mają się już czego bać. Czy w takim scenariuszu byłyby jakiekolwiek szanse na budowę Welfare State, czy niezagrożone już w żaden sposób elity jak zwykle olałyby redystrybucję? Przecież nawet nie doszłoby do dekolonizacji, a o pozytywnych zmianach typu emancypacja moglibyśmy zapomnieć na stulecie! Możliwe, że w takim scenariuszu US Army szybko by się z europejskich ruin wyniosło i nie byłoby Planu Marschalla; demokracja istniałaby tylko na papierze, w Niemczech i we Włoszech tzw. „nieznani sprawcy” mordowaliby socjalistów, a elity stworzyłyby coś w rodzaju quasi-oligarchii.
@Człowiek Tłumacz
„Chociaż pamiętam, że kiedy Krytyka Polityczna była na niezłej fali, a Sierakowski uchodził za niemalże stratega młodszej frakcji SLD (Kiedy to było? Chyba w pierwszej połowie lat 2000), to też była mowa o pracy u podstaw, która się miała przełożyć na stopniowe budowanie świadomości lewicowej w społeczeństwie i co? Już jakby kilkanaście roczników przeleciało, a słupki poparcia dla szeroko pojętej lewicy nie wystrzeliły”
Praca u podstaw i budowanie świadomości lewicowej z „młodszą frakcją SLD”? To się musiało tak skończyć. Jak wielkiego głazu nie wtoczyłby na tę górę Sierakowski, to zawsze na szczycie czaił się jakiś Miller, który tylko czekał, żeby go stamtąd zepchnąć. Możesz sobie latami propagować lewicowe idee, męczyć się, wydawać postępowe książki, a jedna Magdalena Ogórek symbolicznie napali sobie nimi w kominku.
@mnf
„Praca u podstaw i budowanie świadomości lewicowej z „młodszą frakcją SLD”? To się musiało tak skończyć. Jak wielkiego głazu nie wtoczyłby na tę górę Sierakowski, to zawsze na szczycie czaił się jakiś Miller, który tylko czekał, żeby go stamtąd zepchnąć. ”
Przecież było jeszcze gorzej. Sierakowski pracował u podstaw z prawicą. Pomijając już mojego ulubieńca, Cezarego Michalskiego, w spisach treści pierwszych „Krypolów” zobaczymy tłumy gowinoidów. Patrzyłem na to wtedy bez entuzjazmu, z postawą mniej więcej typu „oho, kolejny recykling prawego skrzydła Unii Wolności”.
@pewuc
„były takie aplikacje, które wykorzystywały skany map papierowych, plus GPS do określenia położenia na nich”
Łomatko! Miałem taką apkę na Symbianie (Nokia E71). Już niewiele pamiętam, ale zdaje się, że było upiedliwe, szczególnie znalezienie sensownych map i kalibracja, ale jakoś działało.
@mnf
„Przecież nawet nie doszłoby do dekolonizacji,”
Na pewno by doszło. Dekolonizacja była skutkiem tego, że wiele kolonialnych metropolii upadło w latach 1940-1941 (Belgia, Francja, Holandia), a czasem japońscy okupanci zniszczyli struktury kolonialne. Z kolei emancypacja mas pracujących była skutkiem mobilizacji wojennej – przemysł miał „rynek pracownika”, a RÓWNOCZEŚNIE pracował na 100%, więc nawet w totalitaryzmach oznaczało to pewne koncesje na rzecz pracowników. A w demokracjach oznaczało wywindowanie związków zawodowych do historycznego szczytu potęgi (co z kolei przekładało się na polityczną pozycję powiązanych z nimi partii socjaldemokratycznych).
No i przypominam, że początki welfare state to lata 1930. Nowy Ład Roosevelta trwałby nadal nawet przy nieistnieniu ZSRR (w istocie mój ulubiony scenariusz w HOI4 to scenariusz, w którym Polska, na czele potężnego sojuszu Międzymorza, walcuje ZSRR, a potem w 1941 denazyfikuje Europę razem z niedobitkami po aliantach).
@mnf
” Przecież nawet nie doszłoby do dekolonizacji’
No cóż, IIWŚ pokazała wszystkim, że białego człowieka jest dużo łatwiej zabić niż się wydawało i nie jest niezwyciężony. Plus góry względnie taniej broni i nadpodaż ludzi z umiejętnościami wojskowymi.
@wo
Naomi Klein w Doktrynie Szoku pisze tak
“President Roosevelt brought in the New Deal not only to address the desperation of the Great Depression but to undercut a powerful movement of U.S. citizens who, having been dealt a savage blow by the unregulated free market, were demanding a different economic model. Some wanted a radically different one: in the 1932 presidential elections, one million Americans voted for Socialist or Communist candidates. Growing numbers of Americans were also paying close attention to Huey Long, the populist senator from Louisiana who believed that all Americans should receive a guaranteed annual income of $ 2,500. Explaining why he had added more social welfare benefits to the New Deal in 1935, FDR said he wanted to “steal Long’s thunder.””
“[…] it meant that Sachs could not see the most glaring political reality confronting him in Russia: there was never going to be a Marshall Plan for Russia because there was only ever a Marshall Plan because of Russia. When Yeltsin abolished the Soviet Union, the “loaded gun” that had forced the development of the original plan was disarmed. Without it, capitalism was suddenly free to lapse into its most savage form, not just in Russia but around the world. With the Soviet collapse, the free market now had a global monopoly, which meant all the “distortions” that had been interfering with its perfect equilibrium were no longer required.”
@rpyzel „No cóż, IIWŚ pokazała wszystkim, że białego człowieka jest dużo łatwiej zabić niż się wydawało i nie jest niezwyciężony. Plus góry względnie taniej broni i nadpodaż ludzi z umiejętnościami wojskowymi.”
I ciagle, mimo tego, zeby Brytole poszli sobie z Indii nie trzeba bylo ich masowo zabijac (to juz bardziej case Palestyny/Izraela, ale i tam raptem pare zamachow).
@wo
…kapitalizm to byłby całkiem fajny ustrój. Niestety, setki lat jego historii pokazują, że seksizm, rasizm i homofobia zwiększają zyski…
Ba, grzechem pierworodnym amerykańskiej demokracji było niewolnictwo. Od początku zdawano sobie sobie sprawę, że niewolnictwo jest czymś złym z zasady, a mimo to, utrzymano ten nieludzki system, w imię jedności unii, a w rzeczywistości w korporacyjnym interesie, chyba można użyć takiego słowa, plantatorów z południa.
Zachęcamy do lektury książki My Naród Jill Lepore, gdzie historia USA jest mocno odbrązowiona, a jeszcze lepiej Ludową historię Stanów Zjednoczonych Howarda Zinn’a, która była inspiracją dla profesora Leszczyńskiego do napisania Ludowej historii Polski(może jakaś notka na ten temat?).
@WO „To jest dokładnie moje podejście. Rzeczywiście, staram się np. uzywać GPSa tylko w ostateczności. Unikam chmury i używam tylko na tyle, na ile muszę (bo to już się zrobiło obligatoryjne, np. pewne funkcje MacOS i iOS są niedostępne bez wrzucenia pewnych danych na iCloud). Unikam wszystkiego co jest „smart” i wymaga stałego dostępu do internetu. Muzyki słucham z winyli – itd. Wydaje mi się jednak, że ten neoluddyzm jest czymś raczej typowym dla mojego pokolenia, młodzież raczej chyba nie przyjdzie na „warsztaty z unikania chmury”.
Nie wiem, czy jako rocznik 1997 łapię się jeszcze na młodzież, lecz robię Dokładnie Tak Samo. Jak najmniej aplikacji, jak najmniej kont, jak najmniej smart, jak najmniej chmury. GPS-u wcale; korzystam z OpenStreetMap bez lokalizacji. Sporo treści trzymam na papierze, winylu, taśmie, CD, DVD, dyskach, kliszach i odbitkach – nie zniknie, nikt mi nie zabierze. Umiem czytać papierowe mapy i rozkłady jazdy. Umiem znaleźć książkę w bibliotece, a w książce potrzebny kawałek.
Zanim mi ktoś zarzuci gniewomiryzm-warzechizm: Nie, nie potrzebuję iść na pocztę, by zrobić przelew, ani jechać na dworzec, by kupić bilet. Nie noszę też czapeczki z alufolii. Po prostu czuję się lepiej z poczuciem, że cyberkorpy szpiegują mnie choć odrobinę mniej niż absolutnie.
A przewidywania na przyszłość młodego-mało-komentującego, wedle życzenia P.T. Gospodarza, są mniej-więcej takie: Ubik, Blade Runner, Rok 1984, Neuromancer. It’ll end in tears. There is no future is Tyrystor’s dreaming.
@wo
„Na pewno by doszło. Dekolonizacja była skutkiem tego, że wiele kolonialnych metropolii upadło w latach 1940-1941 (Belgia, Francja, Holandia), a czasem japońscy okupanci zniszczyli struktury kolonialne”
No tak, ale jednak Wietnam, Indonezja czy Algieria musiały sobie wywalczyć niepodległość zbrojnie. Bez działań ZSRR i dywersji ChRL, które wspierały niepodległościowe ruchy Trzeciego Świata, byłoby to dużo trudniejsze. Europejskie mocarstwa mogłyby mimo wszystko trzymać się kolonii pazurami, jak Portugalia Angoli. Czy taka Belgia dobrowolnie wyszłaby z pełnej surowców Katangi? OIMW, Churchill chciał zostać w Indiach, więc mój „nightmare scenario” wygląda tak, że Wielka Brytania w latach `50 i `60 coraz brutalniej pacyfikuje kolejne powstania w Indiach (już bez non-violence Gandhiego).
@rpyzel
„No cóż, IIWŚ pokazała wszystkim, że białego człowieka jest dużo łatwiej zabić niż się wydawało i nie jest niezwyciężony”
To pokazała już pierwsza. Przecież żołnierze z Konga, Indii itp. walczyli w europejskich okopach (swoją drogą, dając się nabrać niezrealizowane później obiecanki o wolności i równości).
@”Przecież korporacje mamy od ok. 400 lat, a walkę z seksizmem i homofobią od jakichś 40. Korporacje mogą doskonale zarabiać na rasizmie, a nawet nazizmie – Holokaust był cudownym wydarzeniem dla akcjonariuszy IG Farben”
Dla akcjonariuszy IG Farben w 1940 może i był, ale dla akcjonariuszy współczesnego BASF oznaczałby spadki związane ze zniszczeniem paru z licznych oddziałów tej korpo rozlokowanych na całym świecie. Miłość korpo do diversity bierze się przecież z globalizacji. Z tego samego względu, o ile na rękę korposom są pazerni populiści i skorumpowani dyktatorzy, bo można łatwo przerzucać koszty na środowisko i społeczeństwo, to już prawdziwie wierzący naziści nie za bardzo. Jak nasza umiłowana władza nakręcała nagonkę antyuchodźczą, to nawet prowadzący w różnych krajach działalność misyjną kościół katolicki zaprotestował.
@mapy
Jeden z nielicznych dobrych ruchów obecnej władzy, to otworzenie Bazy Danych Obiektów Topograficznych. W ogóle Polska ilościowo dość dobrze wygląda, jeśli chodzi o wdrażanie dyrektywy INSPIRE.
@przyszłość
Znudził mi się pesymizm. To sobie wymyśliłem, że nowe pokolenie kapitału jest inne od dziadersów kapitału. I pomimo tego, że o tym jak być lwem, wie tylko lew, myślę, że nowe pokolenie kapitału też lubi być cool. I myślę, że kwestie klimatyczne są/będą dla nich cool. Żadne tam ideologie czy pragmatyzm. Zwyczajnie to u nich jest/będzie modne. A jak jeszcze przestawią się na zarabianie pieniędzy z cool rzeczy to może być ciut lepiej.
No i kibicuję EU. Żeby jak najdłużej żyła, bo to jedyne co może nas obronić czy przed ruskimi czy przed cyberkorposami. Bo jeśli nie EU to nic.
@mnf
„Europejskie mocarstwa mogłyby mimo wszystko trzymać się kolonii pazurami, jak Portugalia Angoli.”
Portugalia była neutralna, to jej sporo ułatwiło. Dekolonizacja zaczęła się jeszcze przed II WŚ – od ruchów takich, jak wybory w Indiach. Wojenne kłopoty metropolii wzmocniły tendencje niepodległościowe w koloniach (w HOI4 jak zwykle sprowadzają to do prostych liczbowych parametrów, rośnie resistance, spada compliance, musisz coraz więcej sprzętu i manpowera ładować w garnizony). Założyłeś tylko zniknięcie ZSRR, ChRL powstanie niezależnie od tego. Zapewne wcześniej zaczęliby więc odgrywać rolę, którą odgrywają dzisiaj – Wielkich Przyjaciół Afryki. Dekolonizacja szłaby może wolniej, na pewno inaczej, ale jeśli założymy, że poza tym druga światówka biegła podobnie – swastyki w Paryżu, Japończycy w Singapurze – to pewne procesy byłyby nie do odwrócenia. Sam upadek Singapuru zniszczył mit niepokonanego białego człowieka w Azji.
@Tyrystor
„Nie wiem, czy jako rocznik 1997 łapię się jeszcze na młodzież”
„Zanim mi ktoś zarzuci gniewomiryzm”
Jak ktoś z 1997 rocznika może pamiętać wybryki Gniewka z 2008-2009? Czy 12-latki nie powinny mieć innych zainteresowań? Nawiasem mówiąc, nawet Gniewomir przeszedł przemianę z prawicowego kuca w umiarkowanego centrystę, który sam twierdzi, że ekonomicznie idzie w lewo. Jakieś 10 lat po tym, jak był bohaterem tekstów tutejszego bloga, wszedłem na jego fejsbuka i przeżyłem spory szok. Spodziewałem się zatwardziałego PiSowca a w sumie widać gościa, z którym tutejsze towarzystwo raczej nie miałoby o co się pokłócić. Może jednak jest nadzieja.
Cóż, jako urodzony w 1995, a więc osoba dla której nawet wejście do Unii nie jest „przeżyciem pokoleniowym” (to może być znak czasów – ciężko mi wskazać jakiekolwiek wydarzenie, które uznałbym za coś definiującego, coś na co patrzyłem z wyjątkową uwagą), widzę przyszłość jako… „będzie gorzej, o wiele gorzej”. Nie będzie to jednak raczej wojna, rewolucja ani żadna wielka, widowiskowa eksplozja. Czeka nas powolna erozja – praw człowieka, demokracji, znaczenia jednostki… Wszystko ulega centralizacji i automatyzacji, przeciętny zjadacz chleba będzie miał gorzej, o pracę będzie coraz trudniej, a wszystkie branże czeka koncentracja w rękach korporacji – a więc powolna śmierć małych i średnich biznesów, wraz z tym że coraz więcej miejsc pracy będzie zautomatyzowane albo opłacana gorzej. W wizje dochodu podstawowego niespecjalnie chce mi się wierzyć, czeka nas prekariat. Hegemonia Chin jest jedną z przerażających rzeczy – to dystopia, w dodatku realna, w której de facto będziemy niewolnikami ich systemu, a jednostka nie będzie znaczyła nic i będzie pod stałą kontrolą – i pozwolenie na urośnięcie Chinom było wielkim błędem – teraz będą mogły eksportować swój model. Rosja będzie powoli zdychała, pożerana przez Chiny i problemy związane z byciem Rosją, ale potrwa to bardzo długo. No i do tego dochodzi wyraźnie sypiący się klimat – to może nas załatwić dużo wcześniej niż wszystko inne.
Będzie gorzej i jak tylko myślę o przyszłości to zaczynam chcieć zacząć pić aby zapomnieć.
@wo,
„upadek Singapuru zniszczył mit niepokonanego białego człowieka w Azji.”
To upadło dużo wcześniej – Port Artur, Cuszima – to 1905.
Nie wiem co będzie, ale podrzucę może mniej znaną ciekawostke:
obywatele Ukrainy mogą jeździć do Turcji na dowód, bez paszportu.
@AdDur
I feel you. Ale dlatego właśnie trzeba w pełni wykorzystać wszystkie możliwości jeszcze mamy żeby przeciwdziałać złym zmianom i chronić co się da. To prawda że jednostka niewiele znaczy, ale każdy ma wpływ na siebie, swoje podwórko, swoją ulicę. Jak napisał Sapkowski: „Nie damy rady zrobić dużo więcej, niż będziemy w stanie. Ale postarajmy się wszyscy, żeby to nie było dużo mniej”.
@ wydarzenie, które uznałbym za coś definiującego, coś na co patrzyłem z wyjątkową uwagą
Wizja zdarzeń definiujących, jako czegoś wielkiego, na co patrzy się z wyjątkową uwagą, jest wizją przereklamowaną. Tych wydarzeń może być w wieku nastu, dwudziestu kilku lat sporo, ale refleksja, że były kształtujące może przyjść lata później. Ja nigdy w momencie takich wydarzeń, jak np. zabawy w jeżdżenie ostatnim pociągiem, bo go likwidują, nie pomyślałbym, że było to wydarzenie kształtujące. A tu proszę, ledwo moje pokolenie dorosło do tego, by mieć cokolwiek do powiedzenia i do sejmu weszła partia mająca na sztandarze przywrócenie tych pociągów.
@AdDur
„Hegemonia Chin jest jedną z przerażających rzeczy – to dystopia, w dodatku realna, w której de facto będziemy niewolnikami ich systemu, a jednostka nie będzie znaczyła nic i będzie pod stałą kontrolą – i pozwolenie na urośnięcie Chinom było wielkim błędem – teraz będą mogły eksportować swój model. ”
Już któryś raz to widzę a naprawdę nie wydaje mi się, żeby coś nam zagrażało z tej strony. Chiny zwyczajnie mają gdzieś, jaki ustrój panuje w innych krajach. Właściwie im bardziej nie przypomina chińskiego, tym lepiej, bo pasuje do narracji, że Chiny zawdzięczają sukces swojej oczywistej kulturowej wyższości (ten argument wszędzie dobrze się sprzedaje). Również twierdzenie, że w Chinach jednostka nic nie znaczy uważam za dużą przesadę. Spektakularny rozwój konsumpcji wydaje się temu przeczyć.
Ale co do Chin w roli nowego supermocarstwa, to jakoś trudno się z tego cieszyć nie będąc Chińczykiem. Niestety obecny reżim w Chinach jest bardzo nacjonalistyczny i, delikatnie mówiąc, nie stawia na soft power. Chiny zupełnie otwarcie głoszą wizję, w której rozwój i ogólnie świetlana przyszłość należy wyłącznie do nich. Nikt inny na nim nie skorzysta. Dla innych narodów zostaną co najwyżej okruchy z pańskiego stołu, ale tylko jeśli będą grzeczne.
Amerykanie w swoich najlepszych czasach mieli zdecydowanie lepszą autopromocję, inna sprawa, czy słusznie, nie tylko Ameryka Łacińska mogłaby coś na ten temat powiedzieć. Ale wysyłana w świat wiadomość brzmiała mniej więcej tak: „dołączcie do nas, a też będziecie bogaci i szczęśliwi”. W Polsce działało. To, co teraz nadają Chiny brzmi zupełnie jak „Nadchodzimy. Opór jest daremny.” Szczerze mówiąc myślałam, że przesadzili i że w ciągu kilku lat zobaczymy spektakularną porażkę, bo przecież nie można wkurzać całego świata naraz… Prawda? Ale jednak mogli. I wygląda na to, że tak, przyszłość należy do Chin. Nie do zachodniej Europy, do której dopiero co udało nam sie jakoś podłączyć. Trochę się jednak obawiam różnych nieprzyjemności z tym związanych: masowej frustracji, braku perspektyw i wszystkich niefajnych politycznych konsekwencji tych zjawisk.
A skoro już Gospodarz pytał… Dla mnie największym problemem przewidywalnej przyszłości jest globalne ocieplenie i kryzysy z tym związane. Ekonomiczny, migracyjny, nawet pożarowy, do wyboru. Nie widzę możliwości uniknięcia czarnego scenariusza. I myślę też, że ruchy zaprzeczające istnieniu katastrofy klimatycznej będą w najbliższej przyszłości rosnąć w siłę, nie słabnąć. To nie jest jakiś dziwny atak głupoty, tylko bardzo ludzka reakcja na świadomość nadciągającej katastrofy. Niestety.
@wo
„W kwestii formalnej, LUDZIE CZY WY SIĘ UWZIĘLIŚCIE ŻEBYM MISGENDEROWAŁ?”
Bez obaw, jak się przez pomyłkę użyje niewłaściwej formy wobec kogoś z mylącym nickiem, to nikt bez kija w dupie nie będzie robił z tego problemu. Transfobiczne misgenderowanie to jest, na przykład, jak się wielokrotnie używa wobec kogoś form męskich, gdy nick i używane formy wskazuje na transkobietę.
@kaixa
„Transfobiczne misgenderowanie to jest, na przykład, jak się wielokrotnie używa wobec kogoś form męskich, gdy nick i używane formy wskazuje na transkobietę.”
„Dzieci Cieci” nie wskazują dokładnie na nic. „Jenny” wskazuje na kobietę (ale sam siebie odmienia męsko – to praktycznie gwarantuje pomyłki). „Kaixa” w pierwszym odruchu kojarzy mi się z bankiem. Czy jeżeli to jest dla kogoś ISTOTNE, to nie może sobie wybrać jakiejś bardziej jednoznacznej ksywki, w rodzaju „Elizaweta Iwanowna”? Szkoda, że tu nie ma miejsca na „opis profilowy”, bo to tak dużo upraszcza, gdy ktoś sobie tam wpisze preferowane zaimki…
@bogdanow
„To upadło dużo wcześniej – Port Artur, Cuszima – to 1905”
Ale wtedy można było to tłumaczyć tak, że to tylko Rosja, a Britania z definicji zajmuje się rulowaniem łejwsów. Mit Singapuru jako niepokonanej superfortecy, gwarantujacej brytyjskie panowanie w regionie, odgrywał dużą rolę w tłamszeniu tendencji niepodległościowych w regionie – na zasadzie „jak się zbuntujemy, to zbombardują nas brytyjskie samoloty z Singapuru, a brytyjskie okręty zrobią nam blokadę morską”. A samego Singapuru przecież zająć nie sposób.
Sami Brytyjczycy w to wierzyli, ulegając samozatruciu własnym mitem – osłabiali garnizony w innych krajach (no bo póki mają Singapur, mogą nawet przejściowo stracić np. Birmę, odzyskają w minutę osiem, jak przyjdą posiłki), równicześnie jednak osłabiali także Singapur (bo skoro jest taki niepokonany, to po co mu broń przeciwpancerna). Japończycy nie tylko ich upokorzyli, ale przy okazji antyeuropejskie i niekomunistyczne tendencje w krajach takich, jak Tajlandia. Jakaś forma dekolonializacji w rejonie Azji Południowo Wschodniej była więc po 1945 tak czy siak nieunikniona, nawet bez ZSRR.
@lolek
„Dla akcjonariuszy IG Farben w 1940 może i był, ale dla akcjonariuszy współczesnego BASF oznaczałby spadki związane ze zniszczeniem paru z licznych oddziałów tej korpo rozlokowanych na całym świecie. ”
Tylko przy założeniu, że te oddziały będą funkcjonować w krajach demokratycznych. W roku 2021 to bardzo śmiałe założenie. Korporacje doskonale potrafią się odnaleźć w dyktaturze i ludobójstwie. Założę się, że niejedna zachodnia firma bezpośrednio uczestniczy w dochodach z wynaradawiania Ujgurów.
„Miłość korpo do diversity bierze się przecież z globalizacji.”
Wtedy też była globalizacja. IBM, General Motors i Coca-Cola działały w III Rzeszy. Akcjonariusze General Motors musieli być zachwyceni sprzedażą ciężarówek Opel Blitz. Miłość do diversity wymuszają demokratyczne społeczeństwa. Jak długo będą w stanie to robić?
@wo Założę się, że niejedna zachodnia firma bezpośrednio uczestniczy w dochodach z wynaradawiania Ujgurów.
OIDP to Adidas, Nike i Lacoste, tak na poczatek.
@WO
Nie każdy i nie każda chce w dyskusję wchodzić z całym bagażem jaki sugeruje np. „Elżbieta72”. W tym w szczególności z bagażem oczekiwań, co i jak może na dany temat powiedzieć kobieta. Na czym może się znać, a kiedy można ją zignorować. Czasem kobiety z trochę starszych pokoleń próbując sobie z tym radzić wybierają otwarcie deprecjonujący nick np. „Kłótliwa Baba”. Młodsze dziewczyny idą częściej w niedookreśloność. Konfundującą? Trudno. Niektóre nicki panów komentujących powyżej też są taką zasłoną. Misgendering im nie grozi bo defaultowo myślimy o komentujących jako o facetach. Jeżeli ktoś chce być zawsze poprawny – druga osoba w czasie teraźniejszym (piszesz, piszecie) jest oazą równości w naszym języku.
„Jeżeli ktoś chce być zawsze poprawny – druga osoba w czasie teraźniejszym (piszesz, piszecie) jest oazą równości w naszym języku.”
I tu zazdroszczę Węgrom, którzy w swoim języku nie mają tego problemu w ogóle, nie dotyczą ich tez feminatiwy etc.
@technologia, sprzedaż siebie megakorpom i inne takie
Może to moja banieczka, ale mam wrażenie, że:
– jest coraz większa świadomość na temat tego, że media społecznościowe źle wpływają na psychikę;
– jest coraz większe przerażenie, jak dobrze targetowane są reklamy (anecdata: mnóstwo razy słyszałem coś w stylu „pół godziny temu coś powiedziałem i już widzę reklamę!”);
– jest coraz więcej treści mówiących na ten temat (np. „Digital Minimalism” Cala Newporta, youtuberzy w stylu Matta D’Avelli etc);
– pandemia przyspieszyła zauważanie tych zjawisk, ponieważ więcej czasu spędzamy w sieci (osobiście – w okolicach odwołanych wyborów prezydenckich myślałem, że oszaleję od ilości informacji, którymi byłem bombardowany).
Osobiście (rocznik ’96):
– Ograniczam social media – czasami lepiej, czasami gorzej, ale w porównaniu do kwietnia zredukowałem swoją aktywność przynajmniej o połowę; aby to zrobić, musiałem m.in. odciąć się od obserwowania Gospodarza i innych ciekawych publicystów, ale w zamian wziąłem się za książki, więc raczej na plus.
– Unikam przekazywania swoich danych do chmury (właśnie zamawiam dyski do backupów).
– Muzyka od Google’a, książki głównie w postaci kupionych ebooków. Tutaj przede wszystkim wygrywa pragmatyzm – wynajmuję pokój, więc mam mało miejsca i pewnie czeka mnie jeszcze kilka przeprowadzek, im mniej rzeczy tym lepiej. Dodatkowo aspekt ekologiczny – skoro i tak już natrułem na świecie poprzez posiadanie smartfona, to mogę się odpłacić zmniejszoną konsumpcją papieru.
– Nie używałem żadnego asystenta w telefonie i innych tego typu narzędzi.
– Testuję życie bez GPS-a poprzez jazdę na motocyklu (nie mam trzymaka na telefon ;)).
@”i to będzie ciekawa sytuacja po apokalipsie – odtwarzanie nauk ścisłych będzie mozliwe tylko mniej więcej do roku 2010, bo potem wszystko przeszło do internetu i przepadło razem z nim”
W przypadku IT zaczęto już wszczynać pewne kroki – GitHub zarchiwizował na trwałych nośnikach wszystkie otwarte repozytoria (link to archiveprogram.github.com). Może dobrze byłoby wdrożyć coś takiego dla innych dziedzin?
@”Nie jesteśmy psychicznie gotowi na pracę w chińskiej korporacji, co potwierdzi każdy kto słyszał anecdaty o pracy choćby w Hujaweju. A to dopiero początek.”
Dokładnie to miałem na myśli, mówiąc o swoich obawach dotyczących Chin jako wiodącej potęgi. Tutaj nie wystarczy zwykłe przekwalifikowanie (i nauczenie się mandaryńskiego), to będzie absolutna zmiana mentalności.
@”Jak ktoś z 1997 rocznika może pamiętać wybryki Gniewka z 2008-2009? Czy 12-latki nie powinny mieć innych zainteresowań?”
W wieku 9-12 lat z pasją oglądałem dzienniki i Szkło Kontaktowe. Szkoda, że dopiero po dłuugim czasie połączyłem kropki i chociażby odkryłem, że to nie jest tak, że nie lubię książek, tylko po prostu nie ciągnie mnie do beletrystyki. Non-fiction wchodzi mi za to znakomicie, od np. „13 pięter” Springera nie mogłem się oderwać.
@misgenderowanie
Z mojej strony luz, faktycznie nick niefortunny, więc nie zamierzam się na to oburzać.
Zapomniałem też dodać, że megakorpy powoli przechodzą w fazę „nakarmiliśmy się danymi, teraz czas zacząć zarabiać”, co zaczyna wywoływać oburz. Przykład – ostatnie obcięcie pojemności Google Photos: link to theverge.com.
Jest to oczywista zagrywka monopolistyczna, bo w tym momencie na rynku platform do przechowywania zdjęć została tylko spalona ziemia. W związku z tym nie spodziewam się wielkiego odpływu użytkowników, ale na pewno każda taka sytuacja obniża zaufanie do megakorpów i zwiększa czujność na ich zachowania.
@dziecicieci
„Nie każdy i nie każda chce w dyskusję wchodzić z całym bagażem jaki sugeruje np. „Elżbieta72”.”
Jasne, doskonale to rozumiem, ale przecież jest tyle rozwiązań pośrednich, np. jakaś bohaterka popkulturowa o jednoznacznym genderze albo nawet właśnie znana z tego, że jest niebinarna. Ja większości komcionautów nie jestem w stanie spamiętać, bo większość wypowiada się raz na rok. Póki co, pani się wypowiada prawie codziennie, ale jeśli (to dość typowy scenariusz) nagle pani zamilknie, by wrócić w 2022, mogę już nie pamiętać tej szarady ksywkowej.
„Niektóre nicki panów komentujących powyżej też są taką zasłoną.”
Jasne, ale ponieważ z kolei 99% to mężczyźni (a 99% z nich zapewne cis-mężczyźni), no to jest naturalny wybór defaultowy. Gdy słyszysz kopyta, myślisz o koniach, nie o zebrach.
@jenny
„Jest to oczywista zagrywka monopolistyczna, bo w tym momencie na rynku platform do przechowywania zdjęć została tylko spalona ziemia. ”
Heh, literalnie miałem kiedyś flejmy w komciach, że tym się właśnie skończy uzależnienie od „przechowywania zdjęć w chmurze”. I komcionautów (a pewnie i nieliczne komcionautki) od „nie mogą tego zrobić, a nawet gdyby, to wtedy się przeniesiemy na Flickra”. GDZIE JEST TERAZ WASZ WOLNY RYNEK?
@wo
Cóż, dumping jest w większości krajów (w tym USA) nielegalny. Zakładam, że problem jest taki, jak u nas z inspekcją pracy, czyli z egzekucją tych przepisów. Takie gigantyczne platformy internetowe są dużo trudniejsze w oszacowaniu kosztów z zewnątrz (a więc ustaleniu co jest już ceną dumpingową), niż – dajmy na to – produkcja żywności.
Z drugiej strony, Google Photos oferowało nielimitowaną pojemność za darmo, więc w którą stronę by się kosztów nie policzyło, to brzmiało jak dumping od samego początku…
@sheik
„OIDP to Adidas, Nike i Lacoste, tak na poczatek.”
Czyli że już teraz hasło „korporacje wspierają diversity, bo się to opłaca” sprowadza się do memesa, że korporacje kochają wszystkie narody (ze zdjęciem Ujgura pośrodku i napisem „NOT YOU”). I naprawdę niewiele trzeba, żeby zamiast Ujgura wylądował tam Polak albo Żyd albo ktoś inny, kogo eksterminacja akurat zrobiła się zyskowna.
@dzieci cieci
„Młodsze dziewczyny idą częściej w niedookreśloność. Konfundującą? Trudno.”
Cy z tego wynika, że dziewczyny świadomie wybierają extragenderowe nicki, a potem się oburzaja, że sie w dialogu z nimi nie stosuje żeńskich form? A wybierają takie, bo się boją, że będą traktowane gorzej jako dziewczyny?
Dostrzegam w tym pewną niekonsekwencję.
@WO i chmura
W swojej książce chyba wprost przewidywałeś/opisywałeś takie zachowania. Pamiętam (niedokładny) cytat, że internet miał być oazą wolności (kiedyś w to wierzyli), a mamy jedną wyszukiwarkę, jedno medium społecznościowe, jedną platformę licytacyjną, jedną księgarnię. Oczywiście, jeszcze jakieś niedobitki walczą, ale coraz ich mniej. T kolejny przykład.
Dziwi to, że nadal kogoś to dziwi.
„Cy z tego wynika, że dziewczyny świadomie wybierają extragenderowe nicki, a potem się oburzaja,”
gdzie się oburzają?
„A wybierają takie, bo się boją, że będą traktowane gorzej jako dziewczyny?”
nie boją, tylko WIEDZĄ, że będą gorzej traktowane
„Dostrzegam w tym pewną niekonsekwencję.”
Na przykład przez takiego dziadersa jak Ty, Piotrze.
@wo „Czyli że już teraz hasło „korporacje wspierają diversity, bo się to opłaca” sprowadza się do memesa”
Oczywiście prezesi Adidasa czy Nike nie pakują osobiście Ujgurów do obozów, oni tylko godzą się na to, że podwykonawcy zamawiają to i owo w obozowych fabrykach. W Szwajcarii niedawno upadła w referendum inicjatywa, żeby koncerny z siedziba w CH odpowiadały za dzialania swoich podwykonawcow na caym świecie (nieco marzycielskie podejście, bo niby jak okreslić granice tej odpowiedzialności? Samo podpisanie segregatora Dobrych Praktyk przez podwykonawcę naprawdę nie wystarczy, niektóre chińskie firmy traktuja np. certyfikat CE na maseczkach jako taki graficzny ozdobnik, afrykańscy dostawcy kakao przysięgną, że uprawy sa legitne i żadnych absolutnie dzieci nie wykorzystano etc. etc.).
„Oczywiście prezesi Adidasa czy Nike nie pakują osobiście Ujgurów do obozów, oni tylko godzą się na to, że podwykonawcy zamawiają to i owo w obozowych fabrykach.”
Z drugiej strony jeśli do Korporacji przychodzi Reżym i mówi „potrzebujemy maszyny do wyłapywania mniejszości i przerabiania jej na soylent” to Korporacja tylko spyta „na kiedy”. Amerykańska, skandynawska, każda.
@pewuc
Większość dziewczyn po prostu nie wypowiada się w miejscach, w których nie mają pewności, jak zostaną potraktowane – w sieci i w realu. Jak wchodzą do dyskusji z takim niedookreślonym nickiem to robią chyba coś podobnego do islamskiej chusty w Iranie podniesionej na włosach dwa cm wyżej niż wymaga Straż Rewolucji. Asekurują się czy, z innej strony patrząc, sondują dostępną im bezpieczną przestrzeń. Z jasnych i konsekwentnych reguł w patriarchalnym społeczeństwie korzystają mężczyźni. Zmiana równościowa idzie raz w tę, raz w tamtą stronę, we make it as we go. Ja się w żadnym razie nie czepiam, koleżanki niech same się zdeklarują, jeśli chcą.
@sheik
„Oczywiście prezesi Adidasa czy Nike nie pakują osobiście Ujgurów do obozów,”
Prezes Siemensa też nie katował osobiście mojego dziadka w obozie. Po prostu podpisał kontrakt z SS o wykorzystywaniu więźniów.
…ale kampania Nike z Kaepernickiem „Believe in something. Even if it means sacrificing everything.” taka była odważna i chwalona.
Jak jeszcze siedziałem mocno w telekomunikacji to wszystkie 3 europejskie korposy telco, fiński, szwedzki i niemiecki, nazw myślę że nie trzeba, sprzedawały Iranowi sprzęt i oprogramowanie (ba, software wręcz tworzyły na zamówienie) którego nie ukrywanym celem była permanentna inwigilacja obywateli. Klientem była zdaje się bezpośrednio Gwardia Republikańska czyli takie tamtejsze SB. Nie ma złudzeń.
najgorsze w tym nie jest oczywiście to, że te koncerny mają tam interesiki, bo te – jeśli sprawy pójdą w dobrym kierunku – można będzie mocno ukrucić. I tak zresztą się pomału dzieje. VW gorliwie zaprzecza korzystania z obozów dla Ujgurów, więc zaczęli się bać.
Najgorsze jest to, że inwestycje koncernów pozwalają reżimom nie tylko się tuczyć, ale i się uczyć. Czytaj: zgapiać technologię. Ja tam na przykład raczej wierzę w doniesienia wpost, że huawei ma soft do rasistowskiego rozpoznawania twarzy, stanowcze dementi huaweia jednak pozostawia mnie w stanie nieufności.
Jak ktoś pamięta wielki technologiczny wkład IBM w morderczy potencjał 3 Rzeszy (maszyny liczące), to robi się niewesoło.
@aldek „Ja tam na przykład raczej wierzę w doniesienia wpost, że huawei ma soft do rasistowskiego rozpoznawania twarzy, stanowcze dementi huaweia jednak pozostawia mnie w stanie nieufności.”
W nowej Polityce prof. Kosinski, ten od Facebooka i Cambridge Analytica, opowiada Zakowskiemu, że z analizy twarzy przez AI może ona wyczytac nie tylko orientację seksualna, ale i poglądy polityczne. Może ktoś bardziej zorientowany się do tego odnieść plz?
PRZESTRZEGAM przed odpowiadaniem Sheikowi, jeśli ktoś jest w tej materii laikiem takim, jak ja. Sam jestem nieufnie nastawiony do prof. Kosińskiego – tak jak prof. Zimbardo, uwielbia siedzieć w lodówce, właściwie co miesiąc mamy w mediach materiał typu „sensacja, tylko u nas, wybitny profesor”. Wierzę w pewną brzytwę poznawczą, nazwijmy ją brzytwą Zimbardo, że jak ktoś ma tak dużo czasu na lansowanie się w mediach, to należy traktować jego autorytet z ogromną nieufnością.
„PRZESTRZEGAM przed odpowiadaniem Sheikowi, jeśli ktoś jest w tej materii laikiem takim, jak ja.”
przeczytałem ten jego papier i on tam pisze że brali zdjęcia z Facebooka, co już zapala różne lampki.
Tymczasem realna facial recog jest obecnie takie, że jakieś amerykańskie software pilnujących młodzież, żeby nie ściągała na egzaminie on-line ma oczywiście problem z ciemną skórą, więc osoby są zmuszane do świecenia sobie lampą w twarz, co wpływa na ich koncentrację w czasie testu.
nie to żebym odpowiadał profesorowi lub sheikowi, bo kwestia, czy rzeczywiście taki algorytm AI coś rozpoznaje w 100 proc. jest wszak dla zamawiającego go reżimu nieistotna. Mierzenie suwmiarką twarzy też było kpiną z nauki. Ważne, czy takie coś towarzysze z Chińskiego KC rzeczywiście zamówią, i do kamerek cctv załadują. Naukowe czy nie, będzie z tego groza.
@wo
Również jestem sceptyczny, bo nawet jeśli Kosiński jest profem na Stnafordzie, to jeszcze nie daje monopolu na rację ani nie uodparnia na bullshit peddling. Precyzuję również, że nie chodzi mi o banalne rozpoznawanie twarzy (Chinczycy ponoć potrafią juz identyfikować zamaskowanych obywateli, Apple jeszcze nie bardzo), tylko o wyczytywanie „metadanych personalnych” z facjaty. Śmierdzi mi osobiście na kilometr frenologią, a sam Kosinski zastrzega, że nie wie jak AI to robi, że wynajduje te różnice, no może ktos glowę wyżej albo krzywo trzyma.
@Michał
„brali zdjęcia z Facebooka”
W tej wersji co ja czytałem, to było o portalu randkowym. Ale nie wiem jaki to ma wpływ na wiarygodność deklaracji.
@wywiad z Kosińskim
Swoją drogą nawet ciekawy i można teoretycznie sobie samemu sprawdzić co i jak, więc to co mówi jest weryfikowalne, gdyby się komus chciało. Przy czym o ile kod jest pewnie do ściągnięcia, bo takie rzeczy latają po githubie, większy problem jest z dostępem do danych, bo trochę mi trudno uwierzyć, żeby ludź z ulicy dostał zdjęcia ludzi z danymi profilowymi.
@aldek
„czy rzeczywiście taki algorytm AI coś rozpoznaje w 100 proc.”
Tu akurat 77%. Wystarczy, żeby wiało grozą. Poza tym żaden reżim nie przejmuje się przypadkowymi (tutaj: nieprawidłowo rozpoznanymi) ofiarami. To jest wliczone w koszty sytemu.
#sheik
„sam Kosinski zastrzega, że nie wie jak AI to robi”
Bo tego nikt nie wie. Sieci to czarne skrzynki, z jednej strony wrzucasz dane z drugiej dostajesz wyniki. A gdybyś chciał sobie wyciągnąć wyniki gdzieś ze środka, to dostaniesz sieczkę, z której dokładnie nic nie wynika. To tak w dużym uproszczeniu.
Można przyjąć, że sieci neuronowe to doskonali uśredniacze. Znajdują sobie podobieństwa pomiędzy rozpoznawanymi rzeczami należącymi do tej samej kategorii. Prosta jednowarstwowa sieć neuronowa w połączeniu z sensownym modelem językowym osiąga skuteczność ponad 95% przy kategoryzacji newsów prasowych. Proste sieci konwolucyjne i rekurencyjne ponad 97% (nawet miałem jakiś wynik zbliżony do 99%). I to bez żadnej magii, specjalnego dobierania tekstów i skomplikowanych przygotowań. Dla newsów polskich i angielskich wyniki są zbliżone. A trudno powiedzieć, żeby sieć nauczyła się języka. Po prostu uśredniła sobie jakieś powiązania pomiędzy słowami oraz stosowane słownictwo. Choć co tak w rzeczywistości sobie wyliczyła to cholera wie.
@wo, korpo i diversity
Ok, poddaję się.
@”Tu akurat 77%. Wystarczy, żeby wiało grozą.”
Jeśli badanie było robione w społeczeństwach, w których publiczne wyrażanie poglądów jest dopuszczalne, a tym bardziej w Stanach, to chyba jednak nie wystarczy (jeśli chwilowo pominąć to, że przecież zazwyczaj wiadomo o nas sporo więcej niż tylko jakie jest zdjęcie naszej twarzy). W Stanach od dawna bardzo lubią dzielić sobie elektorat po łatwo rozpoznawalnych z twarzy cechach (kolor skory, wiek, płeć). Do tego można dorzucić mniej lub bardziej celowe okazywanie swoich preferencji politycznych, w postaci np. wąsika o odpowiedniej długości.
@Jenny
…Testuję życie bez GPS-a poprzez jazdę na motocyklu (nie mam trzymaka na telefon…
Pozazdrościć. Ja to bym miał zaraz przewiane korzonki i tydzień z głowy, choć jak miałem twoje lata, to dawałem na Junaku (ciekawe ilu z naszych blogaskowych przyjaciół wie co to za cudo).
…odtwarzanie nauk ścisłych będzie możliwe tylko mniej więcej do roku 2010, bo potem wszystko przeszło do internetu i przepadło razem z nim”…
Lem to zauważył. Jak zawsze. Tyle tylko, że u niego zniszczeniu uległ papyr, taki tam prehistoryczny nośnik informacji(Pamiętnik znaleziony w wannie).
@mw
„dawałem na Junaku (ciekawe ilu z naszych blogaskowych przyjaciół wie co to za cudo).”
Traktor na dwóch kołach. Równie ciężki, głośny, niewygodny i trudny do prowadzenia (porównuję do standardowego traktora polskiego rolnika z tamtych czasów).
@embercadero
„sprzedawały Iranowi sprzęt i oprogramowanie (ba, software wręcz tworzyły na zamówienie) którego nie ukrywanym celem była permanentna inwigilacja obywateli. Klientem była zdaje się bezpośrednio Gwardia Republikańska czyli takie tamtejsze SB. Nie ma złudzeń”
Och, tak jakby amerykańska czy polska bezpieka nie kupowała softu do inwigilacji obywateli. Nie ma złudzeń. Wymień mi kraj, który NIE kupuje takiego softu (oprócz Niemiec, Skandynawii i Japonii, bo to inna liga – elitarny, kurczący się klub praw człowieka). Wszędzie formalne prawo do prywatności jest naciągane jak guma od gaci.
@wo
„Krastev odpowiadał tam na pytanie, które przez pewien czas w każdej lodówce stawiała Anne Applebaum: co poróżniło ją z dawnymi przyjaciółmi, którzy świętowali wraz z nią i jej małżonkiem milenialnego Sylwestra w rezydencji Chobielin. Wtedy byli zgraną prawicową paczką, teraz są w przeciwległych obozach politycznych. Czy znajomi Radka Sikorskiego od początku byli ukrytymi wrogami demokracji („closeted authoritarians”), czy też się zmienili przez te lata?”
Ja jeszcze o tym, bo męczy mnie, że tak łatwo wybaczamy małżeństwu Sikorskich wspieranie najgorszego oszołomstwa, a co za tym idzie – podkopywanie fundamentów demokracji w Bolandzie. To jest dokładnie casus Giertycha (swoją drogą, jego serdecznego kolegi). Niedobrze mi się robi, jak widzę, że teraz pani Applebaum udaje niesamowicie zdziwioną.
Sikorski, Anne Applebaum i ich kumple z Chobielina tworzyli zgraną paczkę, ponieważ wszyscy byli zasadniczo wielbicielami tandemu Reagan-Thatcher, który dużo pieprzył o demokracji, a już tylko Reagan w imię interesików funfli od plantacji bananów popierał ludobójcze reżimy (czyżby pani Anne nie słyszała, co się dzieje w Gwatemali?) oraz w imię osłabiania ZSRR pomagał rozpalać fanatyzm religijny w Stanach, Europie i na Bliskim Wschodzie (czyżby pan Radosław nie wiedział, co się dzieje w Afganistanie?). Czy oboje nie widzieli, jakie interesy robi Thatcher z rasistowskim RPA? Podpisując się pod tą polityką, zjedli owoce z zatrutego drzewa – i to był ich grzech pierworodny. Jak dzieci uwierzyli w dychotomiczny podział świata i w bełkot Reagana, że ZSRR to „imperium diabła”, więc wmawiali sobie, że skoro stoją po stronie Dobra, Kapitalizmu i Demokracji to wszystkie chwyty są dozwolone (a przecież myślenie w stylu „bo we mnie jest samo dobro” jest przejawem klinicznej megalomanii). No więc skoro świat jest czarno-biały, skoro bawimy się w Brudnego Harry`ego i skoro wszystko można, to czemu nie zagrać znaczonymi kartami? Czemu nie zarobić przy okazji paru dolarów, wciskając ludziom ciemnotę i podżegając do nienawiści jak Fox News i polskie media prawicowe? Czemu nie zaprzedać się kapitałowi i nie zająć się płatnym lobbyingiem? Czemu nie wspierać antykomunistycznego oszołomstwa i nie zaprosić tych lobbystów i siewców nienawiści na sylwestra? Hej, przecież jesteśmy po dobrej stronie! Precz z komuną! Ci ich koledzy z sylwestra w swojej krucjacie przeciwko lewicy po prostu wykazali się konsekwencją, rozjeżdżając ją walcem na wszelkie możliwe sposoby – włącznie z używaniem chwytów poniżej pasa.
To dzisiejsze jojczenie („och, co im sie stało?”; „ojej, jak on mógł, przecież to uczeń Tischnera!” – i moje ulubione „NIE WIEDZIAŁEM, JACY ONI SĄ NAPRAWDĘ!”) jest żałosne. To ewidentna próba wybielenia się przed samym sobą: wrzucamy przeszłość do bębna, sypiemy proszek do białego, włączamy pralkę na 90 stopni i może brudy zejdą. Tak samo śmieszne jest, gdy zniesmaczona Applebaum narzeka na Trumpa – a przecież to krew z krwi, kość z kości esencja republikańskiej mentalności, dziecko Reagana wychowane na Fox News; jego prezydentura była logicznym rozwinięciem reaganomiki z jej handlem wartościami, popieraniem „swoich skurwysynów”, filozofią „wszystko na sprzedaż”, lobbyingiem i brudnymi interesami.
„Polska prawica ma zamordyzm w swoim DNA. Co do tego zawsze rację miał Adam Michnik”
Nie tylko polska. Każda radykalnie antykomunistyczna wschodnioeuropejska prawica (szczególnie teraz, kiedy łatwo jest być antykomunistą) i wzorująca się na republikanach tak ma (choć fakt, że najlepiej obrodziło to w Polsce i na Węgrzech). Ten syf przypłynął do nas zza oceanu – rasizm, kłamstwo i oszołomstwo ukryte w prawilnym pakiecie z demokracją i prawami człowieka. Cejrowski i Kolonko też przecież nie wymyślają niczego oryginalnego, po prostu recyklują amerykański alt-right, prądy obecne w tamtejszym mainstreamie od czterech dekad i przenoszą je na polski grunt.
„Jedyną zagadką dla mnie było to, czemu Anne Applebaum to odkrycie zajęło aż tyle czasu”
Kwestie osobiste i trochę przypadku. Pokłóciła się z nimi, więc może teraz „odkrywać ich Prawdziwą Naturę”. Tak naprawdę pani Applebaum powinna być z siebie zadowolona. Marzenia Reagana się spełniły. Lewica nie istnieje, nie rządzi nigdzie, świat pogrążył się do reszty w neoliberalizmie i neokonserwatyzmie, politykę tworzą lobbyści i wielki biznes, religia wraca na salony w wielkim stylu. Pani Anno, proszę otrzeć łzy – wygrała pani, moje gratulacje!
Trump to był dla systemu wypadek przy pracy. Ten człowiek jest zbyt nieprzewidywalny, by korporacje mogły go na dłuższą metę wspierać. Jednak cyberkporporacje żyją z dyktaturami w doskonałej symbiozie co najlepiej widać w Chinach, ale też w Rosji, Arabii Saudyjskiej, Turcji, Izraelu. Moja prognoza jest pesymistyczna. Prawica mainstreamowa na całym świecie porzuciła demokrację i staje się coraz bardziej faszyzująca. Autorytarną prawicę będą wspierać cyberkorporacje, które zresztą pośrednio już to robią poprzez algorytmy sugerujące foliarskiej treści w social mediach. Najbliższe dekady to będzie walka o to by otwarta demokracja przetrwała. Oś sporu politycznego będzie przebiegać między otwartystami-demokratami a tożsamościowcami zwolennikami dyktatury. Po „naszej” stronie nastąpi raczej zanik lewicy i bezideowych liberałów na rzecz ruchów zielonych – to walka z katastrofą klimatyczną będzie motorem tego co wyłoni się z obecnego obozu postępowców. Po drugiej stronie będą dyktatury i cyberbiznes. Kadencja Bidena to będzie porażka. Za 4 lata republikanie wystawią kogoś równie zamordystycznego jak Trump tyle, że bardziej przewidywalnego i spodziewam się że wygra wybory, wraz z całym zastępem kongresmenów nie uznających demokratycznych woborów, co może oznaczać początek końca demokracji w USA.
@sheik.yerbouti
„że z analizy twarzy przez AI może ona wyczytac nie tylko orientację seksualna, ale i poglądy polityczne”
Raz byłem nawet na wykładzie profesora. Mój problem z Kosińskim jest taki, że on mocno esencjalizuje te etykietki, że ktoś jest republikaninem, a ktoś demokratą. A co jak głosuje raz tak, raz śmak, jest w związku z kobietą, a potem z mężczyzną, etc. Przecież wierzymy w różne rzeczy na przestrzeni lat, nawet w różne rzeczy o sobie, a morda chyba aż tak się nie zmienia. I nawet podpytałem go o to, ale nie umiał sensownie tego zaadresować, że przecież i tak posługujemy się roboczymy hipotezami na czyjś temat i sami też szufladkujemy.
@offtop
Gdybyście byli po pandemii w Berlinie, to niedaleko HBF otwarto Futurium, miejsce w którym konglomerat największych niemieckich firm i uczelni prezentuje jako-tako optymistyczną wizję przyszłości opartej o nowe technologie. Adresują tam także strachy związene z energetyką, prywatnością czy demografią. jak ktoś jest na bieżąco z wieściami z nauki, to raczej nic nowego, ale wszystko zebrane w jednej formie, którą też można podotykać jest cokolwiek ciekawe.
@Łukasz Wyrak
„Trump to był dla systemu wypadek przy pracy. Ten człowiek jest zbyt nieprzewidywalny, by korporacje mogły go na dłuższą metę wspierać”
Zauważ jednak, że w tym szaleństwie jest metoda. Demokraci wygrali obecne wybory dosłownie cudem i przez przypadek – przecież gdyby nie pandemia (a właściwie nieudolna reakcja Trumpa na nią), Agent Orange wygrałby w cuglach!
„Prawica mainstreamowa na całym świecie porzuciła demokrację i staje się coraz bardziej faszyzująca”
Prawica zawsze miała demokrację w dupie. Demokracja była o tyle dobra, o ile prawica czerpała z niej osobiste korzyści, dla niej to były tylko dekoracje na planie filmowym, tak naprawdę liczyły się interesy koncernów, lobbyści i handel bronią. Ostatnim amerykańskim prezydentem zimnej wojny, któremu naprawdę zależało na demokracji i prawach człowieka, był Jimmy Carter – oczywiście demokrata.
@polska
„on mocno esencjalizuje te etykietki, że ktoś jest republikaninem, a ktoś demokratą. A co jak głosuje raz tak, raz śmak, jest w związku z kobietą, a potem z mężczyzną, etc.”
Sieć klasyfikująca zwraca prawdopodobieństwa przynależności czegośtam do określonych kategorii. No i gdy któreś jest wyraźnie wyższe niż pozostałe (wszystkie sumują się do 100%), to jest sprawa jasna. Ale może wyjść, że coś jest w 51% jednym i w 49% drugim. I co teraz zrobić? Podejścia są różne. Albo wybiera się najwyższe i już, bo łatwiej, albo, gdy żadne nie osiągnie pewnej granicy (wyraźnej przewagi nad pozostałymi), to się uznaje, że wynik nie jest jednoznaczny i nie da się czegośtam sklasyfikować. Ale wtedy skuteczność maleje.
Gdyby Kosiński więcej o wynikach powiedział, to może by się okazały mocno niejednoznaczne. Ale jednoznaczna etykietka zawsze lepiej brzmi niż stwierdzenie, że ktoś jest trochę bardziej taki niż inny, z którego nic nie wynika. W każdym razie nie powiedział, więc cholera wie, musiałby ktoś sam sprawdzić.
„morda chyba aż tak się nie zmienia.”
No mi się ciągle wydaje, że wyglądam pięknie i młodo, i nic się przez ostatnie 25 lat nie zmieniłem (poza mniejszą ilością włosów na głowie i coraz bardziej siwym zarostem).
„Demokraci wygrali obecne wybory dosłownie cudem i przez przypadek – przecież gdyby nie pandemia (a właściwie nieudolna reakcja Trumpa na nią), Agent Orange wygrałby w cuglach!”
Poparcie Trumpowi spadło już kilka miesięcy po rozpoczęciu urzędowania i utrzymywało się na niskim poziomie 4 lata.
„Prawica zawsze miała demokrację w dupie. Demokracja była o tyle dobra, o ile prawica czerpała z niej osobiste korzyści, dla niej to były tylko dekoracje na planie filmowym, tak naprawdę liczyły się interesy koncernów, lobbyści i handel bronią. Ostatnim amerykańskim prezydentem zimnej wojny, któremu naprawdę zależało na demokracji i prawach człowieka, był Jimmy Carter – oczywiście demokrata.”
Lewica też nie jest wielką fanką demokracji liberalnej. Jednak cały ten system jaki zbudowano na Zachodzie opierał się na konsensusie głównych ugrupowań politycznych, co do tego, że wyników wyborów nie kwestionujemy. A teraz 150 kongresmenów zakwestionowało wynik wyborów. To jest o wiele ważniejsza wiadomość niż wtargnięcie przebierańców do Capitolu.
@mnf
„Och, tak jakby amerykańska czy polska bezpieka nie kupowała softu do inwigilacji obywateli. Nie ma złudzeń. Wymień mi kraj, który NIE kupuje takiego softu (oprócz Niemiec, Skandynawii i Japonii, bo to inna liga – elitarny, kurczący się klub praw człowieka). Wszędzie formalne prawo do prywatności jest naciągane jak guma od gaci.”
Skąd informacje, że służby tych państw nie kupują takiego softu?
A propos praw człowieka w Japonii:
The death penalty is carried out by hanging in an execution chamber within the detention centre. When an execution order has been issued, the condemned prisoner is informed on the morning of their execution. The condemned is given a choice of a last meal. The prisoner’s family and legal representatives, and also the general public, are informed only afterwards. Since 7 December 2007, the authorities have been releasing names, natures of crime, and ages of executed prisoners.
Gdyby mnf dodał jeszcze do listy szlachetnych, cywilizowanych państw Włochy, wyszłoby państwa Osi. Albowiem wielka jest siła wiary.
Niemcy – korzystają z FinFishera, plus mają własne NSA w postaci Zentrale Stelle für Informationstechnik im Sicherheitsbereich.
Szwecja – w lutym 2020 parlament zgodził się na używanie „agresywnych technik podsłuchiwania”, w mediach pojawiła się informacja, że SAPO chce kupić Pegasusa.
Japonia – korzysta z FinFishera.
@mnf Sikorski i Applebaum
Nic dodać nic ująć. Facet zaczął swoją karierę polityczną od rządu Olszewskiego (czy to nie wtedy domagał się zburzenia PKiN? takie mam pierwsze o nim wspomnienie). Potem działał w ROP. To że teraz zwalcza Kaczyńskiego to wynik takiego a nie innego podejścia JarKacza do współpracowników, a nie jakieś istotne różnice ideowe.
Przepraszam, zapomniałem napisać o Strefie zdekomunizowanej w Chobielinie. On te tabliczki wieszał mniej więcej wtedy kiedy odbywały się te sylwestry.
@mnf
…męczy mnie, że tak łatwo wybaczamy małżeństwu Sikorskich wspieranie najgorszego oszołomstwa…
Niektórych męczy, że tak łatwo wybaczamy Szymborskiej, Miłoszowi, Picasso i jeszcze paru takim pseudo autorytetom, że wspierali stalinowski porządek świata. Na szczęście są jeszcze w narodzie niezłomni, którzy nie zapominają i pilnują, by nie zapomnieć.
Przesadziłem? A może jednak warto zdobyć się na odrobinę obiektywnego zrozumienia. Inne czasy, młody wiek, kontekst i takie tam.
@AI i deklaracje badaczy
„Science Fictions” Suarta Richiego czy „The Matter of Facts” Lengów fajnie pokazują, jak naukowcy lubią nadmuchiwać balonik, często nieświadomie. Cambridge Analytica debunkował między innymi David Sumpter w „Outnumbered” pisząc o profesorze, który wystąpił o udostępnienie danych, które mieli i obliczyli: „After all the hype, Cambridge Analytica was using old-school regression methods based on age and place of residence to predict David’s vote. The data held and the methods used were a long way from being the personally targeted political adverts that Alexander Nix had boasted about.”
W tej chwili głównym zagrożeniem ze strony sztucznej inteligencji nie jest zdolność prognozowania naszych zachowań, ale wiara decydentów, w to, że potrafi. Potem kończy się to testowaniem przez Googla statystyk klikalności na 41 odcieniach niebieskiego, żeby zwiększyć klikalność, a użytkownicy ich systemów są zaskoczeni, że iOS po prostu działa.
@chmura
Z Siri czy Aleksy nie korzystam, bo jednak mają za wysoki współczynnik korzyści do problemów przy wystąpieniu błędów – aż do historii gościa, który siedział z dzieckiem w ciemnościach, bo google zgasiło światło [1]. W ogóle nie dziwię się ludziom z Toronto, którzy nie chcieli zamieszkać w smart city Googla [2]. Ale chmura i ebooki to jednak zbyt duża wygoda, żeby łatwo z nich rezygnować, może jako płacący klient będę odstrzelony dopiero w drugiej grupie, więc będę miał czas na migrację, na nowe rozwiązanie.
[1] – link to msn.com
[2] – link to arstechnica.com
@mnf, s.trabalski, mw.61 Sikorski i Applebaum
PO i PiS się różnią, ale myślę, że większość ich posłów mogłaby bez żadnego problemu być w drugiej partii, i po zmianie broniliby „demokracji“ lub „suwerenności“ z pełnym przekonaniem. Oni traktują to jako hasła kibicowskie, które pozwalają na łatwą identyfikację swój-obcy, a nie ideę o konkretnym znaczeniu. Chyba Gowin wspominał, że musi odganiać się od posłów PO, którzy chcieliby dorwać się do koryta dzięki przejściu do jego partii. Przyznaję, że zaskoczył mnie Senat, w którym PiS nie był w stanie zdobyć większości, przez zwykłe podkupienie jednego senatora.
Chyba trudno byłoby tu znalezc kogoś, kto lubi Sikorskiego. On nie tylko młodość miał trudną, z pewnościa nie lubili go podwladni w MSZ (slyszałem, wprawdzie z drugiej ale poinformowanej ręki, to i owo). Z bycia bucem wyrasta się znacznie dłużej niż z bycia neolibkiem, czasem nigdy.
Ale A. Applebaum przynajmniej pisze książki warte Pulitzera, wiec może oszczędźmy jej rantów, że za Cartera było, panie, lepiej (spoiler alert – not really).
> W nowej Polityce prof. Kosinski, ten od Facebooka i Cambridge Analytica, opowiada Zakowskiemu, że z analizy twarzy przez AI może ona wyczytac nie tylko orientację seksualna, ale i poglądy polityczne. Może ktoś bardziej zorientowany się do tego odnieść plz?
Merytoryczne uwagi wobec Kosińskiego są bardziej nieprzebrane niż jego dorobek. Skandal Cambridge Analytica, w którym miał udział (również finansowy), nie polegał na tym że genialna metoda działa i ho ho manipuluje światem, bo jego metoda akurat jest z dupy i nie działa, a na nieetycznej eksfiltracji danych, to że do zidentyfikowania każdego mieszkańca Ziemi wystarczą 33 bity z entropii to lekko inny temat niż następnie manipulowanie. W przypadku jego „geydara” orientacji ze zdjęć, to „nauka” zdebunkowana wiek temu.
Szef Google Photos, Blaise Agüera napisał o fizjognomii, fraenologii zbyt łagodny cykl notek tak żeby mędrkowie badający machine learning od wczoraj mogli w duchu otwartego umysłu mogli sobie podyskutować z argumentami i naukowością faszyzmu.
link to medium.com
Kosiński to jednocześnie typowy „lider” „intelektualny” Krzemowej Doliny i produkt typowo polskiej szarpaniny na awans. Dla uproszczenia†, bądź też charytatywnie, stosując teorię social climbingu Awala, przypisywałbym skróty metodoligiczne, nahalną autopromocję i takie zaskakująco asertywne bucerstwo wobec standardów naukowych – arywizmowi, szarpaniu się na lidera startując z głębokiej prowincji jaką dla SV są wszyscy (Polska to wyjątkowe dno, ale Harari też funkcjonuje z grubsza tak samo).
Dyskryminację poznajemy gdy trzeba być zdecydowanie lepszym niż natyw – jeśli są wyraźnie dysproporcje w oczekiwanych wynikach. To się przekałada na osobowość, przy braku ludzkich możliwości skutkuje skrótami moralnymi, działaniami pozorowanymi, bezwzględnością, typem dożartego arywisty który robi wokół siebie hałas.
W omawianym przypadku słuszna skądinąd dyskryminacja narwańca niestety nie zadziałała ze względu na wzrost pewnych postaw w SV, których dodatkowo uniwersytet Stanforda zawsze był przechowalnią (przykładów jest bez liku, pracował tam też wspomniany przeze mnie poprzednio ekspert partii republikańskiej od IQ imigrantów, obecnie zrobiony przez Trumpa dyrektorem w słynnym instytucie standaryzacji NIST).
†) Nie przepadam. Wymyśliłem coś takiego mając jakieś 15-16 lat, i rzeczywiście „rady dla social climberów” sprowadzają się do młodzieńczej mimikry: aby elity widziały w młodzieńcu wersję siebie – to jest osiągalne tylko do pewnego młodego wieku, gdy wszystko poszło zgodnie z planem, na który łatwo wpaść dużo bardziej szczegółowo niż awalowy kołczing, bo do tego sprowadzają się jego rady gdy zabraknie choćby jednej z kilku potrzebnych szans i plany stają się marzeniami.
@mw.61
„Na szczęście są jeszcze w narodzie niezłomni, którzy nie zapominają i pilnują, by nie zapomnieć”
Niestety, coraz nas mniej…
„Przesadziłem? A może jednak warto zdobyć się na odrobinę obiektywnego zrozumienia. Inne czasy, młody wiek, kontekst i takie tam”
Oddaję mocz na czasy, wiek, kontekst i takie tam.
@sheikh yerbouti
„Chyba trudno byłoby tu znalezc kogoś, kto lubi Sikorskiego”
Przeciwnie – po „naszej” stronie ma całą rzeszę fanów, a i na tym blogu pewnie paru by się znalazło (kol. @mw.61 na ten przykład). Tych samych „demokratów”, którzy skaczą z mecenasem Giertychem.
„On nie tylko młodość miał trudną”
Biedny. Te balangi w Bullingdon Club rzeczywiście musiały być wyczerpujące.
@mnf
„Och, tak jakby amerykańska czy polska bezpieka nie kupowała softu do inwigilacji obywateli. Nie ma złudzeń. Wymień mi kraj, który NIE kupuje takiego softu (oprócz Niemiec, Skandynawii i Japonii, bo to inna liga – elitarny, kurczący się klub praw człowieka). Wszędzie formalne prawo do prywatności jest naciągane jak guma od gaci.”
Gdyby tu chodziło tylko o prywatność. Różnica jest taka że 1) wymienione przez ciebie państwa nie wykorzystują tych danych by aresztowanego delikwenta torturować a potem powiesić na dźwigu w centrum miasta 2) nie mają sankcji ONZ-u. To były okolice 2005-10 roku i co chwila ktoś z opozycji w Iranie lądował na haku. Milusińskim z tych trzech firm to nie przeszkadzało. Tak się składa że wiem z całą pewnością że np firmy na N i S robiły wtedy dla Iranu software który literalnie służył do wyłapywania opozycji. Co poniektórzy pracownicy nie chcieli w tym brać udziału (i od nich ja o tym wiem bo oczywiście nie było to jawne) ale znaleźli się tacy dla których praca za dobre pieniądze przez pół roku w Iranie wyrównywała straty moralne. Moim zdaniem trzeba być psychopatą by w czymś takim brać udział ale może to ja jestem dziwny.
@AI & Kosinski
Zgadzam się że Kosiński to megaloman i to co mówi trzeba podzielić przez 10. Z tego co pamiętam czytałem w czymś brytyjskim, nie pomnę czy to był Guardian czy co innego, analizę tego co ten pan mógł mieć na myśli twierdząc to co twierdzi (bo przecież przy okazji afery z CA obleciał ze swoimi rewelacjami również tamtejsze media) i wychodziło im że jego AI próbuje znaleźć na podstawie gęby i szukania zdjęć tej samej osoby profile społecznościowe delikwenta i wnioski wysnuwa na podstawie tego co w nich znajdzie. Więc nie jest tak że poglądy polityczne wnioskuje na podstawie bruzd na twarzy
> Szef Google Photos
*uczenia maszynowego w Google Photos (nie produktu).
Co do samego produktu nie rozumiem ludzi odkrywających działania monopolistyczne. Nie są nimi. Free storage z moim Pixel scrying mirror było opatrzone jasne info, że to na ograniczony czas. Natomiast od początku był inny problem – z wyjmowaniem tych zdjęć z chmury. Brad Fitzpatrick, jeden z niewielu programistów o którym legendy są prawdziwe, będąc jeszcze pracownikiem Google próbował stworzyć program do ściągania/archiwizacji i mu się w zasadzie nie udało (już nie działa, albo rzadko). Mnie się ostatni raz bespoke script udał rok temu, ale zapomniałem jak to robiłem.
@mnf
…ma całą rzeszę fanów, a i na tym blogu pewnie paru by się znalazło (kol. @mw.61 na ten przykład)…
Pudło, choć rzeczywiście z wiekiem staram się raczej zrozumieć.
@Pilcrow
„Natomiast od początku był inny problem – z wyjmowaniem tych zdjęć z chmury.”
To jest właśnie różnica między „darmową” chmurą Google, a płatną wersją Apple, w tej drugiej mam po prostu checkbox „Download Originals to this Mac” i wszystkie zdjęcia robione telefonem mam automatycznie zgrywane na komputer. Chociaż instrukcja migracji z Google do Amazona sugeruje, że Google pozwala wyeksportować wszystkie zdjęcia [1].
[1] – link to groovypost.com
„ChRL powstanie niezależnie od tego.” Ekhm, bez ZSRR to nawet Kuomintang miałby spore problemy. W końcu to Moskwa była ich jedynym poważnym partnerem w latach dwudziestych. Scenariusz z Chinami zjednoczonymi przez nacjonalistów jest średnio optymistyczny, takie bardziej autorytarne Indie.
@notka i prognozy
Jestem pesymistą, korporacje zaczęły uznawać ekologię za modne zachowanie, ale spodziewam się, że najbliższe lata to będzie gonienie za ładnie wyglądającymi metrykami, przez outsourcing emisji do podwykonawców, a nie wprowadzenie rzeczywistych rozwiązań. Zeszłoroczny spadek o 7% brzmi ładnie, ale został osiągnięty ze sporym spadkiem PKB, przy restrykcjach, które znacznie ograniczyły wszystkie aktywności indywidualne, a jest to spadek od rekordowego poziomu osiągniętego w 2019. Ludzie nie kupowali nowych samochodów, nie latali tak często samolotami, w niektórych krajach nie mogli nawet jechać daleko od domu. Na razie walka o klimat jest prowadzona w duchu neoliberalnym (wprowadźmy opłaty, a rynek sam ureguluje).
Dynamika klimatu wskazana jako problem przez cmosa to jedno, dynamika emisji to inny problem. Podobno od końca lat sześćdziesiątych do teraz udział paliw kopalnych w produkcji energii zmalał z 94% do 85%, przed nami jeszcze długa droga do stworzenia infrastruktury pozwalającej ograniczyć produkcję dwutlenku węgla. A ciągle zdarzają się akcje, które wprost sabotują działania (Niemcy zamykające swoje elektrownie jądrowe, protesty przeciwko budowie nowych).
Kryzys epidemiczny pokazał, że długoterminowe restrykcje nudzą ludzi, w szczególności wysoko postawionych. Walka z przyszłymi problemami powinna jednak mieć takie proporcje, że ludzie z klasy niższej mogą czasem pojechać za granicę (idealnie nawet częściej niż teraz, chociaż pociągiem), klasa średnia wymienia telefon co trzy lata zamiast co dwa, a Dominika Kulczyk swoje ekologiczne prysznice bierze w jednym z trzech domów, zamiast w prywatnym samolocie w drodze na własną wyspę. Niezależnie czy Chiny zostaną jedynym mocarstwem, czy podzielą się wpływami ze Stanami, ten problem nie zostanie rozwiązany.
Potęga Chin to potencjalne zagrożenie, ale nie zgadzam się z kolegami i koleżankami, które wyżej traktowały to jako poważny problem dla nas rozumianych jednostkowo. PKB USA rosło dużo szybciej niż UE, a mimo to poziom życia przeciętnego Europejczyka jest wyższy niż Amerykanina [1]. Z punktu widzenia jednostki jeszcze długo będziemy mieć możliwość pracy w korporacjach niechińskich, chociaż chciałbym, żeby aktualny kryzys sprawił, że Unia trochę się otrząśnie, zwiększy poziom integracji i rozwiąże najbardziej palące problemy.
[1] – udział aktualnej strefy Euro w PKB światowym, w 1981 wynosił 21% i był równy amerykańskiemu, aktualnie jest o jedną czwartą niższy (16% vs 12%) link to lemonde.fr
@ dzieci cieci
Ja rozumiem, czemu one to robią. Moja uwaga dotyczyła raczej zarzutu misgenderingu (bo to jest zarzut jednak). Jeśli używamy extragenderowego nicku, trudno uznać za misgendering niewłaściwe użycie rodzaju gramatycznego.
Ale poza tym racja, oczywiście. Jam mówię: wiem, czemu to robią i rozumiem. Mam tylko nadzieję, że przyczyny tych obaw znikną, oby szybko.
Witam wszystkich, korzystając z okazji, wtrącę swoje trzy grosze, ale z innej strony.
We mnie budzi nieustające zażenowanie przekonanie większości współczesnej lewicy, że można w nieskończoność hodować nowotwór kapitalizmu i to nie doprowadzi do jednak bardzo łatwych do przewidzenia konsekwencji. Przypomina to naiwnych zwolenników monarchii, którzy wierzą, że każdy król będzie mądry, dobry i sprawiedliwy. A nawet jak nie, to i tak będzie czynił słusznie. Bo tak.
Ja oczywiście rozumiem, że im wyższe pięterko w hierarchii, tym łatwiej to przychodzi, niemniej mowa przecież o inteligentnych, wykształconych ludziach.
Być może to przerzut chiński „wyjaśni” tych wszystkich lewicowych zwolenników kapitalizmu, ale obawiam się, że nawet wtedy będą przekonywać, że to wina „wypaczeń”, bynajmniej nie kapitalizmu, który potrzebował przecież jedynie odpowiednio dostrojonych stawek podatkowych.
To jest szczególnie niebezpieczne, jeśli wziąć pod uwagę, że akurat kapitalistom powierza się rozwiązanie problemów typu ocieplenie klimatu. Tutaj potrzeba odpowiedzi jak nie marnować energii i dobrze żyć, a odpowiedzią jest: będziemy robić to samo, co wcześniej, ale inaczej, obejrzyj nasz nowy prospekt…
Przy tym wszystkim, frustrujące jest jak niektórzy potrafią ze świętym oburzeniem odbierać „legitymację lewicowcy” każdemu, kto już nawet nie sceptycznie, ale niezbyt entuzjastycznie, podchodzi do tematów obyczajowych. (Tu miało być wyjaśnienie, że nie jestem homofobem, mizoginem, etc., nie-/stety już dawno zrezygnowałem z udowadniania, że nie jestem wielbłądem.) Tu znowu pozwolę sobie na przytyk, ciężko mi uwierzyć, że nikt nie widzi tego, jako „wentyl bezpieczeństwa” dla lewicowo wzmożonych. Tak, to zabawne, że teraz to korporacje pouczają jak być prawdziwie lewicowym, tolerancyjnym człowiekiem, bo mają parytety, kodeksy postępowania i tym podobne. Serio?!
A jak się trafi jakiś potwór, który zagłosował na PiS, bo uznał, że np. te pincet-plus jest istotniejsze dla ludzi, niż „obrona demokracji”, to niech go Bór ma w swojej opiece. (Tu miało być wyjaśnienie, że ja nie głosowałem, ale… wstałżem skolan i nie bede sie tumaczył, gdyż ponieważ popieranie PiS przeciw PO jest tak samo niegodne lewicy, jak popieranie PO przeciw PiS. „Mniejsze zło” to zwykle kwestia perspektywy, nie ideowości, przykro mi.)
Pozdrawiam.
@AI
Kiedyś ktoś mówił (na jakiejś konferencji, znam z drugiej ręki), że algorytmy AI w Facebooku po kilkudziesięciu reakcjach usera (dowolnych) na koncie, wiedzą o nim więcej niż jego partner. Po stu – więcej niż on sam. Pewnie przesada. Znaczy: mam nadzieję, że przesada.
I z tego samego źródła: Chiny intensywnie pracowały nad takimi algorytmami – powiedzmy – nadzoru społeczeństwa. Pamiętacie, było o tym głośno swego czasu (te wszystkie punkty obywatelskie, dodatnie i ujemne, przyznawane nie tylko za politykę, ale np. przechodzenie na czerwonym/zielonym świetle). Jak powiedział chiński prelegent „big government money in mass surveillance”. No i ich wynikami (tego mass surveillance software) interesowało się sporo państw europejskich. W słusznej sprawie, oczywiście. Jak to mówią: niewinni nie mają się czego obawiać (btw ostatnio znów ktoś z rządu zasunął takie hasło).
I jeszcze słowo o rozpoznawaniu poglądów (i ni etylko) na podstawie twarzy. Oczywiście oprócz twarzy kamera łapie sporo innych szczegółów (fryzurę, zarost, jakieś okołotwarzowe elementy ubioru). Może wyłąpywać zależności nam nieznane (Lem chyba w Dialogach pisał o podobnych kwestiach). Na razie jednak wszystko to przypomina mi tę dawną próbę z AI Pentagonu, mającą rozpoznawać samoloty (skądinąd miła anegdotka).
> Chociaż instrukcja migracji z Google do Amazona sugeruje, że Google pozwala wyeksportować wszystkie zdjęcia [1].
Nie da się tego robić na codzień.
link to github.com
@404
Lewica jak MNF napisał już nie istnieje (Schröder u Putina) tudież się nie odrodziła (Posdemos, Razem).
Kwoty, bony, podatkowe i pararynkowe rozwiązania klimatyczne to nie jest pomysł lewicowy, którym są regulacje, z rzadka połączone z subsydiami (za to jak największymi).
Obyczajową niezgodę na „legitymację lewicowca” pominę, ale chciałem zauważyć, że do korporacji mamy stosunek jak JarKacz do PRL-u: to samo ale po naszemu. Korporacje to twory gospodarki z gruntu wewnętrznie centralnie planowanej choć nie zawsze scentralizowane. Pozostają największym i najefektywniejszym redystryburtorem w historii ludzkości. Kochamy biurową klasę średnią, a wewnętrzne regulacje, formalizacja, kodeksy postępowania i proces to nie jest „wentyl bezpieczeństwa” a clou postępu. Chcemy mniej rynku a więcej takich rzeczy w zarządzaniu.
Skoro można przypiąć wrotki i odjechać to ninejszym to czynię – w tym roku będę obchodził czterdziestkę, super, że pandemia pozwoli mi nie zorganizować hucznej imprezy, zawsze się zastanawiałem, dlaczego tak istotne są te okrągłe rocznice dla ludzi, żona wyjaśniła mi – struktury długiego trwania, etc.
@przyszłość klimatu
Póki co najbardziej idziemy chyba w stronę „Hell”, Gospodarz swego czasu polecał żeby obejrzeć – recenzował nawet, stąd znam, nie uśmiecha mi się to mocno. Może też niektóre szczęsliwe kraje skończą jak Królestwo Tajlandii w „Nakręcanej dziewczynie”. Chyba, że nagle odkryjemy jak bezkarnie zamieniać energię w magazyny CO2 i będziemy mogli to sobie regulować – haha, marzenia.
@przyszłość ludzkości
Najwyraźniej ludzkość mimo woli sugeruje się jakimś cyberpunkowym uniwersum, oczywiście modyfikując Gigabajty na Petabajty oraz zaibatsu/keiretsu na GAFAM, może dlatego tak bardzo popularna mimo swoich problemów jest gra od CDProjektu.
Chiny trochę też jakby szły stronę realizacji SF – obecne kojarzą mi się z Allahem 2.0 M.Zagańczyka, chyba, że Zachód obroni się przed kradzieżami technologii (obecnie chińskie kamery termowizyjne potrafią rozpoznać zamaskowanego człowieka as in – nie wyświetlają komunikatu „zausz maskie”, jeśli faktycznie jest maska na twarzy, więc w takim znaczeniu słowa o rozpoznawaniu zamaskowanych są prawdą). Wydajność procesorów chińskich na razie ciągle nie zagraża USA, które jakby chyliło się w stronę jednak podziału na 2 części – znowu scenariusz jak z cyberpunkowych pozycji(żartuję, ale wśród znajomych już takie ochy słyszałem ;)) Anegdotka z Ameryki Łacińskiej nt wydarzeń z 6 stycznia niezmiernie mnie i małżonkę rozbawiła, bardzo dziękuję.
Stosunki Indie/Pakistan w kontekście następstw obecnych problemów klimatycznych faktycznie nie napawają optymistycznie – „Rzeka Bogów” troszkę to wieszczyła, Rosja podobnie – jak ludziki przestaną używać ropy i węgla, żeby ratować klimat będzie tam wielokrotnie mniej ciekawie niż jest, tu brakuje mi analogii z SF, jak ktoś może polecić, chętnie poczytam
@przyszłość tego kraju
Tutaj akurat jestem umiarkowanym optymistą, niby im rośnie znowu w sondażach, ale wygląda że kasa skończy im się przed wyborami/inflacja wkurzy ludzi i to spowoduje (mam nadzieję), że je przegrają, a rządzić będzie koalicja Hołowni z wydłubanymi z różnych miejsc posłami, PSLu i Lewicy (może będa mieli nawet 2/3 vs Konfederacja i PiS) Tu z kolei od 2010 nieodparcie nasuwa mi się krótkie opowiadanie z NF, którego tytułu nie pamiętam, o kolesiu, który dla wygranej w wyborach sfingował napad na swoją żonę, bodaj wyłupiono jej oczy – co wywindowało narratora – protagonistę do pozycji premiera / prezydenta.
BTW. kiedyś naprawdę łykałem ten kit polskiej oblężonej twierdzy z opowiadań polskich autorów, przestałem jakoś tak po odkryciu tego bloga i poznaniu mej małżonki czyli ~2009 – wtedy też odkryłem, że polska małomiasteczkowa nienawiść do Żydów wiąże się historiami jak z Pokłosia, odkryłem też jak mało wiem o świecie, a jak dużo z tego co wiem jest propagandą 🙂 i dzięki Gospodarzowi np od pierwszej możliwej okazji głosuję na Razem(plus wiele innych spraw mi się poukładało w łepetynie dzięki zaglądaniu tutaj)
@chmura – obecnie naprawdę niewiele wiedzy i kasy trzeba, żeby kupić sobie sprzęt do domu i samemu realizować smart dom w obrębie li jedynie własnych zasobów – słowa klucz dysk usb, armbian, płytki arm, sonoff, nextcloud, OMV, MQTT, openhub/hassio/homekit, ewentualnie NAS dla tych co mają możliwość wysupłania od ręki 3000zł na kompletne rozwiązanie. Przy obecnych tutorialach/how-to’s/poradnikach jest to odpowiednik programowania magnetowidu aby nagrał konkretny film z konkretnego kanału analogowej telewizji. Apki są na oba ekosystemy.
KarteluChmurowego też bym się nie obawiał tak bardzo, jesteśmy obecnie w takim momencie, że wielu małych graczy, nawet w Polsce, oferuje tego typu usługi taniej i gwarantując trzymanie danych w UE.
@WO i winyle – retro to nowa moda [https://pitchfork.com/news/vinyl-outsells-cds-for-the-first-time-in-decades/], też bym sobie z chęcią posłuchał np Yello, lub Chucka Ragana, ew. starej kolekcji rodziców trzymanej przez nich na strychu ale niestety brak miejsca w domu :/
@czytający
Przepraszam za styl, zawsze wolałem czytać niż pisać, pozdrawiam.
„Chciałbym więc ogłosić safe space dla wizji przyszłości i interpretacji teraźniejszości.”
W pamięci utkwił mi artykuł, który przeczytałem kilka ładnych lat temu o rejsie wycieczkowym statkiem pasażerskim w lecie 1938 albo 1939 roku. Z Gdyni do norweskich fiordów. Próbowałem dzisiaj odnaleźć ten artykuł, żeby sprawdzić czy pamięć nie spłatała mi figla, ale mimo najszczerszych chęci nie znalazłem w sieci o nim śladu w związku z tym muszę zaufać wspomnieniom. To co wywarło na mnie wówczas wrażenie, to opisana w artykule atmosfera wzajemnego spijania sobie z dzióbków ówczesnej polskiej elity i ich prawdziwy, nie urzędowy, optymizm pomimo pogarszającej się międzynarodowej sytuacji Polski. I tylko mimochodem wspomniany dziwny incydent podczas rejsu – część pasażerów, Żydzi, nie wiedzieć czemu, zeszła na ląd w Norwegii i nie wróciła na statek (to był rejs turystyczny i zapłacili za podróż w obie strony).
Moja wizja przyszłości jest bardzo pesymistyczna. Czuję się jak Żyd z tego statku, tylko jeszcze się nie zaokrętowałem bo nie jestem do końca gotowy (rodzinnie i finansowo). Potrzebuję jeszcze dosłownie kilku lat. Modlę się, żeby dzisiejszy świat skończył się, odwrotnie niż tamten, skomleniem a nie hukiem i żebym nie został z ręką w nocniku.
Inny artykuł, który utkwił mi w pamięci z identycznego powodu dotyczył Eugeniusza Bodo. Bodo, obywatel neutralnej Szwajcarii, człowiek wydawałoby się inteligentny, bywalec salonów, a więc chlejący wódę z przedstawicielami ówczesnej elity, którzy powinni zdawać sobie sprawę, że nie będziemy musieli oddawać guzika, bo ten guzik razem z mundurem, karabinem i bielizną Niemcy sobie sami zabiorą, a więc ten Bodo w kwietniu 1939 roku otwiera na ulicy Foksal kawiarnię Cafe-Bodo a na piętrze kamienicy kupuje czteropokojowy apartament. W kwietniu 1939 roku, czyli już po przyjęciu przez Polskę brytyjskich gwarancji. I Bodo wkrótce ginie, zamiast cieszyć się spokojnym życiem w czteropokojowym apartamencie w Lozannie czy innym Zurychu. Nie bądźmy jak Bodo. Ok, dzisiaj nie jest rok 1939, dalszy rozwój sytuacji nie jest podany, jak wtedy, na talerzu, ale trendy są widoczne i można z nich wyciągnąć odpowiednie wnioski. Szczególnie w 2021 roku, po arcyciekawych doświadczeniach roku ubiegłego.
Moje przewidywania co do najbliższych kilku lat są następujące:
1. Coraz większy zamordyzm. Uzasadniany wczoraj zagrożeniem terrorystycznym, dzisiaj covidem, jutro jeszcze czymś innym, wszystko jedno czym, ważne że wywołuje powszechny strach. Zamordyzm w postaci likwidacji ograniczeń dotyczących anonimowości, zgromadzeń publicznych, wolności prowadzenia działalności gospodarczej, przemieszczania się etc. No i oczywiście zamordyzm w postaci ograniczania wolności słowa. Tutaj nie do końca zgadzam się z gospodarzem, że zamordyzm jest cechą immanentną prawicy. Moim zdaniem zamordyzm jest cechą immanentną i prawicy i lewicy. Z mojej perspektywy oba zamordyzmy są równie groźne, różnią się tylko wektorem. No, w przypadku Polski, przyznaję, że zamordyzm prawicowy jest rzeczywiście groźniejszy, bo bardziej realny. Ale, tak szczerze, jakie to ma znaczenie czy prokuratura postawi mi zarzuty za obrazę czyichś uczuć poprzez dodanie tęczy do Maryi czy też Maryi do tęczy? Jak dla mnie to jedno i to samo. Parlamenty powinny być budowane w kształcie koła, żeby prawica i lewica siedziały obok siebie.
2. Dalsza pauperyzacja klasy średniej i rozwarstwienie społeczne. Jak ktoś to ładnie określił „pokojowe odgięcie krzywej oczekiwań społecznych” lub ktoś mniej ładnie, ale równie prawdziwie „będziecie zapierdalać za miskę ryżu i będziecie zadowoleni”. Coś w tym jest, mimo oburzającej formy i kontekstu. No niestety, nie da się jechać cały czas na konsumpcji na kredyt – czy to z perspektywy konsumenta czy państwa. Kiedyś musi nastąpić to odgięcie krzywej i reset. Dawniej następowało to w postaci wojny, dzisiaj, w dobie broni masowego rażenia, inne sposoby są chyba dużo bardziej bezpieczne. Oczywiście, sam chciałbym, gdyby ta operacja nie była przeprowadzona za naszego życia, ale widocznie ktoś postanowił, że nie ma na co czekać i że covid jest doskonałą okazją (mam nadzieję, że przekraczam granicy „wizji umiarkowanie spiskowej”, na którą zezwolił gospodarz). Nie wiem czy sars-cov-2 ma charakter naturalny czy też wyciekł chcący czy niechcący z chińskiego laboratorium, ale teraz, po roku, widzimy, że w dużo większym stopniu dotknął konkurentów Chin, w związku z czym pozwalam sobie na sceptycyzm odnośnie do naturalnego pochodzenia tego wirusa. Lockdowny, które miały wedle początkowych obwieszczeń dać nam czas na przygotowanie służby zdrowia do walki z wirusem, są przedłużane i skutkują bankructwami całych branż. Wiem, że się różnimy w ocenie zagrożenia wynikającego z tego konkretnego wirusa, no ale jednak nie jest to dżuma i uważam (podobnie jak większość ludzi z mojego bąbelka), że lekarstwo w postaci lockdownów jest gorsze od choroby. No ale w sumie covid tylko przyspieszył to co nieuniknione i dał pretekst do odgięcia krzywej społecznych oczekiwań, w związku z czym nie ma o co kruszyć kopii. Żeby było jasne – moja ocena dotycząca lockdownu nie jest wynikiem żalu czy osobistego interesu, wręcz przeciwnie, od połowy marca pracuję sobie zdalnie z domu, co bardzo sobie chwalę, a moje dochody spadły tylko nieznacznie. Jakby ktoś mnie zapytał w 2019 czy chcę zarabiać mniej ale pracować z domu, to bym od razu się zgodził, niestety nikt nie zapytał. W związku z tym, covidzie, trwaj. Tak tylko, z empatii, współczuję innym.
3. Upadek UE jaką znamy. Proszę mnie nie wrzucać do koszyka przeciwników UE, bo uważam, że członkostwo Polski w tej organizacji (mimo jej wielu wad) za jedną z lepszych rzeczy, która się Polsce przytrafiła w naszej całej 1000-letniej historii. No ale nie możemy zamykać oczu na fakt, że UE przeżywa najpoważniejszy kryzys, który wbrew życzeniowemu myśleniu niektórych komentujących jest tylko pudrowany takimi akcjami jak wspólny zakup szczepionek. To jest maska pudru na zniszczonej, pełnej wągrów, starczej twarzy osoby, która może jeszcze nie leży na łożu śmierci ale jest już w hospicjum. Ok, możemy pocieszać babcię, że pożyje jeszcze sto lat, mimo raka, alzheimera i parkinsona ale powinniśmy być szczerzy przynajmniej ze sobą. UE się rozpadnie oczywiście nie z powodu Polski czy Węgier tylko z powodu różnic pomiędzy północą a południem, w momencie, w którym Niemcy stwierdzą, że Unia w dotychczasowej postaci już im się nie opłaca. Jestem oczywiście za federalizacją Unii, bo to może opóźnić nieuchronne ale żadnej federalizacji nie będzie bo to nie jest w interesie Niemiec (i całkowicie ich rozumiem, bo kto by chciał wchodzić w związek małżeński z bankrutem z olbrzymimi długami). Co zatem powinniśmy robić w takiej sytuacji jako Polska? Bartosiaki, Pyffle czy Jurasze oczywiście postulują, żeby grać na wielu skrzypcach – Niemcy, USA, Chiny a nie się „podczepiać” pod kogoś. No tak powinno być, ale my nie jesteśmy jako kraj i elity rządzące krajem w stanie tego zrobić. Nigdy nie byliśmy, może z wyjątkiem dyplomacji jagiellońskiej. Nie wiem dlaczego, ale wiem, że nie zrobisz Metternicha z dziecka specjalnej troski. W związku z tym zostaje tylko jedno – hołd pruski a rebours. Jedynym ważnym, silnym krajem dla którego Polska ma rzeczywiście znaczenie nie tylko jako karta przetargowa a z powodów geograficznych i gospodarczych to Niemcy. Oczywiście Polska ma równie duże znaczenie dla Rosji, no ale lepiej chyba być wasalem germańskich wrogów niż słowiańskich braci. Nowa UE, bez południa i być może Francji, z Polską i innymi demoludami jako wasalami politycznymi i gospodarczymi Niemiec to scenariusz doskonale optymistyczny. Niestety, boję się że znów nie oddamy guzika i zostaniemy bez majtek. Scenariusz doskonale pesymistyczny to grzyb atomowy nad Warszawą jako ostatni argument cara (rok temu uważałbym to za fantazję, ale po doświadczeniach 2020 wierzę, że absolutnie wszystko jest możliwe), brak jakiejkolwiek realnej reakcji kogokolwiek (no bo jaka może być oprócz ruki po szwam?). Oczywiście, mam nadzieję, że Rosjanie zdecydują się na mniej drastycznie formy skompromitowania UE i zamiast szturchania Polski wybiorą Finlandię (nie jest w NATO) czy jakieś zielone ludziki na Łotwie. W wariancie realistycznym będziemy krajem granicznym pomiędzy strefą wpływów Niemiec i Rosji, z rachityczną gospodarką zdominowaną przez narodowe koncerny z nową pisowską oligarchią. Grzegorz Braun się w większości spraw myli, ale akurat ma rację z określeniem obecnej władzy jako grupy rekonstrukcyjnej sanacji.
4. Upadek USA jakie znamy. Pierwsze decyzje nowej administracji budzą wątpliwości czy rzeczywiście chce zasypywać podziały, jeśli zasypanie podziałów jest w ogóle możliwe. No bo czy naprawdę mianowanie Kristen Clarke dyrektorem departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości, odpowiedzialnego za wdrażanie federalnego prawa dotyczącego zakazu dyskryminacji, w szczególności ze względu na rasę, jest takim zasypywaniem podziałów? Ja rozumiem, że ona napisała ten swój artykuł o wyższości fizycznej i intelektualnej czarnoskórych nad białymi jako studentka na Harvardzie w formie przekory, no ale czy służy to zasypywaniu podziałów czy eskalacji? Po co była ta nominacja? W związku z powyższym, żadnego zasypywania podziałów nie będzie, będzie dalsze pogłębienie konfliktu z obu stron. Oczywiście, żadna wojna secesyjna którą podniecają się trumpowcy nie nastąpi, zbyt duża różnica potencjału wojsko vs uzbrojeni cywile. Zamiast tego będzie terroryzm, ataki na budynki federalne, gejów, kliniki aborcyjne, czyli to co znamy tylko w zwielokrotnionej formie. Z uwagi na problemy wewnętrzne USA nie będzie w stanie angażować się w sprawy międzynarodowe tak jakby chciało. W latach 90-tych XX wieku czy w pierwszej dekadzie XXI wieku byłoby to błogosławieństwo i dla Stanów Zjednoczonych i dla świata. Niestety, w w trzeciej dekadzie XXI wieku, USA albo obroni pozycję jedynego hegemona i strażnika globalnej waluty, albo gospodarczo zginie. Rozumiem argument gospodarza, że z punktu widzenia Boliwii czy innego kraju latynoamerykańskiego wartością dodaną było samo istnienie ZSRR jako alternatywy. Niestety, obecnie nie ma chyba miejsca na świat dwubiegunowy z uwagi na strukturę amerykańskiej gospodarki opartej na hegemonii dolara i oliwieniu drukarek na koszt całego świata. Ale o czym my mówimy, ten statek już odpłynął. Stany przegrały, Chiny wygrały, a covid tylko postawił kropkę nad „i” w wyrazach „identity politics”. Statek z daltonistycznymi ideałami Martina Luthera Kinga zniknął z horyzontu, nastąpiło odwrócenie wektorów, tylko tym razem white man bad, black man good. USA upadają, Chiny rosną i całkowicie zgadzam się z Bartosiakiem, który kilka razy zwracał uwagę, że coś jest z kondycją USA nie tak, skoro w Chinach większość młodych ludzi na pytanie „kim chciałbyś być” odpowiada „naukowcem”, a w Stanach „gwiazdą mediów społecznościowych” (zakładam, że to prawda, nie udało mi się sprawdzić u źródła). Zresztą, zastanówmy się, o czym rozmawiamy w komentarzach pod tym wpisem – o misgenderowaniu. I to o misgenderowaniu ciskobiety, czyli zwykłej pomyłce a nie o działaniu celowym, żeby poniżyć osobę transpłciową. Ja rozumiem, że to takie przekomarzanie się ale podejrzewam, że amerykańscy zeloci spokojnie mogliby dopatrzyć się seksizmu w stwierdzeniu gospodarza, że „skoro 99% komentujących to mężczyźni, to jest to naturalny wybór defaultowy. Gdy słyszysz kopyta, myślisz o koniach, nie o zebrach.”. Ja się z tym zgadzam, żeby nie było. O, jesteś kobietą, sorki nie wiedziałem, poprawię się. Dawnej dodałbym, że super, że mamy w grupie zdominowanej przez mężczyzn kobietę, bo może zobaczymy kobiecy punkt widzenia, ale teraz już wiem, że to seksizm, bo wiadomo, że kobiecy punkt widzenia jest, bez względu na intencje, określeniem protekcjonalnym. Dodam też, że moje doświadczenie jest takie, że jeśli na forum czy grupie zdominowanej przez mężczyzn pojawia się kobieta, to jest hołubiona jak rodzynek (co też jest dziwne swoją drogą), w związku z tym nie podzielam argumentu, że kobiety w swojej masie na forach ukrywają swoją płeć z obawy, że będą traktowane pobłażliwie albo że idą z tego właśnie powodu w niedookreśloność. Moje doświadczenie jest takie, że kobiety (nieliczne) zasłaniają się własną płcią tylko wtedy kiedy piszą głupoty i spotykają się z krytyką. Co ciekawe, na forach których bywałem i bywam, kobiety piszą częściej składnie i z sensem niż mężczyźni, odsetek frustratek/furiatek też zdecydowanie niższy niż frustratów/furiatów, ale ja nie udzielałem się nigdy na forach typu anime, polska fantastyka czy grupy rekonstrukcyjne więc przyjmuję do wiadomości, że w miejscach zdominowanych przez nieszczęśliwych mężczyzn natężenie płciowych resentymentów może być wyższe. Chińczycy o białych social justice warriors mają pogardliwe określenie „baizuo”. I dlatego, między innymi, Chiny już niestety wygrały.
5. Białoruś i Rosja. Co do Baćki mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony był aborcjonistą białoruskiej idei narodowej, wyrażanej poprzez własny język czy historyczną flagę; z drugiej strony jest obecnie jedynym gwarantem względnej niezależności od Rosji. Strasznie współczuję Białorusinom, którzy chcieliby żyć w normalnym europejskim kraju. Tyle, że jest ich niestety zdecydowana mniejszość. W związku z tym, mimo że mam za złe Baćce, że jest akuszerem Białorusi jako wasala Rosji to jednocześnie kibicuję mu żeby utrzymał się u władzy, bo póki co nie wierzę w Białoruś proeuropejską. Ale to takie chyba kibicowanie jak polskiej reprezentacji – podniecasz się, trzymasz kciuki, pijesz za zwycięstwo ale i tak wiesz, że jutro będziesz leczyć kaca na smutno. Białoruś, z Baćką czy bez Baćki, przez decyzje sprzed lat, jest stracona. Co do Putina – świetny polityk, jakbym był rosyjskim oligarchą byłbym z niego dumny. Nie rozumiem tylko, że dumę odczuwają też zwykli Rosjanie, na których żywi się ten oligarchiczno-stacjobezynowy system. Najbliższe lata to nie tyle światowy kryzys co depresja więc ceny ropy będą na niskim poziomie, zatem budżet nie będzie się spinać ale to nie 1917 rok, Rosja ma zreformowane nowoczesne siły zbrojne i coś wymyśli, żeby dać igrzyska jeśli nie może kiełbasy. Może aneksja Białorusi? Oczywiście coup de grace wymierzą koniec końców Chiny na Syberii ale to jeszcze potrwa. Póki co, Rosjanie będą się puszyć i udawać, że oni mogą i z Zachodem i z Chinami, ale chyba nikt w to nie wierzy i chyba dlatego Amerykanie nie chcą im ustępować tam gdzie nie chcą i gdzie mają ważne interesy (na Ukrainie), a ustępują tam gdzie im się to opłaca (Syria).
6. Zmiany klimatyczne. Nigdy mnie nie korciło, żeby weryfikować czy rzeczywiście istnieje naukowy konsensus w tej sprawie i wgryzać się w opinie naukowców mających przeciwne zdanie. W związku z tym przyjmuję na wiarę, że tak, za kilkadziesiąt lat grozi nam katastrofa klimatyczna. Przychodzi mi to o tyle łatwo, że wiem, że nic z tym nie zrobimy. Nie ma żadnej szansy, żeby ludzkość zmniejszyła emisje CO2, dobrze będzie jak nie wzrosną. 860 milionów ludzi na świecie nie ma dostępu do absolutnie podstawowego dobra jakim jest elektryczność. Miliardy nie mają dostępu, a chcą mieć, do klimatyzacji, własnego samochodu, szafy z ubraniami, lodówki pełnej plastikowego żarcia. W Afryce w 1950 roku żyło łącznie 223 milionów ludzi, dzisiaj 1,4 miliarda, w 2050 roku 2,4 miliarda. Na innych kontynentach, z wyjątkiem Europy czy Australii podobnie – w Azji w 1950 r. żyło 1,3 miliarda ludzi, w 2020 r. 4,7 miliarda; w Ameryce Łacińskiej w 1950 r. żyło 168 milionów ludzi, w 2020 r. 657 milionów. Elektrownie węglowe w tych krajach, niezbędne do zapewnienia taniego i niezakłóconego dostępu do elektryczności, budują głównie Chińczycy. Konkurują z nimi Koreańczycy i Japończycy ale to już koniec, bo z powodów politycznych deklarują wycofanie się z finansowania eksportu elektrowni węglowych, nawet tych w najnowocześniejszej technologii ultra super critical. Europejczycy oddali ten rynek walkowerem. Tak, świat czeka nieuchronna zagłada, ale UE przynajmniej będzie moralnym zwycięzcą bo osiągnie neutralność klimatyczną i zachowa czyste sumienie. Z tego powodu, czyli przekonania o przeludnieniu Ziemi, wyśmienicie oglądało mi się brytyjską Utopię. Serce, wiadomo, było za młodymi bohaterami na tropie spisku, ale rozum zdecydowanie popierał „Sieć”. Tak, depopulacja jest jedynym sposobem na katastrofę klimatyczną. Niestety, covid zawiódł moje nadzieje. W depopulacyjną moc szczepionek też niestety nie wierzę.
7. Cyberkorpy – nie znam się na technologii ale wychodzę z założenia, że jeśli coś jest fizycznie wykonalne i opłacalne, to już na pewno ktoś mądrzejszy to wykorzystuje. W dzisiejszych czasach, demokracji idiotów, do kompromitacji polityka wystarczy nagranie z kamery w jego własnej komórce podczas, za przeproszeniem, robienia kupy w toalecie. Ilu polityków się masturbowało do filmiku porno na komórce? Jedyne pytanie to czy dostęp do tych potencjalnych kompromatów mają w pierwszej kolejności cyberkorpy, służby czy też obie organizacje. W związku z tym uważam, że cyberkorpy uda się okiełznać tylko w państwach autorytarnych. Kilka dni temu Biden zapowiedział regulacje dotyczące Big Tech, jestem ciekawy jak się ta zapowiedź dalej rozwinie i kto pierwszy umrze śmiercią naturalną – regulacja czy Biden.
Przepraszam za przydługi i frywolny wpis.
> rejsie wycieczkowym statkiem pasażerskim w lecie 1938 albo 1939 roku. Z Gdyni do norweskich fiordów
Nie to że taki keyword pomoże w szukaniu, ale statek to niemal na pewno link to pl.wikipedia.org
Skoro Jacek F. się tak rozpisał, to ja też sobie pozwolę.
Nie jestem Lemem ani Marksem, ale jeśli już miałbym zgadywać, to przypuszczam, że dystopijna przyszłość (w warunkach szalejącego, postępującego neolibu) będzie miksem złożonym z latynoamerykanizacji i kiepsko pudrowanego zamordyzmu, którą opisałem już jako dziko bogatą oligarchię plus favele. Pozwolę to sobie trochę rozwinąć, bo wizja Kapuścińskiego (Meksyk jako laboratorium świata) to moja obsesja. Już Ikonowicz przed tym przestrzegał. Co najważniejsze, większość z tego co opisuję ma miejsce już teraz, czego przykłady podaję. To poniżej to oczywiście scenariusz apokaliptyczny, nie musi być aż tak strasznie; z drugiej strony – wobec faktycznego zaorania lewicy przez wielki kapitał, szans na wzrost świadomości klasowej nie widzę. Poniżej skupiam się nie konkretnie na Polsce, tylko na ogólnych tendencjach.
1. Powrót do stosunków quasi-feudalnych stanowić będzie, w warunkach permanentnego niedoboru, rozwiązanie niejako naturalne – ze względu na automatyzację pracy nie będzie co prawda targów niewolników, ale warstwa uprzywilejowana będzie obdzierać prekariat z nożem na gardle z resztek jego zasobów i godności (nie masz pieniędzy na leczenie? zapisz mieszkanie lokalnemu lichwiarzowi – patrz: Ukraina). Indeks Giniego wystrzeli w kosmos, a to oznacza dziedziczne elity i plebs, pałace w stylu Trumpa plus zachłyśnięty marzeniami o dobrobycie prekariat – marzeniem typowej Dżesiki będzie wyjść za syna lokalnego Abramowicza, a Seby – zostać szefem jego ochrony. Oczywiście będzie jakiś tam minimalny socjal w postaci cotygodniowych przydziałów kartek na wyrób paszopodobny z wertykalnych farm soylentu, żeby zatkać głodnym gębę. No i naturalnie igrzyska – trzeba będzie prekariatowi dostarczyć coraz bardziej debilnych rozrywek (w dystopiach tradycyjnie to przedstawiano jako współczesne walki gladiatorów, ja jednak myślę, że będzie to raczej jarmarczny „Warsaw Shore” niż „Igrzyska Śmierci”), plus oczywiście szczucie na randomowo wybrane kozły ofiarne; nihil novi, kiedyś tę rolę pełnili Żydzi, teraz może geje lub inni odmieńcy, już specjaliści od pijaru kogoś wytypują. Co ważne – nie będzie żadnej rewolucji! Seba nie będzie chciał się buntować, bo jego zdaniem System jest zbyt potężny, więc bunt nie ma sensu – on, nie mogąc elit pokonać, będzie się chciał do nich przyłączyć. Przyjęcie indywidualistycznej strategii przetrwania i pragnienie wybicia się na barkach ziomali doskonale obrazuje subkultura hip-hopowa, promująca myślenie: „nie ma sensu się buntować, przytul się do silniejszych i zostań małpką wielkiego kapitału”. Rozbicie i zatomizowanie społeczeństwa przez popkulturę to istny majstersztyk, bo oznacza ono rozbrojenie potencjalnego buntu w zarodku – genialne posunięcie liberałów, chylę czoła.
2. System rządów będzie formalnie demokratyczny – wolność słowa i tak dalej, ale w istocie ta demokracja i wolność słowa będą z kartonu, oligarchia XXI wieku będzie trzymać społeczeństwo za mordę, kolekcjonując – obok odrzutowców – również polityków i media (patrz media w dzisiejszym skorumpowanym Meksyku: niby wolne, ale tylko w ostatniej dekadzie zamordowano tam 120 dziennikarzy). W ramach ogólnej stagnacji (albo nawet zwijania PKB) z jednej strony postępować będzie koncentracja kapitału, z drugiej – upadek permanentnie niedofinansowanych usług publicznych. Media, sądownictwo, bezpieczeństwo, zdrowie – to wszystko będą usługi na sprzedaż. Nie masz forsy? No to nie masz policyjnej ani prawnej ochrony, nie masz też dostępu do edukacji dla dzieci, nie leczysz się itd. (jak wieszczył Kononowicz – „nie będzie niczego”). Dobra wiadomość: przed hulającym bezprawiem urzędniczo-kryminalnym będą mogły cię zabezpieczyć nie tylko pieniądze, ale też znajomości. Czyli wszystko to, co już dzisiaj widzimy od Hondurasu po Rio i od Moskwy po Bagdad, tyle że bardziej.
3. Przypuszczam, że najlepiej opłacaną profesją będą wynajmowani do ogłupiania traktowanego jak trzoda społeczeństwa pijarowcy od prania mózgów; być może tę rolę przejmą również kościoły (patrz: massmedia i cerkiew w Rosji); jako utalentowany troll do wynajęcia zarobisz krocie – pod warunkiem, że jeszcze komuś będzie się chciało czytać komentarze w necie. Nastroje antyelitarne będą jak zwykle kanalizowane bzdurami i teoriami spiskowymi (zamiast: „skandal, 1% populacji posiada 90% zasobów”, lud będzie mówił „skandal, te Żydy/Cygany/whatever niby takie biedne, a złoto z lichwy chowajo, z naszej krwawicy wyciśnięte!”). Nie sądzę, żeby polityka odgrywała jeszcze jakąś realną rolę, oprócz tego, że będzie to rytualny teatrzyk w wykonaniu kukiełek tańczących na usługach zamożnych elit. Wzorująca się na amerykańskich Republikanach prawica będzie uprawiać grę pozorów, czyli pompować godność wykluczonych, zamiast *faktycznie* działać na ich rzecz. Korposy i oligarchowie, jeśli tylko będą chciały zachować przywileje, zostaną wprzęgnięte w system opresji i prania mózgów w stopniu o wiele większym niż dziś (patrz: Rosja Putina). Jeśli natomiast nie będzie zamordyzmu a’la Putin, to może też dojść do takiej sytuacji jak w Kolumbii z XIX i XX wieku, gdzie dwie największe partie polityczne (a w istocie organizacje przestępcze) zmonopolizowały scenę i stworzyły swoje bojówki (quasi-armie) w celu szachowania konkurentów; ale to z kolei groziłoby anarchizacją i pełzającą wojną domową. Niezależnie od tego, oligarchowie będą zbroić własnych najemników (patrz: Kołomojski), ale te armie to będzie raczej papierowy tygrys do wywierania nacisków na konkurentów (i – przede wszystkim – pozaprawnego wymuszania posłuszeństwa wśród biedoty). Gdybyś jednak nie chciał brudzić sobie rąk, to policja i armia też zaoferuje ci swoje usługi na aukcji; każdy chce dorobić po służbie do marnej pensji. Ekonomicznie ta zrośnięta z polityką oligarchia będzie dążyć przede wszystkim do jednego: do monopoli – chodzi o to, żebyś nie stanowił dla nich realnego zagrożenia.
4. Naturalnie – zainteresowane głównie własnym dobrobytem i PR-em elity nie rozwiążą żadnego z realnych problemów ludzkości, z globalnym ociepleniem na czele: galopujący neoliberalizm będzie odkładał *realne* działania klimatyczne, zastępując je protezą w postaci dającej nam trochę czasu inżynierii klimatycznej (np. rozpylanie związków siarki w atmosferze), ponieważ kapitalizm neoliberalny kalkuluje krótkookresowo, w myśl zasady „bierz forsę i w nogi”. A rosnącym poziomem CO2 niech się martwią kolejne pokolenia (im będzie gorzej, tym bardziej będą skłonni kalkulować krótkoterminowo). Priorytetem dla rządzących będzie raczej trzymanie poddanych za mordę i inżynieria polityczna, w szczególności wynajdywanie kolejnych kozłów ofiarnych po to, żeby odwrócić uwagę od rzeczywistych problemów. A ocieplenie? Jego cenę i tak zapłacą biedni – miliarder Bryncałow otoczy sobie posiadłość drutem kolczastym i rozstawi broń autonomiczną; w razie coraz częstszych blackoutów kupi generator prądu – będzie się ładnie komponować koło basenu. To biedota będzie się dusić w przypominających piekło slumsach, nie on. Jesteś lewicowym politykiem? Aktywistą klimatycznym? System będzie chciał cię kupić, a jeśli cena będzie zaporowa, kapitalizm w postaci tzw. „nieznanych sprawców” sobie z tobą poradzi (patrz: mordowanie obrońców puszczy w Brazylii).
5. Jak to się skończy? Upadku Republiki Weimarskiej nie przewiduję, to będzie raczej trwanie skorumpowanych, zajętych napychaniem sobie kieszeni reżimów, tym razem z listkiem figowym w postaci (pseudo)wyborów. Podobnie jak było przez stulecia – czyli: bez inkluzywnej polityki bogaci będą się bogacić, a coraz gorzej wykształcona, wyrzucona na margines biedota będzie wegetować. Raz na jakiś czas lud dostanie pozór demokracji, ale prawdziwa polityka uprawiana będzie za kulisami, w pałacach współczesnej magnaterii. Stworzony zostanie samonapędzający się mechanizm, w którym pieniądz odgrywa coraz większą rolę na wszystkich poziomach, co powodować będzie… dalsze zwiększenie jego roli na wszystkich poziomach. HDI drastycznie się obniży, a poziom życia będzie biegł dwukierunkowo: dla jednych będzie rosnąć, dla innych spadać (w zależności od stanu portfela będziesz mógł sobie kupić zdrowie i luksusowe życie lub umierać w slumsie). Możliwe też, że zbiedniały prekariat przesiądzie się do camperów i zacznie tworzyć wędrowne tabory (już opisuje ten proces Jessica Bruder w „Nomadland”).
W depeszowym stylu o kilku wątkach dyskusji:
@Historia Europy bez presji ZSRR – nawet w braku silnego ZSRR, Europa na pewno by się po ostatniej wojnie zdekolonizowała. Utrzymywanie kolonii nigdy nie było przesadnie sensowne ekonomicznie, a dla kontynentu osłabionego wojną przestało być możliwe. Konsekwencją dekolonizacji było zaś powstanie UE – czego nie mogły zrobić kolonialne metropolie w formule Ligi Narodów, to zrobiły zdane na siebie małe kraje ogołocone z kolonialnego bagażu. Stworzona przez nie proto-UE sięgałaby w braku ZSRR dalej na wschód i była przez to mocniej lewicowa. Społeczeństwa wschodniej Europy wyjątkowo dogłębnie przeżyły polityczne bankructwa swoich przedwojennych para-faszystowskich reżimów i ciążyły politycznie ku lewicy – wchodziłby one do Europy jako blok lewicowy właśnie, a nie prawicowy; rok 1951 (podpisanie traktatów stalowo-węglowych) byłby takim „1989 à rebours”.
@Chiny – to kraj zorganizowany wokół CPC, która na poziomie lokalnym, w tych wszystkich wielomilionowych prowincjach, działa jako coś w rodzaju PO za swych czasów u władzy. Szef organizacji miejskiej np. w Suzhou otwiera hotel luksusowej sieci jako dobry gospodarz miasta, a kierownictwo prowincji buduje obok dworzec kolejowy wielkości europejskiego lotniska oraz lobbuje w centrali za lokalizacją u siebie przemysłu wysokich technologii. Owszem, na poziomie centralnym takiemu „dobrogospodarzeniu” przeciwstawia się autorytaryzm, inwigilacja , militaryzacja i kult jednostki (Xi), lecz te dwa przeciwstawne trendy pozostają w pewnej dynamicznej równowadze. Było tak już zresztą za czasów Mao i Denga – w chińskim panteonie politycznym wysoką pozycję, de facto wyższą niż władcy w Pekinie, zajmują zupełnie nam nieznane postacie lokalnych przywódców, którzy jak np. Liu Tianfu „zbudowali Guangdong”. Społecznym napędem ich działań jest wychodzenie milionowych mas z wiejskiej biedy ku miejskiej aspiracyjnej stabilności: pracy w fabrykach i mieszkaniom w „deweloperskich” wieżowcach. Partia pozwala się w tym systemie odnaleźć zarówno klasie ludowej, jak małej przedsiębiorczości, inteligentom i dużemu rodzimemu kapitałowi. CPC działa w istocie wedle reguł konfucjańskiego podziału klasowego, uwiecznionego we fladze kraju (te cztery małe gwiazdki to są – i zawsze były – chłopi, robotnicy, urzędnicy/inteligenci i „patriotyczni przedsiębiorcy”).
Ważnym uzupełnieniem tej tkanki klasowej jest silna rola rozległych rodzin – małżeństwo chińskiej pary z klasy średniej to kontrakt klanowy, wspólna inwestycja przypieczętowana ostentacyjnie bogatym rytuałem. Może dlatego inwigilacja i państwowy autokratyzm nie dotykają Chińczyków tak mocno jak Europejczyków, że w centrum ich życia są rozbudowane relacje rodzinne – to w nich się spełniają, a nie w „zachodnich” wolnościach. Na Chiny nie powinniśmy w każdym razie patrzeć przez kalki sowieckie. Władza CPC jest raczej kontynuacją tysięcy lat organizowania społeczeństwa przez biurokratyczną elitę – nowe wielkie muzeum Egzaminów Cesarskich w Nankinie pozwala jakoś zrozumieć ten model cywilizacyjny.
@Najbliższa przyszłość Europy – Europa ma szansę być politycznym i ekonomicznym partnerem, a nie wrogiem, Chińczyków. Musi jednak skonsolidować się politycznie, w duchu jaki narzucą najmłodsze pokolenia. Czyli nie przez odgórną reformę traktatową, ale przez transgraniczne ruchy polityczne, skupione wokół spraw takich jak klimat, a w przyszłości również edukacja, zdrowie, praca. Przyglądając się dość starannie ostatnim wyborom następcy Merkel w CDU, widzę niestety w tej największej kontynentalnej partii pokoleniowy zastój, trwanie w nieaktualnych matrycach o jakich pisze WO: Merz tkwił w matrycy neoliberalnej, a Laschet – chadecko-transatlantyckiej, sentymentalnie rozwodząc się o reaganowskich USA mniej więcej tak samo jak Applebaum. Paradoksalnie, odchodząca Merkel wykazywała więcej od nich obu gotowości do jasnego identyfikowania wyzwań stojących przed Niemcami i Europą np. dostosowania przemysłu automoto do paradygmatu CASE.
Dlatego wydaje się, że świeża krew polityczna w krajach UE płynie poza establiszmentowymi partiami, a raczej m.in. we wspomnianych ruchach transgranicznych i w polityce miejskiej, która po wyjściu z pandemii nabierze nowego impulsu. Ludzie będą chcieli zachować pewne rzeczy z okresu lockdownu np. wygaszony ruch uliczny, zaś inne np. dostępność miejskiej zieleni, handel lokalny, zorganizować na nowo, w sposób dopasowany do zagrożeń klimatycznych i epidemicznych. Europejskie miasta kolejny raz w swojej historii przejdą głęboką funkcjonalną transformację, być może wedle modelu „15-minute city”.
Z drugiej strony będziemy też zapewne świadkami cyfrowej gentryfikacji wyższej klasy średniej. Zauważyła ona, że przechodząc na home office i distance learning w luksusowych warunkach dużych domów i prywatnych szkół, otrzymuje styl życia zbliżony do Upper Class: wolność przemieszczania się pomiędzy rezydencjami oraz zawsze cyfrowo dostępnych domowych tutorów dla swoich dzieci. Pojawi się w UMC pokusa, by tak już to zostawić, nie użerać się z zachowywaniem pozorów demokratycznej „przeciętności” (dojazdy z przedmieść do centrum, mieszanie się z proletariatem w metrze). Lewica kolejny raz będzie musiała zadbać, by zasoby publiczne nie były wypłukiwane z polityk społecznych i usług publicznych, które przestaną być bezpośrednio potrzebne elitom.
@USA – pisałem o nich ostatnio dużo. Nie miałem raczej wątpliwości, że Trump zejdzie ze sceny, a kto ostatecznie wejdzie to zobaczymy.
@Polska – Orientowanie się PiS-owskich elit na Amerykę, wstawanie z kolan poprzez klękanie przed ich ambasadorką, na szczęście za Bidena nie będzie możliwe. PiS jest wciąż w szoku i nie ma nowego pomysłu na strategiczną lokalizację Polski. Zgodnie z absurdalną logiką działania tej partii, aktualnie ciągle trwa tam festiwal koncepcji, jak dopiec Unii przy okazji ratyfikacji funduszu odbudowy. Szuka się jakiś wyimaginowanych sojuszy, przygotowuje wunderwaffy. Jest to tak chore, że nawet nie bardzo chce mi się o tym pisać. Z dystansu oczywista jest bowiem konstatacja, że integrując się z Europą nie stajemy się żadnym „landem” czy „województwem” z prawicowej ideologii. Polski rząd ma w kraju wciąż bardzo dużo do zrobienia lub do schrzanienia. A jednocześnie pula spraw do załatwienia na poziomie europejskim rośnie – nie przez ich zabieranie państwom członkowskim, lecz przez rosnącą złożoność relacji społecznych oraz globalnego środowiska konkurencji i współpracy. Europa nie we wszystkim przegrywa z USA i Chinami – np. euro wychodzi z pandemii jako wiodąca globalna waluta płatności transgranicznych (i to z wyłączeniem płatności wewnątrz eurozony), co świadczy że polityka handlowa UE przynosi pozytywne efekty. Taka Unia, nastawiona na technologiczny rozwój, wysokie wspólne standardy socjalne i światowy handel, to nadal będzie – miejmy nadzieję – nasz polski atraktor i niwelator najgorszych praktyk naszej prawicy.
@Młodzi – roztrząsaliśmy tu ostatnio prawicową fantastykę, z uwagą pochylaliśmy się nad Ziemkiewiczem i Piekarą, a tymczasem w najmłodszym pokoleniu to już naprawdę są tylko bohaterowie beki. Nagle mamy full opcja lewicową youtuberkę (Kasia Babis: [1]) – obejrzenie jej filmiku o Piekarze było przyjemne, lektura odpowiedzi Piekary umieszczonej w komentarzu była przyjemna mniej, to już był płacz dobijanego. Odpuśćmy sobie takie lektury. Nie zasklepiajmy się w dyskusji z szybko dezaktualizującą się prawicową matrycą – skupiajmy się na tym co przyjdzie na jej miejsce. Nie będzie to idealne, ale ma szansę być trochę lepsze.
@❡
„awalowy kołczing” – zaznaczę tylko, że on nie miał na celu produkcji Hararich, lecz osób cieszących się rozpoznawalnością w niszowych networkach eksperckich i spokojną anonimowością poza nimi. Na ile się tak jeszcze we współczesnym świecie da.
[1] link to youtube.com
@tandaradam
„Nawiązując do Awalowych koncepcji kulturowej przynależności do zachodu i ich geopolitycznego wpływu, widzę 2 pozytywne czynniki:
…
2. Bezpośredni wpływ nowej emigracji…”
Trudno jeszcze ocenić wagę tego czynnika, jednak jest widoczna polityzacja młodych ludzi z Polski pracujących w zachodniej Europie. Część z nich przystępuje do tamtejszych partii (kariera Paula Ziemniaka w CDU jest spektakularnym przykładem, bardziej jednak chodzi mi o lokalnych działaczy np. w szkockiej SNP). Inna część próbuje zaistnieć w polityce komunalnej na polskich listach, które pojawiają się w ramach ogólniejszego zjawiska lokalnych komitetów wyborczych tworzonych wg klucza etnicznego przez wewnątrzunijnych emigrantów. Część wreszcie tej młodej europejskiej Polonii na pewno wypłynie w transgranicznych ruchach politycznych typu Volt. Jednocześnie jako elektorat stawiający się do polskich wyborów parlamentarnych i prezydenckich okazują się oni zazwyczaj bardziej centrolewicowi niż wyborcy w Polsce.
Jest zabawne obserwować, jak bardzo PiS nie znajduje wspólnego języka z tą polską emigracją. W retoryce PiS-u Polacy za granicą to osoby „rzucone na obczyznę przez los”, przy czym natury tego losu (a jest nią oczywiście zazwyczaj własny wybór ekonomiczny) nie należy ujawniać, zasłaniając się w razie potrzeby jakąś archaiczną frazą w rodzaju „tułaczki za chlebem”. W czasie owej tułaczki Polak-emigrant w optyce PiS-u stanowi rodzaj jendoosobowej polskiej enklawy, izolowanej od wrogiego mu kulturowo i moralnie otoczenia; jego jedynym oparciem jest polska parafia katolicka i polski papież na obrazku. Oczywiście zjawiska takie jak wspomniane lokalne aktywności polityczne, czy choćby małżeństwa mieszane, w optyce PiS-u nie istnieją. Jeżeli już trzeba jakoś się do nich odnieść to tylko w aurze nieufności i podejrzenia o zdradę. Opozycja, w szczególności lewica, powinna szukać kontaktu z tą aktywną, rozumiejącą Europę, grupą.
Mam taką prywatną hipotezę, nie opartą na niczym, że granica młodość/starość w umyśle każdego człowieka jest oczywiście płynna ale określona przez subiektywną ocenę tego czy świat dookoła nas zmierza w dobrą bądź złą stronę. W młodości wszyscy byliśmy (jesteśmy) optymistami ale jak zaczynami widzieć przyszłość w ciemnych barwach to tak naprawdę zaczynamy się starzeć, sad but true 🙁
Jak świat, światem starcy narzekali na młodych, na to że świat schodzi na psy, a w ogóle to za ich czasów to wszystko było nie do pomyślenia. Nie mamy takiej wiedzy ani nawet możliwości analizy wszystkich zmian jakie zachodzą globalnie, zależy gdzie patrzymy takie mamy poglądy i przewidywania.
Na pocieszenie można tylko napisać, że po pierwsze primo: na wydarzenia globalne nie mamy wpływu, po drugie ludzie jako gatunek raczej zaadoptują się do wszelkich zmian, po trzecie mamy technologie, które pozwoliłyby wyeliminować wiele z problemów współczesnego świata ale brak politycznej mocy aby je wprowadzić w życie. Jak ludzkość dojdzie do ściany, taka moc się znajdzie.
Słowem: głowa do góry! My odejdziemy a nasze wnuki i Maryla Rodowicz będą dalej cieszyć się tym światem, póki co ciągle jest trochę wina do wypicia, książek do przeczytania i dziewcząt lub chłopców do kochania !
Skral
„Jak świat, światem starcy narzekali na młodych, na to że świat schodzi na psy, a w ogóle to za ich czasów to wszystko było nie do pomyślenia’
Ja narzekam na starych i rówieśników, to starsi ode mnie urządzili tak ten kraj, a moi rówieśnicy (1965) bronią status quo wszystkimi siłami i wpływami. Młodzi to strajk klimatyczny i strajk kobiet, jestem na ich manifestacjach jak Bernie na inauguracji 😉
@Awal Biały
„Inna część próbuje zaistnieć w polityce komunalnej na polskich listach”
Obserwuję te próby – przecież mieszkam w mieście o największym udziale mieszkańców z „Migrationshintergrund” – i to jest według mnie ślepa uliczka, listy narodowe/migracyjne mają tylko śladowe poparcie. A przyczyna jest prosta – przynależność narodowa nic nie mówi o poglądach/zamiarach takich kandydatów. W życiu nie zagłosuję na listę polską czy migracyjną – bo tam w programie zawsze jest o „reprezentacji interesów migrantów”, a nic o tym czy z lewa, czy z prawa. Inni potencjalni wyborcy raczej też tak myślą, stąd marne wyniki.
Jak ktoś chce mieć wpływ na politykę w miejscu emigracji, to niech działa w obrębie miejscowych partii – to funkcjonuje o wiele lepiej (jak w przykładzie, który podałeś).
@t.q & Chiny:
Ja bym się nie bał ekspansji gospodarczej Chin. Chiny zbliżają się do zajęcia im należnego (ludność) miejsca w świecie. To dużo, ale to nie dość na zdominowanie Europy.
Zresztą Chiny… Słyszałem opowieści ludzi ode mnie starszych, że z mieszaniną strachu i kpiny, wyglądano inwazji Chińczyków w latach 60-tych, rozumiem, że na fali rozejścia się Mao z Chruszczowem i jego następcami.
Właściwy (IMHO) strach przed Chinami dotyczy czegoś innego. Że sukces chińskiego rządu i stylu autorytarnego dodaje rodzimym autorytarystom sił i argumentów. Już teraz mamy nominalnie na czele dwie osoby, wyraźnie z autorytaryzmem chińskim sympatyzujące: premiera i prezydenta. Realnie bałbym się więc o wszelkie „zachodnie wartości humanitarne”.
@ pewuc „Kiedyś ktoś mówił (na jakiejś konferencji, znam z drugiej ręki), że algorytmy AI w Facebooku po kilkudziesięciu reakcjach usera (dowolnych) na koncie, wiedzą o nim więcej niż jego partner (…) mam nadzieję, że przesada.”
Przesada, ale niewielka, bo: „after 150 it outperformed family members, and after 300 it outperformed spouses”. Szczegóły tutaj: Youyou, Kosinski, & Stillwell, 2015 link to pnas.org
@skral
„W młodości wszyscy byliśmy (jesteśmy) optymistami ”
To do mnie nie pasuje. I to chyba pokoleniowe. Jestem z pokolenia, dla którego kanon popkultury wyznaczały apokaliptyczne dystopie („Ucieczka z Nowego Jorku”, „Mad Max”, „Terminator”…). I ja wtedy (w młodości) naprawdę wierzyłem, że tak mniej więcej będzie wyglądała przyszłość. Optymistą zacząłem się robić w polowie lat 90. (w wieku mniej więcej 25 lat), przestałem być około 2010 (około czterdziestki). Pandemia, katastrofa klimatyczna i dyktatura cyberkorpów to dla mnie właśnie druga młodość („no hejka, pamiętasz nas? byliśmy twoimi lękami 30 lat temu…”).
@404
„Przy tym wszystkim, frustrujące jest jak niektórzy potrafią ze świętym oburzeniem odbierać „legitymację lewicowcy” każdemu, kto już nawet nie sceptycznie, ale niezbyt entuzjastycznie, podchodzi do tematów obyczajowych.”
Rozumiem pańskie uczucia, ale choćby po tym, co pan umieścił w następnym zdaniu wnoszę, że nieporozumienie być może wynika z tego, że sprowadza pan kwestie np. dyskryminacji osób niebinarnych albo molestowania seksualnego w miejscu pracy do „tematów obyczajowych”. To są wszystko jednak realne ludzkie dramaty. „Temat obyczajowy” to dla mnie, powiedzmy, „czy można w zebraniu brać udział w dresie” (dzisiejsza młodzież i te jej wszechobecne trzypaski!). Za to pan przecież „legitymacji lewicowca” nie utraci. Utraci ją pan raczej za wypowiedź bagatelizującą realne ludzkie problemy, typu „nie ruszajmy tematu aborcji, bo należy z tym poczekać na kalendy greckie” albo „jak kogoś szykanują za zmianę płci, to po co ją zmieniał”.
@wo
„I to chyba pokoleniowe.”
Jest pokoleniowe – dla mnie i całego mojego pokolenia, kanon popkultury był optymistyczny. Bo lepiej się pamiętało bardziej optymistycznego przecież Terminatora 2 i wszelkie filmy w których to Ameryka ratuje świat. Z popkultury lat osiemdziesiątych woleliśmy oglądać kino kopano – strzelane – bo to nie była dystopia tylko naprawa świata kopem z półobrotu. Mało tego, przecież mieliśmy pod nosem dowód z realnego życia w postaci telewizyjnych migawek z Pustynnej Burzy. A gdy w końcu Amerykanie ruszyli się na Bałkanach, to też w miarę szybko załatwili sprawę (zwłaszcza w Bośni, gdzie naloty NATO gdy już do nich doszło, stały w ogromnym kontraście ze wcześniejszą nieudolnością ONZ).
I wszystko było fajnie aż do czasów po 9/11. Bo sam 11 września przyjąłem z jakimś takim spokojem – zaraz Amerykanie uruchomią swoją machinę wojenną i jakiś SEAL Team czy inna Delta dopadnie Osamę. Pomyliłem się tylko o dekadę. Zresztą, to nie tylko wpływ popkultury. Kiedyś rozmawiałem z oficerem US Army który wspominał ze po 9/11 był przekonany że wojna potoczy się szybko i sprawnie, tak jak Pustynna Burza. Zresztą, wielkość koalicji jaka się wtedy uformowała uzasadniała doszukiwanie się podobieństw. I mimo że w 2001 Osamy nie złapano – ani w 2002, to jeszcze można było wierzyć że zaraz Ameryka Zrobi Porządek. Z Saddamem, z terrorystami, z Koreą Północną.
A potem przyszło rozczarowanie i frustracje.
@adiunkt
„bardziej optymistycznego przecież Terminatora 2 ”
No helou, tam literalnie wyznaczono datę końca świata.
Tak w temacie prywatności:
link to twitter.com
„„bardziej optymistycznego przecież Terminatora 2 ”
No helou, tam literalnie wyznaczono datę końca świata.”
To właśnie jest nowy optymizm chyba…
@embercadero
„jego AI próbuje znaleźć na podstawie gęby i szukania zdjęć tej samej osoby profile społecznościowe delikwenta i wnioski wysnuwa na podstawie tego co w nich znajdzie.”
Nie śledziłam dokonań profesora, ale powyższy opis to standardowa metoda w rozpoznawaniu obrazów – duża część skuteczności modeli bierze się z wykorzystania w uczeniu nie tylko zwektoryzowanych obrazów, ale dorzucenia do nich słów kluczowych i innych metadanych, które obok konkretnego obrazka leżały.
@Awal Biały
„Nagle mamy full opcja lewicową youtuberkę (Kasia Babis: [1]) – obejrzenie jej filmiku o Piekarze było przyjemne, lektura odpowiedzi Piekary umieszczonej w komentarzu była przyjemna mniej, to już był płacz dobijanego. Odpuśćmy sobie takie lektury. Nie zasklepiajmy się w dyskusji z szybko dezaktualizującą się prawicową matrycą – skupiajmy się na tym co przyjdzie na jej miejsce. Nie będzie to idealne, ale ma szansę być trochę lepsze.”
Przepraszam za skupianie się na detalach pod postem, gdzie ludzie wrzucają ciekawe i przekrojowe komentarze, ale wobec powyższego trudno mi było nie wspomnieć, że pod kolejnym jej filmem, akurat niepoświęconym fantastyce, ktoś zasugerował dokładnie to, o czym mówiłam, czyli napisanie o polecanych autorach lewicowych. Autorka odpowiedziała, że nie zna takich, chyba że jeden Orbitowski.
@pak4
„Słyszałem opowieści ludzi ode mnie starszych, że z mieszaniną strachu i kpiny, wyglądano inwazji Chińczyków w latach 60-tych”
Ikoniczne złowrogie korporacje w klasycznym cyberpunku lat 80., często nazywane „zaibatsu”, z obowiązkowym bezwzględnym CEO o nieprzeniknionym spojrzeniu skośnych oczu i kamiennej twarzy, to podobno pokłosie lęku przez azjatyckimi tygrysami.
„to podobno pokłosie lęku przez azjatyckimi tygrysami”
lęk przez sukcesem gospodarczym Japonii był w amerykańskim (i nie tylko, masz ślady nawet w piosenkach Pink Floydów) mainstreamie przecież, nie tylko w cyberpunku
@inwazja Chińczyków
W pamięci mi się kołacze wrażenie, że kiedyś (lata 80/90) Amerykanie przestali się już bać (, przynajmniej w popkulturze) imperium zła, a zaczęli się obawiać dominacji Japończyków. Widać to np. we Wschodzącym Słońcu z Seanem Connerym.
@pak4
„Ja bym się nie bał ekspansji gospodarczej Chin. … Słyszałem opowieści ludzi ode mnie starszych, że z mieszaniną strachu i kpiny, wyglądano inwazji Chińczyków w latach 60-tych … Właściwy (IMHO) strach przed Chinami dotyczy czegoś innego. Że sukces chińskiego rządu i stylu autorytarnego dodaje rodzimym autorytarystom sił i argumentów.”
Ekonomiczny wzrost Chin jest imponujący jeżeli np. porówna się zdjęcia Szanghaju z lat 90-tych i współczesne. Jednak wzrost ten miał źródła jednorazowe – jeden raz możesz wyedukować wiejską populację (co nota bene uczyniono za Mao) i przeprowadzić jej migrację do miast; jeden raz możesz wykorzystać „dywidendę demograficzną” polegającą na typowej dla krajów nierozwiniętych, ciążącej ku rocznikom produkcyjnym strukturze wieku – potem zaczyna się „pułapka średniego wzrostu” i konieczność szukania rezerw rozwojowych w w stale podwyższanym kapitale wiedzy, lepszej produktywności, nowym technologiom. I wcale nie jest powiedziane, że Chiny rządzone przez Xi, gdzie następuje powrót do administracyjnej kontroli gospodarki (wystarczy wczytać się co legło u podstaw ostatniego zniknięcia Jacka Ma), będą potrafiły podjąć potrzebne kroki. Wyzwania związane np. ze starzejącym się społeczeństwem i nieutrzymywalnym poziomem długu są podobne do tych, jakie nękają zachodnie gospodarki. Chińskie elity same okazjonalnie to przyznają w formach im właściwych (anonimowych wypowiedzi w partyjnej prasie [1]).
Chiny nie są jakimś makroekonomicznym wyjątkiem w historii gospodarczej, wyjątkowa jest skłonność zafascynowanego nimi Zachodu do przypisywania im wyższości nad własną organizacją społeczną – w XVIII wieku pisali z zachwytem o Chinach tak różni autorzy jak Adam Smith i Wolter, a działo się to na chwilę przed dramatycznym upadkiem znaczenia cesarstwa i jego popadnięciem w 100-letnią kolonialną zależność. Chiny trzeba oczywiście znać, trzeba mieć o nich wiedzę nie tylko filologiczną (jak polscy sinolodzy) i nie tylko zapośredniczoną przez zachodnią literaturę (jak różni nasi „geopolityczni” eksperci). Trzeba po prostu mieć kontakty w kluczowych chińskich networkach zarządczych i biznesowych, rozumieć ich funkcjonowanie – które zwłaszcza gdy mówimy o klasycznych chińskich inteligentach (akademikach, lekarzach, twórcach…) ma sporo cech wspólnych z pozycją inteligenta w Polsce: oni czują się zatrzaśnięci pomiędzy prącym po swoją trochę większą miskę ryżu autorytarnie myślącym ludem a władzą, która czerpiąc siłę z rozdawnictwa misek może inteligentom przypominać, by się nie wychlali ze swoimi wolnościowymi mrzonkami. Polska w swojej mądrzejszej, po-PiSowskiej wersji mogłaby stanowić tę część Europy, która najlepiej umie pośredniczyć z kluczowymi dla zachodnich elit segmentami chińskich elit. Są precedensy: przypomnijmy uzgadnianą w Warszawie wizytę Nixona u Mao. To jednak jeszcze nie ten czas.
@cmos
„A przyczyna jest prosta – przynależność narodowa nic nie mówi o poglądach/zamiarach takich kandydatów. W życiu nie zagłosuję na listę polską czy migracyjną – bo tam w programie zawsze jest o „reprezentacji interesów migrantów”, a nic o tym czy z lewa, czy z prawa.”
Ci z nich którzy mają faktycznie temperament polityczny rzeczywiście raczej skończą w klasycznych partiach, inni zapewne w klasycznych stowarzyszeniach kulturalnych. Jest dla mnie rzeczą interesującą obserwować, że elektorat w zasadzie nie różniący się socjoekonomicznie od krajowego zachowuje się inaczej w otoczeniu, w którym podstawowym kontekstem jest względnie dobrze funkcjonujące państwo opiekuńcze, a nie doświadczenie defaultowej bezradności państwa i obskurancka ideologia kościoła katolickiego.
[1] link to bloomberg.com
@wo
„No helou, tam literalnie wyznaczono datę końca świata.”
No ale końcówka jest optymistyczna – zniszczono wszystkie chipy, powstrzymano Złe Korpo a alternatywne zakończenie w ogóle pokazuje że koniec świata nie nadchodzi. Kolejna część w której jednak nadchodzi to już czas po 9/11.
@Awal Biały
„że elektorat w zasadzie nie różniący się socjoekonomicznie od krajowego zachowuje się inaczej”
Nie wydaje mi się. Chyba chodzi właśnie o to, że Polacy angażujący się w listy narodowe zazwyczaj szukają poparcia w parafii polskiej, co wskazuje na ich profil ideologiczny. Tymczasem większość migrantów z Polski *zainteresowanych wyborami do władz lokalnych* wyjechała właśnie ze względu na ten profil panujący w kraju i nie będzie na ten profil głosować.
Robotnicy budowlani którzy przyjechali na saksy, zapełniający ławki w parafii polskiej i tak nie pójdą głosować (o ile w ogóle są zameldowani w mieście), do wyborów komunalnych idzie raczej klasa średnia. (Oczywiście to tylko luźne obserwacje, nie mam na to żadnych kwitów).
@krystyna.ch
„Autorka odpowiedziała, że nie zna takich, chyba że jeden Orbitowski.”
Ja już jestem jako czytelnik poza tym obiegiem literackim, ale rozumiem że Babis zrobiła okładkę do tego „przebłagalnego” queerowego numeru Nowej Fantastyki, mającego zatrzeć opublikowaną wcześniej homofobiczną prozę Komudy. Ta cała historia jest niebywała – na pewno są tu jej lepsi znawcy, którzy mnie skorygują i zniuansują, ale patrząc z zewnątrz to było jak gromkie „wypierdalać” powiedziane zadowolonej z siebie dziaderskiej kaście w jej zdaje się byłym już mateczniku.
Ponadto ciekaw byłbym Twojej reakcji co do meritum notki WO.
@Awal Biały
„Dlatego wydaje się, że świeża krew polityczna w krajach UE płynie poza establiszmentowymi partiami, a raczej m.in. we wspomnianych ruchach transgranicznych i w polityce miejskiej, która po wyjściu z pandemii nabierze nowego impulsu. Ludzie będą chcieli zachować pewne rzeczy z okresu lockdownu np. wygaszony ruch uliczny, zaś inne np. dostępność miejskiej zieleni, handel lokalny, zorganizować na nowo, w sposób dopasowany do zagrożeń klimatycznych i epidemicznych. Europejskie miasta kolejny raz w swojej historii przejdą głęboką funkcjonalną transformację, być może wedle modelu „15-minute city”.”
To jest chyba zbyt optymistyczne. Całym sercem jestem za modelem „15 minute city”, zresztą chyba większość starych blokowisk dokładnie tak funkcjonuje, więc można powiedzieć, że ten model w Polsce nigdy nie umarł. Polskie miasta wcale nie wymagają rewolucji.
Jednak pandemia już teraz spowodowała kilka bardzo niemiłych zjawisk. Po pierwsze, zdemolowała komunikację miejską. W moim mieście autobusy i tramwaje jeżdżą rzadziej, zresztą ludzie przynajmniej na początku pandemii wyraźnie unikali komunikacji zbiorowej. Ograniczenia w liczbie pasażerów spowodowały, że można było stać na przystanku i do kilku kolejnych autobusów czy tramwajów nie zostać wpuszczonym, bo już mamy komplet. Do tego wypadające z rozkładu kursy, bo podobno nie ma kierowców, a kierowców nie ma, bo albo na kwarantannie albo na L4… Na koniec spadek frekwencji, bo home office, zamknięte szkoły, nauka zdalna na studiach. A teraz wszystkie miasta na gwałt szukają oszczędności i oczywiście komunikacja jest pierwsza do cięcia. Znając podejście władz w Polsce do tematu podejrzewam, że po pandemii nie wróci nawet do stanu przed, a o prawdziwym rozwoju nie będzie mowy jeszcze przez lata.
Po drugie, handel, knajpy, rozrywka i cała reszta miejskiego życia. Nie wiadomo, ile firm w ogóle podniesie się po pandemii, przyspieszyło przenoszenie się życia do internetu. To jest nieodłączna część życia w mieście, w „15 minute city” w ogóle duża część życia toczy się w przestrzeni publicznej. Nie wiadomo, jak ona będzie wyglądała po pandemii. Na razie raczej nie wygląda to optymistycznie
Po trzecie, kolejne lockdowny niestety mogą spowodować odwrócenie trendów. Kiedy wszystko jest zamknięte a dzieci uczą się zdalnie, to nagle okazuje się, że komfort życia we własnym domu z ogródkiem i w małym mieszkaniu w „15 minute city” jest nieporównywalny, oczywiście na korzyść tego pierwszego. No i nie zapominajmy o dużej powierzchni na magazynowanie konserw i papieru toaletowego.
Natomiast jeśli chodzi o nowe impulsy w polityce miejskiej, to na pewno będziemy mieli jeden: ostre cięcia budżetowe. Nie tylko w Polsce. Zawsze można sobie pomarzyć, ale projekty zmian zostaną raczej tylko na papierze.
Podsumowując, cenię Twój optymizm, ale trochę mi to przypomina sytuację z weganizmem. Tak, nowa idea zdobywa świat, coraz więcej się o nim mówi, mamy nową wizję przyszłości. A tymczasem w realu globalna konsumpcja mięsa jest chyba najwyższa w historii, i rośnie. No fajnie się to czyta, ale świat zmierza tak jakby w przeciwnym kierunku.
@Skral
„Mam taką prywatną hipotezę, nie opartą na niczym, że granica młodość/starość w umyśle każdego człowieka jest oczywiście płynna ale określona przez subiektywną ocenę tego czy świat dookoła nas zmierza w dobrą bądź złą stronę. W młodości wszyscy byliśmy (jesteśmy) optymistami ale jak zaczynami widzieć przyszłość w ciemnych barwach to tak naprawdę zaczynamy się starzeć, sad but true
Jak świat, światem starcy narzekali na młodych, na to że świat schodzi na psy, a w ogóle to za ich czasów to wszystko było nie do pomyślenia. Nie mamy takiej wiedzy ani nawet możliwości analizy wszystkich zmian jakie zachodzą globalnie, zależy gdzie patrzymy takie mamy poglądy i przewidywania.”
Ciekawe, ale wydaje się, że teraz jest odwrotnie. To młodzi mają wrażenie nadchodzącej ze wszystkich stron totalnej katastrofy. Nawet po wpisach tutaj to widać.
@janekr
„To właśnie jest nowy optymizm chyba…”
„Buzynek zadrżał. Optymiści wołali, że to tylko trzęsienie ziemi”
@wo
„No helou, tam literalnie wyznaczono datę końca świata.”
Oryginalnie miało być pozytywne (to z Sarą w parku), w tej chwili funkcjonuje jako extras na płytach, ale już książkowy Terminator II (Randall Frakes) kończył się właśnie w ten sposób (bo ta wersja powstawała równolegle z filmem, a zmiana zakończenia wydarzyła się na finiszu produkcji. Ale nawet to oficjalne zakończenie zawiera w sobie nutę „jeśli maszyna, Terminator, potrafiła zrozumieć wartość ludzkiego życia, to może i my potrafimy”.
„ale patrząc z zewnątrz to było jak gromkie „wypierdalać” powiedziane zadowolonej z siebie dziaderskiej kaście w jej zdaje się byłym już mateczniku.”
jakoś w zeszłym tygodniu widziałem na Facebooku wątek o dziadersach polskiej fantastyki, w którym zabrał głos naczelny NF. Niczego nie zrozumiał, niczego się nie nauczył.
Czy te magazyny to tak wszystkie mają? Reaktywowany „RELAX Magazyn Opowieści Rysunkowych” – pare dni temu trafila do mnie reklama nowego numeru, a na okładce… ruda kobieta z gołą du**.
@cmos
Obserwowałem kilka inicjatyw czy to związanych ze skutecznym oddaniem głosu w polskich wyborach prezydenckich/ parlamentarnych (np. inicjatywę wyborczą w Edynburgu), czy z kandydowaniem w wyborach komunalnych – gdzie faktycznie najlepiej wypadało startowanie jako działacz ustabilizowanej partii np. niemieckich Zielonych. Tam nie dostrzegłem afiliacji kościelnych, raczej wręcz przeciwnie. Polskie listy etniczne w wyborach komunalnych to stosunkowo nowe i być może efemerydalne zjawisko, nie umiem ocenić precyzyjnie ich afiliacji, ale i tak wydaje mi się to postęp w porównaniu z sytuacją kompletnego unikania udziału w życiu publicznym kraju zamieszkania.
@”Całym sercem jestem za modelem „15 minute city”, zresztą chyba większość starych blokowisk dokładnie tak funkcjonuje, więc można powiedzieć, że ten model w Polsce nigdy nie umarł.”
Model „15 minute city” wygląda jak kolejna inkarnacja dobrze znanego „Transit Oriented Development” i jako taki w Polsce umarł latach 90′ / 00′, kiedy to miasta w imię wolności zaczęły porastać plechodeweloperką. Potem przez chwilę pojawiła się nadzieja na zatrzymanie tego procesu grzybienia, w postaci pozytywnych zmian w stosownych ustawach, ale zaraz potem pojawiła się nowa władza, która w tej materii była chyba zainteresowana jedynie kwestią możliwości postawienia dwóch wież w takim jednym miejscu w Wawie.
COVID w tym sensie wiele nie zmienił. Poziom zainteresowania stosownymi ustawami został potwierdzony serią covidowych budów. Do tego doszło pewne zaostrzenie w zakresie możliwości korzystania z przestrzeni publicznej skutkujące ucieczką w prywatne. Tyle, że nie mamy pewności, że brak pandemii nie doprowadziłby do zbliżonego zaostrzenia.
@AniMruMru
Może być niestety tak, że rdzeń kapitalizmu znajdzie rozwiązania i ich finansowanie, a peryferium przestanie nadganiać. W dyskusji na zachodzie widzę presję na silniejsze uspołecznienie przestrzeni miejskiej – odebranie jej właścicielom parkujących na ulicach samochodów, wszechwładnym deweloperom i organizatorom komercyjnych imprez, przeznaczenie jej pod miejską zieleń i lokalny handel/ gastronomię. U nas może być dokładnie na odwrót: po likwidacji tramwaju nowe parkingi dla dojeżdżających z przetrzebionych galerii i dyskontów oraz Sylwestry z Zenkiem jako substytut miejskiej kultury. Tak owszem może być. Biednemu wiatr w oczy, lepiej być bogatym (w kapitał ludzki, środki finansowe, technologie, standardy, instytucje) – tylko dla drugiego kryzys jest szansą.
Dziękuję za dyskusję i kłaniam się.
@Awal Biały & Chiny
Wypowiedzi szanownego kolegi Awala o Chinach wyglądają trochę jak opis czasów rządów Stalina ze zwróceniem szczególnej uwagi na uprzemysłowienie i elektryfikację, ale bez takich szczegółów jak czystki, gułagi i głód na Ukrainie. Niby można tak zrobić, bo wszystko co kolega przedstawił opisuje ważne fragmenty rzeczywistości Chin, ale jednocześnie jest to opis bez kilku elementów kluczowych. Bo tymi kluczowymi elementami nie są elektroniczna inwigilacja i nadzór. Są nimi inne ważne zjawiska; wymieniając w skrócie:
Czystki etniczne wśród Ujgurów i Tybetańczyków.
Rola Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (w zarządzaniu prowincjami, w prowadzeniu biznesów, w utrzymywaniu ładu społecznego, w zarządzaniu tamtejszymi gułagami…).
Istnienie systemu obozów pracy.
Funkcjonowanie kapitalizmu w wydaniu, który my możemy sobie obecnie obejrzeć w Ziemi Obiecanej. Bo nawet w magazynach WRO2 nie wygląda to tak, jak w Chinach.
Występowanie na skalę MASOWĄ zjawiska korupcji na poziomie lokalnym. No właśnie, kiedy przeczytałem, że ten lokalny system chiński „działa jako coś w rodzaju PO za swych czasów u władzy”, to zastanawiałem się na ile jest to radykalna krytyka PO. Ja bym aż tak krytyczny nie był. Przecież przy chińskim poziomie korupcji Paweł Piskorski czy Sławomir Nowak (podobnie jak dowolni inni podejrzewani o korupcję polscy politycy z dowolnej partii politycznej) są amatorami. To jest zupełnie inna skala. Zresztą cały ten system inwigilacji elektronicznej vel system zaufania społecznego wygląda jak próba ograniczenia korupcji.
Wreszcie Chiny to państwo, w którym kara śmierci jest stosowana masowo i powszechnie (większość szacunków wskazuje na grubo ponad 1000 egzekucji rocznie; w tym są oczywiście wyroki za korupcję).
***
Odnośnie Polaków jako pośredników dla chińskiej inteligencji. Hmm… Jako osoba mająca jakieś tam kontakty z chińskimi akademikami od ok. 12 lat, spotykająca się z nimi w trakcie wizyt w Polsce, współpracująca w grantach itd. jestem sceptyczny. Żeby sprawa była jasna: to nie były jakieś super pogłębione interakcje, raczej niektórzy moi koledzy wchodzili we współpracę, a ja coś tam z boku dłubałem (i nadal dłubię). Niemniej, to były różne osoby: od doktorantów z nieznanych mi prowincji po profesora z Uniwersytetu Tsinghua. I od jakichś 2-3 lat zaobserwowałem w zachowaniu tych Chińczyków istotną zmianę. Jeszcze z 10 lat temu, oni byli zdecydowanie wycofani, by nie powiedzieć zakompleksieni względem Zachodu (w tym Polski!), a przy tym straszliwie nieufni w trakcie spotkań nieformalnych. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Stali się pewni siebie. I to jest ten rodzaj pewności siebie, który w świecie akademickim do tej pory widziałem u Amerykanów, kiedy przyjeżdżali do Polski (taka naturalna wyższość, połączona z pewną dozą pobłażliwości w stronę tubylców). Ja nie twierdzę, że model chiński wygra globalnie, ale znaczna część inteligencji chińskiej wchodzi w tej chwili w tryb „to my, Chińczycy jesteśmy teraz panami świata”.
Zresztą proces wzrostu znaczenia chińskiej nauki i wychodzenia z pozycji peryferyjnych jest już opisywany też w zupełnie innych kontekstach. Przykładowo tydzień temu w „Science” był artykuł, w którym wskazywano, że pandemia Covid-19 może być punktem zwrotnym dla chińskiej nauki: link to science.sciencemag.org
W skrócie: nie jesteśmy i nie będziemy w tym aspekcie dla Chińczyków żadnymi partnerami czy pośrednikami. I nie ma to żadnego związku z tym, kto w Polsce aktualnie rządzi.
@loleklolek_pl
„Model „15 minute city” wygląda jak kolejna inkarnacja dobrze znanego „Transit Oriented Development” i jako taki w Polsce umarł latach 90′ / 00′, kiedy to miasta w imię wolności zaczęły porastać plechodeweloperką. Potem przez chwilę pojawiła się nadzieja na zatrzymanie tego procesu grzybienia, w postaci pozytywnych zmian w stosownych ustawach, ale zaraz potem pojawiła się nowa władza, która w tej materii była chyba zainteresowana jedynie kwestią możliwości postawienia dwóch wież w takim jednym miejscu w Wawie.”
Ja nie z Wawy. Może dlatego kompletnie nie rozumiem, o czym piszesz.
@kch
„…ktoś zasugerował dokładnie to, o czym mówiłam, czyli napisanie o polecanych autorach lewicowych. Autorka odpowiedziała, że nie zna takich, chyba że jeden Orbitowski.”
Cóż, od lat Parowski mi na wszystko odpowiadał ripostą, na którą ja już nie miałem dobrej odpowiedzi – „a bo wy nie piszecie – jakbyście pisali i mi dawali, to też bym was publikował”.
PS. Czy „odpowiedź Piekary” jest gdzieś do przeczytania? Nie mam cierpliwości do jutubek…
Warszawa ma typowe dla siebie problemy reprywatyzacyjne, ale bezsensowne pod względem funkcjonalnym osiedla, to problemy wielu miast w Polsce. Także jedna z ustaw covidowych zdaje się, że na jakiś czas wyłączyła ograniczenia w budowaniu czego się chce, gdzie się chce (co jest tak jakby przeciwieństwem koncepcji takich, jak 15 minute city). Dość liczne artykuły o tzw. „budynkach antycovidowych” sugerują ogólnokrajowość efektów działań „nierozważnego ustawodawcy”.
@konduktor_motor
Dzięki za tę perspektywę. Przywołujesz oczywiście ważne punkty, jednak pamiętajmy że Chiny miały swoje dosłowne „czystki, gułagi i głód na Ukrainie” jeszcze na początku lat 70-tych i że jednak to co obserwujemy to próba pogodzenia państwa monopartyjnego z realizacją aspiracji konsumpcyjnych szerokich warstw społecznych. Próbą, w którą wpisane są trendy kryzysowe. Owszem, wskazywana przez Ciebie korupcja jest jednym z nich. Innymi triggerami mogą być zmiany klimatyczne (na jakie Chiny są równie narażone jak Indie), rynek finansowy lub demografia. CPC reaguje na zagrożenia punktowo i niekonsekwentnie – jak zapewne wiesz typowe stanowisko władzy w dowolnej sprawie składa się z 6 wzajemnie niwelujących się punktów („więcej swobody gospodarczej, przy wzmocnieniu dyscypliny partyjnej”) i tylko insider jest w stanie zdekodować zamierzony przekaz. Funkcjonariusze CPC uważają się za dysponentów tej cennej wiedzy i trudno oczekiwać, żeby rządy prawa prędko przemówiły do nich jako atrakcyjny koncept. Da się u nich zauważyć mentalność korporacyjnej elity, nie kryjącej się z atrybutami władzy i finansowego sukcesu. Europa nie powinna się łudzić, że ma aktualnie istotny wpływ na rozwój sytuacji w Chinach. Tylko jeżeli wzmocni swoje instytucje i pozycję w globalnej gospodarce będzie mieć na to poważniejsze szanse. Ukłony!
@WO
Parowski ciebie jednak opublikował, nie? Czyli nie całkiem ściemniał.
Piekara odpowiedział Kasi Babis na piśmie (znaczy pod filmikiem), w sensie, że to poglądy bohatera, nie jego.
Opowiadano mi, jak to kiedyś na konwencie, zapytany, czemu nazwał swoją książkę „Świat jest pełen chętnych suk”, odpowiedział „No bo świat jest pełen chętnych suk”. O torturach też kiedyś się wyrażał z uznaniem (o skuteczności: gdyby mu dać trochę czasu z przywódcami lewicy – obviously – zaraz by wyjaśnił sprawę tych legendarnych szwajcarskich kont) Tak że ten…
Ale nie Piekara jest problemem, tylko to, że jest taki popularny. Nie rozumiem tego zjawiska, ale trochę mnie przeraża.
@PS. Czy „odpowiedź Piekary” jest gdzieś do przeczytania? Nie mam cierpliwości do jutubek…
„Autorka tego zabawnego przez swój infantylizm filmu, nie rozumie, że poglądy oraz działania bohaterów literackich niekoniecznie są poglądami i działaniami ich twórców. Aktorzy również tylko wcielają się w postaci na czas spektaklu, a nie są nimi (mała Kasia pewnie będzie w szoku, kiedy dowie się, że Anthony Hopkins tak naprawdę nie jest ścigany przez FBI i nie morduje i nie zjada ludzi!). Rozliczanie autora za to co niemoralnego lub kontrowersyjnego zrobiły czy powiedziały wykreowane przez niego postaci literackie, żyjące w wymyślonym świecie, to infantylizm wręcz groteskowy…
A przecież wiedza o rozdzieleniu twórcy od dzieła to wiedza z zakresu szkoły podstawowej ! Książki z „cyklu inkwizytorskiego” nie są memuarami moimi, lecz mojego fikcyjnego (anty)bohatera funkcjonującego w fikcyjnym, okrutnym świecie…
Nie sądziłem, że kiedykolwiek trafię na dorosłych ludzi, którym trzeba będzie podobne oczywistości tłumaczyć ! Ech ! :)))”
i riposta
„Jacuś, obejrzyj jeszcze raz – są fragmenty, w których tłumaczę dokładnie, które przekonania twoich postaci odpowiadają twoim własnym, ilustrując twoimi wypowiedziami z Twittera. Wyjaśniam też w jaki sposób wybijają się z fabuły te fragmenty, w których używasz dialogów do wciskania czytelnikowi własnych błyskotliwych przemyśleń. „Rozdzielenie twórcy od dzieła” to jakiś bon mot, który można wciskać dzieciakom piszącym gazetkę szkolną. Nie ma nic złego w pisaniu z intencją zilustrowania własnego spojrzenia na świat, przekazania czytelnikowi własnych obserwacji i przemyśleń. Po prostu warto mieć odwagę później się do tych przemyśleń przyznać. A nie wylać z siebie ściek frustracji a potem się zasłaniać fikcyjnym antybohaterem. Nie sądziłam, że trafię na wydawanych pisarzy, którym trzeba będzie podobne oczywistości tłumaczyć.”
„Ale nie Piekara jest problemem, tylko to, że jest taki popularny. Nie rozumiem tego zjawiska, ale trochę mnie przeraża.”
o, to jest zagadka. Jak to się stało. Nikt go nie wydawał, nikt nie promował, nikt nie zapraszał. A tu — popularność. Magia.
@Awal Biały
Ale mi nie chodziło o jakieś historie z lat 70. Chodzi o rzeczy, które w Chinach dzieją się teraz. W przypadku samych Ujgurów mówimy o kilkuset gułagach (może i o tysiącu) oraz o milionie więźniów. A także o różnego rodzaju innych represjach. Są na ten temat opracowania, całkiem świeże:
link to cgpolicy.org
link to jamestown.org
@Cóż, od lat Parowski mi na wszystko odpowiadał ripostą, na którą ja już nie miałem dobrej odpowiedzi – „a bo wy nie piszecie – jakbyście pisali i mi dawali, to też bym was publikował”.
już Krystyna na to odpisała kiedyś na tym blogu — stworzył środowisko, do którego ludzie nie czuli się zaproszeni.
@cyberkorpy vs państwa
Właśnie w Australii się dzieje. Google i Facebook wprost i jawnie grożą, że wolą kraść niż płacić za treści w swoich agregatorach. O ile pamiętam EU podobnego konfliktu nie wygrała. Ale może coś źle pamiętam.
link to theguardian.com
@konduktor_motor
Dlatego napisałem, że zwracasz uwagę na ważne punkty. Różnicę między latami 70-tymi a obecnymi czyni nie brak obozów pracy (nadal są), lecz zjawiska takie jak to: 90-procentowy spadek liczby samobójstw wśród młodych kobiet, które w miastach mają większą szansę na życiową autonomię niż na chińskiej wsi [1]. I to, i to są współczesne Chiny.
[1] link to peertechz.com
@Awal
„Może być niestety tak, że rdzeń kapitalizmu znajdzie rozwiązania i ich finansowanie, a peryferium przestanie nadganiać. W dyskusji na zachodzie widzę presję na silniejsze uspołecznienie
przestrzeni miejskiej – odebranie jej właścicielom parkujących na ulicach samochodów, wszechwładnym deweloperom i organizatorom komercyjnych imprez, przeznaczenie jej pod miejską zieleń i lokalny handel/ gastronomię. U nas może być dokładnie na odwrót: po likwidacji tramwaju nowe parkingi dla dojeżdżających z przetrzebionych galerii i dyskontów oraz Sylwestry z Zenkiem jako substytut miejskiej kultury. Tak owszem może być. Biednemu wiatr w oczy, lepiej być bogatym (w kapitał ludzki, środki finansowe, technologie, standardy, instytucje) – tylko dla drugiego kryzys jest szansą.
Dziękuję za dyskusję i kłaniam się.”
No fakt, mocno przesadziłam z sugestią, że cały świat pójdzie w złą stronę. Ale Polska niestety jak najbardziej może, bo u nas te idee nawet nie zdążyły się naprawdę przyjąć. Za to wizja cięcia kosztów gdzie się da jest jak najbardziej realna. W wielu miejscach to się już dzieje.
@loleklolek_pl
„Warszawa ma typowe dla siebie problemy reprywatyzacyjne, ale bezsensowne pod względem funkcjonalnym osiedla, to problemy wielu miast w Polsce. Także jedna z ustaw covidowych zdaje się, że na jakiś czas wyłączyła ograniczenia w budowaniu czego się chce, gdzie się chce (co jest tak jakby przeciwieństwem koncepcji takich, jak 15 minute city). Dość liczne artykuły o tzw. „budynkach antycovidowych” sugerują ogólnokrajowość efektów działań „nierozważnego ustawodawcy”.”
Dzięki, teraz jest jaśniej.
Tak, nowe osiedla w całej Polsce mają tendencję do bycia bezsensownymi pod względem funkcjonalnym. Chodziło mi raczej o stare, PRLowskie blokowiska, a to jednak chyba nadal większość powierzchni miast. Jak najbardziej mają całą infrastrukturę na miejscu i hej, świadomość tego, że tam się całkiem wygodnie żyje jednak istnieje. Niestety z tego, co obserwuję, nadal raczej przegrywa z „wygodnym dojazdem samochodem i własnym miejscem parkingowym”, chociaż ostatnio coś jakby drgnęło… Dlatego z bólem obserwuję degenerację komunikacji miejskiej w swoim mieście, bo dla mnie porządna komunikacja to jest absolutna podstawa, a tymczasem dzieje się odwrotnie i wygląda na to, że pandemia znacznie ten proces przyspieszyła.
@Juxone
Unia jest trochę mocniejsza od Australii i francuskie gazety na tym korzystają
link to arstechnica.com
@pak4
„Właściwy (IMHO) strach przed Chinami dotyczy czegoś innego. Że sukces chińskiego rządu i stylu autorytarnego dodaje rodzimym autorytarystom sił i argumentów.”
Nie wiem czy oni potrzebują sił i argumentów. Moim zdaniem patrząc po reakcjach opozycji j społeczeństwa, to najbardziej autorytarne zagrywki spotykały się z najmniejszym sprzeciwem. Rządzenie dekretami i apelami na konferencjach prasowych, przesunięcie wyborów komunikatem koalicjantów, zatrzymania przypadkowych ludzi przy aresztowaniu Margot, te rzeczy są bardziej przerażające niż dosypywanie Kurskiemu do propagandówki, a klasa polityczna zajmuje się tylko tym ostatnim. W Polsce politycy dzielą się tych, którzy dbają o pozory, bo chcą kolegować się ze swoimi odpowiednikami w Unii; i na takich, których interesuje tylko, żeby wódka w delegacji była schłodzona.
Z drugiej strony mam nadzieję, że chiński autorytaryzm będzie atrakcyjną opcją dla polityków Zachodu, amerykańskie dążenie do zapełnienia każdego więzienia, to też pewna egzotyka.
@Awal
„Europa nie powinna się łudzić, że ma aktualnie istotny wpływ na rozwój sytuacji w Chinach. Tylko jeżeli wzmocni swoje instytucje i pozycję w globalnej gospodarce będzie mieć na to poważniejsze szanse.”
Europa nie próbuje wpływać nawet na rejony bliższe geograficznie, które powinna rozumieć o wiele lepiej.
Próbuję sobie przypomnieć czy kiedykolwiek byłem optymistą i ni cholery nie mogę skojarzyć takiego okresu. W „młodości” nie byłem optymistą tylko co najwyżej miałem wy**ne na to że no future. Być może jakieś chwilowe przebłyski optymizmu miewałem w latach 2000-07, szczególnie jak mi się udało przez chwilę dobrze zarobić ale to były jakieś pozory. Potem już na pewno żadnego optymizmu sobie nie przypominam. Raczej postępującą akceptację i nie przejmowanie się. Czy to znaczy że zawsze byłem stary?
@pewuc z całym szacunkiem, w komentach pod poprzednią notką mówisz sam o Gamblerze, że czytali i znali go wszyscy, a teraz pytasz dlaczego Piekara popularny, prowadził rubrykę Randall i duch Hopkirka, proponuję zerknąć jakie teksty szły w gazecie dla graczy/nastolatków w 1995r, nie w gazecie L.Bubla.
@pewuc
„Ale nie Piekara jest problemem, tylko to, że jest taki popularny. Nie rozumiem tego zjawiska, ale trochę mnie przeraża”
A może występuje zależność i jest taki popularny prisajsli bikoz jest prawicowcem? Zróbmy taki eksperyment myślowy: wyobraźmy sobie teoretycznie, że Piekara pewnego dnia budzi się, osiąga lewacką nirwanę i ogłasza wszem i wobec: „błądziłem, przepraszam że wspierałem prawicę, od teraz będę promować postępowe, lewackie treści”. Jak myślisz – czy nadal byłby taki popularny, czy jego nazwiska nie wypadałoby już wypowiadać, a nakłady spadłyby o 90%? Autorzy lewicowi pewnie by się nawet jacyś znaleźli, tylko wiedzą, że po prostu nikt tego nie kupi.
@lupus
Ale to jest na odwrót. Piekara był popularny i dlatego dali mu rubrykę w Gamblerze. Oczywiście przy tym typie popularności redkcja musiała być szczególna (albo byli kumplami ze szkoły). Co prawda w czasach Gamblera nie był jeszcze autorem tego inkwizytora nieszczęsnego, ale pisał marnie. Tak, że mimo runu na antasy, rozsądny wydawca z ISKIER nie wydał mu drugiej częsci Smoków Haldoru. Miał za sobą ten plagiat Vance’a. A mimo to okazał się interesującym felietonistą (intresującym w sensie przyciągania czytelników, nie prezentowanych tekstów).
I masz rację, potem już poszło na takim dodatnim sprzężeniu. Ale czemu to się utrzymywało? Czemu tak liczni czytelnicy wracali do jego książek, zamiast odpaść z obrzydzenia po pierwszej? Mówię o takim popularnym czytelniku, który zapewnia dochód z książek.
I tego nie rozumiem.
@mnf
Gdyby lubił broń, sam byś go skreślił.
Pozwolę sobie na pewną dygresję
Ale bardzo dawno temu Daniel Passent napisał felieton o tym, co by było, gdyby on (Passent) i niejaka (o ile dobrze pamiętam) Ewa Krzywobłocka zamienili się poglądami. Ta Krzywobłocka to była jakaś pseudodziennikarka z obrzydliwego (nawet w tamtych czasach – tzn. latach ’80) pisma Rzeczywistość. Otóż Passenta by powitali w tej Rzeczywistości z fanfarami, a on by liczył, że talentem zwiekszy grupę czytelników tak, by sięgnęła poziomu Polityki. Krzywobłocka owszem, mogłaby liczyć na kieliszek koniaku z naczelnym Polityki, ale potem hasło „Wie pani, poglądy mniej więcej zbieżne z nami to ma kilkaset tysięcy ludzi w Polsce, a felietonista portzebny nam jest jeden, ale dobry”. Morał z tego był taki, że na nie może zmienić poglądów, bo nie będzie miała z czego żyć.
No więc z Piekarą jest podobnie. On jest słaby, pisze słabo i tylko tam jest w stanie się utrzymać (ale też nie do końca, bo przecież do TVP ani nawet Republiki go chyba nie zaprosili). Prywatnie uważam, że chciałby dorównać Ziemkiewiczowi, ale na to brak mu talentu i inteligencji. Nawet tam takie „słuszne” poglądy nie wystarczają.
Ale jego książki czytają nie tylko prawacy ani nawet prawicowcy. Dzieciaki czytają, niestety. Chociaż mam nadzieję, że to przemija, naprawdę.
Uwaga do WO: tutaj naprawdę nie wspominam, jak było w PRLu, sytuacja z Pssentem i Krzywobłocką jest raczej niezależna od okresu.
@pewuc postaram się to wyjaśnić jako eks fan Piekary. W skrócie to dużo seksu i przemocy plus antyklerykalizm. To takie swojskie edgy dla licealistów zafascynowanych Rammsteinem czy Mansonem.
@pewuc
„Ale nie Piekara jest problemem, tylko to, że jest taki popularny. Nie rozumiem tego zjawiska, ale trochę mnie przeraża”
To chyba ten sam rodzaj popularności co Blanka Lipińska, tylko stargetowany do młodych mężczyzn. Proste, lekkie, niezbyt mądre, okraszone seksem i przemocą. Zresztą taki model operacyjny przyjęła Fabryka Słów i takich autorów wydawali: Pilipiuk, Piekara, Ziemiański. O ile dobrze pamiętam, byli na tyle skuteczni, że swego czasu wygryźli konkurencję, wcześniej polską fantastykę wydawała Supernowa, w której ostatecznie ostał się tylko Sapkowski.
W sumie bardziej rozumiem kuca czytającego Piekarę czy Pilipiuka niż kobiety czytające romanse, w których przemocowe związki ukazane są jako coś romantycznego.
@unierad i Nankin
Dzięki. Macie rację zapewne.
Cóż, z wymienionej trójcy Piekara zdecydowanie jest najsłabszy – w istocie: seks, przemoc i co gorsza – miałem wrażenie tak gdzieś koło trzeciej jego książki że kanibalizuje własne teksty, metodą kopiuj-wklej. Pilipiuk ma jednak o wiele, wiele przyjemniejszy styl i czyta się go dobrze – zwłaszcza jego nowsze opowiadania. A co do oczywistego przechyłu prawicwego tychże autorów i wielu innych… Oj, są gorsze rzeczy. O wiele gorsze. Są współczesne dzieła Wolskiego, albo „Requiem dla Europy” i „Hekate” Kempczyńskiego. Te ostatnie to jazda bez trzymanki, nawet dla mnie orbitującego zapewne bliżej centrum niż większość bywalców tego bloga, było to tak prawicowo-nienawistne, że zyskało wręcz pewne walory humorystyczne – jako niezamierzona komedia.
@pewuc
„Gdyby lubił broń, sam byś go [Piekarę] skreślił”
Skreśliłbym go nie za broń, tylko za felietony „Randall zostaje Żydem i pedałem”, „Randall zostaje czarnuchem” czy „dlaczego socjalistów i pacyfistów należy mordować”.
Wow, wygląda na to, że absolutnie każdy temat i tak kończy się flejmem o Piekarę bądź RAZa bądź ogólnie NF.
Cóż, nie jestem młody, ale za to miałem więcej czasu na zbieranie danych, więc zapewne jestem mądrzejszy od samego siebie z tamtego wieku…
Na przykład literalnie wiem, że w wieku 20 lat nie przewidywałem zmiany PRL na ustrój obecny, choć powrót Chin może już tak, bo to była raczej rzecz oczywista.
Aby napisać o przyszłości Polski, najpierw muszę wyjaśnić, co udało mi się zebrać na własną rękę wbrew szkolnej historiografii ;).
Dla innych nie jest to zapewne nic nowego, szczególnie ostatnio widzę tu dużo wpisów podobnie akcentujących naszą historię, więc hasłowo i w wielkim uproszczeniu:
1. Polacy to przez wiele stuleci były dwa narody, w proporcjach ca 90/10, gdzie dominował politycznie i kulturowo ten 10%. Przeciętny Polak wtedy i jego potomek dzisiaj nie ma wiele wspólnego z rzeczami nauczanymi w szkole – nb. stąd ten obserwowany dysonas poznawczy i ciągłe pytania „Dlaczego ten okropny PiS ma ciągle poparcie większości”.
Wydarzenia mające znaczenie dla przeciętnego Polaka „zadziały się” w czasie 1050 lat zaledwie kilka razy:
a) ca 950 – 1100, gdzie luźne struktury plemienne przekształciły się w feudalne państwo, z siłową zmianą religii na mającą doświadczenie w utrzymaniu tego porządku.
b) ca XV w., gdy przeciętny Polak został prawnie zamieniony na niewolnika, choć cały proces raczej przypominał gotowanie żaby.
d) ca r. 1864, gdy formalnie zniesiono mu to niewolnictwo (decyzjami obcych władców wbrew woli polskiej klasy posiadającej),
e) ca r. 1939 – 1947, gdzie systemowo zniesiono mu podległość feudalną i umożliwiono dostęp do oświaty (po wkroczeniu armii z Niemiec i Rosji).
f) r. 1989, gdy wygrała własnego już chowu kontrewolucja i zaczęła przywracać porządek sprzed r. 1939. Szczególnie znamiennym punktem było oddanie oświaty przez państwo pod nadzór kościelny. Jak łatwo policzyć, 50 lat przerwy…
2. W utrzymaniu swojej władzy i własności nad tymi 90% te 10% posunęło się nawet do tego, że zrezygnowało z polskiej państwowości, aby tylko odsunąć zmiany społeczne. W efekcie zmiany, które nastąpiły potem nie były zmianami, kóre w naszej kulturze określane są jako polskie, za każdym razem postęp przyniosły obce bagnety.
3. Niezależnie od wydarzeń d) e) i f) CAŁA oficjalna kultura w Polsce, przynajmniej do roku 2015, to kultura tych 10%. I ten podział na dwa narody, oficjalnie nieistniejący, wyparty i zapomniany, to wykluczenie, trwa dalej w polskiej kulturze, a przez to w życiu codziennym, społecznym i politycznym. Jest o wiele mniej ostry, ale powoduje, że dalej większość społeczeństwa nie ma swojej reprezentacji kulturowej.
Efekt jest też taki, że polskie społeczeństwo nigdy nie wyzwoliło się naprawdę mentalnie z niewolnictwa – przede wszystkim dlatego, że nie wywalczyło sobie wolności same.
Ale gdzieś w roku 2015 lud w niezależnej Polsce znalazł swojego oficjalnego obrońcę i zaczął cichą, własną, jakkolwiek ograniczoną warunkami rewolucję. Warto to mieć na uwadze, gdy padają zarzuty o korupcję itp. pod adresem PiS – w warunkach rewolucji PiS może kraść i niszczyć prawie dowolnie, jedyne czego musi pilnować, to słusznej linii. Polaków z tych 90% kompletnie nie interesują sądy (opanowane przez te 10%) – te zawsze były częścią systemu opresji.
To oczywiście rewolucja dziwaczna, taka, jak polskie społeczeństwo, bo przeprowadzana przez stan stan pierwszy w imieniu stanu trzeciego, ale po raz pierwszy w warunkach niepodległości ktoś się za tym stanem trzecim oficjalnie ujął.
Przyszłość:
Lewica w Polsce nie istnieje, ze względu na p.3 – dopóki rządzi w Polsce kultura (post)szlachecka, lewica też będzie przez nią firmowana, czyli będzie lewicą tych 10%.
Polacy najpierw muszą mieć własną kulturę, aby mogli stworzyć własną lewicę.
(Jeśli miałbym bardziej graficznie przybliżyć tę tezę, to niedawno pojawił się tu link do disco polo na Youtube. Disco polo – w moim, czysto prywatnym oczywiście odczuciu, to sztandarowy przykład, jak oficjalna kultura ignoruje/ignorowała ludową. Disco polo jest najczęściej okropne, ale nie z definicji przecież, ale dlatego, że ludzie którzy je uprawiają, nie potrafią śpiewać. Gdyby… Kończę tu, bo to temat na osobny wpis.) Pesymista, przynajmniej na najbliższe 20-30 lat, pewnie dłużej.
Religia. Tak, oficjalna podziemna kultura ją zaczyna podważać, ale zanim Polacy zaczną, muszą wyzwolić się kulturowo – a to prędko nie nastąpi. To kompletnie inna sytuacja niż w Irlandii, tam społeczeństwo wyzwala się z władzy kościoła, tu wyzwala się ze śmieciówek. Pesymista, przynajmniej na najbliższe 30-40 lat.
Jeśli ostatnie wybory są jakąś miarą, to około połowy dalej chce tę rewolucję kontynuować, a około połowy jest albo jej przeciwna, albo przynajmniej czuje się jakoś przez nią zagrożona i tym samym jest jej niechętna. Warto zwrócić uwagę, że aby to było możliwe, nastąpił albo transfer w ilości ca 40% społeczeństwa do kultury 10%, albo przynajmniej jakaś symbioza, co zresztą jako zjawisko mnie nie dziwi – z jednej strony to kultura, jaką jesteśmy faszerowani w szkołach, z drugiej, jako oficjalna, ma dużą atrakcyjność.
Zastanawiałem się nad 2004 rokiem i wejściem do UE. Osobiście uważam to za największą szansę Polaków od tych 1050 lat, ale to społeczne zapoźnienie i konieczność jego przełamania może spowodować, że najpierw Polacy dadzą sobie tę szansę odebrać, podobnie jak Brytyjczycy, którzy strzelili sobie w stopę, bo muszą najpierw dokonać wewnętrznych mentalnych rozrachunków z historią, choć dokończenie rozpadu imperium to prawie przeciwieństwo polskich problemów. Jednak stawiam, że będziemy w UE trwali, chociaż kulawo. Optymista.
Faszyzm i nacjonalizm, czyli ersatz lewicy. Polacy tego etapu jeszcze nie przeszli (zaczęli, nie skończyli, bo znów obce bagnety itd.), więc jest on z jednej strony atrakcyjny dla burzącego się społeczeństwa, z drugiej nie ma przed nim silnych hamulców kulturowych. W zasadzie wszystko zależy od tego, czy uda się nie dopuścić do wyjścia z UE, czy nie – w tym drugim przypadku wpływ dodatkowych problemów wewnętrznych i zewnętrznych może doprowadzić do prawie wszystkiego niewyobrażalnego. Jednak stawiam, że nie wyjdziemy, chociaż jak uda się kontynuować tę rewolucję w warunkach unijmych – a rewolucje płoną coraz silniej, aż zaczyna brakować materiału do palenia – nie wiem. UE dwóch prędkości zapewne. Ale za 50 lat – jeszcze dwa pokolenia w orbicie zachodu Europy – już nie będzie siły politycznej do wyjścia. Optymista.
Prywatyzacja społeczeństwa. Niestety, postępuje i końca nie widać. Brak lewicowej fantastyki też ma wpływ na brak oporu – no, ale skąd ma się wziąć lewicowa fantastyka w kulturze szlacheckiej?
Pesymista.
Oświata. Patrz wyżej na prywatyzację. Epidemia stworzyła pole do nowych pomysłów, ale zrezygnowanie w Polsce z modelu koszarowego z sierżantami wychowawcami i katechezą zamiast chemii to nawet nie pieśń przyszłości.
Jakie tego są efekty, pokazuje przedostatnia dyskusja i wzmianki o informatykach czy matematykach oraz dziwaku JKM.
JKM, co jest przecież oczywiste, u samej podstawy swoich przekonań zgłasza dwa kompletnie rozjechane poglądy – ten, że ludzie najlepiej sami sobie poradzą, jeśli ich nie ograniczać, a drugi, że ludzie nie potrafią sami się rządzić (więc potrzebują jego jako króla…)
Matematyk to nie jest ktoś grający w brydża czy potrafiący zastosować wyuczony schemat, tylko ktoś rozumiejący, że ze sprzecznych założeń stosowanych przez JKM można wywieść dowolne twierdzenie i mówić, że jest prawdziwe.
Pesymista.
Równość, prawa jednostek itp. Z jednej strony to najłatwiejsze do zmiany, bo jest duża zewnętrzna presja kulturowa, więc zmiany będą dokonywane zarówno w kulturze 10% jak i 90%, ale z drugiej strony jest to szalenie trudny i długi w czasie proces, patrz wyżej wpis @wo, który, chociaż na pewno w najlepszej wierze, ba, z troski o UPRZEJMOŚĆ wobec kobiet, literalnie nakazuje im, jak mają się zachowywać. Jednak jako ojciec dwóch córek, które nie mają problemów z pokazaniem, gdzie ja mam problemy, optymista.
Sąsiedzi. Niemcy, niestety już nie mają poczucia odpowiedzialności za losy Polski, uważają, że swoje zrobili i zagryzają zęby na widok polskich polityków. Przeciwnikiem nie będą, ale na pomoc w załatwianiu problemów wewnętrznych nie ma co liczyć. Mniejsi sąsiedzi będą nas długo traktować co najmniej ostrożnie. Rosja nie ma powodów do interesowania się politycznie Polską poza rozgrywaniem jej na swoje potrzeby, nie będzie trzeba się jej bezpośrednio obawiać, ale nawiązać sensownej współpracy też raczej się nie uda, z powodów po obu stronach. Pesymista.
UE. Patrzę na UE z pozycji okropnej prowincji, w której moi kuzyni z bezinteresowną satysfakcją mówią o WB i UE „ale im dop…” (w sensie WB dop… UE), ale mam silne wrażenie, że siły wiążące UE są większe, niż poszczególne egoizmy. Głównym czynnikiem mogącym zagrozić może nie tyle UE, ile jej rozwojowi, jest niewątpliwie migracja z Bliskiego Wschodu i Afryki. Nie mówię tu o problemach kulturowych, tylko ekonomicznych, rozmiary migracji z Południa wywołanej ocieplaniem się Ziemi przerosną wszystkie dotychczasowe wyobrażenia, liczby były już cytowane przez wcześniej w innych wpisach.
Jednak to właśnie patrzenie z mojego poziomu – społeczeństwa na zachód od Odry mają znacznie większą kulturę współdziałania i czynnego przeciwdziałania problemom niż moje – więc choć na pewno będzie inaczej niż dzisiaj, to zakładam, że będzie tam err, nie gorzej niż w Polsce. Zresztą, korzystając z przynajmniej chwilowo otwartych drzwi, moje córki już tam powędrowały. Optymista.
USA. Nie ma siły, jak każde schodzące mocarstwo rozpadnie się, choć przede wszystkim przez kulturę 99%-1%. Ze względu na coraz mniejszą dominację liczebną białych jest kogo obwiniać, a to łatwiej zrobić niż się podzielić zyskami, tu akurat historia Polski może się przydać. Istotnym problemem są te lotniskowce, bo ZSRR się jakoś rozpadł bez huku na zewnątrz, ale czy USA/kontynuacja zrezygnuje bez walki z dolara? Nb. oni mają swoją modlitwę szkolną do USA, powtarzaną codziennie, więc wszyscy będą grać na patriotyzmie, w samych stanach może być bardzo krwawo. Ale to za 20-30 lat dopiero zapewne. Ja w ogóle USA za bardzo nie lubię, więc sam nie wiem, czy to pesymizm czy optymizm.
Chiny. No cóż, kończy sie okres smuty, Chiny wracają na swoją pozycję, ale UE po prostu musi się z nimi ułożyć. Pewnie skończy się na tym, że UE będzie potrzebowała Chin, aby trzymać w ryzach migracje z Afryki, co jednak bardzo ograniczy wpływ samej UE na świecie. Zapewne Chiny będą w przyszłości chciały przejąć dużą część Syberii, ale zrobią to powoli, drogą migracji ludności i wzajemnych koncesji. Anegdotycznie, to interesujące uczucie poznawcze, kiedy młodej parze w cerkwi we Władywostoku udziela ślubu tamtejszy pop, Chińczyk…
Optymista.
Technologia. Zarówno biotechnologia jak i pozostałe będą dalej rozwijać się poza zakres naszych wyobrażeń, więc trochę dziwnie tu pisać o wyobrażeniach (ach te dzielny Harrison Ford najpierw jadący powietrzną taksówką, a potem wchodzący do budki telefonicznej, gdy chciał zadzwonić…).
Jednak jednego jestem praktycznie pewny – wszczepianie ludziom chipów do połączenia z siecią to odległość 20-30 lat. Czy to się rozwinie masowo, to inne zagadnienie, ale pewnie tak. Mam też nadzieję, że już rośnie dziecko, które w przyszłości napisze prawa do prywatności na wzór praw o niewolnictwie, a model biznesowy oparty na kupowaniu czyjejś prywatności w zamian za usługi zostanie po prostu zakazany.
Kultura strachu. To chyba to, co najbardziej odbiera mi ochotę na przyszłość. Problem jest szeroki, więc tylko z własnej strony – co do przeszłości, cieszę się, że mogłem jeździć rowerem bez zakuwania w pancerze. Co do teraźniejszości, z własnych i znajomych doświadczeń, nie sposób zrobić/pokazać zdjęcia, na którym jest młodzież do lat 15, by w którymś momencie nie usłyszeć słowa „pedofil”, rzucanego mimochodem, jako pierwsza reakcja, bądź wręcz zostać zaatakowanym na ulicy. To pranie mózgu strachem jest tak silne, że prawie boję się o tym wspominać. Jest to miejsce, w kórym łamie się wspomniana wyżej równość, kultura strachu tworzy nowe getta. Pesymista.
Najzabawniejsze w Piekarze jest, że te inkwizytorskie opowiadania mają formę kryminału, ale facet jest kompletnym beztalenciem w tym gatunku. Każde śledztwo opiera się tylko na gadżetach jak z Batmana z Adamem Westem tylko bez tej kreatywności za to z nagromadzeniem flaków i dziwnych perwersji.
Dosyć ciekawe, że na wschodzie fantastyka jest bardziej ogarnięta, taki Pielewin czy Glukhovsky to właściwie europejska lewica.
entres
„Problem jest szeroki, więc tylko z własnej strony – co do przeszłości, cieszę się, że mogłem jeździć rowerem bez zakuwania w pancerze. ”
Przecież wszyscy tak jeżdżą poza downhillem, proszę policzyć na ulicy rowerzystów w kasku w Holandii lub Danii.
@niewywalczenie zniesienia niewolnictwa
Zaraz zaraz, a kto na świecie sam sobie to wywalczył? Haiti?
Oraz: rzeczywistość naprawdę jest bardziej złożona, a już zwłaszcza w Polsce (albo np. Rosji). Jeden bon mot o procentach to trochę mało żeby wyjaśnić ten niezwykły splot emocji bulgoczących w głowach rodaków.
@optymizm
Na dzisiaj jestem optymistą – będąc na końcu grupy 1A liczę na zaszczepienie w I półroczu. A jakby tak udało się do połowy czerwca, to już hoho!
@entres
Twoje z rzadka pojawiające się komentarze dają do myślenia. Nie będę tu tagował z czym się zgadam w pełni, a z czym z zastrzeżeniami, zaznaczę jedynie że wg mnie USA mają jednak tę energię przetrwania, która nie pozwoli im na rozpad. Wojna secesyjna to w pamięci amerykańskiej konflikt przerastający udział USA w obu wojnach światowych i dorównujący Wietnamowi – do trwałego podziału jednak w 1861 r. nie doszło, przy całej bezprecedensowej skali konfliktu i realnych szansach secesji na rozejm osiągnięty ze wsparciem europejskim. Skoro ówcześni secesjoniści przegrali, to bariera sukcesu dla przyszłych secesjonistów jest również ustawiona wysoko, a bezpieczniki przeciw zbrojnej „sedition” uruchamiane są w elitach bardzo szybko, jak się przekonał Trump.
@sheik.yerbouti
„Zaraz zaraz, a kto na świecie sam sobie to wywalczył? Haiti?”
Afroamerykanie odegrali kluczową rolę w doprowadzeniu do zniesienia niewolnictwa w USA. U początku wojny secesyjnej, Lincolnowi i większości establiszmentu Północy chodziło po prostu o zdławienie rebelii, a czas i sposób załatwienia sprawy niewolnictwa (najchętniej za pomocą emigracji) zostawiano na nieokreśloną przyszłość. Północ, która obejmowała również stany niewolnicze takie jak Missouri i Kentucky, bynajmniej nie spieszyła się z ogłaszaniem abolicji na swoim terenie. Jednakże okupowanie przez armie Unii znacznych obszarów Konfederacji zrodziło problem, co robić za zajętymi tam niewolnikami. Nadano im wolność w styczniu 1863 r. oraz umożliwiono wstępowanie do unijnej armii i marynarki, gdzie szybko okazali się niezbędni dla wysiłku wojennego. Pod koniec wojny również Konfederacja zmuszona została do tworzenia oddziałów z czarnych mężczyzn, jakkolwiek nie gwarantując im wolności. Niezależnie od swojego formalnego statusu, Afroamerykanie wywalczyli sobie po obu stronach frontu prawo do bycia traktowanym jak obywatele, co ostatecznie zagwarantowała trzynasta poprawka. Oczywiście to był jedynie początek walki o faktyczną równość, która kilka razy osiągała pozorną kompromisową formułę (typu tokenowi Afroamerykanie show-bizu w latach 80-tych), aby później wybuchać na nowo.
U nas przebieg chłopskiej emancypacji nie przyniósł nigdy podobnego momentu wywalczenia sobie wolności z bronią w ręku – nie były nim zaborcze dekrety znoszące pańszczyznę, nie były epizody buntów chłopskich (o wiele słabszych niż na Zachodzie). A kulturowo, jak pisze kolega entres, całe polskie społeczeństwo jest do dziś kolonizowane narracją szlachecko-inteligencką. Skłócone na śmierć i życie segmenty inteligencji znajdują wspólny język, gdy trzeba wyśmiać czy protekcjonalnie poklepać chłopa. Przykładowo, w tym samym czasie robił to w TVP ironicznie kabaret Olgi Lipińskiej a rubasznie „Polskie Zoo” Marcina Wolskiego. Aktualna władza, też przecież inteligencka, również protekcjonalnie upupia swojego Zenka wedle własnych, mylnych jak diagnozowałem, wyobrażeń o oczekiwaniach publiczności disco polo. Nie ma u nas szans by doświadczenie chłopskiego cierpienia i poniżenia zaistniało w kulturze wysokiej dziełem o podobnej sile jak „Strange Fruit” – dla Billie Holiday napisał tę piosenkę nowojorski komunizujący Żyd, więc dla naszej wiejskiej dziewczyny mógłby może coś takiego napisać Żyd warszawski, ale po Zagładzie ta furtka się zamknęła.
„Ale A. Applebaum przynajmniej pisze książki warte Pulitzera, wiec może oszczędźmy jej rantów, że za Cartera było, panie, lepiej”
Jak przeczytałem, jak wymieniła Allende obok Stalina i Pol Pota jako komunistycznych zbrodniarzy to jednak uznałem, że nie zamierzam czytać żadnych jej książek.
@”AI” i twarze.
Obie prace są publicznie dostępne. Podstawowe pytanie w takim eksperymencie to: czy w danych nie ma aby jakiegoś biasu? Zmiennej ukrytej, która dobrze objaśnia etykiety, a zarazem nie jest związana z samą twarzą? Dobrym punktem odniesienia byłoby na przykład zaprezentowanie tych samych zdjęć ludziom, oszacowanie ich skuteczności i wypytanie czym się kierowali przy podejmowaniu decyzji.
W pracy poświęconej poglądom politycznym takiej kontroli nie znalazłem. Owszem, jest cytowana (niższa) skuteczność ludzi, ale z literatury, w „similar tasks”. Argument byłby mocniejszy, gdyby dać ludziom dokładnie ten sam zbiór zdjęć. Praca poświęcona orientacji wygląda solidniej. Między innymi te same zdjęcia zaprezentowano ludziom (radzili sobie gorzej). Mimo to tu również idzie pomarudzić. Jeśli dobrze rozumiem protokół, każdy uczestniczący w eksperymencie otrzymywał 20 przykładów (par zdjęć) bez etykiet (i klasyfikował). W mojej ocenie byłoby to bardziej przekonujące, gdyby wpierw uczestnikom zademonstrować większą pulę zdjęć z etykietami, a więc ich „przeszkolić”, następnie poprosić o etykietowanie kolejnych zdjęć i wreszcie odpytać czym się kierowali. Mocną stroną tej pracy jest natomiast sporo eksperymentów, których celem była interpretacja decyzji klasyfikatora. Wyszła w niezłym żurnalu.
@rpyzel
„Przecież wszyscy tak jeżdżą poza downhillem, proszę policzyć na ulicy rowerzystów w kasku w Holandii lub Danii.”
Miałem przyjemność jeździć w tych krajach, ale osią wypowiedzi była jednak Polska. A tu zostałem głośno publicznie zrugany przez grupę wzorowo ubranych jadących z przeciwnej strony nastolatków za brak kasku. A nawet nie chcę dociekać, co miał na myśli @wo, pisząc, że on swoje dzieci ubierał w kaski, a one swoje dzieci bardziej (z pamięci, raczej zapamiętany sens niż cytat). Zadbałem, żeby moje córki zwiedziły wszystkie drzewa w okolicy, i tak, mogły się zabić bardziej niż gdyby tego nie robiły. Problem mam z tym, czy gdybym w przyszłości miał przyjemność jechać w Polsce rowerami z wnuczką ubraną na wzór holenderski, do jakiego będzie przyzwyczajona z racji zamieszkania, to czy kolejni rowerzyści tylko nakrzyczą, czy może zadenuncjują na policję, albo sami wręcz zabiorą ją do jakiegoś ośrodka w jedynie słusznym poczuciu zapewnienia bezpieczeństwa dziecku. Takie trampki bis.
@entres
Wieje mi tu chochołem. Sam przejeżdżam rocznie tysiące kilometrów na rowerze, mniej więcej 50-50 szosówka i stary wylatany mtb. Czasem jeżdzę bez kasku, częściej jednak zakładam, bo jednak nie jeżdżę wyłącznie po odseparowanych od ruchu ulicznego, mało uczęszczanych drogach rowerowych. Dzieciom kaski zakładam zawsze, bo dla dwulatki jadącej w foteliku moja ewentualna wywrotka może się skończyć szpitalem, a dla pięciolatka na rowerze podobnie może się skończyć spotkanie z narwanym nastolatkiem jadącym ddr mijającym ludzi o włos. Jednak zderzenie z rozpędzonym żelastwem może być słabe bez kasku, jak się ma trochę ponad metr wzrostu.
Rozumiem o co panu może chodzić z 'kulturą strachu’, wiem też, że statystycznie najczęstsze urazy cyklistów to złamania rąk i obojczyków, sam kilka razy już leciałem przez kierownicę, ale nie widzę jakiejś wielkiej uciążliwości w założeniu kasku. Czy samochodowe pasy też pana uwierają i gniotą wyprasowane świezo koszule?
I żeby nie było, mój syn wspina się na każde drzewo w okolicy, ale czym innym jest uczenie dziecka ostrożności i mierzenia własnych sił na zamiary, a czym innym zakładanie że wszyscy inni uczestnicy ruchu będą zachowywali się rozważnie. Szczególnie w tym kraju Warzechów za kierownicą.
> Zmiennej ukrytej, która dobrze objaśnia etykiety, a zarazem nie jest związana z samą twarzą?
Ale była replikacja Kosińskiego, gdzie twarz rozmyto pozbawiając eigenface swoistości, a sieć neuronowa i tak zgadwyała równie trafnie. Już na początku rozpoznawania obrazów sieciami neuronowymi prawie pół wieku temu zauważono, że są niezwykle sprawne w wyłapywaniu takich parametrów jak luminancja, gdy zdjęcia z szukanymi obiektami są choćby wykonywane systematycznie wykonywane w określony sposób, to jest źródłem korelacji, nie identyfikacja obiektów.
Kosiński to wszystko wie. Ale styl życia obwoźnego VIPa prezentującego swoje „odkrycia” na różnych dworach mu widocznie bardzo odpowiada.
Sensacjonalistycznemu tabloidowi też. Nature trzeba czytać bardzo wyrywkowo żeby tego nie dostrzegać.
Przepraszam za post pod postem, ale trapi mnie bezsenność.
Co do meritum notki:
Ja tak gdzieś od liceum, czyli 2 poł. 90s, miałem poczucie że tempo w jakim zmienia się świat musi nas doprowadzić do katastrofy, ale teraz jestem bardziej ze szkoły Szwejka, którego filozofię ktoś już wyżej przywoływał. Pożyjemy, zobaczymy.
Głównym powodem tej mojej postawy jest natomiast przekonanie o generalnie słabych zdolnościach prognostycznych homo sapiens. Zastanówcie się chwilę nad tym w ilu filmach czy książkach sf z lat 70, 80 czy nawet 90 pojawia się urządzenie podobne do smartfona. W sumie rozwój telefonii cyfrowej i komputerów domowych w latach 80 mógł sugerować taki kierunek jak się spojrzy wstecz, ale jakoś nie kojarzę żeby takie urządzenie to było gdzieś ważne plot device, albo chociażby intrygujący element świata przedstawionego. Wideotelefon z budki to chyba tyle, a przecież dzisiejszego świata nie wytłumaczysz bez tego urządzenia. Wyobraźcie sobie że wpisujecie www,tłiter,com w okienko netscape navigatora na masywnym laptopie, żeby przeczytać co ma do powiedzenia prezydentka H.Clinton, bo nikt nie wymyślił iphona, bez androida google nie urósł, a bez porządnej jakości, relatywnie taniego urządzenia przenośnego, nikt nie inwestował w szerokopasmowy komórkowy internet bo po co.
Problem z prognozowaniem polega na tym, że jedyne co potrafimy, to projektować obecny stan wiedzy w przyszłość, bazując na historycznych analogiach. Oczywiście w jakiejś makroskali pewne problemy społeczeństw są wieczne, jak chociażby dziadersowanie towarzyszące każdej zmianie pokoleniowej (jest taki rysunek Mleczki z młodymi jaskiniowcami narzekającymi że „dziadek znowu pieprzy jak to było za poprzedniego lodowca”), postęp jednak potrafi radykalnie zmienić dekoracje i przesunąć akcenty. Pomyślcie o miastach przed powszechną motoryzacją, kanalizacją i elektryfikacją. Ostatnią taką zmianą jest internetyzacja, ale może za rogiem czai się kolejny duży proces, związany np z modyfikowaniem genomu i za chwile obudzimy się w bioshocku 😉
Jak mawiał Joe Strummer: the future is unwritten.
Więc co do moich oczekiwań względem rozwoju świata, chciałbym żeby UE zaczęła aktywniej współpracować z Afryką, w ramach prewencyjnej walki z klimatyczną migracją (Macron rzucał już gdześ podobnymi deklaracjami, czym u mnie zaplusował, chociaż zawsze może tu podśmierdywać neokolonializmem). To czy uda się zatrzymać ocieplenie jest ważne, ale nawet jeśli się uda, to będzie to na tyle długotrwały proces że fale migracji nastąpią i trzeba będzie je opanować i w miarę możliwości uniknąć Festung Europa. Chciałbym żeby prezydentura Bidena stała się kołem zamachowym do transformacji energetycznej, bo jeśli kapitał w to pójdzie to mamy szansę się nie ugotować. Marzy mi się też spektakularny kolaps pisu, który wybuchnie jak supernowa, zdmuchując przy okazji konfederację i czyszcząc pole dla socjalnej lewicy, która w końcu do nas nadejdzie, niesiona rękami młodych dziewcząt. I tyle marzeń, a jak będzie, zobaczymy.
@entres: ta cała opowieść, przynajmniej od rozbiorów, jest cholernie kongresówkocentryczna. Naprawdę nie w całej Polsce zniesiono pańszczyznę w 1864, a w Wielkopolsce czy na Śląsku relacje społeczne przedstawiały się inaczej. Pominięcie tej perspektywy to jest bardzo poważny błąd Leszczyńskiego.
Oraz – prześniona rewolucja dokonała się 70 lat temu. Rozpatrywanie podziału społecznego w dzisiejszej Polsce wg kryteriów „szlachta vs lud” jest kompletnie arbitralne. Obecni „patrycjusze” w rozumieniu Flisa to jest zupełnie inna grupa społeczna niż potomkowie szlachty.
@Havermeyer
A gdzie ja napisałem, że jestem przeciwko kaskom, w szczególności u dzieci? Rozumiem, że przy pisaniu tego manifestu o ostrożności nie zakładałeś, że tego nie wiem?
@Warzecha za kierownicą. Pozdrawia cię mój kolega, który do jazdy po mieście kupił żonie SUW-a, a na nieśmiałą uwagę koleżanki, że ona na miejskiej ulicy nie czuje się bezpiecznie w towarzystwie SUW-ów, odpowiedział, że to jego żona.
@airborell
Niestety, nie byłem w stanie w tylu linijkach oddać całej złożoności historii, nie było to zresztą moim zamiarem. Jak zauważył @Awal, clou w tym podsumowaniu nie jest, kto jest czyim potomkiem, ale kto dzisiaj jest spadkobiercą jakiej kultury.
P.S.
Kultura telewizyjna to jednak nie kultura śląska, tylko warszawska, więc kongresówkowa, stety czy niestety.
> Pominięcie tej perspektywy to jest bardzo poważny błąd Leszczyńskiego.
Odrębność ludowej historii Śląska nie jest jego winą, biorąc pod uwagę że padają też słowa o polskiej okupacji wszechstronna perspektywa byłaby książką w książce.
@Jacek
„Upadek USA jakie znamy. Pierwsze decyzje nowej administracji budzą wątpliwości czy rzeczywiście chce zasypywać podziały, jeśli zasypanie podziałów jest w ogóle możliwe. No bo czy naprawdę mianowanie Kristen Clarke dyrektorem departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości, odpowiedzialnego za wdrażanie federalnego prawa dotyczącego zakazu dyskryminacji, w szczególności ze względu na rasę, jest takim zasypywaniem podziałów?”
Ale że co, ufoka z Roswell miał powołać? Dlaczego ktoś inny miałby niby być lepszym wyborem? Bo byłby np. białym rasistą?
> nawet nie chcę dociekać, co miał na myśli @wo, pisząc, że on swoje dzieci ubierał w kaski
Bardzo wyraźnie napisał co ma na myśli. „Gdy się bawiliśmy na trzepakach, nasze głowy przefruwały o centymetry od stalowych czy betonowych elementów konstrukcji. Tylko zwinność ratowała nas przed tragedią. Poza tym jednym przypadkiem na tysiąc, gdy zawodziła.” Nawet w zeszłym tygodniu dziecko zginęło na Górce Szczęśliwickiej. „wszystko było fundamentalnie unsafe (według dzisiejszych norm). I wszystko było przemocowe, nawet (zwłaszcza!) zabawa.” „Moje pokolenie swoim dzieciom zakładało kaski i zapinało pasy bezpieczeństwa. Następnemu nie wystarczają już kaski, chcą swoje dzieci chronić przed przemocą psychiczną”
> zostałem głośno publicznie zrugany
A do mojej matki kilkanaście lat temu rowerzysta na trasie powiedział krowa.
@Awal Biały
to oczywiście znasz, ale linkuję dla dodania sensu wpisu poniżej
link to columbiamissourian.com
Jesteśmy pewnie jeszcze, a na pewno byliśmy miesiąc temu o jeden uścisk ręki od człowieka, który w tamtej wojnie walczył. USA innej wojny nie przeżyły, więc kolejne ofiary nie zatarły pamięci, jak stało się choćby u nas, gdzie nikt nie pamięta o tysiącach ofiar z pierwszej światowej leżących gdzieś w okolicy. Jednak była to wojna białych ludzi, a warunki obecnie chyba przekraczają punkt krytyczny, gdzie zaczyna się szukać winnych. W społeczeństwie, gdzie odpowiedzią na problemy stało się kupowanie więcej broni. Absolutnie nie twierdzę, że mam rację co do tego, co się stanie w USA, jednak Brytyjczycy mieli się gdzie, przynajmniej chwilowo, wycofać, a Amerykanie? Oni zaczynają spadać z jeszcze wyższego konia, a imigranci już do nich dotarli i jest ich więcej niż w WB, ba, zaczyna być więcej niż białych „gospodarzy”. Ale mam szczerą nadzieję, że będę się śmiał z tego wpisu za 30 lat.
Pozostają jeszcze takie korcące pytania, jak kiedy chińska flaga zawiśnie obok panamskiej ;).
@ausir
„Jak przeczytałem, jak wymieniła Allende obok Stalina i Pol Pota jako komunistycznych zbrodniarzy to jednak uznałem, że nie zamierzam czytać żadnych jej książek”
Można źródło? Bo może po prostu nie zrozumiałeś kontekstu. Nie przepadam za nią, ale to byłaby już argumentacja na poziomie Internetowego Seby („Kaczorowi marzą się ŁAGRY !!!”; „Sanders socjalista, zupełnie jak HITLER !!!”). Applebaum stoi jednak parę leveli wyżej niż gimbus-korwinista.
@entres
Przepraszam, ale napisałeś:
„Miałem przyjemność jeździć w tych krajach, ale osią wypowiedzi była jednak Polska. A tu zostałem głośno publicznie zrugany przez grupę wzorowo ubranych jadących z przeciwnej strony nastolatków za brak kasku. A nawet nie chcę dociekać, co miał na myśli @wo, pisząc, że on swoje dzieci ubierał w kaski, a one swoje dzieci bardziej”
Wcześniej rzuciłeś hasłem „kultura strachu” i że się cieszysz że mogłeś jeździć rowerem bez zakuwania w pancerze. Sorewicz, ale kultura strachu brzmi mi jak kolejny prawicowy fantazmat (por. cancel culture) który stawia jakiś z otworu ciała wyjęty wielki kwantyfikator do jakiegoś zjawiska żeby zaraz naparzać tym nowym frazeologizmem jak młotkiem w tę znienawidzoną lewicę która zaraz zabroni mówić mama i tata.
Wiesz, ja na tej swojej kolareczce jeżdżę czasem z góry po 70 km/h bo adrenalina to jest jednak kawał narkotyku, ale jakby mnie ktoś kiedyś o to opieprzył, że sprawiam dla siebie i innych zagrożenie to bym raczej pokiwał głową a nie latał płakać na blogaskach że mnie cancelują.
@hipoteza dwóch kultur
Jako wierzący-niepraktykujący etnolog myślę że opozycja wieś-miasto w każdym kraju wygląda podobnie, konserwatywna wieś vs. progresywne miasto, a wynika to stąd, że wieś to jednak przywiązanie do ziemi i przechodzącego z ojca na potomstwo pola nie zabierzesz ze sobą. Nawet jak to pole dawno leży odłogiem, zostało odrolnione i przekształcone na działki budowlane, albo sprzedane jakiemuś lokalnemu potentatowi produkcji rolnej. To jest struktura która trwa w głowach chyba od rewolucji neolitycznej, więc tak łatwo tego się nie zmieni. Z tego też powodu nieufność w stosunku do kosmopolitycznych elit, które z definicji nie są przywiązane do tego kawałka ziemi między Odrą a Bugiem. Jeżeli dodamy do tego puszenie się tychże elit, że jakie to, panie, chamstwo tu, nie to co u nas w Holandii/Szwajcarii/UK/etc. to mamy co mamy. Podejrzewam że sporo o tym u Leszczyńskiego, ale jeszcze się nie zabrałem do lektury bo czas niestety nie jest rozciągliwy. Sądzę też że to jest do przeskoczenia pomimo folwarcznej mentalności i że pewnie progresywne pomysły dotrą i na wieś, drogą opadu kulturowego z pokoleniowym, dwupololeniowym opóźnieniem, o czym pisał tu parę razy Awal analizując treści w disco-polo.
Innym elementem układanki są natomiast małe miasta i tu jest niestety tykająca bombka moim zdaniem. Małe ośrodki wyludniają się przez odpływ młodych do metropolii, koterie trzymające kasę i dostęp do intratnych stanowisk dla swoich, dobieranych po kluczu partyjnym są jedyną i niezmienną władzą. Tu wprawdzie najwyraźniej widać gnicie aparatu władzy lokalnych baronów, ale jednak trzeba się z tą lokalną władzą układać bo to często też koledzy ze szkolnej ławki, albo dalsza rodzina. Unijne pieniądze na pewno pomogły zbudować/odnowić parę rzeczy, szczególnie tam gdzie byli sprawni urzędnicy, ale równo przycięte trawniczki nikogo nie cieszą jak nie widać szans na poprawę bytu poza wyjazdem do większego ośrodka. Więc myślę że drogą do zmian jest wyleczenie frustracji mniejszych miast, a przynajmniej jakaś rozsądna ich obsługa.
@❡
>Ale była replikacja Kosińskiego, gdzie twarz rozmyto pozbawiając eigenface swoistości, a sieć neuronowa i tak zgadwyała równie trafnie.
Podaj, proszę, referencje do tej pracy.
@ausir
„Jak przeczytałem, jak wymieniła Allende obok Stalina i Pol Pota jako komunistycznych zbrodniarzy to jednak uznałem, że nie zamierzam czytać żadnych jej książek”
Nie kwestionuję, ale też byłbym wdzięczny za źródło. Książki są jednak napisane solidnie (na ile umiem ocenić).
@mnf
„Applebaum stoi jednak parę leveli wyżej niż gimbus-korwinista.”
Tak, ale przypominam, że Radek Sikorski miewał podobne wypowiedzi. Moim zdaniem, tak naprawdę to nie ich znajomi z sylwestra się zmienili, tylko oni wyrośli z antykomunizmu „gimbusiarskiego”. Ale w czasac rządu Olszewskiego Sikorski był takim samym oszołomem jak reszta rządu Olszewskiego.
@mnf i wo o Applebaum
Ausirowi pewnie chodziło o jej recenzję w The Telegraph, która zaczyna się od „Lenin, Trotsky, Stalin, Mao, Ceausescu, Ho Chi Minh, Pol Pot, Salvador Allende, Mengistu, Castro, Kim Il-sung: the list of murderous communist leaders is long, diverse and profoundly multicultural.”
Pełen tekst na jej blogu: link to anneapplebaum.com
@kmitko
No właśnie, 2003. Nie znałem tego cytatu, ale w takim razie zupełnie nie jestem zaskoczony. Wspomnienie owego sylwestra było jeszcze świeże, ona po prostu wtedy była taka jak ci jej goście, którzy jej teraz się nie odkłaniają.
@Havermeyer
„opozycja wieś-miasto w każdym kraju wygląda podobnie, konserwatywna wieś vs. progresywne miasto”
Nic dziwnego, skoro młodsi i ci bardziej ogarnięci ze wsi wyjeżdżają, a zostają dziadersy.
„Sądzę też że to jest do przeskoczenia pomimo folwarcznej mentalności i że pewnie progresywne pomysły dotrą i na wieś, drogą opadu kulturowego z pokoleniowym, dwupokoleniowym opóźnieniem”
Dopóki proces wyludniania wsi będzie zachodził, to nie będzie żadnego opadu kulturowego – wręcz przeciwnie, dychotomia miasto/wieś będzie się tylko pogłębiać, co właśnie obserwujemy. Czy można coś na to poradzić? Nie można – widocznie Już Tak Musi Być, przecież w demokratycznym kraju nie zakażesz podróżowania (tzw. „paszporty wewnętrzne” w Chinach, zezwolenie na przemeldowanie, zakaz przebywania itd.). Mało tego – te same zjawiska zachodzą nie tylko na poziomie lokalnym (X wyjeżdża z Mycisk do Rzeszowa), ale też globalnym (Y wyjeżdża z Polski czy innych Węgier na zachód). Stąd konserwatywna wieś vs. progresywne miasto, stąd prawicowa prowincja Europy vs. jej postępowy rdzeń.
@mnf
„przecież w demokratycznym kraju nie zakażesz podróżowania”
Sprawdzić czy nie pandemia. Francuzi parę razy zabraniali przemieszczania się powyżej kilometra od domu bez uzasadnienia, odwiedziny u partnera nie były uzasadnieniem. Belgia ogłosiła dla swoich obywateli zakaz wyjazdów zagranicznych w lutym.
@kmitko
Dzięki za link. Zastanawiam się tylko, dlaczego oprócz zbrodniczych reżimów komunistycznych w Chile czy Nikaragui ani razu nie wspomniała o Skandynawii? Zbrodnicze Miljonprogrammet w Szwecji, prześladowanie manosfery w Norwegii, systemowe rabowanie przedsiębiorców w Finlandii, duńska cywilizacja śmierci, nacjonalizacje, przymus ubezpieczeń, zniszczenie rodziny, terror politpoprawności… Ktoś musi przypomnieć zbrodnie eurokomuny.
> Podaj, proszę, referencje do tej pracy.
link to arxiv.org Punkty 4.4 i 6.2.3, takich prac jest więcej jak w przypadku każdego głośnego Kosińskiego. Negatywne cytowanie też cytowanie though. Szczególnie dla ludzi na których bibliometria i miejsce publikacji robi wrażenie.
> hipoteza dwóch kultur
To jest wspólna kultura, wspólnym wysiłkiem jednych i pasywnością drugich spaja struktury długiego trwania. Potrzbena jest raczej walka klas niż kultur/mentalności/wcielonego IQ. Nie ma potrzeby doceniania disco polo skoro jest technicznie słabe, kropka. Islandia jest mniejsza od Lublina a produkuje więcej etnomuzyki niż cała Polska, ponieważ w szkołach jest edukacja muzyczna.
@havermeyer
„Jako wierzący-niepraktykujący etnolog myślę że opozycja wieś-miasto w każdym kraju wygląda podobnie, konserwatywna wieś vs. progresywne miasto,”
Zupełnie się z tym nie zgadzam. W samej Kongresówce masz 3, a nawet 4 rodzaje wsi: szlachecka, chłopska, folwarczna i pegieerowska (dwie ostatnie od biedy można traktować łącznie). I mają różne podejścia do relacji z miastem, np. szlacheckie „od zawsze” żyją z miastem w symbiozie, wysyłają dzieci na studia, te dzieci czasem wracają. W kluczowych głosowaniach, typu referendum unijne, te szlacheckie mogły być za – bo ogólnie są nastawione promodernizacyjnie. Zgaduję, że ten obraz zrobi się jeszcze bardziej skomplikowany, jak dodamy Śląsk, Pomorze, Podhale itd. Patrzenie na wieś jako na monolit, w którym wszyscy chodzą w uogólnionych kufajkach i pędzą uśredniony bimber, to straszny błąd niektórych miastowych.
@mnf,
Akuratnie Skandynawia ma sporo rzeczy autentycznie na sumieniu. Prześladowanie mniejszości (Sámi), przymusowe sterylizacje, itd. Teraz to jest (w ogromnej większości) historia, ale w czasach, powiedzmy Franco, to w Skandynawii wcale nie było aż tak humanistycznie jak się teraz Skandynawia lubi przedstawiać.
@mnf
Ale jednak wieś nigdy się nie wyludni w 100% bo ktoś tę żywność produkować musi, a poza tym oprócz tych wyjeżdżających młodych są też przypadki wracających na ojcowiznę ludzi w wieku poprodukcyjnym, sam mam w rodzinie taki przypadek człowieka który po latach życia w małym mieście wrócił na wieś i obok chaty po dziadku wystawił sobie nowy dom i hoduje sobie jakieś tam owoce i warzywa na własny użytek, do tego dochodzi jeszcze trend wielkomiejskiej klasy średniej wynoszącej się na wieś żeby realizować swoje marzenie o domku z ogródkiem. Wiem, że póki co często są traktowani przez lokalsów jak ciało obce, ale znów mam anegdotyczne info o ludziach uczestniczących w lokalnej kulturze typu koncerty kolend w remizie, albo prowadzanie dzieci do lokalnej podstawówki, chociaż to ostatnie to jednak krakowski obwarzanek. Tak czy inaczej jakaś osmoza między wsią a miastem będzie zachodzić. Tak jak mówiłem, bardziej się martwię o średnie ośrodki z wiecznym kompleksem prowincji, gdzie wieśniak to ciągle największa obelga a metropolia to jakiś kult cargo, typu: zbudujmy linię tramwajową bo wszystkie wielkie miasta mają tramwaje. Ale może to moje skrzywienie bo to drugie znam aż za dobrze bo pochodzę z miasta z takimi kompleksami.
@mnf
„Zastanawiam się tylko, dlaczego oprócz zbrodniczych reżimów komunistycznych w Chile czy Nikaragui ani razu nie wspomniała o Skandynawii?”
Skandynawia zawsze była w NATO, albo otwarcie, albo jako „stay behind” (Szwecja). Więc taki prawak może nienawidzieć norweskich socjaldemokratów, ale przez klasyczne republikańskie „to sukinsyn, ale NASZ sukinsyn”. No i Skandynawia (dlatego zresztą) nigdy nie nacjonalizowała majątku amerykańskich korporacji bez odszkodowania, a Allende przecież był za nacjonalizacją (jezu komunis!).
@❡
Dziękuję. W tej pracy zebrali własny zbiór zdjęć, więc ona niewiele mówi o ewentualnym istnieniu nieoczekiwanych czynników zmienności w danych z pracy Kosinskiego. Próba powtórzenia protokołu zbierania danych jest w takim przypadku niewystarczająca, bo po drodze będzie zbyt wiele detali technicznych, które mogą wpłynąć na końcowy zestaw zdjęć. I ta praca nie jest niestety formalnie opublikowana.
Gdyby mimo to odnieść się do wyników z ArXiva, to mają tam zastanawiający artefakt: najwyższą skuteczność osiąga klasyfikator obserwujący 3-4 zdjęcia. Klasyfikator obserwujący 5 zdjęć jest mniej skuteczny. Dlaczego? Wyniki dla rozmazanych zdjęć są wyraźnie niższe, niż główny rezultat z pracy Kosinskiego. Nie sposób jednak stwierdzić, w jakim stopniu jest to konsekwencja innego zbioru danych, a w jakim konsekwencja rozmazania zdjęć.
Nie znaczy to oczywiście, że w danych z oryginalnej pracy nie może być niespodziewanych zmiennych ukrytych. Jednak ta próba replikacji na to pytanie nie odpowiada. Nie wiadomo również, czy takie biasy w danych – jeśli by tam były – nie miałyby mimo wszystko istotnych konsekwencji dla ochrony prywatności.
@bogdanow
„Akuratnie Skandynawia ma sporo rzeczy autentycznie na sumieniu (…)”
Te komuchy to by tylko mordowały i sterylizowały. Nie to, co generał Pinochet!
@wo
„taki prawak może nienawidzić norweskich socjaldemokratów, ale przez klasyczne republikańskie „to sukinsyn, ale NASZ sukinsyn””
Finlandia nigdy w NATO nie była, a z tą Szwecją (i Francją!) to nigdy, panie, nie wiadomo czy się z czerwonymi nie dogadają. Ja tam bym był ostrożny, bo to przebierańcy – z wierzchu niby nasi, ale w środku czerwoni jak Lenin!
@mnf
„Finlandia nigdy w NATO nie była, ”
W Skandynawii też nie.
„No właśnie, 2003. Nie znałem tego cytatu, ale w takim razie zupełnie nie jestem zaskoczony. Wspomnienie owego sylwestra było jeszcze świeże, ona po prostu wtedy była taka jak ci jej goście, którzy jej teraz się nie odkłaniają.”
A dziś jest jakie? Poważnie pytam. Chętnie pisze o zbrodniach Stalina, ale czy następną książkę napisze o zbrodniach kapitalizmu?
Dziś Komorowski płakał w jakimś radiu, że trzeba powstrzymać zwolenników liberalizacji aborcji. POPIS nigdy się nie rozpadło.
@mnf,
A u Was biją Afroamerykanów!
Nie żebym był jakimś fanem Pinocheta, wręcz przeciwnie.
Po prostu, niestety, ale lewicowość (nawet skandynawska!) wcale nie daje sama w sobie gwarancji praw człowieka.
Pojawił się wątek Szwecja/NATO, który jest dla mnie ciekawy.
Ostatnio rośnie w Szwecji, zarówno wśród elit, tak militarnych jak i politycznych, jak i ogółu, poparciej dla zwiększania integracji Szwecji z NATO, z coraz mniejszym oporem w temacie formalnego przystąpienia. Jest to przy tym połączone z mocno pro-amerykańską wersją NATOwości. Takim #rapiery przykładem może być zakup Patriotów. Dyskusja jest, czy bardziej czy wiązać się z US bezpośrednio, czy poprzez struktury NATO. W pewnym sensie podobne rozważania toczą się w Finlandii.
Jeśli kogoś interesuje więcej do poczytania to polecam materiały OSW: „Współpraca czy członkostwo?
Szwecja i Finlandia wobec NATO”, „Północny tandem. Współpraca obronna Szwecji i Finlandii”, „Proamerykańska bezaliansowość. Szwecja i Finlandia rozszerzają współpracę wojskową z USA”.
Działania te są połączone z wzrostem wydatków obronnych.
Kontekstem jest tutaj oczywiście zmiana zachowań Rosji na przestrzeni ostatniej dekady.
Tutaj podobne jest skrzywienie pro-amerykańskie w państwach położonych bliżej Rosji, od Bałtów, poprzez Polskę do Rumunii. Z zakupami amerykańskich sprzętu lotniczego (Norwegia/Dania/Polska kupiły F-35, Słowacja/Rumunia F-16), OPL (Patrioty kupiły Szwecja/Polska/Rumunia), artylerii rakietowej (MLRS/HIMARS kupiły Finlandia, Polska i Rumunia), itd.
Tego rodzaju obawy są znacznie mniej rozumiane w np. w Hiszpanii, Francji, Włoszech (żadne z tych państw nie wysłało batalionu na wschodnią flankę NATO, zrobiły to państwa anglosaskie i Niemcy).
Dokładając do tego ogromne napięcia pomiędzy zarówno USA (embargo na F-35), ale także UE (mniej widowiskowe, ale również coraz większe ograniczenia w eksporcie militariów) a Turcją.
Jakby się bawić w political-fiction, to nie zdziwiłbym się rozpadu NATO (niekoniecznie formalnego, raczej faktycznego, ze współpracą ograniczoną do rytualnych spotkań dyplomatów i ograniczonych uzgodnień standardów). Konsekwencjami byłoby po pierwsze, tworzenie jakiegoś EastNATO, z dominującą rolą US, które tej dominacji będzie w stanie używać do wywierania nacisku na EU w innych sprawach.
Drugą zaś, ciekawszą może nawet. W kontekście ogromnej frustracji w Ukrainie i Turcji, gdzie mimo podjętego wysiłku modernizacyjnego (kiedyś w Turcji, ostatnio w Ukrainie), w kontekscie świadomości że przyjęcie do UE nie nastąpi nigdy (czego dowodzi ogromne upokarzanie Macedonii, gdzie po zmianie nazwy państwa, zaczęło się okazywać że język się nazywa nieodpowiednio), zacznie się tworzenie jakiegoś czarnomorskiego formatu integracyjnego. W sytuacji napięcia z Rosją, być może wspieranego przez Chiny?
Ciekawostka: w grupie polskich znajomych jest mieszkający w Polsce Turek, który zawsze był sfustrowany że każdy wspólny wyjazd zagraniczny jest dla niego trudniejszy z uwagi na 'gorszy’ paszport. Ale okazało się jakiś czas temu, że akurat podczas wyjazdu do Mińska, to on ma łatwiej.
@Michał
„Dziś Komorowski płakał w jakimś radiu, że trzeba powstrzymać zwolenników liberalizacji aborcji. POPIS nigdy się nie rozpadło.”
No pewnie, że nie. Parę dni temu Raś stwierdził, że dodanie rozdziału kościoła od państwa do deklaracji ideowej PO byłoby samobójstwem. Te dziady ciągle nie kumają, że taki rozdział to nie jest zwalczanie religii, tylko porządkowanie zależności. I jest to swoją drogą ciekawe, bo Kk instytucjonalny jest formalnie pisowski i uważa PO (i wszystko na lewo od niej) za przedstawicieli cywilizacji śmierci, więc PO powinna Kk pogrozić palcem, a nie uparcie szorować kolanami kościelne posadzki. PO to typowa ofiara związku przemocowego uzależniona psychicznie od swego prześladowcy, a właściwie prześladowców, bo jest ich dwóch pis i Kk.
@wo, mrw
„Cóż, od lat Parowski mi na wszystko odpowiadał ripostą, na którą ja już nie miałem dobrej odpowiedzi – „a bo wy nie piszecie – jakbyście pisali i mi dawali, to też bym was publikował”.
„już Krystyna na to odpisała kiedyś na tym blogu — stworzył środowisko, do którego ludzie nie czuli się zaproszeni.”
W tym przypadku jest tu ziarno prawdy – faktycznie nie napisałam artykułu o polskich lewicowych twórcach fantastyki, co kiedyś sugerował Awal, nawet tego nie rozważałam, przede wszystkim dlatego, że nie czuję się dość kompetentna (nie śledzę rynku na bieżąco, a w tym roku nie przeczytałam praktycznie niczego, co nie było monografią albo podręcznikiem). Ale jak zobaczyłam, że znana lewicowa youtuberka/twórczyni multimedialna, autorka najgłośniej ostatnio komentowanego artykułu o polskiej fantastyce, nie chce napisać takiego artykułu, bo nie przychodzą jej do głowy żadne nazwiska, to trochę mi ręce opadły.
„I jest to swoją drogą ciekawe, bo Kk instytucjonalny jest formalnie pisowski i uważa PO (i wszystko na lewo od niej) za przedstawicieli cywilizacji śmierci”
To w W-wie było niesamowite, mieli prezydentkę, co rozmawiała z Duchem Świętym, ale biskupi popierali PiS w wyborach, a PO i tak się łasiło.
„Ale jak zobaczyłam, że znana lewicowa youtuberka/twórczyni multimedialna, autorka najgłośniej ostatnio komentowanego artykułu o polskiej fantastyce, nie chce napisać takiego artykułu, bo nie przychodzą jej do głowy żadne nazwiska, to trochę mi ręce opadły.”
No gwoli ścisłości to ona nie jest w „promowanie lewicowej fantastyki biznes”, tylko w „jebanie po dziadersach biznes”. A to, że lewicowi twórcy i twórczynie nie są kojarzeni, to wynika z czego właściwie? Kto się tym ma zająć?
Mam przynajmniej nadzieję, że skończył się bełkot o „lewicowych pisarzach Kosiku i Dukaju”.
@mrw „Poważnie pytam. Chętnie pisze o zbrodniach Stalina, ale czy następną książkę napisze o zbrodniach kapitalizmu?”
Dobry troll! Sam napisz, chętnie przeczytam.
@havermeyer „Ale jednak wieś nigdy się nie wyludni w 100% bo ktoś tę żywność produkować musi”
Zboża – zautomatyzowane, wręcz zrobotyzowane uprawy (już teraz są coraz bardziej), warzywa – imigranci bez papierow za ćwierć darmo (jak teraz w Hiszpanii), warzywa eko – hipsterskie uprawy na miejskich dachach lub wspomniane już przeze mnie wertykalne farmy high-tech. Lokalsów z dziada pradziada do tego nie trzeba.
@awal „Afroamerykanie odegrali kluczową rolę w doprowadzeniu do zniesienia niewolnictwa w USA.”
W sensie bycia mięsem armatnim w nie swojej wojnie za mętne obiecanki 40 acres and a mule? To dopiero musi byc frustrujace, mieć odrobine wolnosci przez 5, no, umówmy sie że 10 lat i potem ją znów niemal całą stracić na mocy umowy Białych z Białymi (the Compromise of 1877). No tak, zawsze można było jeszcze bić Indian jako Buffalo Soldier. Podmiotowość i poczucie sprawczości radykalnie wieksze niż u chłopa z Kieleckiego.
Matka nowego senatora Raphaela Warnocka, ktory ma raptem 51 lat, zdążyła jeszcze w młodości najmować się do obrabiania cudzych pól jak, nie przymierzając, wolny najmita z Konopnickiej.
@MRW
„A to, że lewicowi twórcy i twórczynie nie są kojarzeni, to wynika z czego właściwie?”
Po przejrzeniu kilku list lewicowej fantastyki w PL, dostrzegam jeden problem formalny: to często są ludzie z opowiadaniami na koncie, ale przed (samodzielnym) debiutem książkowym.
@jk i paragraf
Nie jestem specem od image processing, więc może popełniam szkolny błąd, ale: we wskazywyanej pracy, sekcja 4.4 i używanie bardzo rozmazanych twarzy, model logistic regression używa 75 features (5×5 pixels, RGB) i osiąga też całkiem niezłe wyniki.
Czy nie wskazuje to na fakt że faktycznie chodzi bardziej o czynnik bardzo wysokiego poziomu, typu kadrowanie, światło itd., a nie o jakieś szczegóły twarzy? Przecież na zdjęciu 5×5 wszystkie detale znikają, trudno nawet aproksymować ogólną geometrie twarzy? Tym bardziej, że przecież logistic regression nie zrobi cudów jak jak jakiś złożony DNN model i nie zrekonstruje tej twarzy z piksli przy pomocy wcześniej nabytej wiedzy (transfer learning czy inne encodery)?
„Dobry troll! Sam napisz, chętnie przeczytam.”
Żaden troll, zwykłe pytanie, po co się zajmować otaku stalinizmu; mnie stalinizm nie interesuje, bo nie odgrywa żadnej roli w dzisiejszej rzeczywistości (poza różnymi balceroidami/korwinistami którzy będą wołać o stalinizmie kiedy zaproponujesz podniesienie podatków albo wprowadzenie zbiorkomu).
Tu 2012, to nie jesteś postać z mojej bajki: link to for.org.pl
> nie zrobi cudów jak jak jakiś złożony DNN model i nie zrekonstruje tej twarzy z piksli
Też nie zrekonstuuje. Była taka afera ostatnio, w rekonstrukcji z paru pikseli twarz Obamy wyszła rozpoznawalna, ale biała. Uczenie w sieciach neuronowych oznacza coś innego niż w potocznym znaczeniu. Sieć enkoduje w wagach wszystkie dane które dostaje, jak nieskończona biblioteka Louisa Borgesa i potem dopasowuje z tej zakutej wiedzy dowolne skrawki jak bystra papuga. To cała tajemnica wielkich modeli rekonstruujących obrazy, uzpełniających Gaudiego, czy samodzielnie piszących teksty czy jak niesławny GPT (po zassaniu całego internetu).
@awal, cmos
Nowa europejska emigracja – widziałbym to raczej przez pryzmat zaszczepienia w mentalności obywateli UE (raczej zachodnio europejskich, biorąc pod uwagę statystyki naszej emigracji) Polski jako immanentnej części Europy. I o ile jest to proces rozłożony na lata i pewnie nie zawsze przyjemny dla jednostek, wydaje mi się że każdy rok w Unii umacnia odrobine nasze zamocowanie w szerokiej świadomości. Co może się przełożyć na konkretne decyzje wsparcia Polski w kluczowych momentach, czy nawet zmienna brana w geopolitycznych rozgrywkach przez światowe potęgi. (+x do parametru European Integration w jakimś HOI 5++)
W kwestii aktywności politycznej podzielam tutaj zdanie CMOSa, jedynym sensownym rozwiązaniem jest zaangażowanie w lokalne partie lub stowarzyszenia. Tutaj też nie widzę tego jako bezpośredniej korzyści dla Polski – bo skuteczny polityk robiący karierę musi działać w rzeczywistości kraju /miejsca zamieszkania. Ale jest to pewien potencjał do zacieśniania stosunków w przyszłości z dowolnym normalnym rządem w Polsce – tak jak Zandberg spogląda przychylnie na Danie i współprace z nią, tak jest przez następne kilka dekad (emigracja i ich dzieci) będzie istniał naprawdę fajny zasób w postaci tej diaspory. Przy czym oni są już raczej zakorzenieni w nowych miejscach, więc nawet bez jakiejś presji na konkurencję o te same zasoby / ten sam elektorat. Symbioza z dwustronnymi korzyściami powinna być możliwa.
I tutaj jedyny minusem w całej tej refleksji jest potencjalny scenariusz, w którym bez tego brain and youth drain, w Polsce może byłoby dzisiaj bardziej progresywnie. Tutaj też komentarz do centrolewicowości tej emigracji – stawiałbym że jest jakaś statystycznie istotna relacja w tym kierunku – w skrócie trzeba być po prostu bardziej otwartym na nowość żeby wyjechać (znowu statystycznie, często może być to prostu wymuszone sytuacją finansową), co podobno skłania do lewicowego spojrzenia na świat. Ale realistycznie myślę, że dużo potencjału realizującego się na świecie mogłoby się zmarnować.
@sheik
Jasne, kierunek zmian znam, ale i tak myślę że jakiś udział w tym wszystkim będą mieli lokalni sadownicy, te wszystkie spółdzielnie mleczarskie, czy rodzinne biznesy mięsne, które pewnie z czasem pod wpływem presji rynku będą się przebranżawiać na jakieś sustainable foods, jak w którymś momencie okaże się że koszty hodowli wzrosną z powodu kwot na emisje itp.
To tylko mniej lub bardziej educated guess, ale wydaje mi się że automatyzacja i wzrost wydajności rolnictwa nie zrobi się bez, like, rolników. Oczywiście że najprędzej zrobią to jacyś duzi gracze, którzy będą mieli know-how i działające już gdzieindziej rozwiązania i po prostu założą filie swojego biznesu w PL, ale wydaje mi się że z powodu walki z ociepleniem jeszcze długo będzie się promować lokalną produkcję jako sposób na ograniczenie emisji. Ale to są moje gdybania, dobrze byłoby żeby się wypowiedział tu ktoś kto siedzi w tym agrobiznesie.
(Pardon my tripleposting)
@unikod
Zaiste, jak aktorzy sami piszą, strona 50:
„This indicates that there is a significant amount of information in the brightness,hue or other colour related information in the blurred images from this dataset thatis predictive of sexual orientation. Inspection of the composites in Appendix A shownoticeably brighter faces for straight females and gay males. Straight females also appearto wear brighter, pinker makeup on their lips.”
Ostatecznie nie jest coś bardzo odkrywczego ani mind-reading, te modele wyłapują drobne różnice w zachowaniu dot. prezencji, czy sposobu robienia zdjęć, które są jakimiś kulturowymi proxy orientacji. Skuteczność tych algorytmów też nie jest powalająca, pozostawia dużą niepewność i raczej nie sądzę żeby miało to praktyczne zastosowanie, myślę ze źli tego świata mają pewnie wiele innych skuteczniejszych sposobów na dotarcie do takich informacji.
@tandaradam
>Czy nie wskazuje to na fakt że faktycznie chodzi bardziej o czynnik bardzo wysokiego poziomu
Uściślijmy pytanie. Gdzie chodzi o czynnik bardzo wysokiego poziomu? Jeśli hipoteza brzmi: „rezultaty z J. Pers. Soc. Psychol dają się wyjaśnić przez [i tu lista nieoczekiwanych zmiennych ukrytych objaśniających wyniki]” to należy zaprojektować eksperyment, który tą hipotezę wspiera (lub neguje), zweryfikować uzyskane wyniki i je opublikować (z reguły jako komentarz do oryginalnej pracy). Punktem wyjścia jest więc sięgnięcie po pierwotne dane źródłowe. Jeśli pracujemy na innych danych, to eksperyment w ogóle nie nawiązuje do postawionej hipotezy.
Oczywiście można sobie wyobrazić niezależną pracę na ten sam temat, która daje wyniki niezgodne z poprzednimi doniesieniami. Wówczas jednak poprzeczka zabrania głosu postawiona jest znacznie wyżej. Warunkiem wstępnym będzie tu formalnie opublikowany artykuł. W ramach tej publikacji recenzent będzie pytał: „O co chodzi z wynikiem dla liczba-zdjęć=5 na rysunku 6.3?”. Będzie się trzeba z tego (i innych ewentualnych pytań recenzenta) przekonująco wyspowiadać. Będzie wreszcie trzeba ostrożnie formułować wnioski, by czepliwy recenzent nie marudził o „additional experiments”.
„Zastanówcie się chwilę nad tym w ilu filmach czy książkach sf z lat 70, 80 czy nawet 90 pojawia się urządzenie podobne do smartfona.”
Z lat 60. znam jedno!
Wiktor Saparin, „Ostatni dorożkarz”
Urządzenie nazywa się „blok uniwersalny”, mieści się w kieszeni koszuli, pozwala na filmowanie rodziny tygrysów w rezerwacie, na rozmowy z tego rezerwaty z kumplami, wreszcie umożliwia czytanie książek, przeglądanie czasopism i oglądanie filmów.
A idea czegoś w tym rodzaju wisiała w powietrzu: link to blabler.pl
@mrw
„mnie stalinizm nie interesuje, bo nie odgrywa żadnej roli w dzisiejszej rzeczywistości ”
Nie masz racji. Przez dzisiejszą Ukrainę przebiega granica dzieląca tę populację, którą ich państwo probowało (z dużym sukcesem!) zagłodzić na śmierć i tę, którą ich państwo udawało, że o niczym nie wie. Jedni i drudzy mają uraz do swoich państw, przechowany przez pokolenia (bo jeśli to nie dotknęło bezpośrednio ciebie, tylko rodziców/dziadków, to jednak także ciebie, choćby jako dziedziczną traumę z serii „teraz już wiem czemu moi rodzice byli tacy nienormalni”).
Tam się toczy wojna i przy odrobinie pecha ta wojna może wyeskalować do form odczuwalnych nawet w Świnoujściu.
Plus -dzisiejszy mieszkaniec Szczecina mieszka tam decyzją Stalina (kilka razy po drodze zmienioną zresztą).
@janekr
Dzięki! Liczyłem na to że gdzie jak gdzie, ale na tym blogasku ktoś coś skojarzy. Wstyd się przyznać, ale z Radzieckiego sf znam tylko Bułyczowa i Strugackich. Dodam sobie Saparina do długiej listy pozycji oczekujących na przeczytanie, zawsze lubiłem jak ktoś trafił chociaż jeden aspekt przyszłości, pośród tych wszystkich hoverboardów, broni laserowej i innych mieczy świetlnych, o latających autach nie wspominając.
Ktoś jeszcze kojarzy coś podobnego?
„Tam się toczy wojna i przy odrobinie pecha ta wojna może wyeskalować do form odczuwalnych nawet w Świnoujściu.”
Dorzucę pesymizmu i dodam że jak coś się wyeskaluje (jakieś przejście od trolli, dezinformacji i gier raportami czy nagraniami do wysadzania czegoś) , to będzie to odczuwalne zwłaszcza w Świnoujściu czy w Szczecinie, czy wszędzie gdzie jest infrastruktura krytyczna. Czy to energetyczna, czy transportowa.
@bogdanow
„Jakby się bawić w political-fiction, to nie zdziwiłbym się rozpadu NATO (niekoniecznie formalnego, raczej faktycznego, ze współpracą ograniczoną do rytualnych spotkań dyplomatów i ograniczonych uzgodnień standardów). Konsekwencjami byłoby po pierwsze, tworzenie jakiegoś EastNATO, z dominującą rolą US, które tej dominacji będzie w stanie używać do wywierania nacisku na EU w innych sprawach.”
No przecież już taka próba była, choć bardziej na szczęście werbalna niż realna z podziałem Europy na „starą” i „nową”. Przypomnę że np. Łotysze, Litwini czy Estończycy też wysłali swoje (symboliczne z przyczyn oczywistych) kontyngenty do Iraku.
Przy czym nie sądzę aby doszło do rozpadu NATO na takiej linii. Wyproszenie Turków – owszem, do tego jest coraz bliżej. Oni zresztą pozycjonują się jako samodzielny gracz (vide: aktualne oferty dla Ukrainy).
natomiast zaangażowanie państw z południa Europy także na flance północnej jest widoczne, choć nie są państwami wiodącymi (np. Hiszpanie na Łotwie czy portugalskie myśliwce u nas jakiś czas temu). Ale to jest dość naturalne – my też nie wysyłaliśmy do Afryki jakiś dużych sił, maksymalnie to był batalion przez trzy rotacje w Czadzie. Zresztą, w razie wojny to też by bardziej sieęprzydało parę okrętów i hiszpańskie czy włoskie myśliwce niż czołgi…
Gdzieś w tle będzie oczywiście francuska wizja autonomii – trudno aby jej nie było, oni mają własną broń atomową i środki jej przenoszenia. Takie życie.
„Tam się toczy wojna i przy odrobinie pecha ta wojna może wyeskalować do form odczuwalnych nawet w Świnoujściu.”
och, jest odczuwalna w każdej Żabce. Ludzie z Ukrainy przyjeżdżają po lepsze życie do Polski, gdzie są mordowani przez wyznawców przedsiębiorczości i własności prywatnej.
@Havermeyer, janekr
„Okryłem dziecko kurtką i sięgnąłem po teleran. Dobywając go z kieszeni, (..)odnalazłem nie przyciskany dotąd guziczek na krawędzi teleranu, otoczony czerwonymi literkami:”
Lem zawsze niezawodny 😉
Był też 'metalowy naręczniak’, w jednym z opowiadań w Młodym Techniku (z planetą pożerającą wszystko co metalowe, już mi się nie chce szukać).
@bogdanow
No ale to jednak nie był smartfon, tylko zwykły komunikator. Do czytania książek służyły u Lema inne urządzenia.
@sfrustrowany_adiunkt,
Ten właśnie rozdział jest charakterystyczny. Jedni jadą z Francją do Afryki, inni z USA do Iraku/itd.
Jeśli ten trend będzie nadal kontynuowany, to NATO może stać się coraz mniej istotne i podzielone.
Przykładem może być jak to rosyjscy czołgiści celowali w ukraińskie czołgi przez termowizory na francuskiej licencji.
@wo
„nieporozumienie być może wynika z tego, że sprowadza pan kwestie np. dyskryminacji osób niebinarnych albo molestowania seksualnego w miejscu pracy do „tematów obyczajowych”.”
Nie ja wymyśliłem pojęcia konserwatyzm, liberalizm obyczajowy, ale właśnie w tym rzecz, że nie chodzi o sprawy kryminalne, lecz dotyczące kultury osobistej, czy estetyki, czyli obyczajowe. Np. zwyczaj gwizdnięcia, praktykowany przez elegantów w spodniach z trzema lampasami na widok przechodzących obok nich pracowniczek działu kadr w ich firmach, użycie w prasie danych z dowodu osobistego w przypadku Margot, czy obecność hostess na wyścigach F1.
„Utraci ją pan raczej za wypowiedź bagatelizującą realne ludzkie problemy, typu „nie ruszajmy tematu aborcji, bo należy z tym poczekać na kalendy greckie””
Formalnie temat aborcji dotyczy połowy społeczeństwa bezpośrednio, a drugiej pośrednio. Uważam więc, że jest to akurat problem palący, zwłaszcza, że nie chodzi tu już nawet o walkę z pseudo-kompromisem, ale wprost z fundamentalistycznym barbarzyństwem, które nam zafundował PiS, aby udobruchać radiomaryjnych po (nieudanej) próbie przeforsowania bardziej cywilizowanego prawa wobec zwierząt. Umiarkowana frakcja PiS najwyraźniej nie wie, że fundamentalistów udobruchać się nie da, ale to już inny temat…
„albo „jak kogoś szykanują za zmianę płci, to po co ją zmieniał”.”
To ma dwa znaczenia. Pierwsze, to typowe obwinianie ofiary i tu nie ma sporu. Drugie będzie tylko pesymistyczną konstatacją faktu w jakich realiach żyje ofiara, z którymi jednak trzeba się liczyć bardziej, niż z czyimiś wyobrażeniami o tym, jak powinno być w warunkach idealnych. Zastrzeżenia może budzić najwyżej forma, ale to nie ja ją zaproponowałem.
Tak się jednak składa, że aktywiści żyjący w bezpiecznym i komfortowym środowisku, w którym zawsze spadną na cztery łapki, nie przejmują się, że idący za ich przykładem ludzie, których warunki życia są skrajne odmienne, mogą na tym bardzo poważnie ucierpieć. Krytyka takiej beztroski często kończy się właśnie „odebraniem legitymacji”.
Co ciekawe, to nie jest brak zrozumienia problemu odpowiedzialności za słowa, skoro generalnie pochwala się zbanowanie Trumpa przez cyberkorpy, jako tego, który swoimi słowami skutecznie podburzał szurię do działania.
@❡
„Kwoty, bony, podatkowe i pararynkowe rozwiązania klimatyczne to nie jest pomysł lewicowy, którym są regulacje, z rzadka połączone z subsydiami (za to jak największymi).”
I dlatego skuteczność walki z ociepleniem zależy po części od dobrej woli kapitalistów, a po części od opinii targetu w jaki celują w swojej działalności biznesowej. Przy czym, to ci pierwsi mają znaczący wpływ na opinie tych drugich. Podobnie, jak było z ustanowieniem „clou postępu”.
„Obyczajową niezgodę na „legitymację lewicowca” pominę, ale chciałem zauważyć, że do korporacji mamy stosunek jak JarKacz do PRL-u: to samo ale po naszemu. Korporacje to twory gospodarki z gruntu wewnętrznie centralnie planowanej choć nie zawsze scentralizowane. Pozostają największym i najefektywniejszym redystryburtorem w historii ludzkości. Kochamy biurową klasę średnią, a wewnętrzne regulacje, formalizacja, kodeksy postępowania i proces to nie jest „wentyl bezpieczeństwa” a clou postępu. Chcemy mniej rynku a więcej takich rzeczy w zarządzaniu.”
To nawet zabawne fantazje. Jak rozumiem bkś jest spełniona, bo ma już swój realny socjalizm, zatem pozostaje tylko świat zewnętrzny dostosować do standardów obowiązujących w najdoskonalszych instytucjach współczesnego świata. Bez żadnych ustępstw z wiadomej strony.
W takim razie, polecałbym dodać jeszcze inny socjalistyczny wynalazek w ramach integracji bkś ze światem, tj. reedukację przez pracę, ale tam, gdzie działalność korporacji nie jest oceniana aż tak entuzjastycznie. Może wtedy lewica się odrodzi i nie będziemy żartować, że wiele wspólnego z nią mają twórcy Agendy 2010.
@janekr,
To zupełnie jak ze smartfonem!
Do czytania książek służą zupełnie inne urządzenia.
Kindle i czytniki.
@bogdanow
„Ten właśnie rozdział jest charakterystyczny. Jedni jadą z Francją do Afryki, inni z USA do Iraku”
Sęk w tym że już tak było a teraz…Estończycy pojechali do Afryki, właśnie z Francuzami, i nie bez powodu Macron w dużym wywiadzie z zeszłego roku [1] wspominał właśnie o nich. Kwestią nie będzie to czy ktoś z kimś pojedzie dokądś, tylko raczej zakres zaangażowania, ale to jest dość…naturalne. Zwłaszcza gdy mowa właśnie tylko o demonstracji obecności czy „misjach stabilizacyjnych” a nie wojnie na pełną skalę. Co do tej drugiej mamy na szczęście tylko prognozy i symulacje ew. wizje popkulturowe.
[1] [https://legrandcontinent.eu/pl/2020/11/16/macron/]
@k.kisiel
„Ja się boję Chin.”
Same here. Najbardziej liczne, paramilitarne społeczeństwo działające na darwinowskich zasadach, z agresywną wierchuszką dążącą do wojskowej, technologicznej i ekonomicznej dominacji. Jeśli docierające do nas ksiażki chińskiej elity (np. „Wojna o pieniądz” S. Hongbinga albo „Wspomnienie o przeszłości ziemi” C. Liu) odzwierciedlają mentalność i modus operandi chińskich mas, to Boże miej w opiece Unię Europejską, bo inaczej nas rozjadą i narzucą swoje bezlitosne jarzmo. Jestem w 100% przekonany, że rozpieszczony dotacjami i socjalem przeciętny Europejczyk nie ma absolutnie żadnych szans z przeciętnym Chińczykiem, który jest nieustannie hartowany przez swój system. W takim starciu cywilizacyjnym nie mamy żadnych szans.
Jeśli chodzi o teorie spiskowe to przeraża mnie myśl, że cyberkorpy doprowadzą do tego, że moje dzieci będą kiedyś zmuszone do „dobrowolnego” czipowania się żeby mieć pracę i uczestniczyć w szeroko rozumianym życiu, a nie gdzieś na jego marginesach. Do tego przeraża mnie myśl likwidacji pieniądza papierowego i pełna inwigilacja obywateli przez państwo i jego upolitycznione organy. Aby dostać się na uniwerek albo do szpitala trzeba będzie mieć odpowiednią „punktację” przyznawaną za „dobre” zachowania. Nie będzie gdzie uciekać.
Chociaż zawsze będzie istnieć uprzywilejowana grupa, która będzie mogła się z tego wykupić – siebie i swoje rodziny. I jeśli taki scenariusz miałby się ziścić, to każdy racjonalny człowiek robiłby wszystko, żeby do takiej grupy dołączyć. Get rich or die tryin. Nie po to, żeby rozbijać się porszakami i czilałtować się z dupeczkami na jachtach, ale po prostu po to, żeby nie zostać niewolnikiem.
@404
„lecz dotyczące kultury osobistej, czy estetyki, czyli obyczajowe”
Jak już pisałem, problemem nie są te „obyczaje”, tylko realne ludzkie dramaty, które się z nimi wiążą. Wiele praktykowanych od stuleci „zwyczajów” – powiedzmy, zwyczajowe gwałcenie kobiet przez armię, która właśnie podbiła jakieś terytorium – wiąże się z ludzkim dramatami. Nie będę tego wyjaśniać po raz trzeci. Za bagatelizowanie tych dramatów można stracić nie tylko legitymację lewicowca, ale i prawo komentowanai na tym blogu.
„Tak się jednak składa, że aktywiści żyjący w bezpiecznym i komfortowym środowisku, w którym zawsze spadną na cztery łapki”
Bo przecież wszyscy aktywiści (a już osobliwie lewicowi) opływają w pieniądze od Sorosa. Tak pan sobie wyobraża świat w tej swojej małej główce, prawda?
@sfrustrowany_adiunkt, Estończycy
Tak się właśnie zastanawiałem pisząc komcia, czy wspomnieć o tym że Estończycy są akurat specyficzni i zapisali się do francuskiej dżurdży! Podobnież można wskazać Szwedów którzy symboliczny brali udział w awanturze libijskiej.
Jednakże widzę jednak powiększający uskok.
Pożyjemy, zobaczymy.
Może zobaczymy utworzenie Sojuszu Bałtycko-Centralnego, mocno sprzymierzonego z USA, obawiającego się Rosji? Oraz Autonomie stratégique européenne, gdzie będzie silny akcent anty-amerykański, Rosja nie będzie non-grata, a głównym złym będzie Związek Czarnomorski, z którym będzie toczyć proxy war w Afryce Północnej?
Powieść szpiegowska AD: 2031, Agentka Ingrid Kowalska, pod przykrywką pracy inżyniera dla niemieckiej filii EADS (przejęła tożsamość córki super-emigrantów na potomków volkslisty) przełamuje firewalle chroniące serwery z projektami najnowszego zachodnioeuropejskiego myśliwca szóstej generacji dzięki których znajomość jest krytyczna dla sukcesu myśliwca AJS 77 Sparv. Dzielna agentka ginie, ale wcześniej wyśle zdobyte dane terminalem Starlinka który zakumuflowała w kopule swojej naiwnej małżonki astro-amatorki.
Finałowy twist: Sparv to fikcja, nie ma budżetu na taki samolot, ale zdobyte plany zostaną przehandlowane z Izraelem na projekt irańskich rakiet balistycznych, który posiadanie dostarczy wreszcie środek przenoszenia dla głowic jądrowych pozwalających na skuteczne odstraszanie Moskwy i Istambułu bez rujnowania bałtyckiej gospodarki konwencjonalnymi zbrojeniami.
EOT 😉
bogdanow
„Do czytania książek służą zupełnie inne urządzenia.
Kindle i czytniki.”
Chciałeś napisać Optony i Lektony? 😉
@rpyzel,
Coś w ten deseń 😉
To co mi się podoba, to fakt że trafił, że teleran to nie żaden super-zegarek, tylko właśnie gadżet noszony w kieszeni.
Przewidział też manię na bieganie.
Nawet zastąpienie cybernetyki mechaneurystyką wychodzi na zdrowie, bo można to uznać na pre-formę mechatroniki.
@vinidion
„będzie istnieć uprzywilejowana grupa(…) po prostu po to, żeby nie zostać niewolnikiem.”
– I będzie to grupa poganiaczy niewolników. Która będzie się kurczyć w miarę sukcesów w pacyfikowaniu niewolników. Racjonalny człowiek powinien zauważyć, że to tragedia wspólnego pastwiska w wydaniu czysto społecznym. A już racjonalna np. klasa średnia powinna widzieć, że ich sojusz z klasą wyższą skutkuje drastycznym zmniejszaniem liczebności tej klasy średniej.
@wo
Ja nieprzypadkowo podałem dwa przykłady przewinień uznawanych przeze mnie za błahe, a których istnienie wynika, moim zdaniem, z niedostatków kultury osobistej. W Polsce, dzisiaj, a nie „praktykowanych od wieków” w Gwiezdnym Korpusie Inwazyjnym. Tam nic nie ma z mojej strony o „tradycji uświęconej tradycją”, bo zarzut chyba z tej kliszy?
Trzeci przykład dotyczył problemu, który w/g mnie w ogóle nie jest problemem, tak samo jak nie jest żadną zbrodnią przeciw ludzkości umieszczenie zdjęcia, czy rysunku roznegliżowanej kobiety na okładce jakiegoś czasopisma.
To są właśnie te niepoprawne myśli, za które też można „stracić legitymację”. Czy gdzieś tam był gwałt? Może i dodał on dramatyzmu, ale i pozbawił sensu tę dyskusję. Zresztą, mało ważne, nie mój chochoł, nie mój problem.
Aktywiści lewicowi zajmują się z reguły niezbyt ekscytującymi dla „opinii publicznej” sprawami socjalno-bytowymi. Za to Soros nie płaci, a liberalne media nie chwalą. Co innego tak ważna akcja jak np. „MaszerujemyChallenge”. Jeśli ktoś ma odrobinę wyobraźni i lewicowej wrażliwości w swojej wielkiej głowie, to wie, że np. dla chłopaków ze wsi, czy małego miasteczka, którzy do pracy w fabryce cementu dojeżdżają firmowym busem, nawet takie „maszerowanie” może się skończyć bardzo źle. Libek z dużego miasta widzi ten problem tak, jak Maria Antonina brak chleba. Gorzej, on potrafi nawet takich ludzi oskarżać, że przez swoją bierność są „hamulcem postępu”. Nie sposób też wytłumaczyć takiemu, że podyktowana rozsądkiem absencja w tego typu wydarzeniach, może pogłębiać tylko dyskomfort u tych osób. I nie wiedzieć czemu to właśnie takie libki często uważają się za upoważnionych do odbierania legitymacji, jeśli ktoś ich metod, bo nawet nie celu, nie popiera.
@404 O której konkretnie cementowni mówimy? Można prosić o jakieś szczegóły, czy to taki ogólny ból bioder?
coś tu jebie altlewicą
@Sheik
O żadnej. „Niektóre detale zostały zmienione, by zachować prywatność i anonimowość łączących się w bólu osób”.
Chodzi o dwa inne duże zakłady przemysłowe. Znam niektórych pracowników i ich „dokonania”. Dla nich dać komuś w ryj, czy zdewastować samochód, to żaden problem. Zwykle wystarcza im podejrzenie, że ów ktoś może mieć niewłaściwe poglądy, czy orientację. Policja jakoś średnio reaguje, bo ani świadków, ani dowodów.
Warto sobie jednak zdawać sprawę, że faszyści, czy kibole, w tym ci od ustawek, nie są rozmrażani na czas Marszu Niepodległości, czy innych zadym, ale cały czas gdzieś żyją i nawet pracują.
Właściwie nie wiem w jak grubych bańkach wielu ludzi żyje, ale często sprawy oczywiste dla jednych, okazują się wielkim szokiem dla drugich. Tak było np. jak się nieco wcześniej KOD, a ostatnio protestujący na strajku kobiet, czy przedsiębiorców, przekonali, że policja to wcale aż taka miła nie jest, jak im się wydawało, gdy to przeciw nim, a nie „onym” prowadziła działania. Chociaż i tak była mniej agresywna, niż w stosunku do ludzi, którymi tradycyjnie się zajmuje.
@mrw
„Dziś Komorowski płakał w jakimś radiu, że trzeba powstrzymać zwolenników liberalizacji aborcji”
POKOLENIE JP2 – TO NIE TY, TO NIE JA.
@bogdanow
„nie zdziwiłbym się rozpadu NATO (niekoniecznie [faktycznego?], raczej [formalnego?])”
Do faktycznego też niewiele brakowało (dosłownie na dniach dniach wyszło, że ponoć Trump na serio dążył do wyprowadzenia USA z NATO). Niestety nie znam szczegółów.
„w grupie polskich znajomych jest mieszkający w Polsce Turek, który zawsze był sfrustrowany że każdy wspólny wyjazd zagraniczny jest dla niego trudniejszy z uwagi na ‚gorszy’ paszport. Ale okazało się jakiś czas temu, że akurat podczas wyjazdu do Mińska, to on ma łatwiej”
Powyżej ktoś wspominał, że Ukraińcy mogą jeździć do Turcji na dowód osobisty – zakładam, że w drugą stronę działa to tak samo.
@404
„Tak się jednak składa, że aktywiści żyjący w bezpiecznym i komfortowym środowisku, w którym zawsze spadną na cztery łapki, nie przejmują się, że idący za ich przykładem ludzie, których warunki życia są skrajne odmienne, mogą na tym bardzo poważnie ucierpieć. Krytyka takiej beztroski często kończy się właśnie „odebraniem legitymacji”.”
Wiadomix, że na wsi czy w fabryce cementu (bo te przykłady kolega przywołał w kolejnym poście) łatwiej można dostać po ryju niż na Zbawixie. Ale rezygnacja z korekty płci (bo „co babcia powie”) czy ukrywanie swojej orientacji też jest przejebane – chowanie się po kątach, życie nie swoim życiem i męczące odgrywanie ról żeby tylko broń Boże nie wkurzyć jakiegoś Seby też musi być bardzo frustrujące. Nie każdy ma siłę żeby całe życie odgrywać teatrzyk, dawać się zastraszać czy podlizywać się jakimś chamom. Poza tym każdy ostatecznie podejmuje decyzję sam – ci liberalni aktywiści od Sorosa nikomu nie przystawiają lufy do skroni i nie zmuszają ludzi do coming outów; ludzie sami wiedzą co robią, a jedyne co taki aktywista może zrobić, to służyć radą i wsparciem i tyle. Nie każdy ma ochotę żyć z pochyloną głową i jest w stanie zapłacić za to cenę. Martin Luther King też niepotrzebnie prowokował i siał zamęt?
@Wyczuwasz heretyka na kilometr, prawda?
raczej pajaca, któremu się wydaje, że lewica nic nie wie o małych miasteczkach i co to znaczy być jedynym gejem we wsi
@404
Z jednej strony, rozumiem lęki i obawy osób z małych miejscowości, związane z ujawnieniem swojej odrębności od większości – czy to w sferze poglądów, czy orientacji, takie które wprost wyrażasz. Ale też jednak z szeregiem stwierdzeń zgodzić się już trudniej. Choćby dlatego że skrajna prawica to także osoby z klasy średniej lub co najmniej do niej aspirujące. Stwierdzone naocznie.
„tak było np. jak się nieco wcześniej KOD, a ostatnio protestujący na strajku kobiet, czy przedsiębiorców, przekonali, że policja to wcale aż taka miła nie jest, jak im się wydawało, gdy to przeciw nim, a nie „onym” prowadziła działania. ”
Mam wrażenie że tu trochę stawiasz chochoła – dla mojego bąbelka, czy raczej bąbelków – klasa ludowa z jednej strony, klasa średnia z prowincji z drugiej, biurowo-uczelniana klasa średnia z dużego miasta z trzeciej, jakoś zjawiska negatywne widoczne w policji – od przypadków korupcji, dziwnych relacji z osobami wpływowymi, nadużywania siły wreszcie jakoś nie były nieznane i opowiadane w tonie anegdot o tym że Takie Jest Życie. Nie takie powinno być, ale tak ten świat wygląda.
I finalnie,
„Ja nieprzypadkowo podałem dwa przykłady przewinień uznawanych przeze mnie za błahe, a których istnienie wynika, moim zdaniem, z niedostatków kultury osobistej. W Polsce, dzisiaj, a nie „praktykowanych od wieków” w Gwiezdnym Korpusie Inwazyjnym.”
No to raczej nie są błahe zachowania. Catcalling jest przejawem kultury gwałtu i uprzedmiotowienia kobiet i trzeba go tępić, misgenderowanie jest czymś oczywistym poniżej krytyki – po prostu nie, zwyczajnie tak się nie robi, jeśli się wie że dana osoba używa innego imienia niż zapisane w dowodzie. Traktowanie kobiet jakby były ozdobami przy samochodach też jest słabe – to w 2021 trzeba jeszcze tłumaczyć?
Jako że wspomniano wieś, to jako człowiek z niej, z „dziad z dziada pradziada”, wyłaniam się raz jeszcze z niebytu…
Wieś jako taka, w wyobrażeniu miastowych „krówka, świnka, kawałek polak”, umiera. To nie jest proces nagły, ale jest to agonia która będzie trwała długo – według mnie co najmniej 30-40 lat, ale nastąpi. „Powroty na wieś” nie zrewitalizują jej, a w opinii tubylców osiedlający się tu miastowi, to wyjątkowo często… straszni pajace, którzy przeszkadzają w zajmowaniu się rolnictwem – „bo śmierdzi, bo głośno”. Poza tym z rolnictwa „tradycyjnego”, wyżyć nie idzie. Do tego trzeba dokładać, to studnia bez dna na pieniądze i nadaje się najwyżej na hobby i to najlepiej o niezbyt dużej skali. Jednak nawet desperackie wręcz próby zwiększania gospodarstw w wielu przypadkach zaczynają zawodzić – konkurencja na rynku jest za duża i w dodatku weszły tu korporacje. Gospodarstwo które 20 lat temu zapewniało dobrą jakość życia, dzisiaj pozwala najwyżej biedować (mogę to powiedzieć ze swojego doświadczenia), a większość mieszkańców wsi powoli likwiduje swoje gospodarstwa i ogranicza się do brania dopłat unijnych (dopłaty te to jedna z największych przyczyn klęski rolnictwa). Małe gospodarstwa niedługo padną, większe „chłopskie” pociągną jeszcze kilkadziesiąt lat. Ostaną się może jakieś niewielkie lokalne kooperatywy, które nabyły zakłady przetwórcze – ale nie ma ich dużo. No i bądźmy szczerzy – ludzie nie chcą pracować w rolnictwie, zwłaszcza przy zwierzętach To ciężka, codzienna praca bez urlopów, w iście upokarzających warunkach, z zrzędzącymi i wtrącającymi się we wszystko emerytami mieszkającymi w tym samym domu. W dodatku jest nieopłacalna – lepiej iść pracować, choćby do magazynu. W dodatku w agrobiznes wchodzą coraz mocniej korporacje z… automatyzacją. Postęp w robotyce rolniczej jest ogromny, wystarczy poczytać prasę branżową (rolniczą). Nie tylko przy zbożach, ale i nawet przy warzywach – roboty są coraz skuteczniejsze. W dodatku niektóre korporacje uprawiają wręcz neofeudalizm w formie kontraktów na 15 lat z rolnikami, które to kontrakty cóż… nie są zbyt korzystne. Wieś faktycznie się „zliberalizuje”, ale nie dlatego że chłopi się zmienią – chłopi wymrą, starzy umrą, młodzi wyjadą do miast. Po prostu powstaną kolejne przedmieścia.
Co do wyjazdów młodych do miast, podam ciekawostkę pokazującą dlaczego wieś taka konserwatywna i niepostępowa… Przynajmniej w moim regionie, jeżeli było kilkoro dzieci to… na gospodarstwie zostawał/zostaje najgłupszy – „bo on sobie w mieście nie poradzi”. Autentyk – sam słyszałem taki tekst kilkukrotnie. Przy takiej selekcji naturalnej cóż… Materiał ludzki jest jaki jest, w dodatku pańszczyzna jednak dość solidnie przeryła świadomość. Pokolenie moich pradziadków, według opowieści ojca miało jeszcze żywić głęboką i zapiekłą nienawiść do szlachty i pańszczyzny i regularnie ją wspominać, a u następnych pokoleń przeszła ona w niechęć do „miastowych”.
@404
Proszę pana, przecież uprzedzałem. Pan nie słucha, co się do pana mówi.
@Havermeyer
Przykład z hejtującymi rowerzystami z mojego pierwszego wpisu jest prawdziwy, ale bez znaczenia, został podany w myśl „jeden obrazek za 1000 słów”.
A to, że też jeździsz rowerem też nie upoważnia cię do hejtowania.
Gdybyś miał trudności ze zrozumieniem, to określenia „chochoł” czy „prawicowy fantazmat” to hejt.
A „argumenty” do dyskusji (z nie wiadomo czym, ale kierowane do mnie) typu „koniecznie kask, bo pomoże przeciw Warzesze za kierownicą”, albo porównanie braku kasku ze stwarzaniem przez ciebie jakimiś zachowaniami zagrożenia na drodze są nie dlatego śmieszne, że głupie, ale dlatego, że to całkiem dobre przykłady na „argumenty” stosowane przez kulturę strachu właśnie.
Uderz w stół…
eot
@Awal Biały
„Twoje z rzadka pojawiające się komentarze”
😉
entres
„Gdybyś miał trudności ze zrozumieniem, to określenia „chochoł” czy „prawicowy fantazmat” to hejt.”
Nie, to opis sytuacji, największy hejt za brak kasku/OC/tablic rejestracyjnych/podatku drogowego to rowerzyści zbierają w necie od wyznawców Świętej Przepustowości.
Masz rowerzystów sportowo-lajkrowych, trekingowych, tych co zasuwają na mieszczuchach w codziennych ciuchach, pogodowo-weekendowe wysypy na pożyczonych rowerach miejskiej sieci itd. Dodatkowo ich stosunek do kasków jest bardzo różnorodny. Sporo jeżdżę, opieprzałem rowerzystów za to jak jeżdżą (z roweru), za brak świateł ale nigdy za brak kasku.
@rpyzel
„Nie, to opis sytuacji”
Jakiej, na bogów? 😉
Cóż, dopowiem, dlaczego to hejt.
Hejter, jeśli nawet udaje, że dyskutuje, to próbuje cię zmusić do dyskusji na jego temat zastępczy.
Nie, czy jest „kultura strachu”, czy jej nie ma, tylko do udowadniania, że twoja opinia to nie „chochoł” albo „prawicowy fantazmat”.
Religiantom udało się w ten sposób shejtować dla większości (ilościowy szacunek mój) ateistów 'dyskusję’ z poziomu „to bajka, nie zawracaj mi …” do potrzeby udowadniania, że rzeczy, jakie sobie w tej bajce wymyślili nie istnieją, o czym religianci dobrze wiedzą, że się zrobić nie da, więc nawet jak tej err, 'dyskusji’ nie wygrają, to nie przegrają. Brr, shejtowali nawet samo określenie.
P.S.
Ja oprócz braku świateł głośno zwracam uwagę jeszcze za rozmowy telefoniczne podczas jazdy.
@entres
Ok, stary, zgadzam się że „kultura strachu” to temat zastępczy, bo ewidentnie chciałeś pohejtować sobie ludzi za to, że chcą się zabezpieczać na każdą okoliczność jak przecież i tak wszyscy umrzemy.
Pogadajmy więc na jakiś neutralny temat stosując się do zasad netykiety.
Z mojej strony eot i wracam do lurkingu.
Co złego to nie ja.
Całe szczęście, że do rozmowy nie włączył się żaden entuzjasta rowerystyki elektrystycznej!
@wo „żaden entuzjasta rowerystyki elektrystycznej”
Nie wiem jak w Polsce, ale na zachód od niej wypadki e-rowerzystów są coraz częstsze i zwykle poważne. Generalnie ludzie nie wyczuwają jak szybko jadą, co się mści np. na zakrętach (nie potępiam i nie wyśmiewam, sam dopiero po wykonaniu w wieku 27 lat lotu przez kierownicę i złamaniu na szczęście tylko obojczyka pojąłem, jak szybko jeżdzę i że odtąd trzeba w kasku). W dodatku e-bajki kupują często osoby starsze, dla których takie upadki przy dużej prędkości kończą się nierzadko tragicznie (CH w 2019 – 11 ofiar śmiertelnych, ponad 500 ciężko rannych).
@sheik.yerbouti
„W sensie bycia mięsem armatnim w nie swojej wojnie za mętne obiecanki 40 acres and a mule? To dopiero musi byc frustrujace, mieć odrobine wolnosci przez 5, no, umówmy sie że 10 lat i potem ją znów niemal całą stracić na mocy umowy Białych z Białymi (the Compromise of 1877). No tak, zawsze można było jeszcze bić Indian jako Buffalo Soldier. Podmiotowość i poczucie sprawczości radykalnie wieksze niż u chłopa z Kieleckiego.”
Szejku, jak to czasem tu bywa otrzymuję malowniczo oderwaną od faktów opinię polemisty w odpowiedzi na podane przeze mnie streszczenie realnej historii. Wojna secesyjna była jak najbardziej wojną Afroamerykanów – którzy sami tak ją traktowali i opisywali. Po pierwszych strzałach w Fort Sumter wolni czarni Amerykanie zaczęli się zgłaszać do oddziałów Unii, a odprawieni wówczas z kwitkiem ze względu na obowiązujące rasistowskie przepisy, wystosowali w Bostonie rezolucję do Lincolna postulującą ich zmianę; inne podobne rezolucje otrzymywali lokalni dowódcy np. od czarnej organizacji „Hannibal Guards” w Pittsburghu. Lincoln zwlekał z decyzją (jak wspomniałem, bał się utracić niewolnicze „border states” pozostające w Unii), jednak nie zwlekali oficerzy liniowi, którzy wkraczając na tereny Missouri i Południowej Karoliny musieli zdecydować, czy traktować przejętych niewolników jako „kontrabandę wojenną” (zgodnie z ideologią Konfederacji), czy przyjmować ich jako ochotników do armii. Generałowie tacy jak John Frémont, David Hunter czy Rufus Saxton wydawali proklamacje rekrutacyjne [1] [2] i Afroamerykanie pojawili się w armii Północy najpierw wąskim strumieniem, a potem szeroką rzeszą – po Emancipation Proclamation wchodzącej w życie w styczniu 1863 r. Polityczni przywódcy czarnej ludności tacy jak Frederic Douglass nawoływali młodych czarnych mężczyzn do zgłaszania się i osiągali w tym większy sukces niż rząd w Waszyngtonie w naborze białych [3]. Czarni żołnierze nie byli „mięsem armatnim”, jak piszesz, byli przeznaczani raczej do oddziałów pomocniczych na tyłach frontu, gdyż pojmani przez Konfederatów mogli być traktowani jako „zbiegowie” i mordowani (jak w głośnym przypadku „Fort Pillow Massacre”). Oni sami jednak domagali się dołączenia do oddziałów liniowych, rozumiejąc że walka z bronią w ręku to najlepsza karta przetargowa czarnej społeczności [4]. Symboliczne stały się sytuacje takie jak brawurowy atak na Fort Wagner dokonany przez 54th Regiment of Massachusetts Volunteers – związana z tym mitologia jest żywa do dziś w dziełach popkultury, takich jak choćby film „Glory” (1989) z Washingtonem i Freemanem. Ten film stara się zresztą uczciwie przedstawić rasistowskie uprzedzenia wobec czarnych żołnierzy, ich różnorodne drogi życiowe i postawy. Kolejny raz historia tego ataku została przypomniana przy okazji demonstracji BLM i dyskusji, czy bostoński pomnik regimentu, stawiający na pierwszym planie białego dowódcę, jest zgodny z duchem czasów.
Nie mniej istotna dla sprawy zniesienia niewolnictwa była praca czarnych kobiet w roli personelu medycznego i pomocniczego na tyłach armii Unii, na widoku cywilów. Symboliczna stała się postać działaczki abolicyjnej Harriet Tubman prowadzącej rekonesans wojskowy na bagnistych terenach Południowej Karoliny i uczestniczącej w uwalnianiu niewolników przez nadchodzące z północy oddziały. Wreszcie również, choć mniej spektakularnie, swoją rolę odegrali też Afroamerykanie pozostający jako niewolnicy po stronie Konfederacji. Jak dowodzą pamiętniki i listy z epoki, na plantacjach opuszczonych przez białych mężczyzn stali się oni faktycznymi zarządcami produkcji, z czasem również pojawili się w miastach jako robotnicy, a nawet jako żołnierze wcieleni do konfederackiej armii [5]. To zachwiało strukturą społeczną Południa i spowodowało, że jedyną wyobrażalną opcją po zakończeniu wojny było natychmiastowe przyznanie Afroamerykanom osobistej wolności i praw obywatelskich (podczas gdy przed wojną takie propozycje uważane były za nierealistyczne).
Po co to wszystko negować w imię słabo zainwestowanej retoryki? Jest jasne, sam o tym wspominałem, że okres powojennej rekonstrukcji był kolejnym trudnym etapem walki o rzeczywiste równouprawnienie. Przyszedł czas białej reakcji, Jim Crow laws, linczów – ale również aktywności czarnych polityków, czarnych szkół i gazet [6]. O tym można oczywiście też dyskutować, jednak bez deprecjonowania tego co społeczność afroamerykańska osiągnęła swoją mobilizacją w czasie wojny. I czego, niestety, nie mieliśmy w naszej historii – gdyby powstanie kościuszkowskie osiągnęło choć tymczasowy sukces, uniwersał połaniecki potwierdzony potem przez Napoleona mógłby odegrać podobną rolę jak czarna mobilizacja w czasie wojny secesyjnej. W realnej historii emancypacja poddanych stała się w polskiej historii elementem narodowej walki klasy panującej, unieważnianym przez nią i spychanym w niepamięć.
[1] warfarehistorynetwork.com/2019/01/21/the-fremont-emancipation-proclamation/
[2] link to jstor.org
[3] link to freedmen.umd.edu; też P. Foner (ed.) „Frederick Douglass: Selections from His Writings”, 1964
[4] J. McPherson, „The Negro’s Civil War: How American Blacks Felt and Acted During the War for the Union Paperback”, 2003
[5] C. Mohr, „On The Threshold of Freedom: Masters and Slaves in Civil War Georgia”, 2001
[6] slate.com/culture/2018/02/how-black-politicians-affected-life-in-the-south-during-reconstruction.html
sheik.yerbouti
„W dodatku e-bajki kupują często osoby starsze, dla których takie upadki przy dużej prędkości kończą się nierzadko tragicznie (CH w 2019 – 11 ofiar śmiertelnych, ponad 500 ciężko rannych).”
Oni wcale szybką nie jeżdżą (legalny e-rower w UE odcina wspomaganie przy 25 km/h) tylko ruszają szybciej, jakby cię ktoś na starcie pchnął. I wtedy są wypadki, plus takie z silnikiem w przednim kole inaczej się prowadzi.
@tandaradam
„I tutaj jedyny minusem w całej tej refleksji jest potencjalny scenariusz, w którym bez tego brain and youth drain, w Polsce może byłoby dzisiaj bardziej progresywnie.”
Tu już było bardziej progresywnie (w sensie: proeuropejsko) – w latach 90-tych, gdy dla prawie nikogo z polskiej elity czy osób do niej aspirujących nie istniały realistyczne ścieżki elitarnej kariery w zachodniej Europie (wyjątki do policzenia na palcach: Michnik, Smolar, kilku biskupów). Nasz jednoznaczny europejski kurs z tych czasów brał się m.in. z tego że karierę „europejską” Kwaśniewski, Belka, Buzek, Sikorski i Czarnecki (i wielu mniej znanych) mogli robić tylko w kraju. Teraz Tusk czy Biedroń (i wielu mniej znanych) może wyfrunąć zamiast harować w kraju jak tamci.
„Tutaj też komentarz do centrolewicowości tej emigracji – stawiałbym że jest jakaś statystycznie istotna relacja w tym kierunku – w skrócie trzeba być po prostu bardziej otwartym na nowość żeby wyjechać (znowu statystycznie, często może być to prostu wymuszone sytuacją finansową), co podobno skłania do lewicowego spojrzenia na świat.”
Nie wydaje mi się żeby o centrolewicowości europejskiej Polonii decydował jakiś szczególny profil wyjeżdżających. Oni są przekrojem i na przykład w UK długo głosowali mocno „kucowato” (z silną nadreprezentacją kolejnych inkarnacji Korwina). Raczej obstawiałbym fakt, że ta niemiecka, belgijska, holenderska czy irlandzka Polonia głosuje na partie zapewniające kontynuację związku Polski z Europą, częściowo może duplikując swoje preferencje z wyborów w państwie zamieszkania (gdzie oferta jest bardziej przesunięta w lewo w stosunku do polskiej). Ponadto PiS w zeszłym roku zmobilizował duży elektorat negatywny manipulacjami przy wyborach prezydenckich bezpośrednio uderzającymi w prawo głosu za granicą.
@vinidion
„Jestem w 100% przekonany, że rozpieszczony dotacjami i socjalem przeciętny Europejczyk nie ma absolutnie żadnych szans z przeciętnym Chińczykiem, który jest nieustannie hartowany przez swój system.”
Moje wrażenie z rozmów z Chińczykami z profesjonalnej klasy średniej są takie, że oni mają podejście do tego „hartowania” takie jakie nasz wyborca wielkomiejski do propagandy PiS. Zwłaszcza Jack Ma, który zanim stał się dysydentem, był taką ekonomską twarzą reżimu („Pracujcie więcej, wydajniej!”) budził otwartą ironiczną niechęć, zapewne jako proxy swoich mocodawców. Podobnież różne co bardziej upupiające przejawy inwigilacji (jak ten [1]). Na zadane wprost pytanie czy wyobrażają sobie Chiny jako „Western-style democracy” usłyszałem odpowiedź, że demokracja zapewne się przyjmie „on the local level”, czyli z ich perspektywy podobnie jak w Europie (w wielomilionowych miastach i prowincjach wielkości europejskich krajów). Moja próba jest oczywiście wąska i obarczona silnym biasem wynikającym m.in. z zagranicznych doświadczeń rozmówców. Ale nie mitologizowałbym Chińczyków jako karnych reżimowych zastępów, Chinese love their children too.
Tak więc gdybym miał polecić dwa ostatnio przeczytane artykuły pokazujące charakterystyczne trendy w chińskiej gospodarce i społeczeństwie to byłyby te dwa – pierwszy jest mapą robienia biznesu w Chinach, pojawiają się w nim różne charakterystyczne sytuacje i struktury: [2], drugi to trafna społeczna migawka: [3].
[1] link to scmp.com
[2] link to bloomberg.com
[3] link to theatlantic.com
@bogdanow
„Nie wiem co będzie, ale podrzucę może mniej znaną ciekawostke:
obywatele Ukrainy mogą jeździć do Turcji na dowód, bez paszportu.”
Ale co ma z tego wynikać?
Poza tym obawiam się, że obywatel Ukrainy może skorzystać z tego osiągnięcia tylko udając się do Turcji drogą lotniczą lub morską.
Czy będą na blogasku jakieś odrzuty premium z dzisiejszego nawiązania-recenzji książki Leszczyńskiego czy dyskusja ma się toczyć – o zgrozo – w sekcji komentarzy na wyborczej? Pytam dla kolegi!
@awal „To zachwiało strukturą społeczną Południa i spowodowało, że jedyną wyobrażalną opcją po zakończeniu wojny było natychmiastowe przyznanie Afroamerykanom osobistej wolności i praw obywatelskich”
„Po co to wszystko negować”
OK, nie neguję WSZYSTKIEGO, przyznaję też, ze mięso armatnie było zbytnim skrótem myślowym. Moj punkt będący: wysiłek czarnej ludnosci został zauważony i miał oczywiście wpływ na zniesienie niewolnictwa i uczynienie dawnej wlasnosci plantatorow obywatelami. Jednak już po paru latach zaczęła sie niezwykle silna reakcja, ktora doprowadziła do naprawde brutalnej segregacji łatwo porównywalnej z apartheidem. Lincze nie były incydentami, szły w tysiace, masakra w Tulsie nie byla nieszczesliwym wypadkiem zacierajacego podzialy spoleczenstwa.
Rasizm do dzis jest w USA systemowy; nie mowie juz o nadreprezentacji czarnych wiezniow czy o roznicach w karaniu za posiadanie cracku i kokainy. Mowie o urbanistyce, jeszcze w latach 60. ubieglego wieku dzielnice biale byly starannie oddzielane od czarnych (i doplaty do kredytow dziwnym trafem nie nalezaly sie tym drugim… no co za pech). O tym, ze juz w XXIw. odsetki od kredytow bywaly rozne w zaleznosci od koloru skory klienta. Ruch BLM zaczął się w reakcji na śmierć kolejnych czarnoskórych z rąk policji bądź białych sąsiadów w roku 2020. Teraz. Ponad 150 lat po wojnie secesyjnej.
Nawet kiedy zniesiono formalną segregację, natychmiast odtworzyła sie ona w wersji light poprzez ucieczkę białych na przedmieścia. Do dziś uważa sie np., ze wyburzenie osiedla Pruitt-Igoe w St.Louis w 1972 to symboliczny koniec modernizmu jako projektu spolecznego, dowód jego porażki. Ale los tego osiedla, ktore im bardziej było „czarne”, tym bardziej zaniedbane przez władze, jest raczej kolejnym smutnym rozdziałem opowiesci rasowej w USA.
Krótko mowiac: uważasz, ze udzial czarnych w wojnie secesyjnej dał im sprawczość. Moim zdaniem nie bardzo, a znacznie bardziej sie pod tym wzgledem zasluzyl ruch obywatelski lat 50. i 60 XXw (MLK&friends). Oczywiście na desegregacji szkół znowu stracili głównie czarni nauczyciele z dotychczasowych czarnych szkół, bo przeciez w szkolach mieszanych niespecjalnie ich zatrudniano.
rpyzel „oni wcale szybką nie jeżdżą (legalny e-rower w UE odcina wspomaganie przy 25 km/h)”
Nie wiem szczerze mówiąc, jak to wygląda w UE. W Szwajcarii jest też kategoria e-rowerów z Vmax 45km/h, z wymogami jak dla motorowerów (rejestracja, prawko kat. AM, obowiązek jazdy w kasku). Ale statystycznie nadal są liczone jako rowery.
@t.q:
Tak, zawsze byli, są i będą autorytaryści. Ale chodzi mi o to, na ile ta postawa jest popularna. Jeśli wzorem dobrze działającego państwa, odnoszącego sukcesy mierzone pieniądzem (bo to jasne i zrozumiałe) jest liberalna demokracja, to będzie przekonywać masy do liberalnej demokracji. Jeśli będzie to państwo autorytarne (a zwykle ma punkty dodatkowe u zafascynowanych przemocą), to przesunie się środek tego rozkładu poglądów ku autorytaryzmowi.
@entres:
Tak, pro forma, to zauważę, że model „plemienny” jest dziewiętnastowieczny i utrzymuje się w historii raczej siłą rozpędu.
Przejście do niewolnictwa raczej od późnego piętnastego, czy szesnastego wieku. To zresztą całkiem fajnie u Leszczyńskiego jest — zbliżenie do „rdzenia Europy” przynosi poprawę bytu klasie ludowej; oddalenie — pogorszenie.
Nie odnosiłbym jednak tej długiej historii klasy ludowej do PiSu. Bo kolosalną zmianę przyniosły lata 1944-45. Od tego czasu, Polska patrzy na siebie raczej całościowo, a nie tylko z perspektywy elit. Oczywiście, to efekt względnej degradacji inteligencji, z elity do „klasy średniej” we względnie egalitarnym społeczeństwie, a nie jakiejś szczególnej emancypacji ludu. Ale jednak.
Swoją drogą, może zamiast lud vs. elity, czy nie lepiej się zastanowić nad centrum vs. prowincja? Bo ten dzisiejszy „lud” często bardziej nawiązuje do kultury szlacheckiej, niż potomkowie szlachty, którzy znaleźli nowsze wzorce zaimportowane z Zachodu. Zresztą i to nie do końca, bo nie cała wieś jest zacofana — to jakaś kwestia szybkości propagacji współczesnej kultury w porównaniu do trwania wzorców dawnych, czego symbolem może być ten biskup Jeż, odwołujący się do klerykalnych ech „Protokołów mędrców Syjonu” całkiem serio ze dwa lata temu. Do niego jeszcze nie dotarło, że to jest passe.
PiS… Ja bym się raczej zastanowił nad Kościołem. Bo religia często stanowiła element systemu check and balances. Tak było, na przykład, ze starotestamentowymi prorokami; tak było z konfliktem papieża z cesarzem w średniowieczu. Te dwa bieguny dawały ludziom perspektywę pewnej wolności: można być z papieżem, można być z królem, czy cesarzem, można lawirować pomiędzy. Więc sklejenie państwa z Kościołem we wspólnym froncie ideologicznym załamało pewną podstawę demokracji.
Swoją drogą, wiejska parafia jest zwykle mało ceniona wśród księży. W nieformalnej hierarchii, sam dół to wikary z wiejskiej parafii. Można awansować na proboszcza, albo na wikarego w dużym mieście. Efekt: w dużych miastach Kościół może nieźle stać intelektualnie, ale na wsi będzie wypadał kiepsko. Efekt: jeden z czynników transferu myślenia, będzie bardziej nowoczesny w miastach, a mniej nowoczesny na wsi. (Oczywiście, to tylko cegiełka, bo czynników jest więcej.)
@Leszczyński i Śląsk:
Ale on gdzieś pisze, że to bardzo interesujący temat, ale że nie miał na niego dość miejsca w swojej książce. To może być dyskusyjne — w końcu Śląsk może jest geograficznie niewielki, ale ludnościowo to już wygląda trochę inaczej. Jednak, ogólnie, Leszczyński zna i rozumie problem.
@sheik.yerbouti
Rekonstrukcja po wojnie secesyjnej była próbą „regime change” tego rodzaju, co działania podjęte przez USA w Iraku czy w Afganistanie. Tak jak w tych nieudanych próbach, Północ nie miała determinacji, aby konsekwentnie pilnować nowych reguł, co wymagałoby dekad okupacji i reedukacji. Realna zmiana położenia czarnej ludności była powolna, rasizm białych (nie tylko Ku Klux Klanu) zupełnie otwarty, podobnie jak polityczna agresja np. w przypadku rebelii White League w Luizjanie czy puczu, który obalił władze lokalne w Wilmington w Karolinie Północnej. Częścią strategii agresorów było zacieranie udziału Afroamerykanów jako aktywnych uczestników wydarzeń historycznych, odmawianie im „political agency”. Supermasiści bardzo chętnie propagują wersję o czarnej ludności jako „mięsie armatnim”, „podburzonym motłochu”, itp. Nie chcą widzieć w niej współobywateli. Nie warto tych fraz powielać, a warto jednak słuchać głosów historycznych tego rodzaju jak przywołane w źródłach które cytowałem. Czy mi oceniać czy wojna secesyjna dała czarnym sprawczość, czy raczej lepiej zacytować ich ówczesne wystąpienia, listy, wiersze takie jak np. ten: [1]. Pozdrawiam!
[1] link to allpoetry.com
Sheik.yerbouti
„Nie wiem szczerze mówiąc, jak to wygląda w UE. W Szwajcarii…”
W UE masz max. moc. 250W, odcięcie wspomagania przy 25 km/h i silnik włącza się dopiero pedałując, nie istnieje „manetka gazu”
Plus ta śmiertelność jest de facto znikoma.
link to theguardian.com
@rpyzel
czyli takie 600W-monstrum: link to m-way.ch jest w UE nielegalne?
@Radek S. i Prof. L.
Panowie rozmawiają, a Radek poleca wiadomą książkę. Jeśli ktoś ma wolną godzinkę…
link to facebook.com
sheik.yerbouti
Nie jest rowerem, to skuter elektryczny = OC, zakaz jazdy po DDR, przeglądy itd.
W Polsce to fikcja i teoria, bo nikt nie sprawdza, ale w Holandii to służby mają nawet mobilne punkt kontroli i hamownie (bo mieli w prawie dwa rodzaje skuterów i jedne mogły jeździć po DDR a drugie nie). W Niemczech pewnie by zerknęli na tabliczkę znamionową/homologację.
@t.q — PS.
Nadrabiam zaległości i dopiero teraz przeczytałem vinidiona. To jest właśnie przykład ulegania autorytarnemu urokowi, nawet jeśli sam nie chce w takim systemie żyć. Szeroko o tym Popper pisał krytykując Platona i jego (i mu współczesnych) zachwyty nad Spartą. Nie wiem skąd to przekonanie, że bardzo zimny chów czyni z ludzi zwycięskich wojowników, ale siedzi to głęboko w głowach; ale na pewno sukcesy takich państw są istotnym czynnikiem popularności takich poglądów.
Wychodzę z głębin, z których tu od lat lurkuję, tylko po to, żeby odnieść się do rzeczy na mój temat. Trochę to wstydliwe, ale trudno.
@Awal Biały
To pytanie o lewicowych twórców trochę mnie wzięło z zaskoczenia, jak akurat robiłam inne rzeczy, więc na końcu języka miałam tylko Orbitowskiego. Ale powoli gromadzę materiał ze wspomnień i rekomendacji i zrobię niedługo kilka filmów o tym, co fajnego w fantastyce i popkulturze, co się zmienia, jak rośnie reprezentacja i tak dalej.
Po prostu nie spodziewałam się, że kanał tak szybko się rozrośnie, a temat prawicowych pisarzy będzie tak nośny. Po prostu trafiła mi w ręce Achaja i chciałam przypomnieć wszystkim dla zabawy, że kiedyś zaczytywaliśmy się w opowieściach o laskach, które ciągle sikają po nogach i jeżdżąc z gołymi tyłkami na koniach. A potem jakoś poszło. Postaram się dorosnąć do oczekiwań.
@Kasia Babis
Bardzo dziękuję za zaszczyt delurku! Co do deklaracji „Postaram się dorosnąć do oczekiwań”, błagam, żeby jednak nie. Najmądrzejsze co dziadersi mogą powiedzieć następnym pokoleniom to: NIE DORASTAJCIE, TO PUŁAPKA!
A co do meritum lewicowo-fantastycznego, to przypomnę o słoniu w pokoju – mistrz Andrzej Sapkowski himself. Nie jest to może „true lewicowość” w sensie stuprocentowo poprawnościowym, ale na pewno jest na lewo od centrum, i to nawet niekoniecznie polskiego centrum, także ogólnounijnego. Najłatwiej mi jego poglądy nałożyć na francuski ruch Radicaux de Gauche (nazwa jest historyczna i wywodzi się jeszcze z czasów Arsena Lupin, w rzeczywistości są antyklerykalnymi socjalliberałami).
Mistrz Sapkowski podpisałby się pod każdym elementem jego ideologii (za francuską Wiki): Fédéralisme européen, Radicalisme [w sensie dziewiętnastowiecznym!], Écologisme, Solidarisme, Laïcisme
@Kasia Babis
No, oczekiwania wyrażali inni, ja raczej po prostu kibicuję, bo jest komu.
Twoje uwagi na różne poruszane tu tematy na pewno wzbogacałyby dyskusję (co wnioskuję staromodnie z wydanych i zapowiadanych publikacji, nie tylko sztuki video).
> wysiłek czarnej ludnosci został zauważony i miał oczywiście wpływ na zniesienie niewolnictwa
Mniej więcej tak jak heroiczny, ponadnormatywny i zorganizowany explicite w tym celu wysiłek w drugiej wojnie światowej miał wpływ na zniesienie segregacji. Nikt o nim nie pamięta, włącznie z Awalem, któremu ta oczywista analogia jakoś dziwnie umknęła.
Odpowiedzi Awala przypominają łuk nad faktami. Z przypisami zazwyczaj nad temat ledwie bliskoznaczny, tworząc zaufanie do wywodu bardziej niż jego podstawę czy odniesienie do problemu head-on.
> Północ nie miała determinacji, aby konsekwentnie pilnować nowych reguł
Do tego stopnia, że Jim Crow laws wprowadziła pierwsza.
@Kasia Babis
Jaka niespodzianka! W takim razie będę czekać, chętnie przeczytam i rozpowszechnię.
@Sheik
„czyli takie 600W-monstrum: link to m-way.ch jest w UE nielegalne?”
W Niemczech rowery elekrtyczne pozwalajace przekraczac predkosc 25 km/h wymagaja rejestracji. Maksymalna dopuszczaln predkosc to 45 km/h. Nie dam glowy, ale chyba nie mozna nimi jezdzic po drogach rowerowych.
@❡
Po prostu nie starałem się pisać o wszystkim co miało miejsce przez ostatnie 150 lat, lecz konkretnie o wysiłku zbrojnym Afroamerykanów w wojnie secesyjnej. Bo był to wysiłek przez nich samych zainicjowany i zorganizowany, celowy, mający swoich liderów i świadectwa. Przyniósł na stałe podstawowe minimum – 13 i 14 poprawkę, a przejściowo dużo więcej: pierwszych czarnych senatorów, dwurasowe („fuzjonistyczne”) legislatywy i egzekutywy stanowe, redakcje gazet itd. Co potem w dużej mierze, owszem, skasował white backlash, idący z Południa, ale też jak słusznie zauważasz z Północy (która była tylko trochę mniej rasistowska – tym większy sukces ówczesnych black activists). Jeżeli chcemy rozmawiać o Civil Rights Movement to proszę bardzo, ale jednak dotąd skupiałem się na 1861-1865, widząc potrzebę lepszego zobrazowania różnych aspektów tej wojny, która ostatnio wymieniana jest jak Boccaccio
u początku pandemii – przeważnie bez większego sensu.
Masz też pewnie rację co do przypisów – zazwyczaj nie staram się tu nikogo przygważdżać jakimś cytatem z podanym numerem strony. Raczej liczę na zainteresowanie ciekawą ilustracją tematu, propozycją lektury. Może powinienem wprowadzić podział na przypisy i bibliografię, zastanowię się… W każdym razie jeżeli jakaś moja konkretna teza budzi Twoje wątpliwości, daj znać, rozstrzygniemy je.
Co do wysiłku wojennego jako strategii emancypacji społecznej w USA („military naturalisation”) w powołanym powyżej duchu przywołam: [1]
[1] link to nyulawreview.org
@krystyna.ch & Kasia Babis & Kaxa & dzieci cieci & …
Zamiast się uśmiechać pod nosem, co pewnie czynicie na widok niektórych męskoskrętnych wątków, wprowadzajcie czasem nieco ożywczej równowagi swoją perspektywą.
@wo i tytulowe pytanie
„Chciałbym więc ogłosić safe space dla wizji przyszłości i interpretacji tereaźniejszosci. Nie będę dyskryminować ejdżystowsko, ale najbardziej jestem ciekaw opinii czytelników młodszych ode mnie.”
Ja sie lapie wiekowo, ale to juz troche po dyskusji, wiec zwiezle.
W ciagu ostanich kilkunastu lat mialo miejsce kilka mniejszych i wiekszych rewolucji w naukach przyrodniczych, rowniez w immunologii. Te najwazniejsze to:
1/ postep w sekwencjonowaniu genomow i transkryptomow, a od niedawan rowniez proteomu.
2/ postep w mikroskopii. Stefan Hell przelamal bariere rozdzielczosci w mikroskopii swietlnej i „zszedl” duzo poniez lambda (dlugosc fali swietlnej)/2. Do tego doszlo polaczenie mikroskopii elektronowej z fluorescencyjna.
3/ spelnia sie marzenie kilku generacji immunologow i udaje sie zaprzegnac uklad odpornosciowy do zwalczania nowotworow. Humanizowane przeciwciala monoklonalne, check-point inhibitors i CAR-T therapy daja nadzieje, ze za dwie trzy dekady nowotwory beda zasadniczo wyleczalne.
4/ szczepionki mRNA. Jak wyzej plus nieoczekiwane pandenia jak obecnie nam panujacy COVID-19
5/ modyfikowanie genomow. CRISPR/Cas9 nie jest az tak precyzyjne jak nam maluja, ale to tez rewolucja. Do rozwiazan terapeutycznych chyba daleko, ale w badaniach podstawowych to skarb najprawdziwszy.
To wszystko daje duze nadzieje na prawdziwie spersonalizowana medycyne w niedalekiej przyszlosci. O ile oczywiscie przegrzana planeta Ziemia nie sprowadzi nas brutalnie do pionu.
@kot immunologa
Spodziewasz się radykalnego postępu
w obszarze „artificial life”?
@ Awal
„Spodziewasz się radykalnego postępu w obszarze „artificial life”?”
Nie mam zdania niestety, to za daleko od moich zawodowych kompetencji.
@kot immunologa
Wiesz, czytając różne rzeczy na ten temat, odnoszę wrażenie, że pojawia się konsens, iż to był jeszcze mniej „inteligent design” niż dotąd zakładaliśmy. RNA World sąsiadował pewnie wiele razy z DNA World, struktury powstawały i dekomponowały się, jakiś quasi-wirus w jakiejś kałuży wykręcił jakąś niedokończoną helisę lewoskrętnie i ruszyło. Więc tu z założenia nie da się nic kontrolować pod kątem etycznym czy jakimkolwiek innym, trzeba jak u Lema długo mieszać w beczce i nie zawadzi nasmarkać. Nie wiem czy się bać.
@Awal
„Więc tu z założenia nie da się nic kontrolować pod kątem etycznym czy jakimkolwiek innym, trzeba jak u Lema długo mieszać w beczce i nie zawadzi nasmarkać. Nie wiem czy się bać.”
W sensie, ktos niechcacy wykreci jakiegos mega-wirusa ktory nas wszystkich pozabija? Racze nie, znacznie szybciej i skuteczniej dopadnie nas wirus z bushmeat z mokrych targowisk Azii lub Afryki.
Swoj optymizm opieram na tym, ze niezykle ciezko niechcacy stworzyc cos dzialajacego. Losowe mutacje sa niemal bez wyjatku albo neutralne albo szkodliwe. Matka ewolucja potrzebowala miliardow lat zeby z protozupy wyszedl czlowiek, a i to nie wiem czy jest powod do dumy. Jakis diabel z probowki atrifial life nam nie wylezie.
@awal
” długo mieszać w beczce i nie zawadzi nasmarkać”
Na szczęście (?) kiedy życie już POWSTAŁO, to bardzo skutecznie potrafi blokować konkurencję. Jak już „nasmarkasz”, to wprowadzisz kultury bakteryjne, które utłuką ewentualne „artificial life” w zarodku. W scenariusz typu „sztuczna bakteria uciekła z laboratorium” nie wierzę, znacznie bardziej realny wydaje mi się „zmutowany gronkowiec apokalipsy” (tzw. superbug, najzupełniej naturalnego pochodzenia).
@WO i „zmutowany gronkowiec apokalipsy”
Jeszcze wiekszy potancjal widze w wirusach. Wyobrazmy sobie wirusa z okresem latencji i smiertelnoscia wirusa HIV przenoszonego droga kropelkowa. Dwie dekady i po nas.
” Wyobrazmy sobie wirusa z okresem latencji i smiertelnoscia wirusa HIV przenoszonego droga kropelkowa. Dwie dekady i po nas.’
To wszyscy łykamy stosowne tabsy, tak jak nosiciele i coś wynajdujemy. No i pewna nadmiarowość genu CCR5 w Europie chyba nie jest przypadkiem, tylko wynikiem paru plag.
@rpyzel
„To wszyscy łykamy stosowne tabsy,”
Zanim się je wynajdzie…
@rpyzel
„No i pewna nadmiarowość genu CCR5 w Europie chyba nie jest przypadkiem, tylko wynikiem paru plag”
No właśnie. W wieku higieny, medycyny, szczepionek i pełnego brzucha łatwo zapominamy o tym, że historię pisali – oprócz Dżyngis Chanów – również dżuma, cholera itp. No i permanentny głód, który jeszcze dodatkowo zwiększał śmiertelność. Ta wspomniana przez @wo „apokalipsa” to nic nowego – już tylko w historii Europy mieliśmy co najmniej dwie plagi, które łapią się pod to określenie.
@kot „Jeszcze wiekszy potancjal widze w wirusach. Wyobrazmy sobie wirusa z okresem latencji i smiertelnoscia wirusa HIV przenoszonego droga kropelkowa. Dwie dekady i po nas.”
Brzmi jak początek tej powieści postapo o wyludnionej Warszawie, co ją pewien Ktoś pisze po godzinach…
> Losowe mutacje sa niemal bez wyjatku albo neutralne albo szkodliwe.
W realu prowadzą do niestabilności, jednak w symulacjach gdzie nie ma ograniczenia fizyką rezultaty są często groteskowe. Jak mało wiemy o stochastyce ewolucji ilustrują porażki artificial life rozumianego jako uczenie się przez algorytmy neuroewolucyjne z ciągłą wiarą ich twórców w telos, celowość optymalizacji. link to arxiv.org
@rpyzel
„No i pewna nadmiarowość genu CCR5 w Europie chyba nie jest przypadkiem, tylko wynikiem paru plag”
O, a jakie ciekawe rzeczy mozna znalezc w genomach ludzi zyjacych do niedawna w malych i izolowanych populacjach. Okolo 5% populacji Omanu cierpi na jaks forme anemii sierpowatej. Albo Polwysep Arabski byl dawniej strefa malaryczna, albo to poklosie handlu i kontaktow seksualnych z rdzennymi mieszkancami Afryki Wschodniej. Taka zemsta odlozona w czasie.
@Sheik
„Brzmi jak początek tej powieści postapo o wyludnionej Warszawie, co ją pewien Ktoś pisze po godzinach…”
Ale to ja nic nie wiem.
❡
„W realu prowadzą do niestabilności, jednak w symulacjach gdzie nie ma ograniczenia fizyką rezultaty są często groteskowe.”
raczej biologią jednak 🙂
„Jak mało wiemy o stochastyce ewolucji ilustrują porażki artificial life rozumianego jako uczenie się przez algorytmy neuroewolucyjne z ciągłą wiarą ich twórców w telos, celowość optymalizacji.”
O stochastyce ewolucji wiemy sporo, nauka ktora sie tym zajmuje to ewolucja eksperymetalna, dziedzina z pogranicza biologii i matematyki (statystyki). Eksperymenty przeprowadza sie na szybko rosnących organizmach, drozdach, wirusach itp. Czesto daja bardzo nieintuicyjne wnioski.
@janekr
@bogdanow
„Nie wiem co będzie, ale podrzucę może mniej znaną ciekawostke:
obywatele Ukrainy mogą jeździć do Turcji na dowód, bez paszportu.”
„Ale co ma z tego wynikać?”
To że w strefie 'pomiędzy’ UE a Rosją* tworzy się kolejny obszar integracji. Wzmiankowana podróż 'na dowód’ to tylko przecież widoczny i symboliczny przykład rozmaitych ułatwień, współpracy, koooperacji. Ukraina + Turcja to jest 120 milionów ludzi, całkiem nieźle wykształconych, z łącznym PKB (PPP) na poziomie UK czy Francji.
Ten proces trwa w pustce tworzonej w dużej mierze upadkiem ekspansji unijnej. Której to upadkiem najwidoczniejszym symbolem jest los (Þółnocnej) Macedonii (dawniej FYROM).
*Rosją która też ma swoje projekty integracyjne, w praktyce ograniczone do Białorusi (i części Ukrainy).
Korzystając z „bezpiecznej przystani” odlurkuję się po ponad 10 latach czytania tego bloga.
Parę zdań na temat przyszłości i zagrożeń poniżej, przy czym moje banalne przemyślenia oparte są raczej na lekturach „popularnych” (takich jak „Chiny 5.0”) niż na sążnistych esejach z Foreign Policy.
Chiny – bezwzględna dyktatura z potężnymi narzędziami jakie oferuje cyfrowa inwigilacja. Myślenie Awala, że to tacy chińscy Rakowscy którzy usilnie myślą jak pogodzić socjalizm z budową dobrobytu wydaje się dość naiwne. Do osiągnięcia przez Chiny barier rozwojowych jeszcze daleka droga. Na razie eksploatują zasoby w postaci siły roboczej i lokalnych surowców, na wyciągnięcie ręki są już surowce w bliskiej i dalekiej zagranicy. Nic nie wskazuje, że w najbliższej przyszłości uda się taki model powstrzymać.
Nowością jest fakt, że Chiny przestały udawać, że świat ich nie bardzo interesuje i ze swoim odziaływaniem już się nie kryją(1). To będzie tak, że po prostu spektrum decyzji jakie teoretycznie suwerenne państwo UE będzie mogło podjąć skutecznie się zawęża. Nasz główny partner handlowy w kluczowej dla nas dziedzinie już oficjalnie wyraża te obawy(2).
Rosja to jak na razie tylko i aż kleptokracja. Ich narzędzia wpływu, które pokazali w Stanach i WB (brexit) obnażyły bardziej nasze (w sensie zachodnie i demokratyczne) słabości niż ich siłę.
Cyberkorpy i prawica – jeśli jest to jedna z niewielu szans aby dokręcić im śrubę to czemu tego nie wykorzystać? Kolejnej może nie być.
P.S. To miejsce uważam, że jedno z najbardziej wartościowych w polskiej sieci więc wielkie podziękowania dla Gospodarza! Trzymam kciuki za dalszą twardą moderację (i plonki!) bo tylko ona pozwala na merytoryczną dyskusję.
1. [https://www.theartnewspaper.com/news/genghis-khan-exhibition-nantes-cancelled-censorship-chinese-government]
2. [https://www.dw.com/en/are-german-carmakers-too-dependent-on-china/a-55400204]
@Chińscy Rakowscy – przypominam, że nasz Rakowski działał pod patronatem Gorbaczowa, za którym czaił się Janajew, a trochę dalej Putin. Tę sytuację można z grubsza porównać do pozycji szefa partii w Szanghaju, który wraz ze swoją miejską komisją planowania [1] organizuje rozwój 25-milionowego miasta, w ramach wyznaczanych mu przez centralne struktury partyjno-siłowe. Ale te struktury również nie działają w próżni – ograniczają je takie czynniki jak nadprodukcja przemysłowa (gdzie potrzebne są lepsze technologie, a nie nowe surowce), zadłużenie wynoszące 60% PKB dla kraju (rząd centralny i prowincje) oraz 160% PKB dla sektora firm niefinansowych, czy starzenie się i przewidywane do końca dekady kurczenie się ludności kraju – nie mówiąc już o realnej groźbie katastrofalnych susz i powodzi, które są traktowane bardzo poważnie i kojarzone w chińskiej pamięci jako pierwotna przyczyna upadku władzy cesarskiej. A więc to ostatecznie ten Szanghaj jako hub produkcyjno-handlowy, wyznaczający wektor zielonej transformacji, ma klucze do zapobieżenia kryzysowi. Będzie więc produkował tesle dla Europy w ramach układu handlowego stabilizującego politycznie obie handlujące strony, a jednocześnie sprzedawał podobne tesle na rynku krajowym chińskim konsumentom, którym trzeba będzie w tym celu zapewnić byt na poziomie wyższym niż symbolizowany „miską ryżu”.
[1] link to fgw.sh.gov.cn
@
> raczej biologią jednak
> ewolucja eksperymetalna, dziedzina z pogranicza biologii i matematyki (statystyki)
Daltego też zaznaczyłem, że mowa o informatykach (którzy reprezentują Artificial Life jako dzeidzinę). Symulacjach wysoko poziomowego życia. Typu czy algorytm genetyczny w końcu wyewoluuje w celu osiągnięcia jakiejś funkcjonalności – nauczy się chodzić w środowisku symulowanych bodźców środowiska. Nie biologicznego, a fizycznego, podŁogi i ściany. Stąd ta fizyka, ale i wszerszym sensie. Ograniczenia na długość genomu w wirusach wynika z biofizyki/biochemii (na tym poziomie kontaktowym różnica się rozmywa).
Na niższym poziomie modelowania w bioinformatyce też częściej ograniczenia stawia fizyka niż biologia. W bujnie rozwijaącej się genomice pojedynczo komórkowej (single-cell genomics) bdując stochastyczne modele transkrypcji operujemy równaniami Fokkera–Plancka z szumem Ornsteina–Uhlenbecka. Biologia szybko dostarcza nowych danych domagając się opracowania, w tym sensie stanowi eksperymentalną nie granicę a bodziec teoriom, które bez zejścia na bardziej szczegółowy poziom opisu sytuacji fizycznej mają problem.
W modelowaniu matematycznym ewolucji wielką karierę zrobił Martin Nowak (Jeffrey Epstein warning). Na początku dekady na którą miałem wiele przewidywań (stąd na obecną wolałbym w duchu oryginalnej notki przeczytać gdzie byliśmy ślepcami) zmienił w kluczowych sprawach modelowanie w głośniej dyskusji z EO Wilsonem na temat kin selection. Elementarny poziom błądzenia w tej ciąglnącej się dekady dyskusji był trochę zawstydzający na poziomie czysto matematycznym.
Te i wiele innych przykładów łącznie pokazują trudności w kwantyfikacji ewolucji. Szczególnie co mamy na myśli mówiąc o przypadkowości, o jakich parametrach przypadku, jakie dystrybucje prawdopodobieństwa, parametry szumu i inne stochastyczne, nie ma teorii jak to się wszystko krok po kroku odbywa nawet w modelu, naciski ewolucyjne udaje się wprowadzać przypadkiem. Są fenomenologiczne zastosowania matematyki, modele mało ogólne i post-hoc, w ogÓle są dzięki jak piszez ekspermentatorom. Poziom wykorzystania wiedzy o procesach przypadkowych jest niewielki, nie dotyka granic na nieuporządkowanie, koncentracji miary. Informatycy potrafią zanalizować algorytm randomizowany. Fizycy zamknąć w jednym martyngale każdy rodzaj fizyki statystycznej. Biomatematyka przypadku w ewolucji jest od przypadku do przypadku.
Próby paramatryzowania algorytmów genetycznych i sensacyjne doniesienia jakich ta dziedzina lubi dostarczać są humorystycznym o tym przypomnieniem.
@ kot immunologa (zjadło kotka z szalką w emoji)
@❡
Dzieki za wprowadzenie, nuieporozumienie wyniklo z tego, ze chociaz operujemy poodbnym jezykiem znaczenia sa troche inne. Pisales wczesniej w odpowiedzi na moj komentarz:
„> Losowe mutacje sa niemal bez wyjatku albo neutralne albo szkodliwe.
W realu prowadzą do niestabilności, jednak w symulacjach gdzie nie ma ograniczenia fizyką rezultaty są często groteskowe. ”
Z prac nad monogenowymi mutacjami u ludzi wynika, ze zaskakujaco czesto mutacje nie prowadza tyle do niestabilnosci, tylko do nieprawidlowej funkcji badz lokalizacji bialka. Dla informatyka to zapewne niestabilnosc, dla biologa to zupelnie rozne sytuacje (czasem trudne do potwierdzenia w eksperymencie).
„Informatycy potrafią zanalizować algorytm randomizowany. Fizycy zamknąć w jednym martyngale każdy rodzaj fizyki statystycznej. Biomatematyka przypadku w ewolucji jest od przypadku do przypadku.”
Nie wiem czy biomatemaycy nie stoja tu na straconej pozycji, probujac opisac uklady duzo bardziej zlozone niz te opisywane przez fizykow. Nie zajmuje sie ewolucja, a raczej pytaniem jak genom jest ekspresjonowany. Poniewaz wzglednie dobrze rozumiemy jak dziala uklad odpornosciowy, jakie czynnki transkrypcyjne sa potrzebne na jakim etapie, jakie sa pomiedzy nimi zaleznosci to dobrze sie nadaje do eksperymentalnego weryfikowania hipotez. Tyle tylko, ze to uklad duzo bardziej zlozony, bo jeszcze dochodza do tego elementy regulacji postraskrypcyjnej, noncoding RNA, RNA-biding proteins i wiele innych, ktorych wzajemne interakcje nakladaja sie na siebie i wzajemnie reguluja. Majac dobra hipoteza udaje sie czasem trafnie przwidziec efekt mutacji na badany uklad, ale trudno o dokladny model matematyczny. Jedyna osoba, ktora przychodzi mi w tym kontekscie na mysl to Ellen Rothenberg i jej prace o czynnikach transkrycyjnych, np zmiany stezenia PU.1 w roznicujacych sie komorkach szpiku. To o tyle fascynujace, ze wystepuja tu trzy stabilne uklady, w trzech roznych typach komorek i w kazdym PU.1 pelni inna role. Bardzo polecam artykul jej zespolu w Science, nie jest za paywallem.
link to pubmed.ncbi.nlm.nih.gov
I w ogole dzieki za komc, bardzo stymulujacy.
Szef chińskiego regulatora finansowego opublikował dziś w prasie tekst pt. „How China is tackling fintech risk and regulation”, mający uspokoić rynki po aferce z Jackiem Ma. Tekstu nie warto czytać, zawiera głównie okrągłe PR-oskie formułki, nie wymieniając oczywiście afery z nazwy, jednak obiecując implicite, że to nie będzie nowy trend i że w traktowaniu inwestorów nie planuje się zamordyzmu. Z nazwy wymienia się europejskie regulacje jako modelowe dla Chin, co świadczy że slogan on UE jako o „mocarstwie regulacyjnym” nie jest całkiem pusty. Tekst jest świadectwem, że Chiny jakoś jednak muszą się liczyć ze globalnym otoczeniem, przynajmniej pewna część ich władz dostrzega straty wynikające z eskalowania napięć („We have enhanced communication and experience-sharing with our international counterparts.”). Oczywiście za jakiś czas dowiemy się o kolejnym crackdownie w Hong Kongu i nowych prześladowaniach Ujgurów. Te dwie chińskie logiki – globalnej współpracy i lokalnej hegemonii – współistnieją ze sobą, UE jest jedynym graczem po naszej stronie Euroazji, który może się liczyć – choć bez jakichś prometejskich ambicji – w tej chińskiej dualnej dynamice.
Z opóźnieniem pozwolę sobie dorzucić swoje diagnozy, na wizje przyszłości zabrakło mi niestety mocy przerobowych.
Jeśli chodzi o współczesną Polskę to sytuacja jest dość oczywista, PIS zdobył władzę i reformuje kraj do swojej wizji, a opozycja wcale nie jest zainteresowana odebraniem mu tej władzy, bo wtedy musiałaby zacząć wykonywać konstruktywne działania a pomimo moich szczerych chęci nie widzę w opozycji zainteresowania ani do tego zdolności. Z mojego punktu widzenia opozycja zbudowała swoją pozycję na głośnym narzekaniu i deklarowaniu co im się nie podoba i od czego świat się zaraz zawali. Tanie, efektowne i nie wymaga żadnych kompetencji do rządzenia krajem, ani w ogóle czymkolwiek. Przy okazji: czy państwo są w stanie wyobrazić sobie posłankę Spurek jako ministrę rolnictwa?
Tu należy zaznaczyć, że PIS a raczej Jeszcze Nie Emerytowany Zbawca Narodu ma jakąś wizję i plan działania, a takich planów nie ma żadna siła opozycyjna. Lewica albo nie ma albo nie chce powiedzieć jaką ma spójną wizję tego jak ich Polska marzeń ma wyglądać, poza tym że ma być ich wyimaginowanym super-liberalnym krajem Nie Takim Jak Teraz. Jeśli państwo mają taką spójną wizję do której dążą i która nie ogranicza się do „wszyscy Polacy mentalnie mają być jak warszawska lewicująca inteligencja”, to chętnie taką wizję poznam. Zwłaszcza, że takiego kraju, który spełniałby wszystkie oczekiwania liberalnych publicystów których życie toczy się w czworokącie Krytyka Polityczna-BUW-Żoliborz-Ursynów i którzy w życiu uczciwie jednego dnia nie przepracowali na komercyjnym stanowisku pracy (zupełnie jak Kaczyński), po prostu nie ma. Przy okazji, zapewniam Awala, że ich ogląd świata jest równie ograniczony do swojej kasty i tak samo skupiony na własnych doświadczeniach życiowych (zawodowych elit intelektualnych), jak publicystów prawicowych.
W tej chwili nasze problemy wyglądają tak:
Pułapka średniego rozwoju — nie wiem czy było inne wyjście, ale po wejściu do Unii zaakceptowaliśmy wyznaczone nam tam miejsce, wykonawcy, montowni, zagłębia dobrego BPO (jesteśmy droźsi od Hindusów ale dużo kompetentniejsi), drugim takim krajem w UE jest Rumunia, następna w kolejce jest Bułgaria. Eksportujemy siłę roboczą w tych wszystkich kotłowniach BPO i drugorzędnych ośrodkach badawczo-rozwojowych korporacji. Z takiej pozycji będzie bardzo trudno wejść na pozycję gracza w różnych dziedzinach, bo polskie firmy którym uda się opracować coś innowacyjnego będą natychmiast wykupowane przez zachodnich inwestorów mających nadmiar dewaluującej się na kontach gotówki, tak stało się chociażby z Solarisem.A my potrzebujemy polskich silnych firm z odpowiednimi rezerwami kapitałowymi, żeby nie tylko produkować dla Niemców, ale też z nimi konkurować na rynkach towarów wysokoprzetworzonych.
Słabości Unii Europejskiej — Unia Europejska jest teraz w głębokim kryzysie i nie, to nie Polska ani Węgry ten kryzys nakręcają. Przede wszystkim jest to konflikt mentalnościowo-finansowy pomiędzy bogatymi krajami Północy Unii i jej Południem. Drugi poziom konfliktu to państwa członkowskie rozgrywające w sojuszu z zewnętrzem swoje interesy przeciw innym państwom członkowskim, tu oczywistym przykładem jest Nord Stream i Nord Stream 2, który jest realizacją partykularnych interesów Niemiec i Rosji na dwóch poziomach. Rozmawiałem o tym z Niemcami, dla nich jest to politycznie narzędzie marginalizacji Polski, tzn jak oni to ujmują uniezależnienie bezpieczeństwa energetycznego od stosunków z Polską i Ukrainą. Rosja będzie mogła nam (albo Ukrainie) zakręcić kurek bez narażania się Berlinowi, to raz. A dwa, co jest w sumie dużo ważniejsze, dla Rosji jest to narzędzie uzależniania całej zachodniej Europy od rosyjskich surowców energetycznych. Sumieniom czytelników pozostawiam ocenę czy histeria antynuklearna była pompowana przez Rosję jako otwarcie w tej rozgrywce (taka teza pada w „Akwarium” Suworowa), czy był to zryw spontaniczny. W każdym razie skutek jest taki, że zachodnia Europa uzależniła się od rosyjskiego gazu i ropy a niemieccy oligarchowie będą mieli z tego rosnący zysk. Drugim przykładem jest Energiewende, która po pierwsze nie jest tak oczywiście zielona, jeśli weźmie się pod uwagę całkowity koszt ekologiczny i ślad węglowy (jest w tych wyliczeniach fantastyczne pole manewru, do tego, żeby wyszło to co powinno), a po drugie jest budowaniem przez Niemcy nowego rynku zbytu dla swojego przemysłu bo to Niemcy są głównym w Europie producentem zielonych technologii. Innym akordem w tej rozgrywce jest niedawny raport niemieckich Zielonych, opisujący potencjalną elektrownię atomową w Polsce jako dopust boży. I jeśli to nie jest bezpośrednie ingerowanie w politykę energetyczną innych krajów to nie wiem co nią jest.
Przy okazji regulacje ekologiczne na tyle podrażają koszty produkcji, że gospodarki mniej zaawansowane (jak polska) nie nadążają konkurencyjnie, bo produkowanie w zgodzie z tymi regulacjami wymaga dużo większych inwestycji kapitałowych (CAPEX) których nie mają i w ten sposób albo nie mogą produkować, albo muszą dopuścić zachodnich inwestorów. Trudno jest mi więc patrzeć na działania PiS w sprawie powrotu do Macierzy różnych gałęzi gospodarki całkowicie złym okiem. Podsumowując aforystycznie, europejska solidarność kończy się, kiedy ktoś na Zachodzie przez nią nie zarobi chociaż jednego euro.
Dodatkową słabością Unii jest absolutna porażka polityki biurokratycznego stymulowania innowacji, ale to temat na tyle długi i nudny, że nie zmieści się ani w komentarzu ani w zakresie cierpliwości Gospodarza.
Chiny, krótko — Chinom udało się to, o czym (apokryficznie) marzył Lenin: Zachód sprzedał Chinom ten sznur, na którym Chiny Zachód powieszą, i będą miały przy tym poczucie satysfakcji z udanej zemsty za upokorzenia wojen opiumowych i kolonializmu. Chiny zostały fabryką świata, kolonizują gospodarczo co się da, a Europa patrzy na to w marazmie i tylko podpisuje kolejne umowy na których kosztem lokalnej klasy średniej zarobią Chińczycy i europejska oligarchia.
Co należy zrobić? To co w Ameryce zaczął robić Trump, czyli zakończyć umowy które dają Chinom możliwość sprzedawania tanich towarów w Unii (przypominam, że oficjalnie ich celem politycznym była demokratyzacja Chin przez kontakty z Zachodem, co się nie stało), nałożyć na chińskie towary cła i zacząć od nowa budować przemysł w Europie. Miałem przez chwilę nadzieję, że przez pandemię przynajmniej dotrze do polityków że należy się do tego ostatniego zabrać już teraz, niestety Unia zareagowała jak zwykle: o bezpieczeństwie łańcucha dostaw napisano parę whitepaperów, odbyły się wirtualne konferencje i seminaria, wygłoszono wystąpienia i zebrano opinie; po czym podpisano z Chinami kolejną umowę handlową. Na której znów zarobią elity kosztem klasy średniej.
Kończąc, przypomnę, że gospodarcze uzależnienie Zachodu od Chin nie zdarza się pierwszy raz. Poprzednio rozwiązaniem bardzo podobnego kryzysu były wojny opiumowe, ale wtedy Chiny nie miały broni jądrowej i środków jej przenoszenia, więc teraz ta metoda odpada.
Przy czym dla Polski Chiny nie są zagrożeniem bezpośrednio, jednak upadek Rzymu oczywiście pociągnie nas za sobą.
Pozdrawiam.