Now Playing (196)

Nie wiem co dalej będzie z moim blogaskiem, jeśli bardziej mnie wciągnie substackowanie (bardzo dziękuję za pledgi! jestem staroświecki i nadal uważam, że na razie nie zasługuję, ale hm… kto wie, kto wie…).

No ale gdzie ja będę pisał o muzyce? Przecież nie do komercyjnych mediów w których trzeba mieć Pretekst Aktualnościowy.

A jaki ja mogę mieć, skoro jestem dziadersem i mam obowiązki dziaderskie. I jako taki, niedawno robiłem imprezę z okazji, powiedzmy, 29-lecia premiery komputera Apple Macintosh i dostałem w prezencie siedmiocalowego singla grupy Lombard, który wyszedł prawie równo 40 lat temu.

Wyszedł nakładem Polskich Nagrań, co podobno oznacza lepszą jakość tłoczenia i masteringu, niż w przypadku siódemek tonpressowskich. Ale ja i tak jestem stary, ta płyta też, więc nie słyszę tej różnicy.

Na zachodzie takie płyty nazywano „Double A track”. Głównym hitem, evergreenem polskiego synthpopu jest „Szklana pogoda”, oznaczona na tej płycie jako SS 811 A. Ale i „Kto mi zapłaci za łzy”, czyli SS 811 B, doczekało się teledysku i jest ogólnie rozpoznawalne wśród ludzi w kryzysie pięćdziesięcioletności.

Przy czym proponuję – także swoim PT Rówieśnikom – stopniowanie doznań. Najpierw kliknijcie na zaembedowany teledysk „Szklanej pogody”, bo to generalnie dobrze się zestarzało. A dopiero potem na SS 811 B – niby ja to wszystko już kiedyś widziałem, ale wąsy i grzywka Grzegorza Stróżniaka niemalże mnie zrzuciły na glebę.

Gdy to wszystko poleciało w radiu, byłem nastolatkiem, który hejtował zasadniczo Wszystko. Z wyjątkiem hejterstwa, stąd narastająca fascynacja punkiem, metalem, a nawet niestety hejtującymi PRL bardami z serii Kaczmarski – Gintrowski – Łapiński. No ale Lombard, muszę przyznać, wtedy hejtowałem.

Jakże niesprawiedliwie! „Szklana pogoda” to rzeczywiście arcydzieło.

Nie wiem, kto reżyserował te teledyski (help, anyone?). Ale nawet po tych stu latach widać, że Małgorzata Ostrowska parodiuje Edytę Wojtczak, królową polskiej spikerki – siedzącą przy biurku tak sztywno, jakby jej wstrzyknięto jakieś paraliżujące narkotyki.

Niby hejtowałem, ale jednak te słowa Marka Dutkiewicza, „Noc nie straszna, kiedy kłódki trzy, Na złodzieja bracie narychtujesz (…) „Może jeszcze raz się uda znów, przetrwać noc i doczołgać do rana!” silnie zapadły mi w pamięć. Młodzież tego zapewne nie zrozumie i nie doceni, ale naprawdę bardzo silnym składnikiem PRL był strach przed przestępczością, której władza nawet nie próbowała udawać, że kontroluje.

Baliśmy się nocy. Baliśmy się dnia. Baliśmy się wyjścia z mieszkania, baliśmy się pozostawania w mieszkaniu.

Ciekawe co na to powiedzą moi PT Rówieśnicy albo i osoby nieco starsze ode mnie (byli tacy wśród komcionautów!). Ale dla mnie bardzo ważna różnica między PRL AD 1983 a 3RP AD 2023 polega właśnie na tym, że dziś można bez strachu spacerować po Polach Mokotowskich czy też Dolinie Służewieckiej, nie mówiąc już o Ząbkowskiej (gdzie jednak człowieka odprowadza czujny wzrok narkodealerów stojących po bramach).

„Szklana pogoda” to pieśń o życiu w blokowisku, podobnie jak „Kto mi zapłaci za łzy” (do tekstu Jacka Skubikowskiego). Ten drugi tekst budził we mnie od razu hejt z paragrafu „autentyczności” (dla nastolatków to zawsze ważne!).

Czy muzyk uprawiający wolny zawód naprawdę NASTAWIA BUDZIK NA SIÓDMĄ? No pewnie że nie! Tak myślałem (myślę?).

Do licha, kawał życia sam spędziłem nie nastawiając budzika WCALE. Dziś bardzo mnie to męczy, że różni ludzie chcą ze mną robić wywiady, w kółko zadają te same pytania („czy Kopernik była kobietą?”), a nikt np. nie pyta, na którą teraz nastawiam jako nauczyciel (siódma? no chyba kurna w ferie! które zresztą właśnie się zaczynają w województwie mem stołecznem, alleluja!).

Niemniej jednak, pomijając wszelakie hejsterstwa i wyzłośliwianie, to są dwa przyzwoite kawałki. Na moje ucho, jeszcze nie ma w nich niczego cyfrowego: w obu słyszymy analogowe syntezatory, prawdopodobnie minimooga (?).

Co oczywiście jest moją ulubioną kombinacją: już mamy udziwnione bzzziuu-wziuuu, jakbyśmy słuchali osób z zespołem Macierewicza, ale sekcja rytmiczna jest nadal prawilnie białkowo-analogowa: perkusja, bas, rytmiczna szóstka. Acz po 40 latach nadal uważam, że Grzegorz Stróżniak po prostu nie powinien był śpiewać, zwłaszcza przebywając w jednym pomieszczeniu z Małgorzatą Ostrowską.

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

141 komentarzy

  1. „Baliśmy się nocy. Baliśmy się dnia. Baliśmy się wyjścia z mieszkania, baliśmy się pozostawania w mieszkaniu.
    Ciekawe co na to powiedzą moi PT Rówieśnicy albo i osoby nieco starsze ode mnie”
    Nie wiem, jak rozumieć „nieco”. Może i byłem lekkomyślny, ale wówczas pospolitej przestępczości nie bałem się w ogóle.
    „minimooga”
    W muzeum widziałem jedną z pierwszy instalacji Mooga i jestem pełen podziwu dla muzyków, którzy się tym wprawnie posługiwali. http://blabler.pl/s/1aRMW

  2. „Czy muzyk uprawiający wolny zawód naprawdę NASTAWIA BUDZIK NA SIÓDMĄ? No pewnie że nie!”

    To zależało i zależy od rozkładu geograficznego koncertów. W latach ’80 polski muzyk musiał dawać dużo koncertów w Polsce, nawet jeśli był popularny. Powodem były śmieszne stawki za występy oraz tzw. weryfikacje (proszę sobie znaleźć utwór „Z archiwum polskiego jazzu” Kultu). Dlatego znane zespoły mimo, że sprzedawały ogromne jak na dzisiejsze czasy nakłady płyt, musiały nawet grywać po dwie sztuki dziennie. Instrumenty i sprzęt były za dewizy, struny i dodatki też. Przelicznik walutowy u koników był strasznie śmieszny. O wiele lepiej opłacało się grać do kotleta na promie lub w Szikago u P. Świerszcza (też do kotleta).
    Co nieco zmieniło się, gdy pod koniec lat ’80 weszły firmy polonijne.
    A i tak Grzegorz Ciechowski np. za rok obrachunkowy „dostał domiar” od urzędu skarbowego.
    Wracając do rzeczy – proszę mi napisać ile czasu mógł trwać wyjazd z np. Wa-wy do Szczecina w 1984 roku.

  3. Gdy miałem 9 lat, Lombard był moim ulubionym zespołem rockowym.
    40 lat później może aż tak radykalny nie jestem, ale też właśnie mniej więcej w tym czasie zespół osiągnął artystyczny szczyt (moim zdaniem dokładnie to było kilka miesięcy później, gdy pojawiły się „Adriatyk, ocean gorący” i „Dwa słowa, dwa światy” – które niestety przepadły na wydanej niewielkim nakładzie płycie „Wolne od cła”). Wtedy też zespół przestał korzystać z usług zewnętrznych („nieautentycznych”) tekściarzy – teksty zaczęła pisać Ostrowska.

    Dutkiewicz zresztą wspominał, że raz w życiu się spotkał z przypadkiem, że zespół zaingerował mu w tekst i to był właśnie case Lombardu i uciętego refrenu „Szklanej pogody”. Na początku był wściekły, a potem stwierdził, że Lombard jednak miał rację.

  4. „Baliśmy się nocy. Baliśmy się dnia. Baliśmy się wyjścia z mieszkania, baliśmy się pozostawania w mieszkaniu.”

    Może w Warszawie. Co prawda nie mieszkałem w blokowisku, tylko obok, ale za to pod lasem, generalnie blisko miasta (do podstawówki miałem niecałe 10 minut spacerkiem) i przez wieeeeeele lat klucz leżał pod wycieraczką (nie nosiłem go nigdy na szyi). A i tak zdarzało się nam (rodzinie) zostawiać otwarte drzwi i okna. Jedyny włam był już za nowych czasów. Do sąsiadów, generalnie zamożniejszych, też włamy zaczęły się w latach 90. Ale żadnych hardkorów.

    Owszem, były dzielnice gdzie lepiej było się nie zapuszczać, ale po standardowych blokowiskach latałem o różnych porach i nigdy nikt mnie nie skroił, ani nie obił. Ale może miałem szczęście.

  5. @wo
    „Niby hejtowałem, ale jednak te słowa Marka Dutkiewicza, „Noc nie straszna, kiedy kłódki trzy, Na złodzieja bracie narychtujesz (…) „Może jeszcze raz się uda znów, przetrwać noc i doczołgać do rana!” silnie zapadły mi w pamięć. Młodzież tego zapewne nie zrozumie i nie doceni, ale naprawdę bardzo silnym składnikiem PRL był strach przed przestępczością, której władza nawet nie próbowała udawać, że kontroluje.”

    No patrz, a ja to zawsze odbierałem jako słabo zakamuflowaną aluzję do 13 grudnia i innych nieoczekiwanych odwiedzin ubecji. Ale może to przez pryzmat doświadczeń własnych. Ja się przestępczości zacząłem bać po 89 roku, wcześniej jak już się bałem to tego że znowu przyjdą w nocy, rozpieprzą całe mieszkanie na na koniec ojca zamkną. A tak naprawdę to się bałem że pewnego dnia zamkną i matkę i co ja zrobię wtedy z trzema młodszymi siostrami. Choojowe czasy, aż się nie chce wspominać.

  6. @fieloryb
    „To zależało i zależy od rozkładu geograficznego koncertów.”

    Nie no, chodzi mi o regularną codzienność. Że czasem do złapania samolotu trzeba, to i mi się zdarzało nawet w Złotej Erze Mediów.

    „Wracając do rzeczy – proszę mi napisać ile czasu mógł trwać wyjazd z np. Wa-wy do Szczecina w 1984 roku.”

    Nie wiem jak w 1984. Mam nadzieję, że przynajmniej korki wtedy były mniejsze. Gdy zacząłem jeździć samochodem po kraju, była to oczywiście masakra. W istocie niedawno miałem spotkanie autorskie w Lubuskiem, trochę celowo sobie zrobiłem kospleja Dawnych Czasów i udawałem, że nie ma autostrady i muszę jechać DK 92. Było to okropne, to nadal jest koszmar, mimo równoległej autostrady i dobudowania obwodnic miejcowości typu Krośniewice (specjalnie zresztą wjechałem do centrum i sfotografowałem nieaktualne, ale nadal stojące tam drogowskazy).

  7. A co do substacka, spojrzalem pierwszy raz w komcie. Wiedziałem że raz-dwa przylezą onuce i czołgiści. Masz cierpliwość. Ja bym nie miał.

  8. Teledysk do „Szklanej pogody” reżyserował (wg netu) Mariusz Malinowski, który popełnił też klip do „Stanie się cud”, gdzie również pojawia się Lombard.

  9. Jestem dziad 75+. Większość życia (z przerwą na studia we Wrocławiu) spędziłem w Wałbrzychu, aktualnie w nim mieszkam. Miasto to nigdy nie słynęło z wysokiej kultury, przez niektórych było uważane za jedno z najgroźniejszych w PRL. NIGDY nie obawiałem się ataku na mieszkanie (na piwnicę już tak), nigdy nie oberwałem po ryju, nawet odwiedzając kolegę na Palestynie czy wracając nocą przez rozległy park Sobieskiego. Opowiadania o „strasznym bandytyźmie” w PRL to w wiekszości legendy miejskie. Każde większe miasto na całym świecie posiadało/posiada mniej lub bardziej zakazane zaułki, ani PRL ani RP niczym się w tej materii nie wyróżnia.
    Lombard i Ostrowska: „Aku-Hara, miasto ze snu”. Oniryczny tekst w espresyjnej interpretacji, niczym Janis Joplin, (ten – chyba autentyczny – kaszel na końcu!). Ostrowska nie doceniona! No cóż, bywa.

  10. @”kłódki trzy narychtujesz”

    U nas (średnie miasto, Mazowsze) inaczej: przestępczość to lata 90′. Moją małżonkę napadnięto na 200 m od domu i wyrwano telefon, potem się okazało, że napadł chłopak z sąsiedniej ulicy. Natomiast w 70′ i 80′ nawet na jedną kłódkę nie zamykaliśmy drzwi w nocy. Natomiast, owszem, w 80′ badylarze musieli się strzec, kraty w okna wstawiać. No i były porachunki, mój wujek Andrzej tak dostał, że pół roku chodził z odrutowaną szczęką, ale to od kumpli dostał.

    @”w jednym pomieszczeniu z Małgorzatą Ostrowską”

    Nikt nie powinien otwierać ust w jednym pomieszczeniu z nią. Annie Lennox słucha Janis Joplin = Małgorzata Ostrowska.

    https://www.youtube.com/watch?v=FPrwi-tjCHY

    @”do tekstu Jacka Skubikowskiego”

    Który to Skubikowski jest autorem drugiego Lombardowego arcydzieła: „Tańca pingwina szkle”. Oba kawałki ładnie się apdejtują: „Pogoda” to teraz szyby niebieskie od smartfonów, a „Taniec” to coś o byciu ludzkim zasobem.

    @”hejtowałem. Jakże niesprawiedliwie!”

    Tam był jeszcze trzeci element (poza Ostrowską na wokalu i Stróżniakiem – kompozytoro-aranżerem) czyniący Lombard porównywalnym z – no dobra, niech zgrzeszę – Maanamem. A mianowicie gitarzysta Piotr Zander – zwięzły, lakoniczny, wyrazisty. I na tyle rockowy, że ekspresja grupy nie mieściła się w szufladce synth-pop. Lombard był dzieckiem nowej fali, tego jej odłamu, który pomaleńku tracąc post-punkowy pazur przechylił się w new romantic, czyli był dzieckiem Magazine i wczesnego Ultravox. Solówki Zandera kojarzą się z solówkami na „Real Life” Magazine. A „Real Life” to jeden z Największych Albumów Świata.

    @”obowiązki dziaderskie”

    No to trochę wąsatego (wąs Stróżniaka jako signum temporis) seksizmu i maczyzmu: od czterdziestu lat wzdycham do Małgorzaty Ostrowskiej. Piękna pani Meluzyna.

  11. @”Baliśmy się nocy. Baliśmy się dnia. Baliśmy się wyjścia z mieszkania, baliśmy się pozostawania w mieszkaniu.”
    Nie rozumiem tego. Na klawiaturę się ciśnie „Bzdura!”
    Koszmar (z dzisiejszego punktu widzenia) wszelakiej przestępczości to lata 90. Ja (będąc rocznikiem 69, tak jak Gospodarz chyba) chodziłem z kluczami na wstążce na szyi, klucze pod wycieraczką, a w ciągu dnia nie zamykało się mieszkania od środka.
    Zaś będąc już w szkole średniej, raz w życiu (87-89?), wracając z Amfory (zamykana chyba o 21:00) szliśmy we czterech w kierunku pl. Konstytucji (do znajomego punkowca) przejściem podziemnym koło rotundy i zostaliśmy napadnięci przez paru jakichś kotlesi. Jako, że z Amfory, to chwilkę trwało zanim się zorientowaliśmy, że nas ktoś po twarzy bije. Ale jak z pod ziemi wyrosło zaraz paru innych kolesi, którzy wyciągnęli spod pazuch białe pałki i spacyfikowali tamtych. A nam kazali żebyśmy sobie poszli.
    I raz kumpla wciągnęli do suki na chyba ostatniej Marchewce (Róg Okopowej i Świerczewskiego.) i ze dwa razy dostał na tyłek, za warczenie na przechodzących milicjantów.
    I tyle całego strachu. No to w porównaniu z 90′, gdzie w biały dzień spokojnie mogłem być zakłuty to sielanka.
    Chyba szanowny Gospodarzu to jakiś false memory syndrome lub początki najntisów sie zlały.
    Przestępczość była, ale strach? Zero. Zaś 90′ to raczej koszmar.

  12. @”Edyta Wojtczak”

    Przepraszam, że przynudzam tak post za postem, zaraz muszę wracać do roboty.
    Otóż mniej więcej półtora roku przed „Szklaną pogodą” Lombard nagrał kawałek „Droga pan z TV” (też autorstwa Skubikowskiego), wymierzony tyleż w spikerstwo spod znaku Edyty Wojtczak, co w ówczesną telewizyjną kobiecą celebrytozę spod znaku Ireny Dziedzic.

    „Dla tych, co mają już w bród
    Dla tych, co wiernie czekają,
    ten uśmiech słodki jak miód,
    słowa, co siły dodają.
    Niby daleka, a czuła jak matka,
    raz jak podlotek, raz jak prababka.
    Jak żyć, w co wierzyć, co jeść –
    Dzięki pani już wiem.”

  13. @przestępczość 80/90
    Tak świadomie pamiętam czasy od ok. 1985 i wtedy, jak u większości przedmówców, na śląskim blokowisku w ciągu dnia po prostu nie zamykało się drzwi wejściowych na klucz. Raz jeden weszła w związku z tym do przedpokoju jakaś kobieta, po czym została przepłoszona przez mamę. Zamykanie drzwi oznaczało raczej, że sąsiadowi z naprzeciwka, górnikowi zresztą, skończyła się gotówka i zaraz będzie próbował pożyczyć coś od ojca na wieczne nieoddanie. Włamanie zdarzyło się wtedy raz i również typowo – do piwnicy.
    Natomiast we wczesnych latach 90, poza dwoma przykrymi przypadkami skrojenia mnie, wtedy 13-14 letniego, przez jakiś kolesi w rejonie Skargi-Mickiewicza-Warszawska (Kato), ze skody mojej mamy ukradziono radio. Które po dobrym roku odnaleziono w jakiejś dziupli! Cud.
    @Lombard
    Czy można hejtowac Przeżyj to sam? Bo ja to bardzo hejtuję.

  14. @minimoog
    Polska Wikipedia słowami Grzegorza Stróżniaka (hasło – jakże by inaczej – „Szklana pogoda”):
    „Szklaną pogodę” skomponowałem na pianinie, choć charakterystyczna zagrywka, która stanowi początek utworu, powstała na minimoogu”.

  15. @”Czy można hejtować „Przeżyj to sam?”

    Koniecznie!
    Albowiem: 1. Stróżniak to śpiewa (okropnie), 2. zostało politycznie wychędożone, 3. jest grafomanią przynoszącą wstyd polszczyźnie (hejtuję „Przeżyj to sam” = kocham Polskę).

  16. @sheik
    „Czy można hejtowac Przeżyj to sam? Bo ja to bardzo hejtuję.”

    Jak mawiał święty Jan Paweł II, ilekroć Marcial Maciel go pytał „czy mogę to i tamto” – „JESZCZE JAK!”.

  17. @fieloryb
    „charakterystyczna zagrywka, która stanowi początek utworu, powstała na minimoogu”.”

    Ale ciekawe czy w obu kawałkach?

  18. Niedawno moja 18-letnia córka zażądała utworzenia na Spotifaju playlisty, którą zdefiniowała jako polski rock lat 80-tych. Oczywiście z wielką przyjemnością rzuciłem wszystko, żeby się tematem zająć :-).
    Jest lepiej niż było kilka lat temu, ale niestety nadal są wielkie braki i Lombard jest bardzo słabo reprezentowany. Planowałem wrzucić właśnie Szklaną pogodę, Taniec pingwina, Adriatyk, Stan gotowości i jeszcze parę i nic nie ma. Ciekawe z czego to wynika?
    Brakuje też np. Republiki, szczególnie singli sprzed Nowych Sytuacji; nie ma pierwszej płyty Oddziału Zamkniętego, brakuje Urszuli…
    Ogólnie bieda, nie ma czego słuchać na tym Spotify 😉

  19. @jogin
    Owszem, przy tym z tym jest o tyle gorzej, że Spotify UDAJE że coś ma, tzn. po wpisaniu „Demarczyk” wyskakują jakieś kawałki i to mogą być covery piosenek Demarczyk śpiewanych w stylu podobnym do Demarczyk – no ale nie jej genialna czarna płyta.

  20. @jogin Katalog Polskich Nagrań kupił Warner Music i generalnie nie jest zainteresowany reedycjami[1], dodatkowo stream to jest nowe pole eksplatacji więc najczęściej wymaga uaktualnienia albo nowej umowy. A biorąc pod uwagę że Stróżniak ciągał Ostrowską po sądach zakazując jest używania repertuaru Lombardu to ja bym się specjalnie nie nastawiał na Lombard w streamingach.

    [1] Mam znajomego który robi reedycje płyt z katalogu Polskich Nagrań ale ich z założenia nie będzie w streamingach.

  21. Kilka lat temu Lombard był na spotifaju reprezentowany przez składankę 81-91, dzisiaj nie ma go w ogóle.

  22. @”Spotify”

    Spotifaj – na poziomie audio, podobnie jak Netflix na poziomie wideo – to jest „szklany judasz”, który „gości kontroluje” we współczesnej wersji szklanej (czyli: medialnej) pogody.
    Przekaźnik jest nie tylko przekazem, jest także kontrolerem/cenzorem/wychowawcą młodzieży.

  23. Ja miałem tak, że totalnie zapomniałem jaka Ostrowska była/jest wielka (zresztą, w szczycie ich popularności jeszcze byłem szczyl, miałem z 11-12 lat), a potem Lombard kojarzył mi się głównie z wąsami Strożniaka i piosenką którą wszyszcy znają a której nie należy wspominać. Aż tu znienacka poszedłem parę lat temu na męskie granie i zaliczyłem opad szczęki. Przy tym https://www.youtube.com/watch?v=-MdKUvVjC7k. Potem zrobiłem sobie powtórkę ze starego Lombardu i takiego piękna jest tan zdecydowanie więcej – większości chyba nigdy wcześniej nie słyszałem. Szkoda że funkcjonuje to tylko w formie ripów płyt na youtubie. Jednak wąs mówi dużo o człowieku

  24. @embercadero
    „szkoda że funkcjonuje to tylko w formie ripów płyt na youtubie. Jednak wąs mówi dużo o człowieku”

    To niekoniecznie wina Stróżniaka czy w ogóle kogokolwiek konkretnie – to może być szerszy problem pt. „prawa do katalogu Polskich Nagrań”. Chyba z wszystkim jest jakiś mniejszy lub większy problem (spotifajowy).

  25. @Spotifaj, listy odtwarzania
    Dla starszych nagrań o wątpliwej własności lub z obostrzeniami ze strony właściciela utworu pozostaje tylko nośnik fizyczny i kopia w empetrzy lub w formacie bezstratnym.
    Lub youtube. Tam jest sporo, ale jest to dostęp elektroniczny. Dziś jest, jutro nie ma.

  26. @fieloryb owszem, tyle że np. pierwsza płyta Kazika na allegrze to najmniej tysiąc złotych.

  27. @fieloryb
    „Lub youtube. Tam jest sporo, ale jest to dostęp elektroniczny. Dziś jest, jutro nie ma.”

    Najgorsze z youtubem jest to, że samo ripowanie też rzadko jest procesem całkowicie bezstratnym, zwłaszcza gdy mówimy o zgrywaniu z analogu. Czyli piosenka niby jest, ale brzmi jakoś dziwnie, bo ripujący źle sobie ustawił parametry albo miał zużytą igłę. ZWLASZCZA gdy mówimy o polskiej muzyce pop, winylowy snobizm pozostaje paradoksalnie jedynym dobrym rozwiązaniem.

  28. @eloy „pierwsza płyta Kazika na allegrze to najmniej tysiąc złotych.”
    Czy mowa o tej płycie, na której znalazł się jeden z 10 najlepszych współczesnych polskich tekstów, z fragmentem „starszy człowiek w barze mlecznym je kartofle z ogórkami”?

  29. @sheik
    Jeśli pierwsza to ta. Ciekawe ile jest warta kaseta którą gdzieś powinienem nadal mieć.

  30. @sheik.yerbouti ta sama (Spalam się), druga zresztą kosztuje podobnie (Spalaj się). Najprawdopodobniej nigdy nie będzie już reedycji bo koszt legalizacji sampli będzie większy niż potencjalne zyski z płyty

    @embercadero kasety się zaczynają od 50zł.

  31. @minimoog
    Ja tylko tak wspomnę, że model D jest w fajnej appce na smartfony, iPady itd. To samo z modelem 15 czy Animoogiem (Z to chyba ostatnia wersja). Kiedyś była chwilowa promocja, że wszystko za darmoszkę się dało pobrać. Zatem można się samemu pobawić w Lombard nawet, z wąsem lub bez ;). I brzmi to bardzo realistycznie. Kiedyś ekscytowałem się tu presetami Dimebaga w Amplitube, to dla równowagi teraz synth prosto od moogmusic. Tylko jakieś konflikty z częstotliwością mi robi, jak się na maku bawię (nie kumam tych ustawień albo też za słaby procek). Na ajfonie bezproblemowo. Oczywiście fajnie mieć klawiaturę midi.

    @embercadero
    „Ciekawe ile jest warta kaseta którą gdzieś powinienem nadal mieć.”

    U mnie też leży w którejś z szuflad, ale to bankowo pirat (bez hologramu, bo przecież w 1991 czy 1992 to była pieśń przyszłości dopiero). Kazia wtedy piraci rąbali równo na tych kasetkach.

  32. @winylowy snobizm

    Niektóre polskie płyty analogowe już przy zakupie brzmiały okropnie mimo, że materiał muzyczny na nich zawarty był świetny. Zwyczajnie zawiodło jedno z ogniw rejestracji muzyki. Wymienię tu np. „Helicopters” zespołu Porter Band, pierwszą płytę Armii.

    @muzyka na kasetach i winylach

    Osoba, która posiada nie regenerowaną, oryginalną kasetę z lat ’80 z dobrą dynamiką i nie zaszumioną zasługuje na mój podziw. Mój zbiór niestety jest zdarty do szczętu i rozmagnesowany. Trzymam go jedynie z powodów sentymentalnych.

    Winyl górą! Ale tylko rzadko grany i przechowywany w dobrych warunkach. Zdarzało mi się widzieć „kolekcjonerów” przechowujących stosy płyt położonych jedna na drugiej. Rozum mi odbiera jak o tym myślę.

  33. @fieloryb „Zdarzało mi się widzieć „kolekcjonerów” przechowujących stosy płyt położonych jedna na drugiej. Rozum mi odbiera jak o tym myślę.”
    A z jakiego włosia masz szczoteczkę do odkurzania płyt?

    @”Winyl górą! Ale tylko rzadko grany i przechowywany w dobrych warunkach.”
    I w ten sposób lądujemy w tym samym miejscu, w którym są samochody będące częścią czyjejś kolekcji – przechowywane w ciepłym suchym garażu i czasem przetaczane, ale borzebroń nie jeżdżone, bo straciłyby niski przebieg. Muzyka jest do słuchania i dlatego rządzi CD i bez/niskostratne pliki cyfrowe np. kupione na bandcampie.

  34. @sheik.yerbouti
    Wchodzimy tu w dyskusję, która skończy się porównywaniem jakości kabli za zylion złotych 🙂 . Takim maniakiem nie jestem, jednak zdarzało mi się porzucać z żalem wybrane krążki, które zwyczajnie były zgrane do cna. Przyjemność słuchania, zwłaszcza dynamicznej muzyki ze zdartej płyty jest dla mnie bolesna. Płyta dynamiczna ≠ płyta głośna.

  35. @fieloryb
    Jako, że tu jednak jest Science friendly place, to nikt nie będzie porównywał prawidłowo wykonanych pasywnych elementów toru home audio. Nawet jakby kosztowały 1 zł.

  36. Ja lata osiemdziesiąte wspominam sielankowo i bardzo sobie zawsze ceniłem całą muzykę, która wtedy leciała w PR3 albo TVP. Nie odbierasz w taki sposób siedemdziesiątych, zanim zostałeś Skwaszonym Nastolatkiem?

    I podobnie jak przedpiścy przestępczość kojarzę z przełomem 90/00; znałem typa ze Śląska, co sobie kupił różową nokię, bo takiej dresy nie chcieli kroić, no i oczywiście chodzenie z radiem samochodowym w ręce.

  37. @fieloryb
    „Osoba, która posiada nie regenerowaną, oryginalną kasetę z lat ’80 z dobrą dynamiką i nie zaszumioną zasługuje na mój podziw. Mój zbiór niestety jest zdarty do szczętu i rozmagnesowany. Trzymam go jedynie z powodów sentymentalnych. ”

    Z lat 80-tych to chyba faktycznie nic już nie mam (ale wiem że mój szwagier, ten od ELO, ma i to mnóstwo). Z 10 lat temu przy okazji porządków powywalałem ewidentne piraty które są ogólnie dostępne w streamingu, pozostawiłem tylko rzeczy nieosiągalne obecnie w żaden sposób. Poza tym z kaset z dzikich lat zostawiłem wszystko co było kopią z CD (w sumie też piracką ale wtedy to było legalne) – no ale proceder kopiowania z CD zaczął się na pewno po 89 roku. Jak ostatnio sprawdzałem to te kasety grały normalnie. Z tym że ja dość głuchy jestem, nie jestem w stanie ocenić jakości. A co do Kazia to jest to świetne pytanie czy to oryginał czy pirat. Pamiętam że kupowałem to w jakimś empiku więc może oryginał. Zawsze miałem moralniaka kupując piraty polskich wykonawców więc mogłem się wykosztować. Inna sprawa że na palcach jednej ręki można wyliczyć polskich artystów których zaszczycałem na początku 90’s swoją uwagą. Poza Kaziem i (wybiórczo) Kultem to na pewno był Dezerter i Armia – i tu powoli lista się kończy.

  38. „dziś można bez strachu spacerować po”

    Dużo się zmieniło, choć nie tak prosto. W blokach ludzie na klatce trzymali nie przypięte rowery, sanki i inne sprzęty. Chyba nikt nie miał nawyku przekręcania zamka po wejściu do mieszkania. Dzieciaki biegały luzem, nawet te małe z kluczem na szyji, już do pierwszej klasy chodziło się i wracało samodzielnie (u mnie pół sporego osiedla plus przejście przez DK).

    Za to złodziejstwo kwitło w zakładach pracy. Wtedy to się tak nie nazywało, ale ludzie wynosili co się dało mam wrażenie. Ze służbowych samochodów spuszczali paliwo nawet ci wysoko w hierarchi.

    Ale były włamy do piwnic, bo ludzie gromadzili najróżniejsze rzeczy w tym brakujące części do samochodów. Niektórym to zbieractwo zostało na kolejne dekady.

    Bandytyzm zaczął się wraz z bezrobociem. Tak przynajmniej to pamiętam. Strach przed tym że dostanę w dziub i zostanę bez komórki czy portfela skończył się jakoś po wejściu do Unii.

    Z kolei za dzieciaka w 80tych można było dostać w szkole od rówieśników, od starszych dzieciaków, starsi bracia bili młodszych, ojcowie synów, a milicja ojców w razie potrzeby. Fala w wojsku. Przemoc była w innych miejscach.

    Muzykę jak to dziecko lubiłem każdą wpadającą w ucho. Nastoletnim snobem stałem się w pełni już w latach 90tych i 99,9% muzyki była nie do przyjęcia. Można było się spierać bez końca dlaczego podgatunek podgatunku niszowego gatunku muzyki to było dno, bądź przeciwnie.

  39. @wo

    …Baliśmy się nocy. Baliśmy się dnia. Baliśmy się wyjścia z mieszkania, baliśmy się pozostawania w mieszkaniu.
    Ciekawe co na to powiedzą moi PT Rówieśnicy albo i osoby nieco starsze ode mnie…
    W moich nastoletnich latach 70 strach był, ale raczej w kategoriach plemiennych walk nastolatków. Jako niebuszewski(Szczecin) tubylec, na Parkowej czy Lubeckiego musiałem uważać, ale noża czy bejsbola nikt nie używał. Ot, można było stracić paczkę fajek, czy parę złotych kieszonkowego. Właściwie to kończyło się na walce na miny i ewentualnie charakter w nogach. Śródmieście było raczej neutralne, pod warunkiem, że nie szukało się skrótów przez podwórkowe przelotki. Z poważniejszych “rozbojów”, to raczej znikające wycieraczki albo koła samochodów. No i wyczyszczone piwnice czy kioski. Ofiar śmiertelnych czy ciężkich pobić raczej nie kojarzę. Trochę klimatu jak z filmu “Nie zaznasz spokoju” czy “Przepraszam czy tu biją”, można było zauważyć, ale raczej w wersji light.
    Lata osiemdziesiąte to trochę inna bajka. Stan Wojenny i patrol na patrolu powodowało, że bardziej obawialiśmy się mundurowych niż kolesi z innej dzielnicy. Na studenckich imprezach jakichś narkotykowych szwindli, a przez to dilerskich wojen raczej nie zauważyłem. Generalnie strachu nie było.
    Lata dziewięćdziesiąte to znam już tylko z prasy i filmu. Młodych Wilków na ulicy nie zauważyłem.

  40. @bantus
    „Bandytyzm zaczął się wraz z bezrobociem.”

    Pamiętam to podobnie – jakaś druga połowa 1992 roku to był początek tej najgorszej degrengolady (milicja/policja już nie spisywała dla sportu młodzianów kręcących się pod stacją transformatorową, a fajowe bluzy i buty były drogie i żaden ostry mistrzu z osiedla przecież nie mógł chodzić w tanich niemarkowych z bazaru), a apogeum tej pierwszej fali przestępczości transformacyjnej to jakoś 1994-96. Choć do końca lat 90. działy się nieciekawe rzeczy. No i gangi to też najbardziej połowa lat 90. chyba. Natomiast te całe wrażenia to po części pewnie potęguje wiek nastoletni. U mnie właśnie przypadał na większą część najntisów. I niewesoło mogło być czasem nawet podczas powrotu z LO o godzinie 16:30 w jakimś 1995.

  41. Ja też hejtowałem Lombard, Modern Talking, Bajm czy Kombi.
    Pamiętam pierwszą moją myśl jak zobaczyłem teledysk „Szklanej Pogody”: „Jakim cudem oni to puścili w telewizji”.
    To była tak widoczna szydera z PRL-owskiej telewizji, że każdy to (chyba) musiał widzieć. Musieli więc się wykazać sporą inteligencją w rozmowie z cenzorem, że im to w 1983 puścił.

    Miałem zawsze problem z zespołami jakie powinienem hejtować.
    Pierwsza płyta Modern Talking była bardzo dobrą popową płytą. Tak, wiem – prosta i bez głębi. Ale dlaczego mam porównywać chlebek tostowy z kraftowym-rodzinnym-przenno-żytnim? Pop to pop – ma być łatwy i przyjemny.
    Więc hejtowałem w ramach solidarności z kumplami punkami.

    Bajm hejtowałem zawsze. To był zespół, który podobał się moim starym.
    No chyba nie można mieć gorszego PR jak „zespół który lubią moi starzy”.
    Ale covery Bajmu już są bardzo fajne – np. ten który zrobił Adam Sztaba w pandemii.

    Kombi powinienem hejtować bez większych skrupułów.
    Niestety, w „tyle głowy” miałem coś, co widziałem podczas jakiegoś z koncertów.
    Sławek Łosowski (ten „łysy od klawiszy”) używał mojego ukochanego C-64 jako automatu perkusyjnego.
    Z jednej strony hejcik za bezpretensjonalny pop. Ale z drugiej strony „stary, oni używają C-64 jako perkusji!”.

  42. @wo
    @minimoog
    W teledysku do „Kto mi zapłaci za łzy” Stróżniak ewidentnie stoi za minimogiem. Słychać też te kosmiczne patenty, które potrafi wydobyć ten fragment konsoli z elektrowni atomowej ;-). Na moje nieszkolone ucho i oko wszystko się zgadza.

  43. Jest mnóstwo świetnych współczesnych coverów Bajmu (na pewno Brodka, Swiernalis, chyba Daria Zawiałow, jeszcze na pewno kilka innych), to najlepszy dowód że to były świetne popowe kawałki tylko odrzuca nas od oryginałów ich megakiczowata stylistyką którą trudno oddzielić

    A jeszcze apropos bezpieczeństwa w 80’s. Kumpel z mojego blokowiska mi dzisiaj przypomniał że o ile ja czy on mogliśmy trzymać drzwi do mieszkań otwarte i nic nie ginęło (bo totalnie nie było czego u nas ukraść) to byli w bloku pojedynczy zawodnicy (PRYWACIARZE !!!) którzy mogli zamontować u drzwi siedem zamków i cztery blokady a i tak raz do roku mieli włamanie. Po prostu złodzieje doskonale wiedzieli kto zarabia na lewo i trzyma dolary w tapczanie – bo przecież nie po telewizor marki rubin do nich szli.

  44. @bantus „Za to złodziejstwo kwitło w zakładach pracy. Wtedy to się tak nie nazywało, ale ludzie wynosili co się dało mam wrażenie. Ze służbowych samochodów spuszczali paliwo nawet ci wysoko w hierarchi.”

    Tu mam pyszną anegdotkę że świata warszawskich finansów z czasów już najnowszych (końcówka lat nastych), jak wysokiego dyrektora pewnej bardzo znanej instytucji w branży złapano ma tym że dorabiał w uberze służbową furą i w godzinach pracy (a właściwie całymi tygodniami w pracy). Niestety nie mogę napisać więcej bo znane nomina sunt bardzo odiosa. Tak, też miałem podejrzenie że to legenda miejska,bale chyba nie).
    Tak więc pewne zjawiska społeczne są zaskakująco stałe.

  45. @bantus
    „Bandytyzm zaczął się wraz z bezrobociem.”
    Ja uważam, że nie od bezrobocia, tylko od stopniowego zanikania państwa w sąsiedztwie obywatela. Balceryzm w czystej postaci. Policja? To koszt, musi się opłacać. A że dotykał zwykłych ludzi? Ktoś musiał ponosić koszty.

  46. @mrw
    „Nie odbierasz w taki sposób siedemdziesiątych, zanim zostałeś Skwaszonym Nastolatkiem?”

    Dokumentacja fotograficzna potwierdza moje ogólne wspomnienie, że byłem też Skwaszonym Przedszkolakiem i Skwaszonym Podstawówkowiczem.

  47. @przemocPRL
    Wydaje mi się że dużo zależało gdzie się mieszkało i gdzie łazilo. Powszechny był podział swój – obcy, walki między dzielnicami itp. Dzieciaki siedziały pod domem gdzie wszyscy się znali od lat więc poczucie bezpieczeństwa było wysokie.
    Prawdziwy armageddon był na nowo powstałych osiedlach z wielkiej płyty do których masowo sprowadzał się patrycjat bez doświadczenia i tradycji 🙂 Tam to była jazda bez trzymanki.

  48. @zm
    „Wydaje mi się że dużo zależało gdzie się mieszkało i gdzie łazilo. ”

    Raczej od pogodzenia się z tym, że od czasu do czasu się będzie pobitym lub spałowanym. Proszę zwrócić uwagę jakim językiem opisują to tutejsi optymiści (takie tam, że dwa razy pałą w radiowozie). Ja ogólnie nie lubię tego typu przygód, dlatego podoba mi się współczesny, eliminujący przemoc świat politycznej poprawności i cancel culture.

  49. „eliminujący przemoc świat politycznej poprawności i cancel culture.”
    Przemoc, jak wiele innych rzeczy, przeniosła się do internetu, co może dobrze wpływa na uzębienie, ale fatalnie na psychikę, szczególnie młodych ludzi.

  50. „bardziej obawialiśmy się mundurowych niż kolesi z innej dzielnicy”

    O, to, to, powszechne było przekonanie, że lepiej spotkać w ciemnym zaułku jakichś zakapiorów, niż patrol panów w niebieskim.

    najtinsy

    Bywało w drodze do nocnego, słyszałem strzały rozlegające się na równoległej ulicy (było tam dużo hosteli, gdzie nocowali ruscy i odbywały się tam jakieś porachunki.

    przeżyj to sam

    I jeden szczegół wzrok twój przykul
    Ogromne morze ludzkich głów

    no comments….

  51. @wo
    „Proszę zwrócić uwagę jakim językiem opisują to tutejsi optymiści (takie tam, że dwa razy pałą w radiowozie). Ja ogólnie nie lubię tego typu przygód, dlatego podoba mi się współczesny, eliminujący przemoc świat politycznej poprawności i cancel culture”

    To chyba dość powierzchownie eliminuje. Dodatkowo w pewnym wieku wypada się z targetu spałowanka. We Wrocławiu, w którym mieszkam, policji regularnie udaje się zatłuc/udusić jakiegoś młodego gościa (3 trupy od lata 2021), następnie łgać w żywe oczy na temat okoliczności zatłuczenia i przy wsparciu prokuratury chronić sprawców przed odpowiedzialnością.

  52. @ejtisy i najtisy i przemoc.
    @wo
    „Proszę zwrócić uwagę jakim językiem opisują to tutejsi optymiści (takie tam, że dwa razy pałą w radiowozie). Ja ogólnie nie lubię tego typu przygód, dlatego podoba mi się współczesny, eliminujący przemoc świat politycznej poprawności i cancel culture.”

    Jest coś w tym co piszesz. Faktycznie dla osoby, która stykała się z przemocą, taki język, powiedzmy trywializujący przemoc, wskazuje… no właśnie, że się jednak w tej przemocy wychował. Była jakąś normą. I tego nie neguję. Wręcz się zgadzam.

    Zaś Twoja początkowa teza brzmiała:
    „Młodzież tego zapewne nie zrozumie i nie doceni, ale naprawdę bardzo silnym składnikiem PRL był strach przed przestępczością, której władza nawet nie próbowała udawać, że kontroluje.

    Baliśmy się nocy. Baliśmy się dnia. Baliśmy się wyjścia z mieszkania, baliśmy się pozostawania w mieszkaniu.”

    No więc przemoc była, ale gdzie indziej. W codziennych relacjach rówieśniczych. W znęcaniu się nad słabszymi w grupie, przy oburzającej bierności dorosłych. Czy to w szkole, czy na podwórku. Zaś w kwestii nie wychodzenia z domu ze strachu bo w PRL zaraz komuś coś zrobią? To musi być jakieś uogólnienie, które nie działa.

  53. Przepraszam za double post.
    Na lokalnej grupie fejsowej właśnie ktoś wrzucił zdjęcie poranne swojego auta z parkingu na jakimś osiedlu. Auto stoi już nie stoi na swoich kołach. Znak czasów, nie na cegłach, tylko na kostkach Bauma (czy jakoś tak). Czy najntisy wracają? Nie wiem jak bezrobocie, ale ewidentnie ludzie biednieją.

  54. @”kłótki narychtujesz”
    To piękny przykład na to, że źródła pisane bywają stronnicze i powinny być interpretowane krytycznie z uwzględnieniem kontekstu i gatunku literackiego. Jak Biblia i Iliada.

    Bo sam PRLowski feeling zamknięcia i paranoi Ostrowska oddaje precyzyjnie.

  55. Dzień dobry, ja tylko w kwestii formalnej : spikerka z teledysku to na pewno nie Edyta Wojtczak (bo nigdy nie prowadziła DTV) – raczej Irena Falska, strasznie groźna w okularach. Podziwiam blog, pozdrawiam i znikam.

  56. @„Bandytyzm zaczął się wraz z bezrobociem.”

    Bandytyzm spontaniczny, oddolny był skutkiem bezrobocia. Ale równolegle, w latach 90., pojawił się bandytyzm zorganizowany, odgórny. Czasem przybierał postać mafijną (te rozmaite, dziś już mityczne, „pruszkowy” i „garwoliny”), a czasem bieda-mafijną, lokalną, małoskalową. I polskie mafie, i bieda-mafie miały swoich „żołnierzy” (etatowych albo na umowę o dzieło), którzy czuli się bezkarni, zarówno podczas pełnienia obowiązków służbowych, jak i wtedy, kiedy siali przemoc prywatnie, hobbystycznie (dawali po mordzie, kradli z rozbojem, chamsko molestowali dziewczyny na dyskotekach). Tak bandytyzm zorganizowany przeradzał się w spontaniczny, powszechny. Bierność policji była związana z układami mafijnymi (dawna sztama: MO – PZPR, zmieniła się w sieć sztam: komendant X – lokalny boss Y), lecz to rzutowało w dół, między prosty lud. Byli tacy, których się nie tykało, zwykłe gnojki, ale wiadomo, kto za nimi stał.
    Dlaczego policja dość sprawnie znalazła chłopaka, który napadł i okradł moją małżonkę? Bo był samotnym proto-incelem, nie powiązanym z nikim. Aż nam go było szkoda, kiedy zobaczyliśmy, kto zacz.

    @”Siódme – nie kradnij”

    Powszechność, wewnętrzny przymus oraz społeczna presja, by okradać własny zakład pracy, były w latach 70. i 80. absolutnie dominującym trendem społecznym. Do dziś mam w starych pudełkach całe kilogramy wkrętów wynoszonych przez moich wujków, stryjków, starszych kuzynów przez bramy ich fabryk, w kieszeniach, nogawkach, podpinkach, desusach, w każdej części garderoby. Duża część ogrodzeń, garaży, wiat, budynków gospodarczych i mieszkalnych wśród sąsiadów wokół zawiera kradzione słupki, szyny, kątowniki, pręty, dosłownie wszystko, co dało się wywieźć w nocy pod plandeką żuka, opłaciwszy nocnego stróża dwiema półlitrówkami „Bałtyku”. Po wyborze świętego Jana Pawła II trend się nasilił, po pierwszej Pielgrzymce do Ojczyzny – jeszcze bardziej wzrósł. Okradając komunę, rosłeś jako Polak i jako katolik.

  57. Co do bezpieczeństwa, wydaje mi się, że gospodarz uległ jakimś legendom miejskim (no wiadomo, czarna wołga jeździła, cyganie porywali dzieci, ZOMO wyważało drzwi). Nie było np. u nas tak, że się drzwi nie zamykało na noc, ale trzech łódek też nie (co prawda byłem raczej dziecięciem wtedy). No, podwórko to inny świat, były podziały wiekowe, klatkowe (od klatek schodowych), czasem piaskownicy bywało ostro… Ale trzy kłódki na to nie pomagały.

    Natomiast chciałbym trochę pobronić Edyty Wojtczak. Ona nie była taka sztywna, jak to demonstruje Ostrowska. Z dzisiejszego punktu widzenia w ogóle spikerzy nie mieli wiele możliwości, pokazywano ich jak na zdjęciach do dowodu – znaczy, takie popiersia. Stolik i kwiatek to była rewolucja już. A Ostrowska raczej parodiuje (to nie jest dobre słowo, bo parodia to wyśmianie, a tu nie ma nic śmiesznego, raczej strasznie się robi) raczej spikerów stanu wojennego, łącznie z kiecką w takim raczej milicyjnym odcieniu.

  58. @pewuc
    „Co do bezpieczeństwa, wydaje mi się, że gospodarz uległ jakimś legendom miejskim”

    Po prostu kwestia mania lub niemania ochoty na incydenty takie jak to, że sobie po prostu jedziesz rowerem wzdłuż Wisły, a od dżentelmenów raczących się napojami dolatuje do ciebie pusta butelka. I co z tego, że niecelnie. Wolę dzisiejsze czasy, gdy nawet nie rzucają.

    „Natomiast chciałbym trochę pobronić Edyty Wojtczak.”

    Tak, już tu były słuszne poprawki, że raczej chodzi o szkołę Dziedzic-Falskiej. Przepraszam Edytę Wojtczak i jej fanklub.

  59. @”Siódme – nie kradnij”
    Wynosiło się rzeczy, które można było w drodze wymiany wykorzystać do załatwienia czegoś.
    Obstawiam, że „załatwić”, „zakombinować”, „skombinować”, „fucha” funkcjonowały w języku codziennym częściej niż „kupić”, „zamówić”, „zlecenie”, że o słowach: „katalog”, „folder” nie wspomnę.

  60. „Ja uważam, że nie od bezrobocia, tylko od stopniowego zanikania państwa w sąsiedztwie obywatela”

    IMHO nie tylko balceryzm. Nagle okazało się, że policja już nie może tak łatwo przetrzepać skóry temu i owemu „dla kurażu”, a zatrzymane bambry mają jakieś prawa. To się bandyterka rozzuchwaliła.

    „Czy najntisy wracają? Nie wiem jak bezrobocie, ale ewidentnie ludzie biednieją”

    To wróciło wraz z pandemią: nam ukradli wszystkie koła w marcu ZOZO. Do tego giną też katalizatory i to nie jest Polska specjalność. Ale też nie do końca wygasło: jakieś siedem, może osiem lat temu skubnęli nam kołpaki (!) z innego auta, a po drodze jeszcze mieliśmy falę włamań do mieszkań/domów.

    Plotka też głosi, że w drugiej połowie lat dziesiątych z puszki zaczęli wychodzić „chłopcy” zapuszkowani na początku wieku/w połowie lat zerowych. A co taki koleś zazwyczaj umie?

  61. @wo

    …Raczej od pogodzenia się z tym, że od czasu do czasu się będzie pobitym lub spałowanym. Proszę zwrócić uwagę jakim językiem opisują to tutejsi optymiści…

    Rzeczywiście mogło to zabrzmieć trochę frywolnie. No bo co tam, wielka mi rzecz, jakiś koleś z sąsiedniej dzielnicy skroił mnie na paczkę fajek. Co to znaczy przy wojnach gangów gdzieś tam Nowym Jorku czy innym Chicago! W Dzienniku było tego pełno. Te rygle, zamki co zabezpieczą drzwi to przecież nie u nas!
    No ale masz rację. Można było dostać butelką od jakiegoś żula jadąc rowerem. Rzeczywistość była pełna przemocy. Może nie lała się krew strumieniem ale… .
    Dlaczego teraz trywializujemy? Przecież Lombard w tym ponurym tekście oddał wiele z ówczesnej rzeczywistości.
    Może zmiana narracji w przekazie z lat po komunie, gdzie good news is bad news stało się normą, jakoś nas zindoktrynowała? Może i za komuny, myśleliśmy, było niebezpiecznie, no ale przecież gangi nie strzelały do siebie na ulicy. Jak w Młodych Wilkach.
    Mieszkam Szczecinie. Młodych Wilków nie spotkałem, choć w prasie było tego pełno.

  62. @jesusbuiltmyvolkswagen
    „IMHO nie tylko balceryzm. Nagle okazało się, że policja już nie może tak łatwo przetrzepać skóry temu i owemu „dla kurażu”, a zatrzymane bambry mają jakieś prawa.”

    Mogli i nadal robią to bezkarnie gdy chcą, ale im się już nie chciało. Pan Władza, który miał wskazywać drogę słuszną wg prawa i porządku, nagle stał się etatowym pracownikiem, z przetłuszczkonymi włosami, starymi ciuchami przy wujowym biurku. Robił tą papierkową robotę wspólnie z obywatelem narzekając na rzeczywistość i rządzących, i nie obiecywał, ale zapewniał że się postara i może złapią albo i nie, bo nie ma kim ani czym robić.

    Pamiętam nocną interwencję, do rozboju przyjechali, nawet szybko, nowym wozem patrolowym, ale wysiadać już im się nawet nie chciało. Zrobili symboliczne kółko do pobliskiego parku i zawinęli się na komendę spisywać przebieg zdarzenia.

    To był dla niektórych szok, że dopiero co pałowali, jeździli polewaczkami po wichrzycielach, a jak wolny obywatel zgłasza to taki mokry kapiszon.

    To wszystko anegdoty i odczucia, a właściwie wspomnienia. Poza tym inaczej było w stolycy a inaczej na prowincji. I w sumie Wawa nie miała jakoś opinii bezpiecznego miasta. Może to jednak kwestia dużych aglomeracji?

    Moje wrażenie jest takie że w porównaniu do lat 90tych w poprzedniej dekadzie przemoc była jakby bardziej bezinteresowna. Ktoś komuś w mordę dał, rzucił butelką albo coś zniszczył, żeby się wyładować, dać upust frustracji, złości. Z kapitalizmem z kolei zaczął się biznes.

    Ostatnio był taki przygnębiający wywiad z autorem książki o aferze łowców skór: https://wyborcza.pl/7,75517,29367574,w-lodzi-moglo-zginac-kilka-tysiecy-osob-jak-to-mozliwe-ze.html
    Autor sugeruje że ofiar mogło być kilka tysięcy w paru miastach. Mechanizm był typowo kapitalistyczny, a grzechem głównym chciwość. Ta historia powinna wejść do żelaznego kanonu patologii wolnorynkowych naszej potransformacyjnej rzeczywistości.

  63. @mw
    „Może zmiana narracji w przekazie z lat po komunie, gdzie good news is bad news stało się normą, jakoś nas zindoktrynowała? ”

    Już tu pisałem, że wydaje mi się to kwestią zmiany pokoleniowej. Dla naszego pokolenia przemoc była czymś naturalnym, podobnie jak uzależnienia. Terapia była czymś dziwnym i zarezerwowanym tylko dla „prawdziwych” świrów (tak właśnie nazywanych). Ewentualnie dziwaczną egzotyką z komedii Woody Allena.

    Uważaliśmy za coś „naturalnego”, że młody robotnik (wcale niekoniecznie bezrobotny) po prostu w ramach zwykłej rozrywki przy sobocie po robocie idzie na wódkę, a jak popije to komuś chce przypierdolić. A jak ledwie chodzi, to se butelką rzuci przynajmniej. Osoby opisujące to takim lekceważącym tonem („no tak, pobili mnie parę razy, ale poza tym było spokojnie”) mają zinternalizowane znormalizowanie (hesus! ale mi potworek wyszedł!) tego podejścia. Tak jak prof. Środa uważa, że depresja to jakaś głupia moda.

  64. „Dla naszego pokolenia przemoc była czymś naturalnym”

    No ja pisałem o włamaniach, bo przemocy było oczywiście cała masa. Na podwórku (można było oberwać od kolegi, ale i od dorosłego sąsiada), w szkole (jeszcze się załapałem na kary cielesne), kolega dostawał od matki takie klapsy, że miał sine pręgi na plecach, nawet się zdarzało, że na podwórko przychodzili milicjanci straszyć bawiącą się młodzież (jeden mnie spisał bo powiedziałem „gliny idą”); do tego mało ktoś dziś chyba pamięta, jaką plagą były bezpańskie psy.

  65. @„Plotka też głosi, że w drugiej połowie lat dziesiątych z puszki zaczęli wychodzić „chłopcy” zapuszkowani na początku wieku/w połowie lat zerowych. A co taki koleś zazwyczaj umie?”

    Tu mi skie skojarzyła fascynująca sytuacja z mojego zeszłorocznego stażu na seksuologii, gdzie na pierwsza wizytę kontrolna przyszedł do ośrodka człowiek w 97 skazany na 25 lat za gwałt i morderstwo, wypuszczony dosłownie tydzień wcześniej. Wydawał się nawet zresocjalizowanym, przynajmniej na tyle na ile miałem porównanie do innych „gości”, ale sama sytuacja fascynująca. Wyobraźcie sobie, ze trafiacie do więzienia z małej wsi w 97 i wychodzicie na wolność w 2022… po drodze brak przepustek itp. Jak absolutnie obcy jest świat?

  66. @jesus „Plotka też głosi, że w drugiej połowie lat dziesiątych z puszki zaczęli wychodzić „chłopcy” zapuszkowani na początku wieku/w połowie lat zerowych. A co taki koleś zazwyczaj umie?”
    To ciekawa legenda miejska, musiał ją stworzyć ktoś, kto nigdy nie widział na oczy kodeksu karnego. Na 15 lat skazuje się za zbrodnie, nie za przestępstwa przeciw mieniu (taki złodziej musiałby chyba okraść samochód temu konkretnemu sędziemu i to ze dwa razy pod rząd, żeby dostał górę widełek – która i tak daleka jest od nastu lat). A bandzior typu
    morderstwa, rozboje z ciężkim uszkodzeniem ciała albo hurtowy handel narkotykami raczej nie idzie se na osiedlowy parking odkręcić koła passatowi Kowalskiego.

    @Junoxe „Czy najntisy wracają? Nie wiem jak bezrobocie, ale ewidentnie ludzie biednieją.”
    Bezrobocie wg metodologii UE wynosi w Polsce ok. 3% (wśród aktywnych na rynku pracy, czyli NEET się nie łapią)*. Ludzie zdecydowanie biednieją, tylko czy pierwszą reakcją przeciętnego człowieka na brak pieniędzy jest okradanie sąsiadów? To jednak nie lata 90. kiedy była rozpacz i desperacja a Kuroń chciał dożywiać bezrobotnych. Moim zdaniem tak wtedy jak i teraz kradną zawodowcy (a co najmniej typy dorabiające sobie w ten sposób).

    * https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/rynek/2201774,1,gospodarka-silnie-hamuje-brak-widokow-na-poprawe-wkrotce-bedziemy-szorowac-po-dnie.read

  67. Myślę, że klimacik małomiasteczkowej przemocy i układzików ejtisów nieźle oddawały np. „Karate po polsku” (1982); w ogóle Buczkowski świetnie grał takich zakapiorów cwaniaczków, czy „Ballada o Januszku” (1986). To nie były rzeczy wymyślone, jak z reguły u Barei.

  68. @sheik.yerbouti
    Na 15 lat skazuje się za zbrodnie, nie za przestępstwa przeciw mieniu.

    Czy mówimy o pojedynczym przestępstwie, czy o fafnastu, popełnionych przez tego samego człowieka?

  69. @shaiek.yerbouti

    „Na 15 lat skazuje się za zbrodnie, nie za przestępstwa przeciw mieniu (taki złodziej musiałby chyba okraść samochód temu konkretnemu sędziemu i to ze dwa razy pod rząd, żeby dostał górę widełek – która i tak daleka jest od nastu lat).”

    „Jak uwierzyć, że złodziej samochodów można dostać więcej niż niejeden morderca? – pyta Rafał Sadło, który od 25 lat siedzi w więzieniu. Zostało mu jeszcze trzy i pół roku, mimo że według polskiego prawa kara łączna za podobne przestępstwa nie może być wyższa niż 20 lat.”

    „Wniosek o połączenie kar trafił do sądu w Starachowicach w 2017 r. Sąd wziął pod uwagę wszystkie wyroki, 12 kar dyscyplinarnych, które dotyczyły pierwszych lat pobytu w więzieniu, 37 wyróżnień i nagród od służby więziennej za dobre zachowanie, pracę w bibliotece, pozytywną opinię z zakładu.

    Wyrok łączny według obowiązującego wtedy prawa nie mógł być dłuższy niż 20 lat. Ale sędzia zdecydował, że ponieważ w momencie gdy Rafał popełniał wszystkie przestępstwa, według prawa maksimum kary łącznej wynosiło 30 lat więzienia (to zmieniło się w 2015 r.), według tych starych zasad należy go sądzić. I skazał go na 28,5 roku pozbawienia wolności. ”

    https://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,35136,26859881,sad-wymierzyl-kare-niemal-30-lat-wiezienia-nie-dla-zabojcy.html

  70. @sheik
    „To ciekawa legenda miejska, musiał ją stworzyć ktoś, kto nigdy nie widział na oczy kodeksu karnego”

    Było kilka amnestii, poza tym sam kodeks się zmieniał.

  71. @rpyzel
    Tam dalej masz również „Pierwszy raz uciekł policji, gdy ta próbowała go zatrzymać. Zaatakował funkcjonariusza. Za ucieczkę i napaść dostał dwa lata. Ale nie przestał próbować. ” (…) „Trzecia ucieczka miała miejsce w 2007 r. Stacja TVN24 podała wtedy informację: „200 policjantów poszukuje pięciu aresztantów, którzy uciekli z Komendy Powiatowej Policji w Skarżysku-Kamiennej”. Do poszukiwań użyto helikoptera.” (…) „Za [dwie kolejne] ucieczki zasądzono mu sześć i pół roku więzienia.” Za same kradzieże dostał w sumie 12,5 roku, no ale to też było wg jego własnych zeznań co najmniej 150 samochodów – czyli zawodowiec i przestępczość zorganizowana (skoro obciążali go świadkowie koronni).
    Oraz – gdyby to był typowy przypadek, to raczej nie pisaliby o nim w gazecie.

  72. @wo
    „Dla naszego pokolenia przemoc była czymś naturalnym, podobnie jak uzależnienia.”

    Może tak, może nie. Dla mnie nie było naturalne, że mogę dostać wpierdol na ulicy lub być spisanym przez milicję za nic. To była opresja, a nie zinternalizowana normalność. Teraz też to nie jest dla mnie normalne, że gdy zwrócę komuś uwagę, że się źle zachowuje to z automatu dostaję w odpowiedzi wyzwiska lub propozycję wpierdolu (rzadko to robię i zdecydowanie nie osobom, które odstraszają swoim wyglądem).

    @Adam
    „Myślę, że klimacik małomiasteczkowej przemocy i układzików ejtisów nieźle oddawały np. „Karate po polsku” (1982)”

    O, to, to. Zawsze mnie przerażały zamknięte (geograficznie, klasowo, społecznie) niewielkie społeczności. Na Kaszubach, gdzie najczęściej jeździłem, zawsze czułem się nieswojo. A w górach to generalnie bałem się o życie. I za PRLu, i teraz. Nie ma nic gorszego niż jednorodne, zamknięte struktury społeczne.

    Ale ja trochę lękowy zawsze byłem, może dlatego nigdy wpierdol nie dostałem (były przepychanki w szkole podstawowej, jednak nigdy z praniem się na serio, ale i tak wiązały się dla mnie z dyskomfortem), ani nikt mnie nie skroił. Jakoś udawało mi się takich sytuacji unikać.

  73. @bartol „Dla mnie nie było naturalne, że mogę dostać wpierdol na ulicy lub być spisanym przez milicję za nic.” „nigdy wpierdol nie dostałem (…) ani nikt mnie nie skroił”
    Czyli dałeś radę przeżyć w miejskiej dżungli! Ale to kwestia indywidualnego nastawienia, bo mimo iż zdarzyło mi się być skrojonym w podstawówce i jeszcze nawet jako student (taki mały rozbój we Lwowie, wprawdzie pod groźbą noża ale w poza tym sprawnie i bez dodatkowej przemocy) – nie widzę u siebie lękowego podejścia i nie boję się np. łazić po nocy np. po bocznych uliczkach Neapolu.

    @”O, to, to. Zawsze mnie przerażały zamknięte (geograficznie, klasowo, społecznie) niewielkie społeczności. Na Kaszubach, gdzie najczęściej jeździłem, zawsze czułem się nieswojo. A w górach to generalnie bałem się o życie. I za PRLu, i teraz. Nie ma nic gorszego niż jednorodne, zamknięte struktury społeczne”
    Czyli odpadają wszelkie wakacyjne destynacje, może poza wyjazdem w jakąś kompletną głuszę, gdzie nie ma nawet małej społeczności.

  74. Sheik słusznie zauważa, że łączeniu podlega ciąg tego samego rodzaju przestępstw rozpatrywany łącznie, ale nadal dziwi uzasadnienie. Stwierdzenie „według tych starych zasad należy go sądzić” stoi w jaskrawej sprzeczności z zasadą lex mitior wyrażoną na samym wstępie w art. 4 kodeksu karnego (którego nikt nie czyta podobnie jak początku konstytucji).

    Kolejna reforma kk znowu zmienia wymierzanie kary łącznej i znowu powiększy się już bardzo bogate orzecznictwo SN o zasadach intertemporalnych. Przy okazji, w Polsce resocjalizacja nie jest celem kary. Nigdy nie zajmowała w kodeksach należnego miejsca, ale teraz wyrzucono jakiekolwiek nawet nawiązanie do resocjalizowania.

  75. @❡
    Obawiam się że to dobrodziejstwo nie zadziałało ponieważ sąd uznał, że dotyczy tylko wymiaru kar a nie ich łączenia (tak, wiem jak to brzmi). Dawno temu, jeszcze na uczelni analizowaliśmy różne niuanse łączenia kar, w tym także te związane ze zmianą ustawy, ale teraz za chińskiego boga nie mogę tego odnaleźć.

    Zaś o resocjalizacji w Polsce to w ogóle szkoda gadać.

    @Artur Król
    Trochę o tym mówi bohater tego reportażu:
    wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,25626669,siedze-za-zabojstwo-wkrotce-koniec-kary-a-ja-boje-sie-wyjsc.html

    Dla niego to przeskok wprost ze świata maluchów i polonezów do świata fejsbuków i smartfonów (i to z pominięciem zwykłych komórek). Fascynujące.

  76. Apropos przestępczości w PRLu vs później.
    Ja pamiętam, że faktycznie kradzieże stały się plagą w 90, ALE też wtedy dopiero masowo zaczęły się pojawiać rzeczy warte kradzenia.

    Natomiast nie wiem, jakimi rocznikami są Ci którzy tutaj wypowiadają swoje obserwacje nt. tego, że na dobre zaczęło się w 90. Ja mam podobne odczucia, ale ja jestem rocznik 81, co oznacza, że w 89 miałem 8 lat. Dzieci są jednak traktowane trochę inaczej – taki pijący piwo robotnik w anegdoty WO rzuci butelką raczej w studenta, niż w kilkuletniego dzieciaka.

    Więc pytanie na ile to jest kwestia sytuacji w kraju, a na ile tego że człowiek staje się „celem” różnych agresywnych działań, ze strony różnych osób w różnym wieku.

  77. O ile kojarzę sprawę p. Sadło (z mediów) to akurat w jego wypadku na moment pisania artykułu z wyborczej nie zapadł wyrok łączny, tym samym kary nie zostały połączone i są odbywane (w dużym uproszczeniu) po kolei.

  78. Jako licealny punk w latach 2009-2012, pamiętam, że bardzo bałem się przemocy. W ogóle było duży sytuacji, że któryś mój znajomy dostał w mordę. To był taki dziwny przejściowy okres gdzie młodzież jeszcze nie wylewała swojej frustracji głównie w internecie i były jeszcze widoczne ofiary transformacji.
    Mam wrażenie, że zaczyna być gorzej jeśli chodzi o przestępczośc.

  79. Moim zdaniem przestępczość „rozbojowa” gwałtownie wyspokojniała w okolicach wejścia do Schengen, przynajmniej w mojej części Warszawy. Jeszcze w 2000 i 2001 roku dwa razy straciłem telefon drogą rozboju w tym raz w biały dzień w miejscu mocno publicznym, a nie byłem już ani licealistą ani studentem tylko gościem pod 30-tkę. Całe to szemrane towarzystwo z mojej okolicy wybyło do UK jak tylko otwarto granice.

    Natomiast z kradzieżami nierozbojowymi to jest w zasadzie constant, kradną samochody, kradną katalizatory (w obu przypadkach robią to „specjaliści”), no a ostatnio zdaje się wszystkie sieci handlowe narzekają że rośnie drastycznie ilość drobnych kradzieży (i tu mamy wpływ niewątpliwy postępującej biedy bo tego już nie było).

  80. > dotyczy tylko wymiaru kar a nie ich łączenia (tak, wiem jak to brzmi).

    Jak Przyłębska, archetyp sędziego polskiego.

    Orzeczenie kary łącznej jest nowym wyrokiem zastępującym poprzednie które tracą moc, a więc jest nowym „wydarzeniem” z punktu widzenia lex mitior, orzeczeniem a nie postanowieniem czy jakąś czynnością administracyjną.

    > za chińskiego boga nie mogę tego odnaleźć

    Jest taka książeczka KSSIP na 160 stron. Jednak bez szablonów kopiuj wklej. Bo podstawowym problemem jest że sądy w Polsce nie są zdolne do przeprowadzania rozumowań, nie umieją pisać uzasadnień i boją się tego więc wszelkie wywody na argumenty to przed SN. Przed którym najważniejzym problemem prawnym w kierowanych pytaniach okazuje się kwestia dat popełnionych przestępstw w dacie obowiązywania danych przepisów, bo polski sąd ma kognicję co najwyżej sekretariatu.

  81. @zefir
    „ALE też wtedy dopiero masowo zaczęły się pojawiać rzeczy warte kradzenia.”

    Zawsze są rzeczy warte kradzenia, bo im większa powszechna bieda, tym większy ekonomiczny sens kradzieży waciaka.

  82. @przemoc w latach 90.

    Zaczynałem szkołę poza Polską. Potem Warszawa to był szok. W podstawówce przemoc niemal codzienna, a część kolegów z klasy była regularnie bita przez rodziny. O dziwo, wspominam te lata nawet nieźle, bo okazało się, że nieźle się bronię i generalnie zostawiano mnie w spokoju.

    Potem tzw. liceum romanistyczne imm Awala. Regularne prześladowania ludzi o innych poglądach (i orientacji), w zasadzie przez całe 4 lata. Na terenie szkoły grożono mi np. nożem. Bezpośredniej przemocy mniej niż w podstawówce, ale ona zawsze była gdzieś z tyłu głowy. Może to urok publicznej szkoły: moi znajomi chodzili na Bednarską i, o ile wiem, nie mają takich wspomnień.

    No i miasto. Wielokrotnie próbowano mnie skroić, najczęściej w Śródmieściu, czasem z użyciem noża. Kolega z klasy z długimi włosami w różne miejsca nie chodził sam. Fatalnie wspominam miasto z tych lat, bałem się opuszczać parę znanych tras.

    A co do tezy, że w latach 90. pojawiły się atrakcyjne rzeczy do kradzieży i stąd jej wzrost: doświadczenia działkowiczów z mazowieckiego mówią coś innego. Kradziono wszystko: rozpadające się narzędzia na złom, stare talerze, krzesła. Raz wyrwano nam ciągnikiem (?) kawał ściany by ukraść starą pompę z piwnicy. Skończyło się to jakieś 20 lat temu.

  83. @HT
    No na działkach jeśli nie ma ochrony (a rzadko realnie jest, nawet jeśli wiszą tabliczki) to nadal kradną wszystko co się da. Złomiarze/menele ukradną wszystko byle tylko im starczyło na jabola i korzystają z tego że ogródki są praktycznie nie do upilnowania. Ale oni kradną tylko tam gdzie są pewni że ujdzie im to na sucho.

  84. @zefir
    Jestem w podobnym wieku, więc o przestępczości w PRL się nie wypowiem (w dodatku wychowywałem się na wsi). Pamiętam jednak powszechne narzekania dorosłych że po 89, zrobiło się bardzo niebezpiecznie.
    Do liceum w większym mieście poszedłem pod koniec lat 90 i akurat jakiegoś szczególnego gnojenia w szkole nie pamiętam (nawet jednego przypadku bójki nie mogę sobie przypomnieć). Na mieście krojenie zdarzało się często, w dodatku okolice szkoły były bardzo nieciekawe. Można też było oberwać całkiem bezinteresownie, było takich paru tru punków (jak się określali), którzy szczególnie nie lubili licealistów. No i regularnie było się zaczepianym w sprawie okazyjnego kupna radia czy innego drobiazgu. Ostatni raz napadnięto mnie w Poznaniu, ok. 2008 roku. W połowie następnej dekady mieszkałem i swobodnie chodziłem nocami po Jeżycach, które niedługo wcześniej były raczej niebezpieczne.

    @❡
    Niestety to prawda, w sprawach cywilnych nie jest dużo lepiej.

  85. @Adam
    „klimacik małomiasteczkowej przemocy i układzików ejtisów”

    Tak mi się jeszcze przypomniało. Ostatnio przeczytałem „Witamy w Unterleuten!” Juli Zeh. Bardzo ładnie opisała takie małomiasteczkowo-wiejskie układziki trwające do teraz i jak się zmodyfikowały po transformacji. Co prawda to NRD, ale klimaty sądzę, że generalnie podobne. Np. telefon z posterunku do miejscowego bonza, że ktoś coś zgłosił, musieli zareagować, więc jadą i bedą za 1,5 godziny. Ten „ktoś” i „coś zgłosił” to oczywiście dokładnie kto i co.

    @sheik
    „Czyli odpadają wszelkie wakacyjne destynacje, może poza wyjazdem w jakąś kompletną głuszę, gdzie nie ma nawet małej społeczności.”

    Bynajmniej. Czym innym jest nieatrakcyjna polska wieś, gdzie rzadko ktoś obcy bywa dłużej niż przelotem, a czymś innym wieś na końcu asfaltowej drogi na Teneryfie, gdzie bywają turyści, bo jest parę chałup do wynajęcia i kilka fajnych, choć zdecydowanie niełatwych szlaków turystycznych, więc obcy kręcący się po okolicy nikogo nie dziwi. Zresztą w tej wsi mieszkałem kilka razy w domu przez ścianę z lokalnym malutkim sklepikiem i siestowym barem, więc miałem oko na lokalny folklor. Żadnych hardkorów.

    Co do Kaszub i gór muszę jednak zweryfikować swoje stanowisko. Jednak chodziło o czasy PRLu. Po przemianach zmieniło się powoli na lepsze. Ale to też jest pewnie związane z rosnącą mobilnością społeczną, więc jednorodnych społeczności jest coraz mniej.

  86. @ejtisy, najntisy i przestępczość

    Tak, ja również pamiętam późny PRL jako okres względnie bezpieczny (przynajmniej w stosunku do następnej dekady). Owszem, były włamania (komuś tam ukradli rower z piwnicy, komuś akumulator z garażu), w szkołach zdarzały się bójki, można było dostać butelką w łeb od żula (lub pałą od milicjanta), ale brutalna przestępczość eksplodowała na początku „bandyckich” lat ’90, co moim zdaniem miało związek nie tylko z przemianami ustrojowymi, ale też z zalewem ulic narkotykami, do których w PRL-u dostęp był jednak mocno utrudniony – pamiętam, jak na mieście nagle zaroiło się od ziomków uzależnionych od amfetaminy, od których po ryju można było dostać już nie tylko w krzakach, ale w biały dzień na środku ulicy. Zaroiło się również od nakoksowanych dresów, sprzedających te prochy właściwie w biały dzień. Na rozwój przestępczości zorganizowanej wpłynął też zalew broni, wyprzedawanej z koszar przez wycofujące się wojska radzieckie (stąd strzelaniny na ulicach) – w PRL-u jednak nie można było sobie kupić kałacha na bazarze. Dla mnie ikoną takiego typowego gangusa z lat ’90 był Dario ze „Ślepnąc od Świateł” – owszem, akcja książki i serialu toczy się kilka lat temu, ale to właśnie ten typ. Czasem lubię sobie włączyć archiwalne odcinki programu „997”, który jako małolat oglądałem namiętnie (serio, ten program był lepszy niż horrory z wypożyczalni!).

    Ma może ktoś zestawienie Homicide Rate (liczba osób zamordowanych na 100 tys. obywateli rocznie) dla PRL-u i Polski czasów późniejszych? Zdaje się, że szczyt przypadał na połowę lat ’90.

  87. @ejtisy, najntisy i przestępczość

    Przypomniała mi się pewna anegdota. Na moim osiedlu (Żoliborz/Bielany) była trójka braci, znanych wszystkim kryminalistów. Jeden z nich został złapany na rozboju gdzieś na koniec ejtisów, dostał parę lat więc wyszedł na początku najntisów.
    I miał pewne problemy z dostosowaniem się do nowej rzeczywistości głównie z powodu innego zachowania policji. Jak szedł do mamra to była jeszcze milicja a jak wyszedł to już była policja. Mówiąca do niego per „pan” co niezmiernie go dziwiło.

    Kiedyś po pijaku został zawinięty na komendę gdzie przespał noc i został nad ranem wypuszczony. Miał z tym problem, bo parę razy wracał na komendę z pytaniem „czy to wszystko?”. Milicja zwykle go okładała pałami „na dołku” a policja tego już nie chciała robić.
    Legenda osiedlowa mówi, że jak trzeci raz się wrócił na komendę z pytaniem „czy to wszystko?” to wzięli go „na dołek” i potraktowali pałami. Co było uznane przez niego za dopełnienie się rytuału.

    Najtisty zostawiły w ludziach odruchowe zachowania jak trzymanie torby przy sobie tak, aby nikt w niej nie mógł grzebać czy rozglądanie się na ulicy w celu oceny zagrożenia. Dla mnie oczywistą sprawą jest np. nie zostawianie torby z zakupami czy plecaka na siedzeniu samochodu zaparkowanego na miejscu publicznym. Mimo tego, że szansa kradzież obecnie jest minimalna.

  88. @wo
    „Zawsze są rzeczy warte kradzenia, bo im większa powszechna bieda, tym większy ekonomiczny sens kradzieży waciaka”

    To ma chyba związek nie tyle z biedą samą w sobie, co z nierównościami (mówiąc w skrócie: w biednym Bangladeszu przestępczość jest dużo niższa niż w bogatszej RPA). Były gdzieś badania, pokazujące silną korelację Wskaźnika Giniego z przestępczością. W PRL wszyscy mieli (mniej więcej) tyle samo, więc – mówiąc półżartem – można było co najwyżej ukraść sąsiadowi kiszone ogórki z piwnicy. W najntisach to już się zmieniło: jeden jeździł syrenką, a drugi beemką. Kiedy Kowalski ma w portfelu nie 5 złotych a 500 dolarów, wtedy wyskoczenie z kosą celem skrojenia takiego delikwenta zaczyna się opłacać (ryzyko jest to samo, ale stawka większa) – ten nagły wysyp agencji orchroniarskich w najntisach to nie przypadek.

    A ta beznadzieja, która wyziera z piosenek „Lombardu”, ma chyba związek ze stanem wojennym i ogólną depresją lat ’80, kiedy to, poprzez spacyfikowanie „Solidarności”, społeczeństwu obywatelskiemu przetrącono kręgosłup.

  89. „Ja pamiętam, że faktycznie kradzieże stały się plagą w 90, ALE też wtedy dopiero masowo zaczęły się pojawiać rzeczy warte kradzenia.”

    Moim rodzicom w PRL-u ukradziono trzy rowery. „Złodzieje rowerów”, mówi to coś panu.

  90. szkoda że są tu sami chłopcy, więc nikt nie wspomina o przemocy seksualnej

  91. @drobna przestępczość za PRL

    Pewnym wyznacznikiem poziomu przestępczości za PRL-u są codzienne przyzwyczajenia ludzi, którzy w tym PRL-u żyli już jako dorośli, czy dzisiejszego pokolenia 60+. Otóż konia z rzędem temu, kto wśród obecnych sześćdziesięciolatków znajdzie kogoś, kto nie zamyka drzwi do biura na klucz, gdy na 5 minut wychodzi do kibla, albo nie opróżnia auta z dokładnie wszystkiego, z czego daje się je opróżnić, gdy zostawia je na leśnym parkingu i idzie na niedzielną wycieczkę, albo nie pakuje się na wakacje w nocy i w tajemnicy, żeby przypadkiem nikt niepowołany nie zobaczył, że mieszkanie będzie przez tydzień stało puste itd. To wszystko były peerelowskie „basic survival skills”, które coś chyba jednak mówią o poziomie bezpieczeństwa w tamtych czasach…

    Najntisy to dalej był ten sam syf, bieda, wandalizm, przemoc i upierdliwa codzienna przestępczość — nie uważam, żeby coś się tu drastycznie pogorszyło, mam raczej wrażenie, że po prostu wtedy część komcionautów porzuciła sielskie dzieciństwo, weszła w dorosłóść i zdała sobie sprawę z tego, w jakich realiach żyje.

    Natomiast od +/- wejścia do EU poziom bezpieczeństwa zaczął się zauważalnie poprawiać, co można wyczytać i w statystykach, i w dowodach anegdotycznych: na przykład ja przez ostatnie 20 lat nie padłem ofiarą rabunku ani rozboju.

  92. „To wszystko były peerelowskie „basic survival skills”, które coś chyba jednak mówią o poziomie bezpieczeństwa w tamtych czasach…”

    moja anegdata tego nie potwierdza

  93. @Pawel Gladki
    „Otóż konia z rzędem temu, kto wśród obecnych sześćdziesięciolatków znajdzie kogoś, kto nie zamyka drzwi do biura na klucz, gdy na 5 minut wychodzi do kibla, albo nie opróżnia auta z dokładnie wszystkiego, z czego daje się je opróżnić, gdy zostawia je na leśnym parkingu i idzie na niedzielną wycieczkę, albo nie pakuje się na wakacje w nocy i w tajemnicy, żeby przypadkiem nikt niepowołany nie zobaczył, że mieszkanie będzie przez tydzień stało puste itd.”
    Konia z rzędem poproszę.

  94. @terpa
    „Kombi powinienem hejtować bez większych skrupułów.
    Niestety, w „tyle głowy” miałem coś, co widziałem podczas jakiegoś z koncertów.
    Sławek Łosowski (ten „łysy od klawiszy”) używał mojego ukochanego C-64 jako automatu perkusyjnego.
    Z jednej strony hejcik za bezpretensjonalny pop. Ale z drugiej strony „stary, oni używają C-64 jako perkusji!”.”
    Serdecznie zatem polecam niesamowity projekt Roberta Henke, w którym autor zaprzągł do pracy 5 sztuk odrestaurowanych Commodore CBM 8032 i stworzył audiowizualny majstersztyk. Koncert wart każdych pieniędzy, warto zapolować.
    https://roberthenke.com/concerts/cbm8032av.html

  95. @Pawel Gladki „albo nie opróżnia auta z dokładnie wszystkiego, z czego daje się je opróżnić, gdy zostawia je na leśnym parkingu i idzie na niedzielną wycieczkę (…) basic survival skills”
    Po pierwsze to również znam takich ludzi, więc będziesz potrzebował więcej koni i rzędów. Po drugie jednym ze wspomnień Fran Leibowitz z PRL, sorry, z NYC początku lat 70. było włamanie do jej samochodu (wybita szyba) bo parkując zostawiła na desce jabłko. Policjant ją wręcz zrugał, że czemu się dziwi, przecież zostawiła je na widoku!

    @mnf „mówiąc w skrócie: w biednym Bangladeszu przestępczość jest dużo niższa niż w bogatszej RPA”
    Poza nierównościami i sporą ilością broni wśród ludzi w RPA (podczas gdy w Bangladeszu niemal nikt jej nie ma) jest jeszcze i taki szczegół, że stopa bezrobocia za 2021 to w Bangladeszu 5.23% natomiast w RPA, uwaga, 33.56%.
    No i coś musi być głęboko nieteges ze społeczeństwem, które ma najwyższy na świecie wskaźnik gwałtów na milion mieszkańców (tylko tych zgłaszanych jest ok. 50’000 rocznie).

  96. @Michał
    „Moim rodzicom w PRL-u ukradziono trzy rowery. „Złodzieje rowerów”, mówi to coś panu.”

    Za PRL plagą było też okradanie domków letniskowych. I trwało to gdzieś do wejścia do UE. Może potem złodzieje pojechali kraść za granicę.

  97. Apartheidu pilnowały psy policyjne specjalnej rasy do zagryzania ludzi, co niby było wiele dekad temu, ale RPA to niby przykład na coś podany w kontekście długiego trwania i brutalizacji PRL.

    > opróżnia auta z dokładnie wszystkiego, z czego daje się je opróżnić

    Chciałbym żeby tak było. W mojej rodzinie występuje odwrotny problem: skończyło się już miejsce na zbieractwo we wszelkich przestrzeniach, czaem pod sufit, więc samochód robi za garaż zamiast odwrotnie (opony na tylnych siedzeniach, słoiki z przetworami w bagażniku).

  98. „albo nie opróżnia auta z dokładnie wszystkiego, z czego daje się je opróżnić, gdy zostawia je na leśnym parkingu i idzie na niedzielną wycieczkę”

    Nawet stając po Biedrą/Lidlem gdzie zwykle niejedna kamera patrzy na parking wrzucę plecak do bagażnika.

    „Policjant ją wręcz zrugał, że czemu się dziwi, przecież zostawiła je na widoku!”

    W paru całkiem cywilizowanych turystycznie miejscach na parkingach widziałem tabliczki, gdzie lokalne władze/policja przypominały, żeby nie zostawać w samochodach kamer, aparatów.

  99. @rpyzel
    Przyznam się do jeszcze jednej, lekko żenujacej – kiedy wracamy z lotniska pociągiem, każę całej rodzinie zrywać lotnicze metki z bagażu.

  100. @”sami chłopcy, więc nikt nie wspomina o przemocy seksualnej”

    O, przepraszam:
    „dawali po mordzie, kradli z rozbojem, chamsko molestowali dziewczyny na dyskotekach” [14 lutego 2023 o 11:48]

    Była też w latach 70/80 powszechna taka przemoc wpół rodzinna, wpół seksualna: bicie żon po twarzy jako argument w dyskusji i potwierdzenie ról płciowych. Były na to ewangeliczne mądrości typu: „Dobry mąż = w dzień pasem, w nocy kutasem”. To tradycja wciąż żywa tu i ówdzie, ale już nie tak trendująca.

  101. @rapyzel
    „W paru całkiem cywilizowanych turystycznie miejscach na parkingach widziałem tabliczki, gdzie lokalne władze/policja przypominały, żeby nie zostawać w samochodach kamer, aparatów.”

    Na Kanarach widziałem niejeden samochód w wybitym oknem. W miejscach turystycznych to plaga, kolesie jeżdżą skuterami po parkingach (najchętniej oczywiście tych bardziej dzikich), zaglądają, wywalają okna, zabierają co się da i znikają. Trzeba wszystko zabierać. Zastanawiam się czy może w związku z tym w samochodach z wypożyczalni nie ma półek zasłaniających bagażnik, żeby było widać, że nic tam nie ma. Ale nie pytałem o przyczynę i już nie pamiętam czy to dotyczyło wszystkich samochodów jakimi tam jeździłem.

    @ergonauta
    „chamsko molestowali dziewczyny na dyskotekach”

    No i podejście do ofiar gwałtów było karygodne, a stygmatyzacja ofiar była na porządku dziennym, w tym systemowa (zarówno państwowa jak i kościelna). Teraz wcale nie jest niestety dużo lepiej, ale jednak się trochę zmieniło.

  102. @bartol
    „Na Kanarach widziałem niejeden samochód w wybitym oknem. W miejscach turystycznych to plaga, kolesie jeżdżą skuterami po parkingach (najchętniej oczywiście tych bardziej dzikich), zaglądają, wywalają okna, zabierają co się da i znikają. Trzeba wszystko zabierać.”

    Tak samoż w Grecji, jeszcze Grecy bezczelnie twierdzą że to wszystko wina uchodźców a oni sami niewinni jako te dziewice.

    Swego czasu ze znajomymi mieliśmy małą dyskusję „pros and cons” Grecja vs Turcja i to był jeden z ważniejszych argumentów za Turcją. Tam nie kradną a jeżeli już, to kradną inni turyści.

  103. Ale może umówmy się, że jest jednak pewna różnica między wyspecjalizowanymi gangami kieszonkowców/złodziei kradnących kamery i laptopy z parkingów w miejscowościach turystycznych, a dżentelmenami włamującymi mi się średnio 4 razy w roku do malucha zaparkowanego pod blokiem…? Szczytowe osiągnięcie to była kradzież dziurawego koła zapasowego, gdy już żywcem nic innego nie było do ukradzenia. A, nie, czekaj, teraz jak o tym myślę, to jednak mistrzostwem było zwędzenie z ogrodu dziurawych gaci roboczych, które powiesiłem do wyschnięcia po malowaniu domu… To jest właśnie ta przestępczość, która za PRL-u była POWSZECHNA i zanikła dopiero na początku lat dwutysięcznych. I jednak będę się upierał, że przeżycie wymuszało wówczas wykształcenie zestawu nawyków ostrożności, które dziś wydają się jeśli nie paranoiczne, to przynajmniej przesadzone

  104. @rpyzel
    „W paru całkiem cywilizowanych turystycznie miejscach na parkingach widziałem tabliczki, gdzie lokalne władze/policja przypominały, żeby nie zostawać w samochodach kamer, aparatów.” Co jest generalnie słusznym zaleceniem i nie wzbudza kontrowersji. Natomiast wzbudza uzasadnione kontrowersje stwierdzenie „ubiera się wyzywająco/nosi krótką spódniczkę więc nic dziwnego, że ją zaczepiali/zgwałcili”. Bo nie jest normalne podejście „sama tego chciała, było nie nosić kiecki z dekoltem”. Nie mamy przypomnień lokalnych władz/policji „w tej okolicy nie noś kiecki z dekoltem”. Czy jednak gdzieś u podstawy nie leży założenie, że lepiej nie prowokować, bo to może się źle skończyć, niezależnie od przysługujących nam praw?

  105. Nie leży, chyba że ktoś wyznaje teorię prawa jak religijną abstrakcję. Kiedyś za kradzież groziło okaleczenie i śmierć, więzienia zapełniali dłużnicy, a zabicie kobiety do więzienia można było trafić co najwyżej za niezapłacenie zasądzonej z tego tytułu grzywny (na rzecz pana za utraconą produktywność). To wywodzono z abstrakcji w jakich lubuje się konserwatywna teoria prawa. Już w jednym z pierwszych nowożytnych traktatów karnistycznych Beccaria (anonimowo) pietnował „nieufność wobec rozumu” tego typu wywodów. Jednocześnie jego odpowiedzią na przemoc był powszechny dostęp do broni, był inspiracją piszących konstytucję USA.

  106. ^^ btw, w ramach jednego z flejmów o „odrębności” rosyjskiej kultury od europejskich wartości ktoś podrzucił współczesną rosyjską popową piosenkę, w treści trochę podobną do Magdy K (ale tylko na tyle że mi się skojarzyło), w której pomiot liryczny siedzący w pace wylewa swoje żale do „dziewociek” że to one go prowokują a potem on idzie siedzieć za gwałt. I jak to on ich nienawidzi za to. Podobno w runecie piosenka uchodzi za romantyczną o miłości i biedny mołodiec co on poradzi że te baby takie. Jak ktoś kojarzy, bo ja nie, to możnaby wrzucić linka.

  107. @ przestępczość w PRL-u i po

    Jeszcze moje 3 gr. W czasie, gdy Ostrowska śpiewała „Szklaną pogodę” nie miałem wrażenia, że jest jakoś szczególnie niebezpiecznie i że przestępczość kwitnie. Po prostu „było normalnie”. Wiadomo, w nocy na pustej ulicy, czy to w Katowicach, gdzie studiowałem, czy w moim rodzinnym trzydziestoparotysięcznym mieście leżącym ponad 100 km na zachód od Katowic, przeżywało się pewien dreszczyk emocji, ale horror to nie był. Jeśli chodzi o codzienną przemoc, najgorzej wspominam 5 i 6 klasę podstawówki za wczesnego Gierka – jako słabowity chudzielec, byłem idealną ofiarą dla co bardziej agresywnych „kolegów” ze szkoły.

    Subiektywne WRAŻENIE zagrożenia przestępczością pojawiło się w latach dziewięćdziesiątych. Obiektywnie chyba też zrobiło się gorzej. Delikatnie mówiąc, okres transformacji nie sprzyjał sprawności organów państwa, za to sprzyjał gwałtownemu rozwojowi brutalnej przestępczości, a przestępcy zaczęli na dużą skalę używać broni palnej. Z racji powiązań rodzinnych wiem, że TYPOWY peerelowski milicjant wprawdzie miał na wyposażeniu jakiś pistolet, ale był to dla niego nieużywany w praktyce rekwizyt. Niezwykle rzadko wyciągał go z kabury, a jeśli przy jakiejś niećwiczebnej okazji wprowadził nabój do lufy, pisał o tym raport (tak nadzwyczajne to było wydarzenie). Po 1990 r. to się zmieniło. Pojawili się przestępcy, których gliniarz musiał się bać. A wcześniej to jednak typowy złodziej, a nawet bandzior, bał się typowego gliny i raczej schodził mu z drogi. Potem zrobiło się mocno niepewnie. Niezbyt wielu było chętnych do nadstawiania karku za dość marną w gruncie rzeczy gratyfikację. Że o tych, którzy zblatowali się z mniejszymi lub większymi bandytami nie wspomnę.

    A dla subiektywnego wrażenia, ważne też było to, jak i ile o popełnianych przestępstwach mówiły media. W PRL-u siłą rzeczy raczej nie eksponowały zagrożeń, w III RP – przeciwnie.

  108. @ergonauta
    Przepraszam, ale trzeba być idiotą żeby uważać, że to jest punkt widzenia podmiotu lirycznego (czy autora). To są słowa lokalsa, cytowane z ewidentnym dystansem. Pan chyba na polskim miał kiepskie oceny z analizy wiersza.

  109. @Korba
    Z racji powiązań rodzinnych wiem, że TYPOWY peerelowski milicjant wprawdzie miał na wyposażeniu jakiś pistolet, ale był to dla niego nieużywany w praktyce rekwizyt

    W środkowym i późnym PRLu milicja była wyposażona w pistolety P-64, które najlepiej nadawały się właśnie na rekwizyt.

  110. @wo
    Tak, to są „zacytowane” słowa lokalsa, pokazujące powszechne wśród lokalsów (przynajmniej według autora/podmiotu lirycznego) podejście do ofiar gwałtów. Też od razu mi przyszedł do głowy ten kawałek, gdy czytałem post gdzieś wyżej. So what’s the point?

    Notabene Mogielnicki najpierw zaproponował ten tekst Januszowi Krukowi, ale do 2+1 on nie pasował. Zgarnął go Hołdys i utwór stał się kamieniem węgielnym Perfectu.

    Wracając zaś do egzegezy piosenki Lombardu: też nie pamiętam szczególnego zagrożenia ani z lat 70., ani 80, gdy byłem dzieckiem, a potem nastolatkiem. To były jeszcze czasy, gdy nie zamykało się drzwi na zamek ani u mnie na warszawskim Mokotowie, ani tym bardziej u rodziny na wsi. Z kolei byłem zbyt młody, by potrzebować się obawiać milicji. W szkole podstawowej różnie bywało, ale nie było stałej, ukierunkowanej przemocy. Czy kradziono – nie wiem, nie miałem niczego do ukradzenia. Aczkolwiek było w okolicy parę „klanów” (w sensie czysto rodzinnym) mniej lub bardziej przestępczych. W liceum, akurat w czasie zmiany ustroju, w ogóle żadnej przemocy nie zaobserwowałem. Ale na ulicach zaczynało być już mniej bezpiecznie – to w latach 90. ze dwa razy musiałem oddać zegarek, upowszechniły się domofony. Paru rówieśników z mojej podstawówki zajęło się działalnością budzącą wszelkie podejrzenia, to i owo zaczęło się słyszeć. I zamykać drzwi.

    Natomiast inna rzecz, czy podobnie w latach 70. i 80. było na blokowiskach – może tam kradli bardziej? Możliwe jednak, że tekst „Szklanej pogody” nie był aż tak dosłownym oddaniem rzeczywistości, tylko nieco ogólniejszą impresją Marka Dutkiewicza na temat ogólnej beznadziei stanowojennej. Odnajdźcie sobie na GSV bloki na Reymonta 21 i Andersena 2 – dwie stojące równolegle potężne szafy gdańskie, a raczej bielańskie. W jednym z nich mieszkał wtedy Dutkiewicz i napisał tekst, patrząc na ścianę blasku telewizorów w drugim. Przy czym ta część Wawrzyszewa nie miała specjalnie złej opinii, a już na pewno lepszą, niż pobliskie Wrzeciono. Tuż obok Dutkiewicza mieszkali też Kukulscy-Szmeterlingowie-Jantarowie, to nie mogła być jakaś mordownia 😉

  111. @Bastian
    Notkę i komentarze czytam z wielkim zainteresowaniem, bo ja ten kawałek odbieram inaczej niż wo. Dla mnie to rzecz właśnie o życiu w blokowisku, w depresyjnym antourage lat 80. Szklana pogoda wizualizuje mi się jako jesienna szarówa między szarymi blokami. Nikogo wokół, jedyny w miarę żywy kolor to ta niebieskawa poświata z kineskopów w oknach (z dzieciństwa pamiętam ten efekt naszego Neptuna). A te fragmenty o kłódkach i pacierzach jako stosunki sąsiedzkie aka społeczne. A całość to oczywiście ogólna alegoria Polski lat ’80, ale taka bardziej o ogólnym przygnębieniu niż strachu.

    @pewuc „kiecka w milicyjnym odcieniu”
    A to nie jest po prostu popularny krój bluzki z epoki? Pamiętam jeszcze z przełomu 80/90 ten charakterystyczny wiszący kołnierz – wie ktoś jak to się fachowo nazywa? Rzeczywiście, często były takie jasno niebieskie.

  112. @Bastian
    Przepraszam, ale zapomniałem o tych blokach na Andersena. Dość regularnie widuję je na żywo, i jakkolwiek – estetycznie patrząc – trafia do mnie ta ich geometryczna forma i pomysł na rozmieszczenie, to mieszkanie w nich rzeczywiście może mieć wpływ na psychikę. Zwłaszcza jeżeli dodać tę przestrzeń między nimi.

  113. @ wo
    Nie bardzo rozumiem atak na ergonautę. Z jego wpisu wcale nie wynika, że twierdzi, iż to Mogielnicki, Hołdys czy podmiot liryczny ma taki pogląd na gwałt i zachowanie ofiar. Ten utwór narzuca się każdemu po czterdziestce, kiedy pojawia się ten temat. Cytat jest w cudzysłowie i podany jest link do ciekawej zresztą historii powstania tekstu. A my tu (chyba) nie jesteśmy idiotami…

  114. @Gammon No.82
    P64 to była armata kaliber 9mm a nie rekwizyt. Jako dziecko trafiałem nim z 50m w głowę.

  115. @notka i pytanie ankietowe

    Dorastałem w ejtisach na blokowisku z (miejscami nieszczelnie spasowanej) wielkiej płyty (nie w Warszawie). Muszę powiedzieć, że strach przed przemocą nocą i przed przemocą za dnia to nie była moja emocja. W śródmieściu można było niekiedy spotkać jakiegoś zapalczywego jegomościa zmęczonego przebiegiem wieczoru w jednym z (trzech) ekskluzywnych dansingów, bardziej zapalczywego (ale zwykle i bardziej zmęczonego) świeżo upieczonego rezerwistę wracającego trzeci tydzień do cywila (dlaczego akurat przez nasze miasto? tego prawdopodobnie nie wiedział nawet on sam) albo znudzonych milicajów z tendencjami do tymczasowego odegnania nudy przetrzepaniem chlebaka młodemu. A u siebie na osiedlu byłem, no cóż, u siebie. (Kluczowe dwa pytania, co prawda nie z mojego osiedla, ale z sąsiedniego, zbudowanego wcześniej i o bardziej ugruntowanym obyczaju: 1. „Znasz Koczisa?” 2. „A Koczis cię zna?”).

    Na pewno było w tym coś z internalizacji przemocy, o której wspominał Gospodarz, np., jak teraz o tym pomyślę, nie rozpatrywałem terenów przyległego miasta (formalnie jednej z dzielnic naszego, ale mentalnie i pod niektórymi innymi względami – odrębnego organizmu) pod kątem wieczornych przechadzek. Ale nie myślałem o tym ze strachem, raczej jak o naturalnym porządku rzeczy: po prostu tam u siebie był kto inny.

    Warszawa to była wtenczas jednak trochę inna planeta. Mieli tam schody ruchome, gofry z sosem pieczarkowym i – kto wie? – może nawet strach nocą, strach za dnia, od którego odgradzali się trzema kłódkami.

  116. Z tym że Lombard był zdaje się z Poznania. Choć jak rozumiem autor tego tekstu z Wawrzyszewa. Jak było na Wawrzyszewie w tym czasie można zobaczyć w filmie „Filip z konopi”, dają go czasem w telewizji. W tych samych blokach kręcone. I faktycznie, jest tam scena jak ludzie demontują rano po parenaście blokad z każdego malucha czy syrenki. Może tam faktycznie wtedy bardzo kradli. Ale to nie byla reguła dla wszystkich blokowisk, raczej wyjątek.

  117. @Zenobiusz Mokronos
    P64 to była armata kaliber 9mm a nie rekwizyt.

    Gdyby armata miała 900 mm kalibru, nadal pozostawałaby rekwizytem.

    Jako dziecko trafiałem nim z 50m w głowę.

    No skoro tak, to gratulacje.

  118. @mbied
    „(Kluczowe dwa pytania, co prawda nie z mojego osiedla, ale z sąsiedniego, zbudowanego wcześniej i o bardziej ugruntowanym obyczaju: 1. „Znasz Koczisa?” 2. „A Koczis cię zna?”).”

    Ciekawe! W okolicach zbliżonych do tego bloku z „Filipa z Konopii” – mieszkałem bardzo blisko i pewne moje szlaki komunikacyjne przebiegały wzdłuż – to krążyło w wersji: „Znasz Łysego?” „Nie!” [BUM] „Znasz Łysego?” „Tak!” „Łysy, znasz go?” „Nie!” [BUM].

    No ale to takie niewinne, każualowe, rozrywkowe, nie było się czego bać.

  119. @wn
    ” Ten utwór narzuca się każdemu po czterdziestce, kiedy pojawia się ten temat.”

    Ale rosyjski przykład jest ewidentnie aprobatywny – a ten nie jest.

  120. @Paweł
    „A, nie, czekaj, teraz jak o tym myślę, to jednak mistrzostwem było zwędzenie z ogrodu dziurawych gaci roboczych, które powiesiłem do wyschnięcia po malowaniu domu… To jest właśnie ta przestępczość, która za PRL-u była POWSZECHNA i zanikła dopiero na początku lat dwutysięcznych.”

    W pierwszych latach XXI wieku mój kolega kończył chałupę i robił ogród. Na osiedlu w mieście, żadne tam zadupie. Jak mu ogrodnik powiedział, że krzewy i drzewka trzeba pod ziemią przymocować łańcuchem do zakopanego betonowego bloku to go wyśmiał i powiedział, że nie będzie się wygłupiał. Następnego dnia nie miał w ogrodzie ani jednego drzewka i krzewu.

    @wo
    „Ale rosyjski przykład jest ewidentnie aprobatywny – a ten nie jest.”

    Ale przecież chyba nikt tu nie twierdzi, że jest. Ergonauta przytoczył go jako popkulturowe zobrazowanie (jest na to jakieś ładniejsze określenie?) traktowania ofiar gwałtów za PRLu (niestety ono ciągle jest aktualne w dużym stopniu). Przynajmniej ja tak to odebrałem.

  121. @WO
    Przepraszam, ale trzeba być idiotą żeby uważać, że ktoś uważa, że to jest punkt widzenia podmiotu lirycznego (czy autora).

    Toż wyżej stoi jak byk: „podejście do ofiar gwałtów”. O społecznym podejściu do ofiar gwałtów jest to piosenka. Tłumaczę wprost, jak pastuch krowie na rowie, bo nie chce mi się wyzłośliwiać, z czym miał pan kłopoty w szkole.

  122. @ergonauta
    ” O społecznym podejściu do ofiar gwałtów jest to piosenka. ”

    Ale ponieważ to jest piosenka pop, to autor i wykonawca liczy raczej na to, że masowy odbiorca spojrzy na to tak oni, a nie tak jak wyklinana tu społeczność. Należy to raczej odczytywać jako popularne w PRL-owskiej popkulturze demonizowanie małych miasteczek (Mycisk, Grążli). Por. „Zabawa w stylu folk” chyba tego samego tekściarza.

  123. „Ciekawe! W okolicach zbliżonych do tego bloku z „Filipa z Konopii” – mieszkałem bardzo blisko i pewne moje szlaki komunikacyjne przebiegały wzdłuż – to krążyło w wersji: „Znasz Łysego?” „Nie!” [BUM] „Znasz Łysego?” „Tak!” „Łysy, znasz go?” „Nie!” [BUM].
    No ale to takie niewinne, każualowe, rozrywkowe, nie było się czego bać.”
    Nikt tak nie twierdził.
    A tym, że różni się od
    „Baliśmy się nocy. Baliśmy się dnia. Baliśmy się wyjścia z mieszkania, baliśmy się pozostawania w mieszkaniu.”
    Rozumiem, że masz takie wspomnienia o wspomnieniach. Jak widać po komentarzac,h to było za daleko idące uogólnienie. Może liczba pojedyncza by tu bardziej pasowała?

  124. @wo
    „Ale rosyjski przykład jest ewidentnie aprobatywny – a ten nie jest.”

    Rosyjski przykład pojawił się dopiero pod spodem i to nie ergonauta go przywoływał, więc chyba nie ma sensu zakładać, że ergonauta nie rozumie takich różnic, zwłaszcza sugerując się zamieszczonym przez niego linkiem. Chyba tu jakieś ksywkowe zamieszanie powstało i niezrozumienie intencji. Jedna osoba na „e” o tym, druga o „odrobinę” czymś innym, choć wątek ten sam.

    W naszej popkulturze nie wypadało podzielać pewnego okropnego podejścia, a wypadało wzbudzać refleksję z punktu widzenia podmiotu lirycznego/obserwatora, a w tej obecnej rosyjskiej jest rzekomo ciut inaczej – tzn. ja tak odebrałem post embercadero przynajmniej. Nie że od razu zgadzam się, iż tak jest wszędzie i na sto procent. U nas też pewnie znajdą się hiphopolo szmiry o suczkach i ich sztuczkach lub gorsze.

  125. Oczywiście to opisywane przez embercadero „dzieło” rosyjskie (po opisie sądząc) jest gorsze od wspomnianych skojarzonych szmir, ale mam na myśli ogólny trend.

  126. @WO
    „Należy to raczej odczytywać jako popularne w PRL-owskiej popkulturze demonizowanie małych miasteczek (Mycisk, Grążli).”

    Demonizowanie małych miasteczek bywa popularne w każdej popkulturze. Przywoływane wyżej w wątku „Karate po polsku” Wójcika to wariacja na temat „Nędznych psów” Peckinpaha. Co nie znaczy, że demonizując, nie da się powiedzieć rozmaitych ważnych rzeczy. Do Mycisk możemy tu dopisać Taplary.

  127. @WO
    „ponieważ to jest piosenka pop, to autor i wykonawca liczy raczej na to, że masowy odbiorca spojrzy na to tak oni”

    Autor na to liczy, ale też wie, że może być całkiem inaczej:

    „Co bawi mnie i zdumiewa do dziś, to fakt, że na czołowy polski szlagier weselny awansował kawałek dość gorzki i raczej skromnie propagujący instytucję małżeństwa. A jednak co kilka miesięcy dzwoni do mnie ktoś ze świata i raportuje: grają „Windę” na weselu w Chicago. Albo w Sydney. Albo w Białymstoku.” (Marek Dutkiewicz o piosence „Windą do nieba”).

  128. @ergo
    Sorki jeśli moim wpisem o ruskich konotacjach wpędziłem kolegę w kłopot 🙂

    „„Co bawi mnie i zdumiewa do dziś, to fakt, że na czołowy polski szlagier weselny awansował kawałek dość gorzki i raczej skromnie propagujący instytucję małżeństwa. A jednak co kilka miesięcy dzwoni do mnie ktoś ze świata i raportuje: grają „Windę” na weselu w Chicago. Albo w Sydney. Albo w Białymstoku.” (Marek Dutkiewicz o piosence „Windą do nieba”).”

    To już dawno nie bawi i nie zdumiewa. Mówimy o kraju/nacji która z patosem śpiewa Mury przy okazji każdej kolejnej manifestacji. Pieśń mówiącą o tym że to co właśnie robią nie ma żadnego sensu.

    „U nas też pewnie znajdą się hiphopolo szmiry o suczkach i ich sztuczkach lub gorsze.”

    To jest wielce prawdopodobne że podobne „dzieło” da się znaleźć również w ramach twórczości w języku polskim, problem w tym że takowego nie znam. A tamto rosyjskie raz wprawdzie ale słyszałem i że tak powiem zrobiło wrażenie.

    „„Znasz Łysego?” „Nie!” [BUM] „Znasz Łysego?” „Tak!” „Łysy, znasz go?” „Nie!” [BUM].”

    Podstawa osiedlowego survivalu, również w 90’s, szczególnie jak ktoś odstawał wyglądem od średniej i przykuwał uwagę

  129. @embercadero
    „Podstawa osiedlowego survivalu, również w 90’s, szczególnie jak ktoś odstawał wyglądem od średniej i przykuwał uwagę”

    …słucham właśnie audiobooka Marcina Wrońskiego, będę z tego robił notkę, ale właśnie przed chwilą padło zdanie: „Poczuł się jak nastolatek, którego wciągnęli do bramy i zapytali: jesteś za motorem czy za lublinianką?”.

    OK, przepraszam za zbyt ostrą reakcję, podejrzewałem Cię o znieważenie dobrej polskiej piosenki przez porównanie do ruskiego badziewia.

  130. @junoxe
    „Rozumiem, że masz takie wspomnienia o wspomnieniach. ”

    Tu quoque. W dodatku zademonstrowałem już, że komcionauci bagatelizujący zagrożenie bagatelizują je na zasadzie „żadnej przemocy nie było, no można było być pobitym najwyżej” albo „nie bałem się, tylko po prostu nie zapuszczałem się do Nowej Huty”.

  131. @wo

    „nie bałem się, tylko po prostu nie zapuszczałem się do Nowej Huty”

    Tak właśnie. Na podobnej zasadzie, jak obecnie po prostu nie wkładam ręki do środka zapalonego palnika gazowego. To jednak inna emocja niż „boję się instalacji gazowej w nocy, boję się w dzień; boję się stanąć na wprost kuchenki, boję się stanąć z boku”.

    Natomiast jeszcze co do „Szklanej pogody”: nie wsłuchiwałem się wtedy w teksty Lombardu, więc nie zwróciłem uwagi na tamte kłódki trzy; ale gdyby ktoś mnie spytał o zdanie, to pewnie byłbym skłonny odczytywać ten wers raczej alegorycznie (a skrócenie dystansu przez kolokwialny ton być może jako dodatkowe puszczenie oka do odbiorcy: Sztyrlic wiedział, że Borman wiedział) – że mianowicie niepokój nocny pochodzi od Wewnętrznych Demonów, od których nie odgrodzisz się kłódkami, choćbyś narychtował ich, bracie, nie wiem ile.

    I jeszcze jeden istotny dla mnie (wtedy i teraz) czynnik: że ci wszyscy cock-rockerzy, jak również wąsacze piszący im teksty, kirali gołdę (albo, w szczęśliwszych finansowo okresach, łychę) w ilościach przemysłowych. Mieli z tego m.in. niecierpliwe ciskanie ducha, zaburzenia rytmu trawiennego („pająk rozpiął sieć / na tej desce gdzie / król zasiada sam”) oraz czołganie przez noc do rana. No i tak.

  132. Co prawda nie jestem 60+ (za to moi koledzy z klasy własnie zaczynają być), ale mam dość sprecyzowane wyobrażenia wynikłe z obserwacji procedur bezpieczeństwa typowych dla Peerelu. Numer jeden to zdecydowanie klucz pod wycieraczką. Jeśli osoby nieco starsze ode mnie nabrały innych obyczajów, to moim zdaniem raczej w zestawieniu z szokiem epoki przejściowej.

    W drugiej połowie lat osiemdziesiątych mieszkałem na Wrzecionie (a kiedy zalegli się u mmnie koledzy z Kica to niedzielne przedpołudnia spędzaliśmy najczęsciej w barze Hutnik) i czasem po nocy przechodziłem przez Wawrzyszew chodząc na Chomiczówkę, czy z niej wracając. Raz zostałem zaczepiony pod drodze ale zupełnie lajtowo, wystarczyło nie wykazać agresji z powodu zaczepienia, by pójść spokojnie dalej. Tak, w Peerelu obawa przed miejscowymi była normalna, ale w latach dziewięćdziesiątych pojawiła się obawa przed niemiejscowymi z kosą.

  133. IMHO różnicę generuje powszechność rozmaitych form monitoringu. Skłonność do przemocy nadal istnieje – czego dowodzi chociażby krótki rajd po YT i filmikach wrzucanych z kamerek. Jednakże (własnie z powodu masowości kamer j.w.), istnieje poczucie braku bezkarności, bo ustalenie sprawcy jest dramatycznie łatwiejsze niż kiedyś.

  134. @wo
    co do zapuszczania się do Nowej Huty:

    Spędziłam całe dzieciństwo (lata 80) i młodość (lata 90) w Nowej Hucie. W tej nowszej, rzekomo najbardziej niebezpiecznej części. Nie miałam znajomych wśród dresów. Miałam nie do końca heteronormatywny wygląd, a mój najlepszy przyjaciel był gejem. Wychodziłam regularnie po nocy z psem (niespecjalnie nadającym się do obrony). Wracałam w środku nocy z imprez przez nowohuckie osiedla. I co? I nic. Dwa razy zostałam w życiu napadnięta: raz w środku dnia pod Dworcem Wschodnim w Warszawie, a raz na Plantach w centrum Krakowa.

  135. Moim zdaniem kluczowe elementy tego że po 90 roku się znacząco pogorszyło to amfetamina i sterydy, wcześniej praktycznie nieznane. Przed 90 rokiem agresorzy mogli być co najwyżej pijani – a to jednak nie ma porównania.

  136. „żadnej przemocy / być pobitym najwyżej”

    Przesuwa się granica przemocy akceptowalnej.
    I w czasie (nawet tak krótkim, jaki obejmują widełki życia komcionauty), i w przestrzeni (na mapie Europy z „ludzi wschodu” staliśmy się „ludźmi zachodu”, no, „ludźmi prawie-zachodu”). Widząc samych siebie z lat 80. czy 90. wzdychamy jak jakiś, za przeproszeniem, Claude Lévi-Strauss ogarnięty smutkiem tropików.
    Ładnie o tym pisał, jakby komentując ten wątek, poeta Norwid:

    „To nasi!” – Mapę – życia gdyby ktoś z wysoka
    Kreślił jak mapę – globu? góry i pustynie
    Przeniosły by się w krótkie jedno mgnienie oka,
    Ocean by zaś przepadł, gdzie łza drobna płynie!”

    i ładnie muzykował (teledysk jest jak streszczenie tego wątku) zespół Siekiera:

    https://www.youtube.com/watch?v=_OSwwRyBg-Q

  137. @Bajm, kicz, streamingi

    Delurk w obronie Bajmu:) Z dzieciństwa (rocznik ’89) pamiętam tylko „Nagie skały” odtwarzane na Unitrze M3016 – tam faktycznie było już kiczowato, potem tylko gorzej. Natomiast pierwszy odsłuch „Martwej wody” jakieś 3 lata temu był wstrząsem. „Małpa i ja”, „Czaruj mnie, „Moja wina…” czy tytułowy kawałek to są IMHO absolutne perły. Spoglądanie w stronę New Wave, ale z tekstów wieje marazmem, goryczą i deprechą. Do tego Beata z (wkrótce odłożonymi do szuflady) papierami na zostanie jakąś nadwiślańską Kate Bush – pewnie nie każdy kupi wokalne odloty, ale to jest jednak płyta o popadaniu w obłęd. Stylówa zespołu też w punkt (zob. np. okładkę reedycji Pomatonu). Na streamingach nie występuje, CD chyba do upolowania.

  138. @arcyoatyk

    …a winyla można od ręki kupić na alle za niepowalające 40-50 złotych. Też się kiedyś zdziwiłem, jaka to dobra płyta. A do jej sprawdzenia zachęcił był mnie felieton Doroty Masłowskiej, jeden z tych w „Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu”.

  139. @Bajm
    Jedynka Bajmu („Bajm”) jest wcale nie gorsza niż dwójka („Martwa woda”). „Różowa kula” (mówiąca z urzekającą prostotą o relacji córka – ojciec), „Co mi Panie dasz” (do oryginalnej wersji warto wrócić po odsłuchaniu w aranżu na akordeon plus ukulele – Gaby Kulki i Czesława Mozila), „W drodze do jej serca” (gwałtowność zwrotek ładnie zderzona z liryzmem refrenu), „Świata prorocy” (smutna to ballada, ale jakże szczerze i naturalnie brzmiąca, w ogóle nie tekściarsko; Bajm od początku nie korzystał z zawodowych tekściarzy, pisała tamta Beata Kozidrak, która z obecną Beatą Kozidrak nie ma wspólnego nic). No i wzmiankowane wyżej wokalne odloty, groteska, ironia („Józek”, „Wielkie Piramidy”). Sukces trzeciej płyty „Chroń mnie” i piosenki „Dwa serca, dwa smutki” to był początek końca. Koniec końca niestety trwa.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.