Now Playing (199)

To pierwsza blogonotka w wolnej Polsce! Będzie w zasadzie apolityczna, ale nie mogę się powstrzymać przed politycznym wstępem.

Blogasek przetrwał trzy zmiany rządu. Założyłem go za pierwszego PiS w 2006 i miały to być katakumby dla opozycyjnych internautów – wtedy wydawało się, że władza PiS będzie trwać wiecznie, bo Genialny Prezes przewiduje wszystko na 2137 ruchów do przodu.

Rządy PiSu upadły w następnym roku, bo Genialny Prezes obalił samego siebie, uruchamiając zbyt wiele genialnych intryg, które wymknęły mu się spod kontroli. I ten schemat się powtarzał.

Nastały rządy Platformy – również wydające się nie do obalenia, bo nie mieli z kim przegrać. „Nawet gdyby Komorowski przejechał zakonnicę w ciąży”.

Zakonnicą okazała się sama Platforma. Z przedziwną autodestrukcyjną skłonnością w latach 2014-2015 niszczyła własne poparcie, jak nie orłem w czekoladzie to referendum o jowach.

I teraz znów Kaczyński obalił samego siebie – im bardziej hasło „Tusk to agent” nie działało, z tym większym uporem je powtarzał. Jakaś prawica pewnie kiedyś do władzy wróci, ale to chyba nie będzie już ten coraz bardziej sfiksowany staruszek.

Gdybym zobaczył Przyszłość Swojego Bloga w roku 2006, z wielkim zaciekawieniem przyjrzałbym się polityce, ale zdumiałoby mnie z pewnością to, że cykl „Now Playing”, pomyślany jako coś bardzo cyfrowego (nawiązywałem przecież do komunikatu na ekranie pierwszych iPodów), zmieni się w „co żem upolował w sklepie z używanymi winylami”.

OTÓŻ: upolowałem soundtrack z komedii Mela Brooksa „Być albo nie być” z 1983. Najmłodsi komcionauci mogą jej nie kojarzyć, a ja nawet byłem w kinie (to miało normalną dystrybucję za komuny).

Niewiele z tego wtedy zrozumiałem. Pamiętam, że byłem zdegustowany tym, jak naiwnie Amerykanie sobie wyobrażali niemiecką okupację w Polsce.

Teraz wiem, że to nie była naiwność. Mel Brooks de domo Kaminsky zapewne dobrze wiedział jaki los spotkał jego rodzinę w starym kraju. A poza tym walczył w Europie w amerykańskiej armii.

Źródłem naiwności fabuły był pierwotny film Ernsta Lubitscha z 1942, komedia o żydowskim teatrze w okupowanej Warszawie – którego nie obejrzałem do dzisiaj. Film z 1983 to brawurowy remake, który zachowuje po prostu brak realizmu z 1942 (ale wtedy na Zachodzie naprawdę mało kto wiedział co się dzieje w okupowanej Polsce, raporty rządu londyńskiego nie docierały do opinii publicznej).

Soundtrack zestarzał się znakomicie. Mel Brooks i Anne Bancroft wykonują standard jazzowy „Sweet Georgia Brown” z polskim tekstem (no, prawie).

W moim wieku człowiek pewne decyzje już podejmuje raz na zawsze. Na przykład: wybiera Najlepszy Standard Jazzowy w Historii Gatunku, mój wybór to właśnie „SGB” (acz z całym szacunkiem dla Brooksa i Bancroft, uważam że najlepiej wykonał go Django).

Na płycie nie ma creditsów dotyczących autora polskiego tekstu. Wygląda na napisany przez kogoś, kto dawno nie miał kontaktu z żywą polszczyzną, ale ogólnie ma sens: „mój kolega mnie ostrzega: ratuj się pan! ona z każdym panem ważnym ten sam ma plan”, to dwuznaczna opowieść niby o jakiejś femme fatale, a pewnie jednak o uzależnieniu.

Najlepiej zestarzała się inna piosenka – „Hitler’s Rap”. Była to być może pierwsza piosenka hiphopowa jaką usłyszałem w życiu (i zarazem w takim razie pierwsza obecna w polskiej popkulturze).

Brooks parodiuje w niej typową dla wczesnego rapu nawijkę typu „stoję przy mikrofonie, niech mnie który przegoni, I got a Lincoln continental and a sunroof Cadillac”. Tylko że tutaj o swoich sukcesach opowiada Adolf Hitler, grany przez Mela Brooksa.

Zresztą, sami zobaczcie. Wydaje mi się, że Brooks dobrze uchwycił istotę gatunku, ale oczywiście nie znam się, bo to całe „jou madafaka” nigdy nie było moją filiżanką earl greya.

A Wy Jak Myślicie? I czy to rzeczywiście był pierwszy hiphopowy utwór w polskiej popkulturze?

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

101 komentarzy

  1. Podobno niektórzy uważają „King Bruce Lee karate mistrz” za pierwszy polski rap. Niedawno przeczytałem, że quasi rapowa recytacja powstała trochę przypadkowo – w pierwszej wersji było to coś na kształt walca albo tanga (trudno to sobie wyobrazić), wersja „rapowa” powstała niejako z braku pomysłów – nikt z twórców wtedy o rapie nie słyszał. Mel Brooks już mógł wtedy słyszeć.
    Co do filmu Mela Brooksa – oj, byliśmy wtedy na fali… Coś przez ostatnie lata słyszało się o Wielkiej Historycznej Produkcji z Hollywódzkimi Gwiazdami o Polsce – jakoś chyba nie wyszło. Może minister Gliński powinien był zadzwonić do Mela Brooksa?

  2. @pierwszy polski rap
    Ponoć to ta piosenka lidera Klanu: link to youtu.be tyle że nie bardzo się liczy, bo nie została opublikowana aż do 2017…
    @ „Wydaje mi się, że Brooks dobrze uchwycił istotę gatunku”
    Tyle że rap do niedawna był hetero niczym ligowy futbol, gdy Brooks odstawia mocno queerową rewię, w której tancerze są w pół drogi pomiędzy Freddie’m M. i postaciami Toma of Finland. Podważanie heteronormatywności nazistów to zresztą stały numer co najmniej od Blues Brothers.

  3. „Podważanie heteronormatywności nazistów to zresztą stały numer co najmniej od Blues Brothers.”

    A nie od Charlie Chaplina? Nie pamiętam Dyktatora jakoś na wyprzódki ale te tańce z globem całkiem heteronormatywne nie były

  4. „pierwotny film Ernsta Lubitscha z 1942”
    O ile mnie pamięć nie myli, ten film był pokazany w TVP gdzieś na przełomie lat 60. i 70.

  5. Wśród pierwszych polskich rapów wymieniany jest też Deuter i „Nie ma ciszy w bloku”. Link z płyty z 87, na live z 84 jest (jeszcze?) wersja normalnie punkowa. link to youtube.com
    Co do Franka Kimono, to uznawanie tego za rap jest imho naciągane.

  6. Przepraszam, że politycznie, a nie muzycznie, ale mnie orzeł z czekolady triggeruje.
    Bo to jest przykład tego, że pewne rzeczy są totalnie poza kontrolą partii i jak „opinia publiczna” (czyli w pierwszym rzędzie mediaworkerzy i influencerzy) się kimś znudzą, to cokolwiek zrobi jest źle.
    Gdyby Tusk zrobił orła z czekolady w 2008, to wszyscy by piali, że to genialne, że zerwanie z martyrologicznym patriotyzmem i stworzenie patriotyzmu pozytywnego.
    Ale zrobił to Komorowski w 2013, więc to już był obciach. Cokolwiek by wtedy zrobił to byłby obciach.
    Podobnie Morawiecki cokolwiek zrobiłby w tym roku to byłby obciach.
    To nie znaczy, że obaj nie mogli wygrać wyborów powszechnych (hej, przecież Duda w 2020 to też był obciach), ale to znaczy, że media „głównego nurtu”, jak i influencerka znad latte już ich skreślili i tylko nowy obciachowiec mógłby uratować ich wizerunek.
    Mechanizm w istocie ten sam co z celebrytami i brukowcami. Czym wyżej się wzniesiesz, tym większa będzie radość ze strącenia cię do piekła. Jedyne co może uratować to odejść zanim sięgnie się bruku. No i wtedy można po 9 latach wrócić na białym koniu i to w aureoli niezwyciężonego.

  7. @Luster „Mechanizm w istocie ten sam co z celebrytami i brukowcami. Czym wyżej się wzniesiesz, tym większa będzie radość ze strącenia cię do piekła.”
    Ale czy celebryci faktycznie są strącani? Chyba sami spadają, bo sława zyskana w trefny sposób jest bardzo trudna do utrzymania, podebnie jak inne rzeczy kradzione („drop it like it’s hot). A jeśli polityk idzie drogą celebryctwa i zamiast solidnej pracy ustawodawczej względnie zarządczej robi show, to kończy jak Pinokio czy inny Błaszczak.

  8. Ja na hasło Mel Brooks i Naziści od razu słyszę w głowie to:

    link to youtu.be

    Don’t be stupid, be a smarty
    Come and join the Nazi Party

    A rap Hitlera ok, trochę Grand Master Flash, a trochę Rick James z jakimiś disco-funkowymi momentami, rzeczywiście nieźle się zestarzał. Jako że w 83 miałem rok, to moje spotkanie z hip-hopem to dopiero ten krindżowy początek 90s, gdzie rapowali wszyscy, od Pana Japy, przez zespół Tut-turu aż po Rudiego Schuberta: link to youtu.be

    Ten czas to był w sumie gargantuiczny Steve Buscemi w czapce z daszkiem do tyłu, rapujący swoje hey there, fellow kids, chociaż za rapowanie wziął się też wtedy Kazik, no i zaraz pojawiły się te wszystkie Liroje i Kalibry, ale był też 'taniec rap’ i dezodorant dla młodzieży o tej nazwie, z zatyczką w kształcie czapki z daszkiem.

  9. @Luster De „Jedyne co może uratować to odejść zanim sięgnie się bruku. No i wtedy można po 9 latach wrócić na białym koniu i to w aureoli niezwyciężonego.”
    O ludzie, czy to dlatego tak dużo ostatnio wszędzie Kwaśniewskiego?

  10. @WO
    „I czy to rzeczywiście był pierwszy hiphopowy utwór w polskiej popkulturze?”

    Pierwszy realnie nawiązujący do stylistyki hip-hopwej utwór w Polsce to było „Nie poddawaj się” Kombi z płyty Nowy Rozdział, 1983. „Małe Wu Wu”, 1988 było już w pełni rapowe ze skreczami itd. Oba stanowiły jednak raczej pastisze robione przez muzyków innych gatunków (podobnie jak produkcje Kazika)
    link to youtube.com
    link to youtube.com

    Właściwy oddolny hip-hop zaczynał się w okolicach 1992-93 od takich mniej więcej rzeczy:
    – Trial X, „Fekalia”: link to youtube.com
    – BZiK, „Polityk”: link to youtube.com
    – Salem, „Fala Rządu”: link to youtu.be

    Konteksty polityczne niewiele zmienione do dziś. Literacko ten etap niestety wypadał niedaleko Kabaretu OTTO.

    A z późniejszych słabiej zauważonych wykonawców warto przypomnieć:
    link to youtu.be

  11. @ Orzeł

    A to nie jest tak, że jednak nie „cokolwiek by zrobił” a po prostu zrobił głupio? Z influencerów znalazłem tylko katolickie szczekaczki, ale przyznam, że po zobaczeniu zdjęcia przemawia do mnie tekst fajnego księdza, że orzeł był równie „niesmaczny jak butelka na wodę z Lichenia w kształcie Matki Bożej z korkiem w koronie”, szczególnie, że zjełczały. Doradca prezydenta był „wielkim zwolennikiem zjedzenia tego orła przez dzieci”, ale przepisy sanitarne to uniemożliwiły. Nie przewidzieli, jak PiS że na ławeczkach niepodległości nie da się usiąść? Podobnie z Morawieckim, czy mógł zaskoczyć czymś przemyślanym? Mnie tam się nowi obciachowcy pojawiają nie na zasadzie kontrastu a przez głupotę i wodolejstwo które uosabiał. Być może pojawiają się zbyt szybko. Gawkowski z Lewicy objął ministerstwo cyfryzacji, otwieram program a tam ChatMateusz połowa niezrozumiała a połowa przepisana z AI bullshit-industrial complex.

  12. @luster
    „Ale zrobił to Komorowski w 2013, więc to już był obciach. ”

    To absolutna nieprawda. Dla mnie to było od samego początku idiotyczne (i byłoby nawet gdyby to robił hipotetyczny premier Zandberg) choćby ze względów san-epid, przecież ta czekolada poszła na śmietnik, bo nie można jeść czekolady stojącej przez miesiąc bez papierka w hallu „Trójki”. Natomiast wtedy jeszcze pracowałem jako dziennikarz i pamietam kolegia, na których kierownictwo wyrażało gorące poparcie. Ne wiem czy była jakaś krytyka w mediach liberalnych, oficjalnie po „naszej” stronie wszyscy byli zachwyceni.

    Kampania Komorowskiego i Platformy w 2015 to był polityczny Smoleńsk, czujniki wołające „pull up” wyłączano przy atmosferze głosów „dasz radę, zmieścisz się”.

  13. A ja w sumie nigdy nie rozumiałem tej krytyki. Co jest takiego złego w rzeźbie z czekolady? Ok, to tradycja dość nieznana w Polsce (a raczej zapomniana, takie rzeźby były na przykład w przedwojennych sklepach Wedla), ale w wielu miastach Europy są całe muzea pełne rzeźb z czekolady (albo z marcepanu). W paru z nich zdarzyło mi się być, bardzo mi się podobało. Nikt nie planuje ich eksponatów jeść. Rozumiem że w Polsce potraktowano orła jako marnowanie jedzenia ale to jest trochę beyond stupid. Mnie się też wydaje że na tamtym etapie przyp.lono by sie do Komora czegokolwiek by nie zrobił

    Co do faktu że kampania PO z 2015 to był Smoleńsk – pełna zgoda. Po prostu tyle była warta platforma bez Tuska. Oni naprawdę bez niego nie istnieją, bardziej niż PIS bez dziadunia.

  14. @film „Być albo nie być” w polskich kinach
    Pamiętam nawet dialog, który nie przeszedł przez cenzurę: jeden bohater mówi „Ciągle łażą buciorami po naszych głowach” – drugi odpowiada „If not Germans, Russians do”, co było podpisane w kinie „Jak nie jedni, to drudzy.”

    @polski rap
    Ta piosenka lidera Klanu była w telewizji bodaj w 1994 roku.

  15. @ktos z obslugi
    „Pierwszy realnie nawiązujący do stylistyki hip-hopwej utwór w Polsce to było „Nie poddawaj się” Kombi z płyty Nowy Rozdział, 1983. „Małe Wu Wu”, 1988 było już w pełni rapowe ze skreczami itd. Oba stanowiły jednak raczej pastisze robione przez muzyków innych gatunków (podobnie jak produkcje Kazika)”

    Nie odróżniasz rapu/rapowania od hiphopu. Kombi niewątpliwie próbuje rapować ale z hiphopem to nie ma nic wspólnego. Małe wuwu niewątpliwie probowało hiphopem być. Mam taką prywatną teorię że hiphop w Polsce (i nie tylko, w sporej części Europy) zaczął się od „you have the right to fight to party”. Wcześniej nic się nie przebiło poza UK.

  16. @embercadero
    „Co jest takiego złego w rzeźbie z czekolady?”

    W rzeźbie z czekolady – nic. Natomiast robienie „nowoczesnego patriotyzmu radosnych Polaków” jest bardzo trudne, bo zaraz się łamie zasadę decorum: nacjonalizm z założenia jest ideologią nienawiści, którą trudno dobrze przypudrować. Czepianie się akurat o to, że orła nie dało się zjeść, jest wtórne do jego inherentnej groteskowości – pożarcie Godła Narodowego Rzeczypospolitej przez bandę rozwrzeszczanych bachorów byłoby równie komiczne.

  17. ’Wygląda na napisany przez kogoś, kto dawno nie miał kontaktu z żywą polszczyzną, ale ogólnie ma sens: „mój kolega mnie ostrzega: ratuj się pan! ona z każdym panem ważnym ten sam ma plan”’
    Przesłuchałem piosenkę i właściwie jedynym momentem do którego mógłbym się przyczepić w tekście jest „daj całusa, poleć w busa” czy czymkolwiek jest to ostatnie słowo. Reszta brzmi dość sensownie jak na okres okołowojenny.

    I nawet nie trzeba się odwoływać do Wiecha, o którym wiadomo że koloryzował. Ale chociażby Dymsza jeszcze po wojnie, gdy chciał komuś wbić szpilę to mawiał „Pan grasz jak Bodo”. Co odbiorca nierzadko brał za komplement, a tak naprawdę oznaczało to, że Dymsza ma bardzo złe zdanie o zdolnościach aktorskich takiej osoby.
    Trochę kłuje to „Mój kolega mnie ostrzega” bo przypomina angielską składnię przetłumaczoną dosłownie. Z drugiej strony mamy jak najbardziej istniejący tekst polskiej piosenki „Moi przyjaciele mówią mi, bracie, co ci jest?”
    Oczywiście porównując tę piosenkę z innymi piosenkami estrady czy filmu przedwojennego zabraknie jej nieco finezji i erudycji, wyjdzie raczej prosta – żeby nie powiedzieć prostacka – ale językowo ciężko mi się przyczepić poza tym nieszczęsnym busem oraz wyraźnie angielskimi słowami. Polacy w tamtym czasie nie stronili od obcych słów, ale je przerabiali po swojemu, jak chociażby „szerm”.

    Tym co najbardziej „psuje” tę piosenkę są akcenty śpiewających aktorów. Tu się już nie da ukryć, że to nie są Polacy, nawet Polacy udający Amerykanów.

    Za to z pozytywów, w pierwszych kilkunastu sekundach gdy kamera robi zbliżenie na „Theatre Bronski”, na prawo od niego widać przepiękną reklamę „Mydło Jeleń Żabiński”! I to takimi szczegółami robi się dobre kino.

  18. @jgl

    Tam raczej głównym błędem było wystawienie się na strzały w związku z orłem.

    Raz, że czekolada.
    Dwa, że stał na nieokreślonej kształtnie masy czekolady brązowej.
    Trzy, że piosenka „Orzeł może” w wykonaniu Andrusa była z tym nierozerwalnie związana.

    No i tak wyszedł ten „możeł” stojący na kupce.

    @jgl:

    „Natomiast robienie „nowoczesnego patriotyzmu radosnych Polaków” jest bardzo trudne, bo zaraz się łamie zasadę decorum: nacjonalizm z założenia jest ideologią nienawiści, którą trudno dobrze przypudrować.”

    Nacjonalizm owszem, jest, ale to CHYBA miało być uruchomienie nowego procesu: odbudowy patriotyzmu państwowego, żeby etnonacjonalizmu była jakaś wspólnota patriotyczno-obywatelska (w stylu nie wiem jakim: jakiś miks niezrozumienia patriotyzmu amerykańskiego z nieodczytaniem staropolskiego gente Ruthenus, natione Polonus?).

    Jak to miało zaskoczyć w 2015 tak o, z niczego wzięte to ja nie wiem.

  19. @embercadro
    „Nie odróżniasz rapu/rapowania od hiphopu. Kombi niewątpliwie próbuje rapować ale z hiphopem to nie ma nic wspólnego.”

    Oprócz tego, że Skawiński w tym utworze inspiruje się nurtem ejtisowego hip hopu zwanym disco rap, tj. kawałkami w rodzaju „The Message” Grandmaster Flasha czy „Magic’s Wand” Whodini. I nie rozliczałbym go ze znajomości manifestów Universal Zulu Nation, bo ta jakoś nie zakorzeniła się w polskim hip hopie do dziś. Począwszy od słynnego dnia, gdy Druh Sławek usłyszał „Rapper’s Delight” w RFN, inspiracje różnymi nurtami amerykańskiego hip hopu polegały w Polsce po prostu na tym właśnie, że ktoś posłuchał jakiejś płyty i coś sobie z niej zaadaptował. Z początku robili to muzycy o dojrzałym warsztacie i lepszym dostępem do amerykańskiej dyskografii, jak Staszewski czy Waglewski – a nawet Rosiewicz w „Disco, rżysko, California”. W ich wykonaniu inspiracja ta prowadziła przeważnie do jednorazowego pastiszu. Potem zabrali się za to chłopcy pozbawieni szerszego muzycznego doświadczenia, którzy bez reszty wsiąkali w tę estetykę.

  20. @Piotr Kapis

    „i właściwie jedynym momentem do którego mógłbym się przyczepić w tekście jest „daj całusa, poleć w busa” czy czymkolwiek jest to ostatnie słowo.”

    Może „poleć w USA” czytane jako „usa”?

  21. @ausir
    „Poleć w USA” tak, też mi to przyszło do głowy. Niemniej to chyba jedyny fragment kiedy ten tekst jest tak niejasny i sprawia wrażenie pisanego przez – nomen omen – polonusa.
    Przy czym to nie tak, że ja nie dostrzegam jego wad. To jest tekst dość słaby lirycznie, zdecydowanie brakuje mu polotu i błysku jaki miały różne przedwojenne (i czasu wojny) piosenki estradowe, filmowe a nawet uliczne. Powiedziałbym, że pisał go ktoś, kto nie zajmował się zawodowym pisaniem piosenek i to widać. Ale jeśli chodzi o polszczyznę to w dużej mierze się broni. To znaczy jest poprawny, a jeśli gdzieś pojawiają się archaizmy, to wpasowują się one w estetykę pierwszej połowy XX wieku.

  22. @pk
    „czy czymkolwiek jest to ostatnie słowo. ”

    Wydaje mi się, że ostatnie słowo to „usta” – może to po prostu „polej w usta”?

  23. @ktos
    „gdy Druh Sławek usłyszał „Rapper’s Delight” w RFN”

    Poproszę o rozwinięcie. Z kontekstu domyślam się, ze albo gwiazda disco polo, albo gwiazda teleranka (albo the ultimate crossover obu funkcji).

  24. @embarcadero
    „w wielu miastach Europy są całe muzea pełne rzeźb z czekolady”

    Muzea to żaden argument, są też muzea tortur albo muzea dziwactw natury. Problemem Komorowskiego było to, że słusznie lub nie (moim zdaniem trochę słusznie) doklejono mu łatkę pt. „oderwane od życia elity”. Kiedy taka łatka jest problemem dla polityka, nie powinien wchodzić w akcje typu „uroczyste podpalanie cygar studolarówkami” – a przecież tym była akcja „weźmy dużo dobrej czekolady i ją zmarnujmy”. Komorowski naruszał wielokrotnie (nie tylko tym) zasadę „gdy jesteś w dołku, przestań kopać”. Pod koniec kampanii jego rodzina desperacko usiłowała to odkręcić filmikiem „jaka tam oderwana od życia elita, normalny wąsaty dziadek jakich wielu”, ale było już za późno.

  25. Ja bym dodał, że polski patriotyzm przez długi czas był postrzegany jako część sfery sacrum, nawet jeśli bywał nadęty i sam się potrafił ośmieszać. Nie rozumieliśmy i śmialiśmy się z Amerykanów którzy flagę potrafili wrzucić wszędzie, nawet na majtki. U nas flaga ma wisieć w święto, żołnierze ślubują bronić godności orzełka, Franek Dolas zabierał insygnia bo nie potrafił ich porzucić, etc. Więc robienie orzełka z czekolady było dość drastycznym naruszeniem tego, jak Polacy podchodzą do symboli narodowych.
    To się nie obroni nawet jako sztuka. Polacy są w dużej mierze sceptyczni wobec sztuki nowoczesnej, tych wszystkich bananów przyklejonych do ściany czy obrazów powstałych przez tarzanie się po płótnie nago. Jak ktoś chce to może sobie robić rzeźby z czekolady albo masła, ale użycie symbolu narodowego jest w takiej sytuacji bardzo ryzykowne.

    To się trochę zmieniło później i to paradoksalnie za sprawą wszystkich tych husarzy wyklętych, którzy zaczęli sobie tatuować kotwice powstańcze na łydkach a w koszulkach od Red is bad szli na kebaba i oblewali je sosem. Ale taka zmiana nie następuje szybko, przynajmniej dopóki żyje pokolenie dla którego wolna Polska zaczyna się w ’89. Więc próba amerykańskiego podejścia to było strzelanie sobie w stopę.
    No i jak WO pisze, może gdyby to zrobił kto inny. Ale Komorowski sprawiał regularnie wrażenie paździerzowego wuja, który nie umie się zachować. Więc tu następowało negatywne sprzężenie zwrotne: Komorowski się nie popisał bo profanacja symboli narodowych, a rzeźba z czekolady jest profanacją, m.in. dlatego, że jest tandetna. A jest tandetna bo kojarzona z Komorowskim.

  26. Przypis z boku notki: niezwykłym zbiegiem okoliczności, oryginalne „Być albo nie być” Lubitscha puści dziś o 18:05 TVP Kultura. Nie podejrzewałem, że dopasowują ramówkę do Ekskursji.

  27. @pk
    „Ja bym dodał, że polski patriotyzm przez długi czas był postrzegany jako część sfery sacrum, nawet jeśli bywał nadęty i sam się potrafił ośmieszać. Nie rozumieliśmy i śmialiśmy się z Amerykanów którzy flagę potrafili wrzucić wszędzie, nawet na majtki. U nas flaga ma wisieć w święto,”

    Ale Amerykanie też przecież uwielbiają motywy typu „łopocący sztandar w finale superprodukcji Spielberga”. Gdyby Komorowski ten „wyluzowany patriotyzm” chciał lansować w formie, powiedzmy, biało-czerwonego pociągu dużej prędkości, to bym się nie czepiał. Niech by to było umalowanie pierwszych dreamlinerów, albo wiaduktów na węźle Łódź Północ, czegoś jako-tako pasującego na motyw „wspólna własność obywateli Rzeczpospolitej”.

    Ale to był potlacz pt. „elity zebrały dużo żarcia by je zniszczyć na oczach reszty”.

  28. „może gdyby to zrobił kto inny.”

    Ale nieprzypadkowo nie robi tego ktoś inny. Nie kojarze takiego happeningu, że symbole narodowe w postaci jedzenia, które się potem wyrzuci.

    Dodatkowo swoim kretyńskim pomysłem Komorowski sam się wpisał w klasykę polskiej kultury – „a potem się zrobi co? protokól zniszczenia, koniaczku?”.

  29. @WO
    Amerykański patriotyzm – tak, Amerykanie potrafią swój patriotyzm wrzucić i w sacrum (jak chociażby te flagi na trumnach żołnierzy, składane z namaszczeniem i wręczane rodzinie) i w profanum (majtki czy klapki) i gdzieś pomiędzy (łopoczący sztandar w tle gdy Spider-man ląduje na dachu). Pełna zgoda, że to można było robić lepiej, a wybrano jedną z najgorszych ścieżek – celowo nie piszę najgorszą, bo chyba jednak majtki z orzełkiem byłyby większym skandalem, ale tych gorszych opcji nie było wiele. Pisałem tylko, że w USA takie profanum przechodzi, oni są przyzwyczajeni i na wszystkim zbijają pieniądze. U nas nie przechodzi, nawet teraz byłoby oburzające, a w tamtym czasie tym bardziej. Absolutnie się zgadzam, że robienie patriotyzmu z wesołą twarzą można było robić lepiej. Ba, nawet się go miejscami robi, np. parada Wojska Polskiego w sierpniu to bardzo miłe wydarzenie. Od dawna zresztą uważam, że dla polskiego patriotyzmu byłoby lepiej, gdybyśmy święto niepodległości obchodzili w jakimś ciepłym miesiącu i na wesoło, niż w listopadzie, na grobowo.

    Co do Komorowskiego – znowu, zgoda. Rozsądni ludzie po prostu nie pakują się w takie rzeczy bo wiedzą, że to nie ma sensu. Komorowski nie był rozsądny tylko sam pchał palce między drzwi a potem się dziwił, że go bolało. Wpisywał się w mem rubasznego, podpitego, wąsatego wuja i nie tylko nie umiał się z niego wyrwać, ale chyba długo nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. A gdy już coś próbowano z tym zrobić, to było za mało i za późno.

    Zastanawiam się tylko na ile działa tu jeszcze inna zasada „co wolno wojewodzie…”. Bo przecież taki Duda też regularnie odwala jakieś głupoty, my się z niego śmiejemy (albo patrzymy z żenadą) ale dużo osób mu wybacza. Bo robi fajne miny i sprawia sympatyczne wrażenie. W świeżutkim serialu netfliksa „1670” główna postać wydaje mi się być po części na nim wzorowana, właśnie dużo grana mimiką i wychodzi z tego może pajac, ale pocieszny. Komorowski nawet sympatyczny nie potrafił być. To był człowiek z którego łatwo się było nabijać, bo nie miał cech które by go ratowały.

  30. @pk
    „W świeżutkim serialu netfliksa „1670” główna postać wydaje mi się być po części na nim wzorowana, ”

    Chryste Panie! Teraz to widzę! A młodszy syn na Ziobrze!

    100% racji – Duda tymi swoimi minami zręcznie unika etykietki „oderwanej od życia elity”. Komorowski niestety uwielbiał „hrabiować”.

  31. Co więcej Duda potrafi jeszcze się w tym zanurzyć, on chyba nie ma w ogóle poczucia żenady. Więc nawet jak coś zawala to idzie na przebój, w stylu polskich kabaretów. Jak chociażby ta sytuacja kiedy Doda mu dała kawałek ciasta ze sceny. Ja bym się pewnie poczuł zażenowany, skulił w fotelu i nie wiedział co z tym zrobić. A on się obrócił i z taką dumą pokazywał, jakby właśnie medal dostał. Więc nic dziwnego, że część ludzi o nim pomyśli, że swój chłop.

  32. @pk
    „Co więcej Duda potrafi jeszcze się w tym zanurzyć, on chyba nie ma w ogóle poczucia żenady. ”

    Właśnie ma, tylko znakomicie wyczulone. Gdyby go naprawdę nie miał, w końcu by rozjechał tę zakonnicę, a on zdumiewająco dokładnie omija z wszystkie miny, rozbrajając je minami, wybaczcie ten ciężki dowcip.

  33. Ok, nie moja działka, nie będę się upierał. Faktem jest, że potrafi żenadę opanować, wziąć na klatę i jakoś obrócić na swoją korzyść.
    A co do postawy i możliwości Komorowskiego się chyba zgadzamy, może poza jakimiś szczegółami. Ja w tej kwestii nie bardzo mam coś do dodania.

    Zastanawiałem się czy w ogóle pisać ten komentarz, bo on nic nie wnosi do samej dyskusji. Ale uznałem, że czasami warto jest powiedzieć wprost „masz rację, gospodarzu” niż zamilknąć i nie przekazać nic.

  34. @wo „on zdumiewająco dokładnie omija z wszystkie miny, rozbrajając je minami, wybaczcie ten ciężki dowcip.”
    Fakt, nawet pozując ze znienawidzonym Tuskiem do zdjęcia uśmiechał się w stylu „ej patrzcie ale jaja!”

  35. Moim zdaniem gdyby Duda wyskoczył z orłem kilka lat temu to 90% populacji uznałoby to za zajebisty pomysł na nowy patriotyzm i w ogóle. WO by pewnie narzekał że to marnowanie jedzenia ale poza tym to niespecjalnie ktoś jeszcze. Komorowi się wtedy dostało za całokształt – nie to że nie zasłużył, zasłużył i to bardzo, tak żenujący koleś po pierwsze nie powinien był nigdy zostawać prezydentem.

  36. @embercadero

    „Komorowi się wtedy dostało za całokształt – nie to że nie zasłużył, zasłużył i to bardzo, tak żenujący koleś po pierwsze nie powinien był nigdy zostawać prezydentem.”

    Ja tylko przypomnę, że Komor wygrał z niejakim Jarkiem K.
    Co dla Jarka jest jedną z największych życiowych traum.

    Ja tylko zauważę, że 98% ludzi w Polsce nie ma pojęcia po co właściwie jest tutaj Prezydent i jaką rolę on odgrywa.
    Z mojej strony leżą już zapasy popcoru bo nowy sezon Sejmu jest wyjątkowo ciekawy.
    Coś jak reboot Bonda z Craig’em.

  37. @terpa „Ja tylko zauważę, że 98% ludzi w Polsce nie ma pojęcia po co właściwie jest tutaj Prezydent i jaką rolę on odgrywa.”
    Ja bym zaokrąglił do 100%, nikt nie wie po co jest polski prezydent.

    @embercadero „tak żenujący koleś”
    Żenada jest w oku zażenowanego. Mnie osobiście Duda wywala żenadometr siedem razy poza skalę.

  38. Orzeł-morzeł był porażką jeszcze z jednego powodu niezwiązanego ze zmęczeniem Komorowskim. W 2012-2013 było spowolnienie gospodarcze, czyli głupi okres na robienie wesołkowatych akcji próbujących pompować optymizm za pomocą czekoladowej estetyki.

  39. @praptak „W 2012-2013 było spowolnienie gospodarcze”
    Hmm, chodzi o to spowolnienie po największym kryzysie ostatniego półwiecza w 2008?

  40. @sheik:
    Właśnie o to.
    W latach 2012-13 np. wskaźniki bezrobocia były WYŻSZE (szczytowo 14,4%) niż w 2009 (przez cały rok w przedziale 10-11%, dopiero w grudniu 12,1%).

    Ja tylko zastanawiam się nad jedną rzeczą. Patrzę w historyczne sondaże (np. tu: link to en.wikipedia.org) i widać tu, że akurat w kwietniu/maju 2013 PiS po raz pierwszy zyskał trwałą przewagę nad PO. I pytanie: czy to jest przypadkowa zbieżność, czy jednak Możeł był katalizatorem?

  41. W ogóle 2 kadencja platformy upływała pod hasłem „ale o co wam chodzi, przecież jest zajebiście”, na co społeczeństwo mogło odpowiedzieć tylko „chyba wam”. Możeł niewątpliwie był tego elementem. Inna sprawa że przy dzisiejszych atrakcjach ten „kryzys” z tamtych lat wspominam jako jakiś żart, jeszcze nie wiedzieliśmy jak może być źle.

  42. Orała nigdy nie wolno kojarzyć z brązową substancją, co wie każdy, kto przeczytał „Wesele”:
    “Ptak ptakowi nie jednaki,
    człek człekowi nie dorówna,
    dusa dusy zajrzy w oczy,
    nie polezie orzeł w gówna.”

  43. @embcercadero
    ” Inna sprawa że przy dzisiejszych atrakcjach ten „kryzys” z tamtych lat wspominam jako jakiś żart, jeszcze nie wiedzieliśmy jak może być źle.”

    No nie wiem, ja bym nie chciał wrócić do swojego poziomu życia z roku 2013 (a jeszcze bardziej do poziomu życia z 2007). Nie wiem jak u was, drodzy komcionauci, ale u mnie to jednak jest ciągle trochę do przodu. Za PiSu mi też się poprawiło (w tym roku myślałem, że koniec tego rumakowania, ale jednak dostałem pierwszą poważną nagrodę literacką, a więc jednak znowu 2023 kończę z czymś czego nie miałem w 2022). Przed wyborami z pewnym zdumieniem obserwowałem to, że w warszawskich (ale także wrocławskich, krakowskich, toruńskich) knajpach jest problem z wolnym stolikiem, te knajpy są pełne ludzi głosujących na antypis (no bo srsly, na kogo mogą głosować bywalcy lokali typu „Vegan Ramen” albo „Prosecco z kija”), a PiS nie umie sformułować prostego komunikatu „hej, no przyznajcie lemingi, że wam się poprawiło przez te 8 lat”, tylko zamiast tego straszył Tuskiem.

  44. Tak, to jest w ogóle jakiś paradoks (i ich porażka), że PiS nie potrafi dostrzec swoich autentycznych osiągnięć i się nimi chwalić. Jak tak spojrzeć uczciwie, to oni mieli trochę osób które coś potrafiły i robiły swoje, czasami z korzyścią dla Polski. Tylko te osoby były przykrywane wszystkimi Macierewiczami, Czarnkami, Ziobrami i ich „sukcesami”. Moja robocza hipoteza jest taka, że PiS nie potrafi docenić uczciwej, porządnej pracy, takiej którą się wykonuje długofalowo. Są tak zaczadzeni mitem genialnego stratega, że liczą się dla nich przede wszystkim spektakularne wyczyny.

    A przecież tak obiektywnie patrząc, fakt że żeby rozliczyć podatki mogę się z łatwością zalogować przy pomocy profilu zaufanego do portalu e-podatki, gdzie już czeka na mnie wstępne rozliczenie dokonane przez urząd, które mogę w ogóle zaakceptować jeśli nie zamierzam niczego odliczać i zrobić to wszystko w minutę to jest olbrzymi postęp. Pamiętam przecież – i to nie są wcale takie dawne czasy – kiedy do rozliczania podatków instalowało się dedykowane programy na komputerze i poświęcało na to parę godzin z dokładnym przepisywaniem (i kilkukrotnym sprawdzaniem) danych z papierowego dokumentu.
    Robienie pewnych urzędowych rzeczy stało się znacząco prostsze. Ba, moje doświadczenia z tego roku wskazują, że e-administracja państwowa jest bardziej sprawna i mniej upierdliwa niż np. warszawska.

    Więc tak, PiS nie potrafi sformułować tego prostego komunikatu tylko idzie na konflikt. Bo dzielenie ludzi i wymachiwanie szabelką to jest to co im przychodzi najłatwiej, praktycznie naturalnie. Nawet gdy pewne argumenty ma praktycznie pod nosem to z nich nie skorzysta. Nie wiem czy dlatego, że oni potrzebują czuć się silni a takie odwoływanie się do rozsądku byłoby dla nich jakimś płaszczeniem się przed motłochem? Czy pogarda dla osób o innych poglądach nie pozwala im traktować nas jak ludzi o takich samych prawach i możliwościach intelektualnych? Moja robocza hipoteza jest taka, że decydenci w PiS postępują zgodnie z zasadą „dostosujecie się do nas albo was zniszczymy”, a te faktyczne sukcesy i poprawy dla wszystkich to robota jakichś dołów, które po prostu robiły swoje. Nawet niekoniecznie pisowskich, może po prostu kompetentnych urzędników.

  45. Pierwsze pytanie brzmi: na ile rozwój gospodarczy z ostatnich x lat jest dzięki, a na ile pomimo władzy jednej czy drugiej ekipy.

    Jak dla mnie dwoma głównymi czynnikami były:

    – emigracja grubych milionów ludzi, z którymi nie bardzo było co robić w kraju (i jak najbardziej kraj może być symultanicznie krajem imigracji do prac prostych jak i emigracji rodzimych pracowników mniej lub bardziej wykwalifikowanych),
    – integracja gospodarcza z zachodem.

    Obie rzeczy mają początek przed 2005 rokiem (czasem grubo). O ile ekipy po 2005 rządzące by nie wyszły ze struktur zachodnich to miały umiarkowany wpływ na oba te mechanizmy.

    A druga rzecz… na ile ten postęp jest odczuwalny przez masy? Czy typowy robotnik (jakby nie patrzeć – nadal spora grupa społeczna) materialnie stoi pewniej niż dekadę temu? Owszem, ma wyższą płacę minimalną (ale na ile realnie wygląda jej egzekucja to nie wiemy) i szybciej w razie czego znajdzie nowe zajęcie, ale czy łatwiej mu o mieszkanie? Czy jego dzieci mają dostęp do lepszej edukacji niż on w ich wieku? Czy młody, zdolny ale biedny z Mycisk ma łatwiejszą drogę do awansu społecznego niż dekadę temu?

    I najważniejsze – czy on ten postęp widzi?

  46. Te opowieści o dobrych rządach PiSu to może odłóżmy na za 20 lat, bo jeszcze ktoś w to uwierzy i na nich znów zagłosuje. Faktycznie, przez 8 lat ułatwili płacenie podatku, no wow, zaoszczędziłem godzinę rocznie. Na pewno nowy Ład Podatkowy był kapitalnym rozwiązaniem. A przypisywanie im wzrostu gospodarczego to już w ogóle, może by porównać z otoczeniem? I bardzo się poprawiło osobom posiadającym oszczędności, jak skumulowana inflacja coś koło 50% wyniosła w ciągu ostatnich trzech lat.

  47. Nam się poprawiło „dzięki” covid i zawyżonej śmiertelności – emerytura po przeliczeniu z uaktualnionym oczekiwanym czasem życia podwoiła się.
    A pensja na uczelni? Wiadomo, tyle że Nowy Ład zwolnił mnie z podatków.

  48. No nie wiem, może jestem nietypowy, ale 10 lat temu finansowo było mi znacznie lepiej niż obecnie. Z tego co wiem o moim bąbelku to jest powszechne. Mniej więcej od początku pandemii zjazd w dół. A już od 2 lat to wiadomo – inflancja fhuj a podwyżek zero.

  49. A, jedyny pozytyw jaki pamiętam z ostatnich lat to jak obniżyli pit do 12%. To poczułem na plus. Ale pewnie platforma to akurat odwróci.

  50. @embercadero „No nie wiem, może jestem nietypowy, ale 10 lat temu finansowo było mi znacznie lepiej niż obecnie. Z tego co wiem o moim bąbelku to jest powszechne.”
    A cóż to za bąbelek? Moim znajomym jest generalnie lepiej, z wyjątkiem tych prowadzących małe biura architektoniczne (bo brak waloryzacji umów podpisywanych przed największą inflacją mocno w nich uderza).

  51. @ orzeł-morzeł
    W moich wspomnieniach to taka korporacyjna impreza integracyjna, którą zarząd postanowił zorganizować w celu poprawy dołujących nastrojów w firmie. W ramach rozluźnienia nastroju wszyscy włącznie z CEO mieli przyjść w śmiesznych strojach zakupionych specjalnie na tę okazję, dyrektorzy dodatkowo mieli założyć sztuczne nosy i śmieszne czapeczki. „I pani Beatko, niech Pani nie zapomni przekazać wszystkim, że mają się dobrze bawić!”

  52. @wojtek_rr
    „Faktycznie, przez 8 lat ułatwili płacenie podatku, no wow, zaoszczędziłem godzinę rocznie.” Przecież podatki to tylko jeden przykład. Ja przez ostatnich parę lat zdecydowanie odczułem, że Polska cyfrowo działa i to całkiem sprawnie. Chociażby gdy przyszedł covid i poszły szczepienia to nie musiałem się przejmować – wchodziłem na portal, miałem wystawione szczepienie, znajdowałem sobie placówkę w której chciałem to przeprowadzić, szczepionkę którą chciałem dostać, nawet godzinę z dokładnością do 15 minut. Szybko i sprawnie załatwiałem sobie wizytę a potem tylko musiałem się zjawić na miejscu, gdzie też nie było żadnych ceregieli – personel sprawdzał, potwierdzał i przeprowadzał szczepienie bez problemów w rodzaju „nie mamy pańskiej wizyty i co nam pan zrobi?”
    To nie są bynajmniej peany na cześć PiS, przecież wszyscy wiemy że oni potrafili niejedno – excusez le mot – spierdolić koncertowo. Pewnie do końca życia nie zapomnę jak najpierw upierali się, że szczepionki dla osób powyżej bodajże 40-go roku życia będą za jakiś czas a potem zmienili zdanie i dopuścili je… pierwszego kwietnia. Autentycznie myślałem, że ktoś sobie taki żart zrobił. Więc to jest raczej stwierdzenie „patrzcie, nawet ci nieudacznicy potrafili zrobić coś porządnie i sensownie”. Oraz zdziwienie, że oni się tym w ogóle nie chwalą. Wynajdują sobie sztuczne sukcesy, wywalają kasę na billboardy mające przekonać suwerena, że to dzięki rządowi mniej płaci za energię czy benzynę, a o tym że udało im się bardzo ładnie pchnąć cyfryzację milczą. Kiedy nawet tacy przeciwnicy jak my po prostu muszą przyznać, że to im się faktycznie udało.

    Wszyscy wiemy co oni wyczyniali. Czy znajdzie się tutaj chociaż jedna osoba skłonna bronić Glapińskiego i uważająca, że mielibyśmy gorszą inflację gdyby nie on? Ale WO pisze jednocześnie, że mieszkańcy miast – a więc raczej antypis – zdają się żyć całkiem wygodnie i raczej mają pieniądze na chodzenie po knajpach.
    Ja mógłbym to skontrować chociażby dużo większymi cenami sushi czy tym, że kilka całkiem fajnych miejsc mi popadało przez pandemię i późniejszą inflację. Tylko że wcale nie czuję, żebym chciał się tutaj z gospodarzem kłócić. Moje obserwacje w Warszawie są takie, że pewne rzeczy się pogorszyły ale inne polepszyły. Vegan Ramen Shop – a mam akurat jeden o rzut beretem od domu – to miejsce przed którym regularnie widuję kolejki oczekujących. W moich ulubionych restauracjach czasami trafiam na pustki a czasami na komplet i mam problem żeby dostać stolik – i zależy to raczej od dnia i godziny, niż tego kto rządzi. Jedna knajpa mi się zamknęła i już się nie otworzy, inna zamknęła się… i przeniosła ulicę dalej, do większego lokalu który obecnie remontuje.

    Nie widzę kto tutaj twierdzi, że PiS odpowiada za rozwój gospodarczy – może przegapiłem. Trochę im pomagała koniunktura czy okoliczności, trochę sami całkiem sprawnie spalali pieniądze żeby ludzie nie odczuwali skutków ubocznych. A trochę… po prawdzie sam nie wiem, może to że ekonomia to nie nauka i różne przypuszczenia jakie ekonomiści lubią snuć bywają zawodne? Przecież kiedy Morawiecki negocjował KPO to wszyscy się cieszyli ile to pieniędzy będzie (tylko Ziobro nie). Potem się okazało, że tych pieniędzy nie będzie bo nie spełniamy warunków. I co? I jakoś daliśmy radę bez nich, Polska się nie zawaliła. Pewnie, że lepiej mieć pieniądze niż nie i wiadomo że mieć miliard a nie mieć miliarda to już dwa miliardy.
    Może jednak ich wpływ na życie ludzi en masse jest przeceniany?

  53. @Piotr Kapis „(…) PiS nie potrafi dostrzec swoich autentycznych osiągnięć i się nimi chwalić. Jak tak spojrzeć uczciwie, to oni mieli trochę osób które coś potrafiły i robiły swoje, czasami z korzyścią dla Polski.”

    Gdzieś to już kiedyś czytałem, gdzie to było? Ach tak, mniej więcej wszędzie w liberalnym bąbelku w okolicach wyborów 2011 i potem 2015 w odniesieniu do PO. „Wszystko jest super, tylko Platforma nie potrafi chwalić się sukcesami”. Już wtedy trudno było nie zgrzytnąć na to zębami — a to w sytuacji gdy za PO niewątpliwie zaliczyliśmy jeden czy drugi skok cywilizacyjny (weźmy pierwszą z brzegu sieć dróg) oraz przeszliśmy w miarę suchą gospodarką przez światowy potop.

    Ale ja nie o tym. Otóż od kiedy to obserwuję i w tym uczestniczę — a widziałem od środka więcej niż parę ministerstw i więcej niż kilku krajowych nadawców — w przypadku rządów PiS, te „trochę osób które coś potrafiły” to zawsze było niedużo, by do minionego października zjechać do mniej niż zera. Kto ma lepszą pamięć ten pamięta „krótką ławkę”, którą PiS i jego środowisko zawsze się cechowały. Nie mam tu na myśli zwolenników per se. Tych to stale przybywało dopóki były stanowiska. (Mam nawet paru elastycznych znajomych o poglądach bez mała centrolewicowych, których niedawno ze zdumieniem odnalazłem w składach rad nadzorczych paru spółeczek. Krzepiące.)

    Piszę natomiast o tych ludziach, którzy coś umieją. Przecież te osiem lat to stały, nieprzerwany odpływ wszelkiej eksperckiej kadry zewsząd. Pewną ilustracją tego zjawiska są przecież niemal nieistniejące prawicowe media, o których tu niedawno było obszernie. Nie ma ich, bo w to nie umieją. W ogóle w mediach, ze względu na widoczność, świetnie to widać. Spójrzcie kto wpłynął przed kamery tam, gdzie nie trzeba się było oglądać na kwalifikacje, no kamą. A tam, gdzie one były niezbędnie konieczne — np. arcyciekawa klapa projektu TVP World — no właśnie, klapa po całości. Mistrzowie MSZowskiego protokołu odesłani do archiwów. Itd, itp, ad nauseam.

    Nawet, of all things, 500+. Jedna Streżyńska sprawiła, że ten program w ogóle odpalił, bo wpadła na pomysł jak przykryć kompletną nieudolność administracyjną aparatu i oddać obsługę wniosków w ręce banków. I gdzie jest teraz Streżyńska? Well.

    500+ to jest w ogóle znakomite studium przypadku, bo imho obrazuje szczyt możliwości kompetencyjnych tej ekipy. Wziąć kasę. Dać kasę (z trudnościami, nie wiemy jak to zrobić, uff, są banki). Koniec. Wiem że blog ten 500+ raczej nie potępia, ale pozwalam sobie twierdzić, że to jednak dość głupi pomysł na przepalanie dziesiątek miliardów rocznie. Osobiście pchałbym te fundusze w oświatę i pediatrię i podkręcił te dziedziny na przester, ale to już inna bajka.

  54. @sheik
    „A cóż to za bąbelek? Moim znajomym jest generalnie lepiej, z wyjątkiem tych prowadzących małe biura architektoniczne (bo brak waloryzacji umów podpisywanych przed największą inflacją mocno w nich uderza).”

    Warszawa, 40+, mniej więcej pół na pół korpo średniego szczebla albo urzędnicy. Jacyś nauczyciele. Generalna przyczyna: zero podwyżek od lat, za to 50% inflacji.

    Co do tłoku w knajpach: w dużych miastach bardzo przybyło ludności i nie chodzi mi tylko o Ukraińców. Samych Hindusów za Pisu przybyło w Warszawie z kilkanaście tysięcy.

  55. @DeezBellz
    Ależ ja sobie doskonale zdaję sprawę z tego, że PiS ma krótką ławkę i brakuje mu ludzi kompetentnych. Katastrofa smoleńska to dla nich była faktycznie katastrofa, to oni tam stracili parę co bardziej ogarniających osób.
    Tyle że aparat państwowy to przecież nie są wyłącznie zwolennicy PiS. Ba, to często nie są w ogóle zwolennicy PiS. Swoich ludzi wprowadza się na poziomie dyrektorów wzwyż, a i to nie zawsze. Oczywiście PiS i tutaj napsuł, chociażby demontując służbę cywilną. Osobiście uważam, że albo nie popsuli dosyć i gdzieś tam zostali ludzie którzy dłubali swoje, a ich dyrektorzy akurat nie byli kompletnymi niemotami i nie ubili tego. Albo mają jednak jakieś parę kompetentnych tylko niewychylających się osób, które nie są doceniane. Na wierzchu trwa wielka wojna o stołki i wpływy, a na jakimś niższym poziomie ktoś coś dłubie może mając nieogara-promotora, który mu pozwala zachować pozycję.

    500+ to owszem niezły przykład na działanie PiS. To znaczy ktoś tam miał nawet niegłupi pomysł, zauważył potrzebę i udało mu się przebić. A potem zrealizowali go po swojemu czyli tak, że można było lepiej. Ale zauważmy, że przy całej swojej ułomności 500+ niejednej rodzinie pomogło bezpośrednio, ponieważ żyli w Polsce ludzie którzy takiej pomocy potrzebowali. I których PO nie zauważało albo nie uważało za wartych zachodu. PiS zauważył, zaadresował i zyskał na tym. Zrobił to prymitywnie, ale zrobił coś.
    Ja też bym te pieniądze wydał inaczej – a przynajmniej lubię tak myśleć. Ale są powody dla których ja ani nie jestem ministrem ani nikt mnie nie rozważa na takie stanowisko.

    Prywatnie uważam, że problemem PiS od dawna jest zawiść Kaczyńskiego i jego przycinanie każdego kto tylko się chociaż trochę wychylał. Był taki czas, że Ziobro wyrastał na nową gwiazdę i został przycięty (a potem sobie wyrobił pozycję zakładając własną partię i wymuszając tymi nielicznymi ale istotnymi dla większości głosami warunki). Dlaczego Sasin ma taką pozycję? Bo to człowiek który jak Kaczyński powie „trzeba coś zrobić” to niczego nie kwestionuje tylko mówi „ja się tym zajmę”. Więc przy wszystkich atrakcyjnych dziedzinach oni się ciągle żrą i próbują przeciągać na swoją stronę, pakować tam swoich ludzi. I tu się liczy najbardziej wierność, nie kompetencje. Ale są sprawy którymi ktoś musi się zajmować, te mniej atrakcyjne, czasami trudniejsze. I tam się mogli zabunkrować ci, którzy w normalnej partii stanowiliby właśnie ławkę. A w PiS pochylają głowy, nie wyróżniają się z tłumu i robią swoje. Dlaczego w ogóle tam są? Może dlatego że to jednak nadal jakaś kariera, pieniądze, etc. No i dlaczego mieliby rezygnować póki PiS był przy władzy a oni byli bezpieczni? Byle nie pchać się do pierwszej ligi, do tych wszystkich gierek i przeciągania liny.

    Ja też przez jakiś czas uważałem, że 500+ to szczyt możliwości PiS. Ale teraz sądzę, że to wszystko bardziej skomplikowane i zależy od działki, od tego za jak ważny uznaje temat Kaczyński, kogo do niego oddeleguje, etc. W tych naprawdę ważnych, prestiżowych sprawach oni nie potrafią dużo, bo tam się pchają ludzie niekompetentni, typowi BMW albo i to nie. W sprawach mniej ważnych zaś, tych na które pańskie oko tak często nie spogląda, potrafią wymyślić coś sensownego. Te ich ewentualne sukcesy są niejako wbrew im samym, wbrew istocie tej partii. I pewnie właśnie dlatego oni nie potrafią tego wykorzystać.

    Pozwolę sobie na porównanie z popkulturą. Pewnie niektórzy wiedzą, że w amerykańskiej popkulturze komiksowej istnieją dwa duże wydawnictwa Marvel oraz DC. Ci pierwsi to ci od Spider-mana, X-Men i Avengers, ci drudzy są od Supermana, Batmana oraz takich perełek jak Sandman. W pewnym momencie Marvel zdołał zbudować tak zwane MCU (Marvel Cinematic Universe) które przyniosło mu grube pieniądze i cieszyło się olbrzymią popularnością. Jak to zrobili? Ot jeden film tu, drugi tam, drobne połączenia, budowa podstaw zajęła im ładnych parę lat, ale stworzyli sobie fundamenty. DC chciało mieć to samo, ale jakoś nie potrafiło. Dlaczego? Bo decyzje tam podejmowały złe osoby. Ich decydenci chcieli nadrobić te lata budowania podstaw błyskawicznie i w rezultacie pospieszali wszystko, przez co ich filmy okazywały się wtopami. A jeśli akurat nie, to były zupełnie niepołączone z resztą. DC jest jak PiS, próbuje grać w pierwszej lidze ale samo sobie wiąże sznurówki. Tylko że nie! Tak się dzieje tylko jeśli mówimy o filmach, tych wysokobudżetowych produkcjach które wymagają olbrzymich wydatków ale i przynoszą olbrzymie zyski (jeśli się udadzą) od razu. Ponieważ to są tak olbrzymie stawki DC posyła do nadzoru nad nimi Bardzo Ważnych Ludzi, którzy… cóż, zawalają. Ale gdy chodzi o seriale, dużo mniej kosztowne i mniej zyskowne, DC potrafi zrobić sporo fajnych rzeczy. Tam nie ma tego nadzoru, tych wszystkich ważniaków. Tam pasjonaci mogą robić to co chcą. I udaje im się.
    Uważam, że podobny mechanizm działa w PiS. Im się może udawać tylko tam, gdzie bardzo ważne osoby nie patrzą i odpuszczają, ponieważ to te bardzo ważne osoby są katalizatorem porażek. A jednocześnie są przekonane o swojej nieomylności.

    Można też podawać inne przykłady. Musk i jego firmy, które odnoszą pewne sukcesy, ale raczej tam gdzie on sam się nie angażuje osobiście. Bo kiedy to robi to dochodzi do katastrofy.

  56. @Piotr Kapis

    Z mojego bąbelka: z ministerstw odeszło za PISu mnóstwo ludzi, dowolnego szczebla, bardzo często po prostu na emerytury, choć często przyspieszone faktem ze nie chcieli pracować z debilami. Dzięki temu zrobiło się miejsce dla młodszych, wcale nie zwolenników PISu, tylko po prostu takich ktorzy nie okazywali demonstracyjnego obrzydzenia. Znam takie ze 2-3 osoby, bardzo kompetentne. Jest ich na pewno więcej i ich pracę widać, nawet jeśli ich dyrektorzy są debilami z partyjnego nadania.

    Wracając jeszcze do poprzedniego, komu się poprawiło/nie pogorszyło. Na pewno tym którzy mogą dostosowywać na bierząco swoje ceny do inflacji, czyli wszystkim B2B albo usługodawcom bezpośrednim – typu np znajoma terapeutka. Po prostu nie ma zmiłuj i jak idziesz na wizytę to nie wiesz czy nie usłyszysz że wszystko fajnie ale od dzisiaj 50 zeta za godzinę więcej. Im inflacja nie straszna

  57. Co się pisowi udało:
    Przekop przez mierzeję. Niewątpliwie, nie było a jest i działa. Co prawda osobiście nie jestem przekonany że wydanie dwóch dużych baniek na ruch turystyczny z Bałtyku do Elbląga było czymś efektywnym, no ale jest. Sukces równoważony jest Ostrołęką i tą kopalnią którą JSW nie trafiła w złoże.

    Mniej prześmiewczo – przy okazji budowy lotniska Solidarności Baranów powstał, wszystko wskazuje że dość sensowny, plan kolei dużych prędkości dla całego kraju i tu będę mocno zawiedziony jak ktoś to postanowi wywalić ciupasem do kibla. Autostrady mamy, to czas na kolej.

  58. PoprawiŁo si~ebardzo studentom, szczegÓlnie widać to od pandemii. Biedni po prostu nie dojechali więc statystyczny student to już banan z amerykańskiego serialu – tylko nie łapiący dowcipu biorąc przerysowany przepcyh kostiumów haloweenowych za wzór, czy na serio uważający że zaliczenie 33 krajów świata to jest coś do pochwalenia się w akademickim CV (przykład z życia).

    > I gdzie jest teraz Streżyńska? Well.

    Jak to gdzie, na blockchainie. A że ten jest już passe, to jak własnie ostanio sprawdzałem odnalazła się w komputerach kwantowych.

    Nie wiem na czym polegała wielka filozofia cfryzacji 500+ który z założenia nie wymagał weryfikacji w procesie administracyjnym. Banki przyjmowały wnioski jako dostawcy tożsamości, tak samo jak wydają karty, automatycznie. To że nie było żadnych innych dostawców, to też nie był strukturalny problem na przykład ePUAP, bo dzisiaj praktycznie każdy dorosły ma profil zaufany. PiS wdrożył też cyfrowy dowód, dzięki wymogom UE, z dwoma falstartami. Pierwszym, bo Streżyńska wymyśliła taką wartwę cyfrową którą trzeba od razu wymienić na zgodną z wymogami UE. Drugim bo kupiono nie speŁniające norm bezpieczeńatwa czytniki linii papilarnych.

  59. @embercadero
    Co do ministerstw – wierzę. Sam pracowałem parę lat w jednym i do poziomu dyrektora (a wtedy nierzadko i na dyrektorskich) można było spotkać przeróżnych ludzi, w tym bardzo kompetentnych. Martwiły mnie plany PiS na służbę cywilną, bo popsuć sporo, ale to nie są stanowiska na które warto wrzucać swoich pociotków bo po pierwsze nie ma tam olbrzymich pieniędzy, a po drugie to żadna odskocznia do kariery. A ktoś jednak musi dłubać przy tych systemach.
    W ogóle moje wrażenie z pracy w ministerstwie było takie, że o ile nie trafi się minister-fanatyk który bardzo będzie chciał popsuć, to machina sobie poradzi. Za dużo jest spraw którymi się zajmuje, a które nie dają politycznego paliwa, żeby minister mógł tym zarządzać osobiście. Oczywiście trafiają się prawdziwe talenty, które potrafią sporo skopać (że tak tylko wspomnę ministrów edukacji), ale to nie jest norma.

    @tarhim
    Nie znam się na tym, nie moja działka, ale czytałem niedawno fajny wywiad w którym właśnie przedstawiano to lotnisko i węzeł kolejowy jako całkiem niegłupi pomysł (tylko chyba była już o tym dyskusja pod jedną z poprzednich notek i parę osób się nie zgadzało). W każdym razie wnioskiem z tego wywiadu było: nie wyrzucać wszystkiego od ręki tylko dlatego, że to pomysły PiS. Zrobić audyty, sprawdzić czy nie wyprowadzano pieniędzy, ale przemyśleć czy same pomysły nie mają jakiegoś sensu. Bo

  60. @Piotr Kapis

    „Ja przez ostatnich parę lat zdecydowanie odczułem, że Polska cyfrowo działa i to całkiem sprawnie.”

    Ja się zgadzam, że się poprawiło. Ba, to co zrobili z kodeksem ruchu drogowego to dopiero jest fajne, bardzo chciałbym wiedzieć, skąd im się te pomysły wzięły, zwłaszcza z pierwszeństwem pieszych. Ale… pamiętam, jak wo gonił za argumentowanie, że komuchy nie takie beznadziejne, bo analfabetyzm zwalczyli itp. Bez PiS też by się poprawiło. Naprawdę to nie jest czas na ich chwalenie, można im to będzie na grobowcu wyryć.

  61. @wojtek_rr
    Ale to nie jest chwalenie PiS, wydawało mi się, że już to pisałem. To jest zauważenie, że nawet za PiS pewne rzeczy się udały. Być może wbrew im samym, może właśnie dlatego że nie pilnowali, ale wyszły. I teraz ktoś rozsądny wykorzystałby to jako argument „ej, patrzcie, nie jesteśmy tacy źli! No chyba nie zaprzeczycie że jest wam jednak lepiej?” A PiS nie potrafi, jakby się nie zorientował że to są sukcesy. Co zresztą uważam za znamienne.
    Co do gonienia za bronienie komuny – sam WO zaczął od stwierdzenia, że PiS nie potrafi się pochwalić lemingom, więc chyba nam to nie grozi! A czy bez nich by się poprawiło? Ogólnie pewnie tak, w niektórych kwestiach niekoniecznie. Cyfryzacja wymagała jednak żeby ktoś te projekty przygotowywał i wdrażał. To mogło być oczywiście „po prostu nie szkodzić”. Ale już zmiany w kodeksie drogowym to konkretne rozwiązania, ktoś je musiał zaproponować, ktoś je przepchnął. Inni ludzie rozwiązaliby to inaczej. Albo wcale, bo by tego nie uznali za priorytet.

    Jeśli dobrze pamiętam to WO opisywał tu kiedyś pewien film o kościele katolickim (z Gajosem w roli biskupa?) i jedną z opisywanych rzeczy było to, że biskup ciągnie w górę człowieka o podobnych cechach i podejściu. Moim zdaniem coś podobnego zachodzi w PiS, ludzie na samej górze to po prostu mieszanka osób o zbliżonych cechach i sposobie myślenia. Dlatego tak trudno jest im zrobić coś kompetentnego kiedy się w to angażują. Ale na dołach (w tym w instytucjach państwowych, które podlegały rządowi) są inni ludzie, zdolni do robienia czegoś porządnego. I to będzie wychodzić jak długo decydenci pisowscy się im nie wtrącą i nie przeszkodzą. Co tłumaczy również dlaczego nie potrafią się tym chwalić – w ich mniemaniu istotne są tylko te rzeczy którymi się zajmowali, bo jeśli coś był ważne to kogoś delegowali, a jeśli nie delegowali to znaczy że było nieważne. Sukces w działce którą pominęli z definicji nie może być istotny, bo w przeciwnym wypadku ktoś od nich by tym zarządzał. Są tak przekonani o swojej misji i wielkości „genialnego stratega”, że bagatelizują wszystko inne. Ich własny model zarządzania ich gubi.

  62. > bardzo chciałbym wiedzieć, skąd im się te pomysły wzięły, zwłaszcza z pierwszeństwem pieszych.

    To bardzo ciekawy case. Ktoś mi wyjaśniał iż ten przepis akurat zmienił się nieznacznie i w istocie nie wprowadził nowej jakości. Zadziałała sprawna kampania straszenia mandatami za inne wykroczenia. Wszyscy są teraz przed przejściami bardzo grzeczni mimo, że być może nie muszą. Ja w tę opowieść wierzę, bo mnie samego ten akurat kodeks trochę przekracza.

  63. @unikod
    „Ktoś mi wyjaśniał iż ten przepis akurat zmienił się nieznacznie i w istocie nie wprowadził nowej jakości.”

    To chyba nie tak – chodziło zdaje się o to, że już poprzednio możliwa była interpretacja, że pieszy wchodzący ma pierwszeństwo, ale uzus policji i sądów był inny. Zmiana przepisów w 2021 nie pozostawiała już pola do innego odczytania, więc wszyscy zaczęli się stosować. Jednak co do zasług PiSu, to pamiętajmy, że ten przepis próbowało wprowadzić już PO w 2015, ale uwaliła to ich wewnętrzna opozycja (pod wodzą senatora Pocieja). Z mejli Dworczyka wynika, że zmiany w kodeksie drogowym zawdzięczamy osobistej determinacji premiera Morawieckiego.

    W kwestii cyfryzacji widzę też ogromny postęp przez ostatnie kilka lat – jako kierowca (nie trzeba wozić ze sobą dowodu rejestracyjnego i prawa jazdy), ale też jako pacjent, korzystający z recept elektronicznych i L4.

  64. „bardzo chciałbym wiedzieć, skąd im się te pomysły wzięły, zwłaszcza z pierwszeństwem pieszych.”

    A dlaczego niby pieszy nie miałby mieć pierwszeństwa na pasach? Tak jest we wszystkich znanych mi cywilizowanych krajach, w przeciwieńswie do tych niecywilizowanych gdzie pieszy non stop musi uważać by go ktoś nie zabił. To coś jak palenie papierochów przy jedzeniu, oznaka przynależności do cywilizowanego kręgu kulturowego.

  65. @”oznaka przynależności do cywilizowanego kręgu kulturowego”

    I PiS jest ogólnie znany z działań cywilizowanych. Bardzo teraz zwalczają strefy czystego transportu czy walkę z piecami. A to wprowadzili, i to bez żadnego przymusu.

  66. @Piotr Kapis
    „W każdym razie wnioskiem z tego wywiadu było: nie wyrzucać wszystkiego od ręki tylko dlatego, że to pomysły PiS.”

    No i przynajmniej z doniesień prasowych wynika, że ten kierunek obrano, także będę obserwował.

  67. @wojtek
    „. A przypisywanie im wzrostu gospodarczego ”

    Ależ nikt im nie przypisuje. Ale fakt, ze wzrost był. I to z ich strony głupie, że nie potrafili tego rozegrać w kampanii wyborczej. I bardzo dobrze, do samorządowych nie zdążą zmądrzeć, a do 2027 się rozpadną i to będzie już wtedy coś innego pod inną nazwą z innym prezesem.

    @embercadero
    „Jacyś nauczyciele. Generalna przyczyna: zero podwyżek od lat, za to 50% inflacji”

    Dziwne. Nauczyciele przecież akurat mieli podwyżki. Obserwowałem to uważnie, jak krzywa zarobków w mediach spada, a krzywa w edukacji rośnie – no bo pewnie, że wypytywałem o zarobki znajomych ze studiów. Gdzieś jakoś koło 2018 to się przecięło (oczywiście wśród moich rówieśników, czyli ludzi pracujących w oświacie ćwierć wieku, którzy przeszli wszystkie szczeble awansu – no ale to do nich się porównywałem, bo z kolei ludzie stawiający pierwsze kroki w mediach w ogóle tradycyjnie byli wpychani na staż za wpis w cv).

  68. @unikod
    „Ktoś mi wyjaśniał iż ten przepis akurat zmienił się nieznacznie i w istocie nie wprowadził nowej jakości.”
    Wcześniej obowiązywał przepis, że pierwszeństwo ma pieszy znajduący się na NA przejściu a uzus był taki, że jeśli akurat na nie wchodził (tu kwestia uznania, kiedy jeszcze wchodzi a kiedy już jest), to uznawano że wtargnął. Obecnie również jeśli stoi PRZED przejściem, ale zamierza na nie wejść, ma pierwszeństwo. To jest bardzo duża różnica.

    @poprawa poziomu życia w ostatnic 8 latach.
    Jeśli chodzi o większe miasta, to zasadnicza kwestia brzmi: czy masz gdzie mieszkać? Jeśli ktoś ma już mieszkanie, kupione 3-4 lata temu bądź wcześniej – oraz nie pracuje w budżetowce, gdzie podwyżek nie było od poprzedniej epoki lodowcowej – to raczej się poprawiło. Nawet z wyższymi obecnie ratami, bo to są raty od np. 400k kredytu. Natomiast dopiero co była mowa (sąsiednia notka) o tym, że zdolność kredytowa dla dobrze zarabiających to max 900k PLN (ranyboskie), które nie wystarczą na takie luksusy, jak trzypokojowe mieszkanie (ranyboskie x3). Czyli Polska w parę lat doszła do sytuacji zachodnich państw UE (+Londyn i Szwajc), gdzie mieszkania są już tak absurdalnie drogie, że naprawdę mało kogo na nie stać. Pozostaje wynajem.
    ..i teraz idźcie i powiedźcie komuś, kto w 2023 komercyjnie wynajmuje mieszkanie w dużym polskim mieście, że mu się przecież polepszyło. I dare, I double dare you.

  69. @sheik
    „i teraz idźcie i powiedźcie komuś, kto w 2023 komercyjnie wynajmuje mieszkanie w dużym polskim mieście, że mu się przecież polepszyło. I dare, I double dare you.”

    Ja tylko mówię, że w knajpach brakuje wolnych stolików. A w Warszawie dawno pękła psychologiczna granica, że piwo nie powinno kosztować dwóch dych.

  70. „Ale fakt, ze wzrost był. I to z ich strony głupie, że nie potrafili tego rozegrać w kampanii wyborczej.”
    Mam wrażenie, że dużo mówili o wzroście gospodarczym, o malejącym zadłużeniu w stosunku do PKB, a nawet o o jakichś 100 tonach złota, które w międzyczasie kupił Glapiński.
    Nie pomogło.

  71. Kwestia mieszkań to temat specyficzny, z jednej strony bardzo dotkliwy (olbrzymie koszty), z drugiej nie dotyka każdego – ci którzy już mają mieszkanie albo jeszcze go nie szukają nie odczują. Oraz przed PiS to też był spory problem, tylko teraz zrobił się jeszcze bardziej dotkliwy. Pamiętam, że ze dwie dekady temu rozmawiałem z kolegami i też to wychodziło: jeden zarabiający niewiele ale odziedziczył kawalerkę po babci. Drugi pracujący dla banku, konkretne pieniądze, ale na mieszkanie musiał brać kredyt. Są też ludzie którym to nie zrobi różnicy bo czy potrzebowaliby mieć kredytu milion, tylko 400 tys. czy nawet ledwie 200 tys. i tak nie mają zdolności kredytowej ani wkładu własnego. A i upadek PiS tutaj nie daje jakichś wielkich nadziei, kiedy słyszy się że KO jako rozwiązanie proponuje niskooprocentowane (czy w ogóle 0%?) kredyty. Przecież nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć, że zdawanie się na developerów przy znacznej nadwyżce popytu nad podażą tylko jeszcze podniesie ceny.

    Niemniej wydaje mi się, że Polacy zdają sobie sprawę z tego, że to nie jest tylko nasz problem. Jeździmy na zachód, widzimy co się tam dzieje, czytamy doniesienia. Ci sami (albo podobni) ludzie, którzy wykupują mieszkania pod inwestycje u nas, działają i tam. Berlin ma ten problem od paru lat a próby rozwiązania zostały uwalone przez ich odpowiednik NSA, jeśli dobrze pamiętam. Londyn wiadomo, ale i Dublin jest znany z drogich mieszkań. O Paryżu już lata temu czytałem, że dzięki inwestycjom w kolej zdołano trochę to ogarnąć, bo ludziom opłaca się zamieszkać poza miastem i dojeżdżać. W przypadku Holandii to też może działać, chociaż tutaj spekuluję – kraj stosunkowo mały i z dobrą siecią pociągów. Z własnego doświadczenia wiem, że lądując w Amsterdamie na Schiphol można pójść na pociąg nie wychodząc z lotniska i do takiego Rotterdamu mieć odjazd co pół godziny, a sama jazda jest krótka.
    Kłopoty mieszkaniowe w różnych krajach Europy to temat który przewija się w prasie od lat. Boli, ale bolało i wcześniej i nikt nie spodziewa się, żeby przestało.

  72. > PRZED przejściem, ale zamierza na nie wejść

    Pierwszeństwo przysługuje osobom „przechodzącym” lub „wchodzącym”, w miejsce poprzedniego „znajdującym się na”. Nie ma nic o zamiarze, ani też o jakimś „przed” – granica przejścia jest ta sama co poprzednio.

  73. @P.Kapis „Z własnego doświadczenia wiem, że lądując w Amsterdamie na Schiphol można pójść na pociąg nie wychodząc z lotniska i do takiego Rotterdamu mieć odjazd co pół godziny”
    Najpierw trzeba na tym nieszczęsnym lotnisku, europejskiej stolicy opóźnień, wylądować.

    @”Kwestia mieszkań to temat specyficzny, z jednej strony bardzo dotkliwy (olbrzymie koszty), z drugiej nie dotyka każdego”
    Dotyka każdego, kto nie ma swojego (względnie zaawansowanej spłaty jeszcze-nie-swojego, dawno zakredytowanego) mieszkania. To są miliony ludzi. Dodajmy kryzys w edukacji i zapaść systemu opieki zdrowotnej (np. znajomy tydzień temu w Warszawie złamał rękę, dzień powszedni, żadna niedziela wieczór, po paru godzinach czekania na izbie przyjęć poszedł do prywatnej kliniki) i mamy podobny zaskok, że jest tak dobrze, więc jakim cudem rządząca partia przegrywa.

    @”czytałem niedawno fajny wywiad w którym właśnie przedstawiano to lotnisko i węzeł kolejowy jako całkiem niegłupi pomysł”
    Węzeł przesiadkowy dla całego kraju zlokalizowany na lotnisku w środku niczego jest idiotyczny.

    @unikod „Pierwszeństwo przysługuje osobom „przechodzącym” lub „wchodzącym”, w miejsce poprzedniego „znajdującym się na”. Nie ma nic o zamiarze”
    Ok, jeśli się bardzo postarasz, to nie zauważysz różnicy, ale jednak jest, i to zasadnicza. Osoba *wchodząca* na przejście nie znajduje się jeszcze na jezdni – a już ma pierwszeństwo.

  74. @sheik.yerbouti
    O Schiphol wspomniałem tylko w kontekście sieci kolejowej Holandii, która jest całkiem fajna. A przynajmniej była te półtorej dekady temu, kiedy zdarzało mi się odwiedzać ich kraj. Oczywiście w kraju który jest 7,5x mniejszy powierzchniowo od Polski to łatwiejsze.

    Co do mieszkań: może to tylko moje osobiste doświadczenia sprawiają, że tak to odbieram, ale wydaje mi się że Polacy po prostu są do tego przyzwyczajeni. Czy jest gorzej niż było parę lat temu? Owszem. Ale jeśli na stan mieszkalnictwa w Polsce spojrzeć jak na wykres to on przecież od dawna jest na minusie, nawet jeśli jakoś tam rósł. Ten obecny spadek to po prostu chwilowe wahanie. Jeżeli powojenna Polska miała arbitralną wartość -1000, potem doszliśmy do -200 a potem nam się obsunęło do -400, to jest to słabe ale w większej perspektywie bywało gorzej.
    Moja rodzina przeżyła do początku lat 70-tych w powojennych ruinach. I kiedy piszę ruinach to mam na myśli dokładnie to, budynek z którego przetrwał parter, kawałki ścian powyżej i jedyna część w oryginalnej wysokości – komin. Pierwsza dekada mojego życia to życie z siostrą, rodzicami i dziadkami na niecałych 40m2, dwóch pokojach z kuchnią. Dla mnie to co mamy teraz to po prostu jeszcze jedna kijowa sytuacja w trwającym dekady kijowym ciągu.

    „Dotyka każdego, kto nie ma swojego (względnie zaawansowanej spłaty jeszcze-nie-swojego, dawno zakredytowanego) mieszkania. To są miliony ludzi.”
    Tak, to są miliony ludzi. I to były miliony ludzi dekadę temu. I miliony ludzi dwie dekady temu, trzy, i tak dalej. Ludzi którym się obiektywnie pogorszyło w tej kwestii w ostatnich latach jest stosunkowo niewiele, bo dotyczy to tylko tych którzy wtedy mieli zdolność kredytową (albo byli na dobrej drodze) ale ją stracili przez rosnące ceny i wymagane wielkości kredytu.
    Ludzie w Polsce przeżywali gorsze rzeczy, mnóstwo rodzin ma historie jak to się tłoczyli w kilka pokoleń w M2 czy M3. Transformacja ustrojowa w ’89 przyniosła wielu osobom dużo większe pogorszenie i ludzie ciągle to pamiętają.
    Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie uważam że to jest zdrowa sytuacja i zdecydowanie należy ją zmienić. Ale jest to jeden z tych czynników który bardzo trudno ogarnąć, nie jest to nic nowego i Polacy świetnie o tym wiedzą. Nikogo to nie zaskakuje. A w międzyczasie ludzie jakoś żyją. Mieszkanie to problem długofalowy, wygody codziennego życia zaś są tu i teraz. Zaciskanie pasa nie pomoże, więc równie dobrze można się chociaż trochę cieszyć życiem i wegańskim ramenem, sushi albo sojowym dyniowym latte.

    „mamy podobny zaskok, że jest tak dobrze, więc jakim cudem rządząca partia przegrywa.”
    A to jest w ogóle większy temat. Napisałem co myślę o pomyśle KO na rozwiązanie kwestii mieszkań i na tym poprzestanę, bo jak się rozpędzę to pewnie dobiję do limitu znaków i nadal będę marudził. Głosuję na ludzi, którzy mają zauważalnie inne podejście do tego tematu. Tylko oni też, jakimś cudem, nie zdobywają popularności.

  75. @wo
    „No nie wiem, ja bym nie chciał wrócić do swojego poziomu życia z roku 2013 (a jeszcze bardziej do poziomu życia z 2007). Nie wiem jak u was, drodzy komcionauci, ale u mnie to jednak jest ciągle trochę do przodu.”

    U mnie dokładnie na odwrót. 2007 to był szczyt moich realnych zarobków, chyba największy dochód rozporządzalny ever. Potem już tylko równia pochyła, po 2020 wręcz stroma. Przez ostatnie trzy lata podwyżki w firmie zrekompensowały może 1/3 inflacji, jeśli ktoś miał szczęście, bo wielu kolegów nie dostało wcale. Mowa o koncernie technologicznym z pierwszej europejskiej dwudziestki pod względem dochodów. Rok 2023 był pierwszym w którym pojechałem na wakacje z dziećmi na kredyt, samochodem który ma 20 lat i nie bardzo jest za co kupić nowszy. Niestety, ciężko zmienić robotę, gdy się jest specjalistą w dziedzinie tak wąskiej, że w kraju są dokładnie cztery firmy mogące cię zatrudnić zgodne z kwalifikacjami, wszystkie w innym mieście, i wszystkie zmagają się z podobnymi problemami (nasycony rynek, cenowy wyścig do dna), zaś zmieniając branżę trzeba by pójść na jakiegoś juniora, ze sporymi brakami w najnowszych technologiach, i to w wieku 50+. Ale to wszystko to nie kwestia ogólnej koniunktury, tylko raczej konkretnej branży, dla której eldorado z pierwszej dekady wieku zmieniło się w okres walki na noże i cięcia wszelkich kosztów.

    @embercadero
    „komu się poprawiło/nie pogorszyło. Na pewno tym którzy mogą dostosowywać na bierząco swoje ceny do inflacji, czyli wszystkim B2B”

    Ponad połowa składu to B2B. Im też się pogarsza. Nie widzę różnicy w braku podwyżek dla etatowców i braku aneksu do umowy dla B2B, ba, nawet występują przypadki pogarszania stawek.

  76. „A druga rzecz… na ile ten postęp jest odczuwalny przez masy? Czy typowy robotnik (jakby nie patrzeć – nadal spora grupa społeczna) materialnie stoi pewniej niż dekadę temu? Owszem, ma wyższą płacę minimalną”

    Nie wiem, czy robotnik, ale niemal każdy ochroniarz odczuł wprowadzenie w 2017 r. stawki minimalnej przy umowach zlecenia. To był skokowy wzrost wynagrodzeń.

  77. @kwestie mieszkaniowe
    Różnica pomiędzy tym, co było w Warszawie 8-10 lat temu – i na rynku najmu, i jeśli chodzi o zakup własnego lokalu – wg mnie jest gigantyczna. Zdolność kredytowa, koszt kredytu, dostępność mieszkań – z mojej perspektywy jest dużo gorzej niż było.

  78. re: przejścia dla pieszych
    Z półtora roku temu (2022 i było ciepło) lazłem chodnikiem z nosem w książce i w tej samej pozie stanąłem koło przejścia. Nie byłem pewien, czy w ogóle zamierzam przechodzić, a jeśli tak, to czy teraz, czy za trzy minuty (w każdym razie chciałem coś doczytać do końca). Z sennej lektury wyrwał mnie cichy, smutny głos cichego, smutnego funkcjonariusza z cichego, smutnego radiowozu. Dopytywał, czy ja w ogóle zamierzam przejść, bo oni tu tak stoją i czekają, i czekają, i nadal nic nie wiedzą.

    BTW nie wiem, czy jest to sukces czy porażka, ale rekrutacja do milicji odbywa się teraz tak, że w prewencji chodzą na patrole jakieś zestawy o całkiem ludzkim wyglądzie, typu „girl next door plus student trzeciego roku filozofii w lennonkach”, natomiast przestałem widzieć kolesiów wystylizowanych na „jestem synem sędziego Dredda i ED-209”.

  79. @janekr
    „Mam wrażenie, że dużo mówili o wzroście gospodarczym, o malejącym zadłużeniu w stosunku do PKB, a nawet o o jakichś 100 tonach złota, które w międzyczasie kupił Glapiński.”

    No właśnie. Po swojemu sprowadzali to do abstrakcyjnej opowieści o sukcesach Polski Jako Abstrakcyjnej Idei, a nie potrafili tego przełożyć na „lemingu w modnej knajpie, no przyznaj, że ci się poprawiło, pięć lat temu żarłeś na lunch kanapkę”.

  80. @kuba_wu
    „Ale to wszystko to nie kwestia ogólnej koniunktury, tylko raczej konkretnej branży”.
    Ja czułem oddech zmian w branży już w 2010 i zacząłem się wiercić. I udało mi się uciec koło 2012 do branży, gdzie wciąż trwa rozwój i mogę liczyć na w miarę stabilną pracę, będąc 50+. Teraz pewnie już bym nie mógł uciec.

    @wo
    „Nie wiem jak u was, drodzy komcionauci, ale u mnie to jednak jest ciągle trochę do przodu”.
    Tak się złożyło, że żyję w wielopokoleniowej rodzinie, która blisko ze sobą mieszka. Like w obszarze paru ulic. I gdyby nie 500+, które po prostu zmieniło rynek pracy to bym miał przesrane. A 500+ po prostu nieoczekiwanie wprowadziło na stałe umowy o pracę dla osób niewykwalifikowanych. A to zaraz wypełzło w wyżej. Ja od JDG do UoP uciekałem 16 lat. Oczywiście chcąc zachować jakiś poziom zarobków. Udało mi się w dopiero w 2016. To było akurat związane z firmą (Skandynawia). Ale po odejściu z niej w ogóle nie miałem obawy, że znowu wyląduje w JDG.

  81. @kuba_wu
    „Ponad połowa składu to B2B. Im też się pogarsza. Nie widzę różnicy w braku podwyżek dla etatowców i braku aneksu do umowy dla B2B, ba, nawet występują przypadki pogarszania stawek.”

    Jeśli dobrze zrozumiałem to Twoi koledzy rozliczają się z zatrudniającym za pomocą faktur, czyli korzystają z jdg jako sposobu na obniżenie podatków – dla nich przerzucenie inflacyjnej górki na kosztach życia nie sprowadza się np. do zmiany cennika we wspomnianym gabinecie psychoterapii lub wyższej wyceny usług typu „złota rączka”. Niestety, pozostaje im jedynie próba grzecznych negocjacji, zwykle indywidualnych, zwykle zakończonych porażką, jeśli otoczenie rynkowego akurat w danej branży nie sprzyja.

  82. @Emil
    No ale to kwestia terminologii. Jeśli ktoś prowadzi JDG i ma różnych klientów, może sobie pozwolić na wybrzydzanie i podnoszenie cen, to przerzuci koszty. Mowa była jednak o B2B, czyli działalności (niekoniecznie jednoosobowej) w której klientem jest inny biznes. A wtedy albo się ma na tyle mocną pozycję żeby przerzucić koszty na niego albo się nie ma. W typowym scenariuszu „Korpo zatrudniające ludzi na B2B zamiast na UoP” to przecież najczęściej korpo będzie miało mocniejszą pozycję. A mowa była o B2B. Gdyby ci wszyscy ludzie mogli założyć jakiś, nie wiem, związek… taki łączący ich interesy ze względu na wykonywany zawód… nie mam pojęcia jak to nazwać ani jak dokładnie miałoby działać. Ale na pewno wielu pracodawców dogada się skuteczniej niż jacyś zwyczajni pracownicy, co nie? 😉

  83. @Piotr Kapis
    Chyba wszyscy mamy zbliżony pogląd, a źródłem nieporozumienia jest właśnie niezgodność terminologii z stanem faktycznym – „jdg/b2b” jako dopuszczanej przez system alternatywy w rozliczaniu się stron funkcjonujących w rzeczywistym stosunku pracy (UoP) po jednej stronie, a realne prowadzenie działalności po drugiej.
    A mowa była u embercadero o pani terapeutce i jej możliwościach przerzucenia wzrostu kosztów na klienta końcowego (detalicznego, niebiznesowego). Faktycznie, zabrakło tam zastrzeżenia, że działalność, której usług/produktów odbiorcą nie jest szary człowiek, już tak łatwo nie będzie miało.

  84. @Emil
    Zgoda.
    Ja bym przede wszystkim nie pisał o takiej terapeutce, że jest na B2B. Jeśli jej klientami nie są inne biznesy to nie ma o tym mowy. Oczywiście język ewoluuje i może się okazać, że za jakiś czas B2B będzie synonimem JDG, niezależnie od klienta. Ale ja jednak lubię kiedy chociaż staramy się zachować pewną precyzję języka.
    Co do meritum myślę, że nie mamy o co się spierać.

  85. 9 października, tuż przed wyborami, mi się faktycznie poprawiło: Bardzo Ważny Zastrzyk, który dostaję co 3 miesiące, otrzymałem po raz pierwszy za darmo.
    Niewdzięczny jestem, mie zmieniłem preferencji wyborczych.

  86. Myślę, że w pewnym momencie poziom finansowy przestaje mieć najwyższe znaczenie. Dla mnie np. większym problemem jest/było niszczenie systemu edukacji przez Zalewską i Czarnka. Co spowodowało ucieczkę tych co mogli z publicznej edukacji do prywatnej (co powodowało też oczywiście uszczerbek na kasie i mogło tak być że korzyści finansowe zostały skonsumowane przez konieczność opłacania szkoły). Zabranie kasy samorządom powodowało oszczędności na wszystkich szczeblach (na ludziach w szczególności), może to nie jest widocznie w Warszawie (bo wiadomo że cały naród buduje swoją stolicę) ale im dalej tym gorzej.

  87. @eloy
    „Zabranie kasy samorządom powodowało oszczędności na wszystkich szczeblach (na ludziach w szczególności), może to nie jest widocznie w Warszawie”
    Jak nie jest widoczna. Bezrobotna znajoma dostaje różnego rodzaju zasiłki. W urzędzie, który przyznaje te zasiłki wprowadzono ostre oszczędności.
    Zasiłki oczywiście idą w dół, a poza tym urzędnikom nakazano w lecie nie włączać klimatyzacji i zminimalizować korespondencję.

  88. To jeszcze apropos nauczycieli którym się pogorszyło. Spytałem. Koleżanka miała od dawien dawna etat nauczycielski. Problem że w gimnazjum a te zlikwidowano. Od tamtej pory się wozi z ułamkami etatów, aktualnie ma 3 takie ułamki i codziennie kursuje między trzema szkołami. Wprawdzie w jednej dzielnicy ale domyślam się jak to może być wkurwiające i marnujące czas. Finansowo chyba te ułamki dają jej symbolicznie więcej niż poprzedni etat ale komfort ogólny jest nieporównywalny. Tyle anecdaty.

  89. Szkoła mojego dziecka nie jest w stanie zatrudnić nauczyciela/nauczycielki chemii bo nie jest w stanie zapewnić opłacalnej liczby godzin lekcyjnych.

  90. @embercadero
    “Mam taką prywatną teorię że hiphop w Polsce (i nie tylko, w sporej części Europy) zaczął się od „you have the right to fight to party”. Wcześniej nic się nie przebiło poza UK.”

    Przebijało się: link to youtu.be

    @wo
    “Poproszę o rozwinięcie. Z kontekstu domyślam się, ze albo gwiazda disco polo, albo gwiazda teleranka”

    Druh Slawek = Dziennikarz Sławomir Jabrzemski od “Rapoteki” i “DJ Club”

  91. @akis
    W Jugotonie wtedy (środkowe ejtisy) nagrali electro-breakbeatową epkę The Master Scratch Band, potem przyszedł ruch demo tapes z takim np. Badvajzer. A w Italii puszczało się to: link to youtube.com

  92. @80-sowy hip hop

    Tacy Druhowie Sławkowie działali w radiostacjach czy w TV w wieku krajach i oni przeważnie sprowadzali z USA pierwsze hiphopowe płyty i klipy. Byłem wtedy we Francji i tam w połowie ejtisów Sidney Duteil miał swój program „H.I.P. H.O.P.” w TF1 (pamiętam, że to szło w niedzielę koło południa przed „Starsky & Hutch”). Kilka odcinków jest do obejrzenia w sieci, ale nie te najbardziej reprezentatywne wg mnie. Na YT można zobaczyć, jak Duteil prezentuje takie francuskie b-boyowe składy „ze wsi i małych miasteczek”, podczas gdy mi się w pamięci kołacze, że występowali też u niego różni wielcy jak Afrika Bambaataa czy oryginalna bronksowa Rock Steady Crew. Do Polski breakdance też wtedy docierał różnymi ścieżkami – powstawały lokalne ekipy, proste układy drukował „Świat Młodych” itd.

  93. Mieto

    Te wpływy z USA szły dwoma drogami. Jednym były filmy jak „Beat Street” i „Flashdance”, po których wszędzie powstawały break składy. To był taki oddolny hip-hop dla ludu. Drugim kanałem były płyty zdobywane przez zawodowych entertainerów. U nich ta inspiracja kończyła się często pójściem w żart jak z tym rapowaniem przez Gottschalka czy Die Toten Hosen („Hip Hop Bommi Bop”). Ale z czasem dawało to zaczątki krajowej sceny. Swoje robiły też trasy amerykańskich wykonawców. Miałem to szczęście załapać się na New York City Rap Tour robioną w kilku miastach przez stację Europe 1 w 1982 r. (ja ich widziałem w Strasbourgu). Były z tej trasy zajawki w TV, może coś sobie przypomnisz:

    link to youtu.be

  94. @akis.paschalis

    „Te wpływy z USA szły dwoma drogami. Jednym były filmy jak „Beat Street” i „Flashdance””

    Był jeszcze taki dokument „Style Wars” o graficiarzach i hiphopowej scenie ogólnie. Mój gateway drug. Dzięki za przypomnienie tych czasów.

  95. @DK
    „Mój gateway drug”

    Dla mnie to był Duteil i General Njassą – miałem wtedy sporo fińskich znajomych. Tu ciekawa droga: najpierw wykonawca, potem dziennikarz muzyczny.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.