Jednym z powodów, dla których nawet nie próbuję udawać, że znam francuski, jest bezosobowa forma „on”. Próbowałem przy jej pomocy sformułować w tytule notki apel „zapraszam was” (jako „się was zaprasza”).
Nie wiem, czy mi to wyszło. Najgorsze dla mnie jest to, że w przekładzie zawsze da się dla „on” znaleźć odpowiedniki osobowe.
No ale jeśli przetłumaczymy w drugą stronę – wyjdzie nam tekst, mający już wszędzie formę osobową. Z „on vous invite” wyjdzie „je vous invite”. Niby to samo, ale jednak nie.
Uprasza się więc osoby, które to rozumieją, o komentowanie. To jedna z tych sytuacji, w których w uznaniu swojej niewiedzy, będę tylko pokornie kiwać głową, jak ktoś inny się wymądrza – może warto skorzystać :-).
Zainspirowała mnie piosenka Joe Dassina „Taka takata”, którą wrzucił na swojego walla Braineater. W tej piosence narracja prawie cały czas prowadzona jest osobowo.
Podmiot liryczny zapatrzył się w tańcu na kobietę torreadora. Jego serce biło „taka-taka” do taktu jej kroków. Tancerka upuściła wraz z liścikiem zapraszającym na „un rendez-vous à l’hacienda”. Tam przyłapał ich sam torreador i potem już bohaterowi serce biło „taka-taka” do taktu jego własnych kroków.
I teraz pytanie: przyłapał ich NA CZYM? To jedyne zdanie, w których podmiot liryczny opisuje sprawę bezosobowo. „On s’était enlacés sous l’oranger” czyli dosłownie „się było splecionymi pod drzewem pomarańczowym”.
Się splotło, hę? JA tańczyłem, ONA podała liścik, ON się wyłonił z cienia, SERCE robiło „taka-taka”, ale „SIĘ splotło”. Wszędzie formy osobowe, z wyjątkiem tego zdania.
Się można domyślić, że bezosobowa formuła służy eufemizmowi. „On” pozwala Francuzom na kontrolowany brak precyzji w wypowiedzi. Bezcenna sprawa w poezji.
Nie chodzi tylko o bezeceństwa. Pisałem kiedyś o piosence Indochine „J’ai demandé à la lune”, która nawet w tytule ma formę osobową pierwszej osoby (czasu przeszłego dokonanego, zresztą).
Podmiot liryczny opowiada, jak zadawał księżycowi głupie pytania i ten go potraktował olewczo.
Forma bezosobowa znów pojawia się tu tylko w jednym zdaniu, które aż prosi się o liczbę mnogą pierwszej osoby: „Ty i ja, się było tak pewnymi i się to powtórzyło wiele razy – to tylko przelotna przygoda”.
Zgaduję, że podmiot ucieka w bezosobowe „on”, bo to wspomnienie go krępuje. Nawet bardziej od kwestii rozmawiania z księżycem.
W piosenkach miłosnych „on” pojawia się też często gdy mowa o przyszłości. Być może – znów tylko zgaduję – dla podkreślenia, że deklaracji nie należy traktować bardzo serio („no może i SIĘ coś obiecywało, ale JA nic nie obiecałem”).
W piosence Telephone „New York avec toi”podmiot liryczny składa komuś obietnicę, która wygląda pitu-pitu przy kieliszku – „pewnego dnia zabiorę cię do Nowego Jorku”. Przeważają formy osobowe, z wyjątkiem obietnicy „on y jouera, tu verras” („się tam zabawi, zobaczysz”).
Dlaczego bohater o sobie i o swojej partnerce mówi osobowo, ale o tej zabawie akurat bezosobowo? Dlaczego nie mówi „się poleci, się zobaczy”, tylko „się zabawi”? Zgaduję, że po prostu tutaj urywa mu się wyobraźnia i sam czuje, że ta obietnica jest fałszywa.
To by pasowało do uroczej piosenki „P’tite Pédale” („Mały pedałek”) Emmanuelle Seigner, która zaczyna się od deklaracji: „zrobiłoby się parę doskonałą, gdyby nie to, że jesteś tylko małym pedałkiem” („On ferait un couple idéal, mais tu n’es qu’une p’tite pédale”).
Ilekroć podmiotka liryczna opisuje siebie i obiekt swoich uczuć, używa form osobowych, np. „dobrze wiem, że twoi kumple chcieliby zająć moje miejsce w twojej wannie” (rym „bain”/„copain”!). Bezosobowo mowa jest tylko o czymś, co na pewno nie jest prawdą.
Bohaterka chciałaby mieć z bohaterem dziecko, ale ten ją za każdym razem spławia mówiąc „się zobaczy” („on verra”). Zrezygnowana mówi więc na koniec „Jesteś moim Brokeback Mountain, ty Rimbaud a ja Verlaine”.
Francuzi nieświadomi tego, że mają najpiękniejszy język świata, uwielbiają wplatać w piosenki angielskie słowa. Wymawiają je na swój sposób, dzięki temu „Mountain” rymuje się z „Verlaine” (aaaaa!).
Mistrzem takich makaronizmów był Serge Gainsbourg. Nie nadużywał w swoich tekstach bezosobowej formy, lubił mieć wyraźne ja/ty, jak w klasycznym „Je t’aime… moi non plus”.
Interesujący przykład pojawia się jednak w makaronicznym do bólu duecie z Brigitte Bardot „Ford Mustang”. Zaczyna się od „się uczy języków w Fordzie Mustangu”, a kończy na „bang! się obejmie platany”.
To ostatnie to pewnie tylko fantazja o śmierci. Ale to pierwsze to może też tylko fantazja o przejażdżce z Bardotką, równie nierealna, jak wycieczka do Nowego Jorku dla podmiotu piosenki Telephone?