Zamorano i MRW podczas dyskusji o iPodzie poruszyli problem utraconej romantyczności, która pojawiła się przy okazji przejścia z kultury mikstejpa na kulturę plejlisty. Mikstejpa dziubdziało się w czasie rzeczywistym zgrywając winyle na kasetę lub wręcz na szpulowca. Zajęcie co najmniej na jeden wieczór. Plejlistę tworzy się myk-myk komputerową myszką, cały proces zamyka się w minutach (aczkolwiek przy odpowiednio obsesyjno-kompulsywnym podejściu też można ją komponować całymi wieczorami – aż się wstydzę przyznać, ile absurdalnie przesadzonego wysiłku potrafię włożyć w komponowanie plejlisty na specjalne okazje typu premiera książki czy piętnasta rocznica ślubu).
W dyskusji padło nawiązanie do podstawowej powieści na temat kultury mikstejpa – „Wierność w stereo” Nicka Hornby. Ekranizacja pokazywana była w polskich kinach pod idiotycznym tytułem „Przeboje i podboje” (jeśli kiedyś seryjny morderca zacznie w okrutny sposób mordować polskich dystrybutorów odpowiadających za rymowanki w tytułach, to najprawdopodobniej będę nim ja, panie inspektorze).
Miałem możliwość zapytania o to samego Nicka Hornby. Hornby wyrecytował oczywiście całą standardową formułkę na temat romantyczności mikstejpa… ale przyznał, że sam już przestał się z tym chrzanić i przesiadł się na zestaw iPod + iTunes. Element układania mikstejpa dla ukochanej przełożył mu się, jak w każdej porządnej rodzinie, na element selekcji muzyki na szuflę ukochanej.
Hornby nie kupuje muzyki online – kupuje cedeki i ripuje ajtjunsami niczym mieszkaniec Bolandy. Ale właściciel północnolondyńskiego sklepu w którym je kupuje powiedział mu niedawno, że nie przypomina sobie, żeby trafił mu się klient poniżej 35 roku życia. Ten właściciel nie jest zresztą pierwowzorem bohatera „Wierności w stereo” – właściciel sklepu, którego Hornby znał w tamtych czasach, dziś jest agentem nieruchomości, bo sklepy z płytami znikają z mapy Londynu (bohater „Wierności” w chwilach załamania myśli o podjęciu pracy w Virgin Megastore; nie ma już takiej opcji, bo ten brand też zniknął z londyńskich ulic, przy okazji szlag więc trafił ostatnie ślady po Tower Records przy Piccadilly – przyznam, że mnie to trzepnęło).
Bo najbardziej niesamowite w tej powieści jest to, że mimo pozornej nowoczesności i stosunkowo młodego wieku, traktuje ona już o rzeczach z minionej epoki (płyty winylowe, magnetofony kasetowe, budki telefoniczne i listy wysyłane na papierze). Rozmawiając z Hornbym użyłem porównania do Jane Austen, które mu się spodobało – tak jak ta cała hippika i hrabiologia, która występuje w powieściach Jane Austen, winyle bohaterów „Wierności w stereo” są już rozkosznie oldskulowymi rekwizytami do romansu kostiumowego.
Oczywiście, romantycznie jest wachlować winylami, tak jak romantycznie byłoby pojechać konno z Warszawy do Wenecji albo płynąć żaglowcem do Kalifornii nucąc stosowną pieśń żeglarską. Ale w praktyce ludzie nie bez powodu przesiedli się na samochody, samoloty i iPody. Nawet ci, których powieści opisują romantykę dawnych epok.
Obserwuj RSS dla wpisu.