Kiedy byłem młodym człowiekiem i miałem bardzo długie włosy, szalałem na punkcie zespołu AC/DC. Dla mnie właśnie to był Wzorzec Rocka. Ostatnio ciągle na moim blogu recykling, więc wrzucę anegdotę, którą tu już pewnie sprzedawałem. Szczytowy okres mojej fascynacji heavy metalem (mój syn ciągle mnie poprawia, że AC/DC to hard rock, ale czym w takim razie było TSA?) przypadał na premierę płyty „For Those About To Rock”. W niedziele w południe w Polskim Radiu była audycja, podczas której nadawano całe nowe płyty, żeby fani w domu mogli sobie je nagrać na kasety. Tak, dzieciaki – tłumacząc dzisiejsze technologie na tamtejsze, to było dokładnie tak, jakby w majestacie prawa można było dzisiaj zatankować iPoda premierową płytą całkowicie za friko. Precz sko munom, hę?
Niestety, w tym kraju wszystko musi zepsuć polityka. Płyta ukazała się pod koniec listopada 1981. Polskie Radio miało ją nadać 13 grudnia. Oczywiście, gdy w niedzielę nastawiłem sprzęt, na ukaefie słychać było tylko biały szum, a na długich w kółko leciało „Za ostatni grosz” i „Nie płacz Ewka” (ciekawe, dlaczego to były właśnie te dwa kawałki?) na zmianę z przemówieniem Jaruzela. Co bardzo przypomina mi pamiętne graffiti „Wojtek, historia może ci wybaczy, ale u mnie masz przejebane”.
Żyjemy w zupełnie innym stuleciu, ja mam zupełnie inną fryzurę, nie umiem dziś słuchać AC/DC z tym samym rozkosznie niewinnym zauroczeniem. Bóg wymyślił fortepian, Szatan wymyślił przesterowanego gibsona, a Latający Potwór Spaghetti wymyślił didżeja, który wszystko umie wziąć w ironiczny postmodernistyczny nawias. Słucham więc namiętnie ostatnio mashupa wyprodukowanego przez DJ Moule – „Bohemian Thunder”, w którym łączą się piosenki trzech wykonawców: AC/DC, B-52s i Dandy Warhols. Zabawnie podsumowujące trzy epoki mojego życia: późnopodstawówkowe napalenie na akordy z przesterowanych humbuckerów, licealne zamiłowanie do klimatów nowej fali i obecne zamiłowanie do wszystkiego, co ironiczne i wzięte w nawias (a za to w końcu kocham Warholsów).
Obserwuj RSS dla wpisu.