Zbliża się rocznica stanu wojennego – niedzieli, na którą wyczekiwałem w wielkim napięciu, bo w radiu mieli wtedy nadać najnowszą płytę mojego ulubionego zespołu. Już-już miałem naszykowaną kasetę do nagrywania… a tu na ukaefie cisza.
Młodzieży wyjaśnijmy, że komunizm miał swoje wady, ale dla entuzjasty poglądów Richarda Stallmana miał jedną zasadniczą zaletę: praktycznie nieskrępowaną wolność kopiowania dóbr kultury. Płyty w całości nadawano w audycjach radiowych, puszczając nawet przedtem sygnał pozwalający słuchaczom dostroić magnetofony.
Moim ulubionym zespołem w tę ponurą zimę jeszcze ciągle było AC/DC – choć nie wiedziałem jeszcze wtedy, że gdy zamkną szkoły, będę miał więcej czasu na słuchanie muzyki, a w efekcie moje gusty zaczną ewoluować. A ulubioną jego piosenką, to już naprawdę wstyd przyznać, było „Hells Bells” z albumu „Back In Black”.
No hej, byłem wtedy w wieku, który dziś określa się mianem „gimbusiarskiego” – a co ma się podobać gimbusowi, jak nie wizja piekielnych dzwonów, apokalipsy, nadejścia ery szatana, i w ogóle, no wiecie, „black sensations down your spine”. Uprzedzając następne pytanie: tak, Iron Maiden też bardzo lubiłem i do dzisiaj mam sentyment zwłaszcza do pierwszej płyty.
Odbyłem ostatnio dość szaloną podróż Bruksela (konferencja) – Manchester (Lem) – Londyn (Lem) i będąc pierwszy raz w życiu w Manchesterze, splądrowałem oczywiście małe sklepiki z płytami. Niby wszystko jest w internecie, ale jak w lemowskiej „Wyprawie Szóstej”, nadmiar informacji to jednocześnie brak informacji.
Przykład: Dandy Warhols, jeden z moich ulubionych zespołów współczesnych, nagrał już 10 lat temu jako B-track do singla „Bohemian Like You” cover mojej ulubionej piosenki sprzed 30 lat. A ja niby codziennie zaglądam na Youtube czy do Wikipedii, gdzie jest zapisana ta informacja, ale nie miałem jak się o tym dowiedzieć.
Takie wyszukiwanie sieci, że będzie można powiedzieć „Siri, czy są jakieś fajne covery od czapy, ktorych jeszcze nie mam?”, to będzie dopiero na iPhone 5S. Na razie nie ma lepszego sposobu na szukanie dziwnych B-tracków od analogowego łażenia własnymi nogami po antykwariatach w miastach, do których człowieka cisną wichry podróży służbowej...
Obserwuj RSS dla wpisu.