Pornokracja w dyskotece

Chciałem wrócić do Wielkiego Zachodniego Cheata, o którym była przedpoprzednia notka, bo ostatnio lubię uciekać wyobraźnią do zupełnie innych czasów i miejsc.

Wyobraźmy więc sobie, że lecimy wehikułem czasu do Europy w X stuleciu. Wysiadamy próbujemy powiedzieć po łacinie „jestem podróżnym z daleka, szukam noclegu, kolacji, golibrody i krawca, płacę złotymi monetami”.

Konstantynopol byłby moim pierwszym wyborem. Ach, wkręcić się na leżącą ucztę po rzymsku, sprobować garum, wpaść na akademię cesarską, trollować wykładowców astronomii…!

Do zachodniego Rzymu już bym się bał. To czasy „pornokracji”, co brzmi fajnie, ale chodzi o długotrwałą wojnę domową (w jej wyniku parokrotnie do władzy dorwały się kobiety, ta nazwa to historyczny slut-shaming).

W Rzymie człowiek nie podczepiony pod żadną potężną instytucję (kościół, cesarza, arystokratyczne rodziny), był wtedy bezbronny. Podróżny musiał mieć podkładkę w rodzaju „mam protekcję hrabiego Tusculanum”, ale biada mu, jeśli napotkał jego wrogów, albo usłyszał „doprawdy? jestem jego kuzynem i nic o tobie nie wiem, zamorski psie”.

Miasta, które dziś kojarzymy jako zachodnie metropolie – London, Paryż, Wiedeń już wtedy były na mapie, ale do nich bym nie jechał. Tam też trwały wojny, a poza tym bariera językowa w Londynie za Ethelreda Bezradnego byłaby taka, że już prędzej się dogadamy łamaną łaciną, „romanes eunt domus”.

Ówczesna Polska bardzo mnie ciekawi, ale tam prawdopodobnie skończymy jak święty Wojciech. Zaciukają nas nim zdążymy powiedzieć „przybywam w pokoju”.

Do świata islamu mnie nie ciągnie, bo cenię sobie wino i wieprzowinę, ale wizyta w Kordobie mogłaby być niezwykłym przeżyciem. Czasy świetności Abbasydów już wtedy przemijały, ale w porównaniu z tym, jaka dzicz panowała wtedy w chrześcijańskiej Europie, tu byśmy się znaleźli w świecie z „1001 nocy”.

W roku 950 nic nie zapowiadało, że chrześcijański Zachód dostanie zaraz rozwojowego kopa. Co się stało?

Otóż wydaje mi się, że tego cheata zafundowali nam poprzednicy i konkurenci. Pierwszą połowę dostaliśmy od Tyberiusza, który po porażce w Lesie Teutoburskim zaniechał kolonizowania terenów na wschód od Renu.

To było jak w „Cywilizacji”, gdy wysyłasz settlera z legionistami i napotykasz wioskę barbarzyńców tak groźnych, że ci zaciukają legionistów i wezmą w niewolę settlerów. Potem już przez stulecia nie kolonizujesz tej części kontynentu.

Bitwy często zależą od przypadku, więc można sobie pogdybać o alternatywnej historii. A co gdyby Rzymianie, uhm, wczytali sejwa i jednak zasiedlili Germanię, fundując sobie krótszą i łatwiejszą do obrony granicę np. na linii Wisła-Karpaty? Ich imperium mogłoby istnieć do dzisiaj.

2000 lat temu traf sprawił, że kawał Europy zaczęli zamieszkiwać foederati – barbarzyńcy, którym Rzymianie płacili za obronę przed innymi barbarzyńcami. Foederati przejmowali język i obyczaje, ale nie mieli szans na obywatelstwo (co przyczyniło się do upadku Rzymu).

Przez kilkaset lat zlatynizowani Celtowie czy Germanie współistnieli ze swoimi niezlatynizowanymi ziomkami. Na pamiątkę tego podziału narody Europy nazywają siebie nawzajem Włochami, Tyskami, Alemanami, Anglikami, Walonami, Suevami czy Sasami. Dla naszych praprzodków sens tych nazw sprowadzał się do „czy dogadasz się z nimi po łacinie”.

Poprawcie mnie (naprawdę łaknę ciekawych komci), ale to chyba unikalne na skalę światową. Czy jakieś inne imperium tak długo współistniało z wielkim przedpolem, zasiedlonym przez kulturowo zasymiliowaną „bliską barbarię”?

Upadek Rzymu osierocił foederatich, którzy byli teraz sfederowani nie z instytucjonalnym Rzymem, ale z abstrakcyjną ideą Rzymu. Jej ucieleśnieniem była oficjalna religia imperium rzymskiego – chrześcijaństo.

I tutaj wkracza Bizancjum, w którym cesarz Leon III dokończył cheata, dopisując „DQD” do „ID” wklepanego przez Tyberiusza. W VIII stuleciu Bizancjum zaczęło walkę z kultem świętych obrazów. Ubocznym skutkiem było wkurzenie zachodnich sojuszników, w tym biskupów Rzymu.

Bez tego pewnie nigdy nie doszłoby do koronacji Karola Wielkiego na cesarza. Taki układ, że cesarz jest gdzieś daleko na wschodzie, a my wprawdzie teoretycznie uznajemy jego zwierzchnictwo, ale rządzimy się po swojemu, odpowiadał wielu możnym na zachodzie (zwłaszcza papieżom).

Nie był jednak aż tak wygodny, żeby możni wyszli do wiernych i oświadczyli „słuchajcie, od dzisiaj zakazujemy świętych obrazków”. Nolensując wolensa Zachód odbudował własne cesarstwo.

Pierwsze podejście było nieudane. Imperium Karola Wielkiego pękło jeszcze za jego życia.

Dopiero drugie podejście Ludolfingów okazało się skuteczne, od początku było bowiem luźną konfederacją. To było chyba jedyne imperium w dziejach ludzkości trwale pozbawione konkretnej stolicy (de facto za późnych Habsburgów stał się nią Wiedeń, ale de iure nie było jej aż do formalnego rozwiązania HRE w 1806).

I tylko takie mogło powstać w ówczesnej Europie, wśród ludów przyzwyczajonych od setki lat do tego, że żadnej stolicy nie ma, ewentualnie jest odległa, a jej władza czysto tytularna. To stąd właśnie wziął się ten względny (jak na owe czasy) większy egalitaryzm Zachodu, o którym pisałem w tamtej notce.

Świat islamu wprawdzie wtedy właśnie uległ fragmentacji, ale poszczególne fragmenty pierwszego kalifatu nadal były większe od Bizancjum czy od imperium Karolingów. Te fragmenty zachowały zaś zasadniczą cechę pierwotnego imperium – że kto kontroluje stolicę, ten kontroluje państwo.

Odtworzony zachodni Rzym nie miał już tak rozumianej stolicy. Wbrew nazwie, nie był nią Rzym – uczestnicy wojen pornokratycznych mieli złudzenie, że walczą o kontrolę nad stolicą światą, ale w istocie walczyli tylko o jedno z wielu włoskich miast.

Przekonali się o tym boleśnie (niektórzy bardzo boleśnie), gdy Otton wkroczył i ich zaorał. Jego następcy znów stracili kontrolę nad Rzymem, ale już wiedzieli, że to nie ma znaczenia.

Jeszcze dla Karola Wielkiego symbolicznym centrum imperium były miasta położone w pobliżu dawnej granicy na Renie – Akwizgran, Moguncja, Wormacja. Do tych miast nieustannie tęsknie wzdycha w swoich komciach Awal – i ma rację.

Tam bije Serce Zachodu. Tam wynaleziono szczepionkę na Covid, tam otwarto pierwszą dyskotekę (Akwizgran, 1959).

Te miasta wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk w latach 840-1945, bo praktycznie każda większa europejska rozpierdziucha miała tutaj linię frontu. Ale żaden Ludolfing ani Bonaparte nie mógł powiedzieć, że jak już zająłem Akwizgran, to kontroluję cały Zachód.

Tak to tymczasem działało u naszych rywali. Kto zajął stolicę, obejmował władzę nad państwem. Stąd fenomeny „dynastii najeźdźców” albo „dynastii zbuntowanych żołnierzy” – Mameluków, Madedończyków, Mandżurów itd.

Gdybyśmy teraz z grupą tysiąca najemników przejęli kontrolę nad Akwizgranem, Zachód by dalej działał po swojemu, aż w końcu by na nas spadł z niszczycielskim kontratakiem. I tak samo byłoby w roku 1800, 1500 i 1000.

Za sprawą dwóch cesarzy, Tyberiusza i Leona, Zachód stał się imperium bez stolicy. W którym zamachu pałacowego nie da się przeprowadzić, bo nie ma Centralnego Pałacu (są za to setki lokalnych pałacyków).

Instytucja foederatich przetrwała do dzisiaj i nietrudno zauważyć, że tak jak kiedyś zachodni Germanie mieli chronić Rzymian przed wschodnimi, ten zaszczyt teraz przypada zachodnim Słowianom. Mieszkańcy Akwizgranu nie są gotowi ginąć za unijny gwieździsty sztandar – a mieszkańcy Kijowa literalnie za niego ginęli (i giną).

Co pewien czas Zachód ogłasza jakiś edykt Karakalli, rozszerzający prawo do obywatelstwa. I wtedy potomkowie dawnych foederatich mogą wyciągnąć gwiaździste paszporty i zawołać „civis romanus sum”.

Weszliśmy do tej poczekalni na pełnej pornokracji, w dużym stopniu za sprawą wspomnianego świętego Wojciecha. Umowny status foederatich mieliśmy wcześniej od Wikingów, Piktów, Basków czy Ugrofinów.

Za Jagiellonów mieliśmy moim zdaniem pełne obywatelstwo. Potem nas Habsburgowie wyślizgali, no cóż, nie nas jednych, wróciliśmy do poczekalni, ale tak do końca nie wylecieliśmy z niej nawet podczas zaborów.

Jak wrócić do Akwizgranu, to Najważniejsze Pytanie Stojące Przed Polską. Dużo o tym gadaliśmy pod poprzednimi notkami, ale o tym nigdy nie dużo.

Ja tam nie wiem, ale zakończę linkiem do Pierwszej Piosenki, którą Pierwszy Didżej (Klaus Quirini, występujący jako DJ Heinrich) puścił w Pierwszej Dyskotece 19 października 1959. Po czym, jak informuje ciocia Wiki, założył pierwszy związek zawodowy didżejów. Jakie to akwizgrańskie…

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

186 komentarzy

  1. Korekta obywatelska:

    „Etlehreda Bezradnego” -> Ethelreda Bezradnego
    „chrxeścijaństo” -> chrześcijaństwo
    „edykt Karakalii” -> edykt Karakalli

  2. Nie bardzo rozumiem, jak mam tę strefę koegzystencji z na wpół ucywilizowanymi barbarzyńcami rozumieć. Bo, że chwilowo próbuję rozczytać pewien epizod z historii starożytnego królestwa Judy i siedzę w historii Izraela; to zauważam, że w zasadzie starożytny Bliski Wschód taki był. Mamy, owszem, bardzo trwały Egipt (w sensie odbudowywania się po podbojach), ale już Palestyna nazywa się od Filistynów, czyli końcowego przystanku Ludów Morza — z egipskiej perspektywy barbarzyńców (raczej należy tam widzieć Mykeńczyków jakieś pokolenie po wojnie trojańskiej niż zupełnych barbarzyńców), Izrael i Judea zaczynają trochę jak „Kozacy” (w sensie: można porzucić cywilizowane poddaństwo i zostać wolnym człowiekiem w półdzikim kraju, urządzając na dawnych panów napady). Zaś w Mezopotamii mamy w ogóle przekładaniec, gdzie różne kraje regionu zdobywają czasową dominację, co wciąż przesuwa centrum regionu (mającego też półcywilizowane peryferia). Ostatni są Persowie, bo potem już Grecy. Bardzo kreatywny miks.

    Ale rozumiem, że przykład powinien być jakiś współcześniejszy?

  3. Wydaje mi się, że blisko tego metaforycznego Akwizgranu byliśmy wtedy, kiedy prowadziliśmy konflikty z państwami i instytucjami, które należały do tak pojmowanego Zachodu. Pierwsi Piastowie nieźle ogarniali układy polityczne w Rzeszy, bo mieli często kosę z Saksonią, albo biskupstwem magdeburskim. Starania o zjednoczenie rozbitych księstw piastowskich, później walka z Krzyżakami powodowały, że do Awinionu czy na dwór cesarski trzeba było posyłać ludzi, którzy ogarniają tamtejsze układy. Apogeum tego byłby pewnie symbolicznie Paweł Włodkowic na soborze w Konstancji. Jakiś czas później uznano, że właściwie mamy ogarnięte na Zachodzie co trzeba (czyli Gdańsk) i lecimy na pełnej z Kieszonkowym Imperium Europy Wschodniej, pańszczyzną i folwarkami.

  4. Kozacy zdaje się mieli być takimi foederati dla Rzplitej. I jak niektórzy twierdzą nieumiejętna polityka wobec nich a konsekwencji powstanie doprowadziło państwo do upadku z którego RON nigdy się nie podniósł.

    Nadal nie rozumiem idei postępu przez władzę, kto kogo podbił, gdzie i jak rządził. To historia dziadowska pokoleń naznaczonych wpomnieniami po IIWŚ. Czy coś więcej w tym jest?

    Homo sapiens istnieje ile 100 czy 200k lat? Przyczyną mijania kolejnych kamieni milowych przez ten czas w rozwoju kultury raczej nie były podoboje terytorium przez to czy inne plemię.

  5. Chiny miały podobną do Rzymu relację z innymi ludami.

    Z tej obserwacji zresztą narodziło się jedno z niewielu (i niezbyt pewne) osiągnięcie historii pozytwistycznej, czyli uprawianej mechanicznie z rzekomo naukową precyzją. Teggart wykazywał, że między wydarzeniami historycznymi na antypodach istniała korelacja, a odpowiadała za nią łańcuchowa dyslokacja plemion pomiędzy Rzymem i Chinami wywołana przez utarczki graniczne na jednym z końców. Niestety tylko w stosunkowo krótkim okresie potwierdziła to garść przykładów, co nie przeszkodziło Teggartowi pisać manifestów pozytywistycznej teorii historii.

    Wszechstronnie wykształcony Chen Yinke z kolei tezę o barbaryzacji chińskich prowincji wysunął inspirując się poezją. Chiny korzystały ze stowarzyszeń w większym stopniu od Rzymu. Umacniające się plemiona najemne zaczęły otrzymywać dziedziczne autonomie wojskowe co doprowadziło do trwałego osłabienia po rebelii niewiernego generała przeciw dynastii Tang.

  6. @bantus
    „Homo sapiens istnieje ile 100 czy 200k lat? Przyczyną mijania kolejnych kamieni milowych przez ten czas w rozwoju kultury raczej nie były podoboje terytorium przez to czy inne plemię.”

    Jak nie jak tak. To chyba standardowa wersja wyjaśnienia rewolucji neolitycznej – po prostu jedno plemię łowiecko-zbierackie zniewoliło drugie plemię i kazało mu zapierdzielać na siebie. Tak wynaleziono rolnictwo, ergo cywilizację.

    Standardowym trybem działania dla ludzkości jest brak jakiegokolwiek postępu – no więc z tych ok. 300k tylko jakieś ok. 10k to jaki-taki postęp (a i to ograniczony terytorialnie i nawet dziś niedostępny dla wszystkieh). Przy czym tak naprawdę tylko Zachód ok. X stulecia wynajduje koncepcję postępu technicznego (Bizancjum, islam, Chiny, Japonia, Afryka – stoją wtedy w miejscu, nawet jak coś przypadkiem wynajdą, to nic z tym nie robią).

  7. Ciekawa chodź trochę chaotyczna notka. Trochę jak historia Europy.
    Brakuje jednakże najważniejszego – wpływu zewnętrznych sił które miały zasadniczy wpływ na taki a nie inny przebieg historii.
    Najważniejszym jest Islam, jego niespodziewany sukces i wywarcie ogromnej presji na chrześcijaństwo. On był chyba najsilniejszym elementem integrującym dość przypadkowe i walczące ze sobą plemiona które zasiedliły Europe po Wędrówce Ludów. Tak naprawdę o początkach rozwoju Europy można mówić dopiero od czasu krucjat i szoku kulturowego jaki doznali ówcześni Europejczycy.
    Chyba najlepszym przykładem jest opis procedur jakie stosowano wobec przyjeżdżających diuków do Konstantynopola. Zanim zostali dopuszczeni do spotkania z cesarzem musieli przejść przez kąpiele, fryzjera i krawca. Wszystko na koszt cesarza aby nie czuli się dziwnie na uczcie siedząc w futrze jak reszta będzie w fajnych jedwabnych ciuchach.

    U nas największy wpływ od 300-400 lat ma Rosja i to wyciąganie nas z Zachodu jest robione właśnie przez nią.

  8. @wo „zakończę linkiem do Pierwszej Piosenki, którą Pierwszy Didżej (Klaus Quirini, występujący jako DJ Heinrich) puścił w Pierwszej Dyskotece 19 października 1959”
    Ech, myślałem, że w takiej pradyskotece to puszczali jeszcze chorały gregoriańskie na zmianę ze Scarborough Fair.

  9. @notka

    „zakończę linkiem”

    Toż to Ta pedia tu Pirea! Chciałem nadmienić, że nasz kraj również nie ma się czego wstydzić w tym zakresie. I nieruchome ptaki.
    link to youtube.com

  10. @wo

    …Ówczesna Polska bardzo mnie ciekawi, ale tam prawdopodobnie skończymy jak święty Wojciech…

    Tak, dlatego dobrze byłoby tam trafić nie ciałem, a duchem.
    No zobacz, fruwasz sobie i patrzysz na swoją Warszawę, czy miejsce gdzie kiedyś ona będzie, szukając jakichś geograficznych paraleli. Podglądasz tubylców i ich zwyczaje czy język i porównujesz ile z nich jest w nas, o ile w ogóle jest w nas cokolwiek z nich. Ciekawe ile w nich Polaka, a w nas tego słowiańskiego buszmena, i czy oni to w ogóle my.
    A co do twojego pierwszego wyboru. No tu mógłbyś wyjść na niezłego mądrale, ale pod warunkiem, że nie za bardzo będziesz afiszował ateizm. A tak w ogóle, to Konstantynopol jako dolce vita, odkrył już wcześniej u Sapkowskiego Szarlej, ale jemu zapachy ówczesnego miasta niekoniecznie musiały przeszkadzać. Nam raczej zatkało by nos na amen.

  11. „U nas największy wpływ od 300-400 lat ma Rosja i to wyciąganie nas z Zachodu jest robione właśnie przez nią.”

    Chyba największy cios nam zadała trójka Niemców – Fryderyk, Maria Teresa i niejaka Sophia Anhalt-Serbt ze Stettina zresztą?

  12. @sheik

    A tu niemiecka wersja greckiego szlagieru, który dorobił się wersji w kilkunastu językach, w tym hindi i mandaryński. Taka mnie naszła refleksja że w dzisiejszych globalnych czasach wszystkie dubbingowane filmy mają z marszu lokalizację w dziesiątkach języków, więc i piosenki mają od razu lokalne warianty a wtedy powstawało to bardziej oddolnie na zasadzie: ładna melodia, dopiszmy do tego polski/niemiecki/fiński/węgierski tekst.

    Jeśli wersja z linku w tekście jest nie teges, to co powiesz na tę queerową reinterpretację z czasów NDW?
    link to youtu.be

  13. @sheik
    „Ech, myślałem, że w takiej pradyskotece to puszczali jeszcze chorały gregoriańskie na zmianę ze Scarborough Fair.”

    Otóż to jeszcze lepiej pasuje do notki! Chorały gregoriańskie i Scaborough Fair przyszły kilka stuleci później – „Scarborough Fair originated from a royal charter granted by King Henry III of England on 22 January 1253”.

    A tutaj mi sie wizualizuje cesarzowa Teofanu, żona/matka Ottonów, jak około 980 AD podkasa jedwabne spódnice i nuci w Akwizgranie „ich bin ein Madchen aus Pireus”…

  14. Z tym cesarstwem na zachodzie to nie do końca tak… Ikonoklazm papieżom zwisał, nigdy go nie zaakceptowali a patriarchowie Konstantynopola niezbyt mocno próbowali go wymusić. Powodem do koronacji Karola na cesarza był strach przed Longobardami którzy po 200+ latach status quo w Italii, czyli podziału na longobardzkie, papieżowe i bizantyjskie stwierdzili że co im szkodzi podbić całość. Aż przyszedł Karol i ich pozamiatał w nagrodę za co dostał koronę. Bizancjum wtedy było na tyle słabe że nikt się nimi nie przejmował. Natomiast za Ottona I to już bardziej, jest to czas szczytowych aspiracji Bizancjum które próbowało po raz kolejny odbić Italię. I ustanowienie własnego cesarza z pewnością było w kontrze do ich poczynań.

  15. @doc.Hunter

    …niejaka Sophia Anhalt-Serbt ze Stettina zresztą?…

    Mam przyjemność mieszkać w Szczecinie, czyli w miejscu gdzie mogę fizycznie dotknąć miejsc, gdzie późniejsza Katarzyna Wielka, jako dziewczynka grała w serso czy też w to, w co wtedy grało się w dziecięcych zabawach.
    Taka dygresyjka nad nieprzewidywalnością przyszłości.

  16. @terpa
    „Najważniejszym jest Islam, jego niespodziewany sukces i wywarcie ogromnej presji na chrześcijaństwo. On był chyba najsilniejszym elementem integrującym dość przypadkowe i walczące ze sobą plemiona które zasiedliły Europe po Wędrówce Ludów. ”

    Ja właśnie w to nie wierzę. Od początku (w tym od początku pisania o historii Polski) islam jest partnerem handlowym, z którym można robić ówczesny odpowiednik „podwójnej kanapki irlandzkiej” (że nie możemy handlować niewolnikami, ale możemy ich od nich kupować, więc wystarczy wejść w partnerstwo z dowolnym wspólnikiem z Kairu i nagle wszystko możemy). Oraz sojusznikiem przeciwko chrześcijańskiemu sąsiadowi.

  17. > Podglądasz tubylców i ich zwyczaje czy język i porównujesz ile z nich jest w nas, o ile w ogóle jest w nas cokolwiek z nich. Ciekawe ile w nich Polaka, a w nas tego słowiańskiego buszmena, i czy oni to w ogóle my.

    Przynajmniej byśmy coś zrozumieli, jeśli nie większość. Staro-cerkiewno-słowiański i prasłowiański (powstały w Tesalonikach) są bezbłędnie „nasze” i pewnie łatwiejsze niż angielski. Powodzenia w dogadaniu się z przodkami obecnej kultury Zachodu staro- a nawet średnioangielskim językiem jakiegoś obskurnego zadupia z którym nawet Czesi nie chcieli handlować do XIV wieku.

  18. Ostatnio sobie fantazjowałem, co by się stało, gdybym mógł np. dostać się z kamerą na koronację Chrobrego (przydałby się chronocykl Tichego) i puścił taki filmik bez komentarza w Tubie. Ciekawe, czy ktoś by wpadł na to, że to nie inscenizacja.

  19. @sheik.yerbouti
    „Ech, myślałem, że w takiej pradyskotece to puszczali jeszcze chorały gregoriańskie na zmianę ze Scarborough Fair.“

    ZDF wypuściło właśnie trzeci sezon serii Ku’damm (56, 59, 63), która pokazuje Berlin widziany przez pryzmat tańca i muzyki.

    @wo
    „Przy czym tak naprawdę tylko Zachód ok. X stulecia wynajduje koncepcję postępu technicznego (Bizancjum, islam, Chiny, Japonia, Afryka – stoją wtedy w miejscu, nawet jak coś przypadkiem wynajdą, to nic z tym nie robią).“

    Moim zdaniem tutaj popełniasz podobny błąd definiowania postępu, który u Awala występuje przy usieciowieniu. Negujesz postęp, który dokonywał się w innych krajach, ponieważ to właśnie europejski doprowadził do stanu obecnego. Świat islamu przeszedł kryzys związany z najazdem mongolskim, czy Rekonkwistą z drugiej strony [1], ale nawet później rozwijał matematykę. Chiny w pewnym momencie wycofywały się ze stosowania znanych sobie technologii [2], ale po drodze przeszły przez fazę wynalezienia i stosowania armat, czy testowania napędu łopatkowego we flocie.

    Patrząc z perspektywy tu i teraz widać, że aktualnie stosowana technika jest często do wywiedzenia z europejskiej, ale uważam, że przy innym układzie gwiazd jeszcze w dwunastym-trzynastym wieku nie było pewności, że to Europa wyjdzie na prowadzenie. Przykładowe scenariusze, które mogą do tego doprowadzić to chociażby Mongołowie zdobywający Konstantynopol i idący dalej; lub brak Mongołów powodujący, że w Chinach utrzymuje się podział na dwa cesarstwa i przez naturalną rywalizację między nimi doprowadza do silnego wzrostu techniki.

    [1] Kordoba z założoną dopiero pod koniec X wieku, wielką, wzorowaną na bagdadzkiej biblioteką upada w 1236, około dwudziestu lat przed upadkiem Bagdadu. Te biblioteki zakładano w celu gromadzenia i kopiowania wiedzy, ale także do prowadzenia debat naukowych; były one zakładane dosyć długo, z biblioteką fezjańską datowaną na czternasty wiek. Decentralizacja ośrodków naukowych była możliwa dzięki i przysłużyła się do rozpowszechnienia papieru.
    [2] Jest taka anegdota z końca XV w., w której urzędnik chowa dokumenty dokumentujące historię wcześniejszych Chińskich wypraw i informuje przełożonego, że to decyzja dla dobra państwa, bo to przecież tylko koszty i ryzyko, przełożony wróży podwładnemu szybki awans.

  20. @wo
    „Ja właśnie w to nie wierzę. … (że nie możemy handlować niewolnikami, ale możemy ich od nich kupować, więc wystarczy wejść w partnerstwo z dowolnym wspólnikiem z Kairu i nagle wszystko możemy).”

    Ależ oczywiście, że tego nie widać z naszej nadwiślanej perspektywy. Ale jak popatrzymy z perspektywy Hiszpańskich państewek w X w. to ta presja jest bardzo widoczna. Umajjadzi są potężni militarnie i intelektualnie praktycznie w każdej dziedzinie. Tak samo jak z perspektywy Bizancjum – nota bene zwanego przez nich samych jako Cesarstwo Rzymskie. Islam jest poważnym cywilizacyjnym zagrożeniem wymuszającym konsolidację. Przecież spektakularne zdobycze Islamu zostały dokonane z wyjątkową łatwością głównie dlatego, że wewnątrz chrześcijaństwa toczyła się pełzająca wojna religijna a Islamu początkowo nie traktowano jako nową religię ale jakąś mutację chrześcijaństwa. Krucjaty stanowiły właśnie taki pierwszy poważny tygiel gdzie zaczęto dostrzegać wspólnotę cywilizacyjną choć pewnie wówczas postrzeganą głównie przez pryzmat religii. I zauważono też jakim zadupiem jest Europa.

  21. @wo
    „Bizancjum, islam, Chiny, Japonia, Afryka – stoją wtedy w miejscu, nawet jak coś przypadkiem wynajdą, to nic z tym nie robią”

    Moim zdaniem wynika to z samej konstrukcji feudalizmu, który był systemem samocementującym się, ultrakonserwatywnym i wybitnie niesprzyjającym zmianom. W takich warunkach każda rewolucja technologiczna jest niepotrzebna, ba! – szkodliwa nawet; kto to wie, ki dyjabeł wyskoczy z innowacji(*)? Przecież każda taka rewolucja może potencjalnie wywrócić zastany porządek! Dla klasy uprzywilejowanej (tj. ludzi, którzy czerpią korzyści z wyzysku) najlepsze możliwe wyjście to zostawić wszystko tak jak jest i niczego nie zmieniać (republiki bananowe działają tak do dziś). To właśnie z tego powodu w Polsce nie powstały manufaktury, bo niby po co? Ich rozwój nie leżał w interesie szlachty, eksportującej zboże, czyli tani nieprzetworzony produkt. Tego typu rozumowanie ma oczywiście krótkie nogi, bo ostatecznie takie feudalne, antyintelektualne zadupia kończą z ręką w nocniku, ale w krótkiej perspektywie takie zabetonowanie leży w interesie lepszego stanu (fun fact: w Polsce, na ten przykład, wielu – w tym kler – z początku niechętnie patrzyło na nowinkę jaką były… ziemniaki – bo z ziemi toto wyrasta, a więc od Złego pochodzi).

    * – no chyba, że chodziło o ulepszanie technologii wojskowych, tu już nie było oporów przed wprowadzaniem innowacji. I może to właśnie bezustanne wojny były tym cheatem, który *wymusił* innowacyjność zachodu? Przykładowo: Chiny wymyśliły proch, ale używały go do fajerwerków. Gdyby były poddane presji militarnej (wojny domowe itp.), ten proch wykorzystano by go do celów militarnych na masową skalę.

  22. „prasłowiański (powstały w Tesalonikach)”

    Xǫ? To chyba jakiś skrót myślowy albo niedoredagowanie. Są różne konkurujące teorie na temat tego, gdzie powstał język prasłowiański, ale chyba w żadnej z nich nie twierdzi się, że było to w Salonikach (zresztą założonych, jak piszą, jakieś 700-1000 lat po wyodrębnieniu się prasłowiańskiego).

  23. @mnf
    „Moim zdaniem wynika to z samej konstrukcji feudalizmu, który był systemem samocementującym się, ultrakonserwatywnym i wybitnie niesprzyjającym zmianom. ”

    Kiedyżebowłaśnie dopiero zachód wynalazł feudalizm i razem z feudalizmem parę prostych, a umilających życie wynalazków, jak chomąto, malarstwo olejne albo dodawanie chmielu do piwa.

  24. @monday.night.fever

    No ale przecież to jest właśnie okres rozkwitu feudalizmu sensu stricto w zachodniej Europie. Prawo feudalne skodyfikowano w Italii w XII wieku. To jest mniej-więcej ten sam czas i miejsce co początki bankowości i ponowne odkrycie greckiej filozofii.

  25. t.q

    „Chiny w pewnym momencie wycofywały się ze stosowania znanych sobie technologii [2], ale po drodze przeszły przez fazę wynalezienia i stosowania armat, czy testowania napędu łopatkowego we flocie.”

    You forgot ster – mieli wbudowany ster, kiedy reszta świata pływała na wiosłach sterowych.

  26. @wo

    Postęp cywilizacyjny, czy to w feudalnej Europie, czy to w feudalnych Chinach, oczywiście był, ale szalenie powolny (coś a’la Gra o Tron, w której królowie się tłuką, ale z punktu widzenia przeciętnego chłopa zapieprzającego na roli nie zmienia się nic – tak samo teraz tyra dla jednego, jak później dla drugiego, on może zmiany władzy nawet nie zauważyć). Przypominam, że w Chinach dokonano niewyobrażalnych z naszej perspektywy przedsięwzięć (każda cywilizacja miała jakieś megaprojekty: Rzym budował drogi i kolosea, Europa średniowieczna – katedry, a oni stawiali tamy rzeczne i budowali pola tarasowe)! Historia na dobre ruszyła z kopyta dopiero wraz z rozwojem kapitalizmu.

    Feudalizm sam z siebie pewnie by w końcu wynalazł maszynę parową, ale trwało by to tysiąc lat (i zapewne jej zastosowanie byłaby ograniczone do rozrywki – cesarz jeździłby sobie po ogrodach w Zamkniętym Mieście). Twoje zdanie „nawet jak coś wynajdą, to i tak nic z tym nie robią” doskonale opisuje antyinnowacyjność systemu rządzonego przez zamkniętą kastę, której nie zależy na wdrażaniu jakichkolwiek zmian (wynalazek może sobie nawet istnieć, ale i tak pozostanie niewykorzystany; Chiny miały masę tego typu przypadków). No chyba że mówimy o zastosowaniach militarnych („-słyszeliście, waćpan, o stali damasceńskiej?”, „- o, to nam się przyda!”).

  27. > Są różne konkurujące teorie na temat tego, gdzie powstał język prasłowiański, ale chyba w żadnej z nich nie twierdzi się, że było to w Salonikach

    Prasłowiański jest hipotezą rekonstruowaną z konkurujących dialektów. Dalsze konkurencje konkurujących teorii to już chyba o poziom za wiele. Nie ma zabytków tego języka. Z wyjątkiem wczesnego dialektu staro-cerkiewno-słowiańskiego, spod Tesalonik, dla Słowian Sołunia, wokół którego zamieszkiwali wraz z Awarami od VI wieku, próbując z różnym skutkiem podbijać. W IX wieku bizantyjscy mieszkańcy Tesalonik Cyryl i Metody stworzyli na podstawie tego kontaktu alfabet. Nic więcej o prasłowiańskim nie wiadomo na pewno, na czele z tym czy w ogóle istniał. Być może przyszedł z północy mając za poprzedników praindoeuropejski i prabałtosłowiański, ale filtrem tej hipotetycznej jednolitości jest kontakt z cywilizacją biznatyjską i jej wpływ. Zdaje się większy niż łacińskiej na angielski, który swoje transformacje przechodził pod wpływami wyższych kultur jeszcze długo po tym jak słowiański się ustalił.

  28. > Na średniowieczne disco:

    Bardcore teraz lepsze. W pandemii powstało go sporo. Na nielegalnych domówkach można potem grać w średniowieczne planszówki jak Deus lo Vult, lub na komputerze w polską grę Inkulinati ilustratorki Doroty Halickiej i fantastycznego zespołu.

  29. Aha, na marginesie przyszedł mi do głowy jeszcze inny pomysł: jak pokazuje historia, postęp może być wymuszany przez wiarę. Arabowie mocno inwestowali w rozwój matematyki i astronomii WYŁĄCZNIE z powodów religijnych(*): chodziło o dokładne wyznaczenie kierunku Mekki z dowolnego miejsca na świecie. Przecież gdyby nie ten wymóg, kalif nie wydałby złamanego grosza na takie brewerie, a zamiast utrzymywać jajogłowych, pieniądze poszłyby na armię albo pałacowe wodotryski. Ten sam powód (znów religijny, ale tym razem analiza Koranu) dał impuls do rozwoju gramatyki, gdzie spierały się ze sobą szkoły basryjska i kuficka, oraz wymusił powszechną jak na owe czasy alfabetyzację (bo każdy wierny powinien umieć czytać) – gdyby nie ten wymóg, mało kto dałby za naukę czytania złamanego faka. To wszystko siłą rzeczy dało Abbasydom solidnego cywilizacyjnego kopa (było to czymś a’la budowanie bibliotek w „Cywilizacji”, podczas gdy nasz sąsiad inwestuje w kolejną jednostkę łuczników).

    * – nb.; inne cywilizacje (Egipt, Majowie) chyba również rozwijały astronomię z tego samego powodu

    Jak widać, aż do pojawienia się kapitalizmu, o wprowadzaniu innowacji decyduje władca. To jak z podejmowaniem decyzji w tych nowych grach które opisywałeś na blogu (kiedy wyskakuje okienko z pytaniem „czy wasza wysokość życzy sobie X czy Y?”). Od takiej decyzji zależy czy pieniądze wydamy na matematyków czy na triremy. A, w przeciwieństwie do despotii, w klasycznym feudalizmie władza jest rozproszona i skupiona głównie na utrwalaniu swojej pozycji (i cementowaniu aparatu wyzysku), tu władca w postaci feudała dostaje pytanie: „czy chcesz ulepszyć technologię i zwiększyć produkcję w folwarku, ale kosztem możliwej emancypacji stanu niższego?”. OCZYWIŚCIE ŻE NIE! DO ROBOTY, CHAMY!

  30. „spod Tesalonik”

    Salonik, pięknie proszę.

    OK, może istniał, może nie istniał (język prasłowiański, ten hipotetyczny od 1300-1000 p.n.e.). Ale żeby miał powstać akurat w Salonikach – stanowczo nie przypuszczam.

  31. > Salonik, pięknie proszę.

    Jak w liście do saloniczan? Mowa o okresie historycznym.

  32. „Mowa o okresie historycznym”

    ?
    Mowa o mieście w północnej Grecji, Θεσσαλονίκη, na polskie: Saloniki. (Podobnie jak o mieście Aachen w zachodnich Niemczech mówimy i piszemy: Akwizgran).

  33. Dlatego Dymitr z Salonik, a krzyżowcy założyli królestwo Salonik. No jednak Tesalonik.

  34. @ mnf

    „Arabowie mocno inwestowali w rozwój matematyki i astronomii WYŁĄCZNIE z powodów religijnych(*): chodziło o dokładne wyznaczenie kierunku Mekki z dowolnego miejsca na świecie. Przecież gdyby nie ten wymóg, kalif nie wydałby złamanego grosza na takie brewerie, a zamiast utrzymywać jajogłowych, pieniądze poszłyby na armię albo pałacowe wodotryski. Ten sam powód (znów religijny, ale tym razem analiza Koranu) dał impuls do rozwoju gramatyki, gdzie spierały się ze sobą szkoły basryjska i kuficka, oraz wymusił powszechną jak na owe czasy alfabetyzację (bo każdy wierny powinien umieć czytać) – gdyby nie ten wymóg, mało kto dałby za naukę czytania złamanego faka.”

    Nie jestem od tego specem, ale czy przypadkiem handel na Oceanie Indyjskim nie był równie intensywnym bodźcem do rozwoju astronomii i pisma? A istotna część sukcesu Kolumba to zaznajomienie się z arabskimi tekstami nawigacyjnymi?

    „Jak widać, aż do pojawienia się kapitalizmu, o wprowadzaniu innowacji decyduje władca”

    Nie wiem. Sądzę, że w przypadku społeczności arabskich na Madagaskarze i rozwoju islamu w Indiach i Indonezji lokalni kupcy, nawigatorzy i bankierzy mieli sporo okazji do eksperymentowania.

    Ożaglowanie łacińskie za Kolumba to przecież skutek tego, że szkutnictwo arabskie dużo lepiej pracowało z tradycją śródziemnomorską niż Europa. Szkutnictwo arabskie przechowało i rozwinęło dziedzictwo łacińskie, podczas gdy tradycja północnośródziemnomorska była wyniszczana w kolejnych wojnach i upadkach Aten / Rzymu / Konstantynopola. Efekt widać nawet w symbolu: Nina i Pinta były dużo lepszymi statkami niż Santa Maria, bo dawały szerszy zakres kursów względem wiatru.

  35. @monday.night.fever
    Maszynę parową znano już za starożytnej Grecji. Problemem było paliwo i zastosowanie. Dopiero w XIX wieku kombinacja pt. mechaniczne krosna tkackie+zalane kopalnie węgla+mechaniczne pompy, które można było węglem zasilać dały impuls niezbędny do udoskonalenia tej technologii.

  36. @”A co gdyby Rzymianie, uhm, wczytali sejwa i jednak zasiedlili Germanię, fundując sobie krótszą i łatwiejszą do obrony granicę np. na linii Wisła-Karpaty?”

    Spotkałem się z opinią, chyba u Petera Hethear „Upadek cesarstwa rzymskiego”, ale nie jestem pewien, że limesy na Renie i Dunaju wynikały w mniejszych stopniu z tego, że wielka rzeka służyła za fosę. Bardziej chodziło o transport zaopatrzenia dla garnizonów. Roli tej Vistula by pełnić nie mogła, bo nie płynęła wtedy jeszcze przez rolnicze tereny.

    „miasta położone w pobliżu dawnej granicy na Renie – Akwizgran, Moguncja, Wormacja.”

    Zaczynały jako rzymskie obozy warowne. Północna Galia była miejscem, gdzie Imperium wydawało środki zebrane w innych prowincjach, budując drogi, fortyfikacje, budynki publiczne i oczywiście płacąc żołd.
    W ten sposób, inwestując w swoje peryferia, przypadkiem zbudowali rdzeń Europy. To oczywiście nie musialo się tak skończyć, z jakiegoś powodu nad szczepionkami nie pracuje się w Sremskiej Mitrovicy, dawniej Sirmium.

  37. @wo

    Straszny europocentryzm imo. Chiny miały tak duży rozwój cywilizacyjny, że Imperium Brytyjskie przebiło je pod względem jakości życia dopiero w późnym XIX wieku. Zresztą jak pytasz o imperium żyjące z barbarzyńcami u progu – tak właśnie robiły Chiny.

    Przyczyny postulowane dla Great Divergence są różne, sam jestem zwolennikiem czystego przypadku. Jak zresztą w wypadku większości historii. W końcu gdyby Muhammad II nie wzgardził ofertą handlu Czyngis Khana, ten prawdopodobnie nigdy nie odkryłby jak potężną siłą militarną dysponuje.

  38. @doc.Hunter
    Nitpicking alert. Sophie Friederike Auguste von Anhalt-Zerbst, aby nas tu duch z obecnego oddziału PZU nie straszył.

    Bezużyteczna ciekawostka za 5 centymów. Jan Zumbach prowadził od 1955 roku w Paryżu lokal, uparcie nazywany w polskich pisemkach dyskoteką. Zbyt słabo znam francuski, żeby to zweryfikować, ale w sumie i tak nieźle ulokował się w centrum.

  39. „No jednak Tesalonik”

    Dobrze zatem, jestliże Waćpan znajduje upodobanie w mowie praojców, to ać raczy zważyć, iż gród ów zwano ongiś Tesaloniką, pojedynczą. Co nie zmienia zasadniczej kwestii, czyli gdzie powstał (o ile istniał) język prasłowiański.

  40. @ak
    „Straszny europocentryzm imo. ”

    Guilty as charged! Dlatego przecież proszę o komcie.

    @mnf
    „Jak widać, aż do pojawienia się kapitalizmu, o wprowadzaniu innowacji decyduje władca. ”

    No ale właśnie feudalizm (ten powstający na Zachodzie w omawianym okresie) oznaczał decentralizację władzy. Relatywną, tzn. na tle reszty świata. W obrębie HRE istniało sporo miejskich republik, które były względnie demokratyczne (prawo głosu czasem mieli wszyscy mężczyźni!). I tam na przykład działały uniwersytety, które Robiły Co Chciały, tzn. cieszyły się szeroką autonomią nawet od władz miasta (z kolei autonomicznego względem HRE).

    Nie mylmy feudalizmu z niewolnictwem. Feudalizm miał oczywiście mnostwo paskudnych aspektów, ale to już też czasy zasad „wasal mojego wasala nie jest moim wasalem” oraz „miejskie powietre czyni wolnym”. No i narodzin Klasy Średniej.

  41. @Artur Król
    „Zresztą jak pytasz o imperium żyjące z barbarzyńcami u progu – tak właśnie robiły Chiny.”

    Dla mnie czym innym jest przekupywanie jednych plemion, by walczyły z innymi, względnie odgradzanie się od nich peryferiami frontowymi typu Qin, a czym innym system foederati, który zakłada pełzające cywilizowanie i powolne włączanie ludności w poczet obywateli.

  42. @ Artur Król

    „Dopiero w XIX wieku kombinacja pt. mechaniczne krosna tkackie+zalane kopalnie węgla+mechaniczne pompy, które można było węglem zasilać dały impuls niezbędny do udoskonalenia tej technologii.”

    To są dobre tropy, ale ja zazwyczaj dodaję jeszcze postęp w technologii produkcji żelaza i stali, za sprawą wojen pruskich i napoleońskich. Jak mamy mniej wybuchających armat, to i z kotłami parowymi łatwiej pracować. A wojny pruskie czy napoleońskie to również mocny bodziec do nowoczesnych walcowni, hut w skali półprzemysłowej itd.

    Plus spuścizna naukowa francuskiej termodynamiki z przełomu XVIII/XIX wieku (Carnot, Gay-Lussac, Pitot, Clapeyron). Po przekształceniach Clausiusa opublikowanych 1850, wszystkie badania nad parą zyskały całkiem nowoczesną formę teoretyczną (rozpoznawalną dla dzisiejszej inżynierki).

    To nie był prosty przypadek nauki stosowanej, ale jednak rozwój termodynamy naukowej był w obustronnej zależności z techniką parową.

  43. @redezi

    „Ożaglowanie łacińskie za Kolumba to przecież skutek tego, że szkutnictwo arabskie dużo lepiej pracowało z tradycją śródziemnomorską niż Europa. Szkutnictwo arabskie przechowało i rozwinęło dziedzictwo łacińskie, podczas gdy tradycja północnośródziemnomorska była wyniszczana w kolejnych wojnach i upadkach Aten / Rzymu / Konstantynopola. Efekt widać nawet w symbolu: Nina i Pinta były dużo lepszymi statkami niż Santa Maria, bo dawały szerszy zakres kursów względem wiatru.”

    Uściślając: tradycja nie była północnośródziemnomorska tylko fenicka, a potem kolejno kartagińska, rzymska i na koniec arabska (przetrwała w Egipcie i okolicach). Więc jak już to południowośródziemnomorska. Grecy natomiast nigdy nie byli zbyt into żagle, przez całą swoją historię, z Bizancjum włącznie, polegali na wiosłach a żagiel był tylko dodatkiem.

  44. > nowoczesną formę teoretyczną (rozpoznawalną dla dzisiejszej inżynierki)

    Nowoczesna była idea kinetycznej teorii gazów, ale forma która nadal pokutuje nadaje się do torturowania. Stąd pewnie jest rozpoznawalna na studiach inżynierskich.

    „By no means disregarding the results of experiment, Clausius was the first theorist of thermodynamics who was not enslaved to them. … Clausius confused two centuries of readers … When Clausius integrates around an infinitesimal Carnot cycle … enters the horrid idea that thermodynamics involves a special calculus … tries to adapt Clapeyron’s steps to a case when he is not differentiationg but integrating … the tragicomic muse must laugh when modern specialists in thermodynamics state that Clausius had very strict standards … few physicists have shown so little sense of the right mathematics for the job … The tradition handed down in books piously follows the traces left by Clausius’ bloodstained palms and pasterns. Obscure logic, the painfully awkward calculus, and vague expression have joined Clausius’ splendid achievements to form his legacy. The tragicomic muse of thermodynamics chose to tell her votaries the truth in riddles.”

    Clifford Truesdell w „The Tragicomical History of Thermodynamics”.

  45. @monday.night.fever
    Postęp cywilizacyjny, czy to w feudalnej Europie, czy to w feudalnych Chinach, oczywiście był, ale szalenie powolny

    On był przede wszystkim mało spektakularny – bo co tam znaczą jakieś tam wiatraki, młyny wodne i wbudowane w nie coraz bardziej niezawodne systemy przeniesienia napędu. Albo rozwój szkieletów statków, a jednocześnie pokroju i rozmiaru kadłuba.

    z punktu widzenia przeciętnego chłopa zapieprzającego na roli nie zmienia się nic – tak samo teraz tyra dla jednego, jak później dla drugiego, on może zmiany władzy nawet nie zauważyć

    Zapewne punktu widzenia Stanisława Grzesiuka i jego kolegów z kamieniołomów, w III Rzeszy też nie było żadnego postępu technicznego.

    @redezi

    Nina i Pinta były dużo lepszymi statkami niż Santa Maria, bo dawały szerszy zakres kursów względem wiatru

    Niemniej jednakowo w XVI wieku (galeony) jak w XIX (klipry) na trasach oceanicznych dominowało ożaglowanie rejowe. Chyba nie bez powodu?

  46. @mnf

    Naprawdę mam wrażenie że patrząc na to, jak feudalizm prowadził do zacofania w XVII-XVIII wieku, ignorujesz, jak bardzo nowatorskie skutki miał w średniowieczu.

    Dla przeciętnego chłopa tyrającego na roli przejście na trójpolówkę ma takie znaczenie, że może odłożyć więcej żywności i coś sobie za nią kupić. Albo wychować jednego syna więcej i wysłać go do miasta. Szacunki są różne, ale badacze są zgodni, że Europa między XII a XIII stuleciem przeszła eksplozję demograficzną.

    (BTW we wspomnianej Civilization feudalizm jest może i najważniejszym civicsem w całej grze).

  47. @notka
    A może Europa była wyjątkowo sprawna w zapożyczaniu z innych kultur? Na stosunkowo niewielkim terytorium nagromadziło się tutaj po falach wielkich migracji, dużo różnorodnych kultur mówiących wieloma językami, więc ludzie tu byli zmuszani często wychodzić ze strefy komfortu.
    Cesarstwo Chin z kolei było za duże, ze sprawdzoną przez tysiące lat administracją, żeby chcieć się zmieniać. Budowa Muru w tym kontekście, to metaforyczne podsumowanie ich przekonań. Kultura islamska zmieniała się, owszem, ale na etapie ekspansji, chętnie inkorporując napotkane po drodze idee do momentu, kiedy wpływy polityczne uzyskali tam ichniejsi mistycy, którzy zresztą podłapali tę „drogę samodoskonalenia” od europejskich mnichów.
    Jak się obala imperia? Podsuwa im się koncept „badania” jakiegoś nierealnego świata, który ma w dudzie ten rzeczywisty. To nie zadziała tak szybko jak rakiety balistyczne, ale każde mocarstwo się od tego rozsypie.

  48. @Maciek_10r ” Na stosunkowo niewielkim terytorium nagromadziło się tutaj po falach wielkich migracji, dużo różnorodnych kultur mówiących wieloma językami,”

    Opisałeś Indie.

  49. @WO
    „Jeszcze dla Karola Wielkiego symbolicznym centrum imperium były miasta położone w pobliżu dawnej granicy na Renie – Akwizgran, Moguncja, Wormacja. Do tych miast nieustannie tęsknie wzdycha w swoich komciach Awal – i ma rację.”

    Odchylając kapelusza, rzeknę jedynie że Wormacja (Worms) jest w jakiejś mierze symbolem relacji Zachodu z foederati – miasto jest głównym miejscem akcji „Pieśni Nibelungów”, a kiedy akcja owa poza nie wychodzi to po to, aby przedstawić historię taktycznego małżeńskiego sojuszu głównej protagonistki z Hunami, zawartego celem zemsty na germańskich przeciwnikach. Sojusz ten kończy się krwawą konfrontacją na Węgrzech, w czasie której pali się tamtejszą infrastrukturę (halę biesiadną). Później ten schemat powtarzano wielokrotnie.

  50. @monday.night.fever
    „Arabowie mocno inwestowali w rozwój matematyki i astronomii WYŁĄCZNIE z powodów religijnych”
    Proponuję jako lekturę uzupełniającą link to goodreads.com
    Książka uzasadnia (pytanie, na ile naciągając) rozwój matematyki wymagami społecznymi, a ściślej gospodarczymi.

  51. @Havermeyer
    „Taka mnie naszła refleksja że w dzisiejszych globalnych czasach wszystkie dubbingowane filmy mają z marszu lokalizację w dziesiątkach języków, więc i piosenki mają od razu lokalne warianty a wtedy powstawało to bardziej oddolnie na zasadzie: ładna melodia, dopiszmy do tego polski/niemiecki/fiński/węgierski tekst.”
    Nie widzę związku – chyba jednak mniejszość popularnych piosenek pochodzi z filmów?
    A przetłumaczone wersje nagrywali już starożytni w latach 20. XX wieku.
    BTW w latach 60. nagrano w PL wiele polskich wersji przebojów. O tych wersjach mało kto słyszał, dopiero Radio Pogoda (dawniej Nostalgia), którego postironicznie słucham w samochodzie uświadomiło mi ich istnienie.
    Z litości nie dam linków, ale przykładowo Janusz Gniatkowski nagrał „Leciałem…” a Halina Kunicka „Marionetkę”.

  52. @janekr
    Nie tylko w latach 60, bo i później też, jak chociażby Halina Frąckowiak śpiewająca o małym elfie na melodię z Emmanuelle.

    Ale chodziło mi bardziej o to czy taki sposób produkowania hitów na bazie cudzej piosenki wziętej 1:1 ale z tekstem w lokalnym narzeczu is still a thing w roku ZOZI? Pominąwszy ofc cały jutubowo-parodystyczny nurt, czy te wszystkie żarty w stylu bardcore itp. Ostatnią rzeczą w tym stylu jaką kojarzę to chyba ten nieszczęsny niepokorny Stachursky na podstawie tego kawałka Chesneya Hawkesa. W latach 90 chociażby disco polo było pełne takich rzeczy (chociaz nie tylko, w audycji/podcaście Morettiego o Zappie na Newonce była np. perła pt. polska wersja „Bobby Brown” zaśpiewana przez bodajże Deląga. Nie wiem czy gdzieś to znajdziecie poza wzmiankowaną audycją, ale polecam jeśli ktoś lubi Zappę i intensywny cringe) ale nie kojarzę nic po 2000 roku.

    (Sorry za offtop, ale ja bardziej team muzyka niż team historia)

  53. @❡

    „histmarg.org”

    Ciekawe, dziękuję.

    @janekr

    „a Halina Kunicka „Marionetkę””

    Och, była tego miriada. Już chyba nie uwolnię swojej pamięci (o ile nie przyjdzie do mnie niedobry Niemiec na Alz.) od natrętnego refrenu: „Za rzekami jest Babi Ląd, kraina bab, mężczyznom tam wstęp surowo wzbroniony jest” – również Halina Kunicka, a pierwowzór, myślę, oczywisty, jeżeli przeczytać powyższy urywek rytmicznie na głos.

    A już w CSRS niemalże rutynowo nagrywano po czesku prawie każdy szlagier, który w Europie chodził na listach przebojów. Nie wiem, czy czegoś nie pokręciłem, ale zapamiętałem to tak, że miało to coś wspólnego z licznymi zapisami cenzorskimi na granie w radiu poszczególnych zespołów z Zachodu – tzn. zespoły były zakazane, a utwory już nie. A może chodziło po prostu o zapewnienie stabilnego rynku pracy dla cover bandów.

  54. @m.bied

    Walają mi się w domu winyle Karela Gotta i tam chyba rzeczywiście na każdym jest conajmniej jeden cover z mniej lub bardziej odczapiastym tekstem. „All by Myself” zmienia się np. w „Můj bratr Jan”.
    Ale mam też Połomskiego śpiewającego mniej więcej w tym samym czasie że „derys, ehałs, innjuorlins”, więc przepisy o coverowaniu wrażej imperialistycznej nuty były różne w różnych demoludach i pewnie też ewoluowały w czasie równolegle z cyklem luzowania i przykręcania śruby.

    Może też być tak, że po prostu Czesi/Słowacy lubią rozumieć tekst piosenki bardziej niż my? Kiedy ostatnio byłem w Pieninach po polskiej stronie w knajpkach i na straganach leciała wszędzie radiowa rąbanka, głównie po angielsku, a po drugiej stronie granicy Słowacy do piwka słuchali swoich hitów, a w wioseczce na szlaku rowerowym w południe z radiowęzła poleciała jakaś łzawa ballada i chyba jakaś maryjna pieśń bo to była niedziela. Wszystko po słowacku, więc może jedni i drudzy nasi południowi sąsiedzi mają inny stosunek do języka w muzyce niż my? Spróbuję coś wynorać w tym temacie, może już jakiś etnomuzykolog to zgłębiał.

    @janekr
    Trochę też „Nosem prezent poczułaś”

  55. @m.bied:
    Mnie fascynowały kiedyś niemieckie wersje z NRD. Także polskich piosenek i w polskim wykonaniu (można na YT znaleźć niemieckie wersje Czerwonych Gitar, przepraszam: Rote Gittaren).

  56. @nowe wersje starych rzeczy
    Ostatnio daje się coraz częściej usłyszeć taką oto wygładzoną wersję Dragostea Din Tei: link to youtu.be (jakość: można posłuchać, ale też nie i nie trzeba).

  57. @airborell

    Wyobrażając sobie życie w średniowieczu na zasadzie „z samych filmów wiemy jak było” i szczątkami wiedzy historycznej; feudalizm ozaczał stabilizację; nie tylko u pana barona, który wiedział komu ma się kłaniać pierwszy, a kto ma się kłaniać jemu, a jak się pokłóci z sąsiadem baronem, to zanim wezmą się za łby może ich rozsądzić suweren — do chłopa, który mógł być pewny że jak zjawi się poborca podatkowy od jednego jaśniepana i zabierze krwawicę, to za tydzień (znowu: „raczej”) nie zjawi się drugi poborca od drugiego jaśniepana żeby go dorżnąć, więc może spokojnie obrabiać ziemię, zamiast np. uciec w las i spróbować zbójectwa. A stabilizacja to nie to samo co stagnacja i raczej rozwojowi sprzyja, niż hamuje.

    Znajomy historyk napisał esej, w którym (to już nie mnie osądzać, na ile trafnie) sytuację Europy po upadku imperium rzymskiego porównał do świata postapo jak z Mad Maxa: feudalizm to już jest coś, co można sobie wyobrażać powstało po „Fury Road”.
    link to igimag.pl

  58. @wo
    Czy szczytem tej zachwycającej cywilizacji białego człowieka jest złote trzydziestolecie kapitalizmu czy obecny jego rozkwit?

  59. @wo

    „Wysiadamy próbujemy powiedzieć po łacinie „jestem podróżnym z daleka, szukam noclegu, kolacji, golibrody i krawca, płacę złotymi monetami”. Konstantynopol byłby moim pierwszym wyborem. ”

    W Bizancjum po łacinie to pewno średnio by poszło, z tego co pamiętam, językiem Bizancjum była greka.

    @telpa

    „Przecież spektakularne zdobycze Islamu zostały dokonane z wyjątkową łatwością głównie dlatego, że wewnątrz chrześcijaństwa toczyła się pełzająca wojna religijna”

    Spektakularne zdobycze Islamu zostały dokonane, ponieważ Bizancjum w ogóle nie potrafiło walczyć z takim wojskiem jak Arabskie. Bizancjum walczyło według schematów starożytnego Rzymu, tj. opierali się głównie na piechocie uformowanej w legiony. Muzułmanie nie dość, że głównie opierali swoje siły na kawalerii, to jeszcze świetnie im szło przemieszczanie się przez pustynię i stepy, z czym Bizancjum w ogóle nie było sobie w stanie dać rady.

    (Obie informacje podaję za „The Byzantine Empire” by Charles William Chadwick Oman).

    @janekr

    „dopiero Radio Pogoda (dawniej Nostalgia), ”

    Prawdopodobnie jedna z najciekawszych rozgłośni radiowych, ze szczególnym uwzględnieniem historii polskiej muzyki właśnie.

  60. @wo
    „Jak nie jak tak. To chyba standardowa wersja wyjaśnienia rewolucji neolitycznej – po prostu jedno plemię łowiecko-zbierackie zniewoliło drugie plemię i kazało mu zapierdzielać na siebie. Tak wynaleziono rolnictwo, ergo cywilizację.”

    Nie ufam tym tłumaczeniom. To jest uogólniony mit sarmacki. Poza tym to zbyt proste wyjaśnienie, nie mówiąc już o tym, że będzie pełno kontrprzykładów, gdy jedno plemię zniewala inne i żadnego postępu nie obserwujemy.

    Nie jestem ekspertem, wiadomo, ale czy nie jest tak że wynalezienie nowego sposobu produkcji czy zdobywania pożywienia skutkowało postępującym rozwarstwieniem społecznym, w końcu pauperyzacją i zniewoleniem najniższych warstw społecznych? Dlaczego jednak miałoby to być przyczyną postępu a nie stagnacji?

  61. >ale nie kojarzę nic po 2000 roku

    Piosenki Toma Waitsa – Kazik Staszewski
    Data: 12 marca 2003

  62. @covery w CSRS
    W latach dwutysięcznych zerowych w Czechach była co najmniej jedna rozgłośnia radiowa, w której leciały tylko czeskie covery zachodnich hitów. Więc jeśli nic się nie zmieniło przez ostatnią dekadę, to pewnie to nadal funguje.

  63. – @mnf
    „z punktu widzenia przeciętnego chłopa zapieprzającego na roli nie zmienia się nic – tak samo teraz tyra dla jednego, jak później dla drugiego, on może zmiany władzy nawet nie zauważyć”
    – @gammon
    „Zapewne punktu widzenia Stanisława Grzesiuka i jego kolegów z kamieniołomów, w III Rzeszy też nie było żadnego postępu technicznego”

    Tutaj chodziło mi akurat o to, że chłop tyrający w polu w „Game of Thrones” mógł nawet nie zauważyć zmiany feudała, który sprzedał/przegrał w karty/stracił folwark. A już tym bardziej zmiany króla, który pobił innego, przejmując obszar wraz z jego feudalną strukturą. Gdzieś tam w niebiosach bóstwa sobie wojują, a z punktu widzenia chłopa nie zmienia się nic: tyrał, tyra i będzie tyrać – a na kogo, to już jeden xyu. Dla nich, na zapadłej prowincji, świat wyglądał zawsze tak samo – a stolica, król i polityka to były jakieś odległe niebiosa bez związku z życiem („paanie, a co za różnica, to wszystko jedna banda”). GOT na poziomie gospodarczym w zasadzie odwzorowywał feudalizm, a ten system był tak skonstruowany, że po prostu przejmujesz zasoby wraz z inwentarzem (no chyba, że masz pecha i jakaś armia folwark w którym tyrasz akurat ograbi).

    Nie bardzo rozumiem, co ma do tego Grzesiuk i III Rzesza? Kamieniołomy Hitlera to było brutalne wtrącenie ludzi w system niewolniczy w warunkach wojennych, nie powolna budowa feudalizmu. Czy chodzi Ci o to, że w maksymalnym stopniu cięto koszty, dając każdemu kilof i miskę zupy? Ale to nie feudalizm tylko niewolnictwo, do tego zupełnie nieliczące się z siłą roboczą i nastawione na eksterminację. Czy chodzi o roboty przymusowe „u gospodarza”, na które brano ludzi z łapanki?

    @amplat
    „Czy szczytem tej zachwycającej cywilizacji białego człowieka jest złote trzydziestolecie kapitalizmu czy obecny jego rozkwit?”

    Jak przewidział Święty Mikołaj, historia (szeroko rozumianego „zachodu”) podążała następującym traktem: (pół)niewolnictwo/despotyzm – feudalizm – kapitalizm (zapoczątkowany przez Rewolucję Przemysłową w Anglii) – socjalizm (Wielkie Powojenne Trzydziestolecie). I tu bajka powinna się skończyć, nie przewidział on jednak regresu, zapoczątkowanego przez tandem Reagan-Thatcher (stopniowego odejścia od socjalizmu i powrotu do kapitalizmu). IMO, szczytem cywilizacji było Welfare State.

  64. @Piotrek Markowicz
    W X wieku miałbyś ogromny problem znaleźć „Bizancjum”.
    Ale faktycznie językiem urzędowym Cesarstwa Rzymskiego w tym czasie była już greka.
    Od północnej granicy tego cesarstwa, Sołunia, po Bałtyk spokojnie dogadałbyś się po słowiańsku, choć przez jakiś czas lepiej byłoby udawać niemego. O ile odswoił byś sobie zmiany fonetyczne, to gramatyka mogłaby cię zabić.
    Co do łaciny, to Krawczuk pisał w kontekście odesłania insygniów cesarskich przez Odoakera, że gdyby nadal utrzymywać fikcję Cesarstwa na Zachodzie do czasów przyjścia jakiegoś odnowiciela, to być może udałoby się utrzymać wspólnotę języka w Europie Zachodniej, ale nie byłaby to łacina klasyczna.
    Na konia mówiłbyś equus czy caballus? Na kota felis czy cattus? Po łacinie w tym czasie, to chyba tylko z zakonnikami w Irlandii.
    A w ogóle zabawny jest zachwyt na Wielką Białą Cywilizacją w wykonaniu pariasów tej cywilizacji, których naród został przez tę cywilizację kilkukrotnie gruntownie przemielony. Tym bardziej, że wasza dominacja trwa co najwyżej 150 lat i chyba gwałtownie się kończy.

  65. @mnf
    „Gdzieś tam w niebiosach bóstwa sobie wojują, a z punktu widzenia chłopa nie zmienia się nic”

    Zmiana między chłopem niewolniczym a feudalnym jednak jest skokowa i ogromna. Choćby jeden z nich ma prawo mieć konia, a drugi nie (w ogóle nie ma żadnych praw, jest niewolnikiem). To ma konkretne, wymierne przełożenie na codzienność.

    „Nie bardzo rozumiem, co ma do tego Grzesiuk i III Rzesza? ”

    Chodzi o to, że ten kto w danym społeczeństwie ma najgorzej, rzadko doświadcza postępu – to jest Uniwersalna Prawidłowość.

  66. @bantus
    „Nie ufam tym tłumaczeniom. To jest uogólniony mit sarmacki. Poza tym to zbyt proste wyjaśnienie, nie mówiąc już o tym, że będzie pełno kontrprzykładów, gdy jedno plemię zniewala inne i żadnego postępu nie obserwujemy.”

    Ja też nie ufam (po prostu innych wyjaśnień nie znam, ale jestem otwarty), ale to niewystarczająca refutacja. Nie każde pocieranie patyków daje ogień, a to nie obala tezy, że niektóre ludy potrafią tak otrzymać ogień.

    @pm
    „W Bizancjum po łacinie to pewno średnio by poszło, z tego co pamiętam, językiem Bizancjum była greka.”

    Ktoś, kto zawodowo się zajmował obsługą podróżnych, raczej musiał znać łacinę. Ale jak wiadomo z turystycznych wypadów do Grecji, nawet nie znając tego języka, ze zdumieniem odkrywamy, że wiemy jak jest „wejście”, „wyjście”, „góra”, „dół”, „dziękuję”, „do widzenia”, „dużo”, „mało” itd…

  67. @janekr & Havermeyer
    „BTW w latach 60. nagrano w PL wiele polskich wersji przebojów.”
    „Nie tylko w latach 60, bo i później też…”

    Perła gatunku:
    link to youtube.com

    „nie kojarzę nic po 2000 roku”

    Do wyboru do koloru:

    Elton John by De Mono: link to youtube.com
    Police by Perfect: link to youtube.com
    Queen by Edyta Górniak: link to youtube.com
    Roxette by Kasia Kowalska: link to youtube.com
    Turner + Bowie by Markowscy (krindż alert): link to youtube.com

  68. @karakachanow

    Piosenki Toma Waitsa to troszeczke inne zjawisko całych albumów z piosenkami Brela/Cohena/Weila/Cave’a itd., gdzie artysta chce w ten sposób oddać hołd świetnemu songwriterowi próbując przełożyć te poetyckie teksty na swój język. Trochę inna liga niż Babi Ląd jednak, gdzie głównie chodziło o przejechanie się trochę na popularności aktualnego hitu.
    I wydaje mi się że tego w mainstreamie jest znacząco mniej przez ten youtubowy prześmiewczo-ironiczno-mashupowy młyn, który na bieżąco mieli wszystko, więc nie ma miejsca dla topowych gwiazd coverujących aktualny hit hitów jak kiedyś Gott czy Kunicka.
    Podejrzewam też że może tu wchodzić w grę kwestia praw autorskich i tantiem na których pewnie w dzisiejszych czasach wytwórnie mocniej trzymają łapę, ale tu chętnie posłuchałbym jakiegoś insidera biznesu muzycznego.

  69. ” Ale jak wiadomo z turystycznych wypadów do Grecji, nawet nie znając tego języka, ze zdumieniem odkrywamy, że wiemy jak jest „wejście”, „wyjście”, „góra”, „dół”, „dziękuję”, „do widzenia”, „dużo”, „mało” itd…”
    Dziękuję ma coś wspólnego z Eucharystią (ευχαριστώ), natomiast zwykłe tak/nie jest pułapką tak -> Ναί (brzmi jak ne), nie -> όχι

  70. @Havermeyer
    „ale tu chętnie posłuchałbym jakiegoś insidera biznesu muzycznego”

    Insiderzy biznesu muzycznego czasem organizują takie gigi jak ten:
    link to youtube.com

  71. @amplat „w kontekście odesłania insygniów cesarskich przez Odoakera”
    Teodoryk Wielki poprosił o ich zwrot i dostał je. Nie wiadomo, czy były okazywane przy okazji audiencji dla rzymskiej arystokracji, ale można to sobie wyobrazić.

    @”ale nie byłaby to łacina klasyczna.”
    Jeszcze w XI wieku kazania we Francji pisano po łacinie. Prawdopodobnie odczytywano je „po miejscowemu”, podobnie jak we współcznesnym angielskim pisownia rozjeżdża się z wymową.
    Język ewoluuje, pisownia jest zwykle bardziej konserwatywna, całkiem możliwe, że klasyczną łaciną nie mówiono już w II wieku.

  72. @Awal

    @Hity po roku 2000
    Nie wiem co teraz począć z tą wiedzą, ale dzięki! Zamiast Police by Perfect wkleił Ci się Robert Palmer by De Mono, też fajnie.
    Mam jednak wrażenie że im bliżej teraźniejszości tym większa odległość czasowa między oryginałem a coverem, ale może to złudzenie.

    @insiderzy
    Jak jest duży gig to jest i szmal na promocję, wiadomo.

    A tak na marginesie pomyślałem czy są jakieś polskie covery na które nie reaguję krindżem albo wzruszeniem ramion i do głowy mi przychodzi tylko „I wanna be your dog” w wersji Świetlików ale podejrzewam że to wynik patrzenia przez rózowe okulary młodości i faktu że dobrego pukowego numeru nie mogą zepsuć nawet przeciętne umiejętności wokalne Świetlickiego.

    Jest trochę dobrych polskich numerów ewidentnie inspirowanych cudzym brzmieniem, Dziwny jest ten świat to świetny James Brown, Poszłabym za tobą to fajny mix Hey Joe i wczesnego The Who, Nowa Alelsandria to cała płyta doskonałego Killing Joke, ale żeby ktoś wziął zagramaniczny numer i zrobił z niego jakąś nową jakość?

    (Chyba za bardzo sobie wziąłem do serca to hasło WO że ten blog jest jak komis z winylami.)

  73. @havermeyer
    „ale żeby ktoś wziął zagramaniczny numer i zrobił z niego jakąś nową jakość”

    Nie jestem jakimś wielkim fanem, ale w swojej kategorii „Sen o dolinie” Sutki Butlera jest coverem tej samej klasy co pierwowzór.

  74. Oprócz coverów były jeszcze, mówiąc łagodnie, „inspiracje”.
    Bardzo ładna piosenka Françoise Hardy link to youtube.com zainspirowała autora muzyki do przeboju „Och, jak bardzo cię kocham”.

  75. No jak luźne inspiracje, to wspomnijmy o próbie zaimitowania Barry’ego White’a przez grupę Kombi („Przytul mnie”). A co do polskich coverów cringe’owych to nic nie pobije „Rock Aroud The Clock” Chóru Czejanda: link to youtube.com

  76. Małe pieski dwa (sibą sibą…). Myślałem zawsze że to taka ludowa melodia, aż w Mafia 2 w samochodzie usłyszałem „Live could be a dream…”.

  77. @Havermeyer
    „Mam jednak wrażenie że im bliżej teraźniejszości tym większa odległość czasowa między oryginałem a coverem, ale może to złudzenie.”

    Te aktualne covery robione przez profesjonalistów są czasem nawet udane, ale raczej bezpieczne, bez wokalnego ryzyka [1]. Te z PRL były ambitniejsze i jakby bardziej pod własnym nazwiskiem, bo to była próba sprawdzenia się w innej, dochodzącej zza żelaznej kurtyny stylistyce. Wyobrażenia sobie, że stoję gdzieś tam przy mikrofonie w Carnegie Hall…

    Dziś jeśli chcesz zobaczyć podobne emocje to zobacz na Polsacie np. Czadomana śpiewającego w przebraniu Cugowskiego.

    [1] link to dailymotion.com

  78. W Yesterday Radosława Piwowarskiego w zakończeniu demoniczny wuefista zasiada za perkusją i śpiewa „Love me do” z własnym polskim tekstem. Bardzo pedagogicznym zresztą.

  79. @monday.night.fever
    Nie bardzo rozumiem, co ma do tego Grzesiuk i III Rzesza?

    Mniej więcej to, co @WO już napisał. Z pewnej perspektywy zwyczajnie nie widać zmiany technicznej, bo cały czas używa się tych samych narzędzi, tej samej organizacji pracy, przy tej samej wydajności. Chłop w średniowieczu niekoniecznie „widział” postęp gdziekolwiek. Wątpię, czy np. zdawał sobie sprawę, że w najbliższym młynie jest od roku jakaś nowa generacja drewnianych zębatek. A jeśli z czegoś sobie zdał sprawę (na przykład, że koło młyna spiętrzyli wodę i zainstalowali koło nasiębierne), to prawdopodobnie dla niego samego nie wynikała z tego żadna różnica praktyczna.

    Zresztą zmiana narzędzi mogłaby wyjść mu na dobre ale niekoniecznie. Zastąpienie italskiego motyczenia ziemi galijskim pługiem zmniejszyło zapotrzebowanie na niewykwalifikowanych niewolników. Ci niewolnicy trafili (prawdopodobnie) do mniej wyniszczającej pracy.

    Ale w innym miejscu i czasie wynalezienie odziarniarki Whitneya (cotton gin) doprowadziło (podobno) do tego, że na plantacjach bawełny zapotrzebowanie na takich niewolników skokowo wzrosło, a jednocześnie znikły „spokojne” miejsca pracy przy ręcznym skubaniu ziaren. Do tej pory właśnie to było wąskie gardło w produkcji „surowej” bawełny w belach – odtąd można było wszystkich niewolników (poza kucharką i pokojówką) popędzić batem na pole.

  80. @monday.night.fever
    GOT na poziomie gospodarczym w zasadzie odwzorowywał feudalizm

    I nie jest w tym zbyt przekonujący. Na przykład Bret Devereaux zwraca uwagę, że Królewska Przystań jest nierealistycznie ogromna jak na średniowieczne miasto:

    Now, the show broadly wants to imply that the rulers of Westeros handle the administration of King’s Landing by not handling it – thus the city is poor, squalid and stinks. This explanation, unfortunately, does not work for a city this size. Even well administered, a city of this size would likely be poor, squalid and stinky, but without effective administration, it would be dead from starvation. Very roughly, we might estimate the grain requirements of each resident at around 17 kg per month (which would need to be supplemented by other food-stuffs), or 8,500,000 kg per month for the whole city. That means the city needs to import 312 tons of grain, per day, every day. More, really, because they need to stockpile for the winter, and the sort of ships Westeros has can’t sail in all seasons (but that’s a topic for another day).
    That food is going to need to be imported over long distance. Assuming fairly good land (here I am partly borrowing from Erdkamp’s figures in The Grain Market in the Roman Empire (2005) and partly using my own; note that ancient and medieval farming productivity is much lower than modern) and a 10% surplus (because the farmers eat most of the food they grow), we might expect that a city like King’s Landing requires a minimum of 6,426,000 acres of good wheat-land (10,040sq miles) to sustain itself. In short, King’s Landing would require a grain farm the size of Massachusetts merely to meet the minimum survival requirements.
    But that food almost certainly cannot travel overland. In Game of Thrones, we are repeatedly told that King’s Landing is supplied by the Reach, with food moving up the Roseroad to the capital. While it is hard to get clean estimates, the road from Highgarden to King’s Landing is some 900 miles long; as we’ve noted elsewhere, transport of bulk goods overland before railroads is expensive. Working from the Roman Price Edict of Diocletian, the price of grain doubles every hundred miles it is moved overland – even the Lannisters might struggle to feed their considerable household at those prices. Even if King’s Landing sat in the center of a perfect circle of ideal farmland (and it very clearly does not) it would not be possible for even most of the grain the city required to move overland.
    All of which is to say that for King’s Landing to exist, the government of Westeros almost certainly needs to coordinate long distance grain transport to the capital, to the tune of hundreds of tons every day, and most of that will move by sea. The Romans did this, but they had a fairly sophisticated bureaucracy (for the ancient world) to do it with, the Cura Annonae, which coordinated purchase (often through taxes), shipping, baking, supply and storage for a couple hundred thousand citizens in the city (the rest were stuck with what the market would provide, but the market could make use of the infrastructure built by the state (roads, ports) for this purpose). And these are the beginnings, not the end of administrative problems: firewood (for heating and cooking), water, waste, ports, roads and on and on. The Roman investment in Rome’s port, at Ostia, was massive.

  81. @Havermeyer

    „po 2000”

    Z kronikarskiego obowiązku dodam: Filip Łobodziński śpiewa Boba Dylana w tłumaczeniach własnych (płyta wydana w 2017 r.); chociaż miałbym dużą ochotę okryć ten fakt litościwą zasłoną milczenia.

    @wyjedwabiste covery sensu largo

    Nie pamiętam, czy już o tym wspominałem na tym blogasku – istnieje skoczna wersja „Tutti Frutti” w wykonaniu Karin Stanek, co prawda w języku oryginału, ale za to (chyba) mimowolnie queerowa: „I’ve got a boy named Sue”, a potem: „I’ve got a boy named Daisy”. Co jest tym smaczniejsze, że oryginalne słowa oryginału, przed cenzurą obyczajową, szły podobno jakoś tak: „Tutti frutti, good booty, if it don’t fit, don’t force it, you can grease it, make it easy” i niejeden boy named Sue albo Daisy pewnie empatyzował.

  82. sheik.yerbouti

    „taką oto wygładzoną wersję”

    Vreau să plec şi nu-l să, nu-l să aud 😛

  83. Twórczy cover bywa ryzykowny, czasem wychodzi „Zdzisiek, Zdzisiek, Zdzisiek, zwróć mi ten przebiśnieg”.
    Jako dodatek do Machiny wydano niegdyś płytkę „Polska młodzież śpiewa zagraniczne piosenki”. Zabawna, nawet Marylę R. mozna wybaczyć. Druga część nie była już tak dobra, co chyba świadczy o ubóstwie tej działki.

    link to discogs.com

  84. „Gdzie są kwiaty z tamtych lat” Sławy Przybylskiej są równie potężne jak oryginał Pete’a Seegera czy wersja Marleny Dietrich. W takich pieśniach chyba najlepiej nam szło.

  85. @WO

    ” A co do polskich coverów cringe’owych to nic nie pobije „Rock Aroud The Clock” Chóru Czejanda”

    Litości, Gniatkowski przerobił „Most na rzece Kwai” na jakieś śpiewy o robocie młodym: link to youtube.com

  86. @wo

    „„Rock Aroud The Clock” Chóru Czejanda”

    Dla mnie bomba! O rany, o rany, o rany, dumbilum bau.

  87. „Most na rzece Kwai”
    A tak, ta wersja była w zeszłym tygodniu w radiu Pogoda. Chociaż nie wiem, czy Leeeciaaałem nie jest jeszcze straszniejsze.

  88. @vito-slav
    Ta składanka wygląda tak jakby na vol. 1 zebrano kawałki które rózni artyści nagrali wcześniej, większość kojarzę z albumów Piersi, Big Cyca, Świetlików itp. a vol. 2 wygląda jakby po sukcesie jedynki przygotowano dwójkę na zamówienie i każdy sobie wybrał jaki hit weźmie na warsztat.

    Była też taka składanka Polish Funk i tam też najfajniejsza chyba była jedynka a wyszły zdaje się 3 części. Nie jest łatwo utrzymac poziom przy takich tematycznych wydawnictwach.

    link to discogs.com

    Zapomniałem też jak genialny w swojej prostocie był ten pomysł Kazika żeby przełożyć ludową amerykańską balladę o poprawczaku na gwarę więzienną. To jest jeden z lepszych polskich coverów ever.

    @Awal
    Jestem wstrząśnięty tym Marleyem by Urszula. To jest doskonały numer do trollowania fanów polskiego reggae.

    A z krindżowych coverów jeszcze mi się przypomniał nasz polski Little Richard:

    link to youtu.be

    Ja kocham Luczije a ona mnie nie.

  89. Dzięki wrocławskiemu Radiu RAM usłyszałem parę lat temu „Asfaltowe łąki” link to youtu.be – moim skromnym zdaniem arcydzieło. Zresztą nie tylko moim, fokę aprobaty dał znajomy Amerykanin grywający z Georgem Clintonem czy Buzzem Osbornem.

  90. @Wojciech Czapliński

    „Asfaltowe łąki”

    A to jest cover?! z czego? Byłem przekonany, że to oryginalny utwór, zresztą w bazie ZAiKS-u jest wpisane autorstwo Zimińskiego i Kondratowicza.

    Z ciekawostek, w uznaniu dla świetności tej kompozycji nagraliśmy swego czasu z kolegami cover version w stylu dans-trans-pank i z własnym tekstem; jest na youtubie, ale chyba nie jestem na tyle body positive żeby pokazywać.

  91. @Havermeyer
    I wtopa przy kontynuacji serii. Dość skąpe zasoby.

    Pozostaje do rozkminienia twórczość Maleńczuka.

  92. @vito-slav

    Ja Maleńczuka długo nie trawiłem aż raz przypadkiem nie trafiłem na jego gig solo z gitarą i zrozumiałem że to jednak rasowe zwierze sceniczne, umiejące samym sobą wypełnić coś pod 2h występu z fajnymi balladami i dobrą konferansjerką. Ulica dała mu dobrą szkołę. No i żeby zostać w orbicie coverów: wolę jego interpretację Bema Pamięci… od oryginału Niemena.

  93. @m.bied
    Cover nie, ale słyszę tam Santanę, Joe Cockera i parę innych inspiracji.

  94. @Havermeyer
    Niestety, niegdyś czekałem bezskutecznie na jego występ (Cantigas de Santa Maria). Artysta i jego dzieło.

  95. @bantus
    „ Nie jestem ekspertem, wiadomo, ale czy nie jest tak że wynalezienie nowego sposobu produkcji czy zdobywania pożywienia skutkowało postępującym rozwarstwieniem społecznym, w końcu pauperyzacją i zniewoleniem najniższych warstw społecznych?”
    Ten pogląd jest, że wynalezienie rolnictwo u- i rozwarstwiło społeczeństwa jest ostatnio mocno krytykowany, m.in. przez Graebera (cześć jego pamięci). Wg jego spojrzenia duże i złóżone społeczeństwa długo znały rolnictwo i mimo to nie dochodziło do tak wyraźnych podziałów, a nawet znano rotację niektórych ról w ciągu roku.
    link to eurozine.com

  96. @vito-slav

    „niegdyś czekałem bezskutecznie na jego występ”

    Heh, ja niegdyś doczekałem skutecznie; zaczął wyśpiewywać te wszystkie cantigas, aż spośród zbaraniałej publiczności wyrwał się desperacki okrzyk: „czemu, cieniu, odjeżdżasz!”, chyba jako wyraz pragnienia, żeby śpiewak dał sobie już spokój z Alfonsem X Mądrym i zaśpiewał coś Niemena. Artysta (chudy wtedy jak szczapa i prezentujący look stereotypowego heroinisty) usłyszał to i odkrzyknął: „Czemu odjeżdżam? Żeby zachować linię, hehe”.

  97. @Hevermayer
    „Chyba za bardzo sobie wziąłem do serca to hasło WO że ten blog jest jak komis z winylami”

    Jak covery i winyle z komisu to:
    link to youtube.com

    Bo polską muzykę też coverowano i nadal sie coveruje, tylko nie tam gdzie myślicie.

    Ta pani z płyty miała piękną karierę wokalną od Moskwy po Paryż, gdzie regularnie wplatała takie perełki jak to: link to youtube.com albo to: link to youtube.com

    A tu inna pani po rosyjsku:
    link to youtube.com

  98. link to discogs.com

    Mam tę płytę 🙂 I jest na tyle dobra by nadal funkcjonować i być odtwarzaną od czasu do czasu.
    Na przykład Muńkowa wersja Mano Negry jest bardzo zacna.

    Co do Maleńczuka i apropos coverów. Ten znany dość powszechnie kawałek yugotonowy o siedzeniu w pudle jest wybitny. W ogóle oba yugotony są bardzo dobre.

  99. @WO
    „Jak wrócić do Akwizgranu, to Najważniejsze Pytanie Stojące Przed Polską.”

    Aby połączyć dwa, na nawet trzy, wątki z tytułu: disco, porno i krację, można skupić się na tych coverach jakie Zachód funduje sam sobie. Dalida coveruje Minę [1][2], Azanavour Argotesa [3][4], Patricia Kaas Andy Williamsa [5][6], Ulvaeus z ABBY błaga Mireille Mathieu by scoverowała „Winner Takes it All”, właściwie komponuje tę piosenkę dla niej jako docelowy cover – który ona wykonuje w wieku 68 lat tak: [7]. Gainsbourg nagrywa „Je t’aime… moi non plus” z Bardot, ale ta wersja go nie zadowala, więc autocoveruje ją z Jane Birkin. Której to wersji zakazuje słuchać papież Paweł VI, więc wkrótce słucha jej cała Europa…

    To jest pewna kulturowa gra, dialog, który cały czas się toczy i trzeba w nim być (a nie tylko go oglądać), aby korzystać w pełni korzystać z „bycia w Europie”, również ekonomicznie.

    [1] link to youtube.com
    [2] link to youtube.com
    [3] link to youtube.com
    [4] link to youtube.com
    [5] link to youtube.com
    [6] link to youtube.com
    [7] link to youtube.com

  100. [lurk mode off]
    A propos coverów, czy ktoś pamięta Acid Drinkers „Fishdick”?
    link to youtube.com
    Another brick in the wall wyszedł im fenomalnie.
    Pozdrawiam gospodarza i komcionautów!
    Wasz wierny lurker jeszcze z czasów pierwszego PiSu.
    [lurk mode on]

  101. @wk
    „a nawet znano rotację niektórych ról w ciągu roku.”

    Już Papcio Chmiel to przewidział w X Księdze! „Tytusku, nie gniewaj się, zejdź z drzewa, będziemy się zmieniać – najpierw ja będę wyzyskiwac ciebie, a potem ty mnie”.

    @awal
    'Aby połączyć dwa, na nawet trzy, wątki z tytułu: disco, porno i krację,”

    Nareszcie program dla lewicy!

  102. @awal „Aby połączyć dwa, na nawet trzy, wątki z tytułu: disco, porno i krację”
    Gdyby disco ciut unowocześnić, to techno i porno mamy u Maleńczuka: link to youtu.be

  103. @WO
    „Nareszcie program dla lewicy!”

    Nie dawała mi spokoju Twoja wzmianka o musicalowej piosence sławiącej integrację europejską. Oto i ona: link to youtu.be

  104. @sheik.yerbouti
    „Gdyby disco ciut unowocześnić, to techno i porno…”

    Ależ techno-porno było przed disco! Patrz „Barbarella in the Excessive Machine” – w erze metoo to już chyba tylko do „ironic viewing”…

  105. @awal
    Emocje u Mireille Mathieu gdy wybrzmiała ta ABBA – nie do podrobienia. Chanson…
    Ale Osiecka w rosyjskim tłumaczeniu, na ile je rozumiem, chyba mocno spłaszczona

  106. @dzieci cieci
    Tę Osiecką tłumaczono na rosyjski co najmniej dwa razy. Walerij Leontiew, radziecko-rosyjski Panasewicz, zaśpiewał coś bliższego oryginałowi: link to youtube.com

    Tekst i wykonanie Maszy Żyliny z Białorusi bardziej odpowiada jej scenicznemu wizerunkowi child prodigy – ona śpiewa niejako przed balem, kiedy Maryla śpiewała po.

    Ale poza tym w obu wykonaniach jest ta nuta goryczy przykrytej złotem jaka często się pojawia w rosyjskiej wysokiej kulturze – ta żona Marmeladowa, co wspomina jak tańczyła z szalem przed księżną na zakończenie roku w instytucie gubernianym…

    Do wschodniej duszy dobrze przemawia też Niemen, „Dziwny jest ten świat” ma kilka coverów śpiewanych po polsku przez wykonawców z Białorusi, Ukrainy, Armenii. Były adaptacje Młynarskiego i innych polskich autorów. Czego oczywiście my nie zauważamy tak jak Zachód nie zauważa nas.

  107. @notka
    A Królestwo Burgundii? W tym okresie chyba całkiem w porządku – wino jest, dieta też ujdzie. Czasy dość spokojne. Klimat miły. Może nawet byłoby z kim pogadać.

  108. @vito-slav
    „A Królestwo Burgundii?”

    Jeśli mowa o Królestwie Burgundii-Arelacie, to niestety trapiła je polityczna niestabilność. Dość powiedzieć, że od 1032 r. Burgundia ta znika z mapy jako samodzielny byt nad Rodanem. To już chyba raczej polecałbym Księstwo Burgundii, sąsiadujące z królestwem od zachodu, gdzie pogadać istotnie było z kim (opactwo w Cluny). Przy czym gdyby po dysputach przyszła ochota na biesiadę to średniowieczny booking.com polecał raczej położone bardziej na północ opactwo w Tonnerre nad Yonną (czynił to poprzez liczne wzmianki o obżarstwie i opilstwie tamtejszych mnichów). To też zresztą Burgundia, tyle że współczesna, mająca z tymi średniowiecznymi wspólną jedynie nazwę i swoistą markę (brzmiącą po metoo: dysputy, wino i śpiew).

    Hrabstwo Szampanii ze słynną ówcześnie szkołą katedralną w Reims (z którą związany był urzędujący AD 1000 papież) byłaby do rozważenia z podobnych powodów. Z trochę innych – Katalonia, gdzie w strukturze społecznej dominowali w owym czasie wolni posiadacze ziemscy (aloers). Bo z tym feudalizmem to trochę tak jak z gotykiem: że powszechnie panował w średniowiecznej Europie to bardziej wiedzieli ludzie późniejszych wieków niż współcześni.

  109. @Awal
    Barcelona nieco zbyt blisko Umajjadów. A nuż znowu wjadą i spalą?

  110. @vito-slav
    Królestwo Burgundii? Było plemienne królestwo (państwo) Burgundów, jakoś na przełomie starożytności i średniowiecza. Potem – księstwo Burgundii (le duché de Bourgogne), przez chwilę (końcówka Wojny Stuletniej i zaraz po) niepodległe pod rządami bocznej linii Walezjuszy, po śmierci Karola Śmiałego przejęte przez Habsburgów. Przed XV wiekiem była to część Francji – ot, kapetyńskie lenno, tyle że dość duże i (do czasu) dość samodzielne. Co tam się takiego fajnego działo w X wieku? Dlaczego akurat tam należałoby się udać, a nie np. do hrabstwa Tuluzy?

  111. @Awal Biały
    A, chyba że Arelat, ale to przecież w praktyce żadne królestwo, tylko cesarska domena.

  112. @Gammon No, 82
    „A, chyba że Arelat, ale to przecież w praktyce żadne królestwo, tylko cesarska domena.”

    Jednak samodzielne królestwo w X wieku (w latach 933-1032).

    @vito-slav
    „Barcelona nieco zbyt blisko Umajjadów. A nuż znowu wjadą i spalą?”

    Hrabiowie Barcelony zawierali z nimi traktaty pokojowe. Choć istotnie w 985 Almanzor i tak zdobył miasto i uprowadził mieszkańców. Jednak w owym czasie nie było na to nigdzie w pełni skutecznej obrony… Rajdy Saracenów czasem omijały ubogie pogranicza i docierały daleko w głąb ziem frankijskich. Tak w 939 r. spłonął burgundzki klasztor w Saint-Maurice (dziś Szwajcaria). Węgrzy docierali w ten sam region z drugiej strony. Być stosunkowo biednym właścicielem ziemskim z dala od atrakcyjniejszych celów ataku to mogła być najlepsza dostępna polisa.

  113. O. K., O. K., jeśli już planujemy wyjazd turystyczny, to w jakieś atrakcyjne miejsce. A wtedy wzrasta prawdopodobieństwo innych, niespodziewanych atrakcji…

  114. @Awal i Havermeyer
    „ale nie kojarzę nic po 2000 roku”
    „Aby połączyć dwa, na nawet trzy, wątki z tytułu: disco, porno i krację, można skupić się na tych coverach jakie Zachód funduje sam sobie. Dalida coveruje Minę”

    Magda Umer i Janusz Gajos wpisali się we wskazany wyżej europejski trend i wydali w 2015 „Pa!-role” [1].

    @m.bied Aachen i Akwizgran
    Znajoma Francuzka przyznała się, że kiedyś na mapie zdziwiło ją, jak to możliwe w tamtym rejonie, wśród wszystkich niemiecko brzmiących nazw miast uchował się taki wyraźnie francuski rodzynek jak Aix-la-Chapelle.

    [1] – link to youtube.com

  115. @vitoslav „jeśli już planujemy wyjazd turystyczny, to w jakieś atrakcyjne miejsce. A wtedy wzrasta prawdopodobieństwo innych, niespodziewanych atrakcji”

    Najazd all-inclusive? Tylko w tym przypadku nie chodzi niestety o przyjemności.

    „A Królestwo Burgundii? W tym okresie chyba całkiem w porządku – wino jest, dieta też ujdzie”

    Wino było tysiąc lat temu z reguły podłym kwaśnym sikaczem. Tyle dobrego, że alko wybijało bakterie.

  116. @t.q
    „Magda Umer i Janusz Gajos wpisali się we wskazany wyżej europejski trend i wydali w 2015 „Pa!-role” [1].”

    Och, w ten europejski trend wpisywali się najlepsi:
    [1] link to youtube.com
    [2] link to youtube.com

    (gorsi też, ale tych litościwie pomińmy)

  117. @sheik
    Nieprecyzyjnie się wyraziłem. Ma to być spokojna wycieczka, nie survival z umykaniem przed Madziarami, Berberami czy Wikingami. A smak ma drugorzędne znaczenie przy ludzkim popędzie do używek.

  118. Jeśli chodzi o wino w świecie islamu to żaden problem. Nie bez przyczyny tyle pisał o tym Omar Chajjam i różni sufi. Nie byłoby też problemu z bardziej grzesznymi rozrywkami dla ludzi obu orientacji. Jedyny problem, że taki podróżnik mógłby nadziać się na hanbalitów, takich ówczesnych wszechpolaków, którzy przekopali by cię za raczenie się winem, ale to była raczej mniejszość.

  119. @redezi,
    „postęp w technologii produkcji żelaza”,

    Paradoksalnie silną motywacją była klęska ekologiczna. W Anglii coraz trudniej było o wysokiej jakości drewno, niezbędne do wykonywanie kluczowych elementów wytrzymałościowych kadłubów. Efektem było wprowadzanie na coraz większą skalę żelaznych wiązań i wzmocnień. Drugim efektem tej samej klęski ekologicznej był węgiel.

  120. @sheik.yerbouti
    „Wino było tysiąc lat temu z reguły podłym kwaśnym sikaczem. Tyle dobrego, że alko wybijało bakterie.”

    Na pewno należało oczekiwać dziwnych dodatków: słodzenie np. miodem, ziołowe przyprawy, do tego ocet, żywica albo popiół jako konserwant. Natomiast z tym wybijaniem bakterii to różnie, bo wino było drogie i w praktyce rozcieńczano je wodą. W takich stężeniach raczej już niczego nie wybijało i psucie się trunków było powszechnym problemem w średniowieczu, dlatego pito głównie młode wino. Raczej bez szans na porządne leżakowanie.

  121. @procyon
    „W takich stężeniach raczej już niczego nie wybijało”

    To byl zapewne żart, ale dopowiem, że stężenia, w którym alkohol staje się bakteriobójczy to akurat stężenia powyżej których już się w zasadzie nie daje pić (>60%). Takiego alkoholu w tym okresie nie zaserwowaliby nam jeszcze nigdzie w Europie, bo nie znano w niej sztuki destylacji (w świecie islamu być może jakis alchemik uraczylby nas własnoręcznie produkowanym „duchem wina”…)

  122. @procyon @wo
    „W takich stężeniach raczej już niczego nie wybijało”
    Nie spodziewajmy się jałowości/czystości mikrobiologicznej produktów spożywczych, z alkoholem czy bez. Wino i piwo było przez wieki bezpieczniejszym trunkiem niż woda, m.in. że względu na obniżone pH [1], ponadto w wypadku piwa kluczowy był proces warzenia (gotowania) i dodatek bakteriostatycznego chmielu. W tych warunkach drożdże rozwijają się na tyle szybko, że ewentualne bakterie stanowią mniejszość.
    ”However, research suggests that vegetative
    pathogens present at the pH levels of wine likely die-off quickly within a few hours to a few days at room temperature. In addition, while the survival or growth of human sporeforming pathogens such as Clostridium botulinum and Bacillus cereus may be uncertain, it is clear that the spores of these organisms do not germinate and outgrow at the pH levels typical of wines.”

    [1] link to bio-conferences.org

  123. @wolny_rodnik
    „dodatek bakteriostatycznego chmielu”

    No ale jeśli mówimy o X wieku, to wtedy jeszcze zazwyczaj nie stosowano chmielu. Zamiast tego piwo doprawiano tzw. grutem, czyli specjalną mieszanką ziołową, albo np. jałowcem jak w sahti. Co do alkoholu, to do codziennego spożycia przeznaczone było raczej piwo stołowe o niskiej jego zawartości w stylu 0.5-2% ABV.

    Choć rzeczywiście długo lekarze radzili mieszać wodę z winem zamiast pić czystą – uważano, że to lepsze na trawienie. Takie zalecenie jest nawet w Nowym Testamencie.

  124. @procyon

    To jest bardzo starogrecki zwyczaj i raczej nie trzeba go wywodzić z lekarskich zaleceń – tak po prostu pito, uważając picie niezmieszanego wina za barbarzyństwo i swołocz. Już w platońskich dialogach (Uczta/Sympozjon na czele) mamy scenę wyboru „komendanta imprezy”, który ma wymyślać zabawy i zajmować się właśnie dopilnowaniem tego, żeby proporcje się zgadzały. Szybkie przeklikanie wyrzuciło mi artykuły, z których wynika, że te proporcje to mogło być nawet 3 cz. wody na 1 cz. wina – wody najlepiej źródlanej, czyli zimnej (et wołala! i mamy zimny drink).

    To legło też u podstaw, dlaczego będąc dzisiaj w grecji będziemy pytać i szukać raczej κρασί (kras-i), a nie οίνος (ojnos/inos). /Krasi/ oznaczało pierwotnie właśnie taką mieszankę wody (υδώρ/idor) i wina (οίνος).

    @ nazewnictwo miasto położonego nad Zatoką Termajską

    Próbując pogodzić obu dyskutantów muszę przyznać, że w nazewnictwie jest po prostu sajgon. W ostatecznym rozrachunku trzeba się czegoś uchwycić, więc polecam „Urzędowy wykaz polskich nazw geograficznych świata” (2013r.), gdzie jak wół stoi „Saloniki”. Jest to głupie, frustrujące i nie znajduję dla tego wytłumaczenia, ale tak nazywamy oficjalnie to miasto (zapewne za włoskim Salonica albo tureckim Selanik). Nie wiem skąd ta liczba mnoga. Może ktoś myślał, że chodzi o te Saloniki, a nie tamte? Czort wie.
    Z drugiej strony przecież o starożytnym Santorini powiemy raczej Thira a dzisiejsza Mitylena to zdecydowanie dawne Lesbos, i bądź tu mądry. Dyskusję wygra chyba ten, kto przeżyje swojego oponenta, więc nie pozostaje nic innego, jak zacząć zdrowo się odżywiać.

  125. @olo421
    Stąd i krater (naczynie).
    Żaden ze mnie znawca ale czy to mieszanie nie wynikało po prostu z tego, że wina w starożytności nie były klarowane zarówno smakiem, fakturą i konsystencją bardzo różniły się od tego co dzisiaj rozumieli pod pojęciem wina? Gdzieś czytałem, że picie starożytnego czystego wina było doznaniem ekstremalnym i owszem wymagały sporej dozy barbarzyńskiej pogardy dla własnych kubków smakowych.

  126. @s.trabalski

    A i ze mnie żaden znawca – wina jestem raczej amatorem i to w każdym tego słowa znaczeniu 🙂 – dzielę się jedynie tym co wieki temu napotkałem w tłumaczonych źródłach i doszperałem we wcale nie najpewniejszych źródłach. Nie wiem czy nie należałoby odwrócić kierunku mieszania, to raczej do wody dodawano sok z winogron, żeby piło się smaczniej – same proporcje, które od 3 do 1 się dopiero zaczynają, by na to wskazywały.
    No ale i my przecież pijąc alkohol, potrafimy zalać go większą ilością dowolnego płynu, żeby dało się pić.

  127. @olo24

    „Nie wiem skąd ta liczba mnoga. Może ktoś myślał, że chodzi o te Saloniki, a nie tamte? Czort wie.”

    1) Po polsku jest też trochę rdzennych nazw miast w liczbie mnogiej, jak Koluszki. 2) Having said that, końcówka w Salonikach wcale nie musi funkcjonalnie oznaczać liczby mnogiej, po prostu tak ją interpretujemy z braku innego odniesienia. Zasada, że słowa są zbiorami znaków, którym arbitralnie nadajemy znaczenie, chyba nigdzie indziej nie działa tak mocno, jak przy geografii i nazwiskach. 3) W językoznawstwie jest takie pojęcie jak „logizowanie”, czyli wymaganie od języka, aby był całkowicie „logiczny”, w znaczeniu spójny, sensowny, jednoznacznie zgodny z rzeczywistością fizyczną. Nie jest to postawa uznana za prawidłową z powodu wniosków płynących z punktu drugiego.

  128. @piotrkowalczyk

    ad1 Pełna zgoda, ale w każdym ze znanych języków, w tym w oryginale, ten toponim jest w liczbie pojedynczej, i nie wiem komu przyszło na myśl, żeby robić z tego liczbę mnogą, tym bardziej, że przynajmniej raz na jakiś czas w każdym kościele można było usłyszeć fragmenty listu do Tesaloniczan, a nie Saloniczan właśnie.

    ad2 Funkcjonalnie może nie być to liczba mnoga, ale traktujemy to słowo zdecydowanie tak, jak gdyby była to liczba mnoga, co widać choćby po odmianie – jedziemy przecież do „tych Salonik/” (niektórzy może nawet do Saloników), przyglądamy się „tym Salonikom” etc.

    ad3 Dziękuję za sprzedanie ciekawej informacji. Wstyd przyznać, że się z tym pojęciem nie spotkałem. Jak znajdę czas, spróbuję poszukać, skąd w polszczyźnie taki a nie innym odpowiednik Tesalonik się przyjął – jedyne co przychodzi na myśl to właśnie próba uniknięcia tych Salonik i tamtych Salonik, jakkolwiek głupio to brzmi. Myślę, że da się to jakoś prześledzić i nawet dałoby się tu nakleić złoty znak jakości Q – badania językoznawcze

  129. Saloniki to nie polski wymysł. Pojawia się chyba z imperium osmańskim. Końcówkę w kontekście historycznym rzeczywiście najwłaściwszą ma Tesalonika, szczególnie że Grecy mówią Tesaloniki zupełnie współcześnie. Być może coś gubiąc, czy zniekształcając, choć nie koniecznie. Zwycięstwo nad Tesalią chyba po prostu daje sporo możliwości. Nie znam się to zaryzykuję: tesalo-nike/nikeia?/nikaia?

  130. Jeżeli chodzi o genezę samej nazwy no to król Kasander i jego żona Tesalonika – dzień dobry! – na której cześć to miasto zostało tak właśnie nazwane. Żaden Tesalczyk nie musiał ucierpieć w tym filmie.
    W dzisiejszym tureckim jest Selanik, więc może to i dobry trop + dodajmy jak określa się tę miejscowość po rosyjsku i może mamy odpowiedź – kserokopiarka zza wschodniej granicy.

  131. @wo
    stężenia, w którym alkohol staje się bakteriobójczy to akurat stężenia powyżej których już się w zasadzie nie daje pić (>60%)

    Wydaje mi się, że sporo zależy od tego, o jakie bakterie chodzi.

  132. P.s.
    Z szybkiego przejrzenia internetów wygląda na to, że „słaby” alkohol nie jest całkiem bezwartościowy, jeśli chodzi o mordowanie niektórych patogenów.

  133. @olo421

    „w nazewnictwie jest po prostu sajgon”

    Bez przesady. Nie ma sajgonu ani nawet hocimina, jest UWPNGŚ i styknie.

    Przyjmuję argumentację kol. ❡, że jakiś pedant za piątkę mógłby zechcieć napisać „okolice Tesaloniki” w odniesieniu do sytuacji mającej miejsce w późnej starożytności, takiej jak opracowanie słowiańskiego języka liturgicznego, ażeby nie pozostawić żadnej wątpliwości co do swojej erudycji level Wikipedia. Tyle że nie pasuje mi takie rozwiązanie do stylu Gospodarza (po prostu nie kojarzę go jako pedanta za piątkę), więc szacuję pisanie o „okolicach Tesalonik” raczej na wynik pośpiechu/niedoredagowania/kalki językowej – podobnie jak potraktowałbym zapis typu „przed pandemią odwiedziłem okolice Istanbulu/Istambułu”. Ła al-Gospodarzu aʿalam.

  134. @wina w starożytności
    Adam Rogers w „Proof: The Science of Booze” sugeruje, że Rzymianie leżakowali wina i dbali o to, żeby wybić bakterie:
    „[Roman] wine culture was evolved enough to have sommeliers—they called them haustores—and wine, vinum, classified into subcategories (sweet dulce, soft molle, white album, and dark red sanguineum). One of the whites, Falernian, was supposed to be aged at least a year before drinking, and older equaled better. At twenty to thirty years old it acquired a more amber color; in Satyricon, Petronius the Arbiter (somewhere around 27–66 AD) describes a dinner at which a honeyed wine is served first, followed by a 100-year-old Opimian Falernian. Booze chemistry changes over time even in the absence of wood, though, and evidence suggests the Romans aged their wine primarily in ceramic amphorae, sealed and heated—an early version of pasteurization, killing the microbes that spoil food without messing up the food itself.”

    Chociaż to dotyczyło pewnie tylko win spożywanych przez top 1% społeczeństwa.

  135. @Wojciech Nowakowski
    „„Gdzie są kwiaty z tamtych lat” Sławy Przybylskiej są równie potężne jak oryginał Pete’a Seegera czy wersja Marleny Dietrich.”

    Wolne żarty. Wanda Sieradzka (polska tłumaczka) z sobie tylko znanych powodów wzięła antywojenny manifest Seegera i zrobiła z niego sentymentalne pitu-pitu. Dla porównania:

    Oryginał
    „Where have all the young men gone
    Gone for soldiers everyone
    When will they ever learn
    When will they ever learn.”

    Polska wersja
    „Gdzie są chłopcy z tamtych lat?
    Na żołnierski poszli szlak…
    Kto wie, czy było tak,
    kto wie, czy było tak?…”

    Zamiana końcowego „When will they ever learn” na „Kto wie, czy było tak” dla rymu/rytmu/kaprysu/whateveru jest niewybaczalna, bo kastruje piosenkę z najmocniejszej linijki, w zamian dając jakieś nie wiadomo co. Kto wie, czy było tak, może było a może nie było, a może poszli do lasu. [pięcioliterowy wyraz]

  136. @krystyna.ch
    „Zamiana końcowego „When will they ever learn” na „Kto wie, czy było tak” dla rymu/rytmu/kaprysu/whateveru jest niewybaczalna, bo kastruje piosenkę z najmocniejszej linijki, w zamian dając jakieś nie wiadomo co.”

    Broniłbym tego tłumaczenia. Wers „When will they ever learn” powtarza się w tekście angielskim nie rymując z pozostałymi wersami, jest politycznym komentarzem. Polska tłumaczka odeszła od niego przede wszystkim dlatego, że w latach 60-tych nie byłoby miejsca na taki pacyfizm w radiowej piosence. Uciekając w ambiwalentne „Kto wie, czy było tak”, zrymowała ten wers z wersami poprzedzającymi, w duchu ludowej piosenki. I zmieniła, ale wcale niekoniecznie popsuła, wyraz estetyczny całości. Wersja angielska pyta o bezsens żołnierskiej śmierci publicystyczną „prozą”, a polska tę śmierć poetyzuje i w warstwie muzycznej dramatyzuje. W tym kierunku idą też inne przesunięcia tekstu, takie jak: „Where have all the soldiers gone? Gone to graveyards, everyone … Where have all the graveyards gone? Gone to flowers, everyone” na „Gdzie żołnierzy naszych kwiat, Tych sprzed laty? … Gdzie mogiły z dawnych lat, Tam gdzie kwiaty.”

    Ten zabieg wydaje się słuszny, bo u nas – niezależnie od systemu politycznego – nie bardzo były i są warunki, by robić inaczej. Pytanie o to „czy oni się kiedyś czegoś nauczą” ma sens w odniesieniu do elit władzy wielkich mocarstw, nie wobec elit kraju, którego historia fatalistycznie skazana jest na kolejne katastrofy [1]. Piosenka po angielsku może więc pomstować na ofiarę pokolenia, które porosły maki „in Flanders Fields”. Takie pomstowanie nie czyni poległym ujmy, bo jest konkretny polityczny adresat, któremu można wytknąć sprowokowanie ich ofiary. My nie bardzo mamy takiego adresata – wyrzut musiałby być skierowany do samych poległych, albo do jakieś opatrzności, fatum. Gdyby kluczowy wers chcieć tłumaczyć „dosłownie” w polskich warunkach musiałby on brzmieć „Kiedy zmieni się nasz los?”. I właściwie ten sens, choć mniej dosłownie, oddaje polska tłumaczka pisząc „Kto wie, czy było tak”: to jest sprawa poza sferą ludzką, kto wie dlaczego tak jest, nie naszą rzeczą pytać. Naszą rzeczą jest, jak wiadomo, by maki piły polską krew… Bo „bagnet mnie ukłuje, śmierć mnie ucałuje” A „вторая пуля насмерть ранила меня”. Ten fatalizm jest bowiem ogólnie środkowo-europejski (wersja czeska „Kdo to kdy pochopí, kdo to kdy pochopí?” – kto to zrozumie)…

    I tym akcentem wracamy do źródeł, gdyż Pete Seeger inspirował się piosenką kozaków z „Cichego Donu” [2][3], która – tak samo jak wersja Sieradzkiej/ Przybylskiej – opowiadała o fatalistycznej nieuchronności żołnierskiej śmierci, nie o szafowaniu nią przez rządzących…

    [1] Taką perspektywę przyjmuje podmiot liryczny ludowej piosenki. Nasze blogowe dyskusje o tym jak to w alternatywnej historii mądrzejsze od rzeczywistych polskie elity mogłyby uniknąć katastrofy są poza jego doświadczeniem.

    [2] link to lyricstranslate.com

    [3] link to youtube.com

  137. @krystyna.ch
    „sentymentalne pitu-pitu” „[pięcioliterowy wyraz]”

    I wiesz, ostrość sądów jest jednak ogromnym przywilejem młodości… W czasach kiedy Przybylska nagrywała tę piosenkę było czymś zupełnie niesentymentalnym, a raczej mocnym jak protest song, usłyszeć wzmiankę o „żołnierzach z tamtych lat”, po których „w polu krzyża znak” i pod których można było podkładać formacje o różnych krojach orzełka… No, to tylko taka dziaderska wzmianka na boku…

  138. @Awal Biały

    „ostrość sądów jest jednak ogromnym przywilejem młodości”

    Dla równowagi należy zauważyć, że niedookreślenie i wieloznaczność bywały przywilejem młodych kiedyś.

    Przyszedł mi na myśl song pt. „Biały krzyż”, funkcjonujący w swoim czasie niemalże jako nieformalny hymn tzw. frakcji moczarowców w okresie ich największego rozbestwienia. Tymczasem po latach bezlitosny los sprawił, że część swojego ziemskiego przebytu spędziłem na wysłuchaniu żarliwej przemowy Jana Pospieszalskiego, z której wynikało, że Krzysztof Klenczon ułożył tę piosenkę z myślą o swoim ojcu, żołnierzu AK i powojennym partyzancie, a wykonujący ją podczas tournée po NRD członkowie Czerwonych Gitar, w tym: młody gitarzysta basowy nazwiskiem Jan Pospieszalski, dokonywali czynu dysydenckiego niemal na miarę Václava Havla i Andrieja Sacharowa. Kto wie, czy było tak…

  139. @Awal
    „Pytanie o to „czy oni się kiedyś czegoś nauczą” ma sens w odniesieniu do elit władzy wielkich mocarstw, nie wobec elit kraju, którego historia fatalistycznie skazana jest na kolejne katastrofy”

    Pytanie „czy oni się kiedyś czegoś nauczą” ma sens w odniesieniu do elit państwa, które samobójczo posyłało swoich synów ku kolejnym „zwycięstwom moralnym”. No więc – jak pokazał rok ’89 – czegoś jednak się nauczono i odrzucono zerojedynkową, czarno-białą politykę („nie oddamy ani guzika”, „żadnych kompromisów”, „walka aż do końca”, „wszystko albo nic” itd.). Niestety, patrząc na obecny renesans martyrologii i kultu męczeństwa, nauka poszła w las.

    Przytoczone przez @krystynę.ch tłumaczenie („kto wie, czy było tak…?”), którego sens można oddać jako „było, nie było – dawnymi czasy; panie, któż to dzisiaj wie…” jest po chamsku przekręcone. To niejedyny taki przypadek, widziałem już np. przekręcone tytuły książek, które – przetłumaczone dosłownie – mogłyby zaboleć wrażliwe polskie ucho.

  140. Do tego o czym obszernie napisał Awal, dodałbym jeszcze kilka rzeczy. Jedną sprawą jest sam fakt istnienia cenzury, stąd też „kto wie, czy było tak?” jest oczywistą grą. Nie wiadomo jaki orzełek, czy wyszli z lasu, czy może tam zostali, czy to było Lenino czy okolice Arnhem. Podobnie jak w „Czterech Pancernych” nie jest wprost wyjaśnione czemu Janek szukał ojca na Syberii…

    Drugą rzeczą jest to że w przeciwieństwie choćby do Zachodu, w Polsce m.in z powodów opisanych przez Awala, ruch antywojenny zakwitł na chwilę – to była końcówka lat osiemdziesiątych i wywołał ją na równi stan wojenny jak i lęk przed zagładą atomową, dla którego paliwem był Czarnobyl jak i te motywy obecne w zachodniej, coraz łatwiej dostępnej wówczas popkulturze.

    Trudno oczekiwać czegoś innego, gdy o wojnie i jej konsekwencjach decydują nawet nie nasze elity ale siły dużo potężniejsze, co polska popkultura jak już kiedyś wspominałem, przechowała („Karbala”). Nawet kopiowanie kina zachodniego kończy się przesłaniem wyraźnie fatalistycznym („Demony Wojny”). Pozostaje tylko albo fatalizm i wspomniana już krew albo próba przetrwania i radość z tego że nam się udało więc jest nadzieja na w miarę normalne życie („Nim wstanie dzień” by wrócić do muzyki).

    Narracja tradycyjnie zwycięska i heroiczna oczywiście wraca, starczy rzucić ćwiczebnym granatem w losowym kierunku by na taką trafić z tym że w wersji tradycyjnej ma wymiar prawicowy i postawiłbym tezę że elitarnym – stąd też mamy taką narrację w „Pierwszej Brygadzie” czy powstańczym „Pałacyku Michla” (w końcu to piosenka batalionu „Parasol” a więc dzieci warszawskiej inteligencji w znacznej mierze, ten sam autor pisał przecież o „Chłopcach silnych jak stal”). oczywiście jest to także narracja na swój sposób okraszona cierpieniem, aczkolwiek o ile z perspektywy ludowej chodzi o przetrwanie, to heroizm elit ma przynieść zwycięstwo – nie teraz ale kiedyś. Znów przywołam Szczepańskiego z „Parasola” – „Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły/ Nowa się Polska – zwycięska narodzi” pisane gdy już było wiadomo że znów się nie udało.

    Narracji o której pisał Awal a więc jednak wygrywamy, w jakimś stopniu bo podjęliśmy rozsądne decyzje, mamy czym walczyć a nie pistolety na czołgi i kosy na sztorc jest bardzo niewiele i pojawiają się znów w kontekście bycia w sieci powiązań bo inaczej się nie da [1] jest niewiele. Niedawno wyszły wspomnienia pilota polskiego F-16 [2] i tam już nie mamy narracji „ostatnia szarża na straconych posterunkach” tylko „jesteśmy zawodowcami, naszego sprzętu zazdroszczą nam inni i szkolimy się by wygrywać…a przynajmniej chcemy” ale…też widać że ta narracja jest (co nie dziwne) zdominowana przez wzorce i odniesienia amerykańskie także gdy chodzi o zwyczaje czy kulturę organizacyjną- trudno jednak spodziewać się by było inaczej, u specjalsow wszelakich jest podobnie.

    [1] Na poważnie pisze o tym w świeżym tekście J. Gotkowska z OSW [ link to klubjagiellonski.pl ]
    [2] [ link to wiadomosci.gazeta.pl

  141. [dziaders mode on]

    @m.bied
    „Przyszedł mi na myśl song pt. „Biały krzyż”…”

    Pewnie Kondratowicz po prostu napisał dla Klenczona wieloznacznie, tak jak Sieradzka dla Przybylskiej, Czarski dla Święcickiego, itd. Natomiast w warstwie melodycznej „Białego krzyża” pojawiają się „Rozszumiały się wierzby płaczące”, które są coverem „Pożegnania Słowianki” (Проща́ние славя́нки), które jest coverem kąśliwego protest songu z czasów wojny rosyjsko-japońskiej „Ach, dlaczego nas powołali do wojska” (Ах, зачем нас забрали в солдаты) [1]. Więc ostatecznie młodość ma swoje ostre przesłanie!

    @sfrustrowany_adiunkt
    „Podobnie jak w „Czterech Pancernych” nie jest wprost wyjaśnione czemu Janek szukał ojca na Syberii”

    Ani z kim walczył nad Bugiem właściciel tej kurtki [2]…

    „Narracja tradycyjnie zwycięska i heroiczna oczywiście wraca”

    Przyklejając na kartkach świątecznych znaczek Poczty Polskiej „Wojska Obrony Terytorialnej. Zawsze gotowi. Zawsze blisko” [3] nawet przez chwilę pomyślałem czy autor będzie sobie kiedyś dopisywał ironiczne parantele…

    [1] link to vilavi.ru
    [2] link to youtube.com
    [3] link to filatelistyka.poczta-polska.pl

    [dziaders mode off]

  142. Miło, że moja drobna uwaga wywołała ciekawy wątek w dyskusji. Szczerze mówiąc, szło mi głównie o wykonanie, głos Przybylskiej. Nie jestem anglistą, żeby wchodzić w niuanse tłumaczeniowe. Natomiast za swoistą odpowiedź, co było dalej, czyli po wojnie, można uznać „Nim wstanie dzień” Osieckiej/Komedy/Fettinga (swoją drogą – chyba najlepsza dykcja wśród polskich aktorów).

  143. @Czterej pancerni
    Muszę się przyznać bez bicia do dwóch rzeczy:
    1. Nigdy nie obejrzałem Czterech pancernych w całości. Jakieś pojedyncze odcinki. Podobnie Klossa (nie jestem pewien, czy nie nadrobiłem w nowych czasach dla hecy) i innych „kultowych” seriali. Sztyrlica, czy jak mu tam kojarzę tylko z dowcipów.
    2. No i siłą rzeczy nie ogarniam co tam się w Cz.P. działo, poza ogólnym od Lenino do Berlino, więc nie wiem o czym piszecie (nie wiedziałem też czym tak się jarają moi koledzy).
    Czy jestem pokrzywdzony przez los i rodzinę?

  144. „Nim wstanie dzień” to piękne dzieło (dziwne, słowo „piosenka” mi tu nie pasuje), ale jest wyprane z historycznych odniesień. Tekst mógłby ilustrować czasy po jakiejkolwiek wojnie, byleby były w okolicy jarzębiny. Zyskuje dodatkowe znaczenie dopiero w zależności od tego, kto i kiedy wykonuje. Ale jest piękny.

  145. @vito-slav

    „„Nim wstanie dzień” to piękne dzieło (dziwne, słowo „piosenka” mi tu nie pasuje), ale jest wyprane z historycznych odniesień”

    Nie ma co ukrywać, że na playliście mam ten utwór zapisany specjalne okazje bo tak casualowo nie da się słuchać. Natomiast historycznym odniesieniem był sam kontekst w którym powstał i trafił do obiegu – dwadzieścia lat po wojnie było czytelne aż za bardzo o co chodzi z „tam gdzie tylko był dym”. Aczkolwiek brak odniesień w tekście daje mu jednak dodatkową moc (wojen było wiele i zaczynamy się niestety szykowac na nowe i to…duże, niestety).

    @bartolpartol

    „Nigdy nie obejrzałem Czterech pancernych w całości. Jakieś pojedyncze odcinki. Podobnie Klossa ”

    Oj, warto nadrobić. Choćby dla wyłapania niuansów historyczno – politycznych w Czterech Pancernych bo sam serial…no jednak dużo gorzej się zestrzał realizacyjnie niż „Stawka”, gdzie jednak sceny akcji to bójki/strzelaniny z wtrąconym czasami stock footage z bombardowań. Aczkolwiek niektóre sceny akcji potrafią być zaskakująco dobrze zrobione – np. w jednym z odcinków widać u Klossa wzorową postawę z pistoletem…z bryyjskiego podręcznika („Shooting to Live ” z 1942). Nie sądzę aby to był przypadek. Podobnie dobrze zestarzały się fabuły odcinków – choć widać ograniczenia formatu, to jednak jako kino szpiegowskie bronią się do dzisiaj. A i polityki i propagandy jest dość mało.

  146. @Awal

    „nawet przez chwilę pomyślałem czy autor będzie sobie kiedyś dopisywał ironiczne parantele…”

    No cóż, slogan doczekał się już przetworzenia na „zawsze przy kawie, zawsze w sztabie” natomiast nie da się ukryć, że koncept WOT był silnie inspirowany wizjami odtworzenia czegoś na kształt AK, po stronie cywilnych sympatyków/lobbystów tego projektu można wskazać osoby wręcz zafascynowane heroiczną legendą AK i widać to także w działaniu [1]. Na to nakłada się dążenie do liczebnej rozbudowy tej formacji – zwłaszcza na wschodzie Polski. W efekcie, trzon kadrowy to przedstawiciele klasy średniej zaś szeregowi i podoficerowie – klasa ludowa. I tu robi się ciekawie, ponieważ nie jest to tylko dążenie by dostać karabinek i na weekend poczuć się bardziej męskim – kadra w wielu znanych mi przypadkach jest autentycznie zmotywowana. Tak jak zmotywowane były kadry…w przeszłości. Ma to swoje konsekwencje, choćby w postaci skrajnego upolitycznienia dyskursu o sensie istnienia/przyszłości armii (taki racjonalny dyskurs w Polsce, wyjęty z ram partyjnej polityki prowadzi w Polsce garstka sfrustrowanych adiunktów/publicystów/hobbystów/specjalistów)

    P.S przepraszam za posta po postem.

    [1] [ link to media.terytorialsi.wp.mil.pl

  147. Kiedyś w którymś wywiadzie Severski mówił że na Stawce możnaby uczyć rekrutów w Kiejkutach, tak uczciwie jest zrobiona od strony szpiegowskiego know-how z epoki. Pewnie się trochę zgrywał ale na pewno nie całkiem. Ogląda się to nadal też świetnie. Treść jest oczywiście w dużym stopniu ahistoryczna no ale przecież to rozrywka a nie podręcznik historii. Natomiast Cz.P. zestarzeli się bardzo kiepsko i IMHO oglądać się tego już nie da. Choć rozumiem że komuś się chce wyszukiwać smaczki bo na pewno ich nie brakuje. Finally: Storlitz to zbyt nachalna propaganda, jeszcze kiedyś to to mnie śmieszyło, ale teraz to nienienie. Mimo wielu bardzo dobrych aktorów którzy tam grają tych hitlerowców.

  148. @Wojciech Nowakowski
    „Natomiast za swoistą odpowiedź, co było dalej, czyli po wojnie, można uznać „Nim wstanie dzień” Osieckiej/Komedy/Fettinga”

    Smaczek: link to youtube.com

    @sfrustrowany_adiunkt

    „No cóż, slogan doczekał się już przetworzenia na „zawsze przy kawie, zawsze w sztabie””

    Powinieneś pisać jakieś regularne teksty o wojsku. Właśnie o wojsku, a nie o fajoskiej „technologii wojskowej” czy też „polskiej strategii obronnej” – co w obu wypadkach jest chyba malarstwem dość abstrakcyjnym. Twoje portreciki sytuacji w jednostkach byłyby, coś czuję, soczyste.

    „Choćby dla wyłapania niuansów historyczno – politycznych w Czterech Pancernych bo sam serial…no jednak dużo gorzej się zestrzał realizacyjnie niż „Stawka”,”

    Polecam nie patrzeć na 4PiP jako na kino wojenne, lecz jako na pierwszą polską telenowelę z elementami slapsticku i musicalu. Wtedy to się świetnie broni – przecież nawet ten pies w tytule klapkowski – szybki Laur Komcionauty dla tego, kto wyjaśni o co mi chodzi.

  149. @Awal Biały
    „Broniłbym tego tłumaczenia.”, „Pytanie o to „czy oni się kiedyś czegoś nauczą” ma sens w odniesieniu do elit władzy wielkich mocarstw, nie wobec elit kraju, którego historia fatalistycznie skazana jest na kolejne katastrofy”

    Jestem skłonna się zgodzić, że to tłumaczenie może obronić się w ujęciu diachronicznym, ale nie synchronicznym.

    „ostrość sądów jest jednak ogromnym przywilejem młodości…”

    … ale pokolenia młodsze od Przybylskiej to już jednak nie wszystko „młodość”. Niestety.

  150. @Awal

    Rozumiem że porównujesz 3PiP do „Three Men in a Boat (To Say Nothing of the Dog)” pana J.K.Jerome? Ale czy sugerujesz że Przymanowski się inspirował, czy są na to jakieś kwity itp. to nie wiem.

    Ps. Sam chciałem tego Komedę wrzucić jak tylko się pojawiło hasło Fetting. Wgląd w proces twórczy jest zawsze ciekawy. Słyszałem gdzieś podobnie dojrzewające Stairway to Heaven z jeszcze bardziej absurdalnym tekstem. Pewnie da się o to spytać wujka googla.

  151. @Awal

    Dziękuję za słowa zachęty. Czasami coś się udaje wtrącić w ograniczoną swoimi ramami formułę tekstów o strategii tudzież czasem technice a czasem o kulturze strategicznej, aczkolwiek może czas na próbę z własnym blogiem, po przejściu burzy punktowo – parametryzacyjnej z planami habilitacyjnymi w tle.

    „Polecam nie patrzeć na 4PiP jako na kino wojenne,”

    Swego czasu jeszcze w młodości przeczytałem książkę Przymanowskiego a ciut wcześniej jego zbiór anegdot frontowych („Ze 101 frontowych nocy”) i wiele motywów to po prostu przepisane lub przetworzone wspomnienia autora (typu: postrzał w zupę, sympatyczny rosyjski oficer który ginie pod sam koniec). Stąd też widoczny zaskakujący jak na tamte czasy ton – od lekkich komediowych scen, po motywy śmiertelnie poważne.
    I po namyśle, zgadzam się z interpretacją serialu jako swoistej telenoweli, w tym sensie, że pokazuje dość szerokie spektrum postaci, o różnym statusie społecznym, pochodzeniu klasowym, narodowości. Oczywiście tak jak w telenoweli III RP wszyscy powinni akceptować wolnorynkową gospodarkę i kanony liberalnej demokracji tak samo w czołgu albo jego okolicach można przebywać akceptując sojusz z ZSRR i nowa, ludową władzę.

    ” przecież nawet ten pies w tytule klapkowski”

    Czy chodzi o to że sama wzmianka o psie w tytule sygnalizuje że nie jest to całkiem na poważnie?

  152. @self
    Czterej pancerni ofc!

    @słowiański fatalizm

    Ja tu staję po stronie Krystyny. W nawiązaniu do tych wszystkich wątków o lewicowości i korowaniu naszej peryferyjności to właśnie ten fatalizm podlewany martyrologicznym sosem jest naszą kulą u nogi, a rolą lewicy jest piłowanie tego łańcucha powoli i metodycznie żebyśmy mogli się w końcu ruszyć z miejsca. Wybijanie zębów protest songom może miało swoje powody w czasach słusznie minionych, ale spowodowało też że te songi dzisiaj powodują najwyżej wzruszenie ramion.

    No i gdyby ten fatalizm się przekładał tylko na duszoszczypatielne piosenki to byłoby spoko, ale jak to jest nadal główną narracją polityków to jest źle bardzo. Dlatego też po cichu liczę na te masy młodych kobiet, które mają dość wciskania ich w ten cierpiętniczy gorset i pokażą to przy urnach tak jak pokazały już na ulicach. If not, we’re doomed.

  153. Luar zdobi Twe czoło, Havermeyerze!

    Chodziło mi o to „K” w „Jerome K. Jerome”. K od Klapka, jako swoisty hołd dla węgierskiego generała. Czy Przymanowski znał angielską książkę nie wiem, ale jeżeli do niej nawiązał, to mu się chwali.

    @krystyna.ch
    „Jestem skłonna się zgodzić, że to tłumaczenie może obronić się w ujęciu diachronicznym, ale nie synchronicznym.”

    Trudno mi to ująć takimi akademickimi terminami, ale to tłumaczenie po prostu nie mogło być dosłowne w Polsce Gomułki i Moczara. Ponieważ Seeger był „komunistą” a piosenka „antywojenna” to w ogóle można ją było przeprowadzić przez cenzurę. Ale żeby kwestionować rolę wojska w „walce o pokój” – co to, to nie. Za ironiczne śpiewanie na bibkach „o wojnie, co to ma być o pokój” Staszewskiego wyrzucono z partii.

  154. @sfrustrowany_adiunkt
    „Stąd też widoczny zaskakujący jak na tamte czasy ton – od lekkich komediowych scen, po motywy śmiertelnie poważne.”

    Przymanowski tak to tłumaczył Małachowskiemu: link to youtube.com

    Ktoś Pancernych jako zjawisko telewizyjno-społeczne powinien na serio filmoznawczo porównać z „M*A*S*H”.

  155. Pod względem technicznym pancerni bronią się najmocniej przy dużej batalistyce. Wszystkie szturmy czołgów, przeprawy i manewry są nadal porządnym tank-pornem.

    @Haver

    „Wybijanie zębów protest songom może miało swoje powody w czasach słusznie minionych, ale spowodowało też że te songi dzisiaj powodują najwyżej wzruszenie ramion.”

    Jak pisano powyżej, antywojenne protest songi są słabo osadzone w polskiej tradycji. Więc trudno o mocniejsze impulsy do ich ożywiania. Z resztą piosenki Seegera też chodzą raczej po niszy folkowej, niż na dużych protestach. A i tak są stosunkowo w obiegu, docierają do nieco młodszych pokoleń alt-bluegrassu i okolic. Dużo robi tu Peggy Segger (oby żyła jak najdłużej!).

    Dla mnie to tłumaczenie to mała cena za kawałek dobrej piosenki. I podoba mi się, że tłumaczka i piosenkarka dodały swoje interpretacje do klasyka.

  156. @Awal Biały
    „to tłumaczenie po prostu nie mogło być dosłowne w Polsce Gomułki i Moczara.”
    „Wybijanie zębów protest songom może miało swoje powody w czasach słusznie minionych, ale spowodowało też że te songi dzisiaj powodują najwyżej wzruszenie ramion.”

    Ano. Rozumiem argument o cenzurze i przyjmuję do wiadomości, ale te same zabiegi, które pozwalały piosence funkcjonować wtedy, sprawiają, że dzisiaj słabo funkcjonuje bez propedeutyki (że kontekst geopolityczny, cenzura i tradycja ludowa). Poza tym nie przeceniałabym odwagi związanej z pisaniem o „spoczywaniu pod krzyżem”[1]; władza ludowa może stosunek do religii oficjalnie miała taki, jaki miała, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że walka z religijną oprawą pogrzebów byłaby z góry przegrana (na Powązkach i AK-owcy, i AL-owcy mają postawione krzyże). Poza tym krzyż jako synonim nagrobka był tak wrośnięty w język, że cenzor, podobnie jak wszyscy mógł odruchowo nie dostrzegać w nim słowa z konotacjami religijnymi, ot grób i tyle.

    @redezi
    „Jak pisano powyżej, antywojenne protest songi są słabo osadzone w polskiej tradycji.”

    Dla mnie numerem jeden zawsze będzie muz. trad. (na melodię „Serce w plecaku”), autor nieznany:

    „Boże, spraw, bym miał odwagę, gdy Ojczyzna mnie zawoła, zamiast piersi wypiąć dupę, bo ta ropa nie jest moja”.

    [1] jeśli ktoś dysponuje kwitami, że jednak było problematyczne, zaprasza do rzucania.

  157. Może ja jestem jakiś dziwny, ale to co mnie w CzPiP najbardziej irytuje to fakt. że oni tam wszyscy, mimo oczywistych elementów tragicznych co i raz, i tak się cały czas cholernie dobrze na tej wojnie bawią. Nienawidzę filmów z przekazem w stylu „war is fun”.

  158. @kch
    „cenzor, podobnie jak wszyscy mógł odruchowo nie dostrzegać w nim słowa z konotacjami religijnymi, ot grób i tyle.”

    Wyszło trochę opracowań o cenzurze, czytam też trochę korespondencji Lema, więc się wetnę z wymądrzaniem. Cenzor właśnie obsesyjnie doszukiwał się skojarzeń wszystkiego z wszystkim. Typowy Cenzor był niespełnionym krytykiem, absolwentem polonistyki, któremu nie udało się zostać na uczelni ani zaistnieć w środowisku. Cenzorzy pisali pretensjonalne quasi-recenzje, ktore wyglądały jak referat na seminarium – bo zapewne wynieśli z uczelni to jako wzorzec Intelektualnej Doskonałości.

    Tzw. gra z cenzorem polegała na zarzuceniu go tylkoma skojarzeniami, żeby się sam w nich zapultał, i to z powodzeniem robiła szkoła krakowska. Ale jak zawsze, w tej grze przydatna była krysza, tzn. świadomość, że za autorem stoi ktoś na tyle wpływowy, że cenzor nie chce sobie z nim robić tyłów. Obawiam się, że w tym konkretnie przypadku tą kryszą rzeczywiście byli moczarowcy (choć stali po złej stronie historii i w ogóle byli złymi ludźmi, przebili trochę tabu dotyczących AK i BCh, oczywiście pod warunkiem rytualnego odcinania się od rządu londyńskiego).

  159. Co do protest songów to przecież mieliśmy poetę, który napisał wiersz z pamiętnym wersem: „Bujać to my, panowie szlachta!”, a jakiś czas temu na ładną piosenkę przerobił go zespół Akurat: link to youtu.be
    Więc nie jest też tak że nie mamy wcale tradycji pacyfistycznych.

  160. @autor nieznany
    A dokładniej autorem jest Jan Krzysztof Kelus link to tekstowo.pl
    Zresztą wers o nafcie jest parafrazą Tuwima „Two­ja jest krew, a ich jest naf­ta!”

  161. @havermeyer
    „W nawiązaniu do tych wszystkich wątków o lewicowości i korowaniu naszej peryferyjności to właśnie ten fatalizm podlewany martyrologicznym sosem jest naszą kulą u nogi,”

    Otóż to właśnie to przekonanie o polskiej wyjątkowości, że my pod jakimś względem mamy gorzej i musimy się upodobnić do mityczego Zachodu, któremu obcy jest fatalizm i martyrologia, jest naszą kulą u nogi. Finowie i Norwedzy też mają podobne motywy w swojej historii. Norweski hymn (a cała narodowa symbolika tam jest traktowana śmiertelnie serio, obwieszają się flagami, płaczą przy hymnie itd.) mówi mniej więcej „może jest nas niewielu, ale wystarczy – PAMIĘTAJCIE BITWĘ O FREDRIKSHALD!”.

    No kurna, angielski przekład według wiki:

    Hard times we have coped with,
    were at last disowned;
    but in the worst distress, blue-eyed
    freedom was to us born.
    It gave (us) father’s strength to carry
    famine and war,
    it gave death itself its honour –
    and it gave reconciliation.

    A o Finach to nawet nie mam siły zaczynać, proszę mi Uwierzyć Na Słowo, że bardzo się jarają wojną zimową oraz tzw. sisu.

  162. @janekr
    „A dokładniej autorem jest Jan Krzysztof Kelus”

    Podejrzewałam jego (albo Kleyffa), ale miałam z tym styczność tylko w wersji bez podania autora albo w najlepszym przypadku „Napis na murze”.

  163. Ja miałem styczność z pełną wersją, więc łatwo wyguglać po Jacku Staszelisie, w końcu groziło mi wojsko wkrótce po pojawieniu się tej piosenki.

  164. @wo

    Doskonale rozumiem jaranie się wojną zimową, bo sam się trochę jaram (w końcu to Finowie wymyślili koktajl Mołotowa, który oidp produkowały państwowe fabryki w zestawie ze szmatką do wetknięcia i podpalenia, plus te wszystkie techniki partyzanckie typu: zasadzka i szybki odwrót na nartach). Różnica jest taka że Finowie stracili Karelię, ale zachowali niepodległość a potem nawet na chwilę tę Karelię odzyskali z pomocą niemieckiego sprzętu. Moim zdaniem to trochę inna martyrologia jednak niż wieczna celebracja przegranych powstań i ogólne polskie „gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”, które prowadzi do gorzkiego „Polska mistrzem polski” i picia na smutno. Przecież nawet wojna polsko-bolszewicka to nie jest mem: daliśmy łomot przeważającym siłom wroga, tylko: cudowna panienka uratowała bo by nas rozjechali.
    To miałem na myśli mówiąc o fatalizmie.

    Norwegowie natomiast mają w tym hymnie reconciliation a tu ciągle żywa jest narracja oblężonej twierdzy, chociaż od 30 lat mamy wolny kraj, włączony symbolicznie do mitycznego Zachodu poprzez NATO i UE.
    Dobra, kończę już bo zaraz zacznę pomstować na sprawicowienie młodzieży jak kolega m.n.f., zastanawiam się tylko czy istnieje jakiś sposób na zdetonowanie tej bomby, bo prawica z tego kultu cierpienia zrobiła sobie fantastyczną broń typu „mówisz źle o powstaniu = nie jesteś Polakiem”. Siedzenie w tym to jakiś wariant syndromu Sztokholmskiego.

  165. [dziaders mode on]

    @krystyna.ch
    „Poza tym nie przeceniałabym odwagi związanej z pisaniem o „spoczywaniu pod krzyżem”…”

    Tu nie jest kwestia odwagi. W latach 60-tych, po latach zakłamywania i plucia na AK, pojawiło się przyzwolenie na opisywanie jej historii czy to w formie niskonakładowych monografii poświęconych poszczególnym operacjom (takich jak np. książka Cybulskiego o obonie Przebraża), czy też przez odwołania w popkulturze do uogólnionego „mitu partyzanckiego”, powierzchownie zgodnego z podobnym mitem radzieckim, a służącego legitymizacji moczarowców jako środowiska wywodzącego się z AL-owskiej partyzantki. W tych ramach mógł się pojawić w piosence leśny krzyż, wymagało to od twórców raczej wyczucia chwili i posiadania właściwej kryszy, o jakiej wspomina WO, niż odwagi. Przy czym z jednej strony były kalkulacje władzy na „kontrolowane” uwolnienie tematu, a z drugiej reakcje społeczne, kiedy to książka Cybulskiego znikała natychmiast z księgarni, a wykonanie Przybylskiej dzięki jej wokalnej charyzmie mówiło dużo więcej niż zapisane słowa: przywracało pamięć i godność członkom rodzin zabitym w lesie lub w katowniach UB.

    „dzisiaj słabo funkcjonuje bez propedeutyki”

    Oczywiście, dziś niech młodzi tworzą swoje teksty i interpretacje odnoszące się do ich świata.

    @Havermeyer
    „Co do protest songów to przecież mieliśmy poetę, który napisał wiersz z pamiętnym wersem: „Bujać to my, panowie szlachta!””

    Ten wiersz był nawet nauczany w szkołach PRL. Ale to był protest przeciw właściwej wojnie – imperialistycznej. Wojny toczone przez ZSRR, czyli walka z nazizmem i „wspieranie światowych ruchów rewolucyjnych”, nie mogły być w ten sposób krytykowane. Niekiedy prowadziło to do zabawnych incydentów kiedy to transparent „Żądamy zaprzestania interwencji w Wietnamie” jednego dnia był słuszny, a drugiego nie.

    [dziaders mode off]

    @WO
    „A o Finach to nawet nie mam siły zaczynać, proszę mi Uwierzyć Na Słowo, że bardzo się jarają wojną zimową oraz tzw. sisu.”

    A Estończycy – kraj do zajęcia osłonowym desantem – jak się jarają, że ich obrona terytorialna (Eesti Kaitseliit) to jak trzeba będzie w try miga zajmie Petersburg! Nie, nie jesteśmy jedyni, którzy inwestują w psychiczne warunkowanie młodzieży ludowej do bezskutecznych frontowych ofiar (do których elity dołączą opcjonalnie). Myśląc jak zwykle socjalno-lewicowo w interesie Sebastiana i Sandry, życzyłbym sobie motywu wojska w pop-kulturze takiego jak sygnalizuje adiunkt: jako profesjonalistów szkolonych do zwyciężania przy minimum ofiar. A przy tym, owszem, ponoszących koszty psychiczne, mających skomplikowane życie rodzinne, wkręcanych w machinę medialną itd. – co tylko dusza zapragnie. Ale nie jako ludzi którzy dadzą się poszatkować z drona szarżując nieadekwatnym sprzętem w smutnej rekonstrukcji szarży pod Rokitną.

  166. „Przecież nawet wojna polsko-bolszewicka to nie jest mem: daliśmy łomot przeważającym siłom wroga, tylko: cudowna panienka uratowała bo by nas rozjechali.”
    Pojęcie „Cud nad Wisłą” wymyślili wrogowie polityczni Piłsudskiego właśnie po to, żeby zdeprecjonować wysiłki i umiejętności wojska. No i się jak na złość przyjęło…

  167. @havermeyer
    „Moim zdaniem to trochę inna martyrologia jednak niż wieczna celebracja przegranych powstań i ogólne polskie „gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”, które prowadzi do gorzkiego „Polska mistrzem polski” i picia na smutno.”

    Z takim zastrzeżeniem się zgadzam, ale nadal podkreślam, że fatalizm, rozumiany jako „nasz naród jest najbardziej pechowy na świecie, mamy fatalne położenie geopolityczne, wszyscy nas ciągle tylko zdradzają i atakują za niewinność”, jest powszechnym zjawiskiem. Gdybyśmy zrobili badanie opinii publicznej, pod powyższym zdaniem z pewnością podpiszą się: Grecy, Włosi, Finowie, Duńczycy, Portugalczycy, Szkoci, Anglicy, Walijczycy, Irlandczycy (w tym: oranżyści), Katalończycy, Baskowie, Kastylijczycy (Hiszpania nie istnieje), Austriacy, Bawarczycy, Nadreniopalatynatyńczycy (Niemcy też nie istnieją)…

  168. @Havermeyer

    „Moim zdaniem to trochę inna martyrologia jednak niż wieczna celebracja przegranych powstań ”

    W tym kontekście warto zobaczyć oficjalny film na użytek społeczeństwa (w tym poborowych) prezentujący to co fińskie siły zbrojne będą robić w razie wojny (hybrydowej, a przynajmniej tak się zaczyna ) z Rosją. Tam nie ma matyrologii, jest po prostu sporo techniki w rękach żołnierzy zarówno zawodowych, poborowych jak i odpowiedników naszych WOT. Jasno jest powiedziane że mają walczyć i wygrać [1]. Oczywiście, doświadczenia historyczne są odczuwalne, stąd też co tu dużo mówić oni swoje nowe myśliwce i okręty kupują zgodnie z planem a nie na szybko bo stare się rozsypały.

    @Awal

    „A Estończycy – kraj do zajęcia osłonowym desantem – jak się jarają, że ich obrona terytorialna ”

    Jak najbardziej państwa bałtyckie przyjęły model taniej ale licznej jak na ich warunki armii terytorialnej, wyraźnie bojąc się zarówno agresji jak i ewentualnych walk wewnętrznych (spore mniejszości rosyjskie). I o ile spotkałem się nawet z narracją „OK poniesiemy duże straty ale to ruszy sumienia Zachodu” (nie muszę tłumaczyć jaka była reakcja mojej osoby…) to powoli idą w sensowniejszym kierunku. Estonia zamierza na przykład zakupić rakiety przeciwokrętowe, co nie pozostaje bez związku z tym że jakiś czas temu polski pododdział tego typu był tam na ćwiczeniach. A że akurat to jeden z bardziej sensownych zakupów naszej armii w ostatnich dekadach, mieli na co popatrzeć (podobnie niedawno mogli sobie z naszymi poćwiczyć Rumuni). I znów: ich decyzje są tu o tyleż sensowne, że wpisują się w cały militarny network – tu jedna czy dwie baterie estońskie, tu fińskie korwety, z innej strony Szwedzi i na dokładkę przynajmniej my blokujący (być może pod osłoną rakiet p-lot sojuszniczych okrętów a może jednak kiedyś własnych ) od południa Bałtijsk. Wtedy taka obrona (a raczej: odstraszanie przez sam koszt wybuchu wojny, ożeniony z europejskim soft power…) ma sens, miast szarż na stracenie.

    [1] [ link to youtube.com

  169. @Havermeyer

    Myślę, że wiele narodów narzeka na siebie w tonie „my to tylko narzekamy, nie to co inni”, i tak samo wiele narodów twierdzi, że „u nas to się gloryfikuje porażki, nie to co inni”. Zakładam, że częściowo dlatego, że o własnych porażkach się mówi (bo to istotne wydarzenia w historii) a w cudzej historii bardziej widzi się to co napisali zwycięzcy.

    Anna Fadiman w „Wyznaniach Czytelnika” dzieli się swoją pasją jaką jest czytanie o starych podróżach polarnych (które gospodarz pewnie hejtowałby równie mocno jak dzisiejszy himalaizm, znajdując tu liczne podobieństwa).
    “I should mention that all of the above explorers were unqualified failures. Not coincidentally, they were also all British. Americans admire success. Englishman admire heroic failure. Given a choice — at least in my reading — I’m un-American enough to take quixotry over efficiency any day.
    Przecież to wypisz wymaluj to co Polacy zwykli mówić o sobie. A tu Brytyjczycy w czasie gdy mieli imperium zajmujące 3/4 globu piszą wiersze o nieudanej szarży pod Bałakławą i chlubią się ekspedycjami, które skończyły się totalną klapą i śmiercią śmiałków.

    PS. Oczywiście Fadiman robi ten sam błąd stwierdzając jak to Amerykanie kochają sukces i nie znoszą porażki. „Remember the Alamo”.

  170. @krystyna.ch
    Na obronę wersji wykonywanej przez Sławę Przybylską dodałabym, że will you/they ever learn można zrozumieć również jako „czy kiedykolwiek się dowiesz/dowiedzą”, a to już bliższe temu „kto wie, czy było tak”. Nie upieram się, że taka była intencja, po prostu nie byłabym tak surowa w ocenie. W wersji niemieckiej Wann wird man je verstehen też zostawia pole do interpretacji. Bronię, bo cenię to wykonanie, na pewno bardziej niż wersję wykonywaną przez Marylę Rodowicz i innych (tamten tekst to dopiero). I zawsze odbierałam ją jako pieśń antywojenną bez żadnego zmrużenia oka.

    Inna rzecz, że jednoznaczne potępianie szaleństwa wojny w Pl przypomina taniec do „Czerwonych maków” w serialu Dom. Trzeba uważać. Większość z nas ma to wdrukowane, to nie tylko kwestia cenzury PRL czy obecnych narodowych tromtadracji. (Lao Che nagrywa Wojenkę po Powstaniu Warszawskim. A Maria Peszek może sobie pozwolić na sorry Polsko bo to śmieciowa królowa.)

  171. @bartol i wo
    „Czy jestem pokrzywdzony przez los i rodzinę?”
    „TAK!”

    Po trzykroć tak. Z tym że Pancerni inaczej (bardziej komedia, romans, historia wojenna, czyli tak bardziej serio) a Stirlitz i Kloss to się świetnie ogląda ironicznie, te wszystkie memy, dowcipy, plus oczywiście świetna gra aktorka (w Pancernych również). Ale może przemawia przeze mnie sentyment. Tak czy inaczej Stawkę znam na pamięć. Nawet kiedyś na jakimś karnawałowym balu przebierańców byłem przebrany za Klossa (mundur z magazynu na Woronicza!).

  172. @ Alternatywne narracje historyczne

    #rapiery

    Jedna narracja to jest o sprincie w nowoczesność i wojnie 1920. I to trzeba zrobić, bo to dobra robota kryptologii i operacyjnych, czysta nowoczesność. Tu bez ironii, pomysł na całą grupę zawodowych matematyków to jest nowoczesność w kryptologii.

    Druga to IMHO kocioł pod Falaise. Montgomery popełnia błąd, Polacy wykorzystują szansę. Trzeba czekać aż USA domknie kleszcze. Tymczasem maczkowcy przybijają pionę ze wszystkimi i są na właściwym wzgórzu we właściwym czasie. Zgrywają artylerię, logistykę z frontem i w efekcie łoją nazioli aż miło. Plus scena z Polakami z Wehrmachtu i mamy gotowy kontrmit: Polska w NATO od 1944 roku. Nie prawacka partyzantka, tylko porządne rzemiosło wojenne i nowoczesność. Plus wszystkie historie mówione z USA, Kanady czy UK o tym jak się współpracowało z Czarnymi Diabłami.

    (plus to była naprawdę dobra robota całej dywizji, zagrał sztab, zagrała łączność, zagrała logistyka. I krew nie poszła na darmo, tylko na wyjście operacyjne z żywopłotów Normandii. Plus ludzie od tego tworzyli powojenne polskie wojsko, więc mamy ładny splot z PRL).

    No i lewicowy IPS (Instytut Pamięci Społecznej) powinien reaktywować dumę z odbudowy, elektryfikacji i sukcesu w UE. Mit na pozytywnych odczytaniach polskiego kombinatorstwa. I queerowanie tej pornografii ruin na wszystkie sposoby. Od historii audycji radiowych aż po akcję „znajdź swoją cegłę w odbudowanej Warszawie”. (plus akcja typu „Na stulecie odbudowy Warszawy, Warszawiacy+rząd zrzucają się na pompy ciepła dla miejscowości, które pomogły w odbudowie)

    A o tym, że odra Wrocław-polscy epidemiolodzy-pomoc w indiach-wynalazek z Ochoty jako ważny wkład w pandemię COVID to powinny być filmy albo chociaż podcasty. To jest kurde nowoczesność, a nie bandy po lasach.

    No bo obiektywnie rzecz biorąc: odbudowanie kraju z ruin plus podziemna nauka i edukacja to jest taka sama specyfika Polski jak martyrologia. Takie samo tworzywo do mitów.

  173. @Darekk „kiedyś na jakimś karnawałowym balu przebierańców byłem przebrany za Klossa”

    Eeee, na pewno akurat za Klossa a nie za dowolnego innego oficera Wehrmachtu?

  174. @redezi
    „Tymczasem maczkowcy przybijają pionę ze wszystkimi i są na właściwym wzgórzu we właściwym czasie. Zgrywają artylerię, logistykę z frontem i w efekcie łoją nazioli aż miło.”

    Dlatego zresztą nie jestem za całkowitym zarzuceniem patriotyzmu „rekonstrukcyjnego”, tylko za przykładaniem większej uwagi do Maczka, Sosabowskiego, Andersa, trójki od Enigmy itd. Do dowódców, którzy literalnie apelowali do swoich żołnierzy, żeby „nie dali się zabić”, albo poświęcali zasoby na humanitarne ratowanie dzieci. Do fachowców, którzy wiedzieli, że żeby żołnierz mógł strzelić, sztab musi mu dostarczyć amunicję – itd.

  175. @DarekK „Chyba wiem lepiej, za kogo byłem przebrany”
    Pewnie tak, ale czy inni wiedzieli? Jak sie kiedyś książę Harry przebrał za Klossa na imprezie studenckiej, to była spora inba.

  176. „Jak sie kiedyś książę Harry przebrał za Klossa na imprezie studenckiej, to była spora inba.”

    Sam mundur Afrika Korps może by uszedł, ale tam była opaska ze swastyką – co robi cholerną różnicę.

  177. Poszczepieniowo podniósł mi się poziom optymizmu i choć wątek już wymarły, to może dorzucę coś od siebie?

    @amatil
    „Opisałeś Indie.”

    Toteż przecież i w Indiach dochodziło do znaczących i trwałych odkryć w dziedzinie matematyki, astronomii. Wydają się one być efektem naturalnego procesu zainicjowanego rozprzestrzenianiem się pewnych innowacji i przejścia na etap życia osiadłego, konsolidacji władzy, rozwoju biurokracji, co też może być nawet efektem zmian klimatycznych. Żeby ten charakterystyczny dla Europy cywilizacyjny próg przeskoczyć, musiało jednak dojść do rewolucji czyli umasowienia innowacyjnych idei. Bez tego idee będą przeskakiwać między cywilizacjami ale niekoniecznie przeistoczą się w coś znaczącego o charakterze przemiany fazowej. Taki stan będzie trwał dopóki bawić się nimi będą wyłącznie nieliczni filozofowie w swoich pałacach czy pustelniach, ich idee nie padną na podatny grunt.
    W Europie w wyniku reformacji doszło do upowszechnienia umiejętności pisania i czytania. Wiedza w tym zakresie była postrzegana jako instrument sprawowania władzy (do dzisiaj tak zresztą jest w USA) i nikt się nie palił do tego, żeby ten stan rzeczy zmienić. Tutaj taki hierarchiczny stan był firmowany i cementowany przez jeden, zepsuty do cna, system religijny. Wydawało się, że wystarczy go odnowić, sięgnąć do „źródeł” a wtedy się to co zepsute samo naprawi. Stary system łatwo było zaatakować bo był jeden, scentralizowany i znane były jego rozpełzłe na całą Europę macki. Pomimo tego, hierarchiczna struktura się oczywiście ostała praktycznie nietknięta (proponowane zmiany wygadzały także i królom) ale niechcący upowszechniła się umiejętność czytania, co przygotowało grunt do rozpowszechniania kolejnych innowacyjnych idei.
    W Indiach uwarstwienie społeczne, powszechny analfabetyzm firmowany był przez strukturę rządzenia i tysiące systemów religijnych więc nikomu nie postało w głowie, żeby się przeciw temu zbuntować. Tam zawsze pozycja społeczna była „naturalna” czyli przydzielona przez bogów. Należy więc docenić rolę kościoła katolickiego w budowaniu cywilizacji w Europie oraz zamknąć tę instytucję w grobowej krypcie gdzie ma dla siebie od dawna przyszykowane miejsce. Za małą, jak sądzę, wagę przykładamy przy nauczaniu historii do pomyłek i nieporozumień, niestety, na tym etapie rozwoju już nie pozostał już żaden margines bezpieczeństwa dla pomyłek i nieporozumień.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.